Pokazywanie postów oznaczonych etykietą I maja Mediolan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą I maja Mediolan. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 maja 2012

Lombardia. Mediolan. May Day!



Święto Pracy "alla italiana" po raz pierwszy zobaczyłam w mediolańskiej telewizji. Był to niezbyt długi reportaż, jednak zdołałam zauważyć, że jest to święto bardzo wesołe i kolorowe, zupełnie odmienne od nadętych pochodów, w jakich brałam udział jako nieletnie dziecię wraz z całą moją szkołą lub później, jako pracownica szpitala, kiedy to trzeba było nawet złożyć podpis na liście obecności. To co zobaczyłam we włoskiej TV, przypominało raczej zielony karnawał albo piknik w centrum miasta. W następnym roku tak się złożyło, że 1-go maja nie miałam dyżuru, więc wybrałam się do Mediolanu, aby zobaczyć manifestację.

Atmosfera w mieście była świąteczna; na Piazza Castello porozstawiano przenośne stoiska z powiewającymi związkowymi i organizacyjnymi flagami, można też było zaopatrzyć się różnego rodzaju lewicową i lewacką literaturę oraz ulotki i plakaty. Na innych straganach wisiały kolorowe koszulki z propagandowymi hasłami; dominował kolor czerwony a wśród wizerunków WIECZNIE ŻYWY "CHE" Guevara; nie zabrakło też Lenina oraz tradycyjnych symboli sierpa i młota. Podkład muzyczny stanowiły utwory zbuntowanego barda - poety Fabrizio de Andre, gdyż jego piękne, pełne poezji i ognia (choć  czasem bardzo kąśliwe i ironiczne) utwory cieszą się wielką estymą w lewicujących kręgach. Po drodze spotykałam tłumy ludzi kolorowo ubranych, z chorągiewkami, kwiatami i balonikami. Mijałam grupy na rowerach ozdobionych pękami zielonych gałązek, zorganizowane, jadące czwórkami przez całą szerokość jezdni. Ulice obstawiali policjanci a ruch samochodowy w centrum był kompletnie wstrzymany. Mimo to, nie wiedziałam na co się zanosi, dopóki nie doszłam do końca via Torino i nie zaczęłam się zbliżać do Corso di Porta Ticinese. Najpierw dobiegł mnie odgłos werbli, później zaczęłam odróżniać tony muzyki. Tłum gęstniał a kiedy doszłam do Corso, zorientowałam się, że to tu właśnie zaczyna się pierwszomajowy pochód.

Nagle z tłumu wyskoczyła grupka zakapturzonej młodzieży z twarzami zasłoniętymi bandanami lub arafatkami; w lewej ręce szablon, w prawej puszka sprayu i w mgnieniu oka mury pokryły się napisami -MAY DAY!-MAY DAY!  Grupka ta zniknęła w piorunującym tempie, tak samo, jak się pojawiła. Gdyby nie napisy pozostawione na murach, trudno było by mi uwierzyć w to, co widziałam. Tymczasem pochód się uformował i rozpoczął swój przemarsz. Nie sposób opisać wszystkiego, co można zobaczyć z okazji pierwszomajowej manifestacji: frakcje, stowarzyszenia, grupy związkowe i etniczne, centra socjalne oraz licznych niezrzeszonych, którzy biorą udział pochodzie z własnej i nieprzymuszonej woli. W tym dniu zwykle odbywają się dwie manifestacje - jedna oficjalna - władze, przedstawiciele, etc. z programowymi przemówieniami działaczy związkowych i polityków. I druga, luzacka, choć też jak najbardziej legalna, którą ludzie organizują sami dla siebie, niczym wielką majówkę. Patronem tego drugiego pochodu jest San Precario (w tłumaczeniu na polski jego imię brzmiałoby "Święty Tymczasowy") jest to ironiczna gra słów, ponieważ to, co w Polsce nazywane jest "śmieciowymi umowami " czyli praca bez stałego etatu i zabezpieczenia socjalnego, we Włoszech jest określane mianem prekariat.

Niestety, San Precario ma pod swoim wezwaniem coraz większe rzesze sfrustrowanych i niezadowolonych ludzi... W pochodzie, na masce samochodu, obwożona jest figura naturalnej wielkości przedstawiająca tego świętego w postaci osobnika, który na kolanach i ze złożonymi modlitewnie rękami prosi o pracę (ew. dziękuje uniżenie za to, że ją dostał). W przygotowaniach do pochodu bardzo aktywny udział biorą centra socjalne. Niektóre z nich są wprost znienawidzone przez prawicę i uważane za wylęgarnię anarchistów, lewaków oraz antyglobalistów, przeszkadzających we wprowadzaniu reform służących krajowi (czytaj: partii rządzącej). Centra i organizacje przygotowują swoją ciężarówkę lub minibusa, zdobiąc te  pojazdy z wielką fantazją. Oprócz wrażenia estetycznego, dekoracje te najczęściej niosą również istotny przekaz ideologiczny. Na samochodzie jedzie zespół muzyczny albo pokaźna konsola z didżejem, beczki z piwem lub winem a za nim idą aktywiści i członkowie. Starsi i młodsi, parami i w pojedynkę, na rowerach i pieszo. Niektórzy z potomstwem za rękę albo na rękach, są też tacy, co taszczą swe maluchy w nosidle na plecach lub w wózku. Wraz z ludźmi idą liczne pieski małe i duże a muzycy jadący na ciężarówkach grają co sił.




