Aby nieco podkreślić wiosenny nastrój, postanowiłam kontynuować opowieść o włoskich ogrodach pełnych kwitnących kwiatów. W czasie wędrówek po Lombardii, mogłam niejednokrotnie podziwiać "luoghi di delizie", przepiękne wille, otoczone niemniej pięknymi parkami. Stanowią one nieocenione dziedzictwo kulturowe, więc chociaż niektóre z nich nadal pozostają w rękach prywatnych są udostępniane do zwiedzania dla szerokiej publiczności a cena biletu wstępu na ogół jest zbliżona do przeciętnej ceny biletu w większości muzeów. Dla turysty, który w ograniczonym czasie chciałby zobaczyć jak najwięcej interesujących miejsc jest to niemało, lecz z pewnością są to dobrze wydane pieniądze! Lombardzkie jeziora i ich piękny pejzaż od dawna przyciągały włoską i międzynarodową arystokrację, zarówno tę z urodzenia jak i finansową. Dlatego też powstało tu wiele pałaców oraz willi, gdzie ich właściciele spędzali letnie miesiące z dala od miejskiego kurzu i obezwładniającego upału.
W pobliżu Mediolanu znajdują się dwa jeziora, Lago Maggiore i Lago di Como a na ich brzegach znajdziemy wiele takich letnich rezydencji udostępnionych szerszej publiczności (z reguły wille i otaczające je ogrody można zwiedzać od kwietnia do listopada). Lago Maggiore to przede wszystkim Isola Bella, Isola Madre oraz ogrody willi Taranto i Pallavicino. Lago di Como to willa Monstero w Varennie, willa Balbianello w Lenno, willa Melzi w Bellagio i leżąca po przeciwległej stronie jeziora, willa Carlotta w Tremezzo. Miałam niewątpliwą przyjemność zobaczenia wszystkich i trudno mi powiedzieć, która z nich zrobiła na mnie największe wrażenie. Wszystkie są niepowtarzalne, w niezrównany sposób wkomponowane w otaczający je pejzaż z ogrodami pełnymi pięknych roślin, które cieszą oczy zwiedzających w ciągu całego okresu wegetacji. W większości są to stare założenia parkowe, choć w niektórych przypadkach wielokrotnie zmieniane i wzbogacane.
Również wille, często wzniesione w bardzo odległych czasach, były na ogół unowocześniane i przebudowywane przez kolejnych właścicieli. Willa Carlotta, o której chcę napisać tym razem, powstała w XVII wieku i początkowo stanowiła własność rodziny Clerici, od której odkupił ją lombardzki self - made - man, polityk a przy tym wytrawny kolekcjoner z czasów Republiki Cisalpińskiej, Gian Battista Sommariva. Dzięki niemu willa wzbogaciła się o piękne zbiory malarstwa i rzeźby, które dziś możemy tam oglądać. Po śmierci Sommarivy, jego rodzina sprzedała posiadłość księżnej Mariannie von Nassau*, ta zaś przeznaczyła ją na prezent ślubny dla córki Carlotty i jej męża, księcia Jerzego von Sachsen - Meiningen. Willa, która od tej pory nosi imię młodej księżnej krótko była jej domem, gdyż pani ta zmarła w wieku zaledwie dwudziestu trzech lat.
Pozostało po niej imię i pokój sypialny, który pozostawiono w nienaruszonym stanie. Na jednej ze ścian wisi niewielka akwarela portret uroczej, młodej kobiety; jest to wizerunek Carlotty, którą sportretował Samuel Diaz. Mąż księżnej po jej śmierci nadal korzystał z willi jako rezydencji letniej a ponieważ był zapalonym miłośnikiem botaniki, dzięki niemu ogrody wzbogaciły się o wiele nowych roślin. Do willi Carlotta można dotrzeć lądem, drogą wiodącą po lewym brzegu jeziora lub dopłynąć statkiem (willa ma własną przystań). Ogrody składają się z trzech zasadniczych części, ogółem zajmujących obszar około ośmiu hektarów. Jest to długi i dość wąski pas terenu położony na zboczu góry, tuż nad brzegiem jeziora. Przed willą, nieopodal bramy wejściowej, znajduje się pięć tarasów, zdobią je strzyżone szpalery, posągi i fontanny; to najstarsza część ogrodu urządzona w stylu włoskim, pamiętająca jeszcze czasy Clericich.
