sobota, 10 sierpnia 2013

Ostróda przedwczoraj i dziś...



Dobrze pamiętam 2 maja 2004 roku... Był to piękny dzień, nie tylko dlatego, że włoskie niebo czarowało mnie słońcem i niebieskim kolorem ze ślicznymi, białymi chmurkami. Dzień wcześniej Polska znalazła się w granicach Unii Europejskiej, więc była to ważna data dla nas wszystkich, ale ja miałam także mój prywatny powód, aby na zawsze utkwił on w mej pamięci. Podczas rozmowy telefonicznej z Martą dowiedziałam się, że kiedy przyjadę do Ostródy będę mogła znowu zobaczyć moją fontannę!
"Moja fontanna", zawsze tak o niej myślałam i zastanawiałam się, jak to jest, że dla człowieka tak wiele może znaczyć fakt, iż gdzieś daleko, w jakimś mieście i w jakimś jego punkcie, jest fontanna lub jej nie ma...

Jestem Mazurką; chyba mogę tak o sobie powiedzieć po pięćdziesięciu latach mieszkania w Ostródzie. Jednak dobrze pamiętam czasy, kiedy jako trzyletni berbeć, wprost z cieplutkiego domu babci z cichej miejscowości pod Warszawą, przeprowadziłam się wraz z rodzicami do nowego domu na „ziemie odzyskane” gdzie mój ojciec znalazł niezłą pracę. Niczym przysłowiowy kot w worku zostałam zabrana z mojego bezpiecznego świata do ponurego miasta, gdzie mimo dziesięciolecia, jakie minęło od zakończenia wojny, ciągle straszyły ruiny budynków porośnięte trawą. Wśród nich można było zobaczyć głębokie jamy, niegdyś będące piwnicami pełnymi zapasów na zimę z ziemi sterczały resztki  schodów, które już nie prowadziły do mieszkań a wszystko to wyglądało przejmująco i żałośnie zarazem... Dom mojej babci, jak większość domów w podwarszawskich miejscowościach letniskowych, był schowany wśród drzew i kwiatów; z podwórka widziałam wieżę Pałacu Kultury a latem niedaleko naszej posesji szumiały łany zboża. Po przyjeździe do Ostródy to wszystko wydawało mi się Rajem Utraconym, gdyż zamieszkaliśmy w mieście, gdzie niemal trzy czwarte zabudowy zniknęło z powierzchni ziemi, zaś to co pozostało, było takie odmienne...Wśród ruin i pustych, odgruzowanych placów stały nieliczne domy, ocalałe z wojennej pożogi. Bałam się tego miasta, było obce, smutne, nawet kościoły i kamienice były inne, miały odmienną architekturę od tych, jakie znałam dotychczas. Na ulicach oraz w sklepach, oprócz czysto wymawianego języka polskiego, słyszało się również język niemiecki, kaleczoną, gardłowo wymawianą polszczyznę i śpiewne, kresowe "zaciąganie". Ta mieszanka obyczajów i kultur powodowała, że w powietrzu wisiała nieufność i wzajemna niechęć. Jednak to było nasze nowe miejsce do życia i musieliśmy się jakoś urządzić, choć żyło się ciężko, bo ludziom często brakowało wielu podstawowych rzeczy. Pamiętam, jak mama brała mnie za rękę i maszerowałyśmy spory kawał drogi, aby przez kilka godzin stać w kolejce po mięso. Nudziłam się śmiertelnie w tej kolejce, gdyż moją jedyną rozrywką było oglądanie holenderskich kafelków na ścianach lub porcelanowej świnki w oknie wystawowym sklepu. Jednak w tej wędrówce był jeden jasny punkt - moja fontanna...

