poniedziałek, 24 lutego 2025

Lombardia. Spacerem po Imbersago.


La vista mia nell'ampio e nell'altezza

non si smarriva ma tutto prendeva

il quanto e’ l quale di quella allegrezza.


                               Paradiso XXX 118-120


 Prima dell'inizio

Le galassie derivano da casuali concentrazioni di energia presenti nel momento della grande esplosione dell'universo, il Big Bang.Tali concentrazioni primigenie sono indizio di un passato ancor più remoto che si perderebbe nell’infinita profondità del tempo…Nella scoprire questo passato l’uomo si schiude al mistero della natura e della vita


2 Giugno 2004   

L'Amministrazione Comunale 

 

--------------------                  


Mój wzrok biegł wokół daleko i wysoko nie tracąc niczego, obejmował wszystko napawając się ogromem radości.

  Raj XXX 180-120


Zanim się zaczęło

Galaktyki powstają w wyniku przypadkowych koncentracji energii obecnych w momencie wielkiej eksplozji wszechświata, Wielkiego Wybuchu. Te pierwotne skupiska są jedynie oznakami jeszcze bardziej odległej przeszłości, która ginie w nieskończonej głębi czasu…Odkrywając tę ​​przeszłość, człowiek otwiera się na tajemnicę natury i życia.

(tłumaczenie własne)



W poprzednim poście pisałam o tym, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie piękny wiersz Salvatore Quasimodo o rzece Adda. Zamieściłam w nim zdjęcie, które nadal budzi we mnie żywe wspomnienia, bo chociaż nie oszałamia kolorami ani spektakularnymi widokami, ma dla mnie szczególny urok, jaki mu nadaje ciemna zieleń drzew, spokojna toń rzeki i delikatna mgiełka w głębi. Zaznaczyłam też, że będzie więcej wpisów na temat mojej wycieczki do Imbersago, niewielkiego miasteczka, leżącego u stóp Colle di Brianza, pięknego pasma wzgórz rozciągających się na południe od Lecco wzdłuż biegu Addy. Tę wycieczkę poleciła mi koleżanka z którą wtedy pracowałam i jak przekonałam się po raz kolejny w Lombardii nawet w tak małych miejscowościach można znaleźć rzeczy naprawdę niezwykłe i zaskakujące. Nie będę się rozwodzić nad szczegółami jego historii, gdyż przechodziło podobne koleje losu co Lecco i przyległe do niego terytorium, bo chciałabym opowiedzieć  przede wszystkim o tym, co je wyróżnia. Zacznę od tego o czym chyba niewiele osób myśli podczas podziwiania uroków Lombardii, że przez kilkadziesiąt lat zarówno nasza Małopolska jak i północne rejony Włoch  wchodziły w skład Austro-Węgier  a  Polaków i Włochów łączyły te same aspiracje do wolności i niepodległościTradycje kulturalne i patriotyczne liczącego zaledwie dwa i pół tysiąca mieszkańców Imbersago, widać na centralnym placu, którego patronem jest Giuseppe Garibaldi. Garibaldi wraz z Giuseppe Mazzinim w czasie Wiosny Ludów stanęli na czele powstania, które miało wyzwolić ziemie włoskie spod dominacji austriackiej. Ta rewolta nie przyniosła oczekiwanych efektów, armia powstańcza i wspierające ją wojska królestwa Sardynii, dowodzone przez Polaka, Wojciecha Chrzanowskiego, poniosły klęskę w walce z dużo większymi siłami Cesarstwa. Jednak ani Garibaldi ani Mazzini nie stracili bojowego ducha; po przegranej bitwie pod Custozzą przybyli do Imbersago, będącego dla powstańców ważnym punktem strategicznym. Wieczorem w dniu 4 sierpnia 1848 roku z balkonu willi Albini, Garibaldi wygłosił płomienne przemówienie do mieszkańców tych okolic, by podnieść ich morale i umocnić w duchu patriotycznym.









Ten wolnościowy zryw nie był ostatnim, gdyż w 1860 roku Garibaldi ponownie stanął na czele drugiego, tym razem zwycięskiego powstania, które doprowadziło do odrodzenia zjednoczonego Królestwa Włoch. Było to ogromnym osiągnięciem nie tylko militarnym, ale i politycznym, zważywszy na fakt, że w zasadzie po raz pierwszy powstał na terenie Italii jednolity organizm państwowy, jednoczący wszystkie prowincje. Było to zasługą nie tylko bojowników, takich jak Garibaldi i jego towarzysze, czy rewolucyjnych wizjonerów pokroju Mazziniego, ogromną rolę w tym procesie odegrał również przyszły premier i wybitny polityk, Camillo Cavour. Wśród wielu narodów europejskich zdominowanych przez inne nacje, Włosi były pierwszym, któremu udało wybić się na niepodległość. Ta pamięć jest nadal żywa i  w każdej, nawet najmniejszej miejscowości nie może zabraknąć ulic, placów i pomników, przypominających o zasługach ludzi, który się do tego przyczynili. 
Willa Albini stoi bokiem do centralnego placu, pamiętny balkon skąd przemawiał Garibaldi, znajduje się nad wejściem do jej prawego skrzydła  a o tym wydarzeniu mówi napis na marmurowej tablicy pamiątkowej. Jednak o ile upamiętnienie tego ważnego momentu mieści się w zwyczajowo przyjętej normie, to druga z tablic, jaką znalazłam na tej samej ścianie budynku, wydała mi się dość zagadkowa i dała mi o wiele więcej do myślenia. To właśnie z niej pochodzą dwa cytaty, które zamieściłam na wstępie; autorem pierwszego jest Dante Alighieri; choć niema tam jego nazwiska, jest tytuł księgi i numer pieśni oraz numery wersów a to mówi samo za siebie. Natomiast nic nie wiem o autorze  drugiego cytatu, bardzo się nad tym zastanawiałam i jedyne sensowne wytłumaczenie, jakie przyszło mi do głowy było takie, że być może napisał to jeden z austrofili, astronomów - amatorów działających na terenie Brianzy. Nie wykluczone, że był nim odkrywca planetoid Valter Giuliani, nauczyciel fizyki z niedalekiej miejscowości Monticello, którego miałam okazję poznać w obserwatorium astronomicznym w Sormano (odwiedziłam je podczas wycieczki na Monte Palanzone link) a może ktoś związany z obserwatorium astronomicznym w sąsiednim Merate? Fundatorem tablicy jest Urząd Gminy Imbersago i powiem szczerze, bardzo mnie zafrapował ten pomysł połączenia w jednym miejscu dwóch cytatów, pozornie tak odległych a w istocie mówiących o tym samym - o nieskończoności, miejscu człowieka w kosmosie i życiu, które umiera aby się odrodzić.

