Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Borromeo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Borromeo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 12 kwietnia 2013

Piemont. Wyspa Rybaków czyli Isola dei Pescatori.



Niedawno pisałam o ogrodowo - pałacowych wspaniałościach na Isola Bella, więc teraz dla kontrastu chciałabym zaprezentować coś o zupełnie odmiennym klimacie, czyli drugą z trzech wysp należących do rodziny Borromeo. Prawdę mówiąc, gdybym miała wybierać pomiędzy nimi, byłabym w niemałym kłopocie. Nie sposób bowiem przejść obojętnie obok niewątpliwych wdzięków ukwieconych tarasów Pięknej Wyspy, która z całą pewnością zasługuje na swoją nazwę, jednak mimo to, mojemu sercu chyba jest bliższy skromny urok wioski na Wyspie Rybaków...




Kiedy po raz pierwszy wybrałam się w rejs po Lago Maggiore, oczarował mnie widok długiej i wąskiej wysepki z kolorowymi domkami, nad którymi góruje szpiczasta wieża małego kościółka. Wysepka nosi nazwę Isola Superiore lub dei Pescatori, jest bardzo wąska, gdyż liczy sobie zaledwie 100 m szerokości przy 350 m długości. Wioska leży na małym garbie w jej południowej części, natomiast w niżej położonej części północnej jest aleja wysadzona drzewami, skąd roztacza się piękny widok na trzecią z wysp, zwaną Isola Madre oraz miasteczka na piemonckim brzegu: Baveno i Pallanza.

Leżą one u podnóża gór, na samym brzegu jeziora. Nieopodal Baveno zwracają uwagę widoczne z daleka ściany wyrobisk, gdzie wydobywa się jasnoróżowy granit; natomiast w niedalekiej miejscowości Candoglia znajdują się sławne kamieniołomy biało -różowego marmuru z którego zbudowano mediolańską katedrę. Dzięki wspaniałomyślności książąt Viscontich Fabbrica di Duomo otrzymała wyłączność na jego wydobycie, stąd barkami spławiano marmur przez jezioro a następnie rzeką Ticino i system kanałów aż do Mediolanu (pisałam o tym tutaj). Rybacka wioska na wyspie jest naprawdę maleńka, tworzy ją nabrzeże z niewielką przystanią i jedna uliczka. Wąskie zaułki pomiędzy domostwami łączą schodki i przejścia w kształcie łukowato sklepionych bram. Większość domków pomalowanych na żywe kolory ma charakterystyczne balkony, służące rybakom do suszenia ryb. Część mieszkańców wyspy nadal trudni się połowem, o czym świadczy spora ilość rybackich łodzi zacumowanych przy nabrzeżu oraz suszące się sieci. Bary i knajpki, naprawdę liczne na tym tak małym skrawku lądu podają świeżą rybę, jako specjalność kuchni. 



Podobnie, jak na Isola Bella nigdy nie brakuje tu zwiedzających, którzy przypływają statkami niestrudzenie kursującymi pomiędzy wyspami i stałym lądem. W związku z tym, w sezonie letnim wyspa żyje przede wszystkim z turystów, czyli z gastronomii, wynajmowania pokoi i sprzedaży pamiątek. Są tu małe, stylowe bary i restauracyjki ze ślicznymi ogródkami, gdzie stoliki stoją pod kaskadami kwitnących glicynii i jaśminów. Na nabrzeżu jest też kilka straganów oferujących gustowne pamiątki: kosze, torby i kapelusze wyplatane ze słomki, haftowane serwetki oraz piękną ceramikę.

