Zespół klasztorny Santa Caterina del Sasso leży w miejscowości Leggiuno na lombardzkim brzegu Lago Maggiore. Jednak ze względu na jego specyficzne położenie większość odwiedzających przybywa statkiem ze Stresy, miasta leżącego na przeciwległym, piemonckim brzegu jeziora. Podobnie jak całe Lago Maggiore jest to miejsce nadzwyczaj malownicze. Klasztor zbudowano na wąskiej półce skalnej, wykutej w kilkudziesięciometrowym urwisku, w odległości piętnastu metrów od lustra wody a siedemdziesięciu od szczytu skały. Mówiąc obrazowo, wzniesienie od strony lądu ma kształt łagodnego, zielonego pagórka wyglądającego niczym przekrojony bochenek chleba, natomiast od strony wody jest to pionowa skalna ściana, schodząca wprost do jeziora, które w tym miejscu osiąga głębokość niemal dwustu metrów. Podobno obecnie można tam dotrzeć również pieszo, ponieważ z Leggiuno a właściwie jednej z jego frakcji, zwanej Reno, prowadzi ścieżka wprost do klasztoru.
Przez wiele lat była ona niedostępna z powodu prac remontowych, więc przybywającym pozostawała jedynie droga wodna. Erem jest własnością Prowincji Varese, która powierzyła ten obiekt zakonowi dominikanów; w umowie zastrzeżono obowiązek utrzymania jego podwójnej funkcji - religijnej i muzealnej. Zarząd Prowincji postanowił też przeprowadzić tu poważną inwestycję, mającą udostępnić go szerszej grupie osób. Dotychczas zarówno z niewielkiej przystani, jak i od strony lądu, prowadziły do niego jedynie malownicze ścieżki z licznymi stopniami wykutymi wprost w pionowej skale. Z tego powodu miejsce to było nieosiągalne dla osób niepełnosprawnych oraz w nie najlepszej kondycji fizycznej. Po kilkuletnim okresie walki z różnymi trudnościami natury technicznej, do użytku turystów oddano wygodną windę. Budowa szybu i instalacja urządzenia trwały dość długo, ponieważ w trakcie prac napotkano liczne pęknięcia, zarówno w skale jak i w stojących na niej budynkach, co siłą rzeczy pociągnęło za sobą następne, niezbędne prace. Jednak te wszystkie starania znalazły swój pozytywny finał i w czerwcu 2010 roku dokonano uroczystego otwarcia inwestycji. Z tego co czytałam w prasie, ofertę dla turystów wzbogacono również o rejsy statków z niedalekiego, leżącego na tym samym brzegu Laveno.
Dotychczas do klasztoru można było dotrzeć jedynie ze Stresy, leżącej na przeciwległym brzegu jeziora, co pomimo niewątpliwej atrakcyjności rejsu bardzo wydłużało podróż. Turysta najpierw musiał przepłynąć promem na przeciwległy brzeg jeziora do Intry a następnie wsiąść na statek zmierzający do Stresy, który dość długo krąży po tej części jeziora i zawija do kilku przystani. Ja sama, choć kilkakrotnie byłam w tych stronach, nigdy wcześniej nie dotarłam do klasztoru, właśnie z powodu braku czasu, gdyż zwykle kusiło mnie aby wysiąść na jednej ze ślicznych wysepek, Isola Bella lub Isola dei Pescatori. Wreszcie nadszedł dzień, który postanowiłam w całości poświęcić na zwiedzanie eremu i nie wysiadając po drodze popłynęłam prosto do Stresy, gdzie przesiadłam się na mniejszy statek do Santa Caterina del Sasso. Ponieważ przystań przy klasztorze jest mikroskopijna, więc mogą tam przybijać tylko łódki i inne niewielkie jednostki. Z powstaniem tego niezwykłego miejsca wiąże się bardzo interesująca historia. Mówi ona, iż w XII wieku żył w okolicy bogaty kupiec Alberto Besozzi, który podobno nie stronił od uprawiania lichwy. Pewnego razu, płynąc łodzią po jeziorze, został zaskoczony przez burzę. Kiedy łódź się wywróciła, cudem udało mu się schronić na skałach, gdzie spędził straszne chwile, smagany deszczem i wichrem. Wtedy też złożył ślubowanie, że jeśli ocaleje, radykalnie zmieni swoje życie.
