Po dość długiej przerwie, podczas której zamieściłam kilka postów z polskimi wątkami, chciałabym powrócić do Włoch, by zakończyć mój mały cykl na temat rzeki Adda i miejscowości z nią związanych. Kilka miesięcy temu powstały na ten temat cztery wpisy – jeśli ktoś ich nie czytał lub chciałby sobie odświeżyć, może je znaleźć pod linkiem https://sukienkawkropki.blogspot.com/search/label/Adda
Ostatnią miejscowością nad Addą, jaką odwiedziłam, jest miasto Lodi. W tytule nie bez racji nazwałam je sławnym — choć jest niezbyt duże (liczy ponad 40 tys. mieszkańców) i leży nieco na uboczu, wielokrotnie brało udział w dziejowych zawieruchach, które miały wpływ na życie Italii, a także ówczesnej Europy.
Pojechałam tam pod koniec października, tuż przed moim definitywnym wyjazdem z Włoch. Kiedy panują korzystne warunki atmosferyczne, ta pora roku zwykle do złudzenia przypomina polską złotą jesień, więc jest to świetny czas na wycieczki. W pogodne dni szafirowe niebo pięknie kontrastuje ze zmieniającymi się kolorami przyrody, gdzie dominuje złoto, brąz i czerwień, poprzetykane zielenią pinii, cyprysów i zimozielonych magnolii.
Niestety, Lombardia nie bez kozery jest nazywana krainą mgieł, gdyż często zdarza się, że rozległą równinę leżącą w Dolinie Padu spowija ciężka zasłona wilgoci. W takie dni zamiast słońca i bezchmurnego nieba możemy oglądać popielato-perłowe opary, które zacierają kontury budynków, przygaszają i zmieniają kolory.
Podobna aura towarzyszyła mi w Lodi, co wyraźnie widać na niektórych zdjęciach, gdzie drugi i trzeci plan tonie w szarości. Co prawda początkowo słońce próbowało przebić się przez ten mglisty welon, jednak w ciągu dnia zmieniło się to na gorsze i widoczność zmalała jeszcze bardziej.
Mimo wszystko była to bardzo udana wycieczka ze względów poznawczych. Podczas tego wyjazdu obejrzałam kilka interesujących zabytków, dowiedziałam się wielu ciekawostek z dziejów Lombardii, a przede wszystkim inaczej spojrzałam na znane mi wcześniej ważne historyczne fakty.
Adda przecina Lombardię z północy na południe, jej źródło znajduje się w Alpach Retyckich, na wysokości 2235 m n.p.m. Po przepłynięciu 313 km rzeka kończy bieg, łącząc swój nurt z wodami Padu. Jej brzegi są tak zróżnicowane, jak lombardzki krajobraz — początkowo przemierza malownicze górskie doliny, przepływa przez jezioro Como, mija wzniesienia Brianzy, by na koniec rozlać się szerokim korytem na Nizinie Padańskiej.
Ta żyzna kraina u podnóża Alp od zarania dziejów była miejscem, gdzie ścierały się plemiona i narody — jedne z nich zakładały, a inne burzyły osady i miasta, wspólnie tworząc skomplikowaną historię tej ziemi.
Osadnictwo na tych terenach sięga epoki brązu, lecz dopiero w czasach rzymskich powstało tu municipio (osada mająca prawa miejskie) znane jako Laus Pompeia (Chwała Pompejusza). Nazwano je tak na cześć Gnejusza Pompejusza Strabona, autora ustawy, która obejmowała transpadańskie osady prawem łacińskim. Przez nowopowstałe miasto prowadziła Via Aemilia, jedna z głównych dróg Imperium, łącząca Rzym z Mediolanem. Było to ważne dla jego rozwoju gospodarczego, lecz z drugiej strony narażało tę okolicę na wiele niebezpieczeństw w przypadku wrogiego najazdu.
Kiedy w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia naszej ery Dolinę Padu na dwieście lat zajęli Longobardowie, Laus Pompeia znalazło się w granicach ich królestwa. W 774 roku Karol Wielki zdetronizował longobardzkiego króla Dezyderiusza i objął władzę nad jego terytorium, koronując się Żelazną Koroną Longobardów (jest to wielki skarb sztuki złotniczej, a zarazem relikwia, o której pisałam w poście pt. Kaplica królowej Teodolindy i Żelazna Korona Longobardów.
Podczas panowania Franków miasto stało się posiadłością biskupa, który miał nad nim również władzę świecką. W XII wieku rozgorzał konflikt pomiędzy Mediolanem i jego sprzymierzeńcami a Fryderykiem Barbarossą, który od północy zbrojnie najechał zaalpejskie tereny, dążąc do opanowania całej Italii. Ponieważ w tym czasie Mediolańczycy próbowali zdominować Laus Pompeia gospodarczo (chodziło o prawa targowe), zagrożone miasto stanęło po stronie Barbarossy. W odwecie wojska mediolańskie dokonały dwóch karnych ekspedycji — wypędziły mieszkańców, po czym niemal doszczętnie zniszczyły ich budynki i pola uprawne.