Niestety, nie brakuje też typowo jarmarcznych produktów, a nawet weneckich masek (o zgrozo!) Made in China...W samym centrum wioski znajduje się gotycko - renesansowy kościółek pod wezwaniem San Vittore, patrona wyspy. Ma on bardzo bogatą przeszłość, gdyż został dobudowany do romańskiej kaplicy, z której do naszych czasów zachowała się jedynie niewielka apsyda. Kościółek jest nieduży i dość skromny, ale szczyci się wspaniałym freskiem przedstawiającym świętą Agatę, datowanym na XIV wiek. Niestety, żadne źródła nie podają kto jest autorem tego malowidła... Mnie oczarowały jego delikatne kolory i pełna wdzięku postać świętej, przedstawionej przez malarza z atrybutami męczeństwa, gałązką palmy i tacą, na której leżą jej odcięte piersi. Z parafią San Vittore jest związana ciekawa tradycja - otóż 15 sierpnia odbywa się tu  procesja na łódkach, wtedy też obwozi się figurę świętego patrona wokół wyspy. Niestety, z racji mojej pracy nigdy nie udało mi się zobaczyć tej uroczystości, czego bardzo żałuję... Za kościółkiem leży mały cmentarzyk usytuowany pomiędzy budynkami mieszkalnymi, na którym od wieków grzebani są mieszkańcy wyspy. Na otaczających go murach jest też małe lapidarium, gdzie można obejrzeć płyty ocalałe z nieistniejących już nagrobków.


Społeczność wyspy jest nieliczna, stanowi ją zaledwie pięćdziesięciu stałych mieszkańców. Na wyspie żyje też sporo kotów, które na ogół zupełnie nie reagują na turystów i bez skrępowania okupują miejsca na ławkach, czemu trudno się dziwić, bo w końcu są u siebie...Na Wyspie Rybaków byłam kilkakrotnie, ponieważ bardzo polubiłam to nastrojowe miejsce, jego wąskie zaułki, drewniane balkony a także przepiękną panoramę, jaka się przede mną roztaczała kiedy stałam na skraju wody.



W ciągu kilkunastu minut idąc bez pośpiechu można okrążyć całą wysepkę, a przy okazji nacieszyć oczy widokami zarówno piemonckiego, jak i lombardzkiego brzegu jeziora. Po lombardzkiej stronie mamy skalną ścianę z klasztorem świętej Katarzyny i miasto Laveno z górującym ponad nim zielonym wzniesieniem Sasso di Ferro a bardziej w prawo widzimy ogromny obszar jeziora, które ciągnie się daleko, daleko, w stronę szwajcarskiego Locarno. Natomiast na piemonckim brzegu znajduje się łańcuch dość wysokich gór, tworzących malownicze tło dla ślicznych, kolorowych miasteczek. 




Nieopodal, na północy, leży  Isola Madre, największa z Wysp Boromejskich, gdzie pośród bujnej roślinności widać czerwony dach willi, zaś na wprost południowego cypla znajduje się Isola Bella, z dużą bryłą pałacu, który stąd można podziwiać w całej okazałości. Podczas jednej z moich wycieczek zdarzyło się, że pogoda gwałtownie się pogorszyła i zaczął wiać bardzo silny wiatr. Był to niesamowity widok, w ciągu kilku chwil niebo się zachmurzyło zmieniając kolor na szaro-granatowy, a na niewielką plażę zaczęły wybiegać coraz większe fale. 




Turyści dotąd spokojnie odpoczywający pod drzewami w obawie przed nadchodzącą burzą umknęli pomiędzy zabudowania. Na tle ciemnego nieba rysowały się jeszcze ciemniejsze góry, co wyglądało niczym sceneria z romantycznego filmu grozy. Zdawać by się mogło, że za chwilę spadnie ulewa lub zaczną bić pioruny, jednak na szczęście nic takiego się nie zdarzyło, wkrótce niebo wypogodziło się i wróciło słońce.

Po tym doświadczeniu inaczej spojrzałam na ten skrawek lądu oraz problemy jego stałych mieszkańców, żyjących tu przez cały rok, również kiedy kończy się sezon turystyczny i nadchodzą jesienno - zimowe słoty. Podobno w tym czasie zdarza się, że woda podnosi się do tego stopnia, iż kompletnie zalewa brzegi wyspy i jej północną część. Z tego powodu od wieków pozostają one niezabudowane, a nieliczne domki znajdują się jedynie na niewielkim wzniesieniu w części południowej. Jednak od wiosny do jesieni to piękne miejsce przyciąga wiele osób, które za niewielkie pieniądze chcą tu zjeść smaczny obiad lub nastrojową kolację; słyszałam też, że wielu nowożeńców wybiera wyspę z jej niepowtarzalną i romantyczną scenerią na miejsce swojego przyjęcia weselnego.

Jak zwykle wszystkich chętnych zapraszam do obejrzenia albumu >


wtorek, 9 kwietnia 2013

Piemont. Isola Bella - jej pałac i czarodziejskie ogrody.



