Zastanawiałam się, czy wzorem innych, zaprzyjaźnionych blogerów powinnam dokonać ubiegłorocznej retrospekcji, gdyż w zasadzie ten rok nie przyniósł mi nic nadzwyczajnego. Nie odbyłam żadnej egzotycznej podróży a moje zajęcia były wręcz banalne. Zamknięty "włoski" etap życia ograniczyłam do szufladkowania wspomnień i pisania tego bloga, gdyż nie chciałabym, aby niepamięć zatarła to, co tam przeżyłam. Jednak mimo wszystko, miniony rok był dla mnie okresem szczególnym, ponieważ po wielu latach, po raz pierwszy spędziłam go nieprzerwanie w domu, od pierwszego dnia stycznia, aż do ostatniego grudnia. W zasadzie ten istotny czas zaczął się dla mnie kilka tygodni wcześniej, pod koniec listopada 2011 roku, kiedy skończyłam pracę we Włoszech i wróciłam do domu, (mam nadzieję, że tym razem jest to powrót definitywny). Mój aparat fotograficzny obecnie jest w użyciu o wiele rzadziej, chociaż oczywiście nadal zdarzają się okoliczności warte uwiecznienia. Kilka dni temu zrobiłam przegląd nowszych zdjęć i wyszła mi z tego swego rodzaju kronika, obrazująca zajęcia, jakim teraz się oddaję. Dołączyłam do nich również dwa zrobione tuż po powrocie do domu, w grudniu 2011 roku.
Przedstawiają one nasze remontowe zmagania, gdyż zaraz po moim przyjeździe do Polski, tuż przed Bożym Narodzeniem, wspólnie z Martą orzekłyśmy, że przyszedł czas na odświeżenie mieszkania. Ponieważ okazało się, że w pokojach tynki nie trzymają się zbyt mocno, groziła nam ich całkowita renowacja. Byłyśmy przerażone, nie tylko wizją pana majstra, który na dłuższy czas zagnieździ się w naszym domu, lecz przede wszystkim wszechobecnym pyłem, jaki zwykle powstaje podczas wygładzania szpachlowanych ścian. Jesteśmy kobietami przyzwyczajonymi do radzenia sobie z problemami i nie zbywa nam na odwadze, więc postanowiłyśmy, że usuniemy stare tynki, zamiast nowych położymy raufazę a później pomalujemy całość na jasne kolory.
Usuwanie starych tynków było nadzwyczaj pracochłonne i niestety, również generowało dużą ilość pyłu. Jednak w ciągu kilku tygodni zdołałyśmy własnoręcznie, bez niczyjej pomocy, uporać się z remontem czterech pokoi, przedpokoju, łazienki i sanitariatu. Jedynie kuchnię, która wyglądała stosunkowo dobrze, postanowiłyśmy zostawić sobie na później. Nie potrafię opisać naszej satysfakcji, kiedy wszystko zostało posprzątane, nadeszły święta a my mogłyśmy je spędzić patrząc na efekty naszych poczynań...Oprócz morderczej pracy podczas remontu, tej zimy były też spacery po ośnieżonym, sosnowym lesie, czego tak bardzo mi brakowało we Włoszech. Później przyszła wiosna, której nie mogłam się doczekać, bo marzyło mi się jak najszybsze rozpoczęcie prac w moim niedawno nabytym ogródku działkowym. Na szczęście, w ciągu ubiegłego lata Marta dopilnowała remontu altany i budowy tarasu, więc pozostało mi porządkowanie roślin pozostałych po poprzednich właścicielach i wprowadzenie w życie różnych koniecznych zmian. Przez cały sezon pracowałam bardzo ciężko, choć oczywiście były też chwile relaksu, kiedy wraz z Martą mogłyśmy przyrządzić coś w naszym kominku do grilla i posiedzieć na tarasie, mając przed oczami piękny widok na zieleń otaczającą nasze miasto.
