Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia Ostródy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia Ostródy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 kwietnia 2025

Z dziejów Ostródy. Wiosna na zabytkowym cmentarzu.

  

W Ostródzie jest pięć zabytkowych cmentarzy, dwa z nich to pochówki żołnierzy z czasów I i II Wojny Światowej, a pozostałe trzy to cmentarze cywilne. Niegdyś były zlokalizowane na obrzeżach miasta, dzisiaj znajdują się w jego granicach, jednak tylko jeden mieści się w ścisłym centrum, przy ulicy Stefana Czarnieckiego. Po jej drugiej stronie jest pasaż składający się z kolorowych stylizowanych kamieniczek i niewielki, ładnie zagospodarowany park (pisałam o nim w poście o zimowym spacerze). Park i zadrzewiony cmentarz stanowią zieloną enklawę w środku miasta, a jednocześnie są ważną pamiątką jego bardzo odległych dziejów. Jeśli ktoś czytał posta o Ostródzie i jej okolicach, być może pamięta, że jej najstarsza część leżała na wyspie w widłach  Drwęcy, gdyż w owych czasach dwie odnogi rzeki wpadały do jeziora, które od niej bierze swą nazwę. Nowsza, południowa część Ostródy, powstała w XIX wieku na niewielkim wzniesieniu, gdzie niegdyś były gminne łąki. Po wielkim pożarze, który spustoszył miasto w 1788 roku, część mieszkańców na ich terenie wzniosła swoje nowe domy i od tego czasu to miejsce zaczęto  nazywać górnym przedmieściem. 

Z biegiem czasu, kiedy usunięto skutki pożaru i odbudowano większość zniszczonych, domów miasto znów ożyło, a przedmieście straciło na znaczeniu. Ten stan uległ zmianie za panowania Fryderyka Wilhelma III, pruskiego króla - reformatora, który zrezygnował z zasady "cuius regio eius religio". Władca wychodził z założenia, że nie ma znaczenia jaką religię wyznają poddani, ważne jest żeby w terminie płacili należne podatki. To sprawiło, że do Ostródy zaczęli przybywać Żydzi oraz Polacy z sąsiedniej Warmii i Ziemi Chełmińskiej. Był to okres prosperity dla pracowników najemnych, związany z rozpoczęciem prac przy budowie Kanału Oberlandzkiego (Ostródzko- Elbląskiego). Jako przykład może służyć fakt, że człowiek stawiający się do pracy z własnym koniem i wozem za tygodniowy zarobek mógł kupić krowę. Z biegiem czasu część pracowników sezonowych postanowiła zostać w Ostródzie na stałe  i osiedlić się na górnym przedmieściu, gdzie było najwięcej wolnych parceli pod budowę domu. Nowych przybyszów było tak dużo, że latach 1856-1875 powstała świątynia dla parafii katolickiej, a ponieważ nie było zgody co do pochówków w obrębie ewangelickiego cmentarza, przydzielono im również teren, gdzie mogli grzebać swoich zmarłych.

Tu dotarliśmy do sedna tej opowieści, czyli dziejów najstarszego katolickiego cmentarza w Ostródzie. Jak wspomniałam powyżej, podobnie jak inne nekropolie, niegdyś znajdował się na skraju miasta, które od czasu jego założenia bardzo się rozrosło. Ulica Stefana Czarnieckiego, przy której leży ten zabytkowy cmentarz, ma ponad trzy kilometry i obecnie jest jedną z najdłuższych w mieście. Zaczyna się u stóp pagórka, gdzie kiedyś znajdowały się podmiejskie łąki, a później zabudowania górnego przedmieścia i biegnie dalej, aż do podostródzkiej wioski Kajkowo. Dodam tu jeszcze pewną ciekawostkę - otóż śródmiejski park leżący po drugiej stronie ulicy, niegdyś był wzorcowym ogrodem doświadczalnym, należącym do Zimowej Szkoły Rolniczej, gdzie dziewczęta uczyły się ogrodnictwa i prowadzenia gospodarstwa domowego. Na cmentarzu pochowano wielu mieszkańców o polskich korzeniach, na niektórych tablicach nagrobnych nadal można odczytać ich swojsko brzmiące nazwiska, zapisane w zniekształconej, zniemczonej wersji. Większość najstarszych nagrobków z biegiem lat uległa znacznej destrukcji, czasem z ręki człowieka, a innym razem skutkiem upływu czasu i rozrastających się korzeni drzew. W tym miejscu muszę dodać ważną uwagę, dotyczącą stosunków narodowościowych w przedwojennej Ostródzie. Otóż mimo zachowania wiary przodków, katoliccy przybysze chyba dość szybko wtopili się w lokalną społeczność, gdyż podczas plebiscytu w 1920 roku z 8676 głosujących jedynie 17 osób opowiedziało się za przyłączeniem miasta do Polski. Oczywiście można dywagować co do przyczyn tego wyniku, nie wykluczone, że była to niepewność co do przyszłości nowopowstałego państwa polskiego lub względy ekonomiczne. Mówiło się również o fałszerstwach, groźbach i zastraszaniu, jednak tak czy inaczej, wygrana Niemiec stała się faktem.

