Wielokrotnie pisałam o tym, iż jezioro Como szczyci się przepięknym pejzażem, który jest hojnym darem natury. Nie da się jednak ukryć, że mieszkańcy tych terenów od stuleci wytrwale pomnażali te uroki, wznosząc tu malownicze miasteczka i wspaniałe wille. Płynąc statkiem można bez przeszkód podziwiać fasady tych pięknych budowli, często stojących wprost nad wodą. Każda z nich ma prywatną przystań zwaną darsena, gdzie cumują łodzie, niegdyś będące niezbędnym środkiem transportu a dziś służące przede wszystkim do rekreacji.
Większość willi nadal jest własnością prywatną, zaś ich miano (oprócz imion kobiecych czy czułych przymiotników, mówiących o tym jak była bliska sercu dawnych lokatorów) niejednokrotnie stanowi nazwisko właściciela, świetnie znane wszystkim miłośnikom historii. Również mieszkańcy niedalekiego Mediolanu będącego od wieków najpierw ważnym centrum władzy a później prężnym ośrodkiem przemysłowym, wznosili tu swoje letnie rezydencje, nie żałując na ten cel pokaźnych sum pieniędzy, gdyż nie tylko zapewniały im odpowiednią "oprawę" lecz świadczyły także o prestiżu rodziny. Kiedy po raz pierwszy płynęłam statkiem po jeziorze, nieopodal miasteczka Cernobbio zwróciła moją uwagę duża willa z obszernymi schodami prowadzącymi na skraj wody.
Domostwo otoczone rozległym parkiem pięknie się odcinało na tle zieleni drzew i błękitnego nieba. Nie pamiętam dokładnie jak to się stało, że nawiązałam rozmowę z pewną turystką, przy tej okazji dowiedziałam się, że jest to willa Erba do niedawna będąca własnością rodziny Viscontich, z której pochodził Luchino, wybitny reżyser filmowy. Później niejednokrotnie byłam w Cernobbio podczas moich wędrówek po okolicy Como; przechodziłam wtedy ulicą obok bramy prowadzącej do willi, która jednak jest zupełnie niewidoczna od strony miasta, gdyż jak wspominałam, otacza ją rozległy park angielski, pełen starych drzew i gęstych krzewów. Oczywiście, korciło mnie żeby pójść śladami twórcy "Lamparta" lecz dowiedziałam się, że jest to bardzo trudne, gdyż posiadłość obecnie jest własnością spółki, która wynajmuje ją na ekskluzywne imprezy a także zajmuje się organizacją wystaw i kongresów na jej terenie. Ponieważ nie zanosiło się na to, że wezmę udział w jednym z tych zdarzeń pogodziłam się z myślą, iż pozostanie mi oglądać willę jedynie podczas rejsu statkiem.
Co prawda nieco później dowiedziałam się, że sporadycznie willa otwiera swoje podwoje dla szerszej publiczności, lecz nigdy nie udało mi się skorzystać z żadnej z tych możliwości i niejednokrotnie z żalem myślałam o jeszcze jednej, bezpowrotnie straconej okazji. I wtedy nieoczekiwanie ni stąd ni zowąd, zdarzył się mały cud lub może raczej nadzwyczajny zbieg okoliczności... Była sobota, właśnie spędzałam w domu jeden z niewielu wolnych wieczorów, więc postanowiłam obejrzeć lokalny dziennik telewizyjny. Jaka była moja radość, gdy dowiedziałam się, że w willi Erba właśnie trwa wystawa ogrodnicza i w związku z tym przewidziane są różne atrakcje, między innymi będzie można zwiedzać willę w niewielkich grupach, pod opieką przewodników! Uznałam, że tej szansy absolutnie nie mogę przepuścić, tym bardziej, że była piękna pogoda a niedzielę miałam praktycznie wolną aż do wieczora, kiedy to powinnam rozpocząć następny nocny dyżur. Kiedy około południa przybyłam do Cernobbio, pod bramą willi zastałam tłumy tłoczące się w kolejce po bilet wstępu na wystawę.