Podobne trudne pytania rodzi fakt umieszczenia obok siebie tablicy pamiątkowej dotyczącej przemówienia Garibaldiego i tej mówiącej o transcendentalnych zagadnieniach bytu.  Być może zamysł był taki, by nam współczesnym przypominać o tym, że każda porażka jest tylko etapem a nie końcem walki a choć w bezkresie dziejów i przestrzeni nawet najwięksi bohaterowie są jednie małym ziarenkiem w młynie historii, to każde działanie człowieka, które tę historię zmienia, dotyka odwiecznej tajemnicy sensu naszego istnienia...

Kiedy wróciłam pamięcią do tego dnia, przyszło mi do głowy, że być może właśnie to miał na myśli Salvatore Quasimodo, kiedy pisał swój wiersz o kruchym pięknie naszego świata, który choć jest zaledwie okruszkiem w kosmosie, to dla nas tu żyjących czymś najważniejszym, nad czym trzeba czuwać, żeby przetrwało. Kto wie, może w nieskończoności są inne, lepsze i wspanialsze światy lecz nam dano właśnie to - nurt wody, giętkie trzciny, zielone liście dzikiego bzu kołyszące się na wietrze i tylko jedno życie ... 









Oprócz willi Albini przy centralnym placu miasteczka znajduje się wieża zbudowana z ciosanego kamienia, jedyna zachowana część średniowiecznych fortyfikacji. Obok niej wznosi się kościół San Paolo, najstarsza budowla sakralna w mieście,  którego budowa przypada na XIII wiek, jednak z jego pierwotnej bryły do naszych czasów pozostało niewiele, gdyż po wielokrotnych zniszczeniach został on gruntownie przebudowany w XVII stuleciu. Nieopodal kościoła i wieży wznosi się pomnik poświęcony mieszkańcom Imbersago, którzy zginęli na wojennych frontach. Ma on kształt wysokiego  cokołu z czterema kolumnami, na których spoczywa sarkofag, gdzie na marmurowych tablicach wyryto nazwiska poległych i daty ich śmierci. Na drugim krańcu tego niewielkiego placu jest bardzo ładna fontanna, składająca się z basenu o dwóch okręgach z którego tryska woda obmywająca rzeźbę przedstawiającą nagą, zamyśloną kobietę. Na wewnętrznym okręgu basenu wyryto napis "Questo sol m'arde e questo m'innamora". Ten na pozór zagadkowy napis jest cytatem z 106 sonetu Michała Anioła, jego adresatką była Vittoria Colonna a sens oddaje dalszy ciąg czterowiersza

Questo sol m'arde e questo m'innamora,

non pur di fuora il tuo volto sereno:

c'amor non già di cosa che vien meno

tien ferma speme, in cui virtù dimora.


(To słońce mnie pali i sprawia że się zakochuję, to się nie zmienia nawet z dala od twojej pogodnej twarzy, miłość nie jest czymś co przemija, miejcie nadzieję, bo w niej mieszka męstwo, - tłumaczenie własne)

Zanim odeszłam z tego miejsca, zadumałam się głęboko nad tym, co tam zobaczyłam, gdyż nie spodziewałam się, że na niewielkim placyku w małej miejscowości, stanę twarzą w twarz z historią, filozofią i poezją, że będę musiała szukać ukrytego sensu słów i porządkować myśli. Chociaż lata spędzone we Włoszech przyzwyczaiły mnie do podobnych doświadczeń, mimo wszystko z trudem okiełznałam uczucia i emocje.
Było w tym wszystko a może nawet zbyt wiele jak na jedną przechadzkę, wszechświat, poezja, bohaterstwo, poświęcenie, śmierć i miłość, po prostu życie...

Ponieważ Imbersago miało dla mnie jeszcze więcej niespodzianek, ciąg dalszy nastąpi.

środa, 12 lutego 2025

Lombardia. Imbersago - rzeka Adda i jeden (bardzo ważny) wiersz.

 

 W pobliżu Addy

W południe Adda płynie u twojego boku,

podążając za odwróconym cieniem nieba.

Tutaj, gdzie pochylone owce wspinają się 

z głowami schowanymi w trawie, 

wzbiła się woda przecięta młyńskim  kołem, 

słychać było tylko kamienne żarna olejarni

i plusk oliwy w kadzi.

Jedynie ciebie przerazi zatrzymany ruch.

Nad gęstwiną żywopłotu ponownie

pojawia się korona czarnego bzu

a trzcina potrząsa młodymi liśćmi nad brzegami rzeki.

