Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Varenna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Varenna. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 maja 2013

Lombardia. Varenna i zamek w Vezio.



Jak już wspominałam w poście o willi Monastero, Varenna widziana podczas rejsu statkiem, przedstawia jeden z najpiękniejszych widoków w obrębie jeziora Como. Pod tym względem może śmiało konkurować z innymi miejscowościami leżącymi na jego obu brzegach, dzięki niezwykłej harmonii z otaczającym pejzażem i prześlicznej zabudowie. Miasteczko składa się z niewielkich domków w pastelowych kolorach, schodzących na sam brzeg wody; ich tło stanowią górskie stoki, gdzie szare skały prześwitują pośród zieleni porastających je lasów.

Varennę od innych okolicznych miejscowości odróżnia to, że nie widać tu imponujących hoteli w pałacowym stylu, jakie powstały w tej okolicy na przełomie XIX i XX stulecia w Bellagio, Cernobbio, czy Menaggio. Zwarta zabudowa znajduje się na różnych poziomach, więc domki wyglądają ciekawie jeden zza drugiego, niczym grupa dzieciaków, ustawiona do zdjęcia według wzrostu. Ponad nimi widać szpiczastą wieżę kościoła a nad całością dominuje wysokie wzgórze. Uważne oczy pośród drzew na szczycie dostrzegą resztki murów i zamkową wieżę. To właśnie zamek Vezio, który wziął swą nazwę od maleńkiej miejscowości, gdzie go wzniesiono. Varenna podobnie jak większość miasteczek i wiosek w tej okolicy, ma bardzo bogatą historię, sięgającą VI wieku p.n.e. Z pewnością przewinęły się tu ludy celtycko-liguryjskie a prawdopodobnie również etruskie. Później przyszli Rzymianie, którzy mając na uwadze znaczenie tych terenów dla obrony cesarstwa przed najazdem barbarzyńców z północy, intensywnie wprowadzali tu  swoją kulturę poprzez osadnictwo i budowę dróg.

W późniejszych czasach miasteczko przechodziło zmienne koleje losu, kilkakrotnie padając ofiarą lokalnych wojen. Ta bogata choć trudna przeszłość, ma swoje świadectwo w interesujących odkryciach archeologicznych, lecz przeciętny turysta zachwyca się raczej urokliwymi zaułkami, restauracyjkami i barami pod okapem kwitnących pnączy oraz małymi sklepikami, gdzie można kupić wyroby miejscowych rzemieślników lub lokalne specjały. Spacer po miasteczku niesie ze sobą niezapomniane wrażenia, gdyż mimo jego niewielkich rozmiarów, można tu długo krążyć po uliczkach, pokonując liczne kamienne schody, nad którymi przerzucono łukowate mostki i balkony, łączące domki leżące po ich przeciwległych stronach. Kaskady bluszczu, donice z kwitnącymi kwiatami i koty wygrzewające się na słońcu, dają wrażenie leniwego spokoju, który udziela się także przybyszom, chętnie przysiadającym  na ławkach i murkach aby odpocząć w cieniu drzew. Jeśli zechcemy udać się do niedalekiej willi Monastero, czeka nas niedługi spacer brzegiem jeziora po malowniczym pomoście wiszącym ponad wodą. Stąd można popatrzeć na leżący nieopodal półwysep Bellagio, miasteczko Menaggio na przeciwległym brzegu i piękne kształty gór, zamykające horyzont. Ponieważ jest to miejsce, gdzie jezioro jest najszersze, jego wody nie odbijają zieleni górskich stoków, lecz błękit nieba, co daje im piękną, szafirową barwę. W dniu w którym przybyłam do Varenny by zobaczyć zamek Vezio, pogoda nie była najlepsza; zanosiło się na burzę i od czasu do czasu kropił lekki deszczyk, choć dzień w zasadzie był słoneczny a chwilami było naprawdę gorąco. Jednak jak to się zazwyczaj dzieje przy tego rodzaju pogodzie, nad jeziorem unosił się opar wilgoci zacierający kontury pejzażu, co nadawało  mu wdzięk rozmytej akwareli. 



