niedziela, 22 września 2013

Włochy i Szwajcaria, czyli wędrując wokół Jeziora Lugano. Część I.



Gdyby ktoś mnie zapytał, które z miejsc, jakie dane mi było oglądać zrobiło na mnie największe wrażenie, byłabym w prawdziwym kłopocie...
Łatwiej mogłabym wymienić te, które mi się nie podobały, albo zawiodły moje oczekiwania (bo takich było niewiele), choć raz zdarzyło mi się, że z czasem diametralnie zmieniłam moje zdanie na temat jednego z nich. Tym miejscem było Jezioro Lugano, gdzie podobnie, jak przez Lago Maggiore, przebiega granica dzieląca Włochy i Szwajcarię. Jest ono wąskie, głębokie (288m) i bardzo kręte; ma też kilka odnóg, wcinających się w przestrzeń pomiędzy okolicznymi górami. Ta dwupaństwowość jeziora ma odbicie również w nazwie. Włosi nazywają je "Lago di Ceresio" od miejscowości Porto Ceresio leżącej na jego południowym krańcu, natomiast dla Szwajcarów jest to "Lago di Lugano" od miasta Lugano, znajdującego się w północnej części. 
Na ogół jednak używa się nazwy szwajcarskiej, więc i ja zastosuję się do tej zasady, gdyż szczerze mówiąc, o Lago di Ceresio usłyszałam po raz pierwszy, kiedy zamieszkałam we Włoszech. Na szczęście jest coś, co dość ściśle wiąże obie nacje żyjące na jego brzegach, jest to język włoski, którym mówi się po obu stronach granicy, zarówno w Lombardii, jak i szwajcarskim Kantonie Ticino.

Zresztą stosunki między tymi dwoma krajami są bardzo dobre, obowiązuje dwustronna konwencja o swobodnym przekraczaniu granicy, dzięki czemu mając odpowiednie zameldowanie nie tylko można swobodnie poruszać się po przygranicznych terenach, lecz także legalnie podejmować pracę, bez względu na obywatelstwo.
Oczywiście, nie znaczy to, że na granicy nie ma żadnej kontroli - celnicy oraz pogranicznicy wykonują swoje zwykłe obowiązki, jednak odniosłam wrażenie, że tu kierują się zarówno swoim doświadczeniem, jak i niezawodną intuicją, więc turysta, który chce jedynie pozwiedzać raczej nie jest przez nich niepokojony.

Dzięki tej konwencji wielokrotnie wędrowałam do Szwajcarii przekraczając granicę na piechotę, pociągiem lub autobusem, aby zobaczyć jakieś ciekawe miejsce albo pochodzić po górach. Będę szczera i powiem, że współczesna Szwajcaria, aczkolwiek bogata, czysta i mająca wiele cech, które osobiście wysoko cenię, według mnie nie ma tej malowniczości i wdzięku, jaki widzi się po nieco mniej uładzonej stronie włoskiej.
Moja przygoda z jeziorem Lugano rozpoczęła się wiele lat temu, od magicznego momentu zachwytu... Co prawda. później nazywałam je jednym z największych rozczarowań, lecz kiedy je lepiej poznałam, niespodziewanie dla mnie samej, stało się moją największą miłością oraz terenem, gdzie dzięki splotowi zdarzeń i czystemu przypadkowi, niespodziewanie przeżyłam wspaniałą przygodę intelektualną i emocjonalną... 
Jednak bywa tak, że kiedy chcemy mówić o rzeczach, które zapadają nam w serce, oprócz chęci podzielenia się tymi pięknymi przeżyciami rodzi się w nas lęk, że słowa będą zbyt ubogie, aby oddać nasze uczucia i możemy je w pewnym sensie sprofanować naszą nieudolnością. Obawiamy się, że ktoś nas zapyta o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego ta rzecz, tak banalna, jest dla nas tak ważna? Mimo to, postanowiłam zmierzyć się z tematem i opowiedzieć moją historię związaną z jeziorem Lugano i jego niezwykłą okolicą.

