Argegno to mała miejscowość usytuowana na lewym brzegu jeziora Como, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy miastem Como a półwyspem Balbianello. Liczy niespełna 700 mieszkańców, lecz mimo to jest ważnym punktem na mapie tej okolicy. Podobnie jak w innych miejscowościach, znajdziemy tu port i przystań dla statków, poza tym jest ona swego rodzaju bramą do pięknej doliny Valle d’Intelvi, o której wielokrotnie wspominałam na moim blogu.
Dawniej ta dolina cieszyła się wielką popularnością jako miejsce letniego wypoczynku, współcześnie, podobnie jak inne miejsca w obrębie Prealp, nieco straciła na znaczeniu. Jednak nadal jest spora grupa osób, która tu przyjeżdża, ponieważ w okolicznych wioskach zaczyna się wiele malowniczych i chętnie uczęszczanych szlaków pieszych i rowerowych.
Jak już pisałam w postach na temat Monte Bisbino i Sasso San Martino, górzyste tereny nad jeziorem miały istotne znaczenie z punktu widzenia obrony terytorium Lombardii. Chodząc górskimi ścieżkami nadal można tu spotkać liczne pozostałości umocnień należących do Linii Cadorna, bunkry, okopy i stanowiska strzeleckie. Jednak Argegno jeszcze inną atrakcję, mianowicie jedyną w obrębie jeziora kolej linową, łączącą nabrzeże z wyżej położoną wioską Pigra. Bardzo interesującą opcją jest rejs statkiem z Como do Argegno, połączony z wjazdem kolejką do Pigry - to połączenie zapewnia naprawdę niezapomniane wrażenia. Pewnej czerwcowej niedzieli wybrałam się na taką wycieczkę w towarzystwie czternastoletniej córki moich gospodarzy, u których wynajmowałam mieszkanie.
Jak to widać na zdjęciach powyżej, górna stacja kolejki leży na skraju niezbyt rozległego płaskowyżu; nosi on nazwę Camoggia i stanowi swego rodzaju balkon na zboczu wyższej góry, zwanej Costone. Pigra, podobnie jak cała ta okolica, choć jest naprawdę maleńka (liczy nieco ponad 200 mieszkańców), ma bogatą historię, o czym świadczą zabytki architektury sakralnej i świeckiej. Niegdyś nieopodal miejsca, gdzie teraz jest stacja kolejki, na samym skraju płaskowyżu stała wieża strażnicza z XII wieku, jednak z czasem popadła w ruinę i została rozebrana. Na jej miejscu w początkach XX wieku wzniesiono willę, która chyba nie ma szczęścia do mieszkańców, ponieważ jest niezamieszkała, za to podobno przechodzi niekończące się restrukturyzacje.
Poszłam aby zobaczyć ją z bliska, jednak zniechęcił mnie fakt, że niemal cały teren wokół niej był zarośnięty wysokimi drzewami i chaszczami, tak gęstymi, że nie dałoby się przez nie przedrzeć bez użycia maczety. Willa jest ładnym budynkiem, który z racji położenia ma ogromny potencjał turystyczny. Osobiście nie odmówiłabym kilku dni pobytu w pokoju z romantycznym balkonem i niesamowitym widokiem na jezioro (oczywiście po zakończeniu restrukturyzacji).
A widok, jaki się roztacza z tej wysokości, jest po prostu oszałamiający!
Kolejka wjeżdżająca na górę, ma do pokonania 540 m różnicy poziomów i muszę przyznać, że ta krótka, bo pięciominutowa podróż, wydała mi się o wiele dłuższa z racji natłoku wrażeń, jaki jej towarzyszył.
Zdjęcia, które tu zamieszczam, nie oddają w pełni urody okolicznego pejzażu; choć dzień był słoneczny, na niebie było dużo nisko wiszących, białych cumulusów, a w powietrzu nad jeziorem unosiła się foschia, czyli zawiesina wilgoci składająca się z mikroskopijnych cząsteczek wody (jest to szczególne zjawisko atmosferyczne, którego nie należy mylić z mgłą). Taka pogoda nie sprzyja fotografowaniu aparatem cyfrowym, choć na żywo daje przepiękne widoki. Na zdjęciach ten lekki opar spowija wszystko delikatnym welonem błękitu, jednak sprawia, że pejzaż na zdjęciach jest zaledwie cieniem tego, co można zobaczyć na własne oczy.