Życie które cię zawiodło jest w tym znaku roślin, 

pokłonie człowieczej ziemi wobec pytań i przemocy.

Ponownie zobaczysz ten sam kolor drewna

jest to dla ciebie tak samo pewne,

jak zasadzki twojej krwi i dłoń, 

którą podniesiesz do czoła by zasłonić światło.


Salvatore Quasimodo (tłumaczenie własne)

Ten wiersz włoskiego noblisty z 1959 roku jest wyryty na marmurowej płycie, którą zobaczyłam w Imbersago, na murze przy przystani nad rzeką Adda. Zachwycił mnie tak bardzo, że postanowiłam go przetłumaczyć, starając się by nie zgubić przy tym głębokiego sensu, jaki w nim znalazłam. Quasimodo napisał go niedługo po zakończeniu wojny w 1947 roku, kiedy ludzie, którzy świeżo mieli w pamięci jej okropieństwa, tym mocniej odczuwali wagę i urodę najprostszych rzeczy. Zwykłe zajęcia, piękno przyrody i cykliczny cud jej odradzania, poeta zestawił z ciężarem niepewności bytu oraz przeżytych doświadczeń, bo przecież natura ludzka pozostaje niezmieniona, wciąż nowe pokolenia doświadczają podobnej przemocy i zadają sobie te same pytania. Ziemia gdzie żyjemy jest tylko niemym świadkiem zdarzeń, niczym człowiek schylający głowę na widok tego, na co wolałby nie patrzeć. Jednak ta w bólu nabyta wiedza powoduje, że wszystkie ulotne przejawy życia wokół nas zyskują na znaczeniu. Dzieje się tak dzięki świadomości jak bardzo kruche i narażone na zniszczenie jest to co ważne, bo przecież silnik maszyny może stanąć, a w ludziach obudzić się drzemiące w nich zło...

Salvatore Quasimodo urodził się w 1901 roku, w mieście Modica na Sycylii, pełnym cudownych, barokowych budowli, wznoszących się tarasowo na zboczu skalistego wzniesienia. Zielono - błękitny pejzaż Lombardii, tak odmienny od widoku tego południowego miasta, gdzie dominuje kolor żółty i brunatny, musiał zrobić na nim ogromne wrażenie, gdyż porzucił charakterystyczne dla niego, skondensowane, hermetyczne formy, na rzecz niezwykle obrazowych opisów świata, jaki go otaczał.

Kiedy przyjechałam do Imbersago nie znałam tego wiersza, przeczytałam go dopiero na przystani i nie ukrywam, że jego dogłębne zrozumienie kosztowało mnie sporo wysiłku. Było to spowodowane tym, że są w nim skróty myślowe oraz zwroty o umownym znaczeniu, zakorzenione w świadomości ludzi mówiących językiem wyssanym z mlekiem matki. To może sprawić, że niekonieczne są do końca zrozumiałe dla przybysza z innego kraju, który może prześlizgnąć się po powierzchni wersów, nigdy nie mając pewności, że dotarł do sedna.

Do tego trzeba dodać słowa, które można przetłumaczyć na kilka sposobów lub takie, których właściwy sens jesteśmy w stanie oddać tylko za pomocą omówień. To z kolei sprawia, że pewnym frazom można nadać zupełnie inne znaczenie - tu rodzi się klasyczne pytanie, co poeta miał na myśli? Osobiście uważam, że choć jest ono ważne, to nie mniejszą wagę mają skojarzenia, jakie poezja wywołuje w odbiorcy, co w przypadku niejednoznacznych sformułowań, daje naprawdę duże pole do rozważań.

Jednak ten wiersz oczarował mnie tak bardzo, że nawet sama dla siebie po prostu musiałam wgryźć się w niego, by odnaleźć w nim sens, jaki przeczułam, a następnie wyrazić go w możliwie najprostszy sposób. Nie szukałam cudzych tłumaczeń, ponieważ chciałam znaleźć swoją własną interpretację. Mam nadzieję, że te wysiłki na coś się przydały i udało mi się w miarę sensownie wyrazić myśl, jaka jest w tym wierszu zawarta.

Chyba największy problem miałam z krótką frazą zakończoną kropką, co oznaczało że jest to zamknięta myśl "Tu solo ti sgomenti a un moto spento." O ile jej początek można w zasadzie przetłumaczyć dosłownie, to "moto spento" jest określeniem wieloznacznym, gdyż można je zrozumieć jako wyłączony motocykl, zgaszony silnik, albo wstrzymany ruch urządzenia lub maszyny. Postawiłam na to trzecie, bo oczywiście wizja zepsutego motocykla podczas podróży wzdłuż rzeki ma sens, jednak chyba nie w tym kontekście. Natomiast co do silnika - tradycyjne olejarnie nie posiadały takowego i najczęściej były poruszane kieratem lub działały na takiej samej zasadzie jak młyn wodny, o czym zresztą sam wiersz mówi jednoznacznie.

Z tego powodu postawiłam na trzecią ewentualność, mając na uwadze to, jak ważną rolę pełni drzewo oliwne i sama oliwa w kulturze i życiu narodu włoskiego. W tym kontekście można przyjąć, że człowiek będący kreatorem oraz strażnikiem procesu tłoczenia oliwy pełni funkcję niemal kapłańską, a z uwagi na doniosłość tej czynności zatrzymany ruch koła wodnego i żaren budzi jego przerażenie. Myślę też, że sama olejarnia jest metaforą działania na rzecz ogółu, pozornie prostą pracą, od której zależy byt wielu ludzi, a poeta w tym przypadku jest strażnikiem prawdy o człowieku i społeczeństwie, w którym żyje.