Zaczęło się to wiele lat temu, kiedy zamiast autobusem zmierzającym z Polski do Włoch przez przełęcz Brenner, postanowiłam jechać innym, którego trasa wiodła przez Szwajcarię. Był mroźny, zimowy poranek, gdy zatrzymaliśmy  się przed dworcem w Lugano, gdzie kilka osób kończyło podróż. Obsługa zajęła się wypakowywaniem bagaży a pozostali pasażerowie, w tym ja, wyszli na chwilę, żeby rozprostować nogi. Po jednej stronie placu widać było nowoczesny budynek dworca nie grzeszącego urodą, natomiast po drugiej znajdował się dużo mniejszy, uroczy budyneczek w stylu "liberty" z napisem "Ferrovie Lugano-Ponte Tresa". O Ponte Tresa słyszałam wcześniej, więc wiedziałam, że jest to miejscowość, gdzie znajduje się most na rzece Tresa, przez który przebiega granica pomiędzy Włochami i Szwajcarią. Domyśliłam się, że jest to stacyjka lokalnego pociągu, kursującego po trakcji łączącej te dwie niezbyt odległe miejscowości. Budynek stał na brzegu wzniesienia; obok znajdował się niewielki taras, więc podeszłam do jego barierki, aby popatrzeć na panoramę okolicy. Jak już wspomniałam, był wczesny ranek, słońce właśnie wschodziło; jego promienie rozświetlały gęste, poranne mgły, snujące się wokoło. Skrzypiący śnieg błyszczał diamentowo a z welonów wilgoci wyłaniały się zarysy gór otaczających miasto. Kiedy stanęłam przy barierce i spojrzałam w dół, zobaczyłam widok, jaki trudno zapomnieć, bo jego urody nie dało się opisać...

Miałam przed sobą wąską, głęboką dolinę, której dno było całkowicie niewidoczne. Domyślałam się, że tam, w dole, leży jezioro a po jego obu stronach, na zboczach gór o zaledwie zarysowanych wierzchołkach, widać było ulice i tarasowo wzniesione domy. Mgła zalegająca przestrzeń pomiędzy nimi układała się w grubsze i cieńsze warstwy,  lśniąc w pierwszych promieniach słońca. Bardzo żałowałam, że nie mam ze sobą aparatu fotograficznego i nie mogę zatrzymać w kadrze tego magicznego momentu. Ta wspaniała panorama sprawiła, że z żalem wsiadłam do autobusu, aby ruszyć w dalszą drogę; od tej pory wciąż myślałam o tym, żeby tam wrócić i ponownie zobaczyć to czarodziejskie miasto. Zanim to się stało, minęło kilka lat, kiedy wreszcie zrealizowałam ten zamysł, przeżyłam jedno z największych rozczarowań mojego życia, jednak o tym napiszę w moim następnym poście o mieście Lugano. Z czasem to rozczarowanie stało się oczarowaniem, odbyłam wiele podróży w tamte strony a teraz, jak sądzę, przyszedł odpowiedni moment, żeby o nich opowiedzieć.

Niestety, jak już wspomniałam, z tego pierwszego spotkania z Lugano nie mam żadnych zdjęć... te które zamieściłam w tym poście zrobiłam w zimie trzy lata później a przedstawiają tę część jeziora, przez którą przebiega granica. Wykonałam je stojąc na włoskim brzegu; góry, jakie widać w głębi, należą do Szwajcarii i leżą w okolicy Lugano. Również warunki pogodowe były zupełnie odmienne, więc to co przedstawiają, nijak się nie ma do widoku, jaki zobaczyłam tamtego mroźnego poranka....Cdn.

34 komentarze:

  1. A ja tam lubie Lugano to takie mini/wielkie miasto. To wlasnie mi sie w nim podoba, ze nie jest wielka metropolia jak Mediolan ale ma wszystko co duze miasto miec powinno. Zawsze jak tam jezdze pociagiem lubie sobie wysiasc jedna stacje wczesnie niz ta o ktorej piszesz i dojsc do centrum nad brzegiem jeziora. Jutro tez tammusze jechac niestety nie na wycieczke wiec spaceru nie bedzie:(
    Pozdrawiam ze slonecznego Ticino

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Później było lepiej, lecz pierwsze zderzenie wyobrażni z rzeczywistościa było bolesne! Życzę nadal wiele słońca, u nas niestety, pogoda nie najlepsza...Równiez pozdrawiam!

      Usuń
  2. Też to widziałem, ale zupełnie w innym miejscu. Zauroczenie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie to opisałaś! Szkoda, że nie ma zdjęć, ale na podstawie tych, które są i Twoich słów można naprawdę przenieść się tam w wyobraźni i poczuć to, co musiałaś wtedy czuć. Jestem ciekawa dalszych wrażeń z tego miejsca po tak niezwykłym początku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Stopniujesz napiecie, jak w najlepszym filmie grozy...:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po mgle przyjdzie słońce, które pokaże prawdziwą twarz miasta. Po komentarzach, które się pojawiły chyba muszę szybko wziąć się za pisanie dalszego ciągu!