Przechodziłyśmy z mamą koło wypalonego gotyckiego kościoła ze zwaloną wieżą, szłyśmy kawałek pod górkę a wtedy ukazywała mi się w całej swojej monumentalnej, spokojnej piękności; statyczna i niewzruszona, na tle ruin i kalekich drzew. Plac, na którym się znajdowała, niegdyś był Rynkiem, centralnym punktem miasta, wyjątkowym, bo w  kształcie trójkąta a nie czworoboku, jak inne rynki. Ratusz i otaczające go domy zniknęły, postała tylko ona, jedyne świadectwo minionych czasów. Jej piękno, które mnie tak urzekło, nie miało w sobie nic z napuszonego baroku. Składała się z prostego basenu, gdzie na środku znajdowały się trzy morskie stwory, wyglądające niczym fantastyczne ryby o wielkich pyskach, a na ich grzbietach wznosił się trójgraniasty obelisk z owalnymi, pustymi miejscami po wyrwanych medalionach. Niegdyś z rybich  pysków  płynęła woda, lecz system hydrauliczny uległ uszkodzeniu a po wojnie były sprawy o wiele pilniejsze, więc fontanna przez wiele lat pozostała jedynie atrapą. Jej szary granit i wyważone proporcje były tak szlachetne i skromne zarazem, że zawsze patrzyłam na nią jak zauroczona. Mama ciągnęła mnie za rękę a ja przebierałam nogami, które mi się trochę plątały bo gapiłam się i marudziłam. Mama się gniewała, ale nie mogła nic poradzić na ten bierny opór, bo fontanna przyciągała mój wzrok niczym magnes żelazo... Intrygowały mnie jej puste, owalne płaszczyzny, nie miałam pojęcia, co tam mogło się kiedyś znajdować, ale nawet dla mojego dziecięcego umysłu stało się jasne, że było to coś, o czym należało zapomnieć, a na pewno nie należało tego oglądać. Fontanna przez wiele lat  stała sucha i nieczynna, lecz mimo swego okaleczenia była dla mnie czymś niezmiennym i stabilnym. Po pewnym czasie wokoło placu wzniesiono klocki nowych bloków a ona tam trwała, niepasująca do otoczenia, wśród drzew, które rosły coraz wyżej. Ja również urosłam, więc z biegiem czasu fontanna  wydawała mi się nieco mniejsza.


Później nadeszły lata sześćdziesiąte; atmosfera na Mazurach zrobiła się ciężka i wielu dawnych mieszkańców podjęło decyzję o wyjeździe do Niemiec. Nikt już nie dbał o stare cmentarze, krewni  tych, co na nich leżeli również zmarli lub byli daleko a na grobach widniały obco brzmiące, „nie nasze” imiona i nazwiska... Moja fontanna także padła ofiarą owych czasów, pamiętam, jaka byłam oburzona, gdy pewnego dnia zniknął piękny obelisk i zastąpiły go trzy syrenki o niezbyt proporcjonalnych kształtach, urągających kanonom piękna kobiecego ciała. Nigdy ich nie polubiłam i odruchowo odwracałam głowę, kiedy znalazły się w polu mojego widzenia. Po latach, gdy zostałam matką a moje dzieci nieco podrosły, próbowałam opowiedzieć im o tamtej fontannie i o tym wszystkim, co pamiętałam z dzieciństwa. Moje opowiadania nabrały kształtu dopiero w latach dziewięćdziesiątych; wtedy znów zmieniły się nastroje, upadł mur w Berlinie,  my też zaczęliśmy przełamywać bariery strachu przed tym co obce, co nie nasze... Z Niemiec zaczęli przyjeżdżać w odwiedziny dawni mieszkańcy Ostródy oraz ludzie pochodzący z miejscowości noszącej tę samą nazwę, leżącej w Górach Harzu. Z archiwum wyciągnięto stare zdjęcia i pocztówki, przedstawiające miasto w kształcie, jaki miało przed wojną; był wśród nich  także wizerunek dawnej fontanny. Wraz z nim wróciło do mnie to, co czas zaczął mi zacierać w pamięci - wtedy też dowiedziałam się, dlaczego została tak okrutnie potraktowana. Przez wiele lat nosiła nazwę Fontanny Trzech Cesarzy i została wzniesiona dla upamiętnienia Wilhelma I, Fryderyka III i Wilhelma II Hohenzollernów, to właśnie ich wizerunki znajdowały się na medalionach, które usunięto po wojnie.  Kiedy powzięto decyzję o przywróceniu jej pierwotnego kształtu, postanowiono też, że od tej pory stanie się ona pomnikiem Jedności Europejskiej. Na miejscu dawnych płaskorzeźb umieszczono herby Ostródy oraz naszego miasta partnerskiego Osterode am Harz i unijne gwiazdy a z rybich pysków znów popłynęła woda...