Na koniec chcę jeszcze dodać, że ten post początkowo miał wyglądać zupełnie inaczej, ponieważ miałam po prostu opisać w nim moją wizytę w Imbersago, a w dalszej kolejności, w następnym artykule zrelacjonować wycieczkę do Cassano d'Adda. Obydwie miejscowości łączy to, że leżą nieopodal Lecco, nad Addą, piękną rzeką, o której pisałam parę dni temu tutaj. Kiedy przygotowywałam zdjęcia do posta, natrafiłam na jedno, gdzie uwieczniłam marmurową tablicę z wierszem Quasimoda i przypomniały mi się wszystkie niemal mistyczne doznania z nim związane. Dlatego to co miało być tylko akapitem, stało się samodzielnym wątkiem, ale ponieważ temat Imbersago nie został wyczerpany, ciąg dalszy nastąpi.

piątek, 7 lutego 2025

Lombardia. Rejs po Jeziorze Lecco cz. II - miasto Lecco.



Ten post jest kontynuacją wpisu Rejs po Jeziorze Lecco, który zamieściłam przed świętami Bożego Narodzenia, zaznaczając, że ciąg dalszy nastąpi. Jak wiadomo, święta zobowiązują do świętowania, więc po przerwie spowodowanej zamieszczaniem postów okolicznościowych, a następnie problemami ze zdrowiem, wracam do tematu, aby zakończyć relację z tej wycieczki.   

Poprzednio wspominałam o analogiach i różnicach pomiędzy Lecco i Como, zarówno jeśli chodzi o akweny, jak i o miasta. Pisałam też, że Lecco jest zdecydowanie mniej popularne wśród turystów, choć bez wątpienia także ma wiele do zaoferowania. Mam wrażenie, że w ostatnich latach to się zmieniło na lepsze, zwłaszcza że, zważywszy bardzo duży wzrost cen noclegów w renomowanych miejscowościach, jest ono miejscem z wyboru dla osoby, która uważniej patrzy na swoje finanse i jest nastawiona na spokojniejszy wypoczynek.

Lecco ma też tę zaletę, że jest położone dużo bliżej lotniska w Bergamo, poza tym jest tu świetna komunikacja kolejowa z miejscowościami na prawym brzegu jeziora. Jeśli ktoś chce udać się na lewy brzeg albo do Bellagio czy innej miejscowości na cyplu Triangolo Lariano, bez problemu może to zrobić dzięki promowi i statkom pływającym z niedalekiej Varenny.

To sprawia, że jest ono bardzo dobrą bazą wypadową nie tylko w głąb Alp Bergamskich i Prealp, lecz także do zwiedzania ciekawych miejsc w obrębie całego jeziora Como (Lario). Wyprawę w okoliczne góry ułatwi kolej linowa, którą z obrzeży Lecco przemieścimy się na płaskowyż Pian di Erna, skąd można wyruszyć na górskie szlaki.

Natomiast łącząc statek lub prom z pociągiem i autobusem, dotrzemy do niemal każdej miejscowości na brzegach jeziora, a jeśli ktoś zechce odwiedzić Mediolan lub Monzę, ma do dyspozycji liczne pociągi lokalnej linii TreNord.

Dodam jeszcze, to o czym już pisałam w innych postach, że kupując niezbyt drogi jedno- lub wielodniowy bilet zintegrowany, możemy do woli jeździć wszystkimi środkami regionalnej komunikacji miejskiej i pozamiejskiej (wyjątkiem jest komunikacja z lotniskami) w obrębie Lombardii, dzięki czemu oszczędzamy zarówno mnóstwo czasu, jak i pieniądze.









Ale wracając do mojej wycieczki – tak jak pisałam w pierwszym poście, kiedy już minęliśmy Monte Moregallo po prawej i Monte San Martino po lewej stronie, na wysokości Monte Barro statek zakręcił i skierował się w stronę przystani w Lecco. Dzięki temu po raz pierwszy mogłam dokładnie obejrzeć tę miejscowość od strony wody, bo chociaż byłam tam kilkakrotnie, to zawsze widziałam ją niejako od wewnątrz.

Lecco nie jest duże, zamieszkuje je ok. 46 tys. mieszkańców (Como liczy ich 84 tys.), jednak z racji niezbyt wysokiej zabudowy zajmuje dość spory obszar u stóp Monte Resegone, której postrzępiony szczyt, przypominający zęby piły, stanowi malownicze tło dla panoramy miejscowości, nad którą góruje niemal stumetrowa wieża kościoła San Nicolo.

Wszystko to wyglądało bardzo pięknie w promieniach słońca, które powoli chyliło się ku zachodowi, nasycając góry i całą okolicę swą pomarańczowo-różową barwą. Jak już wspomniałam, bywałam wcześniej w Lecco, zwłaszcza na początku mojego pobytu w Lombardii, gdyż tam znajdowała się moja ówczesna agencja pracy. Z tych wizyt nie mam szczególnie miłych wspomnień; ponieważ była zima, nieprzyjemna pogoda odbierała mi wszelką chęć na zwiedzanie.

Choć nie było śniegu, to temperatury oscylujące wokół zera, w połączeniu z dużą wilgotnością powietrza, dawały uczucie przejmującego chłodu, co nie sprzyjało spacerom. Wróciłam tam po dwóch czy trzech latach z okazji festynu organizowanego przez jeden z banków, na który zabrali mnie znajomi. Festyn chyba był udany, było mnóstwo spacerowiczów, lecz największym zainteresowaniem cieszyły się tradycyjne tańce na jednym z miejskich placów.