W miarę jak wznosił się wagonik kolejki, przed naszymi oczami otwierał się coraz szerszy widok; początkowo na zabudowania Argegno i drogę prowadzącą w głąb doliny, a następnie na okoliczne wzniesienia, które (zdawałoby się) są niemal na wyciągnięcie ręki. Mogłam przy okazji popatrzeć na prześliczny, regularny kształt Monte San Zeno, gdzie udało mi się dotrzeć jakiś czas później, i kręte, wąskie jezioro Como, pomiędzy stokami gór schodzącymi wprost do wody. Z tej wysokości widać było jak na dłoni niewielkie miejscowości, położone po obu stronach wąskich kreseczek dróg, biegnących wzdłuż linii brzegowej. Te kręte drogi łączą miasto Como z Bellagio po prawej stronie i leżące o wiele dalej na północ Sorico po lewej. W jego okolicy kończy się jezioro Como i Prealpy, a zaczyna dolina Valchiavenna otoczona łańcuchami Alp, które przecina przełęcz Spluga, prowadząca na terytorium Szwajcarii.
W miarę jak wznosił się wagonik kolejki, przed naszymi oczami otwierał się coraz szerszy widok; początkowo na zabudowania Argegno i drogę prowadzącą w głąb doliny, a następnie na okoliczne wzniesienia, które (zdawało by się) są niemal na wyciągnięcie ręki. Mogłam przy okazji popatrzeć na prześliczny, regularny kształt Monte San Zeno, gdzie udało mi się dotrzeć w jakiś czas później i kręte, wąskie jezioro Como, pomiędzy stokami gór schodzącymi wprost do wody. Z tej wysokości widać było jak na dłoni niewielkie miejscowości, położone wzdłuż wąskich kreseczek dróg, biegnących wzdłuż linii brzegowej. Te kręte drogi łączą miasto Como z Bellagio po prawej stronie i leżące o wiele dalej na północ Sorico po lewej. Tam się kończą Prealpy a zaczyna dolina Valchiavenna otoczona łańcuchami Alp, które przecina przełęcz Spluga.
Tymczasem przed sobą miałam znajomy widok na okoliczne góry: sylwetkę Monte Colmegnone, w głębi za nią Monte Bisbino, Sasso Gordona i Monte Generoso, a po drugiej stronie jeziora Monte San Primo, Monte Palanzone i Monte Bolletone. Uwielbiałam ten widok od chwili, kiedy po raz pierwszy płynęłam statkiem po jeziorze Como; była to prawdziwa magia i wielkie zauroczenie. Z biegiem czasu stało się to moją idée fixe, która poprowadziła mnie na górskie ścieżki; te szczyty, choć w istocie niewysokie, były moimi Everestami, gdzie na nowo uczyłam się siebie...
Gdybym była sama, zapewne i tym razem udałabym się na szlak, bo nie odmówiłabym sobie obejrzenia wioski i wejścia na szczyt Monte Costone. Jednak miałyśmy inny plan, poza tym musiałam się liczyć z obecnością mojej młodej towarzyszki i jej możliwościami. Dlatego po krótkim spacerze wokół opuszczonej willi i nasyceniu oczu widokami, nie zwlekając, zjechałyśmy na powrót do Argegno, skąd statek miał nas zabrać do Como. Tam czekał nas jeszcze jeden wjazd na górę, tym razem kolejką zębatą do Brunate. Ponieważ do przybycia statku pozostało jeszcze trochę czasu, poszłyśmy na spacer po Argegno.
Tak jak wspomniałam, jest ono niezbyt duże, jego starsza część składa się z centralnego placu położonego nad samym jeziorem, małego portu oraz skupiska domków, z których wiele ma ponad dwieście lat. Najstarszy datowany budynek pochodzi z początku XVII wieku, a w głębi miasteczka, nad strumieniem Telo, znajdziemy jeszcze starszy zabytek – most z czasów rzymskich. Stara część Argegno tworzy uroczą plątaninę wąziutkich uliczek, schodów, zaułków, podwórek i domków o balkonach ozdobionych kwiatami. Nowe domostwa znajdują się na obrzeżach, u podnóża okolicznych wzniesień i po obu stronach drogi wiodącej w głąb doliny.