Dziś pamiątką, która zaświadcza o historii tego starożytnego miasta, jest park archeologiczny, dobrze zachowany dwunastowieczny kościół oraz nieliczne zabudowania folwarczne, niegdyś należące do dóbr kościelnych.
Mimo nierozstrzygniętego konfliktu z Mediolanem Fryderyk Barbarossa koronował się w Rzymie na cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego i króla Włoch. Aby w przyszłości nie wystawiać mieszkańców miasta na bezpośrednie niebezpieczeństwo, nakazał im wzniesienie nowych siedzib nad brzegiem Addy, w odległości siedmiu kilometrów od miejsca, gdzie przebiegała Via Aemilia.
Nową osadę nazwano Lodi, co bezpośrednio odnosi się do miana Laus Pompeia, gdyż włoskie lodare ma takie samo znaczenie co łacińskie laus — oznacza chwalić, wielbić lub oddawać cześć. Podczas budowy używano materiałów odzyskanych z domów zrujnowanych przez Mediolańczyków — ażeby podkreślić ciągłość historii i tradycji, nadal stosowano ten sam miejski herb i flagę z czerwonym krzyżem na złotym polu.
Również z tej przyczyny z biegiem czasu niewielką przykościelną osadę, w jaką zmieniło się niegdysiejsze Laus Pompeia, zaczęto nazywać Lodi Vecchio (Stare Lodi), które obecnie jest niewielkim miasteczkiem z kilkoma tysiącami mieszkańców.
Od początku XV wieku Lombardia ponownie stała się areną wojny — tym razem pomiędzy Republiką Wenecką a księstwem Mediolanu. Te zmagania trwały aż do 1454 roku, kiedy właśnie w Lodi podpisano traktat pokojowy. Rzeka Adda, płynąca z północy na południe, stała się rzeką graniczną — tereny na wschód od niej zajęli Wenecjanie, a część zachodnia, w tym Lodi, znalazła się w strefie wpływów Mediolanu. Walczące strony i ich sojusznicy zawarli wieloletni rozejm i zawiązali Ligę Włoską, co zapewniło północnym Włochom czterdzieści lat względnego spokoju i dobrobytu.
Były to korzystne warunki dla rozwoju nauki oraz wszelkich sztuk co zaowocowało rozkwitem epoki renesansu.
Po raz kolejny Lodi znalazło się w centrum wielkich wydarzeń podczas włoskiej kampanii wojsk francuskich pod wodzą Napoleona Bonaparte. Była ona skierowana przeciwko Austrii, która władała Lombardią od XVI wieku, a w momencie kampanii znajdowała się w stanie wojny z Francją. 10 maja 1796 roku w Lodi miała miejsce ważna bitwa, która spowodowała usunięcie wojsk austriackich z tych terenów. Ponieważ oddziały Napoleona zdołały opanować drewniany most nad Addą, Austriacy wycofali się za rzekę w nadziei, że zdołają przemieścić się na upatrzone pozycje, połączyć swe rozproszone siły i znów podjąć walkę.
Jednak te plany spaliły na panewce a udany atak Francuzów na most w Lodi otworzył Bonapartemu drogę do Mediolanu, gdzie został powitany jako wyzwoliciel spod austriackiego jarzma.
Sercem historycznej części Lodi jest Piazza della Vittoria — Plac Zwycięstwa, przy którym stoją katedra i Broletto, czyli Pałac Rady. Obydwa budynki pamietające jego początki na przestrzeni wieków zostały poddane wielu przebudowom i modernizacjom.
O ile świątynia nadal nosi wyraźne cechy stylu romańskiego, o tyle pierwotna bryła pałacu zniknęła za barokową fasadą z portykiem i loggią na pierwszym piętrze, gdzie na szczycie widnieje herbowa tarcza z czerwonym krzyżem. Po obu stronach loggii umieszczono dwa popiersia: Gnejusza Pompejusza Strabona i Fryderyka Barbarossy, wraz z tablicami przypominającymi o ich zasługach dla miasta.
Szczerze mówiąc, było to pierwsze upamiętnienie cesarza, jakie zobaczyłam w Lombardii, gdzie nie bez racji przedstawia się go w bardzo negatywnym świetle jako bezwzględnego i brutalnego przeciwnika, po trupach dążącego do władzy. (Jest to jak najbardziej uzasadnione, gdyż w 1162 roku jego wojska bez litości obróciły w perzynę zarówno Mediolan, jak i wiele innych lombardzkich miejscowości).