Po lewej stronie willi rozciąga się tzw. stary ogród, mający charakter romantycznego parku angielskiego. Część leżąca po prawej stronie to powstały dzięki księciu Jerzemu ogród botaniczny z mnóstwem azalii, lasem rododendronów i bambusów oraz wieloma rzadkimi roślinami. Oczywiście, nie wszystkie egzemplarze pamiętają czasy księcia, są też nowe nasadzenia, lecz w dalszym ciągu można tu zobaczyć wiele stuletnich drzew w doskonałej kondycji - sekwoje, cedry, rododendrony oraz przepiękną, ogromną glicynię, której za podporę służy okazała sosna. Tuż obok willi znajdują się wysokie szpalery utworzone z kameliowych krzewów, kiedy wybrałam się tam z moim aparatem fotograficznym, okres ich kwitnienia właśnie dobiegał końca, lecz nieliczne, pozostałe kwiaty dawały częściowe wyobrażenie o tym, jak pięknie wyglądałyby krzewy w pełnym rozkwicie. W willi Carlotta byłam kilkakrotnie zanim połknęłam "fotograficznego bakcyla" dlatego też przed moim definitywnym wyjazdem do Polski wróciłam tam jeszcze raz, przede wszystkim po to aby zrobić trochę zdjęć. Niestety, miałam pecha, gdyż nie był to dobry dzień do fotografowania, ze względu na tradycyjną, lombardzką mgiełkę...Nawiasem mówiąc, takich dni jest tu większość, dlatego kiedy są naprawdę sprzyjające warunki nie wiadomo gdzie się udać, bo interesujących miejsc jest naprawdę mnóstwo. Nie był to też dobry rok dla roślin, część drzew jeszcze nie zdążyła okryć się liśćmi, gdyż wiosna tego roku przyszła opieszale i z opóźnieniem. W okresie, gdy zawiązywały się pąki kwiatowe, przez wiele dni padały ulewne deszcze, które zniszczyły wiele z nich.
Kiedy nareszcie pokazało się słońce, rośliny torturowane podczas zimnych i deszczowych dni próbowały nadrobić zaległości, lecz niestety, delikatne azalie będące dumą parku, poniosły nieodwracalne szkody. Chociaż z bliska widać było, że mają wiele na wpół uschniętych pąków, z daleka prezentowały się nieco lepiej. Krzewy azalii w parku willi Carlotta mają przepiękne, pastelowe kolory i w większości są imponujących rozmiarów. Nie mogłam się zdecydować, które podobają mi się najbardziej - łososiowe, żółte, bordo, różowe a może białe? Oprócz azalii jest też mnóstwo innych kwiatów: tulipany, bratki, nemezje a także przepiękne rośliny skalne. Szczególnie zachwycił mnie zakątek, gdzie pod dwiema sosnami rosnącymi na skarpie, rozciągał się prawdziwy kwiatowy dywan. Jak wspomniałam powyżej obok jednej z sosen rośnie stuletnia glicynia, okrywająca jej koronę kaskadą swoich kwiatów, niczym welonem w delikatnym kolorze lila. Nieopodal azalii znajduje się las rododendronów, część z nich, to egzemplarze pamiętające czasy księcia Jerzego; inne, posadzone współcześnie, są jeszcze niewielkie lecz i one pokrywają się przepięknymi kwiatami we wszystkich odcieniach czerwieni i różu. Nieco dalej, w cienistym jarze można znaleźć wspaniałe okazy ogromnych paproci wielu odmian a na nasłonecznionym stoku śliczny, bambusowy zagajnik, gdzie rośnie aż dwadzieścia pięć gatunków tych roślin. Nadano mu charakter ogrodu japońskiego; jest to prawdziwa oaza spokoju, ze żwirowanymi ścieżkami, mostkami i strumykami tworzącymi niewielkie kaskady. W tej części ogrodów znajduje się także stary pawilon, gdzie kiedyś hodowano drzewka cytrynowe, obecnie urządzono tam niewielkie muzeum dawnych narzędzi ogrodniczych.