Sytuacja Ostródy i jej mieszkańców zmieniła się radykalnie w styczniu 1945 roku, kiedy do miasta weszli żołnierze Armii Czerwonej. Duża część ludności uciekła przed nadchodzącym frontem, pozostali jedynie nieliczni Mazurzy i osoby poczuwające się do polskości. Jak potoczyły się wypadki związane z przejęciem miasta, trudno dziś powiedzieć, ponieważ dostępne źródła przedstawiają je w sposób krańcowo różny. Przez lata mówiło się o ciężkich bojach i ostrzale artyleryjskim, co miało doprowadzić do zniszczenia Ostródy. W latach 80-tych zaczęto upowszechniać odmienną wersję, podobno opartą na relacjach naocznych świadków. Mówili oni, że miasto zajęto bez walki, a dopiero w następnych dniach, skutkiem gwałtów i morderstw, jakich dopuszczali się zdobywcy, doszło do strzelaniny pomiędzy czerwonoarmistami i dużą grupą zmilitaryzowanych pracowników Służby Ochrony Kolei (Ostróda była węzłem komunikacyjnym i miejscem naprawy taboru kolejowego) a następnie podpalenia miasta. Nie wykluczone, że obydwie wersje mają w sobie elementy prawdy, jednak zastanawiające jest to, że o ile na cmentarzu wojennym przy ulicy Jagiełły pochowano 575 poległych  należących do armii radzieckiej, to nie ma żadnego śladu pochówków żołnierzy niemieckich.

Z chwilą zakończenia wojny, Ostróda nie bez problemów przeszła pod zarząd cywilny strony polskiej. Jednocześnie rozpoczęła się pierwsza akcja repatriacyjna, trwająca do roku 1948, podczas której do miasta przybyła duża grupa przesiedleńców z Wileńszczyzny i uciekinierów z Wołynia. Tu ponownie wracamy do historii zabytkowego cmentarza, gdyż trudne powojenne czasy zbierały śmiertelne żniwo w społeczności osłabionej kilkutygodniową podróżą, brakiem żywności i leków. Mówią o tym liczne tabliczki na grobach osób pochowanych w 1945 roku i latach następnych, wśród których przeważały dzieci i ludzie w podeszłym wieku. Mimo upływu czasu, stan większości nagrobków wskazuje na to, że nadal są członkowie rodziny lub przyjaciele, którzy kultywują pamięć o tych co odeszli, zapalają znicze i przynoszą kwiaty. O wiele gorzej wyglądają kwatery pochodzące z okresu przedwojennego, gdzie jest wiele zapadniętych grobów, a tablice z nazwiskami zmarłych zniknęły, lub pospadały na ziemię w sposób uniemożliwiający ich identyfikację. Większość dawnych mieszkańców Ostródy zmarła albo wyjechała do Niemiec, a nawet jeśli nadal żyją jacyś ich krewni, to po tylu latach zapewne również oni  nie są w stanie powiedzieć czegoś pewnego w tej sprawie. Mimo wszystko, nie można powiedzieć, że jest to cmentarz zaniedbany i opuszczony. Ponieważ jest w rejestrze zabytków, nie grozi mu likwidacja, jak to miało miejsce w przypadku innych, mazurskich miast (swego czasu również w Ostródzie był taki projekt, jednak upadł z powodu oporu lokalnej społeczności).  W 2009 roku cmentarz otrzymał ładne a jednocześnie solidne ogrodzenie, odnowiono centralne brukowane alejki i postawiono nowy krzyż. W tym samym czasie w jego północnej części ustawiono duży, pamiątkowy kamień z napisem w języku polskim i niemieckim z prośbą o modlitwę za zmarłych mieszkańców Ostródy, a w następnym roku na murze przy bramie umieszczono tablicę poświęconą pamięci ofiar rzezi wołyńskiej. W ten sposób cmentarz stał się świadectwem historii, która wciąż się toczy, miejscem spotkania kultur i  przeszłości z teraźniejszością. 