Część muzykujących zespołów bierze aktywny udział w manifestacji idąc pieszo wraz z całym pochodem, co z pewnością nie jest łatwe, ponieważ ma on do przebycia bardzo długą trasę i trwa kilka godzin. Wiele osób przebiera się w karnawałowe stroje, zakłada maski lub fantazyjne kapelusze. Ludzie niosą transparenty, szturmówki oraz rozmaite hasła wypisane na kartonie przymocowanym do drążków. Swego czasu (bodajże w 2003 roku) ogromne wrażenie zrobiła na mnie grupa komunistów ze Sri Lanki. W tym wesołym tłumie wyróżniali się porządkiem w swoich szeregach i śmiertelną powagą na twarzach. Szli równymi, karnymi czwórkami a każdy z nich niósł czerwoną szturmówkę z wizerunkiem sierpa i młota oraz nazwą organizacji. Na ogół cudzoziemcy biorą liczny udział w tych manifestacjach, traktując je jako okazję do wyartykułowania własnych  problemów i zaznaczenia swojej obecności we włoskim społeczeństwie. Bowiem mimo tej zabawowej otoczki, nietrudno zauważyć co ludziom „leży na wątrobie” wystarczy popatrzeć na hasła, pod którymi to wszystko się odbywa.

Najbardziej palące problemy to brak bezpieczeństwa socjalnego, zaniżone płace, narastające bezrobocie, zwłaszcza wśród ludzi w wieku przedemerytalnym, niedostateczna ilość ofert pracy dla absolwentów, praca na czarno i tzw. „biała śmierć” czyli śmiertelne wypadki przy pracy, jakie mają miejsce najczęściej z powodu naruszania przez pracodawców zasad BHP. Do tego należy także dodać brak akceptacji dla obecności włoskiego wojska w działaniach poza granicami kraju, co budzi spory społeczny sprzeciw. Jednak Włosi mają to do siebie, że potrafią pogodzić nawet najbardziej radykalną ideologię z zabawą a tę świąteczną atmosferę podkręca się na wszelkie możliwe sposoby. Co jakiś czas wszyscy się zatrzymują, tańczą na ulicy, piją niskoprocentowe alkohole lub drinki sprzedawane z ciężarówek. Są też tacy, którzy sięgają po mocniejsze podniety - niejednokrotnie daje się wyczuć zapach marihuany, nierzadko też widać gołym okiem, że ktoś jest pod wpływem czegoś o wiele silniejszego niż skręt.

Pochód nie przemieszcza się prostą, najkrótszą drogą, jego trasa ma kształt zbliżony do rozciągniętej litery „S”. Kiedy manifestanci miną okolicę Dumo, cała ta ogromna grupa ludzi wykonuje następny zakręt, aby dojść do Piazza Castello, gdzie ulega rozwiązaniu. Jednak zabawa trwa dalej; na placu przed zamkiem Sforzów oraz w parku Sempione na jego tyłach, jeszcze długo w noc trwają koncerty, organizowane są konkursy i wiele innych atrakcji. Pochód pierwszomajowy w Mediolanie widziałam kilkakrotnie, jednak mam nieodparte wrażenie, że wraz z narastającym kryzysem zaczyna się on przeradzać z ludowego festynu w sposób na odreagowanie głębokiej, społecznej frustracji. Jest mniej wesoło, bardziej agresywnie, nie trzeba też długo szukać, aby zobaczyć kogoś (niestety, najczęściej bardzo młodego) kompletnie pijanego lub odurzonego narkotykami, zamroczonego, leżącego na ulicy. Wszystko to sprawia bardzo niemiłe wrażenie, iż to radosne święto zaczyna się dewaluować. Sądzę, że jest to jeszcze jeden przejaw nie tylko kryzysu ekonomicznego, ale przede wszystkim społecznego, który we Włoszech jest coraz bardziej widoczny. W tej sytuacji, chyba nie bez powodu zawołaniem jest MAY DAY! co przecież oznacza nie tylko Majowy Dzień, lecz jest też powszechnie znane, jako wołanie o pomoc w obliczu śmiertelnego zagrożenia.




Centro Sociale (Centrum Wspólnoty) – to miejsce, gdzie ludzie (najczęściej ze środowisk robotniczych, choć nie tylko) z danej dzielnicy, spotykają się czasem jedynie po to, aby wspólnie spędzić czas, lecz są też takie, które podejmują bardzo istotne działania w sferze kulturalnej i politycznej. Ich największy rozwój przypada na koniec lat sześćdziesiątych; jest to bardzo interesujący i ważny aspekt życia społecznego we Włoszech. Szczególną rolę odegrały tzw. Centri Sociali Autogestiti ( Samodzielnie Zarządzane Centra Wspólnoty) związane z kontrkulturą młodzieżową, postrzegane jako anarchistyczne lub w najlepszym razie lewicowe. Ich historia jest odzwierciedleniem konfliktów społecznych, z jakimi boryka się włoskie społeczeństwo. W Mediolanie dużą rolę odegrało bardzo prężne Centrum "Leoncavallo". Ma ono niezwykle burzliwe dzieje, kilkakrotnie próbowano je zlikwidować a dwóch osiemnastoletnich członków centrum, Fausto i Iaio, poniosło śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach. Panuje opinia, że zabójcami byli członkowie prawicowej bojówki, lecz ich rodziny i przyjaciele uważają, iż brały w tym udział służby specjalne.

Zdjęcia z pochodu 1- majowego są w albumie>