Tym razem nie będę pisała o ostródzkich zabytkach, lecz o obiekcie jak najbardziej nowoczesnym a nawet nowym, którym jest Stadion Lekkoatletyczny Ostródzkiego Centrum Sportu i Rekreacji. Jak wspomniałam, jest on stosunkowo świeżej daty, ponieważ oddano go do użytku w 2017 roku. W tym miejscu od zawsze było obszerne trawiaste boisko, którego skromna infrastruktura ograniczała się do kilku rzędów ławek usytuowanych na niewysokich skarpach. Na co dzień korzystali z niego uczniowie ostródzkich szkół, a okazjonalnie podczas koncertów i imprez plenerowych, także pozostali mieszkańcy. Choć stadion leży w centrum miasta, panuje na nim cisza i spokój, ponieważ w bezpośrednim sąsiedztwie nie ma ruchliwych ulic, za to jest dużo zieleni Jego północna pierzeja sąsiaduje z budynkiem hotelu i Aquaparkiem, natomiast wschodnia z alejką, która oddziela go od zabytkowego cmentarza, o którym pisałam tutaj.
Stadion jest bardzo ładnym i przyjaznym miejscem, tym bardziej, że podczas budowy wyposażono go w funkcjonalne zaplecze oraz trybuny dla publiczności. Są tu organizowane spartakiady, imprezy i zawody sportowe, a poza tym od rana do wieczora jest otwarty dla mieszkańców. Oprócz płyty boiska ma tartanową bieżnię i stanowiska do uprawiania lekkiej atletyki, a oprócz tego ścieżkę do nordic- walkingu. Oczywiście użytkowników obowiązuje regulamin porządkowy - i tak na płytę boiska mogą wchodzić tylko zawodnicy klubów podczas meczów i treningów ( dla niezrzeszonych amatorów piłki są Orliki). Po tartanowej bieżni do woli można biegać i chodzić, jednak nie mają tam wstępu osoby z kijkami, dla których jest zielona ścieżka wyłożona sztuczną murawą.
Właśnie ta zielona ścieżka jest powodem, dla którego piszę o stadionie, ponieważ z nastaniem wiosny postanowiłam zamienić moje dotychczasowe ćwiczenia na intensywną naukę prawidłowego chodzenia i kontrolowania oddechu. Oczywiście przedtem też chodziłam na spacery, jednak po dwóch operacjach bardzo pogorszyła się moja koordynacja ruchowa, nie mówiąc o dużym spadku kondycji, więc czułam, że potrzeba mi czegoś więcej.
Szczerze mówiąc, parę lat temu, kiedy jeszcze pracowałam, zaczęłam uprawiać nordic - walking, jednak dość szybko doszłam do wniosku, że nie jest to aktywność, którą bym polubiła. W tamtym czasie wieczorne chodzenie w kółko wydawało mi się zajęciem nudnym i monotonnym, a ponieważ byłam w dobrej formie fizycznej, w pewnym sensie także czymś poniżej moich możliwości.
Jednak ostatnie trzy lata życia z bólem i różnymi ograniczeniami spowodowały, że moim największym pragnieniem stało się, żeby po prostu założyć na nogi buty, wyjść z domu i chodzić do woli. To tak proste marzenie dość długo czekało na realizację, ponieważ pełna rehabilitacja po zabiegu endoprotezy trwa około roku i dopiero wtedy można mówić o powrocie do całkowitej normalności. Ta normalność jest rzeczą względną, bo o ile kogoś zadowoli wyjście na zakupy lub krótki spacer, to ktoś inny chce o wiele więcej. W życiu codziennym nie myślę o tym, że moje stawy biodrowe zastąpiły endoprotezy i nie mam z tym żadnego kłopotu, wychodzę na spacery, bez trudu wchodzę po schodach, a nawet wspinam się po drabinie, jednak daleko mi do dawnej sprawności. Ponieważ nie lubię poprzestawać na małych rzeczach, postanowiłam jak to się mówi - stanąć na głowie - by wrócić do formy z czasów, kiedy kilku - czy kilkunastokilometrowe wędrówki też nie były dla mnie problemem. Jako że mieszkam bardzo blisko stadionu OCSiR, doszłam do wniosku, że byłoby grzechem nie do wybaczenia, nie skorzystać z możliwości, jakie mi daje to sąsiedztwo.
Dlatego wyciągnęłam moje kijki i od poniedziałku do piątku, każdego ranka, niezależnie od pogody idę na stadion, gdzie robię kilka okrążeń, które przekładają się na mniej więcej trzy kilometry. Nie jest to oszałamiający dystans, jednak nordic -walking swą efektywnością przewyższa tradycyjną przechadzkę, a poza tym duże znaczenie ma przede wszystkim systematyczność treningu. Na przyszłość mam taki plan, żeby po wypracowaniu lepszej kondycji podwoić ten dystans, jednak podchodzę do tego spokojnie, żeby nie forsować się bez potrzeby. Na szczęście przekonałam się, że poranne chodzenie jest bardzo przyjemne, a jeśli nie pada, na stadionie jest po prostu bajecznie, bo świeża zieleń cieszy oczy a śpiew ptaków z punktu poprawia nastrój. Okazało się, że podobnych rannych ptaszków obojga płci, trenujących zaraz po otwarciu obiektu, jest więcej. Większość z nich biega, inni oprócz tego robią dość zaawansowane ćwiczenia, jest też pani w naprawdę podeszłym wieku, która z wielką energią kilkakrotnie okrąża stadion chodząc boso po bieżni.
Jak wiadomo, wysiłek popłaca, więc po kilkutygodniowym treningu zauważyłam pierwsze trwałe efekty, które miałam okazję zweryfikować w praktyce, ale o przebiegu tej weryfikacji napiszę w następnych postach.
P.S. Dla porządku dodam, że stadion, z którego korzystam, nie jest jedynym obiektem sportowym w mieście. Ostróda ma naprawdę niezłą bazę, jest tu basen z aquaparkiem, drugi pełnowymiarowy stadion piłkarski, korty tenisowe, dwie hale widowiskowo - sportowe, marina i wake park.