Kiedy wiosna była w całej pełni, przyjechała do nas moja wnuczka Maja. Krzątała się wśród kwitnących kwiatów z grabiami, lub konewką a ten widok przypominał mi analogiczny okres mojego życia, gdy jeździłam z wizytą do babci i jej małego domku otoczonego ogrodem. W związku z ogrodniczymi zajęciami nie miałam okazji na żadne dłuższe podróże, jednak wczesną wiosną wybrałyśmy się wraz z Martą w krótkie odwiedziny do Jakuba (to mój syn, tata Mai) i jego rodziny a przy okazji postanowiłyśmy zrobić sobie spacer po gdańskiej starówce, którą zawsze bardzo lubiłam. Zaowocował on sporą ilością zdjęć malowniczych, kolorowych kamienic i Kościoła Mariackiego. Gdańska starówka, architektonicznie zupełnie odmienna od tego, co przez lata oglądałam we Włoszech, ma dla mnie ogromy urok, chyba właśnie dzięki tej odmienności a ponieważ nie widziałam jej od dawna, nieomal miałam wrażenie, że widzę ją po raz pierwszy. Każda kraina i jej pejzaż rządzi się swoimi prawami i byłabym w dużym kłopocie, gdybym miała wybierać pomiędzy urokami Italii i Polski. Jednak kiedy jechałyśmy w stronę Gdańska, pośród rozległych pól, gdzie złociły się łany rzepaku, pomyślałam, że trudno o piękniejszy widok...
Równie niezapomnianych wrażeń dostarczył mi spacer brzegiem morza z Gdyni do Orłowa, gdyż wybrzeże Bałtyku ze swoimi białymi plażami zawsze było dla mnie jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie. Szkoda tylko, że nie wszyscy doceniają to piękno i wiele osób zostawia tam różne śmiecie, co sprawia bardzo przykre wrażenie. Za to kiedy dotarłyśmy do Orłowa i zobaczyłam żółto-zielone kutry, miałam wrażenie, czas się zatrzymał, gdyż były dokładnie takie same, jak te, które pamiętam z obrazka w moim szkolnym elementarzu. W czasie wakacji znowu przyjechała do nas Majeczka i postanowiłyśmy, że jako Mazurka półkrwi ( jej mama urodziła się w Pucku a tata w Ostródzie) powinna zobaczyć skansen w Olsztynku, który jest wspaniałym przykładem dawnej, wiejskiej zabudowy. Zawsze bardzo lubiłam to miejsce, świetnie je pamiętałam z moich szkolnych wycieczek i tych późniejszych, kiedy bywałam tam z moimi dziećmi, Martą i Kubą. Po lecie przyszła jesień i miałam wiele okazji aby fotografować jej zmieniające się kolory oraz opadające liście a później wszystko zszarzało i nadeszła następna zima...I tak od zimy, do zimy, od jednej świątecznej choinki, do drugiej, minął mi ten rok, na moich ukochanych Mazurach, gdzie z okna mogę zobaczyć niepowtarzalne wschody słońca i niespotkane gdzie indziej chmury, wśród zwykłych zajęć i małych, codziennych radości. Mogłam patrzeć na naszą kotkę Santanę, jak śpi z łebkiem opartym o książkę (chyba podobnie, jak niektórzy uczniowie jest zwolenniczką zdobywania wiedzy w trakcie snu ) na jej figle i śmieszne, kocie pozy.
Pamiętam, jak fotografowałam Majeczkę, która jedząc czekoladowe lody, niechcący ucharakteryzowała się na "kota w butach" albo kiedy prowadziła dialog z psem w gospodarstwie agroturystycznym, gdzie widziałyśmy jedyny w swoim rodzaju zachód słońca...Tej jesieni, w zamkowej galerii odbyła się wystawa plastyczna ostródzkich twórców a ponieważ były tam również prace Marty, więc oczywiście zdjęć zrobionych z tej okazji absolutnie nie mogło zabraknąć w tegorocznym albumie.
A jaki będzie ten przyszłoroczny?
