niedziela, 31 lipca 2016

Lombardia. Urok prostoty, czyli Bellagio San Giovanni, Loppia i Pescallo.



W centrum Bellagio, jak przystało na miejscowość o ustalonej od wieków międzynarodowej renomie, w sezonie turystycznym jest zawsze sporo gości. W poprzednich postach wspominałam, że choć nie jest ono szczególnie zatłoczone, to z pewnością nie można go nazwać oazą spokoju.

Za to w innych frakcjach gminy leżących na jej obrzeżach, w ciszy i odosobnieniu, do woli możemy się oddawać kontemplacji uroków zarówno miejscowości, jak i niezrównanego pejzażu. Będąc tam, niejednokrotnie przemierzałam ich uliczki i placyki, podczas gdy w zasięgu mojego wzroku nie było ani jednej osoby...
Gdybym miała zdecydować, która z nich najbardziej przypadła mi do serca, byłabym w prawdziwym kłopocie, ponieważ są one zupełnie odmienne, podobnie jak panorama, oglądana z prawego i lewego (albo wschodniego i zachodniego) brzegu półwyspu. Tym razem nasze zwiedzanie rozpoczniemy od Bellagio San Giovanni, urokliwego zakątka, usytuowanego pomiędzy jeziorem i drogą dojazdową do centrum. Kiedy płyniemy statkiem z Como, widzimy je jako skupisko niewielkich domków, leżących w głębi za ślicznym, barokowym kościółkiem, przed którym znajduje się przystań dla łódek. Otocza ją kamienny falochron z szerokimi schodami, prowadzącymi z przykościelnego placu na skraj wody. Miejscowość jest niewielka, to zaledwie kilka wąskich uliczek i ów centralny plac przed kościołem, ozdobiony dwoma ogromnymi cyprysami. Daje to piękny efekt - kiedy idziemy od strony miasteczka do przystani i popatrzymy na przeciwległy brzeg jeziora, te wyniosłe drzewa stanowią oryginalną ramę dla widocznej w oddali białej bryły willi Carlotta ( link).
Nazwa miejscowości wiąże się z imieniem patrona kościoła, wzniesionego pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela niemal pięćset lat temu. Jego sylwetka mogłaby wskazywać, że powstał w okresie baroku, jednak ten efekt to wynik przebudowy, jakiej go poddano w owej epoce. Chociaż preferuję przede wszystkim styl romański, to muszę przyznać, że bardzo mi się podobają barokowe kościoły, które widywałam w małych, lombardzkich miejscowościach.  Na ogół są one dość skromne, zapewne z racji ograniczonych środków, jakie mieszkańcy tych okolic mogli przeznaczyć na wzniesienie świątyni. Lubiłam ich sylwetki, otynkowane na jasne, ciepłe kolory, kolumny i ornamenty, czasem białe a innym razem w kolorze terakoty oraz charakterystyczne kampanile przykryte niewielkim hełmem, gdzie w łukowatych okienkach na szczycie widać było dzwony z ich kolistym mechanizmem. Nie wprawiały mnie one w uniesienie, jakie mi towarzyszyło podczas zwiedzania tysiącletnich, romańskich budowli, jednak ich eleganckie sylwetki wznoszące się na tle zieleni, radowały moje oczy, będąc dla mnie jeszcze jednym elementem mówiącym o kulturze i przeszłości tej ziemi.

Uwielbiałam momenty, kiedy mogłam zobaczyć dzwony wprawione w ruch a nad moją głową przetaczał się ich dostojny dźwięk, powoli cichnący w delikatnej mgiełce spowijającej przestrzeń nad jeziorem... Wspominałam już przy innych okazjach, że Włochy mają to do siebie, że w małych, wiejskich kościółkach niejednokrotnie można spotkać prawdziwe dzieła sztuki; podobnie jest w kościele San Giovanni, gdzie w ołtarzu znajduje się obraz pędzla Gaudenzia Ferrari a piękna rzeźba  z karraryjskiego marmuru przedstawiająca wniebowstąpienie Marii, pochodzi z pracowni Berniniego. Poza tym, można tu też zobaczyć wspaniałe stiuki i snycerkę, wykonane przez miejscowych, lombardzkich artystów a wszystko to sprawia, że jego wnętrze zasługuje na zainteresowanie każdego miłośnika sztuki sakralnej.
Bardzo lubiłam tę cichą miejscowość, więc jadąc do Bellagio niejednokrotnie wysiadałam z autobusu nieco wcześniej, żeby odetchnąć jej atmosferą. Najchętniej przysiadałam na kamiennym molo, gdzie mogłam słuchać delikatnego szumu fal i dumać o tym, jak żyli jej dawni mieszkańcy, w czasach, gdy na wodzie jedynym środkiem komunikacji była łódka a na lądzie grzbiet osła albo własne nogi, na których przemierzano wąskie, brukowane mulatiery.

