Jak już wspominałam w poście o willi Monastero, Varenna, widziana podczas rejsu statkiem, przedstawia jeden z najpiękniejszych widoków w obrębie jeziora Como. Pod tym względem może śmiało konkurować z innymi miejscowościami leżącymi na jego obu brzegach, dzięki niezwykłej harmonii z otaczającym pejzażem i prześlicznej zabudowie. Miasteczko składa się z niewielkich domków w pastelowych kolorach, schodzących na sam brzeg wody; ich tło stanowią górskie stoki, gdzie szare skały prześwitują pośród zieleni porastających je lasów.
Varennę od innych okolicznych miejscowości odróżnia to, że nie widać tu imponujących hoteli w pałacowym stylu, jakie powstały w tej okolicy na przełomie XIX i XX stulecia w Bellagio, Cernobbio, czy Menaggio. Zwarta zabudowa znajduje się na różnych poziomach, więc domki wyglądają ciekawie jeden zza drugiego, niczym grupa dzieciaków, ustawiona do zdjęcia według wzrostu. Ponad nimi widać szpiczastą wieżę kościoła a nad całością dominuje wysokie wzgórze, uważne oczy pośród drzew na szczycie dostrzegą resztki murów i zamkową wieżę. To właśnie zamek Vezio, który wziął swą nazwę od maleńkiej miejscowości, gdzie go wzniesiono. Varenna, jak większość miasteczek i wiosek w tej okolicy, ma bardzo bogatą historię, sięgającą VI wieku p.n.e. Z pewnością przewinęły się tu ludy celtycko-liguryjskie a prawdopodobnie również etruskie. Później przyszli Rzymianie, którzy mając na uwadze znaczenie tych terenów dla obrony cesarstwa przed najazdem barbarzyńców z północy, intensywnie wprowadzali tu swoją kulturę poprzez osadnictwo i budowę dróg.
W późniejszych czasach miasteczko przechodziło zmienne koleje losu, kilkakrotnie padając ofiarą lokalnych wojen. Ta bogata, choć trudna przeszłość, ma swoje świadectwo w interesujących odkryciach archeologicznych lecz przeciętny turysta zachwyca się raczej urokliwymi zaułkami, restauracyjkami i barami pod okapem kwitnących pnączy oraz małymi sklepikami, gdzie można kupić wyroby miejscowych rzemieślników lub lokalne specjały. Spacer po miasteczku niesie ze sobą niezapomniane wrażenia, gdyż mimo jego niewielkich rozmiarów, można tu długo krążyć po uliczkach, pokonując liczne kamienne schody, nad którymi przerzucono łukowate mostki i balkony, łączące domki leżące po ich przeciwległych stronach. Kaskady bluszczu, donice z kwitnącymi kwiatami i koty wygrzewające się na słońcu, dają wrażenie leniwego spokoju, który udziela się także przybyszom, chętnie przysiadającym na ławkach i murkach aby odpocząć w cieniu drzew. Jeśli zechcemy udać się do niedalekiej willi Monastero, czeka nas niedługi spacer brzegiem jeziora po malowniczym pomoście wiszącym ponad wodą. Stąd można popatrzeć na leżący nieopodal półwysep Bellagio, miasteczko Menaggio na przeciwległym brzegu i piękne kształty gór, zamykające horyzont. Ponieważ jest to miejsce, gdzie jezioro jest najszersze, jego wody nie odbijają zieleni górskich stoków lecz błękit nieba, co daje im piękną, szafirową barwę. W dniu w którym przybyłam do Varenny aby zobaczyć zamek Vezio, pogoda nie była najlepsza; zanosiło się na burzę i od czasu do czasu kropił lekki deszczyk, choć dzień w zasadzie był słoneczny a chwilami było naprawdę gorąco. Jednak jak to się zazwyczaj dzieje przy tego rodzaju pogodzie, nad jeziorem unosił się opar wilgoci zacierający kontury pejzażu, co nadawało mu wdzięk rozmytej akwareli.