To, czym Broletto było pierwotnie, można zobaczyć, kiedy wejdzie się na jego gotycki, brukowany dziedziniec. Jest on ozdobiony ostrołukowym portykiem, pod którym umieszczono wiele marmurowych tablic upamiętniających ważne momenty w dziejach miasta, a także jego zasłużonych mieszkańców.
Dziedziniec zrobił na mnie ogromne wrażenie — jest to śliczny, ustronny zakątek tuż obok ruchliwego Piazza della Vittoria, gdzie przez cały dzień przewija się mnóstwo ludzi. Urody dodaje mu piękny widok na kopuły katedry i jej boczną ścianę; na jego środku stoi ośmioboczna fontanna, wykuta w wielkim bloku różowego marmuru z Werony, która pierwotnie była katedralną chrzcielnicą. Wszystko to jest niezwykle urokliwe — w portyku spokojnie parkują rowery, a do ściany katedry przylega kilka małych butików z rękodziełem i kwiaciarnia, która dużą część swojego towaru wystawia na zewnątrz.


Duomo, czyli katedra, jest jednym z najstarszych zabytków miasta. Jej budowę rozpoczęto w 1158 roku, a cały proces trwał etapami do roku 1180. Wzniesiona z cegły, jest typową romańską bazyliką o trzech nawach, posiada okazałą dzwonnicę i asymetryczną fasadę, którą ukończono dopiero sto lat później, w epoce gotyku.
Z tego okresu pochodzi wspaniały gotycki portal, wykuty w białym, różowym i szarym marmurze. Zdobią go dwie smukłe kolumny wsparte na lwach — elementy często spotykane na terenie Lombardii w romańskich i średniowiecznych kościołach.
Szczegóły lwich sylwetek nieco zatarł czas, jednak kiedy uważnie przyjrzałam się drapieżnikowi umieszczonemu po lewej stronie, pomiędzy jego łapami dostrzegłam (jak mi się wydaje) pelikana, który dusi węża. Początkowo w chrześcijańskiej symbolice lew często był personifikacją szatana, lecz w późniejszych wiekach wyobrażał dzielność i mądrość Kościoła, a czasem symbolizował Chrystusa, którego nazywano Lwem z plemienia Judy.
Pelikan również jest symbolem Zbawiciela, a w tym przypadku byłby także pogromcą zła, wyobrażonego jako wąż. Nie znalazłam dokładnych informacji na temat portalu z Lodi, jednak jeśli moja obserwacja była trafna i faktycznie podstawa kolumny przedstawia grupę tych trojga zwierząt, to — jak sądzę — taka interpretacja mogłaby być w zgodzie z zamysłem twórców.
Kolumna po prawej stronie portalu również opiera się na lwie, któremu towarzyszy baranek, co w chrześcijańskiej symbolice może mieć dwojakie znaczenie. Pierwsza wykładnia nawiązuje do proroctwa Apokalipsy, mówiącego o Królestwie Bożym na ziemi, gdzie lew i baranek będą spokojnie leżeć obok siebie, a druga — do dwoistej natury Jezusa jako Chrystusa Króla, a zarazem niewinnej ofiary.
W górnej części portalu znajduje się płaskorzeźba przedstawiająca Syna Bożego z otwartą księgą, Matkę Boską i św. Basjana — biskupa Laus Pompeia, zmarłego w V wieku, którego doczesne szczątki znajdują się w krypcie katedry. Kapitele kolumn zdobią groteski, na pilastrach umieszczono figury przedstawiające Adama i Ewę, a powyżej nich dwa telamony. Portal jest dziełem mistrzów kamieniarskich z Campione — miejscowości położonej nad jeziorem Lugano, u stóp Valle d’Intelvi.
Na moim blogu wielokrotnie wspominałam o tym, że tereny pomiędzy jeziorami Como i Lugano były prawdziwą kopalnią talentów. Stąd pochodzili najzdolniejsi kamieniarze, budowniczowie i artyści, którzy od wczesnego średniowiecza przez kilka stuleci działali we Włoszech i w Europie.
W okresie renesansu fasadę katedry zmodernizowano, przebijając dwa ozdobne okna obramowane białym marmurem, a także upiększono centralną rozetę. Te elementy oraz portal, chociaż pochodzą z różnych epok, mimo wszystko tworzą ładną całość z surowym, romańskim frontonem świątyni.

_ShiftN_ShiftN.jpg)




Również od wewnątrz katedra przedstawia się bardzo ciekawie — podobnie jak inne świątynie z tej epoki posiada obszerną kryptę, która jest jej najstarszą częścią. W tej podziemnej kondygnacji znajduje się ołtarz, gdzie umieszczono srebrną trumnę z relikwiami św. Basjana.
Górna część Duomo ma kształt trójnawowej bazyliki o krzyżowym sklepieniu, wspartym na cylindrycznych, ceglanych filarach. W XVIII wieku katedrę poddano różnym przeróbkom, lecz ich skutki chyba nie były zbyt szczęśliwe, ponieważ usunięto je w połowie XX wieku, przywracając budowli wcześniejszy wygląd.
