Ta tragiczna historia wydarzyła się naprawdę... Wszystko zaczęło się w drugiej połowie XVI wieku w Mediolanie. Ktoś kto był na tyłach galerii Wiktora Emanuela na placu Della Scala, zapewne zwrócił uwagę na imponujący pałac w manierystycznym stylu, stojący na wprost sławnego teatru. Ten gmach to Palazzo Marino, gdzie mieści się Zarząd Miasta. Jego nazwa pochodzi od nazwiska Tomaso Marino, pierwszego właściciela, który oprócz szlacheckiego pochodzenia, miał dodatkowy atut w postaci tęgiej głowy do interesów a dzięki tej zalecie zaliczał się do najbogatszych mediolańskich bankierów. Miał on kilkoro dzieci, w tym córkę Virginię. Virginia wcześnie została wdową (miała pięcioro dzieci z pierwszego małżeństwa) i wyszła ponownie za mąż za hiszpańskiego kondotiera, Martino de Leyva. Martino również pochodził z arystokratycznego rodu; jego ojciec książę Ascoli, został mianowany gubernatorem Mediolanu, kiedy po śmierci Francesco Sforzy miasto znalazło się we władaniu hiszpańskich Habsburgów. Ze związku Virginii i Martina w 1576 roku urodziła się ich jedyna córka, Marianna. Gdy dziecko miało niespełna rok, Virginia zmarła podczas epidemii dżumy, więc dziewczynka rosła pod opieką ciotek i niańki. Miała sześć lat, gdy jej ojciec wyjechał do Hiszpanii, gdzie ponownie się ożenił. Marianna pozostała w Mediolanie, a ponieważ posiadała znaczny majątek odziedziczony po matce, początkowo zamierzano wydać ją dobrze za mąż. Jednak ten plan uległ zmianie i kiedy miała niewiele ponad trzynaście lat, umieszczono ją w nowicjacie w klasztorze Św. Małgorzaty w niedalekiej Monzie, będącej feudum rodu de Leyva (Martino i jego czterej bracia nosili tytuł hrabiów Monzy i na zmianę sprawowali tam władzę w dwuletnich okresach). Trudno dziś dociekać przyczyn tej decyzji (mówiło się o tym, że ojciec chciał zagarnąć część jej majątku) oraz jaki stosunek miała do tego projektu sama Marianna... Po zakończeniu dwuletniego nowicjatu w wieku niespełna szesnastu lat złożyła śluby zakonne, przyjmując imię Maria Virginia na pamiątkę zmarłej matki. W miejskich kronikach z tamtych czasów jest często wymieniana jako Signora di Monza, ponieważ ojciec który przebywał w swoich hiszpańskich dobrach, powierzył jej funkcję swego namiestnika. W związku z tym, to właśnie ona, na zmianę ze stryjami dzierżyła władzę świecką w mieście, sprawując sądy i stanowiąc prawa.
Oprócz tego, jako osoba dobrze urodzona, wykształcona i o doskonałych
manierach, zajmowała się młodymi szlachciankami, które w owych czasach zwyczajowo oddawano na wychowanie do klasztoru. Virginia, niewiele starsza od swoich podopiecznych, miała dwadzieścia lat, kiedy jedna z jej wychowanic Izabela Hortensja, zaczęła potajemnie romansować z młodym wielmożą, mającym domostwo sąsiadujące z klasztorem. Młodzianem tym był Gian Paolo Osio, człowiek zuchwały i amoralny, oskarżany nie tylko o różne młodzieńcze wybryki, lecz również o próbę zabójstwa. Po interwencji Virginii dziewczynę odesłano do domu a rodzina dla zatarcia skandalu szybko wydała ją za mąż. Pomimo początkowej antypatii i wręcz wrogości, pomiędzy Osiem i Virginią dość szybko nawiązało się porozumienie a następnie romans. W owej epoce, zakonnice będące córkami bogatych rodzin cieszyły się znaczną swobodą, do tego Virginia,l jako Pani Monzy była w sytuacji wyjątkowej. Miała też kilka wspólniczek wśród zaufanych zakonnic, więc jej związek z kochankiem nie tylko rozkwitał bez większych przeszkód, ale z biegiem czasu zaowocował dwójką potomstwa. Pierwszym dzieckiem był martwo urodzony syn, nieco później przyszło na świat drugie dziecko, córka, którą Virginia dość długo ukrywała w swoim obszernym apartamencie, jaki zajmowała w klasztorze z racji swej funkcji i urodzenia. Kiedy dziewczynka podrosła, Osio zabrał ją od matki i oddał na wychowanie swoim krewnym. Gian Paolo i Virginia chyba mieli niełatwe charaktery, oprócz tego sytuacja zmuszała ich do ciągłego ukrywania się, więc ich romans, który mimo to trwał około dziesięciu lat, wciąż oscylował pomiędzy miłością i nienawiścią, pośród kłótni i zdrad ze strony Osia.
