piątek, 25 września 2015

Rowery i ludzie.



Chyba każdy z nas zetknął się z obiegową opinią, że wśród europejskich krajów, gdzie rower jest uznanym i bardzo popularnym środkiem transportu, prym wiedzie Holandia. Nigdy tam nie byłam, więc nie mam pojęcia jak to wygląda w praktyce, choć niejedno słyszałam o wysokiej kulturze ze strony wszystkich użytkowników dróg i doskonałej sieci ścieżek rowerowych.
W Polsce chyba nadal jest nam daleko do uznania jego rzeczywistych walorów, za to często słyszy się wiadomości o pijanych cyklistach, którzy padli ofiarą wypadków drogowych i braku respektu ze strony kierowców samochodów, w stosunku do użytkowników "dwóch kółek".



Być może, Włosi nie dorastają w tym względzie do Holendrów, lecz mimo to, widzi się  wielu rowerzystów obojga płci i w różnym wieku (niejednokrotnie naprawdę podeszłym). Kiedy zamieszkałam w Lombardii, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że chodzenie na piechotę jest uważane za jakieś niezdrowe dziwactwo. To fakt, że trudno tu żyć bez samochodu, komunikacja publiczna nie funkcjonuje najlepiej, więc dojazd do pracy lub szkoły niejednokrotnie może być sporym problemem. Jednak samochód trzeba bezpiecznie zaparkować a z tym są kłopoty zarówno w dużych miastach, gdzie ulice są bardzo zatłoczone a miejsc parkingowych brakuje, jak i w małych miejscowościach (zwłaszcza w ich historycznej części) z powodu uliczek tak wąskich, że jadąc większym samochodem trzeba uważać, żeby nie stracić bocznych lusterek. Z tego względu sporo osób wybiera rower, zwłaszcza jeśli ma do pokonania niewielkie odległości. 


Mam też wrażenie, że niejednokrotnie jest w tym pewien zdrowy szpan, dowód na to, że preferuje się inny sposób na życie, bardziej romantyczny i w zgodzie z ekologią. W Mediolanie nie jest rzadkością widok eleganckiego pana w garniturze albo długim płaszczu lub pani w garsonce i butach na obcasach pomykających na rowerze z gracją i dużą wprawą. Nierzadko też widzi się rower, na którym jedzie rodzic wiozący jedno a czasem dwoje dzieci, na zamocowanych dodatkowych siodełkach. Pewnego razu miałam okazję widzieć młodą mamę, która chyba pobiła  rekord świata w tym względzie. Właśnie wracałam po nocnym dyżurze, więc widząc ją pomyślałam, że troi mi się w oczach z niewyspania. Kobieta jechała na rowerze z jednym dzieckiem na foteliku przymocowanym z przodu, drugie siedziało na podobnym foteliku z tyłu a trzecie, chyba najstarsze, wyglądające na jakieś sześć lat, na ramie. 




Do tego, ponieważ siąpił deszcz, pani ta prowadziła rower jedną ręką, bowiem w drugiej trzymała duży, czarny parasol. Prawdopodobnie wiozła dzieci do przedszkola, które znajdowało się nieopodal i powiem szczerze, że był to widok, jaki trudno zapomnieć. W pierwszej chwili chciało mi się śmiać, ale się zreflektowałam na myśl o bolesnych konsekwencjach ewentualnej wywrotki zaradnej mamy i jej potomstwa, więc oglądałam się za siebie, żeby w razie potrzeby rzucić się na ratunek, dopóki nie zniknęli mi z oczu. Kiedy mieszkałam w Polsce, jazda na rowerze i pod parasolem kojarzyła mi się raczej z cyrkowymi popisami, lecz we Włoszech jest to rzecz normalna i chyba nie budząca zdziwienia nikogo poza mną. W pamięci utkwił mi też widok pewnego pana w dojrzałym wieku, sądząc po stroju robotnika budowlanego, jadącego na rowerze pod kokieteryjną damską parasolką...Może moje zdziwienie byłoby mniejsze, gdyby nie fakt, że był to grudzień a w nocy niespodziewanie zaczął padać gęsty, wilgotny śnieg, zamieniający się w mokrą breję po kolana, w której grzęzły samochody. Siłą rzeczy, jazda rowerem w takich warunkach była nie tylko nadzwyczaj trudna, ale wręcz niebezpieczna, do tego ów pan miał na sobie jedynie robocze ogrodniczki i T-shirt z krótkim rękawem....