Na szczyt wzgórza, gdzie leży Vezio, można dojść korzystając z asfaltowej drogi jezdnej lub dawnej mulatiery, wybrukowanej okrągłymi kamieniami. Ja wybrałam mulatierę i po niedługim czasie znalazłam się w wiosce. Po drodze do zamku wstąpiłam na niewielki cmentarzyk, gdyż zwykle jest to miejsce dające nieocenione świadectwo lokalnej historii. Tu podobnie jak w innych małych miejscowościach, na tablicach nagrobnych dostrzegłam powtarzające się nazwiska, mówiące o rodzinnych powiązaniach w obrębie tej niewielkiej społeczności. Moją uwagę zwróciła okazała kaplica nagrobna i pamiątkowy monument poświęcony poległym żołnierzom a także kilka tablic umieszczonych w lapidarium, gdzie wielokrotnie powtarzało się  nazwisko Greppi. Jak się później dowiedziałam, są to obecni właściciele zamku, którzy wspaniale zadbali o przeprowadzenie prac konserwatorskich i jego promocję.




Sam zamek jest częściowo zrujnowany lecz to, co z niego pozostało, daje dobre wyobrażenie o jego niegdysiejszym wyglądzie. Dochodząc do celu, na trawiastym pagórku wśród drzew oliwnych natknęłam się na dawne monumentalne schody zamkowe, dziś prowadzące donikąd, sprawiające niesamowite wrażenie swą bezużytecznością... Nieco dalej wznoszą się mury obronne i potężna wieża, do której prowadzi zwodzony most. Niegdyś były tu jeszcze mury zewnętrzne otaczające również Varennę, schodzące ze wzgórza aż na brzeg jeziora. Historycy twierdzą, że zamek powstał we wczesnym średniowieczu, na co skazują jego cechy charakterystyczne, lecz o dziwo, stuprocentowo pewne informacje o nim pochodzą  z czasów znacznie późniejszych, niż można by się było spodziewać. To jednak nie dowodzi, że wcześniej nie istniał, gdyż źródła pisane z owej epoki nie są zbyt liczne. Lokalna tradycja przypisuje jego powstanie Teodolindzie, królowej Longobardów (jest też pewna udokumentowana wzmianka na ten temat) co datowałoby go na VI wiek. Jak już pisałam, zamek został poddany pracom konserwatorskim i śmiało można powiedzieć, że wykonano tu naprawdę dobrą robotę. Mury zostały zabezpieczone, cały teren pięknie oczyszczony i wzbogacony o nowe atrakcje. 



Jedną z nich jest pokaz tresowanych sokołów, mieszkających na stałe na terenie zamku. Wszystkie ptaki są urodzone i wychowane w niewoli, więc nie  mogłyby przeżyć na wolności, tu zaś budzą podziw swoimi podniebnymi akrobacjami i doskonałym porozumieniem z prowadzącym je sokolnikiem. Podczas mojego pobytu w Vezio na zamku była również grupa dzieci, które aż piszczały z zachwytu, kiedy ptak słysząc gwizd sokolnika zwijał się w kulę i niczym kamień spadał z nieba wprost na jego ramię. Szczególny entuzjazm wzbudziła Regina, piękna samica myszołowa, siedząca spokojnie  na murku i pozwalająca  się podziwiać rozentuzjazmowanym dzieciakom. Oprócz ptaków w zamku można obejrzeć rycerskie zbroje oraz wystawę skamielin z odciskami prehistorycznych roślin i zwierząt znalezionych w okolicy. Niebanalnym akcentem są drewniane i ceramiczne totemy umieszczone na dziedzińcu i "armia duchów" zasiedlająca zamek, wykonana z gazy zmoczonej w roztworze gipsu, którą drapuje się na modelach i czeka aż wyschnie. Takie odlewy wykonuje się co roku na początku sezonu  (zwykle za modele służą turyści, chcący wziąć udział w tym przedsięwzięciu) i  umieszcza  w różnych nieoczekiwanych miejscach. Miłośnicy nowszej historii na stoku poniżej zamku mogą obejrzeć umocnienia należące do linii Cadorna, systemu obronnego wykorzystywanego w czasie I Wojny Światowej. 


Podobnie jak w innych miejscach położonych na znacznej wysokości, także i tutaj można bez końca patrzeć na panoramę jeziora zamkniętego pomiędzy pasmami gór. Ja również nie mogłam oderwać oczu od tego widoku, mimo iż widziałam jezioro wiele razy z innych miejsc o różnych porach dnia i roku. Tym razem zobaczyłam je pomiędzy szarymi blankami murów, zatopione w lazurowej mgle a wokoło szczyty gór, gdzie kiedyś byłam...
Jego gładką błękitną taflę gdzieniegdzie marszczyła drobniutka fala, unosząca maleńkie punkciki żaglówek. Kiedy tak patrzyłam miałam wrażenie, że śnię; ten zamglony pejzaż wydawał się wprost nierealny, niczym senne widziadło, znajome lecz nierzeczywiste. Długo stałam na murach, chłonąc ten błękit w magicznym momencie odosobnienia, pomiędzy niebem i wodą. Gdzieś niedaleko usłyszałam nawoływania dzieci z wycieczki a po chwili dobiegł mnie dźwięk kościelnego zegara wybijającego godziny. Po raz ostatni spojrzałam w dół, na zbocze przebite ostrzami cyprysów, pod którym przycupnęła kolorowa Varenna ze swoimi uroczymi domkami i ruszyłam w powrotną drogę...