Ponieważ przezornie nabyłam go już wcześniej w Como ominęła mnie ta wątpliwa przyjemność, jednak mimo to, przybyłam zbyt późno. Okazało się bowiem, że do willi właśnie weszła ostatnia grupa poranna a następne wejście będzie dopiero o 15. W związku z tym, udałam się na zwiedzanie wystawy, która była zaiste imponująca. Po dokładnym zwiedzeniu wszystkich pawilonów wróciłam z powrotem do willi aby nie stracić następnej możliwości. Chętnych do zwiedzania było tak dużo, że przewodnicy podzielili nas na podgrupy, które miały wchodzić do wnętrza w kilkuminutowych odstępach czasu. Pierwszym pomieszczeniem gdzie się zatrzymaliśmy, było okazałe, kryte patio z pięknymi stiukami i krużgankiem na piętrze. Ogromne wrażenie zrobił na mnie przeszklony dach, delikatne kolory fresków na ścianach a także schody, przy których widniały dwa wielkie portrety.
Przewodniczka zatrzymała się przy nich aby opowiedzieć nam historię powstania willi. Dowiedzieliśmy się na wstępie, że portrety te przedstawiają małżonków Erba, Luigiego i jego żonę, Annę (z domu hrabiankę Brivio) jej pierwszych właścicieli i pomysłodawców. Luigi, zdolny muzyk, nauczyciel w mediolańskim konserwatorium, wydawca muzyczny i impresario w jednej osobie, był młodszym bratem Carla Erby, który założył w Mediolanie pierwsze we Włoszech przedsiębiorstwo farmaceutyczne z prawdziwego zdarzenia. Firma świetnie prosperowała i Carlo dorobił się znacznego majątku. Ponieważ zmarł bezżennie, po jego śmierci Luigi, jako wspólnik i jedyny krewny przejął całość spadku.
W 1886 roku wraz z żoną nabył częściowo zabudowany teren w Cernobbio, leżący pomiędzy jeziorem Como a stokiem Monte Bisbino, który niegdyś należał do klasztoru benedyktynek a następnie przeszedł przez ręce kilku kolejnych właścicieli. Luigi i Anna mieli jasną koncepcję przyszłej posiadłości, więc przede wszystkim nakazali zburzenie wszystkich starych budynków. Powstał rozległy, malowniczy park a w nim nowa willa w manierystycznym stylu, według projektu architektów Borsaniego i Savoldi. Wystrojem wnętrz zajęli się inni artyści - Angelo Lorenzoli i Ernesto Fontana, malarz, który stworzył freski figuratywne. Bardzo bogato zdobione są przede wszystkim pokoje na parterze, które miały funkcję reprezentacyjną. Ich obszerne wnętrza odzwierciedlają nie tylko gust właścicieli i styl panujący w owych czasach, ale również możliwości finansowe zleceniodawców.
Niczego tu nie brak - jedwabnych obić i rzeźbionych boazerii na ścianach, marmurowych kominków czy weneckich żyrandoli. Jeden z niewielkich pokoików ma przepiękne obicia z kurdybanu, czyli drogocennej, złoconej skóry, tłoczonej przez rzemieślników w hiszpańskiej Kordobie. Mimo to, całość nie sprawia wrażenia domu tworzonego na pokaz w celu olśnienia, czy zaimponowania osobom odwiedzającym te progi. Jest to dom ludzi, którzy mieli pieniądze i nie wahali się przed wydawaniem ich na stworzenie pięknego i wygodnego lokum, gdzie czuliby się dobrze. Po kilku latach od swego powstania willa w drodze spadku stała się własnością Carli, jednej z dwóch córek Luigiego i Anny. Carla Erba była wspaniałym przykładem panny z dobrego (choć mieszczańskiego) domu. Piękna, utalentowana muzycznie, była kobietą mądrą i z charakterem. W 1900 roku poślubiła księcia Giuseppe Visconti di Modrone. Rodzina Viscontich swego czasu panowała w Mediolanie i do dziś, zarówno tutaj jak i w innych miastach Lombardii, można w wielu miejscach zobaczyć ich herb zwany "biscione" ogromnego węża, pożerającego Saracena (widnieje on również w logo samochodów Alfa Romeo).
