Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sanktuarium Santa Maria della Noce. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sanktuarium Santa Maria della Noce. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 czerwca 2024

Lombardia. Inverigo - Sanktuarium Santa Maria della Noce.


Pisząc o Czerwonym Kościółku w dobrach Pomelasca, wspomniałam na koniec, że będą następne wpisy na temat zabytków gminy Inverigo, ponieważ  ta niewielka miejscowość ma dużo więcej do zaoferowania. Są tu piękne zabytkowe wille a także interesujące Sanktuarium Santa Maria della Noce (noce to po włosku orzech) o bardzo ciekawej historii, któremu chcę poświęcić tego posta. 

Wszystko zaczęło się w 1501 roku, kiedy dwoje dzieci z Inverigo, które wówczas było małą wioską wybrało się do pobliskiego lasu po drewno. Nie było ich bardzo długo a po powrocie twierdziły, że pomyliły drogę. Mówiły też, że kiedy  zziębnięte i głodne błąkały się po lesie na drzewie orzecha ukazała im się Madonna, pocieszyła je, dała im po kawałku chleba i pokazała drogę do domu. Nikt nie kwestionował ich opowieści, uznano to za objawienie a po kilku latach nieopodal Inverigo na pamiątkę tego zdarzenia wzniesiono niewielką kaplicę. Spotkałam się też z informacją, że związek z tym objawieniem ma  kapliczka (pisałam o niej w poprzednim poście), która stoi nieopodal Czerwonego Kościółka i jest określana jako '"bramatesca" jednak nie mam pojęcia, ile jest w tym prawdy. 

W latach 70 - tych XVI wieku w okresie narastającej kontrreformacji, sprawą zajął się sam Carlo Borromeo, biskup Mediolanu i późniejszy święty, który dla upamiętnienia cudu nakazał gminie budowę kościoła oraz seminarium. Jednak uboga miejscowa ludność nie była w stanie podołać takim ciężarom finansowym, więc z czasem seminarium zlikwidowano i skupiono się na budowie świątyni. Tu dodam, że jej projekt wykonał Pellegrino Pellegrini, znany też jako Pellegrino Tibaldi, architekt pochodzący z wioski Puria, leżącej na terenie gminy Valsolda, która w przeszłości wydała wielu wybitnych artystów, pracujących między innymi w Polsce o czym pisałam tutaj. Budowę sanktuarium ukończono dopiero w drugiej połowie XVII wieku, prawdopodobnie dzięki finansowemu wsparciu miejscowego notabla. Był nim markiz Giovani Battista Crivelli, człowiek powszechnie znany ze swej pobożności i działalności  dobroczynnej. Między innymi z tego powodu papież Urban VIII odznaczył go orderem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny i mianował generalnym komisarzem rycerskiego zakonu pod tymże wezwaniem. Choć markiz pozostał osobą świecką, w drodze wyjątku otrzymał tonsurę oraz zezwolenie na noszenie habitu; ponieważ nie założył rodziny, jego spadkobiercami byli  najbliżsi krewni, dwaj bratankowie Enea oraz Flaminio, którzy parali się dyplomacją w ościennych krajach. 

Markiz musiał być do nich bardzo przywiązany, bo intencji ich szczęśliwego powrotu w domowe pielesze sfinansował  piękną cyprysową aleję, która  połączyła Inverigo z sanktuarium, "źródłem zbawienia" jak to zostało zapisane na pamiątkowej tablicy. Ta wspaniała aleja ma niemal czterysta metrów długości a ogromne, liczące  po trzysta lat cyprysy nadal mają się dobrze, Kiedyś była o wiele dłuższa, zaczynała się w centrum Inverigo nieopodal willi La Rotonda, biegła obok zamku markiza aż do  odległego o dwa kilometry oratorium San Andrea al Navello. Niestety, w trakcie budowy linii kolejowej TreNord aleja została przecięta na pół co spowodowało, iż jej druga część stała się niedostępna, zarosła zdziczałą roślinnością  i z biegiem czasu uległa niemal całkowitemu zniszczeniu, podobnie jak opuszczone oratorium. 

W sanktuarium wisi ciekawy obraz, przedstawiający markiza Crivelli w paradnym stroju zakonu, któremu przewodził. Nad nim unosi się Matka Boska z aniołami a w tle malarz uwiecznił Castello Crivelli i cyprysową aleję. Pod obrazem umieszczono tablicę z czarnego marmuru z napisem mówiącym o tym, że markiz w swoim testamencie ustanowił donację na rzecz ubogich, zapisując im dochody z wioski, którą zakupił na ten cel. Rozdzielaniem jałmużny miał się zajmować ksiądz sprawujący opiekę nad sanktuarium, który z powierzonych pieniędzy co miesiąc miał wypłacać zasiłek piętnastu osobom żyjącym w niedostatku. Do obowiązków duchownego należało również dbanie o to, żeby wsparcie trafiało do właściwych osób, bez faworyzowania kogokolwiek. Obraz i pamiątkową tablicę ufundował Flaminio Crivelli, bratanek markiza, który po jego śmierci przejął opiekę nad sanktuarium.