Więcej zdjęć z zamku Vezio i Varenny znajduje się w albumach>

sobota, 4 maja 2013

Lombardia. Willa Monastero w Varennie.



Varenna to obok Bellagio najbardziej urokliwe miasteczko, spośród wszystkich leżących w obrębie Jeziora Como. Może się poszczycić prześliczną panoramą, którą możemy podziwiać kiedy przypływamy tam statkiem. Miejscowość ta, prezentuje się równie pięknie gdy wysiądziemy na ląd, wyruszymy na spacer po jej malowniczych zaułkach i wąskich uliczkach, które aż proszą o uwiecznienie ich pędzlem malarza...




Varenna leży pomiędzy brzegiem wody i długim górskim grzbietem. W tym miejscu jezioro mające kształt odwróconej litery "Y" rozdziela się na trzy części; zachodnie odgałęzienie czyli Como oraz wschodnie zwane Lecco, ciągną się w stronę południa, natomiast na północy zaczyna się odnoga nosząca nazwę Lario. Varenna cieszy się wielką i zasłużoną popularnością wśród turystów ze względu na swoje walory a także z powodu dwóch interesujących zabytków, jakie można zobaczyć w okolicy. Jeden to Castello di Vezio (napiszę o nim niebawem) zaś drugi to willa "Monastero" ze swoim pięknym ogrodem, rozciągającym się na terenie dzielącym Varennę i sąsiednią miejscowość Fiumelatte. 

Podobnie, jak inne wille, o których pisałam dotychczas, również i ona ma  bardzo bogatą i ciekawą historię. Jej początki sięgają XII stulecia, kiedy w tym miejscu powstał klasztor sióstr cysterek, istniejący aż do drugiej połowy XVI wieku, kiedy z powodu małej liczby zakonnic został zlikwidowany na polecenie  kardynała Karola Boromeusza. Opuszczone klasztorne budynki kupił zamożny szlachcic Paolo Mornico; Lelio, jego syn i spadkobierca, po dokonaniu wielu wyburzeń i przeróbek stworzył tu luksusową rezydencję. 
Domostwo przez dwa stulecia pozostawało w rękach kolejnych członków tej rodziny, później zostało sprzedane i przez następne siedemdziesiąt lat kilkakrotnie zmieniało właścicieli. W 1897 roku nabył je bogaty niemiecki przemysłowiec, Walter Kees. Dzięki niemu, willa wraz z otaczającym ją ogrodem przeszła następną transformację i osiągnęła dzisiejszy wygląd, jemu też zawdzięcza swą obecną nazwę. Jednak i Kees nie cieszył się długo jej pięknem, gdyż po I Wojnie Światowej cała posiadłość (podobnie jak niedaleka willa Carlotta) została przejęta przez państwo włoskie. W 1925 roku kupił ją Marco de Marchi, uczony i przemysłowiec w jednej osobie, wieloletni prezes Włoskiego Towarzystwa Naukowego.

 Po śmierci jego i jego żony Rosy, na mocy testamentu willa przeszła na własność Instytutu Hydrobiologii i stała się centrum kongresowym, gdzie urządzane są spotkania i konferencje naukowe. W jej wnętrzach pozostało praktycznie całe wyposażenie, zarówno to, które pochodzi z czasów Waltera Keesa, jak i małżonków de Marchi. Zgodnie z wolą tych ostatnich, willa z biegiem czasu uzyskała również status muzeum i dzięki temu można ją zwiedzać w wyznaczonych dniach. Kiedy wiele lat temu byłam tam po raz pierwszy, nie było jeszcze takiej możliwości, więc musiałam się ograniczyć do wizyty w ogrodzie. Natomiast podczas mojego drugiego pobytu podwoje willi były zachęcająco otwarte, a przy wejściu stali mili panowie z ochrony, którzy z ogromną kurtuazją zapraszali do wejścia wszystkich posiadaczy biletu wstępu. Muszę przyznać, że wnętrze ze swoim wystrojem naprawdę robi wrażenie! Po poprzednich właścicielach pozostały tu piękne arrasy, rzeźby i obrazy, wspaniałe porcelanowe wazy a także misternie kute żyrandole. W pokojach rozmieszczonych na dwóch kondygnacjach, znajdują się imponujące marmurowe kominki, ściany pokrywają mięsiste tapety, naśladujące tłoczoną skórę, oprócz tego zgromadzono tu cenne meble z różnych epok, wielkie lustra w rzeźbionych ramach i zegary pochodzące z najlepszych pracowni.

