niedziela, 27 marca 2016

Nadeszła Wielkanoc, za progiem stoi wiosna!



Wszystkim zaprzyjaźnionym blogerom oraz czytelnikom "Sukienki w kropki" życzę, aby te radosne Święta były dla nich okazją do miłych spotkań w rodzinnym gronie, spacerów lub fascynujących wycieczek w ciekawe miejsca, albo po prostu odpoczynku we własnym, przytulnym domu. Niech ten wielkanocny baranek będzie dla nas symbolem zmartwychwstania a zielona rzeżucha i kwiaty oznaką przyrody budzącej się do życia.



Wiosna 
kalendarzowa
już przyszła, 
ta prawdziwa też jest tuż tuż a niedługo nadejdzie lato, niech te ciepłe miesiące przyniosą Wam wiele pięknych chwil na łonie natury i pozwolą spełnić podróżnicze marzenia!

sobota, 5 marca 2016

Lombaria. Certosa di Pavia, czyli pustelnia nieopodal Pavii.


Certosa di Pavia jest jednym z najwspanialszych zabytków Lombardii. Każdego miłośnika sztuki sakralnej (i nie tylko), który na kilka dni zawita do Mediolanu, gorąco zachęcam do jej odwiedzenia, ponieważ jest to obiekt naprawdę wart tego, aby poświęcić mu nieco czasu. Można tam bez trudu dotrzeć samochodem lub za pomocą komunikacji publicznej - tym drugim przypadku mamy do dyspozycji pociąg albo autobus.

Certosa (w tłumaczeniu na język polski: pustelnia), jak na to wskazuje jej nazwa, leży nieopodal Pawii, od której dzieli ją około osiem kilometrów. Do Mediolanu jest ich nieco ponad dwadzieścia, co (w zależności od środka lokomocji) przekłada się na mniej więcej 20–40 minut jazdy. 

W Certosie byłam dwa razy, po raz pierwszy odwiedziłam to miejsce na początku mojego pobytu w Lombardii, zachęcona przez Daria i Patrycję – właścicieli domu, w którym mieszkałam. To właśnie od nich dowiedziałam się o istnieniu tego niezwykłego zabytku, a także o jego walorach historycznych i artystycznych. Ta pierwsza wizyta pozostawiła w mojej pamięci niezatarte wspomnienie, a jednocześnie pewien niedosyt. Ponieważ w tym czasie przepiękna fasada kościoła była w trakcie remontu, przesłaniały ją rusztowania, co sprawiło, że mogłam zobaczyć jedynie jej fragmenty. 

Poza tym było to w epoce, kiedy dopiero zaczynałam interesować się fotografią, więc nie zawsze byłam zadowolona z efektów moich poczynań. Także i tym razem część ujęć wyszła nie najlepiej i ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu w zasadzie nadawała się do wyrzucenia. Co prawda kupiłam sobie ładny album przedstawiający uroki tego zabytku, ale to przecież nie to samo co zdjęcia zrobione samodzielnie, których można dowolnie używać. 

Podczas tej wizyty próbowałam sfotografować wnętrze kościoła, jednak było to zadanie przerastające moje ówczesne umiejętności. Zarówno wysokość, na jakiej umieszczono większość pięknych fresków, jak i niewielka ilość światła sprawiły, że zdjęcia robione bez flesza były niemal nieczytelne. Używanie flesza w tego rodzaju obiektach z reguły jest zabronione – podobno ze względu na ochronę malowideł wykonanych farbami na bazie substancji organicznych, które łatwo ulegają rozkładowi.

Po paru latach kiedy zaczęłam pisać bloga, ponownie wybrałam się do Certosy, aby nadrobić zaległości w robieniu zdjęć. Jednak i tym razem spotkał mnie ogromny zawód, gdyż okazało się, że w międzyczasie wprowadzono surowy zakaz fotografowania – zarówno we wnętrzu kościoła, jak i na klasztornych dziedzińcach.

Rozmawiałam na ten temat z jednym z zakonników, który mi powiedział, że ma to na celu ochronę wizerunku obiektu. Z ironią stwierdziłam, że zapewne chodzi o zakaz robienia marnych "turystycznych" zdjęć, które np. po publikacji w internecie mogłyby dać fałszywy obraz zabytku. Jednak wdaje mi się to dość naciągane, bo jak sądzę, chodzi przede wszystkim o to, że odwiedzający pozbawieni możliwości fotografowania z konieczności kupią publikacje dostępne w klasztornym sklepiku (czyli po prostu jak nie wiadomo o co chodzi z pewnością chodzi o pieniądze).