      Usuń
  5. I znowu piszesz moje myśli, kiedy człowiek się czymś zachwyci, tak mocno, aż do bólu, ekstatycznie- ogromnie chce to opisać i boi się, że nie będzie w stanie oddać bogactwa wrażeń i tych achów i ochów, które szarpią wnętrznościami. Tak się wtedy człek zachłystuje swoim zachwytem i tak mu żal tych wszystkich, którzy nie potrafią podzielić jego odczuć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak piszesz, o to właśnie chodzi, bo czego by się nie powiedziało słowa i tak nie oddadzą prawdziwego obrazu, bo on jest tylko w nas...

      Usuń
  6. Ciekawa jestem dalszej czesci historii...
    Sukienko, w mojej ocenie Szwajcaria nadal jest piekna i malownicza. Te gorskie chatki w dolinach i na zboczach, piekne, krystaliczne jeziora i wszystko inne. No, estem fanka i juz! ;)
    A jesli bylas nad Lado di Lugano, odwiedzilas pewnie tez Lago Maggiore? Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też byłam zachwycona gdyż to naprawdę przepiękny kraj. Jednak mojemu anarchistycznemu (po części, oczywiście) duchowi chyba bardziej odpowiada włoskie rozwichrzenie... Natomiast co do Lago Maggiore to byłam tam wielokrotnie i jest na jego temat sporo wpisów ale nieco starszych. Jeśli Cię ten temat interesuje i chciałabyś poczytać o tym co widziałam, to w lewym górnym rogu wpisz w białe pole "Lago Maggiore" i kliknij w ikonkę lupy a pokażą się wszystkie posty na ten temat w liczbie bodajże 11. Również serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
    2. Dzieki, poszukam :))
      Wlasnie widze, ze Wlochy Cie zaczarowaly, a za Szwajcaria nie do konca przepadasz ;) U mnie jest chyba na odwrot, Wlochy jak narod mnie "wkurzaja" ;) Za glosni, za wylewni, za podrywajacy ;) Bardziej lubie takiego szwajcarskiego bauera z jego fioletowa krowa, haha :) I to sie przeklada chyba tez na widzenie krajobrazow, miast, wiosek.

      Usuń
    3. Szwajcarzy są dla mnie nieco zbyt "kwadratowi" a Włosi z kolei nieco za mało skomplikowani, że tak powiem (taki poziom trzylatka). W sumie i tu i tu jak dla mnie jest czegoś zbyt wiele ale nie przeczę, że wśród Włochów dobrze się odnajdowałam bo dają żyć innym bez narzucania im swego widzimisię. Fioletowa krowa moze być o ile nie do dojenia a dawania czekolady (koniecznie z orzechami). Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Jak to mówią chwile są ulotne. W danym momencie coś wyglądało zjawiskowo, ale gdy mgła przeszła, to warunki się zmieniły i już nie musi coś nas zachwycać. Jestem ciekawa jak odebrałaś Lugano.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Lugano napiszę niebawem. Dobrze to ujęłaś tak bywa z ludźmi i pejzażami że czarują w danym momencie a później mija magiczny moment i czar pryska...Również pozdrawiam!

      Usuń
  8. Witam.
    Ponieważ obserwowałaś mojego bloga, chciałam Cię poinformować o zmianie adresu.
    Poprzedni adres został już wyłączony, dlatego zapraszam na nowy http://dalekoniedaleko.blogspot.com/
    Będzie mi miło, jeśli nadal będziesz obserwować mojego bloga pod nowym adresem.
    Pozdrawiam
    Shibi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i informację. Oczywiście bloga będę obserwować nadal i również pozdrawiam!