Na rozległym obszarze Lago Maggiore, nieopodal Stresy, miasta położonego na jego zachodnim, piemonckim brzegu, wyraźnie się odcina  zatoka z trzema niewielkimi wyspami. Od wieków należą one do rodziny hrabiów Borromeo, która wydała wiele wybitnych osób: świętego Karola Boromeusza, kilku kardynałów (w tym  Federico, pisałam o nim niedawno w związku z historią kolosa w Aronie tutaj ) a także wielu senatorów i dowódców wojsk.




Szczególnie znany jest wspomniany już kardynał Federico Borromeo, mający ogromne zasługi dla włoskiej kultury, gdyż to  właśnie dzięki niemu powstała w Mediolanie Pinakoteka i Biblioteka Ambrosiana, gdzie znajduje się mnóstwo cennych zbiorów, w tym słynny "Kodeks Atlantycki" Leonarda da Vinci. Nazwisko tej rodziny nadal noszą w swej nazwie liczne wille, pałace i zamki na terenie Lombardii, co świadczy o bogactwie rodu i rozległości jego dóbr. 

Jednak  Boromeusze, mimo iż od wieków związani z tą ziemią, wywodzą się  z Toskanii - w XIV wieku jeden z członków tej rodziny przeniósł się do Mediolanu, gdzie dzięki Viscontim i Sforzom, on i jego następcy uzyskali spore posiadłości, które umiejętnie pomnażali dzięki swym wrodzonym zdolnościom .Dzisiejsi  przedstawiciele rodu chociaż nadal posiadają znaczny majątek, także nie spoczywają na laurach, pracują jako menadżerowie i prężni przedsiębiorcy, działający również na polu turystyki. Większość ich dawnych siedzib została (w całości lub częściowo) przekształcona w luksusowe hotele, a także udostępniana publiczności jako obiekty muzealne, miejsca gdzie organizuje się konferencje i bankiety. Wpływy z tych przedsięwzięć pozwalają między innymi na należyte utrzymanie owych obiektów, co ze zrozumiałych przyczyn jest ogromnie kosztowne. Jednym z takich „klejnotów w koronie” hrabiów Borromeo jest Isola Bella, maleńka wysepka, gdzie wzniesiono piękny pałac a obok niego jedyny w swoim rodzaju ogród, wspaniały przykład włoskiej architektury parkowej epoki baroku.























Jeśli przypływamy na wyspę z Verbanii, naszym oczom jako pierwszy ukazuje się właśnie ów pałac, zbudowany na jej północno - zachodnim cyplu, natomiast jeśli przybywamy od strony południowej, z niedalekiej Stresy, wita nas widok zielonych tarasów z licznymi obeliskami i posągami. Niech nikogo nie zraża brak różnorodnych kolorów na zdjęciu - jest tam mnóstwo kwiatów, jednak nie widać ich od strony wody, gdyż tarasy są zabezpieczone niewysokimi murkami, za którymi kryją się liczne rabaty i klomby. Ogród widziany z tej strony ma kształt schodkowej piramidy; ponad balustradą najwyżej położonego tarasu góruje posąg Amora na jednorożcu. To mityczne zwierzę było bowiem jednym z ulubionych symboli rodu Borromeo, a także elementem ich herbu. W ciągu mojego pobytu we Włoszech byłam kilkakrotnie na tej wyspie, gdyż  jest to miejsce, którego uroda nigdy mi nie spowszedniała.




Dziś, kiedy spacerujemy po tym wspaniałym parku pełnym zieleni i kwitnących roślin, aż trudno uwierzyć, że do lat trzydziestych XVII wieku, był to po prostu niewielki ( 320x180 metrów) skalisty kawałek gruntu.
Ówczesna głowa rodu, hrabia Carlo III Borromeo nadał jej nazwę Isola Isabella na cześć swojej pięknej żony, Isabelli d'Adda, i zlecił, aby na wysepce zbudowano pałac otoczony ogrodem. Prace rozpoczęto w 1632 roku, lecz przerwała je epidemia dżumy. Ukończono je dopiero czterdzieści lat później, dzięki staraniom synów hrabiowskiej pary Vitaliana i Gilberta, jednak swój obecny wygląd wyspa ( a przede wszystkim jej północna część) przybrała dopiero w połowie XX wieku. Czteropiętrowy budynek hrabiowskiej siedziby mimo swych znacznych rozmiarów z zewnątrz nie przytłacza nadmiarem ozdób, natomiast jego wnętrze świadczy zarówno o bogactwie rodziny a także o jej bardzo dobrym guście. 