Na szczyt wzgórza, gdzie leży Vezio, można dojść korzystając z asfaltowej drogi jezdnej lub dawnej mulatiery, wybrukowanej okrągłymi kamieniami. Ja wybrałam mulatierę i po niedługim czasie znalazłam się w wiosce. Po drodze do zamku wstąpiłam na niewielki cmentarzyk, gdyż zwykle jest to miejsce dające nieocenione świadectwo lokalnej historii. Tu podobnie jak w innych małych miejscowościach, na tablicach nagrobnych dostrzegłam powtarzające się nazwiska, mówiące o rodzinnych powiązaniach w obrębie tej niewielkiej społeczności. Moją uwagę zwróciła okazała kaplica nagrobna i pamiątkowy monument poświęcony poległym żołnierzom a także kilka tablic umieszczonych w lapidarium, gdzie wielokrotnie powtarzało się nazwisko Greppi. Jak się później dowiedziałam, są to obecni właściciele zamku, którzy wspaniale zadbali o przeprowadzenie prac konserwatorskich i jego promocję.
Sam zamek jest częściowo zrujnowany lecz to, co z niego pozostało, daje dobre wyobrażenie o jego niegdysiejszym wyglądzie. Dochodząc do celu, na trawiastym pagórku wśród drzew oliwnych natknęłam się na dawne monumentalne schody zamkowe, dziś prowadzące donikąd, sprawiające niesamowite wrażenie swą bezużytecznością... Nieco dalej wznoszą się mury obronne i potężna wieża, do której prowadzi zwodzony most. Niegdyś były tu jeszcze mury zewnętrzne otaczające również Varennę, schodzące ze wzgórza aż na brzeg jeziora. Historycy twierdzą, że zamek powstał we wczesnym średniowieczu, na co skazują jego cechy charakterystyczne, lecz o dziwo, stuprocentowo pewne informacje o nim pochodzą z czasów znacznie późniejszych, niż można by się było spodziewać. To jednak nie dowodzi, że wcześniej nie istniał, gdyż źródła pisane z owej epoki nie są zbyt liczne. Lokalna tradycja przypisuje jego powstanie Teodolindzie, królowej Longobardów (jest też pewna udokumentowana wzmianka na ten temat) co datowałoby go na VI wiek. Jak już pisałam, zamek został poddany pracom konserwatorskim i śmiało można powiedzieć, że wykonano tu naprawdę dobrą robotę. Mury zostały zabezpieczone, cały teren pięknie oczyszczony i wzbogacony o nowe atrakcje.
Jedną z nich jest pokaz tresowanych sokołów, mieszkających na stałe na terenie zamku. Wszystkie ptaki są urodzone i wychowane w niewoli, więc nie mogłyby przeżyć na wolności, tu zaś budzą podziw swoimi podniebnymi akrobacjami i doskonałym porozumieniem z prowadzącym je sokolnikiem. Podczas mojego pobytu w Vezio na zamku była również grupa dzieci, które aż piszczały z zachwytu, kiedy ptak słysząc gwizd sokolnika zwijał się w kulę i niczym kamień spadał z nieba wprost na jego ramię. Szczególny entuzjazm wzbudziła Regina, piękna samica myszołowa, siedząca spokojnie na murku i pozwalająca się podziwiać rozentuzjazmowanym dzieciakom. Oprócz ptaków w zamku można obejrzeć rycerskie zbroje oraz wystawę skamielin z odciskami prehistorycznych roślin i zwierząt znalezionych w okolicy. Niebanalnym akcentem są drewniane i ceramiczne totemy umieszczone na dziedzińcu i "armia duchów" zasiedlająca zamek, wykonana z gazy zmoczonej w roztworze gipsu, którą drapuje się na modelach i czeka aż wyschnie. Takie odlewy wykonuje się co roku na początku sezonu (zwykle za modele służą turyści, chcący wziąć udział w tym przedsięwzięciu) i umieszcza w różnych nieoczekiwanych miejscach. Miłośnicy nowszej historii na stoku poniżej zamku mogą obejrzeć umocnienia należące do linii Cadorna, systemu obronnego wykorzystywanego w czasie I Wojny Światowej.
Podobnie jak w innych miejscach położonych na znacznej wysokości, także i tutaj można bez końca patrzeć na panoramę jeziora zamkniętego pomiędzy pasmami gór. Ja również nie mogłam oderwać oczu od tego widoku, mimo iż widziałam jezioro wiele razy z innych miejsc o różnych porach dnia i roku. Tym razem zobaczyłam je pomiędzy szarymi blankami murów, zatopione w lazurowej mgle a wokoło szczyty gór, gdzie kiedyś byłam...