Tu rej wodziły dziewczęta z lokalnego zespołu muzyczno-tanecznego, ubrane w długie białe suknie, a ponieważ sporo widzów poszło w ich ślady, zabawa była przednia. Z tego dnia pochodzą nieco staroświeckie zdjęcia utrwalone na tradycyjnym filmie, jakie zrobiłam prymitywnym aparatem Kodak. Ponieważ mam do nich wielki sentyment, postanowiłam je tu zamieścić, mimo ich dość mizernej jakości i jaskrawych kolorów (historię moich pierwszych prób fotograficznych, a także późniejszej decyzji o założeniu bloga opisałam w poście  Pierwsze foto ).











Lecco pod względem swojej burzliwej historii nie odbiega od innych miejscowości tego regionu. Pierwsze ślady osadnictwa, jakie znaleziono u stóp Monte Resegone, pochodzą z okresu wczesnego żelaza. Później przyszli tu Celtowie i Rzymianie, a po nich Longobardowie, z czasem wyparci przez Franków pod wodzą Karola Wielkiego.

Pod koniec pierwszego tysiąclecia, dzięki cesarzowi Ottonowi I (temu samemu, który przyczynił się do chrystianizacji Polski), władanie nad miastem i okolicą przejęło arcybiskupstwo Mediolanu. W wiekach średnich, podczas walk, jakie wciąż przetaczały się przez te ziemie, Lecco kilkakrotnie zostało spalone i zrównane z ziemią.

W XIV wieku weszło w skład księstwa Mediolanu, którym wówczas władał Azzone Visconti; jego protekcja sprawiła, że dla Lecco był to okres względnego spokoju. Książę Azzone nakazał budowę umocnionego mostu nad rzeką Adda i ufortyfikowanie miasta, co również przyczyniło się do zwiększenia jego bezpieczeństwa.

W XVI wieku, po upadku Sforzów, władzę w całej Lombardii przejęli Habsburgowie – początkowo z linii hiszpańskiej, a następnie austriackiej (z dwudziestoletnią przerwą, jaką był okres panowania Napoleona). Zwierzchnictwo Austrii trwało aż do 1861 roku, kiedy to po zwycięskiej kampanii Garibaldiego Lombardia weszła w skład odrodzonego Królestwa Włoch.

Te trudne dzieje spowodowały, że w Lecco nie ma zbyt wielu zabytków z początków jego istnienia i generalnie ma ono charakter typowy dla miast, których największy rozwój przypada na XIX i XX wiek.

Nie bez znaczenia jest również fakt, że właśnie w XIX wieku działał tu Giuseppe Bovara, architekt zauroczony stylistyką rodem ze starożytnego Rzymu. Bovara urodził się w Lecco, a po ukończeniu studiów wrócił w rodzinne strony, którym poświęcił swe siły twórcze. Ponieważ zaprojektował bardzo dużo budynków, zarówno prywatnych, jak i użytku publicznego, odcisnął swe wyraźne piętno na wyglądzie miasta.









Najstarszymi zabytkami Lecco są pozostałości murów miejskich, które znajdziemy w miejscu zwanym Vallo delle Mura, oraz średniowieczny most, znany jako Ponte Azzone Visconti. Zarówno mury, jak i most wzniesiono w latach 30. XIV wieku. Jak już wspomniałam, nowy władca, po przyłączeniu Lecco do księstwa Mediolanu, zadbał o jego należyte ufortyfikowanie, co miało ogromne znaczenie z uwagi na peryferyjne położenie tych ziem. Specyficzne ukształtowanie terenu i okoliczne góry, a także jezioro i rzeka Adda, w połączeniu z umocnieniami i garnizonem wojska, podnosiły wartość obronną miasta.

Ciekawostką jest to, że Adda ma swe źródło w Alpach Retyckich, następnie płynie przez dolinę Valtellina i w okolicy Colico wpada do północnej odnogi Jeziora Como (Lario), po czym wypływa ponownie w Lecco, aby po przemierzeniu Niziny Lombardzkiej połączyć swe wody z nurtem Padu.

Zabytkowy most Azzone Visconti w chwili powstania wyglądał zupełnie inaczej – miał osiem przęseł, wieże obronne i mosty zwodzone, co w tamtych czasach stanowiło zaporę trudną do przebycia. Most kilkakrotnie był modernizowany – z czasem zlikwidowano mosty zwodzone, w zamian dodając mu jeszcze trzy przęsła, a podczas panowania austriackiego usunięto również wieże obronne. Obecnie ma on 131 metrów długości i jest mostem drogowym. W dalszym ciągu możemy podziwiać jego piękne, masywne przęsła, do których niezbyt przystaje nieciekawa metalowa barierka.

Dodam jeszcze pewną ciekawostkę na jego temat – otóż istnieje teoria, że jego sylwetka i wspaniały pejzaż, który go otacza, tak zachwyciły Leonarda da Vinci, że wykorzystał je jako tło do portretu Mony Lisy. Nie jest to niemożliwe, ponieważ Leonardo często bywał w tych stronach z racji prac związanych z poszukiwaniem rudy żelaza, zleconych mu przez księcia Sforzę, a także jako gość w rodzinnych dobrach Francesco Melzi, który był jego ulubionym uczniem.

Mimo wszystkich zmian, most nadal pozostaje jednym z symboli miasta, podobnie jak charakterystyczna dzwonnica należąca do bazyliki San Nicolò, zwana il Matitone (czyli Wielki Ołówek). Prawdą jest, że ta ironiczna nazwa jest bardzo trafnym skojarzeniem, co świetnie widać na zdjęciach powyżej. Ta neogotycka wieża pochodzi z 1904 roku i ze swoimi 96 metrami wysokości jest jedną z najwyższych dzwonnic we Włoszech, a jako podstawę wykorzystano cylindryczną wieżę obronną, stanowiącą część średniowiecznych miejskich umocnień.