Będę szczera i powiem, że choć mam szacunek do racjonalnie uzasadnionych zakazów, to w tym momencie obudziła się we mnie anarchistka i ze złośliwą satysfakcją zaczęłam łamać ten idiotyczny przepis, kiedy tylko mogłam. O ile bez trudu udawało się to na zewnątrz, to w dobrze pilnowanym kościele nie było takiej możliwości, więc pozostały mi jedynie wspomnienia, kilka kiepskich zdjęć z pierwszego pobytu oraz album, o którym już pisałam.


Budowę Certosy zlecił książę Gian Galeazzo Visconti, władca Mediolanu. W zamyśle miał to być klasztor zakonu kartuzów oraz kościół przeznaczony na rodowe mauzoleum książęcej rodziny. Budowę rozpoczęto w sierpniu 1396 roku, natomiast ukończono w maju roku 1497 czyli trwała sto lat i dziewięć miesięcy. Co ciekawe, w połowie budowy jako główny architekt pracował tu Guiniforte Solari, będący nie tylko jednym ze współtwórców mediolańskiej katedry, lecz także kościoła Santa Maria delle Grazie, który Sforzowie – następcy Viscontich – wybrali na miejsce swego ostatniego spoczynku.   

Certosa di Pavia to nie tylko bardzo piękny obiekt – imponuje również jego wielkość, o której daje wyobrażenie zdjęcie ryciny, jaką umieściłam powyżej. Oprócz wspaniałego kościoła znajdują się tu także obszerne zabudowania klasztorne, skrzydło pałacowe przeznaczone dla rodziny książęcej oraz część gospodarcza. Wszystko to tworzy nadzwyczaj harmonijną całość, otoczoną wysokim, ceglanym murem.

Kiedy znajdziemy się w jego pobliżu, naszym oczom ukazuje się najpierw prześliczna kopuła wznosząca się nad łamanym dachem kościoła, ozdobiona białymi kolumienkami krużganków, otoczona licznymi „młodszymi siostrami” – strzelistymi wieżyczkami i uroczymi pinaklami. 

Na dziedziniec Certosy wchodzi się przez obszerną, sklepioną bramę, gdzie piękne freski dają nam przedsmak tego, co zobaczymy, kiedy przejdziemy dalej. Jednak mimo tej zapowiedzi, gdy naszym oczom ukazuje się fasada kościoła, sprawiająca wrażenie koronki wyrzeźbionej w marmurze, nie sposób oprzeć się uczuciu niezmiernego podziwu dla talentu architektów i rzeźbiarzy, którzy stworzyli to wspaniałe dzieło.


Na łamach tego bloga niejednokrotnie dawałam wyraz mojemu uwielbieniu dla stylu romańskiego, ponieważ – według mnie – jest on najbliższy duchowi Ewangelii. Budowle sakralne z późniejszych okresów, choć w założeniu wzniesione na chwałę Stwórcy, moim zdaniem zaspokajają raczej nasze ludzkie potrzeby – potrzeby zmysłów, wyobraźni, potrzeby olśnienia i zachwytu, które niekoniecznie muszą iść w parze z autentyczną duchowością.


Jednak również w tych pozostałych przypadkach takie rozważania nie mają żadnego wpływu na moje poczucie, że patrzę na coś, czego uroda przemawia – jeśli nie bezpośrednio do serca – to z pewnością do mojego umysłu, co sprawia, że zachwyt nad kunsztem artystów jest dla mnie nieodłącznym aspektem zwiedzania. 

Fasada Certosy powstawała na przestrzeni trzydziestu lat i jest dziełem wielu rąk, lecz mimo to wygląda pięknie i spójnie. Nie będę tu wymieniać wszystkich rzeźbiarzy, gdyż takie informacje bez trudu można znaleźć w internecie. Warto jednak wspomnieć, że większość z nich była synami lombardzkiej ziemi lub pochodziła z przyległego Kantonu Ticino (wystarczy tu przywołać takie nazwiska jak Solari, Briosco czy Amedeo).

Świątynia składa się z trzech naw, a dzięki smukłym kolumnom i krzyżowo-żebrowym sklepieniom ma charakter wyraźnie gotycki, jednak można tu znaleźć również liczne elementy przynależne do epoki renesansu. Stało się tak z uwagi na zmiany, jakie wprowadzono do pierwotnego projektu kościoła. Ponieważ (jak już pisałam powyżej) jego budowa trwała ponad sto lat, naturalną koleją rzeczy w tym czasie zmienił się gust i obowiązujący styl, co oczywiście nie pozostało bez wpływu na ostateczną realizację.