Giuseppe Visconti, mimo swego świetnego pochodzenia, w żadnym razie nie był typem złotego młodzieńca, który oddaje się wytracaniu rodzinnego majątku. Wykształcony, o wszechstronnych zainteresowaniach, początkowo pracował na rzecz firmy teścia, komponując esencje zapachowe; następnie założył własną firmę, gdzie stworzył kilka gatunków perfum, które przez wiele lat cieszyły się dużym wzięciem. Był też członkiem zarządu Mediolańskiej La Scali i innych teatrów. Jednak dziełem jego życia pozostało przekształcenie rodzinnego zamku Grazzano i przyległych terenów w neogotyckie miasteczko, gdzie powstały nie tylko domy mieszkalne, ale również różnego rodzaju pracownie rzemieślnicze i drobny przemysł. Książę osobiście brał udział w pracach, min. malując freski na zewnętrznych ścianach niektórych domostw.
Co ciekawe, w projektowaniu tego wzorcowego miasteczka znaczny udział miał jego bardzo sławny przyjaciel, ni mniej ni więcej tylko sam Gabriele d'Annunzio. D'Annunzio bywał też w willi Erba, gdzie nie był jedynym wybitnym gościem - odwiedzał ją także Arturo Toscanini (jego córki często spędzały tu letnie dni, bawiąc się z dziećmi gospodarzy) a także Giacomo Puccini. Rzec można, że poprzez małżeństwo Carli i Giuseppe zjednoczyła się arystokracja z pochodzenia z arystokracją finansową, przy czym należy dodać, że obydwie rodziny cechowała również ogromna kultura umysłowa i duchowa, nic więc dziwnego, że owocem tego związku był jeden z najświetniejszych reżyserów w historii europejskiego i światowego kina, Luchino Visconti.
Luchino urodził się w Mediolanie, lecz letnie miesiące wraz z całą rodziną spędzał w Cernobbio. Carla i Giuseppe mieli siedmioro dzieci: czterech synów i trzy córki. Na pierwszym piętrze willi, tam gdzie niegdyś były pokoje prywatne, można dziś obejrzeć zdjęcia z tych szczęśliwych czasów. Widzimy na nich dwoje ludzi o wybitnej urodzie wraz z gromadką udanych dzieci o wielkich, ciemnych oczach. Jedno ze zdjęć przedstawia małego chłopca w dziecięcej sukience; to właśnie Luchino, przyszły geniusz kina i wyrafinowany artysta. Można też zobaczyć jeden z jego pierwszych rysunków, na którym starał się przedstawić willę Erba. Szczerze mówiąc, trudno się tego domyślić, gdyż podobieństwo z oryginałem jest doprawdy znikome... Niestety, z atmosfery tamtych lat nie ostało się zbyt wiele. Z willi zniknęli nie tylko jej ówcześni mieszkańcy, lecz również (praktycznie cały) ruchomy dobytek.
Umeblowanie jednego z salonów możemy obejrzeć na wyeksponowanych fotografiach, natomiast na piętrze pozostał nietknięty pokój "panienek" sióstr Idy Pace i Uberty, zwanych bliźniaczkami mimo iż naprawdę była między nimi różnica jednego roku. Obok ich pokoju jest jeszcze jeden nieduży pokoik ze ścianami obitymi szarym suknem, obecnie służący za salkę konferencyjną. Niegdyś był on sypialnią Luchina, zaś w przyległym pomieszczeniu służącym mu za garderobę z dawnego wyposażenia pozostała jedynie komoda z wbudowaną umywalką. Jest jeszcze rodzinna łazienka, bardzo luksusowa jak na owe czasy, kiedy to kanalizacja nie była rzeczą tak oczywistą jak dziś a w sypialniach powszechnie królowały "naczynia nocne".