Z pierwotnego wystroju do naszych czasów przetrwał poliptyk Rzeź Niewiniątek pędzla Callisto Piazza — malarza urodzonego w Lodi, w rodzinie, która wydała wielu uzdolnionych artystów. Oprócz tego w Duomo można zobaczyć piętnastowieczną grupę wyrzeźbioną w drewnie, przedstawiającą Lamentację, oraz freski z tego samego okresu, obrazujące Sąd Ostateczny, Madonnę z Dzieciątkiem i świętych.
Niestety, jeśli chodzi o fotografowanie wnętrza i fresków, okazało się to właściwie niemożliwe z powodu półmroku, jaki tam panował. Niewielkie, wysoko umieszczone okna nie wpuszczały zbyt dużo światła, tym bardziej że dzień był wyjątkowo ponury, a punktowe sztuczne oświetlenie znajdowało się jedynie przy Lamentacji i Sądzie Ostatecznym.
W tamtym okresie zdjęcia robiłam przy pomocy aparatu fotograficznego, więc aby osiągnąć w miarę przyzwoite efekty, powinnam była użyć flesza, co — jak wiadomo — w przypadku zabytkowych fresków jest surowo zakazane. Starałam się złapać w obiektyw choć odrobinę światła, jednak mimo to większość zdjęć nadawała się do wyrzucenia. Te nieliczne, które zostawiłam, również są bardzo marnej jakości, więc zamieszczam je tylko po to, by dać choć przybliżone wyobrażenie o freskach, ich tematyce i stylu.
Jak wspomniałam powyżej, już w początkach chrześcijaństwa Laus Pompeia było siedzibą biskupa. Z chwilą powstania miasta Lodi i wzniesienia katedry to ono stało się rezydencją kolejnych kościelnych dostojników. Początkowo ich mieszkaniem był pałac wzniesiony w średniowieczu, przylegający do narożnika katedry od strony absydy. Przechodził on zmienne koleje losu — był też okres, kiedy wręcz nie nadawał się do zamieszkania. Odnowiono go w XVI stuleciu, a w XVIII wieku gruntownie przebudowano, dzięki czemu uzyskał swą obecną postać.
Plan tej przebudowy zakładał o wiele szerszy zakres prac, jednak z wielu przyczyn nie zostały one zrealizowane. Między innymi nie powstało czwarte skrzydło pałacu i nie wykończono krużganków otaczających dziedziniec. Mimo wszystko budynek, który możemy dziś oglądać, daje dobre wyobrażenie o guście epoki, podobnie jak niewielki ogród, do którego można zajrzeć przez ażurową bramę z kutego żelaza.
Współcześnie jedno skrzydło pałacu przeznaczono na Muzeum Diecezjalne — co ciekawe, wchodzi się do niego nie z dziedzińca, lecz przez katedrę. Podobno są tam interesujące zbiory sztuki sakralnej, jednak nie mogłam tego sprawdzić, ponieważ jest ono otwarte w niedzielę, a ja w Lodi byłam w dniu powszednim, kiedy przyjmuje się tylko grupy, które wcześniej umówiły się na zwiedzanie.








Wspomniałam już, że na ścianie portyku na dziedzińcu Broletto umieszczono wiele marmurowych tablic poświęconych pamięci obywateli poległych w czasie wojen, a także osób zasłużonych dla miasta. Podobne tablice znalazłam również na innych budynkach. Mówiły one o tym, że w ich murach urodziła się lub mieszkała jakaś wybitna osoba, albo miał miejsce ważny fakt historyczny.
I tak w loggii Pałacu Rady upamiętniono dzień 26 marca 1862 roku, kiedy Giuseppe Garibaldi, na fali ruchu Risorgimento, zainaugurował w Lodi działalność Tiro Nazionale. Było to sportowe a w gruncie rzeczy paramilitarne stowarzyszenie obywatelskie, w tajemnicy szkolące ochotników do przyszłej walki z austriackim okupantem. Warto dodać, że w XIX wieku również na ziemiach polskich oraz w innych krajach słowiańskich o aspiracjach niepodległościowych powstawały koła należące do Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, które stawiały sobie podobne cele.
Na pięknym renesansowym budynku dawnego konwentu San Domenico umieszczono napis przypominający o tym, że to właśnie tutaj Francesco Sforza podpisał arcyważny traktat pokojowy z Wenecją, o czym pisałam na początku tego posta. Natomiast obok portalu dawnego Palazzo Sommariva, na biało-różowym marmurze, wyryto informację, że po bitwie o most nad Addą w tym budynku Napoleon Bonaparte spotkał się z delegacją lombardzkich środowisk patriotycznych. Delegaci przybyli z Mediolanu, na ich czele stał hrabia Francesco Melzi d’Eril — w przyszłości wiceprezydent powołanej przez Bonapartego Republiki Włoskiej, mianowany przez niego księciem Lodi. (Letnią siedzibą hrabiego Francesca była przepiękna willa Melzi w Bellagio nad jeziorem Como, o której pisałam w poście Bellagio, mój " numer jeden" wśród parków, czyli ogrody Villi Melzi).
