Stuletnia kamienica w której mieszkam, leży przy długiej ulicy przecinającej centrum miasta w kierunku północ- południe. Moje poddasze ma siedem okien, cztery od części dziennej są z frontu, natomiast pozostałe trzy należące do naszych sypialni wychodzą na podwórko, gdzie za rzędem nieciekawych garaży znajdują się jedne z najładniejszych budynków w Ostródzie. Kiedyś były to tzw. Białe Koszary, duży zespół garnizonowy wzniesiony w 1913 roku. Podobno zaprojektował je Fritz Heitmann, bardzo ceniony architekt, co by tłumaczyło ich naprawdę wyjątkową urodę. Zbudowano je dla pruskiego pułku artylerii polowej, natomiast po wojnie, kiedy Ostróda znalazła się w granicach Polski umieszczono w nich wojska pancerne. W 2001 roku nastąpiła likwidacja jednostki wojskowej a opustoszałe zabudowania przekazano miastu. Bardzo lubię na nie patrzeć, tym bardziej, że po zmianie funkcji z militarnej na cywilną, przeszły gruntowny remont pod nadzorem konserwatora zabytków, dzięki czemu odzyskały dawny blask. Obecnie dwa największe, bliźniacze gmachy mieszczą siedzibę Sądu Powiatowego i Starostwa a inne, mniejsze budynki w większości również zaadaptowano na cele publiczne i biura. W minioną sobotę, kiedy rano wyjrzałam przez okno, zachwycił mnie ten tak dobrze mi zanany widok w cudnej zimowej szacie, co jeszcze bardziej podkreśliło piękną architekturę całego kompleksu. Poza tym chyba każda osoba, nawet jeśli tak jak ja nie lubi niskich temperatur z przyjemnością patrzy przez okno na ośnieżone dachy, bezlistne gałęzie drzew i puste przestrzenie okryte białym całunem zimy...
Poprzedniego dnia ja i Marta postanowiłyśmy, że sobotnie przedpołudnie przeznaczymy na wyprawę do Starego Kredensu, klimatycznego sklepu położonego na obrzeżach miasta. Oprócz stylowych, używanych mebli, można tam znaleźć lampy, obrazy, starą porcelanę i wiele innych przedmiotów do upiększenia domu, które nawet jeśli nie są użyteczne to z pewnością ozdobne, mają duszę i swoją historię. Marta chciała tam poszukać podnóżka odpowiedniego do jej fotela a długo wyczekiwana zimowa pogoda była jeszcze jednym argumentem za tym, żeby tego dnia wyjść z domu. Podnóżka nie było, ale spacer jaki zrobiłyśmy przy tej okazji był nadzwyczaj udany i chociaż padający śnieg kilkakrotnie przeszedł w zadymkę, to dla nas była ona jedynie dodatkową atrakcją.
Ostróda jest miastem dość dziwnym architektonicznie, na co bez wątpienia wpłynęły ogromne zniszczenia w obrębie jej centrum i okolicy dawnego ratusza oraz rynku. Spowodował je pożar jaki Armia Czerwona wznieciła po zdobyciu miasta, co miało miejsce w styczniu 1945 roku (pisałam o tym
tutaj). Po wojnie chyba brakowało spójnej wizji i pomysłu na to jak miasto ma wyglądać, nadal są tu niezabudowane posesje na które jak dotąd chyba nie ma żadnego planu a także źle zrestrukturyzowane lub prowizoryczne budowle szpecące przestrzeń. Mimo wszystko, jest też wiele budynków i miejsc, na które patrzy się z przyjemnością a jednym z nich jest gmach przedwojennego gimnazjum, gdzie obecnie mieści się liceum ogólnokształcące. Zaprojektował go Fritz Heitmann, ten sam któremu przypisywane są Białe Koszary i choć obydwa obiekty są całkowicie różne, to łączy je bardzo wysmakowany i elegancki styl w jakim zostały wzniesione oraz ładne detale. Budynek wykonany z czerwonej cegły w górnej części ozdobiono jasnym tynkiem, otaczają go dorodne drzewa i ciekawe, zabytkowe ogrodzenie. Całość oprószona białym, śniegowym puchem wyglądała bardzo malowniczo, podobnie jak dawna wieża ciśnień usytuowana po drugiej stronie ulicy a do tego padający śnieg i powiewy wiatru sprawiały, że kształty drzew i kontury budynków rozpływały się w nadciągającej zadymce.
Nieopodal liceum jest jeszcze jeden obiekt o przeznaczeniu militarnym, pochodzący z przełomu XIX i XX wieku. Jest to dawna siedziba pruskiego pułku piechoty im. Grolmana, od koloru cegły z jakiej je zbudowano zwana Czerwonymi Koszarami. Nie są one tak piękne i wysmakowane jak Białe Koszary, choć widziane od frontu robią dużo lepsze wrażenie. Natomiast ich północna pierzeja, którą właśnie mijałyśmy prezentuje się dość skromnie, jednak całości dodaje uroku ładnie rozplanowany teren i duża ilość drzew. Po wojnie do 2011 roku szkolono w nich kierowców na potrzeby polskiej armii, jednak po wejściu Polski do NATO i ta jednostka została zlikwidowana. Mówi się że podobno w związku ze zmianą sytuacji geopolitycznej ponownie ma tu stacjonować wojsko, jednak jak dotąd na terenie koszar panuje cisza i spokój a warstwa śniegu litościwie okrywa wszelkie niedoskonałości...