Mam nadzieję, że w tym roku będę miała okazję powędrować po Polsce, marzą mi się wyprawy do miejsc, których nie miałam okazji widzieć a także do tych, gdzie byłam już kiedyś a teraz chciałabym zobaczyć ponownie. Ten rok, może nieco monotonny był mi potrzebny, aby odpocząć psychicznie i przestawić moje życie na inne tory. Myślę, że po tym okresie relaksu, chyba naszedł moment, aby ponownie rozwinąć skrzydła i zacząć następny etap życia. Do tej pory nigdy nie robiłam żadnych noworocznych postanowień, jednak tym razem powzięłam kilka zamierzeń. Czas pokaże, czy uda mi się je zrealizować...
Zapraszam wszystkich do obejrzenia mojej kroniki z ubiegłego roku >
Przeczytałam wszystko i wszystkie zdjęcia zobaczyłam - z prawdziwą radością! Pamiętam, jak opisywałaś Wasze prace i dni, zmagania z ogrodem, pomoc małej ogrodniczki... był maj i rozmawiałyśmy o tym jak ciężka i piękna jest taka praca. O tym ubiegłorocznym remoncie nie słyszałam - ale wcale mnie nie dziwi, że podjęłyście się takiej pracy, i że efekty świetne. Nie dziwi, bo znajduję dużo podobieństw, wciąż i ciągle na nowo.
OdpowiedzUsuńTyle spokoju, spokojnego piękna w tym wyjątkowym albumie. Maja z kocimi wąsami, rozmowy z pieskiem, cudnej urody kotka śpiąca na książce (moje też to uwielbiają, śmieję się, że przyswajają wiedzę przez osmozę :)
Elżbieto, to chyba był piękny rok. Domowy, spokojny, pracowity. Niech następny przyniesie spełnienie zamierzeń i planów i marzeń.
Z serca życzę.
Ado, dziękuję za odwiedziny i życzenia. Mam nadzieję, że nadchodzący rok nam wszystkim przyniesie spokój, radość i uczucie spełnienia. Oby nam nuda nie groziła, ale ciężary jakie przyniesie życie nie były ponad nasze siły...Masz rację, to był dobry rok, nawet powiedziałabym "po różach" które jak wiadomo, mają kolce, ale tak pięknie pachną! Ślę moc pozdrowień!
UsuńTo był obfity rok i do tego dłuższy niż standardowe 365 dni :)
OdpowiedzUsuńŻyczę aby był taki, jaki by Cię najbardziej ucieszył ;)
Dziękuję i nawzajem! Istotnie rok mi się nieco zaokrąglił...
UsuńBardzo udany rok masz za sobą, oby ten nowy był jeszcze lepszy i obfitował w spełnienia planów;)
OdpowiedzUsuńJa pozdrawiam ze Szklarskiej, nieco deszczowej, niestety i idę oglądać na picasie zdjęcia.
Mam nadzieję że uda mi się nieco przyśpieszyć obroty.
UsuńSzkoda że pogoda w Szklarskiej nie dopisała, chociaż pamiętam że w czasie deszczu jest tam taki specyficzny zapach drzew świerkowych który bardzo lubię. Ale nie jest to maksimum jeśli chodzi o wycieczki.
Często życzymy sobie ekscytujących wrażeń i ciekawych przygód, ale może wypadałoby sobie życzyć spokojnych czasów i takiego zwykłego codziennego trwania, które wcale nie jest takie zwyczajne. Życzę, aby kolejny rok był ... dobry. Po prostu. I żebyśmy nadal miały o czym pisać. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję za te życzenia, miejmy nadzieję że będzie to dobry rok dla nas wszystkich. Osobiście czuję że po tym zasłużonym odpoczynku przyszedł czas na coś więcej, a jak będzie, przekonamy się za rok...
UsuńWierzę, że wędrowanie po kraju przyniesie Ci co najmniej tyle radości, ile wędrówki po włoskiej ziemi. Dobrego roku, realizacji zamierzeń! :) BBM
OdpowiedzUsuńDzięki z życzenia, nawzajem życzę Ci wiele spokoju i satysfakcji! Może kiedyś pójdę w ślady Ikroopki? Bardzo bym chciała!
Usuń