W czasie mojej wizyty w Lodi piękny budynek Palazzo Sommariva był w opłakanym stanie — straszył zamkniętymi na głucho okiennicami i odpadającym tynkiem. Pisząc tego posta, zajrzałam do włoskiego internetu i ku mojej wielkiej radości dowiedziałam się, że w ostatnich latach pałac został starannie odrestaurowany.
Podobnych pamiątkowych tablic widziałam w Lodi mnóstwo. Opowiadały o zasługach patriotów — jak lekarz Francesco Rossetti, skazany na 15 lat ciężkiego więzienia za spisek przeciwko austriackim władzom, czy kilkunastoletni żołnierze Legionu Garibaldiego: Luigi Bay (15 lat) i Riccardo Pavesi (16 lat) którzy po powrocie z pola walki wytrwale pracowali dla dobra swej ojczyzny jednak tym razem już na gruncie cywilnym.
Nie brakowało również upamiętnień osób zasłużonych dla kultury, jak urodzona w Lodi śpiewaczka Giuseppina Strepponi, żona Giuseppe Verdiego, czy poetka Ada Negri. (Jej wiersze tłumaczyła na polski Maria Konopnicka, a nazwisko Negri przyjęła jako swój pseudonim nasza rodaczka, aktorka Apolonia Chałupiec, znana jako Pola Negri).
W Lodi urodził się także Franchinus Gaffurius — renesansowy śpiewak, kompozytor i teoretyk muzyki. Uważa się, że to właśnie jego przedstawia Portret muzyka, którego autorstwo przypisuje się Leonardowi da Vinci. Inną znaną osobą pochodzącą z Lodi była sopranistka Giannina Russ — znana i ceniona śpiewaczka występująca na początku XX wieku między innymi w mediolańskiej La Scali i londyńskiej Royal Opera House. Co prawda nie napotkałam tablic poświęconych tym dwóm osobistościom, jednak niewykluczone, że znajdują się w miejscach, do których nie dotarłam.
Podczas spaceru mogłam się przyjrzeć zabytkowym szlacheckim siedzibom ze wspaniałymi portalami, gdzie w głębi sieni widniały ozdobne, kute kraty lub piękne drewniane bramy zamykające dziedziniec, za którymi można było dostrzec kolumny portyku lub wewnętrzny ogród z fontanną. W poście o Cassano d’Adda wspominałam o tym, że takie budowle, zwane palazzi, zwykle mają niezbyt ozdobne frontony — wyróżnia je jedynie piękny portal z herbem właściciela i balkon nad głównym wejściem, zwracający uwagę swą misterną balustradą.
Palazzi najczęściej były wznoszone na planie kwadratu lub litery U, z dziedzińcem pośrodku i ogrodem na tyłach. Co ciekawe, prawo miejskie nakazywało właścicielowi, aby portal miał wysokość pozwalającą na przejazd mężczyzny na koniu. W miastach i miasteczkach Lombardii zachowało się sporo takich domostw. Większość z nich nosi cechy baroku lub stylu klasycystycznego, gdyż albo powstały w tej epoce, albo w tym czasie zostały przebudowane. Jednak zdarzają się wyjątki — jak choćby renesansowy Palazzo Mozzanica z przepięknym portalem z różowego kamienia lub Palazzo Vistarini, który, choć przebudowany, zachował swą pierwotną średniowieczną fasadę.
Podczas zwiedzania miasta niespodziewanie trafiłam do wspomnianego powyżej kompleksu klasztornego San Domenico, przy którym wznosi się renesansowy kościół San Cristoforo. Całość zaprojektował Pellegrino Tibaldi — wybitny architekt, rzeźbiarz i malarz, działający we Włoszech i w Hiszpanii, urodzony w maleńkiej wiosce Puria na terenie gminy Valsolda. (Valsolda leży na zboczach gór nad jeziorem Lugano i w przeszłości wydała liczne pokolenia artystów. Wielu z nich pracowało również w Polsce — o czym pisałam w poście Wokół jeziora Lugano. Valsolda — z ziemi włoskiej do Polski). Obecnie w klasztorze mieszczą się biura prowincji Lodi, a zdekonsekrowany kościół służy jako przestrzeń wystawiennicza.