Jednak San Giovanni to nie tylko skromne domki, gdzie swego czasu mieszkali rzemieślnicy i rybacy; kiedy płyniemy statkiem, na brzegu jeziora możemy zobaczyć piękne, okazałe wille, niegdyś należące do okolicznych patrycjuszy. Niektóre z nich, jak willa Trivulzio, czy willa Trotti, do dziś noszą nazwiska dawnych właścicieli, zresztą nadal pozostają one w prywatnych rękach, nabyte drogą kupna albo dziedziczenia. Takie okazałe domostwa często są  przerabiane na luksusowe apartamenty do wynajęcia lub hotele a spokoju mieszkańców i gości strzegą wysokie mury, otaczające rozległe ogrody. Do frakcji San Giovanni przylega maleńka Loppia, która oddziela ją od parku należącego do willi Melzi (link). Jest ona zaledwie kropeczką na mapie tej okolicy, jednak i tu można zobaczyć ciekawe ślady przeszłości, w postaci pięknej, obszernej darseny z dwoma bliźniaczymi hangarami, w których nadal przechowuje się łodzie i nieczynnej stoczni, o podwojach zamkniętych na cztery spusty.

Już za czasów Juliusza Cezara ta naturalna, ustronna zatoczka stanowiła dobre miejsce, gdzie można było dokonać napraw statków; również w późniejszych czasach, wśród zgrzytu pił i stukania młotków wprawne ręce rzemieślników naprawiały i powoływały do życia wielkie łodzie, służące do transportu towarów i ludzi. Dwie z nich, Giulia i Rosina, nadal są przycumowane w darsenie, prezentując nam swoje ciężkie, czarne kadłuby, okryte płóciennymi daszkami rozpiętymi na półkolistych podporach, będących bliźniaczym odbiciem wręgów. Dziś, z masztami ogołoconymi z żagli, stanowią jedną z pamiątek czasów, które powoli odchodzą w zapomnienie...Tuż obok darseny, pomiędzy dwoma rzędami wyniosłych cyprysów, widzimy schody, biegnące w kierunku centralnej części półwyspu.

Patrząc na nie mamy wrażenie, że prowadzą one donikąd, jednak gdy dojdziemy na ich szczyt i przekroczymy szeroką drogę dojazdową do centrum Bellagio, możemy zauważyć, że za rozległą łąką znajduje się duża, piękna willa. Jest to Willa Giulia, leżąca na wschodnim brzegu; dziś otacza ją spory ogród, jednak w czasach, gdy powstała, cały pas terenu u nasady półwyspu stanowił jedną posiadłość. Dzięki temu dominującemu usytuowaniu, do willi można było przybyć zarówno od strony Como jak i Lecco, zaś te schody i aleja, dziś już nieistniejąca, służyły do komunikacji z przystanią w Loppii.

To uprzywilejowane położenie na grzbiecie wzgórza sprawia, że z willi można podziwiać całą tę piękną okolicę i cieszyć się blaskiem słońca od jego wschodu, aż do zachodu. Podobnie jak inne, także willę Giulia możemy oglądać jedynie z zewnątrz, gdyż również ona nadal jest własnością prywatną.
Kiedy ją miniemy, nieopodal zobaczymy oliwkowy sad oraz budynki typowe dla dawnego folwarku z częścią mieszkalną i zabudowaniami gospodarczymi. Dziś stoją niezamieszkałe, wygląda na to, że ich obecny właściciel opuścił stary dom wzniesiony przez przodków, wybierając uroki nowoczesności... Powiem szczerze, że to i jemu podobne domostwa, proste, lecz nie pozbawione wdzięku, zatopione w zieleni, z szarymi murami widocznymi pomiędzy koronami srebrnawych oliwek, oglądałam z nie mniejszą przyjemnością i zachwytem, jak bogate wille patrycjuszy.