Neoklasyczna bazylika San Nicolò, której obecny wygląd nadał Giuseppe Bovara podczas przebudowy, jaka miała miejsce w XIX wieku, również wspiera się na dawnych bastionach z czasów hiszpańskiego panowania. W sąsiedztwie świątyni, nieopodal cmentarza, nadal możemy oglądać Vallo delle Mura, czyli pozostałości dawnych murów miejskich.

W centrum miasta znajdziemy jeszcze jeden relikt średniowiecza – jest to Torre Viscontea, gdzie współcześnie organizowane są wystawy czasowe. Tuż obok znajduje się Obserwatorium Alpejskie, czyli interaktywne muzeum alpinizmu, a także Muzeum Sztuki ze zbiorami malarstwa. Obydwie instytucje mieszczą się w eklektycznym Palazzo delle Paure, czyli – w tłumaczeniu na polski – Pałacu Strachów. Pałac nie ma żadnego ducha, który mógłby w nim straszyć po nocach, nie jest też częścią parku rozrywki, a swą nazwę zawdzięcza czasom, kiedy mieścił się tam słynący z surowości urząd fiskalny, ściągający podatki z obywateli.

Innym świadectwem kulturalnych aspiracji mieszkańców miasta jest dziewiętnastowieczny teatr, wzniesiony staraniem obywateli, przed którym znajduje się pomnik Giuseppe Garibaldiego. Garibaldi jest dla Włochów niekwestionowanym bohaterem i człowiekiem legendą – podobnie też ma się rzecz z jego towarzyszami broni, więc niemal w każdej lombardzkiej miejscowości znajdziemy świadectwa ich chlubnej historii.

Na budynku stojącym przy centralnym placu miasta również możemy zobaczyć tablicę pamiątkową związaną z walką o wyzwolenie Włoch. Poświęcono ją pamięci pięciu braci Torri-Tarelli, urodzonych w Onno – małej miejscowości pod ogromnym skalnym urwiskiem, które mnie zafascynowało podczas rejsu po jeziorze Lecco.

Najstarszy z braci, dwudziestoczteroletni Giovanni, w 1848 roku utonął podczas burzy, kiedy przez jezioro transportował broń dla powstańców walczących w Mediolanie. Jego młodsi bracia – Carlo, Tommaso, Giuseppe i Battista – poszli w jego ślady i w 1859 roku wstąpili do wojsk Garibaldiego, biorąc udział w walkach, które zakończyły się zjednoczeniem Włoch. Giuseppe, który dla munduru zrzucił sutannę duchownego, zmarł w wieku dwudziestu jeden lat z powodu odniesionych ran, natomiast pozostali ukończyli kampanię i dożyli podeszłego wieku w odrodzonej ojczyźnie.








Lecco, choć niewielkie, może się poszczycić jeszcze dwoma innymi muzeami. Jedno z nich ma siedzibę w zabytkowym pałacu Belgiojoso, gdzie między innymi mieści się dział archeologii i historii naturalnej, a także planetarium. Drugie muzeum związane jest z wybitnym włoskim pisarzem, do którego jeszcze wrócę w dalszej części posta.

Poza pomnikiem Garibaldiego, w Lecco znajdują się również inne ciekawe monumenty. Najbardziej okazały wznosi się na nabrzeżu, więc można rzec, że wita osoby przybywające do miasta drogą wodną (jest widoczny na zdjęciu powyżej). Monument poświęcono pamięci mieszkańców Lecco poległych na wojennych frontach. Składa się on ze steli, o którą wspiera się kobieca postać będąca personifikacją ojczyzny, oraz z kilku brązowych figur przedstawiających żołnierzy ruszających do boju.

Nieopodal, po drugiej stronie ulicy oddzielającej nabrzeże od miasta, znajduje się pomnik poświęcony wybitnemu człowiekowi urodzonemu w Lecco w XIX wieku. Był nim Antonio Stoppani – katolicki duchowny, ale także wielki patriota, a oprócz tego z zamiłowania oraz wykształcenia wybitny geolog i paleontolog. Jego uczniem i kontynuatorem prac naukowych był Mario Cermenati, którego pomnik również znajduje się w centrum miasta. On także urodził się w Lecco, a z jego obywatelskiej inicjatywy powstały muzea miejskie oraz pomnik Aleksandra Manzoniego.

Aleksander Manzoni* jest dla włoskiej literatury tym, czym Henryk Sienkiewicz dla polskiej, a jego powieść " Promessi sposi" (Narzeczeni) uważa się za najwybitniejsze dzieło włoskiej literatury romantycznej. Manzoni urodził się i zmarł w Mediolanie, lecz w dzieciństwie i młodości często bywał w Lecco, gdzie jego rodzina posiadała obszerną willę. Piękna panorama gór i jeziora stała się scenerią jego sławnej powieści, której akcja toczy się w XVII wieku – w czasach, gdy na terenie Lombardii rządzili namiestnicy hiszpańskich Habsburgów. 

Powieść opowiada o miłości i zawikłanych losach dwojga młodych narzeczonych, którym na drodze do szczęścia staje lokalny hiszpański wielmoża, hrabia Don Rodrigo. Renzo i Lucia pochodzą z ludu, bardzo się kochają i właśnie mają się pobrać. Jednak do zawarcia małżeństwa nie dochodzi, gdyż hrabia każe uwięzić księdza, aby opóźnić ślub, a następnie porwać dziewczynę, chcąc uczynić ją swoją kochanką. Lucia w ostatniej chwili ucieka przed siepaczami hrabiego; wierny swej miłości Renzo wyrusza na poszukiwanie ukochanej, a ich skomplikowane dzieje stanowią osnowę tej wielowątkowej powieści.