      Usuń
  9. Miałaś wspaniała przygodę, widok zachwycający, jaki się rzadko zdarza. W życiu piękne są tylko chwile... i coś w tym jest, że życie to taka sinusoida, raz nam się coś podoba, innym razem rozczarowuje, jak ludzie, jak zdarzenia. U niektórych ludzi te odchylenia są większe, u innych takie bliżej osi zerowej.
    U mnie też tak jest, ze aż piszczę z radości jak coś mnie bardzo zachwyci, żałuję jednak, że z biegiem lat, coraz mniej spraw mnie w życiu zachwyca/zaskakuje.
    Jestem ciekawa jak u Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jest tak jak piszesz, w różnych momentach różnie reagujemy w zależności od potrzeb ducha i tego czym żyjemy w danej chwili. Ja kiedy mieszkałam we Włoszech nie miałam nic oprócz pracy więc odkrywanie nieznanego kraju było dla mnie odskocznią od codzienności a nawet sensem życia. A że kraj jest piękny i dawał mi wiele możliwości to nazbierało mi sie tych pozytywnych wrażeń. Teraz bedąc w domu widzę inne problemy jakie niesie życie w Polsce, mam absorbujacą pracę więc mniej czasu na tego typu sprawy. Ale tamten okres wspominam dobrze i z przyjemnością dzielę się tymi wspomnieniami. Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  10. To nie piękno, to prawdziwa bajka. Ośnieżone szczyty ponad taflą jeziora - cud, prawdziwy cud natury. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A będzie jeszcze piękniej wiosną...Zapraszam na dalsze relacje, widzę że temat chwycił więc wypada wziąć się do pisania!

      Usuń
  11. Juz kiedys tutaj zagladalam, a teraz wracam,mam nadzieje, na stale. Podziwiam za ogromna prace wlozona w opracowanie postow. Skoro tak czesto jestesmy w Brianzy to podaje link do inicjatywy, ktora odbedzie sie w ten weekend:
    http://www.provincia.mb.it/cultura/valorizzazione_ville/villeaperte/
    Moze ktos sie wybierze, choc w tym roku juz nie za darmo:-(.
    Z prowincji MB pozdrawiam. Emigrata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie witam ponownie! Pracę nad postami wynagradza mi to że spotykam się z osobami które to interesuje! "Ville aperte"to świetna inicjatywa i wielokrotnie korzystałam z tej okazji kiedy mieszkałam we Włoszech, choć nie w takim stopniu jak bym chciała, bo interesujących obiektów jest mnóstwo. Również pozdrawiam !

      Usuń
  12. Też tak czasami mam... pełen zachwyt a później rozczarowanie...
    Ale jednak chyba częściej mam sytuacje kiedy albo od razu jest rozczarowanie i nim pozostaje, albo od razu zachwyt i też nim pozostaje :-)
    Pięknie u Ciebie jak zawsze, i nie tylko oczywiście chodzi mi o zdjęcia ale również o tekst. :-)
    A Twoją opinię o Szwajcarii kiedyś może uda mi się sprawdzić. Jak do tej pory niestety nie udało mi się odwiedzić tego kraju. :-(
    Pozdr. serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Później będzie lepiej bo w Szwajcarii spędziłam również miłe chwile podziwiając wspaniałe pejzaże, które naprawdę warto zobaczyć. Ja żałuję że widziałam tak niewiele jak równiez tego że jedną z potencjalnie wspaniałych wycieczek popsuła mi pogoda...Cieszę się, że osoby które do mnie zaglądają znajdują tu coś interesującego. Nawzajem pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  13. Tak bywa z powrotami w to samo miejsce. Czasem przeżywamy rozczarowanie a kiedy indziej możemy zostać oczarowani. Ważne, że pielęgnujesz wspomnienia tamtego dnia a my czytelnicy bloga widzimy oczami wyobraźni to może mgieł u podnóża miasta i domyna zboczu kąpiace się w pierwszych promieniach słońca.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że Lugano się Wam spodoba, bo to naprawdę ładne miasto mimo że mnie zawiodło kiedy je zobaczyłam takie jakie jest, zupełnie inne niż w mojej imaginacji...ale i tak zapamiętam tamten magiczny poranek. Także pozdrawiam!

      Usuń
  14. mam nadzieję, że kiedys tam jeszcze wrócę
    spędziłam tam kiedys kilka niezapomnianych dni ...
    eh, rozmarzyłam się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lisiczko, będą dalsze wspominki i zdjęcia, mam nadzieję że sprawią Ci przyjemność!

      Usuń
  15. jestem pełna podziwu za tak wspaniałą relację, z niecierpliwością czekam na kolejny post :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Może to nawet lepiej, że tym razem nie ma tego konkretnego zdjęcia. Większe pole dla wyobraźni! I wiesz, nie każdy magiczny moment da się zatrzymać na zdjęciu. Może zdjęcia tworzą własną magię?... BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę, tym bardziej że parę razy próbowałam fotografować takie zamglone pejzaże i nie wygladało to szczególnie pięknie. Moze to i dobrze że wtedy nie zrobiłam zdjęcia...

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.