Kiedy byłam na Pięknej Wyspie po raz pierwszy wnętrza wyglądały na nieco zaniedbane, więc gdy zawitałam tam ponownie w ubiegłym roku przeżyłam bardzo miłe zaskoczenie, ponieważ zastałam wszystko odświeżone, a ściany, których nie pokrywają tapety lub obicia, pomalowane na delikatne, pastelowe kolory. Obecnie szczególnie pięknie prezentuje się ogromny salon honorowy ze swoimi wspaniałymi sztukateriami i wielkimi oknami, przez które można podziwiać panoramę jeziora. (Nie wykluczone, że te prace przeprowadzono z okazji ślubu Lawinii Borromeo z Jaki Elkannem, o którym pisałam tutaj).




Zwiedzającym udostępniono jedynie pomieszczenia reprezentacyjne, stanowiące niewielką część budynku i tzw. groty, czyli otwarte na jezioro komnaty, znajdujące się nieomal na poziomie tafli wody. Są one chłodne i cieniste nawet w czasie największych upałów; ich ściany pokrywa wspaniała mozaika w stonowanych kolorach, wykonana z muszli, masy perłowej i tufu  wulkanicznego. W pałacowych komnatach można podziwiać cenne, flamandzkie arrasy, portrety rodzinne, piękne rzeźby, obrazy i meble, jednak  mnie szczególnie urzekła bogata kolekcja marionetek w ślicznych kostiumach. Kiedy parę lat wcześniej zwiedzałam pałac, również groty nie przedstawiały się szczególnie atrakcyjnie. Wówczas były to niemal piwniczne, puste i ciemne pomieszczenia, a ich wymyślne dekoracje straciły blask. Jak się okazało, na przestrzeni tych kilku lat także i one przeszły gruntowną renowację, obecnie  umieszczono tam wspaniałą ekspozycję (jak chociażby rzeźba przedstawiająca śpiącą Wenus widoczna na zdjęciu  powyżej) co jest doprawdy budujące, gdyż widać, że niemałe wpływy z biletów są dobrze spożytkowane.




O ile wspaniałości tej siedziby (mimo iż faktycznie godne uwagi) mieszczą się w granicach "pałacowej normy" to ogrody są po prostu bajeczne. W zasadzie to samo można powiedzieć o wszystkich sławnych ogrodach  barokowych ( i nie tylko) gdyż większość z nich, stworzona przez architektów doskonale przygotowanych do tego rodzaju zadań i dysponujących ogromnymi sumami pieniędzy, do dzisiaj zachwyca roślinnością, posągami, fontannami i kaskadami oraz nieoczekiwanymi perspektywami.
Jak już wspominałam, ogrody  Isola Bella leżą  na dziesięciu tarasach, najwyższy z nich wznosi się na wysokości trzydziestu siedmiu metrów.

Nieco niżej znajduje się tzw. amfiteatr, pełen posągów z przepiękną fontanną w głębi, ozdobiony mnóstwem kwiatów jest naprawdę prześliczny, nic więc dziwnego, że  na tym wspaniałym tle niegdyś wystawiano spektakle teatralne, traktując go jako swego rodzaju naturalną dekorację.
Po obu stronach umieszczono schody, którymi można wejść na obszerny, najwyższy taras, otoczony balustradą i stanowiący wspaniały punkt widokowy na ogród oraz jezioro. A widok jest doprawdy przepiękny! Pełna kolorów wyspa wyłania się z błękitnych wód Lago Maggiore niczym kosz kwiatów. W ciepłym i wilgotnym klimacie rośliny rosnące w ogrodzie mają wspaniałe warunki do wegetacji. Oprócz tych typowych dla włoskiej flory, jest tu też wiele delikatnych roślin egzotycznych, które zimę spędzają w szklarni. Tak duży i piękny park wymaga wiele pracy, więc nie można  pominąć nieopisanych wprost starań tutejszych ogrodników, dbających o to, żeby całość utrzymać w należytym porządku. (Wspomnę tylko o panu, który za pomocą zwykłych nożyczek przycinał wystające listki bluszczu porastającego mur, żeby wyglądał jak jednolita, zielona ściana.) W ogrodzie mieszka liczna rodzina białych pawi, ale podczas moich ostatnich odwiedzin nie udało mi się zobaczyć "panów"  z rozłożonymi ogonami; co więcej, miałam wrażenie, że biedacy stracili swe najpiękniejsze pióra. W zamian  za to widziałam "panie pawiowe" z przychówkiem -  pisklętami, które mimo młodego wieku szczyciły się maleńką koroną na główce, wypisz- wymaluj, niczym ta w hrabiowskim herbie. Te oswojone ptaki są przyzwyczajone do obecności ludzi i bez obawy krążą w pobliżu stolików wystawionych na zewnątrz z parkowej kawiarenki, szukając okruchów pozostawionych przez turystów. 