Udało mu się przetrwać nawałnicę, więc zgodnie z obietnicą rozdał majątek i poświęcił swe życie modlitwie oraz pokucie. Na swe odosobnienie wybrał jaskinię na skalistym przylądku, miejscu ocalenia. Z biegiem czasu, dołączyli do niego inni eremici a dzięki ofiarności okolicznej szlachty, zbudowano tu kaplicę pod wezwaniem Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej, na wzór tej, która znajduje się na Górze Synaj. Kiedy nasz statek zbliżył się do przystani i znaleźliśmy się nieopodal eremu u podnóża skalnej ściany, tuż ponad lustrem wody, zauważyłam kilka niewielkich jaskiń i rozpadlin. Być może, to właśnie w jednej z nich schronił się dawno temu pazerny kupiec i późniejszy pustelnik oraz jego towarzysze? Zastanawiałam się nad siłą ducha tych ludzi, którzy latami żyli w owych jamach o głodzie i chłodzie, mając na pociechę jedynie modlitwę. Myślałam też o tym, że niejednemu z nas dobrze by zrobił wstrząs, podobny do tego, jaki przeżył Alberto uczepiony do skały, kiedy śmierć zaglądała mu w oczy. Po takim przeżyciu niekoniecznie trzeba zostać pustelnikiem, czasem wystarczy, że zobaczymy nasze życie i świat we właściwych proporcjach...
Lombardzka Santa Caterina del Sasso to bardzo piękny obiekt, godny uwagi zarówno z racji niezwykłego położenia jak i architektury, może nie tyle wymyślnej, co pełnej smaku i w harmonii z otoczeniem w doskonały sposób wtopionej w otaczający pejzaż. Składa się on z niewielkiego, lecz bardzo pięknego kościoła, ozdobionego freskami z różnych epok, gdzie znajduje się relikwiarz z doczesnymi szczątkami błogosławionego Alberta Besozzi oraz kilku budynków klasztornych. Nad nimi góruje prosta, pozbawiona zbędnych ozdób dzwonnica a pod nią znajduje się najstarsza część kościoła, pochodząca z XIII wieku. Całość powstawała na przestrzeni prawie czterystu lat; w tym czasie zmieniały się nie tylko style w architekturze i malarstwie, lecz również zakony zasiedlające klasztor. Pod władzą Habsburgów, którzy zlikwidowali małe zgromadzenia mnisi opuścili go definitywnie; to sprawiło, że erem zaczął chylić się ku upadkowi. Przed kompletną ruiną uratował go dekret z 1914 roku, na mocy którego został zaliczony do pomników kultury i przejęty przez państwo. Po niezbędnych, długotrwałych i żmudnych pracach konserwatorskich przeprowadzonych w latach osiemdziesiątych XX wieku, po raz pierwszy umożliwiono jego zwiedzanie. Zarówno w kościele jak i niewielkiej, dostępnej dla postronnych części klasztoru, można zobaczyć freski pochodzące z różnych epok oraz interesujące obrazy i witraże.
Oprócz artystów, którzy dziś są anonimowi, pozostawili tu swe dzieła zdolni, dobrze znający swój fach lombardzcy malarze: Giovanni Battista de Avocatis, Giovanni Crespi, znany pod przydomkiem Cerano oraz syn Bernarda Luini, zwany Bernardino. W jednej z kaplic znajdują się relikwie dwóch zakonnic żyjących w XIV w okolicy Varese, błogosławionych Giulliany z Busto i Katarzyny z Pallanza (są to dwie miejscowości położone w niewielkiej odległości od Leggiuno). O ich życiu i zasługach dla lokalnej społeczności pisałam przy innej okazji tutaj.
Z kościołem wiąże się jeszcze inna, interesująca opowieść. Mówi ona o tym, iż w XVII wieku ogromne głazy, które oderwały się od urwiska, zamiast spaść, co mogło by zakończyć się zniszczeniem budynku, zawisły tuż nad nim. Wtedy uznano to za cud, lecz mimo tej wiary w późniejszych czasach zostały one przezornie usunięte z obawy, iż cud może się więcej nie powtórzyć...
Jak zwykle zapraszam do Zdjęć Google gdzie można zobaczyć więcej zdjęć z tego przepięknego obiektu >
Cudów architektury sakralnej widziałam już dużo. Może dlatego największe wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia z masywem skalnym. A opowieść o przerażonym bogaczu dodatkowo zrobila swoje! Niezwykle miejsce! BBM
OdpowiedzUsuńMyślę że polożenie robi wrażenie,(zwłaszcza 200 metrów głębokości jeziora pod skałą) chociaż klasztory na górze Atos gdzie podobno nadal chętnych wciąga się w koszu z pewnością robią większe...Ale historia faktycznie interesująca. Również pozdrawiam serdecznie!
UsuńPiękne miejsce i zdjęcia śliczne.
