Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sukienka w kropki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sukienka w kropki. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 5 kwietnia 2012

Sukienka w kropki. Pierwsze wspomnienia.

Na wstępie chcę napisać parę słów wyjaśnienia, dlaczego mój blog nosi ten (być może mylący) tytuł, gdyż nie będę pisała o modzie dla pań, krawiectwie i tym podobnych sprawach. Mimo to chcę przy nim pozostać, gdyż powstał on całkowicie spontanicznie, a raczej (mogłabym rzec) wychynął z mojej podświadomości i ma ścisły związek z odległymi czasami, kiedy byłam kilkuletnim dzieckiem. Mój ojciec postanowił podjąć pracę na „ziemiach odzyskanych” i nasza trzyosobowa rodzina przeprowadziła się z okolic Warszawy, gdzie się urodziłam, do Ostródy na Mazurach, która w tym okresie była smutnym, zrujnowanym miastem, wciąż noszącym na sobie ślady minionej wojny. Zamieszkaliśmy na jego skraju, w małym domku otoczonym ogrodami i trochę podmokłą łąką. Do dziś mam w pamięci moje pierwsze mazurskie lato... Pamiętam, jak ochoczo wstawałam rano, bez niczyjej pomocy ubierałam się w moją ulubioną sukienkę w kropki, wybiegałam do ogrodu, a później dalej — na łąkę. Choć bardzo tęskniłam za cudowną krainą moich pierwszych dni, pokochałam to nowe miejsce, bujną trawę, kwiaty i zioła o nieznanych mi nazwach, gęste trzciny i wysokie topole rosnące nad niedaleką Drwęcą. Dzień po dniu odkrywałam ten nowy dla mnie świat, początkowo obcy i zadziwiający, a który z biegiem czasu stał się po prostu moim światem...

Od tamtej pory minęło wiele lat, aż nadszedł dzień, kiedy moje życie znalazło się na bardzo ostrym zakręcie. Wyjechałam do obcego kraju, daleko od wszystkiego, co mogłam nazwać moim, gdzie niejednokrotnie przyszło mi w obcym języku mówić o tym, o czym czasem trudno jest powiedzieć w rodzimym. Dziś już nie wiem, ileż to razy zastanawiałam się, co daje mi siłę, aby trwać, nie poddając się próżnym żalom, goryczy i zwątpieniu. Pamiętam, jak gorączkowo szukałam tam czegoś własnego, dobrych emocji, którymi mogłabym wypełnić puste dni. Mieszkałam wtedy w Limbiate, niewielkiej miejscowości w pobliżu Mediolanu. Mediolan to bogate, frenetyczne miasto, pod względem ilości skarbów sztuki nie mogące się równać z Rzymem czy Florencją, lecz mimo to pełne pamiątek historii, a także kultury przez bardzo duże „K”. Pomału, krok po kroku, odkrywałam jego urodę; z biegiem czasu, spragniona nowych wrażeń, zaczęłam podróżować po najbliższej okolicy, a jeszcze później — w dalsze rejony północnych Włoch. Cały mój wycieczkowy ekwipunek — plecak, mapy, przewodniki oraz buty i kijek do trekkingu — zawsze czekały w pogotowiu, przygotowane do następnego wyjazdu. Kiedy miałam dzień wolny od pracy, zwykle wstawałam bardzo wcześnie rano i sprawdzałam pogodę za oknem. W zależności od aury pozostawało tylko zadecydować, co tym razem będzie celem mojej podróży. Góry? Jezioro? Inne miasto? Podczas jednej z moich wypraw nad jezioro Como, znane mi tak dobrze, a które mimo to wciąż niezmiennie czarowało mnie swoim urokiem, niespodziewanie poczułam się jak wtedy, gdy jako mała, zachwycona dziewczynka w sukience w kropki uczyłam się nowego świata. Ten blog to jest właśnie moja historia.