
Jak pisałam na zakończenie poprzedniego posta, tym razem mam zamiar skupić się na wnętrzu fromborskiej katedry, które robi naprawdę ogromne wrażenie, bo aczkolwiek niezbyt spójne stylistycznie, jest pełne pięknych, historycznych detali. Katedra jest kościołem halowym, bez transeptu, z pięcioprzęsłowym prezbiterium w kształcie prostokąta, oddzielonym od korpusu nawowego "łukiem tęczowym", wysokim, ostrołukowym przejściem. Ośmioprzęsłowy korpus główny także ma kształt prostokąta, podzielonego na trzy nawy dwoma rzędami kolumn. Gwiaździste sklepienie w nawie głównej jest ośmioramienne, wspiera się na czternastu kolumnach, po siedem kolumn w każdym rzędzie; natomiast sklepienia naw bocznych są również gwiaździste, lecz sześcioramienne. Na sklepieniu, dzięki terakotowym dekoracjom są wyraźnie widoczne żebrowania, wydobywające jego rysunek, co wygląda bardzo pięknie i potęguje wrażenie głębi. Sklepienie i kolumny pokrywa neogotycka polichromia, wykonana w XIX wieku przez Justyna Bornowskiego z Elbląga w czasie przygotowań do obchodów pięćsetlecia katedry. Przeprowadzono wtedy liczne prace rekonstrukcyjne i konserwatorskie, min. wymieniono większą część posadzki i witraże oraz zlikwidowano zbędne przybudówki na zewnątrz.




Witrażowe okna katedry od strony północnej są dwudzielne a od południowej trójdzielne, z laskowaniami i maswerkami pochodzącymi z XIX wieku. Obecne witraże, choć stylowe, są dziełem współczesnym, bowiem większość z nich uległa zniszczeniu w czasie ostatniej wojny, a to co z nich ocalono, można oglądać w Muzeum Katedralnym i w dwóch oknach od strony południowej. Wystój katedry jest w przeważającej części barokowy, ponieważ w I połowie XVII wieku, w czasie pierwszej wojny polsko - szwedzkiej, większość pierwotnego wyposażenia i precjozów została zrabowana przez wojska Gustawa Adolfa. Szwedzi wykazali się wyjątkowym barbarzyństwem i wywieźli wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość, w tym również archiwum oraz bibliotekę z manuskryptami i księgami Mikołaja Kopernika. Sytuacja powtórzyła się po niemal dwudziestu latach, podczas drugiej wojny, zwanej potopem szwedzkim, jednak tym razem najeźdźcy skupili się raczej na dewastowaniu miasteczka. Mimo to, fromborska katedra jest pełna pięknych dzieł sztuki i rzemiosła, w przeważającej części XVII - wiecznych, natomiast z wcześniejszych okresów zachowały się przede wszystkim płyty nagrobne i epitafia, krucyfiks na łuku tęczowym oraz wspaniały, późnogotycki poliptyk. Moją uwagę zwróciła piękna, neogotycka figura Madonny, znajdująca się przy jednym z filarów, którą wykonał niemiecki rzeźbiarz Fuchs, pracujący w Kolonii. Co ciekawe, w materiałach źródłowych znalazłam informację, że artysta wzorował się na Madonnie Bolońskiej z tamtejszej katedry. Wiedziona słuszną ciekawością szukałam zdjęcia pierwowzoru rzeźby, jednak nigdzie nie znalazłam najmniejszej wzmianki na jej temat. Natomiast faktem jest, iż w katedrze w Kolonii istotnie jest podobna figura, ale znana jako Madonna Mediolańska, kopia wcześniejszego dzieła, zrabowanego w Mediolanie przez Fryderyka Barbarossę. Jej podobieństwo z Madonną z Fromborka nie jest uderzające, różni je poza oraz kolory polichromii, natomiast zbieżność polega na atrybutach Dzieciątka i Marii w postaci regaliów i pięknie drapowanej szacie Matki Boskiej. Madonna z Fromborka to dzieło dużej urody o bardzo szlachetnym wyrazie, jednak mnie urzekło wyobrażenie Baranka Eucharystycznego i rzeźby zdobiące cokół, przedstawiające trzy prześliczne aniołki. Ich słodkie, dziecinne buźki są tak urocze w swojej ekspresji, że trudno się oprzeć wrażeniu, iż jest to rzeźba portretowa a jej twórca wzorował się na dzieciach, na które patrzył z miłością.


