poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Nasze "znajdki".

Temat tego posta nie ma nic wspólnego z turystyką ale ponieważ wiem, że wśród znajomych blogerów jest wiele osób, które kochają zwierzęta, postanowiłam nieco rozwinąć temat "prezentu" jaki otrzymałam od wielkanocnego zajączka (choć zdaje się, że raczej stoi za tym święty Franciszek). Co ciekawe, jest to historia bliźniaczo podobna do tej, jaką kilka dni temu komentowałam na łamach zaprzyjaźnionego bloga  z tą różnicą, że tam w grę wchodził piesek.

Sprawy miały się tak, że w Wielki Piątek wyszłam rano z domu ponieważ miałam jechać do niedalekiej  wioski, aby zrobić opatrunek jednemu z moich pacjentów. Przechodząc koło śmietnika zobaczyłam niedużego, czarnego kotka, który chodził wokoło miaucząc żałośnie. Biedactwo wyglądało na wygłodzone, więc bez namysłu wzięłam go na ręce. Dzikie koty zwykle w takich sytuacjach nie pozwalają się do siebie zbliżyć, gdyż są przyzwyczajone traktować ludzi jako zagrożenie.

O dziwo, ten zwierzaczek wcale się nie bronił i natychmiast zaczął mruczeć! Był jednak poważny problem, gdyż w domu mamy już kotkę Santanę, która jest bardzo zazdrosna o swoje terytorium i po prostu szaleje jeśli na nasz balkon (mieszkamy na parterze) wejdzie jakiś obcy kot. Jednak postanowiłam zaryzykować, z nadzieją, że tym razem sprawy może potoczą się inaczej z uwagi na młody wiek kociaka. Przezornie zamknęłam kotka w łazience, wyposażając go uprzednio w legowisko, miseczki z wodą oraz jedzeniem i udałam się do pracy. Po powrocie zauważyłam, że miseczka z jedzeniem jest wylizana do czysta a kotek nadal głodny... Obejrzałam go dokładnie, i stwierdziłam, że jest to koteczka, więc nadałam jej imię ulubionej przez Martę  bohaterki serialu "Buffy, postrach wampirów". Nawiasem mówiąc Buffy to zdrobnienie od Elisabeth, więc  poniekąd jest ona moją imienniczką. Kotka chyba tułała się od dłuższego czasu, bo nie tylko była wychudzona, ale również bardzo brudna, więc postanowiłam ją wykąpać. Ablucje odbyły się nadzwyczaj sprawnie i bez szczególnych problemów. Po kąpieli i wysuszeniu suszarką, okazało się, że Buffy ma śliczne, gęste futerko o rudych refleksach. Z punktu zaczęła zwiedzać dom i szybko uznała go za miejsce odpowiednie do zamieszkania. Na szczęście, Santana mimo iż trochę fuka i syczy na małą, nie jest wobec niej agresywna, więc można mieć  nadzieję na ich pokojową koegzystencję.  Dobrze się składa, że w dniach poświątecznych ja i Marta nie pracujemy, więc możemy mieć sytuację pod kontrolą. Bardzo byśmy nie chciały stresować Santany, która też jest kotką po przejściach i podobnie jak Buffy z pewnością wychowała się wśród ludzi. Kiedy ją znalazłam trzy lata temu, była wysterylizowana i miała wszystkie nawyki kota domowego. Biedaczka także z niewiadomych powodów trafiła na ulicę i błąkała się po naszym osiedlu w okolicy sklepu mięsnego, gdyż pani sprzedawczyni dokarmiała ją okrawkami wędlin. 

Bardzo chętnie dała się przynieść do naszego domu, szybko objęła go w posiadanie i równie szybko zawojowała nasze serca, mimo że charakter ma niełatwy, a jeśli jej się coś nie podoba, gryzie bez miłosierdzia... Jednak jej śliczne, mądre oczy, różowy nosek i delikatne łapki oraz sposób, w jaki podnosi łebek żeby ją podrapać pod bródką, zawsze budziły w nas ciepłe uczucia. Niestety, kilka miesięcy temu okazało się, że jest nieuleczalnie chora, a lekarz weterynarii nie rokuje jej długiego życia... Na razie czuje się w miarę dobrze, lecz wiemy, że przyjdzie dzień, kiedy zauważymy niepokojące objawy zbliżającego się końca, i będzie to sygnał, że ostatnia rzecz jaką będziemy mogły dla niej zrobić, to nie dać jej cierpieć...

Kiedy usłyszałyśmy tę diagnozę był to dla nas straszny szok i opłakałyśmy ją szczerymi łzami. Dlatego też nie chciałybyśmy żeby w ciągu tego niedługiego czasu, jaki jej został, czuła się zagrożona i zdenerwowana. W związku z tym, umówiłam się z moją mamą, że w razie potrzeby zabierze Buffy do siebie, jeśli sytuacja rozwinie się w niepożądanym kierunku. Na szczęście, jak dotąd wszystko wskazuje na to, że obydwie kotki nawet jeśli się nie zaprzyjaźnią, to przynajmniej nie będą walczyć o terytorium. Ponieważ Buffy jest jeszcze młoda, (wygląda na jakieś  5-6 miesięcy) więc Santana nie traktuje jej jak rywalki. Mała nie jest zbyt natrętna ani zaczepna, to typowa milusińska, chętnie daje się brać na ręce i mruczy niczym  traktorek. Kiedy zastanawiam się nad jej nieoczekiwanym zjawieniem, przychodzi mi do głowy myśl, że nic nie dzieje się bez przyczyny i być może jest to prezent, który za jakiś czas nieco złagodzi nasz ból po odejściu Santany...
                                                                     