Przez ostatnie lata cała Ostróda wypiękniała, nie jest ani takim miastem, jakie zniszczył wielki pożar w 1945 roku, ani tym, które zobaczyłam jako małe dziecko. Teraz, gdy tu spaceruję prowadząc za rękę moją wnuczkę, już prawie nie pamiętam ruin, jakie oglądałam, kiedy miałam tyle lat co ona...Niedawno wybrałyśmy się na wycieczkę statkiem po jeziorze Drwęckim, wtedy przypomniałam sobie podobny rejs, na który zabrali mnie rodzice, gdy byłam małym dzieckiem. Próbowałam przywołać tamten obraz miasta ze zrujnowanym bulwarem, bez drewnianych mostów, jakie obecnie spinają brzegi kanałów i pięknego, spacerowego molo z malowniczą altaną, gdzie w sezonie wiosenno-letnim odbywają się różne ciekawe imprezy.



Dziś wspominam z sentymentem to biedne, okaleczone miasto mojego dzieciństwa, tak odmienne od tego, na które patrzy córka mojego syna. Przybysz z zewnątrz może uznać je za ładne lub brzydkie, jest to to oczywiście  kwestia gustu i oczekiwań,  ja sama też nie zawsze jestem zadowolona ze zmian wprowadzonych tu przez kolejnych gospodarzy, gdyż szkoda mi niektórych miejsc, jakie bezpowrotnie zniknęły i  innych, które do tego stopnia zmieniły swój wygląd, że są po prostu nie do poznania...
Żal mi ściska serce, kiedy patrzę na cmentarz od zawsze nazywany Polską Górką (przed wojną grzebano tam przede wszystkim ewangelików polskiego pochodzenia), gdzie z licznych nagrobków pozostało zaledwie kilka. Zniknęła też neogotycka kaplica cmentarna, zrównana z ziemią pod koniec lat 70-tych, zaś do naszych czasów zachowała się jedynie klasycystyczna brama wejściowa i nieliczne macewy w części żydowskiej. Z cmentarza wojskowego nieopodal jeziora Sajmino, gdzie pochowano dwustu sześćdziesięciu żołnierzy poległych na frontach Wielkiej Wojny i dwudziestu czterech weteranów zmarłych w latach powojennych, pozostał jedynie wielki krzyż i jeden nagrobek oraz ślady dawnego cmentarnego założenia, choć jeszcze w latach osiemdziesiątych było tam wiele grobów, na których dało się odczytać nazwiska zmarłych, w tym niejedno o zdecydowanie polskim pochodzeniu.
Nieco mnie pociesza widok odbudowanego zamku i kościoła Św. Dominika, które przez wiele lat straszyły swoimi ruinami a dziś do tego stopnia wtopiły się w miejski pejzaż, że zdaje się, iż tak było zawsze...


Ostróda z racji swojej nie najszczęśliwszej historii nie jest miastem cieszącym się dużą ilością zabytków; najstarsze budowle, czyli zamek pokrzyżacki i gotycki kościół w okolicy dawnego Rynku, zostały poważnie uszkodzone w czasie pożaru, o którym już wspominałam, więc swój obecny kształt zawdzięczają pracom rekonstrukcyjnym. Oprócz nich, w mieście znajdują się dwa neogotyckie kościoły, katolicki, gdzie można obejrzeć XIV wieczną Pietę, piękną i pełną ekspresji oraz ewangelicki,  wyróżniający się swoimi dwiema wieżami, gdzie znajduje się punkt widokowy, skąd w sezonie turystycznym można podziwiać panoramę miasta i jego okolicę, dwie wieże ciśnień i kilka kamienic z przełomu XIX i XX wieku. Dzisiejsza Ostróda jest popularnym ośrodkiem sportów wodnych a także punktem, gdzie ma swój początek Kanał Ostródzko - Elbląski  ( jego pierwotna nazwa brzmiała "Kanał Oberlandzki") jedyny w swoim rodzaju zabytek, z systemem śluz i pochylni pozwalających na pokonanie ponad stumetrowej różnicy poziomów pomiędzy Jeziorem Drwęckim i Zalewem Wiślanym.


W Ostródzie jest bardzo dobra baza hotelowa a wokół miasta piękne tereny leśne i liczne malownicze jeziora, które są bardzo atrakcyjne latem, lecz zima na Mazurach również ma swe niezaprzeczalne uroki o czym pisałam tutaj. Dość powiedzieć, że do miasta przylega pięć sporych akwenów a w promieniu niewielu kilometrów jest jeszcze dziesięć innych. Miłośnicy historycznych widowisk zapewne wiedzą o tym, że od dłuższego czasu na niedalekich Polach Grunwaldzkich coroczne gromadzą się ogromne rzesze ludzi należących do Bractw Rycerskich, przybywających z całej Polski, aby wziąć udział w rekonstrukcji Bitwy Grunwaldzkiej. Impreza ta cieszy się ogromną popularnością o czym świadczy wielka ilość widzów, obserwujących bitewne zmagania. W niedalekiej okolicy jest jeszcze jedna ciekawa atrakcja -  Skansen w Olsztynku, piękny obiekt, gdzie można obejrzeć dawną wiejską zabudowę z Warmii i Mazur, Powiśla, Sambii oraz Małej Litwy. Co prawda Olsztynek od Ostródy dzieli odległość około dwudziestu kilometrów, ale  jest to miejsce, któremu warto poświęcić kilka godzin, gdyż z pewnością będzie to niezapomniana wycieczka.