Zanim Katedra doznała uszczerbku z rąk Szwedów, było w niej ogółem dziewiętnaście ołtarzy, którymi opiekowali się poszczególni kanonicy. Po zakończeniu działań wojennych zostały tylko dwa z nich, ołtarz główny i ołtarz dziekana Konopackiego. Pierwszym kanonikiem, który przystąpił do odbudowy powierzonego sobie ołtarza, był Mateusz Montanus, pozostali kanonicy nie byli równie skorzy do wydawania niemałych w końcu pieniędzy, dlatego też ówczesny biskup Szyszkowski, surowo ich napominał z tego powodu i nawoływał do przyśpieszenia prac. Obecnie w katedrze znajdują się dwadzieścia trzy ołtarze, w przeważającej części barokowe. Większość z nich, ( poza ołtarzem głównym, umieszczonym w prezbiterium i dwoma ołtarzami znajdującymi się w kaplicach bocznych) znajduje się przy ścianach i kolumnach, a ponieważ w większości są one bardzo ozdobne i bogato złocone, jak już pisałam na wstępie, wnętrze katedry sprawia naprawdę wielkie wrażenie. Ponieważ z braku miejsca i dobrego oświetlenia nie udało mi się zrobić przyzwoitych zdjęć wszystkich dwudziestu trzech, ograniczę się do opisania tych, które mogę również zilustrować. Najstarszy z nich, to późnogotycki poliptyk, ufundowany przez wuja Kopernika, biskupa Łukasza Watzenrode, wykonany w Toruniu w 1504 roku, który do połowy XVII wieku pełnił rolę ołtarza głównego. W jego centralnej części mieści się figura Madonny z Dzieciątkiem w otoczeniu ojców kościoła. W awersach skrzydeł bocznych umieszczono sześć scen z życia Marii, niestety, cztery z nich zostały nieodwracalnie zniszczone. W początkach XX wieku poliptyk poddano konserwacji, wtedy też w jego predelli umieszczono neogotyckie hermy, przedstawiające święte niewiasty. Pozwolę sobie dodać w tym miejscu małą uwagę odnośnie postaci Dzieciątka, która wydaje mi się dość dziwna. O ile Madonna zgodnie z oczekiwaniami jest uroczą, młodą dziewczyną, to mały Jezus nie jest przedstawiony, jako pulchne niemowlę, które byłoby tu bardzo na miejscu, lecz jako chłopiec (sądząc z proporcji głowy i ciała) co najmniej sześcioletni, jednak wyraźnie zminiaturyzowany do rozmiaru nadającego się do trzymania na rękach przez matkę. Widzę w tym jakąś niespójność, jednak nie wykluczone, że był to celowy zabieg rzeźbiarza, niosący jakieś nieznane mi przesłanie.


Barokowy ołtarz główny, który zastąpił poliptyk, powstał w połowie XVII wieku z inicjatywy biskupa Grabowskiego wg. projektu Franciszka Placidiego, włoskiego architekta i rzeźbiarza, pracującego w Polsce. Nastawa jest wykonana z marmuru w trzech kolorach a w jej centrum umieszczono wielki obraz pędzla Stefana Torellego, przedstawiający Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny. U szczytu łuku tęczowego, oddzielającego prezbiterium od głównej nawy, wisi zabytkowy gotycki krucyfiks, natomiast po lewej stronie, tuż za prezbiterium, umieszczono ołtarz św. Antoniego. Jest to epitafium a zarazem wyraz zadośćuczynienia dla biskupa Rudnickiego, którego pochówek został znieważony i zniszczony przez Szwedów. Biskup został uwieczniony na ołtarzu, bowiem to jego przedstawił rzeźbiarz w postaci klęczącej pod krzyżem.




