czwartek, 3 listopada 2016

Mediolan. Siedząc na ulicy.

Niech nikogo nie zmyli ten tytuł, bowiem tym razem nie mam  zamiaru pisać o osobach, które w siedząc na ulicy proszą o datek i w ten sposób gromadzą środki na życie. W czasie moich wędrówek wielokrotnie widziałam ludzi siedzących na murkach, krawężnikach albo po prostu na ulicznym chodniku, odpoczywających, czekających na coś lub na kogoś.



Podczas letnich miesięcy włoski upał zmusza do szukania chwili odpoczynku i dania ulgi zmęczonym nogom, natomiast miasta, przynajmniej te, które odwiedziłam (a zwłaszcza Mediolan) nie rozpieszczają przechodniów nadmiarem ławek. Ludzie siadają więc gdzie popadnie, przy czym siadanie na poziomie gruntu nie jest wyłącznie przywilejem młodości. Równie często widzi się w tej pozycji osoby dojrzałe, a czasem nawet w dość zaawansowanym wieku. 
Zawsze zwracało to moją uwagę, nie tyle jako dowód  luzu w stylu bycia, raczej dawało mi do myślenia na temat ich niezłej kondycji fizycznej. Jak zapewne każdy wie, na poziome gruntu łatwo się siada, lecz o wiele trudniej jest wstać... Jednak zaledwie raz widziałam, aby ktoś zwracał się o pomoc w tej sytuacji, większość osób wstawała o własnych silach. Miejsc, gdzie można usiąść na chwilę jest mnóstwo, jak już wspomniałam wielkim powodzeniem cieszą się wszelkiego rodzaju murki, krawężniki i schody oraz kamienne parapety witryn wystawowych.

Na Placu San Babila w Mediolanie znajduje się dość dziwna fontanna, przypominająca swym kształtem metalową babkę wielkanocną. Ponieważ często jest wyłączona, u jej podnóża przysiadają zmęczeni ludzie. Również w galerii na tyłach Duomo siada się wprost na ulicy, żeby odpocząć lub poplotkować. Tak samo ma się sprawa na schodach przed katedrą, gdzie dodatkowo można się poczuć niczym w amfiteatrze. Jak widać na zdjęciach, wprost na ulicy zgodnie siedzą nastolatki, urzędnicy, którzy mają przerwę na lunch oraz panie, które zapewne wyszły na zakupy. Nieopodal Duomo, w galerii Pasarella spotyka się młodzież uprawiająca break - dance (pisałam o nich w jednym z moich pierwszych wpisów > "Taniec").




Ten chłopiec ze zdjęcia powyżej zapewne czeka, aż pojawi się reszta "towarzystwa". To prawdziwy czyścioszek, który usiadł na małej macie, żeby nie pobrudzić swoich pięknych, białych spodni. Mediolan to miasto multietniczne, więc jak widać poniżej, na "wspólnym gruncie" w przenośni i dosłownie, spotykają się tu przedstawiciele różnych nacji. Zdjęcia, które tu pokazałam stanowią (jak to się potocznie mówi) pejzaż miejski, więc nikt nie powinien mieć pretensji, jeśli przypadkowo na nich się znalazł. Niestety, nie ma tu najciekawszych zdjęć, które zrobiłam pojedynczym osobom, nie zdającym sobie sprawy z tego, że są fotografowane.

Na jednym z nich, które zrobiłam w Como jest młody tata, siedzący na ulicy z małym synkiem i czytający mu jakąś książeczkę. Pan o wyglądzie współcześnie ubranego Wikinga ma na sobie podkoszulek, krótkie spodnie i skautowski kapelusz. Choć siedzą przy wejściu na dworcowy peron, zdawać by się mogło, że czują się tam równie swojsko i dobrze jak w pięknym ogrodzie, na łące za domem albo na piaszczystej plaży. Ujęło mnie ich doskonałe porozumienie i niesamowita intymność, jakiej nie sposób było nie zauważyć. To był magiczny moment, kiedy ich tam zobaczyłam i wyszło z tego fajne zdjęcie. Od czasu, kiedy je zrobiłam minęło kilkanaście lat, dziś ten chłopaczek jest dorosłym człowiekiem a jego tata być może myśli o wnukach? Nie wykluczone, że czasem obaj wspominają wakacje w Como, lecz czy jeszcze pamiętają tę chwilę wspólnego zaczytania, która nadal żyje na fotografii, o której nawet nie wiedzą, że powstała? 

Takich zdjęć mam więcej, jednak ustawa o ochronie wizerunku mówi, że lepiej będzie jeśli je zachowam dla siebie, dlatego też musicie mi uwierzyć na słowo. W końcu to internet sprawił, że świat stał się globalną wioską, więc wolę nie ryzykować!