Po Blevio i Willi Pliniana w Torno chciałabym napisać o Nesso, małym miasteczku nad jeziorem Como, które co prawda nie może się poszczycić szczególnie sławnymi mieszkańcami, ale za to ma pewien dar natury stanowiący o jego niezwykłym uroku. Tak jak inne miejscowości na trasie Como - Bellagio, Nesso leży pomiędzy dwoma zalesionymi wzniesieniami schodzącymi w stronę lustra wody. Jest to Monte Careno (1226 m n.p.m.) i Monte Colmenacco (1281m n.p.m.) a za nimi w głębi można dostrzec łańcuch Monte Palanzone link i trawiasty wierzchołek Monte San Primo, najwyższego szczytu w obrębie półwyspu Triangolo Lariano (o wycieczce na tę górę pisałam (tutaj). To właśnie w Nesso zaczyna się droga, która łączy tę miejscowość z wioskami leżącymi na górskich zboczach i biegnie dalej aż na wysokość niemal 1000 merów, gdzie znajduje się płaskowyż Piano del Tivano, popularne miejsce rekreacji. Góry w obrębie Triangolo Lariano pełne są większych i mniejszych strumieni, które w okresie obfitych opadów zbierają wodę ze stoków i odprowadzają do jeziora. Nesso jest sławne z tego, że przecina je skalny wąwóz, gdzie kończą swój bieg dwa z nich Tuf i Nosee', tworzące w tym miejscu malowniczą kaskadę o wysokości 200 metrów.
Do naszych czasów zostały z nich jedynie mizerne resztki w postaci muru oporowego z krenelażem i XVI wieczny kościół San Lorenzo, niegdyś będący częścią zamku. W Nesso nie zobaczymy okazałych historycznych willi, gdyż był on dość prężnym ośrodkiem gospodarczym, jego mieszkańcy od dawna ciężko pracowali w licznych młynach, olejarniach, papierniach a także fabrykach jedwabiu w których do poruszania maszyn wykorzystywano energię wody z okolicznych strumieni. O tych warunkach naturalnych sprzyjających rozwojowi przemysłu wspominał nawet Leonardo da Vinci w swoim Kodeksie Atlantyckim (podobnie jak o źródle okresowym przy willi Pliniana )
Jednak czasy, kiedy Nesso było prężnym ośrodkiem produkcyjnym to już przeszłość, dzisiaj jego mieszkańcy żyją przede wszystkim z usług i turystyki a inni szukają zajęcia w większych miastach; lecz mimo to miejscowość nie sprawia wrażenia opuszczonej i zaniedbanej. Patrząc na powyższe zdjęcia trudno się nie zgodzić, że tutejszą społeczność cechuje dobry gust i dbałość o otoczenie, co wraz z niezapomnianymi widokami tworzy wspaniałą całość. Dzięki tym staraniom i niewątpliwym zaletom pejzażu, Nesso może się poszczycić przynależnością do elitarnego klubu najpiękniejszych miejscowości we Włoszech. Zaimponował mi ten zbiorowy wysiłek i poczucie odpowiedzialności za wspólną przestrzeń o czym świadczy powszechna czystość miasteczka a przede wszystkim mnóstwo roślin, które zajmują każdy skrawek ziemi pomiędzy kamiennymi domkami i murkami a tam, gdzie jej brakuje, ustawia się donice i skrzynki z kwiatami. Sprawia to bardzo miłe wrażenie, podobnie jak obecność kotów wszelkiej maści, które spokojnie wylegują się na słońcu lub spacerują szukając przygód w ogrodach sąsiadów. Gmina Nesso składa się z pięciu frakcji, obecnie tworzą one spójną całość, jednak w przeszłości były odrębnymi wioskami. Są to Castello, Lissogno, Vico, Borgovecchio i najbardziej malownicza z nich Coata, sąsiadująca z przepięknym Orrido di Nesso, zajmująca zbocze góry pomiędzy centralnym Placem Castello i brzegiem jeziora.