Jednak jak to zwykle bywa, tam gdzie z czasem zawodzi ludzka pamięć i staranie, do głosu dochodzi sprawiedliwa matka natura. Dzięki niej cała ta zabytkowa nekropolia u progu wiosny pokrywa się przepięknym kobiercem, jaki tworzą niebieskie cebulice syberyjskie poprzetykane żółtymi złociami. Kwiatów z roku na rok jest coraz więcej, ich widok jest nie tylko symbolem nadziei i odrodzenia, lecz również przypomnieniem o kruchości ludzkiego bytu. Ten piękny widok przyciąga oczy przechodniów, przypominając dzieje Ostródy i jej dawnych mieszkańców, a sam cmentarz jest symbolem pojednania i pomnikiem pamięci, która poprzez miłość i szacunek dla historii kształtuje naszą tożsamość.     

Do napisania tego posta zainspirowała mnie autorka  bloga "Kaprysy JoAnny czyli rozgardiasz po wierszach", ( pozdrawiam Joasiu ! ) która wspomniała o łanach kwitnących cebulic, jakie może oglądać w miejskim parku. Pomyślałam, że jest to świetna okazja do utrwalenia kawałka historii Ostródy i podzielenia się podobnym, pięknym widokiem.


poniedziałek, 13 stycznia 2025

Zimowy spacer po Ostródzie i kilka słów o historii miasta.

  

Stuletnia kamienica w której mieszkam, leży przy długiej ulicy przecinającej centrum miasta w kierunku północ- południe. Moje poddasze ma siedem okien, cztery od części dziennej  są z frontu, natomiast pozostałe trzy należące do naszych sypialni wychodzą na podwórko, gdzie za rzędem nieciekawych garaży znajdują się jedne z najładniejszych budynków w Ostródzie. Kiedyś były to tzw. Białe Koszary, duży zespół garnizonowy wzniesiony w 1913 roku. Podobno zaprojektował je Fritz Heitmann, bardzo ceniony architekt, co by tłumaczyło ich naprawdę wyjątkową urodę. Zbudowano je dla pruskiego pułku artylerii polowej, natomiast po wojnie, kiedy Ostróda znalazła się w granicach Polski, umieszczono w nich wojska pancerne. W 2001 roku nastąpiła likwidacja jednostki wojskowej a opustoszałe zabudowania przekazano miastu. Bardzo lubię na nie patrzeć, tym bardziej, że po zmianie funkcji z militarnej na cywilną, przeszły gruntowny remont pod nadzorem konserwatora zabytków, dzięki czemu odzyskały dawny blask. Obecnie dwa największe, bliźniacze gmachy mieszczą siedzibę Sądu Powiatowego i Starostwa a inne, mniejsze budynki w większości również zaadaptowano na cele publiczne i biura. W minioną sobotę, kiedy rano wyjrzałam przez okno, zachwycił mnie ten tak dobrze mi zanany widok w cudnej zimowej szacie, co jeszcze bardziej podkreśliło piękną architekturę całego kompleksu. Poza tym chyba każda osoba, nawet jeśli tak jak ja nie lubi niskich temperatur z przyjemnością patrzy przez okno na ośnieżone dachy, bezlistne gałęzie drzew i puste przestrzenie okryte białym całunem zimy...