We wnętrzu znajdziemy liczne dzieła bardzo zdolnego malarza Ambrogia da Fossano, zwanego Bergognone, który co prawda urodził się w sąsiednim Piemoncie, jednak to właśnie Lombardii poświęcił swoje siły twórcze. 

Oprócz Certosy, także w wielu kościołach Mediolanu, Lodi i Bergamo można do dziś podziwiać jego niezwykle piękne freski oraz umieszczane w ołtarzach olejne malowidła na desce  (były to jego ulubione techniki). Ponadto wiele innych dzieł jego autorstwa znajduje się dziś w najważniejszych muzeach na całym świecie, co świadczy o jego bezsprzecznym talencie. 

Tym razem oczarował mnie przede wszystkim fresk jego pędzla przedstawiający Madonnę, której Gian Galeazzo Visconti ofiarowuje model Certosy. Dominuje na nim wspaniały błękitny kolor płaszcza Matki Boskiej w odcieniu zbliżonym do ultramaryny, jakiego nie widziałam nigdzie poza tym miejscem. Miałam okazję oglądać kilka Madonn o niepospolitej urodzie, namalowanych przez Bergognone, zarówno bezpośrednio, jak i na reprodukcjach - mam wrażenie, że zazwyczaj pozowała do nich ta sama modelka, ponieważ większość z nich ma bardzo podobne rysy twarzy.  

Te wizerunki może nie tyle uderzają klasyczną urodą oblicza, co wyrazem słodyczy i zadumy nad cudem, jaki stał się udziałem Marii. W jej spojrzeniu, które kieruje w stronę małego Jezusa, nie ma matczynej radości; można z niego wyczytać pełne lęku pytanie, które od zawsze towarzyszy wszystkim matkom niespokojnym o to, w jaki sposób wypełni się przeznaczenie ich dziecka.

Oprócz Bergognone, także inni sławni malarze pozostawili tu dowody swojego talentu – wystarczy wymienić nazwiska Morazzone, Cerano czy Guercino. W kościele można też podziwiać przepięknie intarsjowane, rzeźbione stalle oraz okazały pomnik grobowy fundatora Certosy, księcia Gian Galeazza. 


Jednak pośród tych wszystkich wspaniałości mnie najbardziej urzekł inny nagrobek, będący dziełem Cristofora Solariego. Miał on być miejscem pochówku Ludovica Moro i jego żony Beatrice d’Este, jednak los zrządził inaczej. Moro dokonał żywota we francuskiej niewoli, a jego żona, która zmarła przy porodzie i odeszła z tego świata w bardzo młodym wieku, została pochowana w mediolańskim kościele Santa Maria delle Grazie. Na nagrobku możemy zobaczyć książęcą parę spoczywającą obok siebie, a ich twarze są wspaniałym przykładem rzeźby portretowej. Przepięknie oddane stroje i realizm postaci są po prostu uderzające, dzięki czemu możemy się dowiedzieć, jak niewielkiej postury była księżna. Nie tylko jest przedstawiona jako dużo niższa od męża, widać także, że dodawała sobie wzrostu, chodząc w butach na bardzo grubych platformach.


Uderzyło mnie to, że jej twarz została przedstawiona z wyrazem nieopisanego spokoju, a rysy są zmiękczone w sposób naturalny dla pozycji leżącej, dzięki czemu ta młoda kobieta wygląda niczym pogrążona w głębokim, spokojnym śnie. Długo nie mogłam rozstać się z tym miejscem, na szczęście podczas pierwszej wizyty udało mi się zrobić zdjęcia, które choć w części oddają piękno tego monumentu.
Po zwiedzeniu kościoła przeszłam do części klasztornej, gdzie mogłam zobaczyć tzw. mały krużganek, czyli wewnętrzny ogród z fontanną pośrodku, otoczony prześlicznym portykiem ozdobionym smukłymi, marmurowymi kolumnami i płaskorzeźbami z terakoty. Jego urok dopełnia niezwykle piękny widok na boczną ścianę kościoła i transept oraz kopułę wznoszącą się ponad nimi.


Duży krużganek (125 x 100 m) jest ozdobiony równie bogato, jednak jego uroda jest zupełnie innego rodzaju. O ile w małym piękno jest mocno skondensowane, o tyle w dużym zauważamy przede wszystkim zieloną połać rozległego trawnika, otoczonego podobnym portykiem, ponad którym wznoszą się niewielkie domki, niegdyś zamieszkiwane przez dwudziestu czterech zakonników. Każdy z tych domków składał się z pomieszczenia mieszkalnego, maleńkiej kapliczki i mikroskopijnego ogródka ze studnią oraz kamiennym siedziskiem.