Ciekawostką jest fakt, że jezioro Como w tym miejscu osiąga swą największą głębokość – 410 m. zdarza się też, że w pewnych okresach jego stan jest tu bardzo wysoki. Natomiast strumień Telo, tworzący przy ujściu do jeziora tzw. wachlarz aluwialny i w okresie dobrej pogody wyglądający bardzo niewinnie, w czasie obfitych opadów zbiera całą wodę spływającą z gór w obrębie Valle d’Intelvi i zmienia się w szeroką, rwącą rzekę. W 1993 roku woda przybrała do tego stopnia, że porwała dwa autobusy i dwa samochody osobowe.
Na koniec dodam jeszcze małą dygresję dotyczącą nazwy Pigra. Otóż pochodzi ona od słowa pigrizia, czyli lenistwo, a pigra to po prostu leń rodzaju żeńskiego. Jednak ta niezbyt pochlebna nazwa podobno nie ma związku z charakterem mieszkańców wioski, ani z budową kolejki linowej, która jest raczej atrakcją turystyczną, a nie sposobem na ułatwienie życia leniuchom. Najbardziej wiarygodny przekaz jest taki, że dawniej na stokach Costone hodowano winorośl, która z racji warunków dojrzewała nieco później niż w innych miejscach, co dało początek nazwie.
Więcej zdjęć z Argegno i Pigry można zobaczyć w albumie>
kolejny dowód na to, że małe jest piękne. Zdjęcia pokazują, iż miejscowość ma swój klimat. A już zdjęcia widziane z kolejki bajkowe. Piszesz, że nie oddają urody, ale dla mnie widoki są fantastyczne. Ja zatem jestem pigra, bo nie lubię się wspinać i nigdy nie lubiłam. Ale widoki ze szczytu warte są wjazdu kolejką nawet dla mnie, która nad góry przedkłada wodę. Zdjęcia niczym z okna samolotu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń
UsuńGdybyś kiedyś tam się wybrała to bardzo polecam taką wycieczkę, jest naprawdę bajecznie, zresztą podobnie jak w Como, kiedy wjedzie się do Brunate. Tam możesz sobie być pigra do woli, bo jak nie lubisz chodzić po górach to nie musisz, niżej też jest wszystkiego do woli. Masz rację, że wrażenia są niemal jak z samolotu, bo zbocze ma mały kąt nachylenia. Ja to wspominam z wielkim sentymentem. Również pozdrawiam!
Argegno jest miejscowością położoną niezwykle malowniczo i na dodatek ma atrakcje turystyczne takie jak kolejkę linową i przepiękne górzyste tereny nad jeziorem. Muszę Ci się przyznać, że uwielbiam jazdę kolejkami linowymi bo to świetna propozycja pozwalająca na szybkie dotarcie do wielu malowniczych zakątków. Dzięki nim szczyty gór stają się szybciej i bardziej osiągalne.
OdpowiedzUsuńWidoki z góry zapierają dech w piersiach. Eluniu, wspaniale popatrzeć na Twoje cudowne zdjęcia!
Serdecznie Cię pozdrawiam:)
Cześć Lusiu, masz rację to bardzo miłe i klimatyczne miasteczko a kolejka to wielka atrakcja. Też lubię kolejki bo pozwalają oszczędzać czas, którego czasem się nie ma a poza tym widoki są spektakularne. Zdjęcia z pewnością byłyby lepsze, gdyby nie to, że słońce świeciło mi w obiektyw a poza tym była foschia. Trochę pomogło robienie aparatowi daszka z mojego kapelusza bo gdyby nie to to pewnie byłyby zupełnie nieudane. No ale to jest siła wyższa i na to nie ma rady, chyba, że ktoś ma super aparat i umiejętności na wysokim poziomie. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego tygodnia!
UsuńDwa tygodnie temu byłam na drugim jego brzegu, w Varennie. Do Bellagio też podpłynęliśmy. I z powodu tych zapierających dech widoków do dziś nie mogę wyjść z podziwu. I pewnie ten stan jeszcze potrwa długo... Nie dziwię się więc Twoim zachwytom!!!