Jego gładką błękitną taflę gdzieniegdzie marszczyła drobniutka fala, unosząca maleńkie punkciki żaglówek. Kiedy tak patrzyłam miałam wrażenie, że śnię; ten zamglony pejzaż wydawał się wprost nierealny, niczym senne widziadło, znajome lecz nierzeczywiste. Długo stałam na murach, chłonąc ten błękit w magicznym momencie odosobnienia, pomiędzy niebem i wodą. Gdzieś niedaleko usłyszałam nawoływania dzieci z wycieczki a po chwili dobiegł mnie dźwięk kościelnego zegara wybijającego godziny. Po raz ostatni spojrzałam w dół, na zbocze przebite ostrzami cyprysów, pod którym przycupnęła kolorowa Varenna ze swoimi uroczymi domkami i ruszyłam w powrotną drogę...
Więcej zdjęć z zamku Vezio i Varenny znajduje się w albumach>
>
Choć (sama nie wiem czemu) uwielbiam te wielkie aglomeracje z całym ich bogactwem zbiorów, to taki leniwy spokój, taka błogość bycia, po prostu bycia i pozwalania na spokojne przepływanie czasu to rzecz bezcenna. I chyba zaczynam za tym tęsknić. I też lubię odwiedzać cmentarze i te znane, z tradycjami, i te malutkie, zapomniane, odwiedzane jedynie przez krewnych. Pozdrawiam z deszczowego, zimnego Gdańska
OdpowiedzUsuńJa tez lubię atmosferę dużego miasta z jego kościołami i muzeami ale tak jak piszesz, chce się też ciszy, spokoju i głębokiego oddechu...U nas też pogoda pod psem więc pozdrawiam ciepło!
UsuńFajne widoki,
OdpowiedzUsuńja również pozdrawiam z deszczowych Dołhobród :)
Właśnie przyjechałam z Iławy gdzie leje, do Ostródy gdzie tylko pada...a w Lombardii podobno nie jest lepiej nawet są podtopienia więc na pociechę mogę sobie powspominać tamten bezmiar błękitu! Pozdrawiam również.
UsuńZ Toba nie da sie nudzic, zdjecia jak zawsze zachecaja do odwiedzenia tego miejsca, a opis, tu sie powtorze - bajka. Lubie te Twoje okreslenia, az Cie zacytuje: "...niewielki cmentarzyk... zwykle jest to miejsce dające nieocenione świadectwo lokalnej historii" - w zyciu bym tego nie wpadlo, ze tak to mozna madrze napisac. Tez lubie cmentarze, zawsze wszedzie odwiedzam, zeby wlasnie... zobaczyc, kto lezy, jakie nazwiska i jak dba sie o pamiec o tych, co odeszli.
OdpowiedzUsuńPotrafisz to wspaniale opisac :) - pozdrawiam serdecznie
Różyczko, fajnie spotkać kogoś kto myśli i czuje podobnie...Widzę że szkolenie przetrwałaś i przywitałaś Twój śliczny ogródek. Mam nadzieję że wszystkie sprawy u Ciebie idą w dobrym kierunku. Również serdecznie pozdrawiam!
UsuńNa które zdjęcie nie spojrzeć- każde zachwycające... a już uliczka wprost czarodziejska!
OdpowiedzUsuńDbałość o zabytki a jednocześnie o to, by wciąż żyły we współczesności budzi mój ogromny szacunek. Ale to zawsze wymaga ogromnych nakładów... BBM
Varenna jest naprawdę śliczna z tymi schodkowymi zaułkami. Co do zamku to widać że włożono w niego sporo pieniędzy, myślę że nie obeszło się bez dotacji za to teraz napływają środki z biletów wstępu. Pozdrawiam!