Podczas bardziej sprzyjających warunków pogodowych z przyjemnością obserwowałam cyklistów i ich pojazdy. Niejednokrotnie były to bardzo piękne egzemplarze o wysmakowanej linii i z pewnością kosztowne, lecz nie brakowało też tańszych, przyciągających wzrok designem autorstwa właściciela. Większość rowerów miała zamocowany wiklinowy lub metalowy koszyczek na zakupy, który niejednokrotnie służył właścicielowi do przewożenia ukochanego pieska. Zdarzyło mi się też widzieć rowery ze specjalną przyczepką, gdzie po namiocikiem chroniącym od słońca i deszczu siedział np. okazały owczarek alzacki, udający się na wycieczkę wraz ze swym człowiekiem. Nierzadko widzi się rowery służące do transportu większej ilości towaru, z jednym lub dwoma wielkimi koszami z wikliny. Wyglądają one niczym bardziej nowocześni mechaniczni następcy osiołka, i są bardzo popularne min. wśród dostawców dowożących świeże pieczywo do barów. Lubiłam obserwować rowery pozostawione na ulicy i zgadywać po ich wyglądzie, kto też może na nich jeździć. Kiedy mieszkałam w Mantui, jednym z moich ulubieńców był czerwony rower z wiklinowym koszyczkiem wysłanym czerwoną tkaniną w białe groszki, który często widziałam zaparkowany nad kanałem. Na własny użytek nazwałam go "rowerem Czerwonego Kapturka" a po kilku miesiącach udało mi się "namierzyć" jego właścicielkę. Jak mogłam się spodziewać, była to eteryczna istota płci żeńskiej o długich, kręconych włosach, ubrana w powiewną sukienkę. Z biegiem czasu bardzo polubiłam fotografowanie rowerów stojących na ulicy.






 Czasem był to rower- gentleman  czarny i elegancki, innym razem rower – robociarz lub rower – pijak, leżący pod latarnią, rowery pod sklepem sportowym, stojące w gromadce niczym tulące się do siebie szczeniaki lub dwa rowery mały i duży, spięte razem, niczym matka z dzieckiem trzymanym za rękę. Albo rower - panienka - lekkich -  obyczajów stojący pod latarnią, z koszyczkiem przystrojonym kwiatkami niczym zalotny kapelusik. Kiedy nabrałam zwyczaju chodzenia z aparatem fotograficznym, wypatrywałam na ulicach ciekawych sytuacji z rowerami w roli głównej. Swego czasu, bardzo mnie rozśmieszył rower przypięty do słupka z informacją, że jest to teren będący własnością prywatną i w związku z tym, obowiązuje zakaz parkowania. Faktem jest, że zakaz odnosił się raczej do samochodów, jednak mimo to, efekt był bardzo komiczny. Niestety, rowery tak jak ludzie, też mają swoich wrogów, którzy nie wahają się przed aktami wandalizmu i bez pardonu uszkadzają zaparkowane jednoślady. Pewnego lata, w Como darzyło mi się widzieć rower, który zwrócił moją uwagę, ponieważ został pomalowany przez swego właściciela w zielono -żółte wzorki z pasków i kropek. Sprawny i gotów do jazdy stał na parkingu dla rowerów przed budynkiem poczty. Wielokrotnie widywałam go wieczorami, kiedy wracałam z moich górskich wędrówek. Po jakimś czasie zobaczyłam go w tym samym miejscu, wciąż przypięty, lecz zdezelowany przez jakiegoś chuligana. W tym opłakanym stanie stał tam przez kilka miesięcy, gdyż najwyraźniej nikt nie kwapił się, aby go usunąć.





 Podobne obrazki miałam okazję oglądać wielokrotnie, w różnych miejscowościach. Prawdopodobnie dewastacja zaczynała się od paru kopniaków w koło co czyniło rower bezużytecznym, więc rozgoryczony właściciel pozostawiał go na pastwę losu i następnych osobników pragnących wyładować na nim swą energię. Później zjawiał się ktoś, komu mogła się przydać jakaś część, więc ją wymontowywał, aż kończyło się na tym, że pozostawała z niego jedynie rama, przypięta łańcuchem. Wtedy wkraczały służby miejskie, które odcinały te nędzne resztki i po niegdyś sprawnym egzemplarzu pozostawało jedynie wspomnienie...Swego czasu miałam okazję oglądać taki proces destrukcji, który trwał kilka tygodni, więc nie mogłam się oprzeć pokusie zrobienia jego dokumentacji fotograficznej. Natomiast kiedy byłam na Wyspie Rybaków na Lago Maggiore, w niewielkim porcie zauważyłam rower, który choć nie wyglądał na uszkodzony, był tak dokładnie pokryty rdzą, że prawdopodobnie spędził tam niejeden deszczowy sezon. Bardzo mnie to zaintrygowało, wyglądało to tak, jakby właściciel o nim zapomniał i odpłynął statkiem w siną dal a ponieważ wśród niewielkiej wyspiarskiej społeczności nie znalazł się nikt, kto miałby ochotę wejść w jego posiadanie, biedak pozostał tak palony słońcem, chłostany deszczem i wiatrem...