23 komentarze:

  1. Śliczne te koteczki i jakkolwiek na pytanie pies czy kot nie odpowiedziałam wprost, to bardzo lubię koty za ich chadzanie własnymi drogami i to poczucie niezależności. Niezależność niezależnością, a potrzeba domu jak widać przynależna każdemu stworzeniu. Cieszę się, że Buffy znalazła swój kąt u Ciebie i mam nadzieję, że eksmisja do mamy nie okaże się konieczna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w ocenie kociego charakteru, też je kocham właśnie za tę niezależność i charakterek...Wygląda na to, że obejdzie się bez eksmisji Buffy, właśnie widzę jak kotki mijają się w przedpokoju bez fukania.

      Usuń
  2. Obie historie kotkow ciekawe, ladnie je oowiedzialas, od razu sympatie poczulam i do Santany, ktorej mi ogromnie zal i do malej Buffy, ktora mam nadzieje bedzie grzecznym i spokojnym kotkiem i nie sprawi klopotow Santanie. Niech zdrowo malenstwo rosnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mówią, że nic nie dzieje się bez przyczyny...

    Myślę, że Buffy odwdzięczy się Wam swoją kocią miłością, a druga kotka szybko ją zaakceptuje. Może to kwestia przyzwyczajenia do nowego zwierzaka w domu? :) Kto wie, może jeszcze spędzą razem kilka miłych, kocich chwil...?

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żyjemy tą nadzieją...Również serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  4. Żeby zające koty przynosiły to jeszcze nie słyszałam:) Ale nie ma to jak moc świątecznej aury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też podejrzewam udział "siły wyższej"... A swoją drogą wyobraziłam sobie zajączka który niesie kota i uśmiałam serdecznie!

      Usuń
  5. Wyszło, że macie kotka na zajączka.
    Też ze śmiechem wyobrażam sobie jak ten zając ma kotka nieść, chyba na grzbiecie, bo w pysku chyba nie da rady :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej ze kotek jest dość spory... Również pozdrawiam!

      Usuń
  6. Znasz moje kocie fobie, ale ... cieszę się, że Twoje kotki znalazły miejsce, gdzie będzie im dobrze.
    Smutna wiadomość o Santanie...
    Właśnie dlatego trudno by mi było mieć zwierzęta.
    To dodatkowy ból związany z odchodzeniem istoty, którą obdarzamy emocjami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam Twój wpis o kotach ale ta rozbieżność absolutnie nie wpływa na mój poziom sympatii do Ciebie, gdyż wiem że koty u wielu osób budzą atawistyczny lęk (sama go czuję przed wężami nawet najzupełniej niewinnymi). Boję się tego momentu kiedy zabraknie Santany a przede wszystkim widoku jej cierpienia i chwili kiedy będzie trzeba ją zanieść do weterynarza do uśpienia...

      Usuń
  7. Piękny, ciekawy, pełen ciepła i wrazliwości post o kotach.

    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kris, sądzę że Tobie też nie jest obca miłość do zwierzaków! Również pozdrawiam!

      Usuń
  8. Kociaki przeurocze. Cieszę się, że zyskałaś kolejną miłość. I masz rację, że wszystko jest po coś.:)
    U mnie była długa chwila milczenia, bo miałam problemy z dostępem do internetu. BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy znalazłam Buffy automatycznie przyszedł mi do głowy Wasz piesek, to zadziwiający zbieg okoliczności... nie sądzisz? Ale faktycznie nic nie dzieje się bez przyczyny choćby takiej, żeby jakiś nieszczęśliwy zwierzak miał swój ciepły kąt. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. I po prostu cieszmy się z tego. BBM

      Usuń
  9. Obydwie kotki śliczne!!! Wcale a wcale się nie dziwię, że zabrałaś Buffy do domu. Piękna opowieść. Szkoda tylko, że Santana chora, no ale już tak jest.
    W Polsce mamy 11-letniego owczarka niemieckiego, o którym lekarze powiedzieli, że z punktu widzenia medycznego, to wychodzi, że psina dawno powinien przestać chodzić. Tymczasem chodzi. Ja mam teorię, że tym co utrzymuje go "na chodzie" jest miłość mojej siostry.
    Myślę, że i Santana może liczyć na tego rodzaju lekarstwo, to może jeszcze trochę tu pobędzie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co piszesz nieco mnie pociesza, bo jako pielęgniarka to samo widzę jeśli chodzi o ludzkich pacjentów. Myślę że miłość faktycznie działa cuda...Cieszę się że Santana i Buffy pomału się do siebie przyzwyczajają i może doczekam momentu kiedy zobaczę je jak śpią przytulone do siebie, zapewne dobrze by im to zrobiło! Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  10. To biedne kociatko znalazło dom i wspaniałych przyjaznych ludzi,czy moze być coś piękniejszego na tym świecie?
    Teraz będzie Ci mruczał i opowiadał swoje kocie historie. Posłuchaj
    napewno sa baaardzo ciekawe. Alina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mruczy mrrrrruczy aż w uszach trzeszczy! Do tego jest mądra i dobrze wychowana. Pozdrawiam i czekam na Twoje wiosenne relacje!

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.