OdpowiedzUsuńCudowne miejsce :) Zdjęcia też niczego sobie :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAgata, Iza. Dzięki za odwiedziny niedługo będą następne posty o tej okolicy. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń... żeby zobaczyć nasze życie i świat we właściwych proporcjach ... wielka szkoda, że potrzeba aż takiego wstrząsu, żeby zmienić człowieka na lepsze; surowe miejsce, budynki klasztorne, przytulone do skalnej ściany, niedostępne, a głębokość jeziora niewyobrażalna dla mnie, bo mam stracha przed wodą; bardzo lubię zwiedzać z Tobą, przyjemnie opisujesz miejsca mi nieznane; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDzięki Mario, cieszę się ze Ci się podobają moje wycieczki! co do innych spraw - myślę że życie daje nam takie okazje jak Albertowi, może nie tak ekstremalne, ale nie mniej zmuszające do powalczenia z życiem i pokazania na co nas stać. Ważne jest to żeby dostrzec swoją szansę i uruchomić to co w nas najlepsze...Serdecznie pozdrawiam!
UsuńTo święta prawda, jak często nie doceniamy tego co mamy - zawsze powtarzam to narzekającym koleżankom, a oni mi mówią, że nie chcą porównywać się z tymi co mają gorzej, a z tymi co mają lepiej. Ale ciekawa jestem, skąd wiedzą komu w życiu lżej, a poza tym wydaje mi się to pewnego rodzaju zachłannością i nieumiejętnością cieszenia się drobiazgami, że ciepło, że niegłodno, że słoneczko świeci, albo, że pada deszcz i można poczuć na skroniach jego ożywczą siłę, że dwie zdrowe ręce i dwie zdrowe nogi, że dziecko, że pies, że mąż, że brat, że przyjaciel i że nie ma wojny. Ale chyba zboczyłam z tematu- piękne zdjęcia i piękne freski, ten z Adamem i Ewą przypomniał mi jeden z najbardziej znanych motywów Wypędzenia z raju praprzodków.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, nie można tego lepiej wyrazić! Myślę że gdyby tym ludzim odebrano to co sobie ważą lekce, to może by doznali oświecenia...Chociaż sama znam takich, którzy w trudnej sytuacji wolą przeklinać niesprawiedliwy los i szukają winnych, niestety.
UsuńCo do fresków to byłam nimi zauroczona, dobrze że to wszystko ocalało. Pozdrawiam!
Niezwykłej urody miejsce. Pięknie wkomponowane w otaczający krajobraz. Wnętrza eremu zachwycają bogactwem wystroju. Dziękuję za kolejną wspaniałą wyprawę.
OdpowiedzUsuńTeż mnie zafascynował sposób w jaki budynki wkomponowano w skałę. Trzeba przyznać że Włosi to naród z fantazją. Również pozdrawiam!
UsuńLubię do Ciebie zaglądać i poznawać nowe dla mnie miejsca. Wspaniałe miejsca opisujesz i nie mogę się napatrzeć na piękne zdjęcia z wspaniałymi widokami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
PS Na Pisacie pisze mi, że nie znaleziono strony.
Dzięki! Jeśli kiedyś zbłądzisz w te strony gorąco polecam to miejsce, na żywo jest jeszcze piękniejsze. Ponownie wkleiłam link, powinno być dobrze. A próbowałaś Google+? Osobiście mam wrażenie, że tam lepiej się ogląda, zwłaszcza w zbiorówce, choć słyszałam że albumy sie otwierają jeśli ktoś sam ma konto Google+. Pozdrawiam!
UsuńOpowiadano mi o tym klasztorze ale nie wiedziałam , że jest taki piekny. A legenda..... Znam jednego pana z mojego otaczenia, jak mu się wiodło to się z innych wyśmiewał i innymi pogardzał dopiero choroba zmusiła go do refleksji. Co prawda świętym i eremitą nie został ale bardzo, bardzo spokorniał. Pozdrawiam Alina.
OdpowiedzUsuńA wiesz że ja też się trochę "czaiłam" z tą wycieczką, chyba nie dowierzałam opowieściom. Ale rzeczywistość przerosła moje wyobrażenia, więc cieszę się że tam dotarłam. Pozdrawiam!
UsuńA co do odmiany to wszystko zależy od charakteru, jedna osoba że tak powiem "nawróci się" a inna, staje się jeszcze bardziej zła i zawzięta...
UsuńTo pierwsze zdjęcie robi ogromne wrażenie. Szkoda,ze ludzie dopiero w obliczu zagrożenia myślą o zmianie na lepsze, ale lepiej późno niż wcale;)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze jest żeby dostrzec wartość płynącą ze zmiany i dać sobie szansę...Pozdrawiam!
UsuńPrzepiękne miejsce... Kolejne już w tym rejonie... :-)
OdpowiedzUsuńNiesamowite budowle - jak zwykle pięknie zaprezentowane przez Ciebie.
Pzdr.