Natomiast lokalną ciekawostką w Como stała się obecność policjantów na rowerach, umundurowanych na wzór tych, którzy patrolują kalifornijskie plaże. Pomysł oceniłam jako świetny, z racji wąskich, jednokierunkowych uliczek, gdzie trzeba stracić mnóstwo czasu na pokonanie nawet ich małego odcinka, ponieważ służą one również jako deptaki. Natomiast w Mediolanie kilka lat temu pojawiły się liczne parkingi z rowerami do wypożyczenia,  cieszące się ogromnym powodzeniem, zarówno wśród turystów, jak i stałych mieszkańców. Czasem jest mi żal, że sama na rowerze nie jeżdżę (mam uraz po przykrej kraksie a do tego zdarzają mi się zawroty głowy, więc boję się problemów z utrzymaniem równowagi, nie mogę też zapominać, że mam skłonność do złamań kości). Sądzę, że niezłym pomysłem byłoby kupienie trójkołowca, którym mogłabym jeździć na wycieczki oraz na działkę. Byłoby to bardzo praktyczne z racji sporego koszyka, w jaki są wyposażone takie modele, gdyż zawsze jest coś do zawiezienia, nie mówiąc o tym, że wracając niejednokrotnie mam do zabrania warzywa czy owoce. Szkoda tylko, że moje miasto nie rozpieszcza nadmiarem ścieżek rowerowych, a te które są, dzięki fantazji architekta na niektórych odcinkach przeplatają się z chodnikami dla pieszych tworząc ósemki...





Ta rowerowa notka łączy się z moimi starszymi postami na temat kolarstwa wyczynowego i amatorskiego, o którym kiedyś pisałam przy innej okazji.
Jeśli ktoś nie trafił na ten temat zapraszam, bo jest to interesujący aspekt włoskiej kultury, gdzie sport rowerowy ma wielką tradycję, nie mówiąc o tym, że odbywa się tu jeden z najważniejszych wyścigów czyli "Giro d 'Italia" >





14 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe rozważania i porównania w odniesieniu do popularności i szacunku dla środka lokomocji jakim jest rower. Sam często korzystam i powiem szczerze, że jest sporo do zrobienia w tym zakresie. Trzeba by linka podesłać do lokalnych władz w Ostrudzie i innych miastach i miasteczkach ;);)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, masz rację Sukienko. We Włoszech rower jest bardzo popularny, nie tak jak u nas. I nie jeździ się tam dla szpanu, ale dla zdrowia, wygody, tam rower to rzecz normalna dla wszystkich. Jeżdżą uczniowie nauczyciele do szkoły, w udekorowanych koszyczkach wozi się zakupy i pieski.Jeżdżą wszyscy ale przede wszystkim jeździ więcej kobiet. Dużo, dużo więcej.kobiet, panie Włoszki pedałują ile wlezie.... Ja też we Włoszech kupiłam sobie rower i jeździłam nim po mieście prawie 10 lat lat. U nas kobiety po 40-ce wożą sie tylko samochodami, której by się chciało wysilić, cooo, na rowerze jechać a może jeszcze stracić trochę brzuszka , o nie...Ja 35 lat jeżdże na rowerze, wszędzie, nie mam do tego żadnych ścieżek......i cały rok..po śniegu też...
    Dopiero teraz, na emeryturze zrobiłam prawo jazdy i kupiłam samochód, więc teraz kiedy pada i zimno to przesiądę się za kierownicę, bo w moim wieku na przeziębienia trzeba uważać.... Odłóż te strachy Sukienko, wsiadaj na rower, zobaczysz jaka to frajda i przyjemność .... że zapomnisz o zawrotach głowy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem z tych rowerowych od dziecka, niestety, ostatnio, czyli od dwóch lat nie jeżdżę, powinnam po prostu zmienić rower.
    Rower staje się i u nas coraz popularniejszym środkiem transportu codziennego, przybywa ścieżek, gorzej nieco z kultura jazdy; niestety, wielu rowerzystom wydaje się, że wolno im więcej, wielu kierowców nie traktuje rowerzystów powaznie, piesi też są z nimi często w konflikcie.... Ale jest coraz lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rower to świetna "rzecz" !...nie zależnie od kraju :)