W tym akapicie chcę napisać parę słów o czterech ołtarzach, wyróżniających się efektowną snycerką i bogatymi złoceniami. Jednym z nich jest ołtarz św. Marcina, ufundowany przez kanonika Jerzego Marquarta w 1649 roku. W części centralnej umieszczono obraz z początku XVII wieku, przedstawiający pokłon trzech króli a w górnej mniejsze malowidło, gdzie ukazano nawiedzenie św. Elżbiety.
Manierystyczny ołtarz św. Augustyna z połowy XVII wieku, ma drewnianą malowaną nastawę, pięknie rzeźbioną, o dyskretnych złoceniach, gdzie wśród zdobiących ją postaci zobaczymy świętych Augustyna, Grzegorza, Hieronima i Barbarę. Centralną część ołtarza wypełnia obraz nieznanego malarza, jednak być może rozpozna go ktoś, kto był w Rzymie lub interesuje się malarstwem, ponieważ jest to kopia Madonny dei Pellegrini Caravaggia, którą można zobaczyć w kościele San Agostino.
Ja natomiast bez trudu skojarzyłam pierwowzór Ukrzyżowania z ołtarza Świętego Krzyża, gdyż jest to dość wierna kopia, wczesnego obrazu jednego z moich ulubionych malarzy, Antona Van Dycka. Ołtarz pochodzi z pierwszej połowy XVII wieku, powstał z fundacji kanonika Andrzeja Zagórnego a wykonano go w Królewcu w warsztacie Michała Döbla.
Jednak najbardziej zapadł mi w pamięć ołtarz św. Bartłomieja, ufundowany przez kanonika Macieja Mateusza Montanusa, o którym wspominałam powyżej. Choć nie jestem wielką miłośniczką baroku, urzekł mnie nie tyle gustowną polichromią i dużą ilością złoceń, co przede wszystkim wspaniałą i subtelną snycerką. Umieszczono na nim postacie czterech ewangelistów o uduchowionych obliczach a na szczycie figurę Chrystusa Zmartwychwstałego. Jednak ja przede wszystkim zwróciłam uwagę na urocze główki aniołków oraz subtelnie wykonane wizerunki mężczyzn i kobiet z chustami udrapowanymi na piersiach, o niezwykle zindywidualizowanych rysach twarzy. Te prześliczne detale, choć w zasadzie służące jedynie wypełnieniu pustej przestrzeni, tak nielubianej przez artystów baroku, nie tylko mnie urzekły, ale wręcz skradły moje serce. Ołtarz zdobią dwa piękne obrazy, przywiezione z Włoch przez ich fundatora, kanonika Jerzego Fryderyka Konigsegga. Na górnym znajduje się wizerunek św. Bartłomieja, natomiast dolny jest wzorowany na obrazie Carla Maratty z rzymskiego kościoła Chiesa Nuova i przedstawia apoteozę św. Filipa Neri. Jak napisałam powyżej, ten tak bogaty i wspaniały ołtarz wzniesiono wspólnym wysiłkiem dwóch kanoników, którzy chyba postanowili dać przykład innym dostojnikom i jako pierwsi przyczynili się do ozdobienia kościoła po wojennych zniszczeniach.
Bardzo pięknym ołtarzem jest także wczesnobarokowy ołtarz św. Mikołaja z 1640 roku, nieprzesadnie ozdobny, wykonany z ciemnego marmuru, z którym mocno kontrastują białe alabastrowe postacie aniołów i tarcze z herbem Ogończyk, którym pieczętował się jego fundator, biskup Działyński. W części centralnej początkowo znajdował się obraz z wizerunkiem św. Karola Boromeusza, lecz w XVIII wieku zastąpiono go dziełem pędzla nieznanego malarza, który prawdopodobnie wzorował się na podobnej kompozycji Carla Maratty. Obraz został przywieziony z Rzymu przez kanonika Piotra Ruggieri i przedstawia Madonnę z Dzieciątkiem, adorowaną przez św. Karola Boromeusza i św. Katarzynę Bolońską.