Poczesne miejsce zajmuje tu marmurowa wanna z prysznicem, a obok niej widnieje muszla klozetowa z białej porcelany w kobaltowe wzory. Jest jeszcze seledynowa komoda, również wyposażona w umywalkę i duże lustro. Jak wspomniałam, pomieszczenia na parterze wynajmowane są na ekskluzywne przyjęcia i wesela, natomiast pierwsze piętro oprócz niewielkiej części muzealnej, którą opisałam, zajmują biura i pokoje spółki. Nie ukrywam, iż byłam nieco rozczarowana tym obrotem rzeczy, gdyż spodziewałam się, że zastanę tu więcej pamiątek z przeszłości, choćby przez pietyzm dla pamięci reżysera, który bardzo kochał ten dom; zarówno jemu a także jego rodzeństwu, nieodmiennie kojarzył się on z osobą uwielbianej matki.
Niestety, szczęśliwe życie rodziny Viscontich nie trwało długo. Drogi Carli i Giuseppe po pewnym czasie zaczęły się rozchodzić, aż doszło do ich całkowitej separacji. Visconti, który miał swoją funkcję na królewskim dworze i związane z nią obowiązki, praktycznie na stałe zamieszkał w Rzymie (krążyły też plotki o jego romansie z królową Eleną di Savoia ) natomiast dzieci wraz z matką spędzały coraz więcej czasu w ulubionej willi Erba. Zresztą obydwoje rodzice Luchina zmarli dość wcześnie, matka bowiem nie dożyła sześćdziesiątki, natomiast ojciec odszedł zaledwie ją przekroczywszy. W czasie wojny willę zajęli Niemcy, tworząc w niej swój sztab. Co ciekawe, Luchino chociaż ubóstwiał matkę, zagorzałą zwolenniczkę Mussoliniego i jego polityki, ze swoimi antyfaszystowskimi i lewicującymi poglądami był bliższy ojcu, który mimo swego wysokiego urodzenia i książęcego tytułu, również miał podobne zapatrywania. Luchino Visconti, jako człowiek i reżyser miał dość radykalne poglądy co sprawiło, że nadano mu przydomek "czerwony książę". Nie był on czynnym komunistą, raczej zaliczał się do rzesz sympatyków, jednak z pewnością odbiegał w tym względzie od innych przedstawicieli swojej sfery.
Po śmierci rodziców i zakończeniu wojny, rodzeństwo Viscontich nadal spotykało się okazjonalnie w willi Erba, organizując bale, koncerty i wspólne przyjęcia. Brakowało na nich nie tylko rodziców, lecz i najstarszego brata Guido, zginął on bowiem w bitwie pod El Alamein wypełniając rozkaz, który wysyłał go na pewną śmierć. Zapewne była w tych spotkaniach chęć odtworzenia szczęśliwej atmosfery dzieciństwa i epoki, która bezpowrotnie minęła. Kiedy oglądam późne filmy Viscontiego (które uwielbiam) mam wrażenie, że ta atmosfera, ten zapach rodzinnego domu, pozostał w nim na zawsze i znalazł swe odzwierciedlenie nie tylko w ich bogatej scenografii, ale również tematyce i filozofii zawartej w jego dziełach. Chyba nie bez powodu kluczową frazą z jego filmu "Lampart" jest zdanie, mówiące o konieczności pogodzenia się z przemianami, jakie niesie życie
"Wszystko musi się zmienić, żeby wszystko pozostało tak samo."
Luchino Visconti zmarł 17 marca 1976 roku. Dziesięć lat później, po stu latach od chwili, gdy Luigi i Anna powzięli zamiar zbudowania willi, rodzina podjęła decyzję o jej sprzedaży.