Moja wizyta w Lodi miała miejsce w 150-lecie Risorgimento — czyli powstania Królestwa Włoch. Z tej okazji w kościele można było zobaczyć wspaniałą wystawę nawiązującą do tych niezapomnianych momentów, kiedy na terenie „włoskiego buta”, w miejsce licznych małych państewek i okupowanych prowincji, narodziło się zjednoczone włoskie państwo. Dla Włochów ta rocznica ma ogromne znaczenie, a dla Lombardii i Veneto jest szczególnie ważna, gdyż to właśnie te dwie prowincje przez długi czas znajdowały się pod panowaniem Austriaków.
Dzieje Włoch zawsze mnie fascynowały — zwłaszcza w aspekcie walki o zjednoczenie i niepodległość. Od końca XVIII wieku miały one liczne punkty styczne z historią naszego narodu, tym bardziej że przez kilkadziesiąt lat część ziem włoskich i polskich znajdowała się we władaniu Austro-Węgier. Z tego powodu z wielkim zainteresowaniem obejrzałam tę wystawę, na której można było prześledzić chwalebną, choć wyboistą, włoską drogę do niepodległości. Pokazano na niej także wiele dokumentów dotyczących I wojny światowej, która dla odrodzonego państwa stała się wyjątkowo traumatycznym doświadczeniem. Oprócz artykułów prasowych, zdjęć i kart pocztowych można było zobaczyć litografie przedstawiające portrety dowódców i sceny bitewne, a także medale i dyplomy.
Szczególnie ciekawie prezentowała się ekspozycja historycznych mundurów armii włoskiej. Na mnie największe wrażenie zrobiła pamiątka po człowieku, który jako jeden z Tysiąca walczył u boku Garibaldiego. Sukienna koszula, której barwa była już tylko wspomnieniem dawnego krwisto-czerwonego koloru, przetrwała tego, kto ją nosił, pieczołowicie chroniona przez półtora wieku...
Mam ogromny podziw i sentyment dla tej epoki, odkąd wiele lat temu po raz pierwszy obejrzałam film Lampart Viscontiego i przeczytałam książkę Giuseppe Tomasiego di Lampedusa pod tym samym tytułem. Zobaczyłam wówczas epizod nie tylko włoskiej, ale i europejskiej historii, ukazany w sposób trudny do wyobrażenia dla młodej osoby wychowanej w socjalistycznej rzeczywistości. Polityczne i społeczne zawiłości, dążenia do zachowania status quo, patriotyczny zryw, intrygi i zdrada ideałów — wszystko to, w połączeniu z malarskimi kadrami na tle sycylijskiego pejzażu, zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
W tym kontekście wystawa w Lodi była niejako odwrotną stroną medalu, na którą patrzyłam nie tylko z dawnym młodzieńczym entuzjazmem, lecz także z pewną goryczą. Tę gorycz przyniosła mi zarówno znajomość dramatycznych zakrętów historii, jak i wiedza o skomplikowanej ludzkiej naturze, zdobyta w latach dzielących mnie od chwili, gdy po raz pierwszy zobaczyłam ten film a w nim czerwone koszule garibaldczyków.
Oprócz Duomo w Lodi znajduje się wiele pięknych, zabytkowych kościołów. Miałam okazję przyjrzeć się z bliska trzem z nich, a ponieważ zasługują na to, by poświęcić im więcej uwagi, wkrótce pojawi się osobny post na ich temat.














.jpg)





















Urocze miasto, bardzo interesująca historia. Film z pewnością oglądałam, ale nie mogę powiedzieć że wiele pamiętam.
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny, też uważam, że Lodi jest bardzo interesującą miejscowością. Tak jak napisałam będzie jeszcze kontynuacja na temat kościołów, które są naprawdę niezwykłe. Ja niedawno znalazłam Lamparta na CDA obejrzałam nawet dwa razy i chyba będą następne, bo to wspaniały fresk pełen odniesień do ówczesnej historii a przy tym cudowni aktorzy nawet w rolach drugoplanowych. Visconti jako arystokrata z dziada pradziada wiedział jak obsadzić role i wydobyć z aktorów maksimum ich możliwości żeby pokazali to o co mu chodzi. Jednak dla mnie objawieniem był Burt Lancaster i jego wspaniała rola księcia Saliny. Scena kiedy w trakcie polowania rozmawia z organistą jest nie do pobicia. Serdecznie pozdrawiam!
UsuńMy dear friend, I hope you are feeling better ❤️ Your photos are lovely, and there is so much history and fascinating information about this place. Thank you so much for sharing, I am learning a lot and enjoyed this amazing tour.
OdpowiedzUsuńMy dear Linda, I’m glad you liked the post, even though the autumn photos don’t show blue skies and vibrant colors. But that’s exactly what Lombardy is like when summer ends — and besides, such views have their own charm too. I’ve always loved Italian history, so when I lived there, I tried to absorb as much information as possible about the places I visited. I’m happy I can share it and that someone finds it interesting. Sending warm greetings and hugs!🌞💙❤️
UsuńLodi wygląda na interesujące interesujące miasto. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ma ciekawa przeszłość i jest tam co oglądać.