P.S> W Skansenie byłam w ubiegłe lato, zrobiłam przy tej okazji sporo zdjęć, więc zapewne w niedalekiej przyszłości napiszę coś na ten temat.
Ten post byłby niepełny bez pozostałych zdjęć przedstawiających Ostródę - taką, jaka jest obecnie, więc zapraszam do obejrzenia albumu>

24 komentarze:

  1. Jednym tchem przeczytałem Twoją relację o starej fontannie, która czuła Twoją wrażliwość na pięknu pomimo zniszczeń wojennych. Po wojnie ludzie chętnie ta jechali - ziemie odzyskane, bo większość ludności, która czuła się Niemcami w popłochu opuszczała Prusy Wschodnie i pedzia na Gustlofa, który i tak została zatopiony. Natomiast w mazowieckich wioskach pełno było ludzi, natomiast domki malutkie i ziemi nie staczało, by godnie żyć. Pięknie dziękuje za sentymentalną niespodziankę (historię) opowiedzianą sercem Mazurki z mazowieckimi korzeniami. Pozdrawiam serdecznie z całego serca i dziękuję. Jestem pierwszy. :))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były to trudne czasy, niestety ci którzy nie chcieli uciekać ( a byli tacy gnębieni "za Niemca" dzięki swojemu "niepewnemu" pochodzeniu) dostali niezłe manto od wyzwolicieli. Dziś się głośno mówi o tym, że Ostróda padła ofiarą pijackiej rozróby zwycięzców a nie działań wojennych. Ale to trudny temat bo wojna była straszna dla wszystkich a kaci stawali się ofiarami i odwrotnie...Ja również bardzo dziękuję za odwiedziny i Twój komentarz, także serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  2. dobrze, że ktoś poszedł po rozum do głowy :), mieszkam w miasteczku, które było po obu stronach granicy, pracując w IT często przyjeżdżali Niemcy w poszukiwaniu swoich rodzinnych domów, stron, pozostałości, za każdą pomoc zostawiali niesamowite historie i wielki uśmiech ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że był to pomysł salomonowy, który pozwolił pogodzić dwie epoki. Powojenna historia spowodowała że dziś wiele osób próbuje szukać swoich korzeni po drugiej stronie granicy, Niemcy w Polsce a Polacy na Ukrainie czy Litwie. Dobrze jest jeśli odbywa się to bez wzajemnej niechęci i posądzania o rewizjonistyczne ciągoty!

      Usuń
  3. Ze wzruszeniem i zapartym tchem przeczytałam Twoje wspomnienia, nie znam tych stron, a historię, tę powojenną, dopiero zaczynam poznawać; dzięki za podróż w czasie; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i Twój komentarz, miło mi że te moje wspominki wywołują wzruszenie...Tyle lat tkwiły we mnie i przyszedł czas że odważyłam się nadać im kształt, przynajmniej tyle kiedyś zostanie po tamtym życiu. Również pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Piękna opowieść, piękne ilustracje, lubię takie posty:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne wspomnienia. Mam nadzieję że będą inne posty i inne wspomnienia o Mazurach i ciekawych zakątkach z regionu w którym mieszkasz. Serdecznie pozdrawiam tym razem z Beskidów. Alina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą Alinko, jak najbardziej! Rozumiem że urlopujesz, moze byś napisała na maila co nowego u Ciebie? Serdecznie pozdrawiam i życzę miłego pobytu w Ojczyźnie!

      Usuń
  6. Pieknie napisałas.
    Każdy z nas nosi w sobie jakieś wspomnienie z dzieciństwa, takie, które kojarzy się z miejscem.We mnie tak tkwi Kraków, wciąz, mimo 30 lat spedzonych we Wrocławiu, czuję się krakowianką.
    Ale mam też inne miejsca, z którymi czuję związana, np.Tarnów;
    okazuje się, że tamten z mojego dzieciństwa nie istnieje, pamietam inaczej niz jest w rzeczywistosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ewuniu, masz szczęście że Kraków trwa raczej niezmieniony...Natomiast co do Twoich wspomnień z Tarnowa to ja przeżyłam takie rozczarowanie kiedy po latach pojechałam do miejsca mojego urodzenia czyli do domku mojej babci. Też zmieniło się nie do poznania, niestety na gorsze!

