I znów magnolie szykują się do kwitnienia...Dziś rano, kiedy otworzyłam komputer i zajrzałam na bloga, zauważyłam nowy wpis Ady na temat Wawelu w wiosennej szacie, ze zdjęciami wielkiej magnolii gęsto pokrytej mechatymi pączkami. Mam nadzieję, że tego roku krakowska wiosna nie zawiedzie swoich wielbicieli i pozwoli im nasycić oczy cudnym widokiem, jakim jest to kwitnące drzewo. Ja podczas mojego pobytu we Włoszech również co roku miałam okazję oglądać ten wspaniały spektakl i zawsze cieszył mnie swoją urodą.
Nic więc dziwnego, że w moim magnoliowym albumie jest mnóstwo zdjęć tych wspaniałych roślin, gdyż dopiero tam udało mi się je zobaczyć w całej ich przyrodzonej krasie.
W Ostródzie z balkonu mojej mamy mogę zajrzeć do ogrodu po przeciwnej stronie ulicy, gdzie rośnie magnoliowe drzewko. Pamiętam, jak wiele lat temu, po raz pierwszy ujrzałam je w kwiatach, choć jeszcze bez liści. Nie mogłam wtedy uwierzyć własnym oczom, wielkie, różowe kwiaty na bezlistnych gałązkach w czasie, gdy w naszych ogrodach nieśmiało pokazywały się pierwsze oznaki wiosny, wydawały mi się nierzeczywiste. Ponieważ na Mazurach spotyka się je dość rzadko, moja wiedza na temat magnolii była wtedy dość znikoma i nie miałam pojęcia o bogactwie gatunków oraz kolorów, jakie je cechują. Jak wielka jest ta rozmaitość, przekonałam się już w pierwszym roku mojego pobytu we Włoszech.
Wybrałam się wtedy na jedną z moich wiosennych przechadzek, pamiętam, że był to piękny, słoneczny dzień, niespodziewanie przechodząc koło domu z dużym, ładnym ogrodem, poczułam niezwykłą, upajającą, kwiatową woń. Zaczęłam się rozglądać wokoło i wtedy zauważyłam białe płatki leżące na ziemi. Stałam pod okazałym drzewem z ciemnozielonymi, skórzastymi liśćmi a w jego koronie dostrzegłam wielkie, piękne kwiaty. To właśnie one wydzielały ten intrygujący zapach; było to dla mnie coś zupełnie nowego, więc musiałam się z kimś podzielić tym odkryciem. Od znajomej Włoszki dowiedziałam się, że jest to jeden z gatunków magnolii, który w odróżnieniu od innych nie zrzuca liści na zimę.
W następnych latach corocznie miałam okazję oglądać ich urodę, gdyż w lombardzkich ogrodach spotyka się je bardzo często; czasami są niewielkie i delikatne, ale bardzo często widzi się stare, duże, dorodne drzewa. Kiedy po zimowych szarościach nadchodzą pierwsze, naprawdę ciepłe dni, ni stąd ni zowąd pokrywają się one całą masą różowego lub białego kwiecia, co sprawia, że wyglądają niczym ogromne bukiety zawieszone na tle lazurowej przestrzeni nieba. Pokochałam je i nie miało tu nic do rzeczy, że miałam je wszędzie na wyciągnięcie ręki. Tak samo mnie cieszyły ogromne, stare drzewa, jak i te malutkie, prezentujące swe kwiaty na drobnych, delikatnych gałązkach. Lubiłam też zaglądać do okolicznych ogrodów w poszukiwaniu niezwykłych kolorów i form, kwiatów o płatkach gładkich lub postrzępionych. Czekałam na dzień, kiedy z pączków okrytych delikatnym puszkiem wyłoni się delikatny rąbek koloru, bo wiedziałam, że wraz z jego pojawieniem znowu rozpocznie się wiosenny cud natury.
Jako pierwsze zakwitają odmiany, które zrzucają liście na jesieni; ich kwiaty nie pachną, za to cieszą oczy gamą kolorów, od śnieżnobiałego poprzez wszystkie odcienie różu, aż do purpury. W miarę upływu czasu pojawiają się na nich jasnozielone liście a kwiatów z każdym dniem jest coraz mniej. Kiedy przekwitnie ten gatunek, pałeczkę przejmują drzewa o zimozielonych, skórzastych liściach i białych a właściwie lekko kremowych kwiatach. Są one zazdrośnie ukryte w gąszczu zieleni, mniej liczne, za to oszałamiająco pachnące. Pomiędzy ich płatkami widnieje okazały, czerwony słupek z żółtą wiązką pylników, który jesienią zamienia się w dużą, brązowa szyszkę. Byłabym w dużym kłopocie, gdybym miała dokonać wyboru i powiedzieć, które z nich są piękniejsze, czy te w odcieniach różu, ciemniejsze od zewnątrz i jasne w środku, purpurowe a może te białe o płatkach w kolorze bitej śmietany? Kiedy zaczęłam robić zdjęcia, nie mogłam sobie odmówić wielokrotnego uwieczniania tych pięknych drzew; zresztą i tak wciąż biegałam z aparatem fotograficznym, próbując zatrzymać w kadrze to, co mi towarzyszyło przez te wszystkie lata.
Każdy z przeżytych dni zbliżał mnie do wyjazdu i definitywnego powrotu do Polski w moje rodzinne strony, które ukochałam najbardziej na świecie. Jednak ta miłość nigdy nie stała w sprzeczności z zachwytem, jaki budziły we mnie Włochy, ich przyroda, pejzaż i kultura. Czas, który był mi tam dany stał się dla mnie nie tylko ciężarem, jaki nie raz z trudem dźwigałam lecz także pięknym prezentem, więc starałam się spożytkować go jak najlepiej. Wspomnienia przeżytych chwil, obrazy w mojej w pamięci i te uwiecznione na zdjęciach, sprawiły, że już nigdy nie będę tą samą osobą, która wiele lat temu podjęła decyzję o wyjeździe na emigrację, gdyż pozwoliły mi spojrzeć na moje życie z zupełnie innej perspektywy. Z pewnością nie tylko stałam się bardziej odporna na przeciwności losu, to co tam przeżyłam, nauczyło mnie cieszyć się każdą chwilą, każdym okruchem piękna i dobra, jaki to życie mi rzucało.
Mam nadzieję, że widok kwitnących magnolii ucieszy również Wasze oczy, tak jak radował moje. Jeśli chcecie zobaczyć więcej zdjęć, jak zwykle zapraszam do obejrzenia ich w albumie.
Więcej zdjęć można zobaczyć tutaj>
lub na filmiku>
P.S. Ada w swoim komentarzu wspomniała o "magnoliowym festiwalu" jeśli ktoś z czytelników ma swoich albumach zdjęcia magnolii lub jakieś piękne wspomnienie z nimi związane, to może byłby to odpowiedni moment aby się tym podzielić?