OdpowiedzUsuńSuper, bardzo się cieszę i czekam na relację! Chociaż wiem, że jak człowiek ma taki natłok wrażeń to musi to najpierw przetrawić i poukładać. Rozumiem, że pogoda dopisała i mogłaś się cieszyć tą piękną okolicą. Wiosna nad Como z tego względu jest dobra, bo jeśli nie pada to widoczność jest świetna. Varennę uwielbiam, to obok Bellagio najładniejsze z miasteczek, chociaż zupełnie inne. Ale od strony jeziora wygląda po prostu fantastycznie . Dzięki za odwiedziny, pozdrawiam!
UsuńPogoda była fantastyczna, tak jak widoki. A wpisy za jakiś czas, jest tak jak piszesz. Pięknego tygodnia:)))
UsuńNawet spacer po Argegno dostarcza niezwykłych wrażeń , ale to co można zobaczyć z kolejki i Pigry normalnie zapierają dech. Byłem kiedyś na delegacji w Como i pamiętam te cudowne krajobrazy. Też nie pogardziłbym noclegiem w tak położonej willi. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo fakt, widoki z kolejki są niewiarygodnie piękne a ponieważ stok jest stromy ma się wrażanie, że jezioro jest niemal pod stopami. Ponieważ jezioro jest dość wąskie wszystko razem wygląda bajecznie. Serdecznie pozdrawiam!
UsuńOh, jakie piękne miejsce. I zdjęcia też piękne, mimo wilgoci z jeziora. Takie widoki zapierają dech w piersiach. A małe miasteczka mają swój wielki urok i osobliwy klimat. Uściski i pozdrowienia, Elu.
OdpowiedzUsuńTo fakt, że taki widok też ma swój urok trochę ze snu, człowiek czuje się niby ptak w przestworzach. Miasteczka nad Como są jedyne w swoim rodzaju, nawet ząb czasu nie odbiera im wdzięku. Ale dodam jeszcze, że kiedy nie ma foschii kolory są tak nieprawdopodobne, ze wygląda to jak najgorszy kicz. Również najserdeczniej pozdrawiam!
UsuńBez reszty urzekają mnie te kamienne budowle oraz czerwone dachówki. Kiedyś się zastanawiałem, skąd te takie specyficzne dachówki oni biorą? I nie znalazłem satysfakcjonującej odpowiedzi ;) Już pisałem, że jestem zauroczony klimatem, kulturą, historią oraz architekturą, która jest pięknie wkomponowana w krajobraz. Dziękuję i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam te stare domki i ich czerwone dachy. Ten kolor to specyficzny kolor lombardzkiej terakoty, często widzi się na starszych pałacach czy willach ornamenty w takim kolorze jak np. w kościółku w Menaggio https://photos.google.com/u/0/share/AF1QipPV8RlwSB7Y_NYXSDssiqfBSMBCAkkBZRAIgObz2YA-GUxCDzFch3ilQAqxgtn8MQ/photo/AF1QipPp821oexEO4O_u6DAdHoMu0EEzclmGss_NZs5w?key=Ykc4UHVVTks3RVVlYVJMMG5SRlpoRVJ6Q09ub1ZB&hl=pl
Usuńco prawda na zdjęciu wygląda to na kolor pomarańczowy ale w istocie jest on czerwono brunatny tak, jak na lewej wieżyczce, która jest bardziej w cieniu. Za parę dni będzie post o cudnym kościółku zbudowanym z takiej terakoty. Dzięki za odwiedziny i komentarz, pozdrawiam serdecznie!
Oh ja jestem pigra na calego, nie moge po powrocie zebrac sie do robienia czegokolwiek.widoki cudne.
OdpowiedzUsuńJesteś usprawiedliwiona, po takiej podróży człowiek potrzebuje odpoczynku, poza tym przed wyjazdem byłaś chora, daj sobie czas na poleniuchowanie i porządną regenerację sił. Może następny wyjazd do Europy nad Como? Faktycznie jest pięknie, ładniej niż na zdjęciach. Pozdrawiam!
Usuń