      Usuń
  7. Anonimowy14/8/13 17:26

    Piękne wspomnienia, sercem pisane. Niezwykła podróż w czasie. Z przyjemnością Ci w niej towarzyszyłam. Pozdrawiam. :) BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki że chciałaś mi towarzyszyć w tej podróży i wzajemnie pozdrawiam!

      Usuń
  8. Jeśli ma się te 50, to cóż takie wspomnienia są. Też zaczęłam przewijać swoje wspomnienia. W Ostródzie tyle zmian, tak ładnie się zrobiło :) dobrze mieć takie piękne miejsce "na co dzień".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istotnie świat się zmienił niesamowicie na przestrzeni tych lat i Ostróda też...Miasto z pewnością lepiej się prezentuje wizualnie ale stałym mieszkańcom nie brakuje problemów i dzisiaj, niestety głównie z racji bezrobocia.

      Usuń
  9. Piękna, wzruszająca historia jednej fontanny (bardzo ciekawa), która utkwiła w Twojej pamieci... czytałam wpis a jakbym film oglądala i widze oczami wyobraźni tę małą dziewczynkę, nie mogącą oderwać oczu od fontanny...
    No i przywołałaś wspomnienia z mojego krótkiego pobytu w Ostródzie, kiedyś tam, dawno temu, pamiętam, że podobało mi się miasteczko, wokół tyle zieleni, no i te jeziora... a ja pochodzę z Grudziądza, całkiem niedaleko Ostródy i mam wiele podobnych spostrzeżen na temat zmieniającego się miasta. Wyjechałam z niego dawno temu, i za każdym razem kiedy tam przyjeżdzam, nie mogę się nadziwić, że to takie ładne miasto!

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu dzięki że znalazłaś czas na odwiedziny u mnie i napisanie takiego pięknego komentarza! A Grudziądz i Ostróda faktycznie leżą niedaleko ale ja nigdy tam nie byłam choć zapewne warto byłoby zawitać bo z tego co wiem jest tam piękna starówka a przede wszystkim twierdza. W Ostródzie zrobiło się dość ładnie i wiele osób przyjeżdża na weekend. Serdeczne pozdrowienia z Ojczyzny!

      Usuń
  10. Każdy z nas ma taka swoją "fontannę" do której wraca wspomnieniami. Urzekła mnie Twoja opowieść, jakże sentymentalna. Przedstawiłaś pół wieku historii Ostródy. Dzisiaj miasto wygląda na zadbane a jej największym walorem jest wspaniałe położenie.
    Serdecznie Cie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to napisałeś że każdy z nas ma taką "fontannę"...czasem jest ona tylko wspomnieniem przeszłości a czasem wręcz punktem odniesienia! To prawda, że patrząc na dzisiejszą Ostródę trudno sobie wyobrazić jak wyglądała za czasów mojego dzieciństwa bo zmieniła się ogromnie i w sumie na lepsze choć osobiście nie wszystko popieram i nie wszystko mi się podoba....Również serdecznie pozdrawiam wzajemnie i biorę się do nadrabiania blogowych zaległości w czytaniu!