UsuńZapraszam, jeśli masz ochotę do kolejnej zabawy, tym razem nie trzeba pisać o sobie, a o blogach http://guciamal.blogspot.com/2013/05/liebster-award-czyli-nowa-zabawa.html
OdpowiedzUsuńTo nie jest zemsta :)
Jak zwykle pokazałaś nam ciekawe miejsce i dzięki tobie mogliśmy go wirtualnie zwiedzić. Zainteresował mnie pokaz sokolnictwa, bardzo lubię takie pokazy i mogę godzinami obserwować ptaki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja też, co prawda nie piszczałam jak dzieciaki ale też mi się bardzo podobało. Pozdrawiam!
UsuńOj taki spacer - fantastyczny!
OdpowiedzUsuńNa włoski cmentarz też kiedyś zajrzałam, to miejsce wymusza ciszę i spokój.
To fakt, że włoskie cmentarze w formie są zupełnie odmienne od naszych i mają zupełnie inną atmosferę zwłaszcza takie w małych miejscowościach. Cieszę się że spacer Ci się podobał, pozdrawiam!
UsuńChyba nie ma lepszej reklamy Włoch, jak Twój blog. Za każdym razem jak coś u Ciebie czytam, to dochodzę do wniosku, że to najpiękniejszy kraj, no jeden z piękniejszych na Ziemi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jest pięknie nie da się ukryć, chociaż byłabym nieszczera gdybym powiedziała ze wszystko mi się podobało, gdyż ludzie potrafili go zepsuć co nieco. Ale wrażenia pozytywne przeważają, powiedziałabym w 90%. Pozdrawiam również!
UsuńTa uliczka-schodki jest zachwycająca!
OdpowiedzUsuńElu, na zdjęciach na picasie ukazuje sie ikonka - Twoje zdjęcie, jak to zrobiłaś?
:)
w okolicznych miejscowościach jest sporo takich uliczek ale ta faktycznie jest jedną z najbardziej urokliwych, równie śliczne są też w Bellagio o którym napiszę być może niezadługo (choć brak czasu mnie niesamowicie ogranicza). Co do zdjęcia to nie mam pojęcia, samo się zrobiło nawet nie wiem jak chyba wtedy jak założyłam profil na Googlach + ale tak naprawdę nie mam pojęcia...pozdrawiam serdecznie!
UsuńFantastyczny post, świetnie się czyta takie opowieści, zdjęcia piękne:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki Zielona Milo za odwiedziny i komentarz, Włochy to dobry temat bo gdzie się obrócisz widzisz coś pięknego i do tego interesującego. Ale jak to mówią wszędzie dobrze lecz w domu najlepiej...Muszę polecić Twego bloga mojej młodej znajomej z Warszawy która też "ujeżdża" rower" może będzie dla niej inspiracją do interesujących wypraw? Natomiast Tobie mogę z przyjemnością zarekomendować jej bloga http://malomowie.blogspot.com/.
UsuńPozdrawiam wzajemnie!
Piękne widoki. Też bardzo lubię cmentarze, szczególnie te najstarsze. A pokaz sokolnictwa widziałam kiedyś we Francji - ale nie jestem fanką:)
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny, ja też nie jestem zagorzałą miłośniczką tresury ale cóż...dla tych ptaków to i tak lepsze niż przesiadywanie w wolierze na która byłyby skazane z racji swojego nieprzystosowania do życia na wolności a w sumie jest to dodatkowa atrakcja która przyciąga turystów do zamku.
Usuńnie znam się na sokolnictwie/tresurze, ale to co widziałam uważam, za b. niehumanitarne - kilka ptaków siedziało na pniach przywiązane linką o długości max 50-60 cm... rozumiem niewola niewolą i że na wolności by nie przeżyły... ale lepsze są klatki, najlepiej max duże...
Usuń"monumentalne schody zamkowe, dziś prowadzące donikąd, sprawiające niesamowite wrażenie swą bezużytecznością" - z grubsza rzecz ujmując każdy zamek jest dziś bezużyteczny, więc od innych zamkowych schodów się nie wyróżniają pod tym kątem :)
OdpowiedzUsuńChyba musiałam się niezbyt ściśle wyrazić, może też liczyłam na to że czytelnik obejrzy resztę zdjęć...Chodzi o to że te schody są zupełnie osobno, więc nikt po nich nie chodzi, po prostu są i donikąd nie prowadzą. W innych obiektach tego typu nawet "bezużytecznych" które ktoś zwiedza od czasu do czasu na ogół służą do wchodzenia.
Usuń