Poprzedniego dnia ja i Marta postanowiłyśmy, że sobotnie przedpołudnie przeznaczymy na wyprawę do Starego Kredensu, klimatycznego sklepu położonego na obrzeżach miasta. Oprócz stylowych, używanych mebli, można tam znaleźć lampy, obrazy, starą porcelanę i wiele innych przedmiotów do upiększenia domu, które nawet jeśli nie są użyteczne to z pewnością ozdobne, mają duszę i swoją historię. Marta chciała tam poszukać podnóżka odpowiedniego do jej fotela a długo wyczekiwana zimowa pogoda była jeszcze jednym argumentem za tym, żeby tego dnia wyjść z domu. Podnóżka nie było, ale spacer jaki zrobiłyśmy przy tej okazji był nadzwyczaj udany i chociaż padający śnieg kilkakrotnie przeszedł w zadymkę, to dla nas była ona jedynie dodatkową atrakcją.








Ostróda jest miastem dość dziwnym architektonicznie, na co bez wątpienia wpłynęły ogromne zniszczenia w obrębie jej centrum, przede wszystkim w okolicy dawnego ratusza oraz rynku. Spowodował je pożar, jaki Armia Czerwona wznieciła po zdobyciu miasta, co miało miejsce w styczniu 1945 roku (pisałam o tym tutaj). Po wojnie chyba brakowało spójnej wizji i pomysłu na to jak miasto ma wyglądać, nadal są tu niezabudowane posesje na które jak dotąd chyba nie ma żadnego planu a także źle zrestrukturyzowane lub prowizoryczne budowle szpecące przestrzeń. Mimo wszystko, jest też wiele budynków i miejsc, na które patrzy się z przyjemnością a jednym z nich jest gmach przedwojennego gimnazjum, gdzie obecnie mieści się liceum ogólnokształcące. Zaprojektował go Fritz Heitmann, ten sam któremu przypisywane są Białe Koszary i choć obydwa obiekty są całkowicie różne, to łączy je bardzo wysmakowany i elegancki styl w jakim zostały wzniesione oraz ładne detale. Budynek wykonany z czerwonej cegły w górnej części ozdobiono jasnym tynkiem, otaczają go dorodne drzewa i ciekawe, zabytkowe ogrodzenie. Całość oprószona białym, śniegowym puchem wyglądała bardzo malowniczo, podobnie jak dawna wieża ciśnień usytuowana po drugiej stronie ulicy, poza tym padający śnieg i powiewy wiatru sprawiały, że kształty drzew i kontury budynków rozpływały się w nadciągającej zadymce.






Nieopodal liceum jest jeszcze jeden obiekt o przeznaczeniu militarnym, pochodzący z przełomu XIX i XX wieku. Jest to dawna siedziba pruskiego pułku piechoty im. Grolmana, od koloru cegły z jakiej je zbudowano zwana Czerwonymi Koszarami. Nie są one tak piękne i wysmakowane jak Białe Koszary, choć widziane od frontu robią dużo lepsze wrażenie. Natomiast ich północna pierzeja, którą właśnie mijałyśmy prezentuje się dość skromnie, jednak całości dodaje uroku ładnie rozplanowany teren i duża ilość drzew. Po wojnie do 2011 roku szkolono w nich kierowców na potrzeby polskiej armii, jednak po wejściu Polski do NATO i ta jednostka została zlikwidowana. Mówi się że podobno w związku ze zmianą sytuacji geopolitycznej ponownie ma tu stacjonować wojsko, jednak jak dotąd na terenie koszar panuje cisza i spokój a warstwa śniegu litościwie okrywa wszelkie niedoskonałości...









Kiedy wyszłyśmy ze sklepu ze starociami śnieg nadal padał, mimo to postanowiłyśmy wrócić do domu nieco okrężną drogą, żeby popatrzeć na inne zakątki miasta w tej zimowej scenerii. Po drodze zatrzymałyśmy się koło neogotyckiego kościoła ewangelickiego, żeby zrobić kilka zdjęć jego bardzo charakterystycznej bryły o podwójnej wieży. W sezonie letnim kościelna wieża służy również za punkt widokowy, po pokonaniu 105 schodów można przez jej okna popatrzeć na panoramę Ostródy i okolic co jest naprawdę warte fatygi. Na wieży znajdują się również dzwony i zabytkowy zegar wybijający godziny oraz aparatura nagłaśniająca, która w południe emituje hejnał naszego miasta. (Napisał go muzyk z Lęborka, pan Andrzej Formela a hejnał po raz pierwszy zabrzmiał w dniu przyjęcia Polski do Unii Europejskiej.) Podczas gdy spacerowałyśmy robiąc zdjęcia, wokoło kościoła rozpętała się następna zadymka, co jak już wcześniej pisałam było dodatkową atrakcją, bo od dawna nie widziałyśmy takiej pogody w naszym mieście. Śnieg padał ogromnymi płatkami a nieliczne samochody jeździły na światłach, gdyż widoczność była bardzo ograniczona.   
                                      