Manzoni w swym dziele nie tylko mówi o zniewoleniu mieszkańców ówczesnej Lombardii i problemach polityczno-społecznych – nadał mu również wyraźny koloryt lokalny, dzięki wspaniałym opisom jeziora i przepięknej przyrody w okolicach Lecco. Ze względu na cenzurę, pisarz przeniósł akcję swego utworu o dwieście lat wstecz, lecz dla jego współczesnych analogia do austriackiego panowania była oczywista.

Podobnego zabiegu użył także Verdi w swojej operze "Nabucco", opowiadającej o Izraelitach w babilońskiej niewoli. Gdy podczas premierowego spektaklu w mediolańskiej La Scali chór zaśpiewał porywającą pieśń "Va pensiero", ludzie płakali i zrywali się z miejsc, bo nikt z obecnych nie miał najmniejszych wątpliwości, o czym naprawdę mówi libretto. (Ten zbiorowy entuzjazm doprowadził do zamieszek ulicznych skierowanych przeciwko Austriakom, w wyniku czego opera została zakazana).

Manzoni w swojej powieści, oprócz fikcyjnych bohaterów, umieścił też kilka postaci historycznych. Między innymi obszernie opisał tragiczne dzieje i występną miłość Marianny de Leyva, czyli mniszki z Monzy (pisałam o niej tutaj).

W 1891 roku, ze składek społecznych, powstał piękny pomnik Manzoniego, a w dawnej rodzinnej willi (nota bene – Manzoni sprzedał ją po śmierci ojca) mieści się muzeum. Znajdują się tam zbiory przedmiotów związanych z pisarzem i jego epoką, część zbiorów malarstwa należących do Muzeum Sztuki, a także bogate zbiory biblioteczne i archiwalne odnoszące się do lokalnej historii.








Spacerując po nabrzeżu, kilkadziesiąt metrów od brzegu, nieopodal cypla zwanego Punta Maddalena, zobaczymy jeszcze jeden pomnik – tym razem wyrastający wprost z wód jeziora. Jest to złocona figura świętego Mikołaja, patrona miasta, któremu poświęcono bazylikę San Nicolò – najważniejszy i największy kościół w Lecco, w którym przechowywane są jego relikwie.  

Pomnik ten jest raczej świeżej daty – odsłonięto go w 1955 roku. Choć przewodniki podają, że figura świętego ma 2,10 m wysokości, z perspektywy nabrzeża nie wygląda zbyt okazale. Sam pomysł jest oryginalny i ciekawy, jednak sposób, w jaki ustawiono ten monument, budzi pewne wątpliwości. Betonowy cokół zamocowany na dnie jeziora podwyższono czterema metalowymi słupkami, co przy niskim stanie wody wygląda dość dziwacznie i mało estetycznie.

Warto dodać, że 6 grudnia, w dniu świętego Mikołaja, wszystkie dzieci w Lecco otrzymują duże, czerwone jabłka. Ten lokalny zwyczaj nawiązuje do legendy o trójce biednych dzieci, które święty obdarował jabłkami – a owoce w cudowny sposób zamieniły się w szczere złoto.

Lecco to bardzo zadbane miasto – spacerując jego ulicami, można natknąć się na wiele malowniczych zakątków i uroczych detali. Centralnym punktem miasta jest Piazza XX Settembre – kameralny plac o neoklasycystycznym charakterze, otoczony budynkami z portykami, zaprojektowanymi przez Giuseppe Bovara. W jednym z tych domów, pod numerem 43, w 1824 roku urodził się wspomniany wcześniej Antonio Stoppani, o czym informuje pamiątkowa tablica.

Lecco to bardzo zadbane miasto – spacerując jego ulicami, można natknąć się na wiele malowniczych zakątków i uroczych detali. Centralnym punktem miasta jest Piazza XX Settembre – kameralny plac o neoklasycystycznym charakterze, otoczony budynkami z portykami, zaprojektowanymi przez Giuseppe Bovara. W jednym z tych domów, pod numerem 43, w 1824 roku urodził się wspomniany wcześniej Antonio Stoppani, o czym informuje pamiątkowa tablica.

To doskonałe miejsce, aby podczas spaceru po mieście zatrzymać się w jednej z kawiarenek, odpocząć przy filiżance espresso lub lampce wina i przy okazji podziwiać wspaniały widok jeziora oraz otaczających je gór.








Na koniec chciałabym wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie miasta – być może nie tak spektakularnym w oczywisty, pocztówkowy sposób, ale mimo to wartym uwagi.

Pewnego razu wybrałam się do Lecco pod koniec października – miesiąca, który, jeśli tylko dopisze pogoda, bywa idealny na spokojne wycieczki. Październikowe dni są zazwyczaj słoneczne i ciepłe, a przyroda, zaledwie muśnięta złotem i brązem jesieni, nadal czaruje zielenią i kolorami.

Tego ranka zakończyłam ostatni z czterech nocnych dyżurów, więc aby lepiej zasnąć wieczorem, postanowiłam – jak to mam w zwyczaju – wybrać się w jakieś spokojne miejsce, by miło spędzić dzień, nie męcząc się nadmiernie. Wybór padł na Lecco, skąd planowałam wyjechać kolejką linową na Pian di Erna, by spojrzeć z góry na miasto i okolicę.