Oczywiście również budynek willi zasługuje na to aby mu poświęcić należytą uwagę, tym bardziej, że zwiedzającym udostępniono tu większość dawnych pomieszczeń mieszkalnych. Na dole znajdują się sale przeznaczone dla ekspozycji zbiorów zgromadzonych przez Gian Battistę Sommarivę. Jedną z perełek jego kolekcji są płaskorzeźby dłuta Berta Thorvaldsena, przedstawiające wkroczenie Aleksandra Wielkiego do Babilonu. Powstały one na zamówienie Napoleona i w pierwotnym zamyśle miały być umieszczone jako fryz w paryskim Panteonie. Z powodu zmian politycznych nie doszło do realizacji tego pomysłu, ostatecznie płaskorzeźby nabył Sommariva. Jednak jego ulubioną rzeźbą były nie one a "Magdalena pokutująca" pochodząca ze szkoły Antonio Canovy.
Wedle zamysłu właściciela umieszczono ją w niewielkim pomieszczeniu w półcieniu. Z tyłu, za rzeźbą znajduje się duże lustro, dzięki czemu widzimy jednocześnie całą postać Magdaleny. Oświetla ją pojedyncza lampa wykonana z alabastru, dająca miękkie światło, wspaniale modelujące kształt rzeźby. Cała kolekcja Sommarivy jest bardzo bogata, więc siłą rzeczy należy jej poświęcić sporo czasu. Jednak prędzej czy później wszyscy odwiedzający zgodnie zmierzają do sali, gdzie znajduje się marmurowa grupa przedstawiająca Amora i Psyche. Jej oryginał, dłuta Antonia Canovy znajduje się w Ermitażu, ta natomiast jest repliką wykonaną przez Adama Tadolini, najzdolniejszego z jego uczniów, na podstawie modelu stworzonego przez mistrza. Być może uczeń przerósł mistrza, ale podobno ze względu na świetne wykonanie to właśnie ona dość długo uchodziła za pierwowzór. Rzeczywiście, trudno opisać jej wdzięk i delikatne piękno.
Niejednokrotnie widziałam tę grupę na fotografiach, lecz zobaczenie jej na własne oczy to zupełnie inna sprawa. Rzeźba stoi na środku dość sporej sali, więc można ją swobodnie oglądać ze wszystkich stron. Szczerze mówiąc, miałam ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć stopy Psyche, gdyż nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że biel marmuru jest tylko złudzeniem a kiedy jej dotknę, poczuję ciepło żywego ciała... Inny rarytas z kolekcji Sommarivy to sławny obraz Hayeza, przedstawiający pożegnanie Romea i Juli. Hayez namalował też drugi, podobny obraz lecz w innej scenerii pt. "Ostatni pocałunek", który można oglądać w Muzeum Brera w Mediolanie.
Na wyższej kondygnacji znajdują się dawne pokoje mieszkalne ostatnich właścicieli willi, pokój księżnej Carlotty, apartament księcia Jerzego oraz dwa salony i jadalnia, które do dziś zachowały swój autentyczny wygląd. Willa Carlotta wraz z parkiem i wszystkimi dziełami sztuki po zakończeniu Pierwszej Wojny Światowej (podobnie, jak pozostałe mienie należące do obywateli niemieckich) została przejęta przez Włochy na mocy dekretu, stając się częścią majątku narodowego. Wtedy też otrzymała status muzeum a jej drzwi otwarto dla zwiedzających. Jedną z zalet willi a zarazem ciekawostką związaną z jej historią, jest przepiękny widok na przeciwległy brzeg jeziora, gdzie nieopodal miejscowości Bellagio widać białą sylwetkę willi Melzi. Jej właścicielem był Francesco Melzi d'Eril, miejscowy arystokrata i polityczny rywal Sommarivy, którego zwyciężył w wyścigu do stanowiska wiceprezydenta nowo powstałej Republiki Włoskiej (jej prezydentem był Napoleon).