Również marmurowa z alabastrowymi elementami jest nastawa ołtarza św. Michała Archanioła, ufundowanego około 1640 roku, przez kanonika Wacława Kobierzyńskiego. Na szczycie ołtarza widnieje Pomian, herb fundatora, pod nim pierwotnie znajdował się obraz przedstawiający Michała Archanioła namalowany na desce, jednak w 1877 roku zastąpił go obecny, pędzla A. Wysockiego. Próbowałam rozwikłać tajemnicę imienia artysty i nie jest wykluczone, że był to Antonin Wysocki, człowiek o bardzo ciekawym życiorysie, malarz i pierwszy znany z nazwiska, polski dagerotypista portretowy.
Późnobarokowy ołtarz św. Judy Tadeusza i Szymona, został ufundowany w ostatnich latach XVII wieku, przez kanonika Szymona Aleksego Tretera. W nastawie z ciemnego marmuru, z licznymi elementami zdobniczymi i rzeźbami wykonanymi z alabastru, umieszczono dwa obrazy, przywiezione z Rzymu w pierwszym dziesięcioleciu XVIII wieku. Duży centralny obraz przedstawia koronację Matki Boskiej w otoczeniu świętych a w zwieńczeniu, na mniejszym obrazie, można zobaczyć Anioła Stróża.
Pominę tu ołtarz z kaplicy biskupa Szembeka, ponieważ mam zamiar napisać o niej w ostatnim poście o zabytkach Fromborka.
Manierystyczny ołtarz św. Stanisława Kostki z 1640 roku ufundował biskup Szyszkowski, wspólnie z przewodniczącym kapituły, Wojciechem Rudnickim. Ołtarz wykonano z bogato złoconego drewna z ciemnymi elementami, zdobią go liczne ornamenty i główki aniołków, a w niszach i na belkowaniu umieszczono figury świętych Wojciecha, Stanisława, Piotra i Andrzeja. Centralny obraz wykonany przez nieznanego malarza, przedstawia mistyczną komunię św. Stanisława Kostki i jest datowany na II połowę XVII wieku.
Wczesnobarokowy ołtarz św. Tomasza z ciemnego polichromowanego drewna, zwraca uwagę dwiema kolumnami oplecionymi przez winorośl i licznymi zdobieniami. Obraz centralny datowany na drugą połowę XVII wieku, pochodzi z pracowni w Wielkopolsce i przedstawia Madonnę z Dzieciątkiem oraz św. Bogumiła i patrona Warmii, św. Wojciecha.
Ołtarz poświęcony św. Wawrzyńcowi ufundował w trzecim ćwierćwieczu XVII wieku kanonik Jan Kazimierz Wołowski, jest on wykonany z drewna, polichromowany i złocony. Wzniesiony w stylu rozwiniętego baroku, jest bardzo ozdobny i dość ciężki, lecz mimo wszystko harmonijny, z wielkim, centralnym obrazem przedstawiającym Marię Magdalenę ( jest to XX-wieczna kopia pierwotnego obrazu z drugiej połowy XVII wieku) i drugim, nieco mniejszym w górnej części z wizerunkiem św. Piotra
Manierystyczny ołtarz poświęcony św. Rozalii i św. Karolowi Boromeuszowi, ufundował w 1640 roku biskup Mikołaj Szyszkowski, jako votum z ocalenie diecezji od szerzącej się zarazy. Jest wykonany z ciemnego oraz różowego marmuru i ozdobiony alabastrowymi detalami; uważa się, że jego dwa obrazy prawdopodobnie pochodzą z Włoch. Mniejszy jest dość wiernym wizerunkiem św. Karola Boromeusza, natomiast większy z nich, namalowany na blasze miedzianej i przedstawiający św. Rozalię, czasem jest przypisywany warmińskiemu malarzowi Piotrowi Kolbergowi, ale nie ma na to jednoznacznego potwierdzenia.
Podobny stylistycznie jest wczesnobarokowy ołtarz Matki Boskiej Nieustającej pomocy i św. Jana Chrzciciela. Jego fundatorem był dziekan kanoników kapituły, Stanisław Bużeński. Wykonano go z marmuru w czterech kolorach z alabastrowymi figurami, przedstawiającymi świętych Stanisława, Kazimierza i Wojciecha. Wizerunek w ołtarzu przedstawia Matkę Boską Śnieżną, to pochodząca z XVII wieku włoska kopia obrazu z rzymskiego kościoła Santa Maria Maggiore, natomiast w górnej kondygnacji jest przedstawiony Jan Chrzciciel z barankiem.