Jak widać na zdjęciach  przy sanktuarium znajduje się wieża zbudowana z cegły, wyraźnie odbiegająca stylem od jego głównej bryły. Jest to dużo starszy zabytek, wzniesiony w wiekach średnich. Obecnie budowla pełni funkcję dzwonnicy, lecz początkowo miała świeckie przeznaczenie i była wieżą strażniczą. Na jednej z jej ścian znalazłam pełen wdzięku fresk, przedstawiający Matkę Boską z małym Jezusem, który trzyma w rączce kawałek chleba. To wizerunek związany z przekazem o objawieniu zwany "Madonna del pane " czyli Matka Boska od Chleba. Jest to kopia fragmentu fresku, jaki można zobaczyć wewnątrz kościoła nad drzwiami zakrystii, a który został tu przeniesiony z kościoła parafialnego z Inverigo. Bardzo mi się spodobał pomysł posadzenia przy wieży orzechowego drzewka, gdyż jego gałązki otaczają fresk, co pięknie nawiązuje do historii powstania sanktuarium. Sam kościół, choć jego budowa przypadła na okres baroku, ma dość prostą, klasycyzującą formę; również w jego wnętrzu nie ma nadmiaru wymyślnych ozdób. Każdy kto wchodzi do sanktuarium nie może nie zauważyć drewnianych drzwi o przepięknej snycerce, pełnej symboli chrześcijańskich i mitologicznych (wykonano je według XVII wiecznego projektu). W ołtarzu głównym umieszczono XVII wieczną figurę Madonny z polichromowanego drewna a poza ciekawym epitafium markiza jest tu jeszcze kilka innych, wartościowych obrazów. Ja zwróciłam szczególną uwagę na "Nawiedzenie Marii u św. Elżbiety" gdyż urzekł mnie pełnym wdzięku i ciepła przedstawieniem tego tematu, jakim jest spotkanie dwóch przyszłych matek. Namalował go Francesco Crivelli (jego ojcem był mediolański złotnik, który podobnie jak markiz miał a imię Giovanni Battista) jednak ta zbieżność nazwisk nie świadczy o bliskim pokrewieństwie obu rodzin. Nazwisko było dość często spotykane w różnych rejonach Włoch, gdyż ród Crivelli był bardzo liczny i dzielił się na wiele gałęzi o różnym znaczeniu i zamożności. 




Z centrum Inverigo do sanktuarium można dojść ulicą prowadząca nieopodal torów kolejowych  lub cyprysową aleją, o której pisałam wcześniej. Oczywiście ten drugi wariat jest o wiele bardziej atrakcyjny, ponieważ aleja wiedzie ze wzgórza w głąb doliny pośród pół i łąk a do tego po drodze jest przepiękny widok na Brianzę i niedalekie góry. Tak czy inaczej, obydwie drogi zaprowadzą nas do barokowej eksedry z kamiennymi ławkami i murkami, gdzie na pilastrach zobaczymy ozdoby w kształcie piniowych szyszek i posągi małp. Stąd przez ładną, sklepioną bramę przechodzi się na Piazza Mercato, malowniczy placyk, otoczony niewysokimi domkami. Na wprost kościoła jest długi ciąg sklepików z czerwonymi kolumnami na froncie a na środku placu wznoszą się dwa długie, zadaszone portyki, które w XIX wieku zastąpiły wcześniejsze budowle, pochodzące z XVI stulecia. Cała ta infrastruktura służyła rzemieślnikom handlującym tu swymi wyrobami a największe targi odbywały się podczas uroczystości kościelnych połączonych z festynem. Kiedyś był to prężny ośrodek handlu miedzianymi utensyliami, powszechnie używanymi w gospodarstwie domowym, które rzemieślnicy wyrabiali również na miejscu. Nieco później w czasach, gdy w Como rozkwitła produkcja jedwabiu, obywał się tu największy w okolicy targ, gdzie sprzedawano kokony jedwabników.






Byłam bardzo zadowolona z tej wycieczki, ponieważ podobnie jak Czerwony Kościółek sanktuarium mnie nie zawiodło i z bliska okazało się jeszcze bardziej atrakcyjne, niż tego oczekiwałam. Urzekł mnie  jego spokój oraz architektura, ściśle połączona z historyczną anegdotą czyli to co lubię najbardziej, gdyż mając pewną wiedzę na temat miejsca, do którego przybywam, mogę uruchomić wyobraźnię i przez chwilę poczuć się jego częścią. Szkoda jedynie, że ten spokój niedawno został zmącony i w dni wolne podobno przyjeżdżają tu prawdziwe tłumy. Stało się tak za sprawą serialu telewizyjnego "Una grande famiglia" (duża rodzina) kręconego w okolicy.  Ponieważ pojawił się w nim zarówno Czerwony Kościółek jak i sanktuarium, wiele osób zapragnęło zobaczyć te miejsca z bliska a przy okazji zrobić sobie piknik na łące. Jest to zrozumiałe, jednak dopóki nie mnie moda na te wycieczki, nie wróci najważniejszy walor tych miejsc, czyli spokój i odosobnienie... 

Tym razem zamiast własnych zdjęć udostępniam nastrojowy filmik, który znalazłam na You Tube >