      Usuń
  11. Jednym tchem przeczytałam Twoje wspomnienia.
    Potem wróciłam i...delektowałam się każdym słowem, każdym zdaniem.
    Zastanawiam się czy jest to możliwe, żeby taka maleńka dziewczynka zapamiętała obrazy tak odległe? Pewnie, że tak skoro tak dokładnie o nich piszesz...
    Dzisiejsze Twoje miasto wygląda prześlicznie. Ogromne zmiany zaszły prawie w każdym polskim mieście. I to mnie cieszy kiedy wyjeżdżam i wracam do mojego pięknego kraju...
    Masz rację, każdy z nas ma ciekawe wspomnienie z dzieciństwa...Jednak nie każdy potrafi tak pięknie o nich pisać...
    Moi Rodzice uwielbiali podróże. Często zabierali mnie i młodszego Braciszka w przeróżne miejsca. Uwielbiałam to. I mam tak do dzisiaj. Mój Braciszek zawsze opierał się...Nie lubił tych wyjazdów. Zawsze prosił by zostać w domu z Dziadkami. Dzisiaj jest domatorem. Uważa, że każdy wyjazd jest stratą czasu...Jednakowo wychowywani a jakże różni. Takie jest życie.
    Sukienko, jestem szczęśliwa i bardzo dumna, że zawitałaś w moje skromniutkie progi. Czułam się zawstydzona i nawet zażenowana, że zostawiasz u mnie komentarze.
    I znowu powtórzę, takie jest życie. Nie każdy jest obdarzony wspaniałym darem, talentem przedstawiania przeżyć, losów swojego życia. Dzięki Tobie, czytam doskonałą książkę, Twój blog i Twoje piękne poznawanie świat.
    Bardzo Ci za to dziękuję.
    Przepraszam za zbyt długi komentarz. Musiałam wyrzucić to z siebie.
    Życzę Ci miłej, słonecznej i udanej niedzieli.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę ze trafiłam na bratnią duszę, która widzi świat podobnie jak ja...To najpiękniejsza nagroda, jeśli człowiekowi przyjdzie do głowy dzielić się swoimi przeżyciami i refleksjami. To pięknie, że odziedziczyłaś po rodzicach taką wspaniałą pasję a co więcej, że możesz jej się oddawać i zwiedzać różne ciekawe miejsca ( ja też się cieszę, bo mogę wędrować z Tobą!)choć zapewne Twój brat domator również jest szczęśliwy na swój własny sposób. Co do pamięci, zawsze świetnie pamiętałam pierwsze lata mojego życia, nawet ( w co nikt nie wierzy) kiedy miałam 1,5 roku, za to mam wielką czarną dziurę pomiędzy 9 i 14 rokiem życia. Zresztą dzieci z reguły zapamiętują rzeczy niecodzienne i niezwykłe, znam pewnego pana który twierdzi, że pamięta pogrzeb Piłsudskiego ( miał wtedy dwa lata) a ja mu wierzę. Natomiast co do Twego bloga, możesz być z niego dumna, bo wiele widziałaś i świetnie opisujesz widziane miejsca, również zdjęcia nie pozostawiają nic do życzenia, mnie on się bardzo podoba! Bardzo Ci dziękuję za ten piękny komentarz i nawzajem życzę miłego popołudnia!

      Usuń
  12. Kochana Elu!
    Masz wyjątkowy talent pisarski. Tak, ponadprzeciętną zdolność do tworzenia bardzo dobrych, jakościowych treści. Uwielbiam zaczytywać się w Twoich postach. Przyrzekłam sobie, że teraz będę zostawiać jakiś ślad, może jedno zdanie ale będziesz wiedziała, że byłam, czytałam.
    Ściskam Cię mocno i serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki bardzo, z tym talentem to nie jestem pewna, może to raczej mrówcza praca i poprawianie wszystkiego w nieskończoność, bo zawsze mi się wydaje, że można by to lepiej napisać. Poza tym wiele mi umknęło, podróżowałam, byłam w różnych krajach, skąd nawet nie mam zdjęć ew. jakiś album kupiony na miejscu a teraz czas to zaciera mi w pamięci. Oczywiście jeśli znajdziesz coś interesującego w moich starych postach to będzie mi bardzo miło, jasne, że nie musisz dużo pisać, a jeśli zostawisz jakiś mały ślad to będę wiedziała, że to Ty. Ja natomiast mam wielką frajdę z czytania Twoich postów, również tych starszych, ponieważ byłaś w tylu miejscach, że chyba bijesz na głowę wszystkich znajomych blogerów. Poza tym robisz naprawdę świetne zdjęcia i potrafisz zwięźle a jednocześnie wyczerpująco napisać o tym, co widziałaś. Zresztą ilość Twoich czytelników mówi sama za siebie. Ja tak nie potrafię i wszystko mi się rozrasta do niemożliwości, ale cóż, każdy robi to po swojemu, jak mu serce podpowiada, najważniejsze, żeby to było szczere. Ja z biegiem czasu pozbyłam się poczucia, że o pewnych rzeczach może lepiej nie pisać, gdyż np. to zbyt osobiste i tak dalej, bo pomyślałam sobie, że te moje podróże są nie tylko w wymiarze fizycznym i geograficznym, ale też mentalnym i duchowym, więc czemu nie? Teraz wracam do Twoich postów o Kolonii i Bonn, bo bardzo mnie zainteresowały, więc chcę je przeczytać jeszcze raz. Buziaczki, pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.