Katedra Fromborska oprócz ołtarzy może się poszczycić wspaniałymi organami o pięknym, barokowym prospekcie, pochodzącymi z 1684 roku. Obecny instrument jest drugim z kolei, ponieważ pierwszy, zbudowany na początku XVI wieku, padł łupem najeźdźców podczas pierwszej wojny szwedzkiej. Jednak te nowe organy na przestrzeni wieków również były wielokrotnie remontowane i przerabiane. W czasie II Wojny Światowej zostały bardzo poważnie uszkodzone, przywrócono je do stanu używalności dopiero w latach 60-tych XX wieku, jednak prace nad odtworzeniem ich wszystkich walorów zakończono dopiero w roku 2013. Mówiąc o instrumencie, nie miałam na myśli jego obudowy, czyli empory i prospektu, ponieważ te zachowały się w stanie oryginalnym, choć oczywiście również one kilkakrotnie były poddawane pracom renowacyjnym i konserwatorskim, koniecznym dla zachowania ich piękna w należytym stanie. A jest o co dbać, ponieważ obudowa to prawdziwe dzieło sztuki. Dekorację malarską wykonał Jerzy Piper z Lidzbarka Warmińskiego, wzięty malarz działający na Warmii w okresie baroku, jednak z tego co wiem, całość zaprojektował pochodzący z Królewca rzeźbiarz Krzysztof Peucker. Co ciekawe, Peucker uczył się zawodu w królewieckim warsztacie Jana Krzysztofa Döbla, więc nie wykluczone, że jego mistrz był synem lub krewnym Michała Döbla, twórcy fromborskiego ołtarza Świętego Krzyża, o którym pisałam powyżej. Inną ciekawostką jest to, że Peucker jest twórcą nastawy ołtarza głównego i niezwykle pięknego prospektu organów w Świętej Lipce. Tak czy inaczej, nieco mniejsze organy fromborskie również zasługują na uwagę, dzięki bardzo efektownej dekoracji, gdzie przeważa kolor kobaltowy, wspaniale podkreślony przez liczne złocenia, srebro i brąz piszczałek. Bez wątpienia, te kolory przewodzące na myśl błękit nieba i blask słońca a także malowane i rzeźbione wizerunki aniołów, dobrze współgrają z niebiańskimi dźwiękami organów, jednak nie będę się rozwodzić nad ich opisem, ponieważ zdjęcia, jakie zamieściłam, dość dobrze pokazują ich styl i urodę.
Chciałabym jeszcze wspomnieć, że podczas ostatniej wizyty w katedrze, ja i Marta miałyśmy okazję wysłuchać koncertu organowego, który dał wspaniałe świadectwo nie tylko kunsztu Arkadiusza Popławskiego, organisty fromborskiej katedry, ale także potęgi i pięknego brzmienia samego instrumentu oraz wspaniałej akustyki kościoła.
Oczywiście w katedrze nie brakuje płyt nagrobnych i epitafiów. Najstarszym jest średniowieczne epitafium dziekana kapituły warmińskiej, Bartłomieja Boreschowa, który notabene był też lekarzem Konrada von Jungingena, wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego ( brata Ulricha, wielkiego mistrza spod Grunwaldu). Epitafium prawdopodobnie powstało około roku 1425 i w owym czasie z racji swej formy tonda, było wielką rzadkością na terenie Polski. Malowidło przedstawia Marię z Dzieciątkiem i św. Magdaleną, patronką lekarzy a u ich stóp artysta namalował postać zmarłego, w pozycji na klęczkach i ze złożonymi rękami.
Oczywiście, nie może tu zabraknąć opisu epitafium Mikołaja Kopernika, wielkiego astronoma, który we Fromborku pracował nad swym wiekopomnym dziełem a w 1543 roku zakończył ziemską wędrówkę. Pierwsze epitafium, dziś nie istniejące, powstało jako fundacja biskupa Kromera w roku 1580, natomiast to, które widzimy obecnie, ufundowała Kapituła katedry w 1735 roku.