Doprawdy trudno mi opisać wszystkie cudowności tego ogrodu, kwiatowe rabaty, strzyżone szpalery, kaskady pnączy i kilkusetletnie drzewa. Do tego z wyspy jest niezapomniany widok na zatopione w błękicie jezioro z łańcuchem gór na północy i zielonymi stożkami Pre Alp na lombardzkim brzegu. Ta panorama, kolory, zapachy i blask słońca, sprawiają, że chciałoby się tu pozostać na zawsze... Kiedy rozpoczyna się sezon turystyczny, statki kursujące po jeziorze są wprost oblegane i przewożą prawdziwe tłumy ludzi, zarówno do miejscowości na stałym lądzie, jak i na trzy wysepki, Isola Bella, Isola Pescatori i Isola Madre. Jak już pisałam, Isola Bella jest niewielka, lecz oprócz  sal muzealnych i ogrodów jest tu też obszerny taras przed pałacem i dość długa, zadrzewiona aleja, prowadząca na jej północny cypel. 




Od strony przystani wznosi się ładny, barokowy kościół oraz kilka domów, gdzie znajdują się sklepy z pamiątkami, niewielkie galerie i małe, przytulne knajpki. W związku z tym,  nikt nie narzeka na brak miejsc, gdzie w spokoju a nawet w samotności, można kontemplować zarówno piękno natury, jak i tego wspaniałego dzieła ludzkich rąk.

Jeśli kogoś zainteresował opis i chciałby zobaczyć więcej zdjęć z wyspy, zapraszam do albumu
>


sobota, 2 marca 2013

Lombardia i Piemont. Lago Maggiore oraz jego okolica.



Lago Maggiore, to jedno z największych włoskich jezior. Leży ono na pograniczu dwóch prowincji, jego wschodnia strona należy do Lombardii, natomiast zachodni brzeg to już Piemont. Od Mediolanu dzieli je około godzina jazdy pociągiem lub samochodem.  

Położone nieco na zachód od jeziora Como, jest też od niego znacznie większe. Jego południowa część rozlewa się pośród płaskiej Równiny Padańskiej, natomiast północny kraniec otaczają łańcuchy Alp. 




W przeciwieństwie do jeziora Como, które w okresie wiosenno - letnim odbija zielone stoki gór i nabiera szmaragdowego koloru, Lago Maggiore w pogodny dzień ma kolor szafirowy a widziane z dużej wysokości staje się wręcz chabrowe. Przy kiepskiej pogodzie pojawiają się tu całkiem spore fale, którym zazwyczaj towarzyszą zadziwiająco ciemne chmury przesłaniające niebo. Wody jeziora stają się wtedy stalowo – szare, niczym wody naszego Bałtyku. W poprzek jeziora przebiega granica ze Szwajcarią, jednak nie ma to żadnego wpływu na podróż statkiem, którym można popłynąć z części włoskiej aż do szwajcarskiego Locarno. Jest to bardzo piękna wycieczka, lecz trwa wiele godzin, z tego powodu odradzałabym ją osobom nerwowym i źle znoszącym pobyt na ograniczonej przestrzeni pokładu. Wzdłuż brzegu jeziora prowadzą wygodne drogi, jest również pociąg relacji Mediolan – Locarno. Mieszkańcy Mediolanu i okolicy pragnący tu spędzić miły dzień, mogą też  dotrzeć nad jezioro jednym z licznych pociągów lokalnych, należących do sieci "TreNord" relacji Mediolan-Laveno. Jeśli ktoś planuje jednodniową wycieczkę "objazdową" warto zapytać o możliwość nabycia całodobowego biletu kumulacyjnego ważnego na terenie Lombardii, gdyż dzięki niemu możemy bez przeszkód jeździć wszystkimi pociągami regionalnymi a także autobusami i środkami komunikacji miejskiej. 