Podobnie jak to miało miejsce w przypadku innych atrakcji w obrębie jeziora Como, moje najdawniejsze wspomnienie związane z Nesso to moment, kiedy po raz pierwszy płynęłam statkiem z Como do Bellagio. Ten rejs odbywał się na pokładzie niewielkiego statku spacerowego, który po drodze zawijał do wszystkich portów na obydwóch brzegach jeziora. Poznałam wtedy nazwy tych miejscowości, ponieważ widniały na wiatach chroniących przystań a oprócz tego jeden z marynarzy wykrzykiwał je używając przy tym głośnika, więc nikt nie miał najmniejszej wątpliwości, gdzie się znajdujemy. Tak zawarłam znajomość z Nesso, które wydało mi się nadzwyczaj malownicze, tym bardziej, że przed wejściem do portu mijaliśmy miejsce, gdzie pomiędzy dwoma budynkami widniał śliczny, kamienny mostek a pod nim przepływała rzeczka wpadająca do jeziora. Był to widok tak piękny, że gdybym potrafiła malować akwarelami pewnie byłby to jeden z ulubionych motywów mojej twórczości. Nie wiedząc nic o okolicy rozglądałam się na wszystkie strony, więc nie zorientowałam się, że w głębi za mostkiem jest wodospad; dostrzegłam jedynie świetlistą mgiełkę, opalizującą w słońcu. Podczas następnych rejsów wiedziałam już czego się spodziewać, dlatego patrzyłam uważniej i niekiedy mogłam zobaczyć strugę wody spadającą z wysoka, choć jej wielkość była uzależniona od pory roku i stanu opadów. Tak, czy inaczej z biegiem czasu dowiedziałam się, że rzymski mostek to Ponte della Civera a skalisty wąwóz, gdzie wpada górski strumień tworzący wodospad, nazywa się Orrido di Nesso. To piękne miejsce jest bardzo rustykalne w najbliższej okolicy nie ma budynków o wymyślnej architekturze, jednak skromne budowle, jakie tam wzniesiono, mają ogromy wdzięk prostoty i harmonijnie wtapiają się w pejzaż. Ponieważ strome zbocze na którym leży Coata (czasem zwana też Coatesą) ma wysokość mniej więcej dwustu metrów, budynki sprawiają wrażenie stłoczonych niemal jeden na drugim. Widzimy tam mnóstwo domków pokrytych czerwoną dachówką, jakieś wiszące werandy, balkony i tarasy z kwiatami a pomiędzy nimi okienka z brązowymi lub zielonymi okiennicami. Jednak chyba najpiękniejszym akcentem w tym widoku jest właśnie Ponte della Civera, stary kamienny most w charakterystycznym kształcie oślego grzbietu, pamietający czasy cesarstwa rzymskiego. Pokochałam ten widok i miejsce, więc musiał nadejść dzień, kiedy wybrałam się do Nesso, żeby to wszystko zobaczyć z bliska.
Pojechałam tam autobusem, lubiłam tę trasę, choć zawsze mnie kosztowała sporo nerwów, gdyż za miejscowością Torno droga cały czas pnie się w górę i sprawia wrażenie pełnej niebezpieczeństw. Na wysokości willi Pliniana biegnie już całkiem wysoko, ale to nie koniec wrażeń. Kawałek dalej robi się jeszcze ciekawiej, gdyż z jednej strony jest skalna ściana a z drugiej przepastne urwisko, gdzie pośród zarośli głęboko w dole widać lśniące wody jeziora. Droga podobnie jak linia brzegowa jest bardzo kręta a do tego wąska. Jak już wspomniałam, Orrido di Nesso ma wysokość około dwustu metrów, zaś jezdnia stanowiąca wjazd do miasteczka biegnie powyżej, co samo mówi za siebie. Tę wysokość bardzo dobrze pokazuje pierwszy od dołu kolaż w poprzednim bloku zdjęć; na tym z lewej strony na samej górze widać most a na nim niebieski autobus wjeżdżający do centrum miasteczka. Jednak trudne warunki drogowe to jedno a sposób jazdy kierowców to zupełnie inna sprawa. Z reguły są to ludzie bardzo pomocni i sympatyczni a ponieważ w autobusie poza turystami wszyscy się znają, atmosfera jest familiarna. Zwykle przekłada się to na ożywione dyskusje podczas jazdy w których kierowca jako gospodarz środka transportu również bierze aktywny udział, jeżeli w danej chwili nie flirtuje z młodym pasażerkami. W miejscach, gdzie jest zakręt albo gorsza widoczność, używa się klaksonu trąbiąc przeraźliwie, ostrzegając w ten sposób kierowców nadjeżdżających z przeciwka, żeby zachowali szczególną ostrożność. Powiem szczerze, że podczas takiej jazdy zdarzały mi się momenty desperacji i żegnałam się z życiem, lecz jakimś cudem wszystko kończyło się szczęśliwie, choć ten pełen fantazji styl podróżowania gwarantował naprawdę silne emocje.