Byłyśmy już niedaleko od naszego domu, lecz postanowiłyśmy zajrzeć jeszcze do niewielkiego, śródmiejskiego parku. Po drodze zachwyciła nas króciutka uliczka Herdera zatopiona w perłowej poświacie, która wyglądała wprost czarodziejsko ze swymi domkami i drzewami obsypanymi śniegiem. W parku hasało kilkanaścioro dzieci, maluchy z rodzicami a starszaki we własnym towarzystwie, korzystały z uroków zimy. W ruch poszły sanki, nie brakowało też miłośników lepienia bałwana, tym bardziej, że materiału do tej zabawy było pod dostatkiem. Zresztą widać było, że dzieciaki zaczęły działać już wcześniej, bo napotkałyśmy też bałwana straszydło, ulepionego z pierwszego śniegu z domieszką błota i resztek trawy, co sprawiło, że biedak wyglądał jak skończony brudas. Natomiast w innym zakątku parku napotkałyśmy pięknego przedstawiciela bałwaniego gatunku, eleganta w szaliku z bluszczu z nosem z patyka i rękami z gałązek a ilość dzieciaków toczących wielkie, śniegowe kule świadczyła o tym, że szybko pojawią się następne egzemplarze. Marta też ulepiła swojego mini bałwanka, którego posadziła na ramieniu większego kolegi co sprawiło, że razem wyglądali niczym ósmy pasażer Nostromo i jego ofiara.









Cały park choć nieduży, prezentował się bardzo pięknie ze starymi drzewami oblepionymi ciężkim, mokrym śniegiem i pastelową zabudową sąsiadującego z nim pasażu, widoczną w głębi. Pasaż choć na pierwszy rzut oka wygląda dość stylowo, jest raczej świeżej daty, ponieważ powstał w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku, czyli w czasie, kiedy przebywałam we Włoszech. Gdy go zobaczyłam po raz pierwszy, rozśmieszył mnie sposób w jaki  wystylizowano tworzące go kamieniczki, gdyż jako żywo przypominały mi domki z drewnianych  klocków, jakie budowałam w dzieciństwie. Klocki miały mnóstwo ciekawych elementów, więc powstawały z nich bardzo wyszukane budowle z łukowatymi bramami, wykuszami i fantazyjnymi szczytami. Architekt projektujący pasaż zapewne nie kierował się reminiscencjami z dzieciństwa a raczej usiłował upodobnić kamienice do kilku domków ocalałych z przedwojennej zabudowy, choć te nowopowstałe są dużo bardziej okazałe i kolorowe. Początkowo mieszkańcy Ostródy żartowali sobie z tej pseudohistorycznej zabudowy, mówiąc że miasto zafundowało sobie nowiutką starówkę, ale wraz z upływem czasu wszyscy się do niej przyzwyczaili i  chyba nikt już sobie nie wyobraża, że to miejsce mogłoby wyglądać  inaczej.








Zimowa pogoda nie odpuszczała i po niedługiej przerwie nadciągnęła nowa fala zamieci, okrywając śnieżnym tumanem park i kolorowe urządzenia na placu zabaw. Nasze zmarznięte ręce i nosy przypomniały nam, że w związku z tym przyszedł czas by zakończyć przechadzkę i wracać do domu, od którego dzieliło nas kilka minut drogi. Taki piękny spacer w zimowy dzień wymaga dobrego zakończenia a co może być lepsze w tej sytuacji od wygodnego fotela w ciepłym pokoju, kubka gorącej  herbaty i  kota na kolanach!