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas są ścieżki rowerowe i mieszkańcy chętnie po nich jeżdżą, sama mam rower w piwnicy, ale rzadko zdarza mi się jeździć. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z przyjemnością poczytałem, kiedyś dużo podróżowałem po Polsce rowerem. Było chyba bezpieczniej. Pomysł z trójkołowcem trafiony, tym bardziej że zazwyczaj mają obszerny bagażnik, może się przydać na działkowe zbiory :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapisałam adres nowego miejsca.To chyba rzeczywiście był dobry wybór!
    Sama na rowerze nie jeżdżę, choć w dzieciństwie posiadłam tę sztukę, ale zawsze podziwiam rowerzystów- są panami siebie i swojego czasu. Pozdrawiam Cię serdecznie. :) BBM

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie dziwię się tej matce z trójką dzieci na rowerze, jakiś czas czytałem o innej matce włoszce, która prowadziła samochód i rozmawiała przez dwie komórki jednocześnie, kierownicę ściskając kolanami :-)
    Elegancko ubranych ludzi, którzy przemierzali miasto na rowerach po raz pierwszy spotkałem w 2000 roku we Frankfurcie. W rowerowaniu nie przeszkadzał im nawet dość rzęsisty deszcz...

    OdpowiedzUsuń
  9. w Holandii tez słyszałam, że masa rowerzystów, podobni jest w Danii (byłam i widziałam), ale odnoszę wrażenie, że w Azji bez rowerów nie ma życia. Japonia jest taka sama, rowerzystów pełno, nie ma żadnych zasad dla nich, żadnych specjalnych ścieżek (nie ma miejsca) jeżdżą gdzie chcą i jak chcą i trzeba na nich uważać. Głownie mamy wożą swoje pociechy do szkół, żłobków, przedszkoli, często na rowerze ma dwoje dzieci, czasem na sobie w nosidełku trzecie i podziwiam ich beztroskę bo na tych rowerach zasuwają jak perszingi z zawrotną prędkością. No i policjanci japońscy podobnież jeżdżą na rowerach, mają i szybkie auta i motory ale są też tacy, którzy na rowerkach sie poruszają i mogą. U nas dopiero byłby rwetes, gdyby naszym policjantom kazano jeździć na rowerach :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłam w Amsterdamie, gdzie miałam okazję zaobserwować wysyp rowerów, przy płocie, przy moście, pod sklepem, oparty o pomnik, rzucony na ziemi, a wszystkie, albo większość nosząca spore ślady użytkowania, niektóre pordzewiałe, ze śladami kolizji, ale dopóty się poruszały były wykorzystywane. Z czasem nie dziwiło nawet pozostawianie ich na środku drogi. Najsympatyczniejszy widok przedstawiał rower z malutką choineczką w koszyku (ubraną !). We Włoszech jakoś nie zwróciłam na to uwagi, natomiast w Paryżu i owszem, całkiem sporo ludzi korzysta, zwłaszcza z tym miejskich udostępnianych za niewielkie kwoty. Jest to niezła alternatywa dla komunikacji miejskiej. Co do naszych realiów, to pewnie inaczej wygląda to w małych aglomeracjach, natomiast w moim mieście przybywa zarówno ścieżek rowerowych, jak i korzystających z nich osób. I to cieszy, nawet osobę, która sama nie jeździ na rowerze.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hallo und Guten Tag,
    ich bin sehr froh, über den blog http://ikroopka.blogspot.de diesen Beitrag gefunden zu haben. So viele und so interessante Fahrradfotos. Es ist wunderbar, solche Aufnahmen zu sehen.
    Viele Grüße von einem Fahrradblogger aus Dresden. :)
    http://wuschel-fahrrad.blogspot.de/

    e.b.

    OdpowiedzUsuń
  12. Tez mnie wzielo na rowery.
    Spacerowalam po Lukce, i podziwaialm kolory, "fasony", owych pojazdow)
    Oj tak, tak jak pisza poprzednicy, Holandia pod tym wzgledem jest niesamowita.

    OdpowiedzUsuń
  13. fajny przegląd rowerowy :) jak wiadomo co kraj to obyczaj

    OdpowiedzUsuń
  14. W Polsce także od kilku lat można zaobserwować "modę" na rowery. Na ścieżkach rowerowych widzę wiele pięknych i oryginalnych rowerów. Najbardziej podobają mi się miejskie z koszykami. W wielu polskich miastach są też stacje z rowerami do wypożyczenia.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.