Jeżeli lubimy przygodę i wędrówki "gdzie oczy poniosą", jest to rozwiązanie idealne, ponieważ można wsiadać i wysiadać w dowolnym miejscu, nie troszcząc się o szukanie kasy biletowej. Jednak należy zwrócić uwagę, aby nie przekroczyć granicy prowincji i nie próbować podróży z lombardzkim biletem na terenie Piemontu! Jeśli środek lokomocji przekracza tę granicę, jest on ważny jedynie do ostatniego przystanku na terenie Lombardii a na część piemoncką należy wykupić drugi bilet. Z reguły wystarczy powiadomić o tym kierowcę autobusu, poprosić aby chwilę zaczekał z odjazdem, wysiąść na odpowiednim przystanku i opłacić pozostałą część trasy. Podczas mojego pobytu we Włoszech Piemont jeszcze nie oferował biletów kumulacyjnych, ale warto zasięgnąć stosownej informacji, bo być może coś się zmieniło od tej pory. Podobne udogodnienie oferuje armator statków; płacąc określoną kwotę mamy możliwość pływania do woli przez cały dzień po włoskiej części jeziora, możemy zmieniać prom na statek i wysiadać, gdzie nam serce podpowiada. Bilety opiewają na określony dystans, zwykle należy poprosić o "biglieto cumulativo fino a..." czyli bilet kumulacyjny aż do...  tu należy określić, czy chcemy płynąć do Arony, czy też będziemy krążyć pomiędzy Laveno i Stresą lub wybieramy się również do eremu Świętej Katarzyny. Oczywiście, mając jasno określony plan, możemy kupić zwykły bilet albo z opcją " A/R" czyli "tam i z powrotem". Możliwości jest wiele, więc należy zapytać w kasie albo punkcie informacji turystycznej, gdzie pracownik przedstawi nam wszystkie dostępne warianty. W pełni sezonu rejsy są bardzo liczne, nieco gorzej jest wiosną i jesienią;  w  zimie ich większa część jest zawieszona, lecz mimo to, żegluga nigdy nie zamiera całkowicie. 




Stacja końcowa kolei TreNord w Laveno, podobnie jak ta w Como, znajduje się na samym skraju wody. Wystarczy wyjść z pociągu i przejść przez ulicę by wsiąść na prom, który przewiezie nas na przeciwległy brzeg jeziora. Tam, w miejscowości Intra znajduje się duży port, będący swego rodzaju węzłem komunikacyjnym żeglugi śródlądowej w tej okolicy. Można stąd popłynąć zarówno na północ, do Szwajcarii, jak i na południową, włoską stronę, gdzie znajdziemy liczne atrakcje, warte naszej uwagi. Są to między innymi dwa przepiękne parki - ogród botaniczny willi Taranto w Verbanii i ogrody willi Pallavicino w Stresie, gdzie dodatkowo  można  zobaczyć z bliska wiele gatunków zwierząt. Po drugiej stronie jeziora widać w oddali klasztor Świętej Katarzyny Na Skale, który opisywałam w poprzednim poście link. Statki kursujące po  jeziorze zawijają również do niewielkich, lecz bardzo malowniczych miejscowości a wśród nich największą popularnością cieszy się właśnie Stresa. Leży ona u podnóża góry noszącej nazwę Monte Mottarone, na jej szczyt można wejść jedną z licznych ścieżek lub wygodnie wjechać kolejką linową. Mniej więcej w połowie drogi znajduje się stacja przesiadkowa "Giardino Alpinia", nazwana tak od interesującego ogrodu botanicznego, w którym rosną rośliny alpejskie w swoim naturalnym środowisku. Wjazd kolejką na górę zapewnia niezapomniane wrażenia; w miarę, jak wagonik się wznosi, ogarniamy wzrokiem coraz większą połać jeziora i położoną na wprost Stresy Zatokę Boromeuszy (Golfo Borromeo) z trzema wysepkami leżącymi w jej obrębie. Rodzina hrabiów  Borromeo jest sławna między innymi z tego, że wydała jednego ze świętych, znanego nam, Polakom, jako Św. Karol Boromeusz.   