Patrząc na jezioro z okien swoich domostw lub z parku, obydwaj rywale mieli przed sobą widok na posiadłość przeciwnika, co jak sądzę, zmuszało ich do nieustannych rozważań nad kolejami losu... Rozgoryczony Sommariva, który po tej bolesnej porażce zrezygnował z kariery politycznej, oddał się zbieraniu dzieł sztuki. Dzięki niemałym możliwościom finansowym oraz pomocy wynajętych agentów, w ciągu dwudziestu lat udało mu się stworzyć bardzo bogatą i wartościową kolekcję. Nota bene, również Francesco Melzi niezbyt długo cieszył się swoim stanowiskiem, gdyż Napoleon, który z biegiem czasu został koronowany na cesarza, powołał na wicekróla Włoch swego pasierba Eugeniusza de Beauharnais, jednocześnie likwidując funkcję wiceprezydenta. Francesco Melzi był zagorzałym zwolennikiem pełnej niepodległości Włoch, więc można powiedzieć, że w tym konflikcie również i on został jednym z pokonanych. Zastanawiałam się, co czuli ci dwaj wytrawni, polityczni gracze, którym widok po drugiej stronie jeziora nie pozwalał zapomnieć o przeszłości i o tym, że naprawdę byli tylko pionkami na szachownicy historii...
Niestety, nie można fotografować wnętrza willi ani eksponatów, więc z konieczności ograniczyłam się jedynie do zamieszczenia zdjęć zrobionych na terenie ogrodów.
*W Polsce a zwłaszcza na Śląsku księżna jest doskonale znana jako Marianna Orańska. Była właścicielką rozległych dóbr, które odziedziczyła po rodzicach a przede wszystkim pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim, wzniesionego na jej życzenie. Ta niezwykła kobieta zrobiła dużo dobrego dla rozwoju ekonomicznego Kotliny Kłodzkiej oraz dobrobytu mieszkańców swoich posiadłości a jej pamięć przetrwała wielu lokalnych nazwach.
Więcej zdjęć można obejrzeć w albumie >
Podziwiam,że pamiętasz te wszystkie miejsca, nazwiska itd. Wszystkie godne uwagi. Pozostaje tam tylko zamieszkać tak jak Ty:)
OdpowiedzUsuńZawsze miałam dobrą pamięć do tego co mnie naprawdę interesuje. Przez dziesięć lat tam spędzonych wędrówki i zwiedzanie były dla mnie bardzo ważną częścią życia...a do tego historia nadal jest moją ulubioną gałęzią nauki.
UsuńTa glicynia mnie urzekła. Piękne miejsce, piękna opowieść i nazwa -jakże - adekwatna (Carlotta)
OdpowiedzUsuńGlicynia jest faktycznie wspaniała, podobno ma około stu lat. Kiedy tam byłam była w pełnym rozkwicie a jej kwiaty na tle sosny robiły niesamowite wrażenie.
UsuńGlicynia lubi przyjazny klimat, pięknie wyrosła w tym ogrodzie, moja, niestety, zeszłej zimy, przy 30-stopniowych mrozach zmarzła; odbiła kilka pędów u podstawy, ale pewnie znowu za jakiś czas mróz przeprowadzi selekcję, a pięknie kwitła; bardzo fachowo przygotowujesz wpisy, zgłębiasz historię, jednocześnie podając ją w bardzo przystępny sposób; tęsknisz, Sukienko, za Italią? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJa też miałam apetyt na glicynię ale zrezygnowałam bo by mi serce pękło jakby zmarzła w naszym ostródzkim klimacie, który czasami jest dość surowy. Dzięki za te wyrazy uznania, staram się jak mogę, nie chciałabym pisać jakiegoś przewodnika ale myślę, że pewna doza anegdoty historycznej (którą osobiście uwielbiam)sprawia, że opisywane miejsce staje się bliższe ewentualnemu czytelnikowi. Co do tęsknoty to chyba nabrałam dystansu, nie powiem, że odrzuciłabym możliwość zobaczenia Włoch ale z pewnością już nie za cenę emigracji. Cieszę się że to wszystko widziałam ale wiem że wszystkiego i tak nie zobaczę więc mówię sobie, że i tak jestem o wiele bogatsza (oczywiście wewnętrznie)a w pewnym sensie jest to nadal moje. Moc uścisków z Mazur a dla zwierzaków pozdrowienia od Santany i Buffy!