UsuńMgiełka podkręca tajemniczość i niezwykły urok tego miejsca. Tchnie z niego też spokojem mimo zawiłej i skomplikowanej historii. To fascynujące, że mogłaś tyle włoskich miast odwiedzić i poznać ich odległą przeszłość. I ludzi, którzy ją tworzyli. Pięknie o tym piszesz. To był wspaniały spacer. Dziękuję Elu i pozdrawiam ciepło:)))
OdpowiedzUsuńUlu, dziękuję za odwiedziny i komentarz! Było tak jak piszesz, słońce może dodałoby miastu blasku, ale nie byłoby tej atmosfery trochę jak ze snu. Natomiast co do włoskich miast oraz ich historii jest to niewyczerpana kopalnia ważnych faktów i trochę mniej ważnych ciekawostek. Przesyłam pozdrowienia i uściski! 🙂🩷
Usuńpiękna wycieczka po niezwykle urokliwych miejscach - kocham Italię i bardzo za nią tęsknię.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Rozumiem bo ja też, dlatego chętnie wracam pamięcią do miejsc, które widziałam. Także pozdrawiam !
UsuńBardzo obszerny tekst, muszę rozkładać czytanie na raty 😉 Mgła tylko dodaje uroku. Słońce często przeszkadza przy robieniu zdjęć w mieście. Robi cienie, które nie pozwalają pokazać prawdziwego wyglądu obiektu.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się bez bicia, że lubię grzebać w szczegółach, taka moja natura, pewnie bym się dobrze sprawdziła jako laborantka rozkładająca wszystko na czynniki pierwsze! Bardzo mnie ucieszyło, że podobnie jak Ula doceniłaś lombardzką mgłę, mam wrażenie, że dzięki niej Lodi wygląda trochę senne, ale zarazem bardzo romantycznie.🙂🍂
UsuńBardzo, bardzo urokliwe miejsce. Dzięki Twoim fotografiom znów zwiedziłam kawałek świata.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
To prawda, Lodi ma wiele uroku chociaż nie są one tak spektakularne jak w Wenecji i Neapolu jest to bardzo interesujące miasto. Również pozdrawiam!
UsuńŚwietna wycieczka, prezentująca ciekawe miejsca i związaną z nimi historię. Dziękuję za oprowadzanie po tym pięknym mieście.
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny, jak wspomniałam, będzie następny post, gdzie pokażę piękne kościoły, jakie widziałam w Lodi. Jeden z nich jest po prostu nadzwyczajny i jedyny w swoim rodzaju.
UsuńElu! Dzięki Tobie poznałam Lodi, kolejne przepiękne lombardzie miasto. W czasie tego spaceru zobaczyłam wspaniały Plac przy którym stoi ratusz i Duomo w stylu romańskim. Zaś w wąskich uliczkach urokliwa, średniowieczna starówka z pałacami i pastelowymi kamienicami. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńLusiu, Lodi jest bardzo przytulne jeśli można tak powiedzieć o mieście. Mnie zauroczył plac i przylegający do niego dziedziniec z fontanną zrobioną z chrzcielnicy. Gdybym tam mieszkała to pewnie bym chodziła z krzesełkiem żeby tam posiedzieć (nie ma tam ławek) i popatrzeć spod arkad jak ludzie spacerują po dużym placu. Oczywiście żartuję, ale prawdą jest, że bardzo mi przypadło do serca to miejsce. Pozdrawiam wzajemnie!
UsuńWitaj Elu 😀
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że wróciłaś do włoskich wątków! 😊 Twoje opowieści o Lombardii zawsze mają w sobie coś wyjątkowego — tyle pasji, wiedzy i ciepła. Lodi znam i też tam byłam, więc z ogromną przyjemnością „powędrowałam” z Tobą po jego uliczkach raz jeszcze. Ten klimat mglistych, jesiennych dni nad Addą ma w sobie coś magicznego. Czekam na kolejny wpis o kościołach — wiem, że będzie co podziwiać! 🇮🇹💛
Dziękuję Aniu, ja tez chętnie bym wróciła do Lodi, bo po takich krótkich wizytach zawsze mam niedosyt wrażeń i mam wrażenie, że wiele mnie ominęło. To prawda, że słońce i kolory zawsze robią wielkie wrażenie, ale mgła też potrafi stworzyć nastrój jedyny w swoim rodzaju, który ma w sobie coś ze snu. Mam nadzieję, że post o kościołach zasłuży na Twoje uznanie! Pozdrawiam wraz z Martą i kotkami 🫶💙🍁🐈🐈⬛🐈⬛
OdpowiedzUsuńWspaniała notka! Pełna ciekawych, rzeczowych i historycznych informacji. Muszę przyznać (i to ze wstydem), że do tej pory nie słyszałam ani o rzece Addzie, ani o Lodi. Dlatego z tym większą przyjemnością przeczytałam Twój wpis i jestem pełna podziwu dla pracy i czasu jaki poświęciłaś w jego przygotowanie. Piękne, klimatyczne zdjęcia:-) Dziękuję za tę wycieczkę i pozdrawiam serdecznie Ciebie i kotki:-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, miło mi, że mogłam się podzielić historią Lodi, która jest naprawdę niezwykła. Szczerze mówiąc, kiedy tam jechałam coś mi dzwoniło na jego temat. Zaczęłam grzebać w pamięci i dopiero wtedy doznałam oświecenia, że przecież czytałam o Lodi i bitwie o most w biografii Napoleona. Na miejscu z tablic pamiątkowych dowiedziałam się o innych faktach, a to mnie skłoniło do bliższego zapoznania się z tematem, bo uwielbiam takie poszukiwania. Trochę się martwiłam, że pogoda mi nie dopisała, ale mglista lombardzka jesień tez ma swoje uroki. Ja i Kotki tez pozdrawiamy Waszą gromadkę!