Te trzy nieduże wyspy są znane jako Isole Borromee i w dalszym ciągu należą do żyjących współcześnie potomków owej rodziny. Najmniejsza z nich to Isola Madre, niewielki skrawek ziemi, gdzie wzniesiono  willę otoczoną pięknym ogrodem. Druga z wysp to Isola Bella, ongiś wspaniała siedziba głowy rodu, która ma bardziej reprezentacyjny charakter. Znajduje się tam imponujący, barokowy pałac (otwarty dla zwiedzających) i jedyny w swoim rodzaju, tarasowy ogród w stylu włoskim. Ogrodowe tarasy zdobią posągi, niezliczone, bardzo zadbane rośliny oraz piękna fontanna, wyglądająca niczym teatralna dekoracja. Dodatkową atrakcją jest mieszkająca tam rodzina białych pawi, swobodnie krążąca wśród odwiedzających. Kilka lat temu na wyspach miał miejsce bardzo głośny we Włoszech ślub Lawinii Borromeo i Johna "Jaki" Elkanna. Młody Elkann jest jednym z dziedziców Giovanniego Agnelli a po śmierci dziadka został jego następcą i objął prezesurę firmy "Fiat".

Ślub odbył się w prywatnej kaplicy na Isola Madre, w bardzo wąskim gronie składającym się jedynie z najbliższych krewnych. Następnie nowożeńcy, wraz ze swoim niewielkim orszakiem, udali się motorówkami do pałacu na Isola Bella, gdzie odbyło się huczne wesele, na którym pojawił się już cały  „wielki świat” czyli potentaci przemysłowi i arystokracja a także wiele osób związanych z kulturą.




Mimo tych niewątpliwych ogrodowo – pałacowych wspaniałości, również trzecia z wysp, zwana Isola Pescatori (Wyspa Rybaków) cieszy się sporym gronem swoich zagorzałych zwolenników (ja również się do nich zaliczam). Długa i wąska, do dziś zachowała swój rybacki charakter, choć nie brakuje tu także pracowni artystycznych, sklepików z pamiątkami i uroczych restauracyjek. Rodzina Borromeo ma w swym posiadaniu także zamek w miejscowości Angera, leżący na południowym końcu jeziora, na wprost innego urokliwego miasteczka, zwanego Arona, gdzie wzniesiono kolosalny pomnik Karola Boromeusza, o którym niedawno pisałam tutaj.





Północny kraniec Lago Maggiore ma zupełnie odmienny charakter, lecz i tu nie brakuje ciekawych miejsc. Jest tam niewielkie, urocze miasteczko Ghiffa, ze swoim Sacro Monte i Muzeum Kapeluszy a jeszcze dalej na północ, nieopodal miasteczka Cannero, znajdują się na jeziorze dwie mikroskopijne wysepki, gdzie niegdyś wzniesiono obronne zamki, znane

jako Castelli di Cannero. Mają one za sobą bardzo bogatą historię, niestety, dziś pozostały z nich jedynie malownicze ruiny, sprawiające wrażenie, że  wyrastają wprost z toni jeziora.



Tuż przy samej granicy ze Szwajcarią leży Cannobio, gdzie warto zobaczyć miejsce znane jako L'Orrido di Sant' Anna. Jest to głęboki wąwóz, w którym płynie strumień, noszący tę samą nazwę co miasteczko. Nad nim, nieopodal kamiennego mostu, stoi niewielki kościółek pod wezwaniem Świętej Anny; od niego to wywodzi się nazwa wąwozu. Cannobio jest ostatnią miejscowością po stronie włoskiej. Na znajdującym się nieopodal przejściu granicznym dla pieszych, podobnie, jak w innych, przygranicznych miejscowościach, panuje zazwyczaj dość znaczna swoboda ruchu; ja także kilkakrotnie przekraczałam granicę ze Szwajcarią w różnych miejscach, gdzie nikt nie pytał mnie ani o dokumenty, ani o czas, jaki mam zamiar spędzić w tym kraju. Jedynie dwa razy spotkałam się z kontrolą paszportową, raz w pociągu na trasie Mediolan – Lugano i po raz drugi, kiedy przypłynęłam statkiem do Locarno.