Oczywiście, jak zwykle z pasją oddałam się mojej manii fotograficznej i w związku z tym, można obejrzeć więcej zdjęć willi Erba w albumie >
Mam wrażenie, że czytałam już ten tekst.
OdpowiedzUsuńHistoria, poparta "żywymi dowodami" jej istnienia, bardzo mocno zapada w pamięć. Dobrze, że udało Ci się tam być! BBM
Babciu masz rację, czytałaś go na bloxie. Ponieważ nie udało mi się "przetransportować" całego bloga, zgodnie z zapowiedzią przenoszę wpisy sukcesywnie, przy okazji nieco je szlifując, co im wychodzi na dobre (mam nadzieję). A z tego że tam byłam bardzo się cieszę bo marzyło mi się to przez lata.
UsuńMnie się też wydał znajomy, a po powyższym wyjaśnieniu ucieszyłam się, że jednak co nieco pamiętam z tego co czytuję.
OdpowiedzUsuńA propos kupowania biletów i tłumów zwiedzających też staram się nabywać je wcześniej przez internet i przychodzić przed otwarciem, bo zdarza się , że osoby z biletami internetowymi są wpuszczane wcześniej nawet przed oficjalnym otwarciem. Tak mi się udało w Muzeach Watykańskich wejść z pierwszymi grupami i oglądać wiele miejsc w ciszy i skupieniu (poza Kaplicą- bo niektóre wycieczki lecą tylko tam, więc tam zawsze jest sporo ludzi).
A mnie jest miło ze osoby które do mnie zaglądają nie zapominają natychmiast moich historyjek...z wcześniejszym nabywaniem biletów do pewnych miejsc to dobrze że jest możliwość zrobienia tego przez internet, bo człowiek zamiast zwiedzać stałby w kolejkach.
UsuńNiewazne czy byl wpis czy nie, z przyjemnoscia jeszcze raz go widze i czytam... mile i dobre rzeczy smakowac mozna wielokrotnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję Różyczko! To fajnie że starzy czytelnicy zechcieli sobie ten wpis odświeżyć, oprócz tego przybyło mi nieco nowych czytelników, więc myślę że zamieszczanie go nie było bezcelowe, tym bardziej że na Bloggerze jakoś lepiej wyglądają. Również pozdrawiam i życzę miłego weekendu!
UsuńWcześniej nie miałam okazji czytać tego wpisu, z przyjemnością poznałam go teraz. Jest to ciekawe miejsce, a jakie piękne, widzę, że warto go zobaczyć na własne oczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Całe jezioro Como jest bardzo piękne i jest tam wiele ciekawych rzeczy do zobaczenia. Ja byłam tam niezliczoną ilość razy, czasem nawet myślałam że mam dość ale po pewnym czasie znowu mnie tam ciągnęło...Także serdecznie pozdrawiam!
UsuńChciałabym zobaczyć chociaż namiastkę tego co Ty zwiedziłaś:) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńEwuniu, z tego co wiem też widziałaś niemało, w tym niejedno miejsce którego ja Ci zazdroszczę! Pozdrawiam wzajemnie.
UsuńNie miałam, jednak czasu żadnego kraju zgłębić tak jak Ty Włochy, przesiąknąć jego klimatem i poczuć że go znam. Piękna sprawa. Ściskam.
UsuńWilla przepiękna, ale podziwiam Cię za to, ile informacji udało Ci się przekazać w tym poście. Nie traciłaś czasu podczas pobytu we Włoszech. Doskonale poznałaś nie tylko okolice Mediolanu, ale i historię co znamienitszych rodzin włoskich. Dzięki temu i ja już sporo dowiedziałem się o tym rejonie Lombardii. Świetne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam.