W katedrze jest jeszcze jedno ważne miejsce; nieopodal ołtarza Świętego Krzyża, którym Kopernik opiekował się za życia, po niemal dwóch wiekach poszukiwań, odbył się ponowny pochówek jego niemal cudem odnalezionych szczątków. Miało to miejsce 22.05.2010 roku, od tego pamiętnego dnia trumna Mikołaja Kopernika spoczywa w krypcie pod posadzką katedry. Ponad nią, na filarze umieszczono nagrobek ze stosownym napisem, stelę z czarnego marmuru, gdzie symbolicznie przedstawiono układ heliocentryczny. Ponad kryptą jest niewielkie, przeszklone okienko, przez które można zajrzeć do jej wnętrza i zobaczyć trumnę astronoma z jego portretem na wieku.
W katedrze są jeszcze dwa epitafia, z którymi wiążą się moje bardzo osobiste wspomnienia. Te płaskorzeźbione płyty z ciemnego marmuru, zostały wykonane na zlecenie dwóch członków fromborskiej kapituły jeszcze za ich życia, więc kiedy zmarli, dodano jedynie jedynie datę zgonu. Ciekawostką jest to, że obydwaj mieli ten sam zamysł, epitafia są do siebie bardzo podobne a do tego obydwaj umarli w tym samym roku 1692. Pierwsze epitafium należy do Zachariasza Jana Szolca, który pełnił funkcję kustosza, a drugie do dziekana kapituły warmińskiej, Stanisława Bużeńskiego. Płyty oprócz zwyczajowego napisu mówiącego o zmarłym, przedstawiają "Memento mori", Vanitas, jako wizerunek szkieletu z klepsydrą. Z tymi dwiema płytami wiąże się moje wspomnienie z czasów, kiedy jako słuchaczka szkoły pielęgniarskiej byłam we Fromborku na jednej z praktyk. Jak pisałam w poprzednim poście, niejednokrotnie po wieczornym spacerze wraz z koleżankami zaglądałam do katedry, żeby posiedzieć w jej mrocznym wnętrzu. Pewnego razu, krążąc wśród filarów i ołtarzy, stanęłam na wprost Vanitas i mimowolnie wyciągnęłam rękę, dotykając wyobrażenia tego, co zostaje z człowieka, kiedy jego ciało zamieni się w proch. Niespodziewanie, w tym ulotnym momencie zupełnie inaczej pomyślałam o śmierci, że to nie jest tylko to, o czym uczono mnie w szkole, proces, jaki zachodzi w tkankach i procedura zawodowa do wykonania. W czasie moich licznych praktyk na różnych oddziałach, nie raz widziałam śmierć pacjenta; dla młodej osoby, niemal dziecka, było to bardzo trudne doświadczenie, ale szkoła dobrze mnie przygotowała do takich chwil i wydawało mi się, że potrafię się z tym zmierzyć. Jednak tym razem miałam wrażenie, że zrozumiałam prawdziwy sens śmierci, nie tylko w fizycznym, ale również duchowym i filozoficznym wymiarze. Dotarła do mnie świadomość kruchości ludzkiego bytu, także mojego, chociaż własna śmierć wydawała mi się tak niewiarygodnie odległa. To był dziwny moment, może właśnie wtedy po raz pierwszy poczułam ciężar dorosłości, gdy myślałam o tym, że jestem tylko jednym niewielkim elementem w następujących po sobie pokoleniach i o tym, że taka sama klepsydra odmierza czas dla nas wszystkich, choć różna jest ilość piasku, jaki się w niej znajduje...
Zdjęcia są opisane, jeśli ktoś chciałby przypisać je do tekstu, wystarczy najechać kursorem myszy na każde z nich.
Więcej zdjęć z wnętrza katedry jest w albumie >
Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga!
Komentarze czytelników są bardzo mile widziane, jednak ze względu na otrzymywany spam są one moderowane i w związku z tym, mogą się ukazywać z niewielkim opóźnieniem.