Właściwie należałoby jeszcze raz wspomnieć o panoramie wokół jeziora, która chyba nie pozostawia obojętnym nikogo z odwiedzających te strony... Tak, jak już pisałam wcześniej, południowa część jeziora ma w większości płaskie brzegi z nielicznym i  niewysokimi pagórkami, natomiast na północy okolica jest zdecydowanie górzysta. Wyższe wzniesienia są po lewej, zachodniej stronie a ponieważ większość z nich znacznie przekracza wysokość 1000 m, często aż późnej wiosny ich szczyty pokrywa warstwa śniegu, co w połączeniu z szafirowym kolorem wody i nieba, daje obraz wprost niewyobrażalnej urody. Wschodni brzeg to łagodne, zielone łańcuchy Prealp a pomiędzy nimi, nieco dalej na wschód, znajduje się  jezioro Lugano, podobnie jak Lago Maggiore podzielone na część włoską i szwajcarską.

Kiedy kończy się nasz rejs po jeziorze a statek skieruje się do Laveno, nieopodal, po lewej stronie, widzimy charakterystyczną, trójkątną skałę, wyłaniającą się z wody. Jest to Rocca di Calde’ miejsce warte, aby je odwiedzić, ze względu na interesujący, romański kościół pod wezwaniem Świętej Weroniki, gdzie z tarasu przed świątynią roztacza się piękny widok na jezioro. Samo Laveno leży u podnóża dość sporego wzniesienia, noszącego nazwę Sasso di Ferro.





Można tam wejść jedną z licznych i bardzo wygodnych ścieżek lub wjechać wyciągiem kubełkowym, który funkcjonuje od wiosny do jesieni. Na szczycie góry znajduje się punkt widokowy, zwany Poggio Sant' Elsa i restauracja z obszernym tarasem. Przy dobrej pogodzie jest  stąd niezapomniany widok na włoską część jeziora, otaczające je Alpy z masywem Monte Rosa na czele, Wyspy Boromeuszy i białe wyrobiska w zboczach gór na zachodnim brzegu. To właśnie tam leży niewielka miejscowość Candoglia znana ze swoich kamieniołomów, gdzie wydobywa się piękny szary i biało - różowy marmur, z którego zbudowano mediolańskie Duomo. Niegdyś, bloki tego surowca transportowano stąd drogą wodną przez jezioro, następnie rzeką Ticino i systemem kanałów, aż do  Mediolanu link.  Nie mniej piękny jest widok na południu, otulony lazurową mgiełką, z panoramą Doliny Padu i rozległym, zielonym  wzniesieniem Campo dei Fiori. Ze względu na sprzyjające prądy powietrza, Sasso di Ferro jest jednym z ulubionych miejsc do uprawiania lotniarstwa a ponieważ jest tu też lotniarska szkółka, więc nie jeden raz zdarzyło mi się widzieć nawet po kilkadziesiąt osób, latających jednocześnie. W sezonie wiosenno – letnim jest to również jedno z ulubionych miejsc piknikowych, zarówno ze względu na piękno okolicy, jak i z powodu wspaniałego, rześkiego powietrza, którego tak bardzo brakuje w Lombardii. Osobiście najbardziej lubiłam wycieczki w te strony nie w środku lata, lecz w kwietniu lub maju albo na przełomie września i października. Kiedy nadchodzi fala upałów, powietrze nad jeziorem często traci przejrzystość i robi się bardzo duszno. Natomiast wiosna i wczesna jesień to wymarzony okres zarówno na wędrówki, jak i fotografowanie. 


Jeśli ktoś ma ochotę na obejrzenie innych zdjęć z Lago Maggiore, wystarczy że kliknie w jeden z linków. do Zdjęć Google>


https://photos.google.com/album/AF1QipMm-pz1CE-j2FVY99Lg3e60HYQp1TU10fEy7-iL?hl=pl


Lub>

https://photos.google.com/album/AF1QipNaJUkpOIfkqbH-xm7q5A6SUNN1gwShHN5uGB7D?hl=pl