Ich sylwetki, choć niewymyślne, świadczą nie tylko o dobrym rzemiośle twórców, lecz także ich poczuciu smaku oraz zamiłowaniu do harmonii. Ta część Bellagio, leżąca na łagodnym stoku, nie bez racji nosi nazwę Oliviero, gdyż jej mieszkańcy chyba od zawsze zajmowali się uprawą drzewek oliwnych. Stąd jest już niedaleko do Pescallo, o którym zawsze myślałam jako o Pescau, jak to się mówi w lokalnym dialekcie... Nazwa tej frakcji świadczy o tym, że jej mieszkańcy od niepamiętnych czasów trudnili się połowem ryb, zresztą nadal jest tu mnóstwo łodzi, służących przede wszystkim do rekreacji i połowów sportowych. Pescallo jest położone niemal na końcu półwyspu, na wysokości centrum Bellagio, lecz na przeciwległym, wschodnim brzegu, od strony Lago di Lecco. Podobnie jak na zachodzie, za lustrem wody widzimy stoki Prealp, które tutaj są  bardziej skaliste i strome.

Wzdłuż brzegu jeziora, od Varenny aż do Lecco, ciągnie się długi, górski grzbiet, z szarymi stożkami najwyższych szczytów - Grigni i Grignetty, czyli Grigni Meridionale i Settentrionale. Po jego stoku biegnie Sentiero del Viandante, dawna droga handlowa prowadząca w stronę Alp, nadal chętnie uczęszczana przez miłośników trekkingu i pięknych widoków. W Pescallo uderza nas spokój i cisza tego miejsca; wschodni brzeg jeziora dość szybko okrywa cień padający od wyższej części półwyspu, podczas część leżąca od zachodu wraz z wodami jeziora nadal tonie w słonecznym blasku. Na wodzie kołyszą się łódki ze zwiniętymi żaglami stojące na kotwicach a ich nieuskrzydlone siostry leżą na brzegu, przykryte plandeką lub odwrócone stępką do góry.

W upalny dzień miło jest przysiąść na ławce pod platanem na zacienionym placyku i słuchać cichutkiego dzwonienia wiatru na wantach albo zapuścić się w wąziutkie uliczki, gdzie wyciągając ramiona można dotknąć budynków po ich obu stronach. Stare mury porastają bujne festony bluszczu oraz dzikiego wina a leniwe koty śpią pomiędzy doniczkami kwiatów na tarasach i balkonach. Wszystkie uliczki nieodmiennie kończą się nad wodami jeziora, gdzie na maleńkich, piaszczystych plażach także leżą łódki, w oczekiwaniu, aż czyjeś ręce zepchną je na wodę...

Z Pescallo do centrum Bellagio prowadzi droga, biegnąca wzdłuż muru granicznego otaczającego ogrody willi Serbelloni; po jej drugiej stronie jest podobny mur, także oddzielający prywatne tereny, więc do miasta idzie się pod górę pomiędzy tymi dwiema kamiennymi ścianami.
Kiedy dochodzimy do szczytu wzgórza, w świetle drogi ukazują się nam dachy miasteczka i wody jeziora. Z cichej i spokojnej enklawy, jaką jest Pescallo, wkraczamy w kolorowe uliczki Bellagio, pełne sklepików i kawiarenek, gdzie różnojęzyczne grupy turystów chłoną niepowtarzalną atmosferę tego miejsca. Ja też z przyjemnością poddawałam się jego urokowi, sprawiedliwie dzieląc moje uczucia pomiędzy poszczególne frakcje, przechodząc od ciszy spokojnych zakątków do gwaru centrum a z zacienionych zaułków do blasku słońca. Kochałam jedno i drugie, bo przecież choć przeciwstawne, razem tworzą piękną, niepowtarzalną całość...