Podobno utrzymywał on intymne stosunki również z innymi zakonnicami w tym Benedettą i Oktawią, które były wspólniczkami Virginii i wiedziały wszystko o jej romansie. Niestety, Signora oprócz popleczników miała też wrogów, gdyż w klasztorze toczyła się ciągła walka o wpływy i władzę. W pewnym momencie, skutkiem podejrzeń oraz krążących pomówień, atmosfera stała się niebezpieczna i kochankowie zaczęli obawiać się zdrady ze strony wtajemniczonych osób. W tej sytuacji, pozbawiony skrupułów Osio zabił służącą Virginii Katarzynę oraz pewnego aptekarza, który wiedział zbyt dużo o jego sprawkach. W jakiś czas później wywabił z klasztoru Oktawię i Benedettę a następnie również próbował je zamordować. Oktawię udało mu się utopić w niedalekiej rzece Lambro o czym piszę tutaj lecz cudem ocalona Benedetta wyznała wszystkie tajemnice Signory, więc całą sprawę oddano pod sąd biskupi. Władzę kościelną w mediolańskiej archidiecezji sprawował w owym czasie Fryderyk Borromeo, który w związku z krążącymi plotkami od pewnego czasu dawał baczenie na to, co dzieje się w klasztorze a nawet udał się tam osobiście aby skontrolować sytuację. Na jego rozkaz Virginię, jej służących, księdza będącego wspólnikiem Osia, jak również trzy wtajemniczone w romans zakonnice: Candidę, Sylwię i Benedettę, przewieziono do Mediolanu. Tu poddano ich surowemu przesłuchaniu a ponieważ zachodziło też podejrzenie o czary, do procesu włączyła się Święta Inkwizycja. Wszyscy oskarżeni wyznali swoje winy i zostali srogo ukarani zgodnie z obowiązującym prawem. Osio uciekł, więc wyrok na niego wydano zaocznie, zaś Virginię żywcem zamurowano w niewielkiej celi w mediolańskim domu poprawy pod wezwaniem Św. Walerii. Podobny los spotkał pozostałe zakonnice, natomiast księdza skazano na trzy lata galer. W tym czasie Osio, który był poszukiwany przez trybunał (wyznaczono nagrodę za jego głowę) uciekł do Mediolanu i schronił się u swojego przyjaciela w podziemiach dzisiejszego pałacu Isimbardi.
Przyjaciel okazał się zdrajcą i wydał rozkaz aby "bravi" będący u niego na służbie, zatłukli zbiega kijami w jego kryjówce. Jednak Gan Paolo uniknął w ten sposób o wiele gorszej śmierci z rąk sprawiedliwości, gdyż kara za uwiedzenie zakonnicy była straszna... Nieszczęsna Virginia spędziła w swojej celi prawie czternaście lat, po ich upływie Fryderyk Borromeo okazał jej łaskę i pozwolił na dokonanie żywota w nieco lepszych warunkach. Uwolniona pozostała jednak w tymże domu Św. Walerii, gdzie zmarła w 1650 roku. Pod koniec życia wykazywała tak ogromną skruchę z powodu swojego dawnego występku, że powszechnie nazywano ją "zwierciadłem pokuty". Jej córka, którą Osio oficjalnie uznał za swoje dziecko urodzone z nieznanej matki, również przyjęła habit zakonny i także dokonała życia w klasztorze.
Tę historię w nieco zmienionej formie spożytkował Alessandro Manzoni, jako jeden z wątków swojej powieści "Promessi sposi". Jego bohaterka nosi imię Gertruda, inne są przyczyny jej wstąpienia do klasztoru i niektóre szczegóły romansu z Osiem. Książka jest uważana za najwybitniejszy przykład włoskiej prozy i zna ją chyba każdy Włoch, gdyż należy do żelaznego kanonu szkolnych lektur. W dzisiejszej Monzie nie ma zbyt wielu śladów z czasów Gian Paola i Virginii, gdyż dom Osia zburzono a na jego miejscu stanęła "kolumna niesławy" która jednak nie zachowała się do naszych czasów. Kościół Św. Małgorzaty z powodu złego stanu został przebudowany, zmieniono też jego patrona (obecnie jest poświęcony św. Maurycemu). Część klasztoru rozebrano się a pozostałą przerobiono na mieszkania. Do tej tragicznej historii nawiązuje swą nazwą jedynie "Via della Signora", niewielka ulica biegnąca nieopodal i przypominająca współczesnym mieszkańcom Panią Monzy, jak niegdyś nazywano nieszczęsną Virginię...
Cała ta historia jest nieźle udokumentowana, zarówno w ówczesnych kronikach jak i aktach procesowych a także w pismach znajdujących się w prywatnym archiwum jakie pozostało po kardynale Fryderyku Borromeo. Nakręcono też przynajmniej dwa filmy na jej podstawie, zaś w internecie pod hasłem "Monaca di Monza" nie brakuje informacji (w języku włoskim) na ten temat.
Zdjęcie obok przedstawia Plac Della Scala w Mediolanie. Okazały budynek, jaki widać w głębi za pomnikiem Leonarda da Vinci, to właśnie Palazzo Marino, gdzie urodziła się Marianna de Leyva. Niestety z przyczyn o których pisałam powyżej w moich zbiorach nie ma zdjęć bezpośrednio związanych z tą historią, więc zamieściłam inne, również zrobione w Monzie, które swoim charakterem nawiązują do opowieści.
W jednym z krakowskich klasztorów miała miejsce nieco podobna historia uwięzionej zakonnicy Barbary Ubryk, jednak jej podłożem prawdopodobnie była nie tyle występna miłość, co choroba psychiczna, przejawiająca się pod postacią nimfomanii. Sprawa była swego czasu bardzo głośna i zbulwersowała nie tylko społeczeństwo XIX Krakowa, lecz odbiła się szerokim echem w całej Europie.