UsuńWitaj Elżbieto, Bardzo urokliwe miejsca odwiedziłaś, mnie oprócz oczywiście wspaniałych budowli, urzekającej starówki, pięknych ulic i otoczenia, zafascynował mnie ten klimat w jakim przemierzałaś to miasto i spacerowałaś, brak słońca, lekka mgiełka dodaje nie tylko tajemniczości ale i dodatkowo podkreśla to niezwykłe miejsce. Piękna, głęboka historia tchnie z Twoich opisów i pamiątkowych zdjęć. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że post Cię zainteresował. Na tych ziemiach dużo się działo, czasem się zastanawiałam nad determinacją pokoleń ludzi, którzy znosili tyle przeciwności losu, ciągłych wojen i coraz to nowych władców, którzy od czasu upadku Cesarstwa Rzymskiego aż do zjednoczenia Włoch zmieniali się jak w kalejdoskopie. Klimat jaki towarzyszył tej wycieczce faktycznie był niezwykły, przez tę mgłę snująca się pomiędzy domami było w nim niemal coś ze snu. Dzięki za odwiedziny, pozdrawiam wzajemnie!
UsuńKażda Twoja włoska opowieść sprawia mi radość nie tylko dlatego, że to Włochy ale również ze względu na to jak wnikliwie opisujesz te miejsca. Lodi to urocze miasteczko, wrażenie robi zarówno katedra jaki Pałac Rady oraz fontanna. Widać ten szacowny wiek. We Włoszech podoba mi się również to, że te zabytki nadal funkcjonują pełniąc rolę sakralną lub budynku użyteczności publicznej. Lwy spod katedry przypominają mi trochę te które widziałem w Trydencie. Pozdrawiam serdecznie i zdrowia w te jesienne dni :)
OdpowiedzUsuńWiesiu, dzięki za odwiedziny i komentarz! Co do reszty, to włoskie miejscowością przyzwyczaiły mnie do tego że "mają dużo do powiedzenia" jednak zważywszy, że w sumie Lodi jest niewielkie, bardzo mnie zaskoczyło że aż tyle się tam zadziało. Ale jak się ma ponad tysiącletnią przeszłość, a do tego leży w miejscu, gdzie krzyżują się drogi historii to przestaje dziwić. Zastanawiałam się nad tą wielką chrzcielnicą, zapewne pochodzi z czasów kiedy chrztu dokonywano przez zanurzenie i chrzczono również dorosłych, więc zapewne jest barzo stara. Pomysł żeby pozostawić ją jako fontannę jest naprawdę trafiony, tym bardziej, że kiedyś była źródłem wody dla mieszkańców. Takie trochę pokraczne lwy często się widzi we Włoszech w romańskich i gotyckich kościołach, ja pierwszego widziałam w Bari czas go tak zniekształcił, że biedak był niemal nie do poznania. Również pozdrawiam, dzięki za życzenia, zdrowie pomału wraca, wczoraj nawet skorzystałam ze wspaniałej pogody i wybrałam się na jesienna wycieczkę do Lidzbarka Warmińskiego, było super!
UsuńI like how you captured the contrast between the golden autumn colors and the foggy haze, it almost feels like stepping into a painting. I’m curious, which historical fact or monument left the strongest impression on you during your trip? www.melodyjacob.com
OdpowiedzUsuńYou asked me a very difficult question, because Lodi—with its fascinating and complex history—simply captured my heart, all the more so because it’s a small town, yet its inhabitants were not afraid of difficult challenges and somehow managed to face them.
OdpowiedzUsuńI find their respect for their own past and their desire to commemorate it very moving.
As for the visual side, I was most enchanted by the charming Broletto courtyard.