Kiedy wyszłyśmy ze sklepu ze starociami śnieg nadal padał, mimo to postanowiłyśmy wrócić do domu nieco okrężną drogą, żeby popatrzeć na inne zakątki miasta w tej zimowej scenerii. Po drodze zatrzymałyśmy się koło neogotyckiego kościoła ewangelickiego, żeby zrobić kilka zdjęć jego bardzo charakterystycznej bryły o podwójnej wieży. W sezonie letnim kościelna wieża służy również za punkt widokowy, po pokonaniu 105 schodów można przez jej okna popatrzeć na panoramę Ostródy i okolic co jest naprawdę warte fatygi. Na wieży znajdują się również dzwony i zabytkowy zegar wybijający godziny oraz aparatura nagłaśniająca, która w południe emituje hejnał naszego miasta. (Napisał go muzyk z Lęborka, pan Andrzej Formela a hejnał po raz pierwszy zabrzmiał w dniu przyjęcia Polski do Unii Europejskiej.) Podczas gdy spacerowałyśmy robiąc zdjęcia, wokoło kościoła rozpętała się następna zadymka, co jak już wcześniej pisałam było dodatkową atrakcją, bo od dawna nie widziałyśmy takiej pogody w naszym mieście. Śnieg padał ogromnymi płatkami a nieliczne samochody jeździły na światłach, gdyż widoczność była bardzo ograniczona.
Byłyśmy już niedaleko od naszego domu lecz postanowiłyśmy zajrzeć jeszcze do niewielkiego śródmiejskiego parku. Po drodze zachwyciła nas króciutka uliczka Herdera zatopiona w perłowej poświacie, która wyglądała wprost czarodziejsko ze swymi domkami i drzewami obsypanymi śniegiem. W parku hasało kilkanaścioro dzieci, maluchy z rodzicami a starszaki we własnym towarzystwie korzystały z uroków zimy. W ruch poszły sanki, nie brakowało też miłośników lepienia bałwana, tym bardziej, że materiału do tej zabawy było pod dostatkiem. Zresztą widać było, że dzieciaki zaczęły działać już wcześniej, bo napotkałyśmy też bałwana straszydło, ulepionego z pierwszego śniegu z domieszką błota i resztek trawy, co sprawiło, że biedak wyglądał jak skończony brudas. Natomiast w innym zakątku parku napotkałyśmy pięknego przedstawiciela bałwaniego gatunku, eleganta w szaliku z bluszczu z nosem z patyka i rękami z gałązek a ilość dzieciaków toczących wielkie śniegowe kule świadczyła o tym, że szybko pojawią się następne egzemplarze. Marta też ulepiła swojego mini bałwanka, którego posadziła na ramieniu większego kolegi co sprawiło, że razem wyglądali niczym ósmy pasażer Nostromo i jego ofiara.
Cały park choć nieduży, prezentował się bardzo pięknie ze starymi drzewami oblepionymi ciężkim, mokrym śniegiem i pastelową zabudową sąsiadującego z nim pasażu, widoczną w głębi. Pasaż choć na pierwszy rzut oka wygląda dość stylowo, jest raczej świeżej daty, ponieważ powstał w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku, czyli w czasie, kiedy przebywałam we Włoszech. Gdy go zobaczyłam po raz pierwszy, rozśmieszył mnie sposób w jaki wystylizowano tworzące go kamieniczki, gdyż jako żywo przypominały mi domki z drewnianych klocków, jakie budowałam w dzieciństwie. Klocki miały mnóstwo ciekawych elementów, więc powstawały z nich bardzo wyszukane budowle z łukowatymi bramami, wykuszami i fantazyjnymi szczytami. Architekt projektujący pasaż zapewne nie kierował się reminiscencjami z dzieciństwa lecz usiłował upodobnić kamienice do kilku domków ocalałych z przedwojennej zabudowy, choć te nowopowstałe są dużo bardziej okazałe i kolorowe. Początkowo mieszkańcy Ostródy żartowali sobie z tej pseudohistorycznej zabudowy, mówiąc że miasto zafundowało sobie nowiutką starówkę, ale wraz z upływem czasu wszyscy się do niej przyzwyczaili i chyba nikt już sobie nie wyobraża, że to miejsce mogłoby wyglądać inaczej.
Zimowa pogoda nie odpuszczała i po niedługiej przerwie nadciągnęła nowa fala zamieci, okrywając śnieżnym tumanem park i kolorowe urządzenia na placu zabaw. Nasze zmarznięte ręce i nosy przypomniały nam, że w związku z tym przyszedł czas by zakończyć przechadzkę i wracać do domu, od którego dzieliło nas kilka minut drogi. Taki piękny spacer w zimowy dzień wymaga dobrego zakończenia a co może być lepsze w tej sytuacji od wygodnego fotela w ciepłym pokoju, kubka gorącej herbaty i kota na kolanach!
Dziękuję za ten zimowy śniegowy spacer po Twoim mieście ❄️⛄ Jestem ciekawa, zwłaszcza architektury tamtych terenów.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam 🤍
Cieszę się że Ci się podobało, jeśli skorzystasz z linku w tekście zobaczysz te i inne miejsca w letniej szacie. Ponieważ na razie dalsze podróże chyba nie są mi pisane myślę o jednodniowych wycieczkach po moim regionie czyli północno wschodniej Polsce, więc nie wykluczone że będzie tego więcej 🤍🌞💙
Usuń