UsuńBardzo piękne ogrody pełne kolorowych kwiatów. A zabudowa jaka? Po za tym opracowania historyczne i i oprawa autorska. Wielkie brawa za full profesjonalizm.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dzięki za wizytę i miłe słowa! Co do zabudowy to willa jak widzisz jest dość skromna, również wewnątrz nie widzi się nadmiaru ozdób. W kilku pomieszczeniach są bardzo piękne sufity i ceramiczne posadzki, mebli w zasadzie nie ma, oprócz apartamentu księcia i księżnej Carlotty. Jedna rzecz, która uderza, to miły chłodek wewnątrz nawet w upalne dni czyli istotnie było to doskonałe domostwo na lato zważywszy na ówczesne ubrania które nie należały do przewiewnych. Natomiast architektura ogrodowa nie licząc tarasów i fontann od frontu, ogranicza się do pawilonu dawnej pomarańczarni, niszy ze źródełkiem i belwederku. Największy walor tego ogrodu to rośliny pięknie rozplanowane na tym dość trudnym terenie. Wzajemnie serdecznie pozdrawiam!
UsuńOglądnęłam, jak zwykle, zdjęcia na picasie - te kolory!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, też a propos kolorów, polecam Twej uwadze zdjęcia Sondermana, zwłaszcza te wybrane z Maroka:
https://picasaweb.google.com/111038156793223383298
Dzięki za odwiedziny! zajrzałam pod adres który mi podałaś człowiek ma naprawdę imponujący dorobek a miejsca też bardzo interesujące czy ma również bloga?
UsuńNa bloga nie trafiłam, możesz go sama zapytać w komentarzach.
UsuńCóż za piękne ogrody, wyglądają rewelacyjnie. Z zachwytem oglądam wszystkie kwiaty i ich aranżacje w piękne wzory, a czasem tylko barwne plany na tle zieleni. Z przyjemnością zwiedziłabym te wspaniałe miejsce osobiście, jednak dziękuję za piękne zdjęcia i możliwość wirtualnego zwiedzania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mam nadzieję że jako urodzona podróżniczka zawitasz kiedyś w tamte strony i sama zobaczysz te ogrody, gdzie kwitnące azalie dają spektakl jedyny w swoim rodzaju. Również pozdrawiam!
UsuńNieprawdopodobna kolorystyka! Po naszym wielomiesięcznym syceniu oczu bielą, kolory aż bolą!Co za nasycenie! BBM
OdpowiedzUsuńJa też patrzę i wspominam z przyjemnością!
UsuńCzarujące miejsce. kolorystyka taka, że oczu nie można oderwać od ekranu.Piękne połączenie zabudować pałacowych z ogrodami. Pięknie to pokazałaś i opisałaś. Zdjęcia prawie że nierealne. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dzięki Wiesiu, istotnie ogrody są nieopisanie piękne, jest to obowiązkowy punkt programu dla turystów zwiedzających okolicę. Serdecznie pozdrawiam i zapraszam na dalsze wycieczki.
UsuńJak zwykle podziwiam twoje artykuły jak bardzo są wyczerpujące i pracochłonne, a zdjęcia zapierają dech! Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny i miły komentarz! Bardzo lubie takie historyczne puzzle, kiedy niespodziewanie odkrywa się związki między ludźmi jacy odeszli wiele lat temu, jak choćby Carlotta związana z Włochami i jej matka, właścicielka dóbr w Polsce, które poprzez swe dzieje łączą tedwa kraje....Również pozdrawiam!
Usuń