Wiesiu, dzięki za odwiedziny i miłe słowa! Jestem ogromną fanką filmów Viscontiego, więc informacje na jego temat łatwo zapadały mi w pamięć. Do tego we Włoszech historia i współczesność wciąż się splatają ze sobą, co więcej, z dumą podkreśla się te związki, czego u nas nie ma prawie zupełnie, wojna przeorała wszystko, i chyba nadal na żyjących przedstawicieli dawnych "wielkich rodów" patrzy się z niechęcią oraz podejrzliwością.
OdpowiedzUsuńMogę czytać nawet jeśli było, bo byłam tam tylko raz i nie wszystko widziałam, zobaczyłam a to takie ciekawe, piękne i marzę by wrócić.
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia a detal niesamowite. Zresztą przed freskami można stać bez końca i trzeba wiedzieć jak je czytać.
Dzięki, cieszę się że Ci się podobało i życzę powrotu w tamte strony!
OdpowiedzUsuńKocham włochy już za te widoki i wspaniały klimat ! Pozdrawiam! U mnie na blogu relacja ze Spektaklu "Światło dźwięk i para" Z zabytkowymi parowozami! zapraszam :)
OdpowiedzUsuńPrzeurocze zdjęcia i masa informacji, które musiałaś zebrać. Bardzo podziwiam Cię za tak precyzyjne opisy oraz detale uwzględnione na fotkach. Z ogromną przyjemnością odwiedzam Twojego bloga. Szkoda,że nie byłem we Włoszech. Niemniej można odczuć włoski klimat na Tuwim blogu.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i gratuluje doskonałości.
Dzięki Kris, za te wszystkie miłe słowa, które mają dla mnie tym większą wartość, że Ty sam możesz się pochwalić swoim blogiem, w który wkładasz dużo pracy i serca! Ja w sumie lubię odgrzebywać w pamięci różne okruszki informacji i sięgać do źródeł...Może kiedyś wybierzesz się w tamte strony i będziesz mógł skonfrontować moje opisy z własnymi wrażeniami, kto wie? Również serdecznie pozdrawiam!
UsuńMam nadzieję, że kiedyś odwiedzę Włochy. :) Pozdrawiam bardzo!
UsuńCudownie tam jest! Chętnie bym się wybrała :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto!
UsuńBardzo lubię te wpisy, bo jest w nich tak świetnie złapany detal, który dostrzega tylko osoba, mająca czas i oko.
OdpowiedzUsuńWracając do naszej rozmowy na temat filmów Viscontiego - skłamałam (nieświadomie), bo widziałam jeden jego film "Śmierć w Wenecji", który szczerze mówiąc był dla mnie nużący. Prawdopodobnie dlatego, że widziałam go w czasach, w których lepiej rozumiałam filmy typu "Omen". Tym razem wezmę na warsztat "Lamparta" i przeczuwam, że przyjmę go znacznie lepiej. Zresztą ogólnie ostatnio dobrze odnajduję się w filmach z okolic lat 60.
Dzięki, to bardzo miłe co napisałaś, czasu faktycznie miałam co nieco a poza tym czyś musiałam tam żyć (oprócz chleba)... Zaś co do filmu tak to jest, ja też kiedy po raz pierwszy dawno temu jako młoda osoba widziałam "Śmierć..." nie przyjęłam go zbyt dobrze. Później przeczytałam nowelkę Manna i obejrzałam go ponownie, wtedy dotarły do mnie jego ulotne podteksty i smaczki. Natomiast w "Lamparcie" zakochałam się od pierwszego razu a miałam wtedy lat 16! Później przeczytałam książkę i widziałam go jeszcze raz a zupełnie niedawno odświeżyłam sobie jedno i drugie i doszłam do wniosku, że stara miłość nie rdzewieje! Co prawda Visconti w pewnych momentach nieco odbiegł od literackiego pierwowzoru i po swojemu rozłożył akcenty ale film ma swoje prawa... Jeśli bym mogła Ci coś jeszcze polecić z jego filmoteki, to mój ulubiony "Portret rodziny we wnętrzu".
Usuń