Jest tu również oryginalna klatka schodowa, ze ścianami pokrytymi zdobionymi kafelkami, tworzącymi podobizny wybitnych przedstawicieli kultury i nauki oraz łazienka w stylu pompejańskim z wanną wpuszczoną w podłogę, do której wchodzi się po kilku schodkach. Także tutaj użyto pięknych kobaltowych i niebieskich kafelków oraz ozdobnych ceramicznych paneli. Ta wspaniała wanna pochodzi z czasów Waltera Keesa, natomiast państwo de Marchi kontentowali się skromniejszą wanną z białej porcelany. Jedna z sal na parterze nosi imię Enrico Fermi, włoskiego laureata nagrody Nobla, który w 1954 roku prowadził tu wykłady podczas konferencji z zakresu 
fizyki. 
Po zwiedzeniu willi udałam się na wędrówkę po ogrodzie; co prawda widziałam go podczas poprzedniego pobytu, ale ponieważ jest to miejsce naprawdę urokliwe, więc z prawdziwą przyjemnością zrobiłam to ponownie. Ogród, z racji swego usytuowania pomiędzy taflą jeziora i zboczem góry, jest bardzo wąski, ale ten teren został świetnie wykorzystany. znajdziemy tu mnóstwo zakątków zagospodarowanych w bardzo przemyślany sposób z fontannami, kwietnymi tarasami, posągami i nieoczekiwanymi perspektywami. Na jego południowym krańcu znajduje się niewielka, ośmioboczna altanka, zwana Caffe-Haus, zbudowana w mauretańskim stylu, z niewielkim balkonem zawieszonym nad wodami jeziora. 

Altanka jest bardzo interesująca również z tego względu, że jej sześć ścian to umieszczone na przemian zwierciadlane panele i okna, co sprawia, że kiedy parzymy w lustro widzimy w ni odbity pejzaż za oknem, zwielokrotniony dzięki złudzeniu optycznemu. Po chwili zaczynamy się zastanawiać, czy to, co mamy przed sobą, to rzeczywisty ogród, czy też jego odbicie? To właśnie tam zrobiłam sobie dla żartu zdjęcie, które teraz widnieje przy moim blogowym profilu. Ogród willi ma rangę ogrodu botanicznego, gdyż można tu zobaczyć wiele cennych i rzadkich roślin, sprowadzonych z różnych zakątków świata. Jednak jego największy walor stanowi niezapomniany widok na drugi brzeg jeziora, z leżącym na wprost Menaggio wraz z otaczającymi je górami, zielony i górzysty półwysep Bellagio oraz rozległą połać jeziora Lecco z charakterystyczną sylwetką Corni di Canzo w głębi. Parząc na północ widzimy cypel, nad którym góruje wieża kościoła w Varennie; jeszcze wyżej, ponad miastem, pośród drzew możemy dostrzec szare mury zamku królowej Teodolindy, zwanego Castello di Vezio.




Chociaż zarówno willa jak i ogród stanowią zlepek wielu stylów, całość sprawia miłe i gustowne wrażenie. Zapewne nie bez wpływu jest to, że długi i wąski ogród jest wprost predysponowany do tego, aby stworzyć tu  odrębne części o odmiennym charakterze, płynnie przechodzące jedna w drugą. Natomiast willa mimo swego eklektyzmu również nie sprawia wrażenia dysharmonii, dzięki umiejętnemu doborowi mebli i pozostałych elementów wystroju. Wszystkich czytelników zapraszam do obejrzenia zdjęć w albumach, mam też nadzieję, że przynajmniej w części oddają one atmosferę tego miejsca.

Link do albumu  >


Jeśli ktoś miałby ochotę zwiedzić willę Monastero radzę zasięgnąć informacji o dniach, w których jest otwarta, w tym roku podobno jest to piątek po południu oraz sobota i niedziela przez cały dzień.