Zakon kartuzów, dla którego wzniesiono klasztor, był zakonem kontemplacyjnym, więc mnisi większość czasu spędzali w tych pustelniach na modlitwie oraz uprawianiu grządek z ziołami i warzywami, zaś pozostałą żywność dostarczano im z zewnątrz przez specjalne okienko, by do minimum ograniczyć ich kontakt ze światem zewnętrznym.

Wspólna modlitwa i posiłek w głównym refektarzu, przylegającym do małego krużganka, były dozwolone jedynie w dni świąteczne, poza tym mnichów obowiązywała surowa reguła samotności i milczenia. Zakony, które miały swą siedzibę w Certosie, zmieniały się kilkakrotnie. Po kartu­zach klasztor przejęli cystersi, następnie karmelici, później znów wrócili kartuzi, a dziś ponownie mieszkają tu cystersi, chociaż od 1866 roku cały obiekt jest własnością państwa włoskiego.

Obecnie w klasztorze żyje jedynie siedmiu zakonników należących do tego zgromadzenia. Na co dzień mnisi zajmują się  oprowadzaniem turystów, produkcją rozmaitych nalewek, a także uprawą ziół, które sprzedają w sklepie wyglądającym niczym dawna apteka. Oprócz tych produktów można tam nabyć różnego rodzaju zdjęcia, albumy i pamiątki związane z Certosą. Ich główną zaletą jest to, że na ogół są raczej w dobrym guście i nie odstraszają tandetnym wyglądem. 

Nieopodal, w długim korytarzu prowadzącym do sklepu, znajduje się ciekawa wystawka stworzona z kart dawnego zielnika. Oglądając ją, wyobrażałam sobie pracowitych zakonników, którzy przed wiekami zasuszali i opisywali te rośliny, które całkiem nieźle przetrwały do naszych czasów...


Odwiedzając Certosę, należy koniecznie zajrzeć do muzeum mieszczącego się w dawnym Pałacu Książęcym, który tworzy ścianę zamykającą główny dziedziniec po lewej stronie. Został on wzniesiony na potrzeby dworu Viscontich i Sforzów jako ich letnia rezydencja, był także miejscem, gdzie książę zatrzymywał się podczas polowań w okolicznych lasach. Pomysłodawcą i organizatorem muzeum był Luca Beltrami — ten sam, który nadzorował prace podczas restauracji Castello Sforzesco w Mediolanie (pisałam o tym tutaj). Dzięki jego staraniom w muzeum możemy obejrzeć bogatą gipsotekę, zbiory renesansowej rzeźby i malowideł na desce oraz wiele innych ciekawych artefaktów.

Jak pisałam na wstępie, naprawdę warto poświęcić kilka godzin na dotarcie do Certosy i jej zwiedzanie, ponieważ jest to znakomity przykład lombardzkiej architektury sakralnej, który z pewnością zapadnie w pamięć każdemu miłośnikowi historii i sztuk pięknych.


Więcej zdjęć można obejrzeć w albumach >



Kościół i klasztor można zwiedzać do południa oraz po południu (w lecie nieco dłużej). Wstęp jest wolny, jednak dobry obyczaj nakazuje wrzucenie choć niewielkiej kwoty do jednej z kościelnych skarbonek. Dojazd z Mediolanu jest dość prosty — jak już pisałam, w tym celu można skorzystać z pociągu TreNord relacji Milano–Pavia. Po krótkiej podróży wysiadamy na stacji Certosa, która znajduje się niemal na tyłach klasztoru, więc wystarczy iść asfaltową ścieżką wzdłuż muru, który go otacza. Nie ma znaczenia czy pójdziemy  w prawo czy w lewo, bo tak czy inaczej dojdziemy do bramy wejściowej.

Jeśli wybierzemy autobus, należy dojechać zieloną linią mediolańskiego metra do stacji Famagosta w kierunku Abiategrasso. Po wyjściu na ulicę znajdziemy się nieopodal przystanku, skąd odjeżdża autobus w kierunku Pavii. Wysiadamy w centrum miasteczka Certosa, skąd do klasztoru doprowadzi nas piękna, zadrzewiona aleja.  

Natomiast gdyby kogoś zainteresowały wielkie miedziane kotły widoczne na jednym ze zdjęć, informuję, że nieopodal znajduje się wytwórnia popularnego włoskiego serka „Certosa”, gdzie niegdyś podczas jego produkcji używano właśnie takich urządzeń. Obecnie po wymianie urządzeń na nowocześniejsze modele, są one jedynie pamiątką przeszłości i ozdobą trawnika przed fabryczką.