Poranek był mglisty i bezwietrzny, ale słońce próbowało przebić się przez zasłonę wilgoci, co dawało nadzieję na poprawę pogody. Niestety, gdy dotarłam do Lecco, wszystko wskazywało na to, że sytuacja raczej się nie zmieni. Wyprawa kolejką linową na płaskowyż straciła więc sens. Pozostał mi jedynie spacer po mieście – z nadzieją, że zobaczę coś, czego jeszcze nie widziałam.

I rzeczywiście – mogłam ujrzeć tę okolicę w zupełnie innej scenerii: z gładką, ciemną taflą jeziora, w której odbijały się łodzie stojące na kotwicach. Choć pogoda nie sprzyjała robieniu zdjęć, postanowiłam mimo wszystko zrobić ich kilka, nie oczekując żadnych nadzwyczajnych efektów. Ku mojemu zaskoczeniu wyszły całkiem nieźle – niemal jak czarno-białe obrazy, tu i ówdzie ożywione tylko kroplą koloru.

Dzięki mgle spowijającej drugi i trzeci plan zdjęcia zyskały coś nieoczywistego, tajemniczego. Inne miały w sobie niemal wieczorny nastrój – mimo że robiłam je w środku dnia.










Bardzo je lubię, bo są odskocznią od jaskrawych kolorów skąpanych w blasku słońca i pokazują okolicę taką, jaką widzą ją jej mieszkańcy, gdy skończą się letnie miesiące.

A czy Wam także podobają się zdjęcia jeziora Lecco we mgle?


Alessandro Manzoni urodził się w Mediolanie w 1785 roku jako syn Pietra Manzoniego, bogatego szlachcica z Lecco, oraz Giulii Beccaria. Było to typowe małżeństwo z rozsądku, zawarte z powodów ekonomicznych, gdyż rodzina Beccaria znajdowała się w trudnej sytuacji finansowej. Małżonków dzieliła znaczna różnica wieku — Giulia miała dwadzieścia lat, a jej mąż, bezdzietny wdowiec, czterdzieści sześć. Oboje byli typowymi przedstawicielami wieku oświecenia, wykształconymi ludźmi o szerokich horyzontach intelektualnych.

Pietro w swoich dobrach wprowadził nowoczesne zasady zarządzania, a ponadto był uczonym-samoukiem, interesował się historią i archeologią (dzięki niemu przeprowadzono fachowe badania archeologiczne w okolicy Lecco). Ojciec Giulii, markiz Cesare Beccaria, był wybitnym przedstawicielem swojej epoki — doktorem praw, ekonomistą, pisarzem politycznym, a przede wszystkim reformatorem w dziedzinie prawa karnego, zwalczającym karę śmierci oraz tortury. Jego prace naukowe odbiły się szerokim echem w całej Europie i korzystali z nich także ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych.

Giulia, obracająca się wśród elity intelektualnej Mediolanu, nawiązała intymną relację z Giovannim Verrim, którą utrzymywała także po ślubie (ich małżeństwo nie wchodziło w grę, ponieważ Giulia była panną bez posagu, a Giovanni najmłodszym synem bez stałego dochodu). Ponieważ nie kryli się zbyt mocno ze swym związkiem, powszechnie uważano, że mały Alessandro nie był biologicznym synem Pietra Manzoniego. Mimo to, kiedy po kilku latach doszło do separacji między małżonkami, dziecko pozostało zgodnie z prawem pod opieką oficjalnego ojca, dla którego raczej nie było oczkiem w głowie.

W tej sytuacji mały Alessandro żył pozbawiony matki, a jak napisał jeden z jego współczesnych — choć miał dwóch ojców, naprawdę nie miał żadnego. Dopiero po uzyskaniu pełnoletności ponownie spotkał się z matką, której właściwie nie znał, gdyż na stałe mieszkała w Paryżu. Po śmierci Pietra Manzoniego bardzo się do siebie zbliżyli i od tej pory pozostawali w bardzo dobrych stosunkach, a nawet dość długo mieszkali razem.  

Alessandro ożenił się z Enrichettą Blondel, córką szwajcarskiego przemysłowca, związaną z kręgami oświeconych ateistów i ruchem libertyńskim. Jednak w wieku dwudziestu pięciu lat, wraz z żoną i matką, zbliżył się do duchownych jansenistycznych, co doprowadziło do nawrócenia całej trójki na katolicyzm.

Manzoni rozpoczął działalność literacką w 1801 roku, mając szesnaście lat. Początkowo pisał poezje, stopniowo rozszerzając twórczość o eseje, rozprawki, tragedie i utwory prozą. Jego najwybitniejszym dziełem pozostaje powieść „Promessi sposi”, wydana w 1827 roku, która była jednocześnie zwieńczeniem tego etapu jego twórczości. Wraz z wkroczeniem w wiek dojrzały rozpoczął się dla niego czas niemocy twórczej, przykrości i nieszczęść.

Zmarła jego pierwsza żona Enrichetta Blondel, później druga żona Teresa Borri Stampa, matka oraz większość dzieci. Synowie, w których pokładał wielkie nadzieje, prowadzili rozrzutny tryb życia. Do tego doszły epilepsja i inne uporczywe dolegliwości, mimo to Manzoni dożył sędziwego wieku — zmarł w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat wskutek nieszczęśliwego wypadku (pisałam o tym tutaj ).

Dla swoich współczesnych Manzoni był nie tylko wybitnym pisarzem, ale także politycznym i moralnym przewodnikiem. Manifestacją tych gorących uczuć był jego niezwykle uroczysty pogrzeb - okazały sarkofag pisarza zajmuje centralne miejsce w Świątyni Sławy, czyli Famedio, na Cimitero Monumentale w Mediolanie (o tym niezwykłym cmentarzu pisałam tu ).