sobota, 14 września 2024

Lombardia. Willa Porta Bozzolo w Casalzuigno.



Ostatnie posty poświęciłam miejscowościom leżącym nad jeziorem Como, więc aby uniknąć monotonni,   tym razem zapraszam na wycieczkę w okolice Lago Maggiore. Jest ono długie na ponad pięćdziesiąt kilometrów i znacznie większe, choć nieco płytsze od Como; jego wschodni brzeg należy do Lombardii, natomiast zachodni to teren Piemontu. Południowy kraniec akwenu otacza płaska zielona równina, natomiast północną część okalają Alpy Zachodnie. Tam też w około trzech czwartych jego długości, przebiega granica pomiędzy Włochami i Szwajcarią. Od Mediolanu dzieli je odległość około siedemdziesięciu kilometrów i mniej więcej godzina jazdy samochodem, natomiast jeśli zdecydujemy się na komunikację publiczną najlepiej sprawdzi się pociąg lokalny lub regionalny. W tym wypadku podróż trwa niemal dwie godziny, gdyż jej czas znacznie się wydłuża w związku z częstymi postojami na licznych stacyjkach. Warto jednak się potrudzić, gdyż samo jezioro i przyległe tereny są naprawdę warte bliższego poznania, zarówno ze względu na przepiękny pejzaż, liczne ciekawe trasy piesze i rowerowe a także interesujące zbytki. Jednym z nich jest willa Porta Bozzolo, znajdująca się w niewielkiej miejscowości Casalzuigno w gminie Valcuvia, należącej do prowincji Varese. Aby do niej dotrzeć autem lub pieszo, należy zboczyć z głównej drogi w miejscowości Cittiglio, która jest przedostatnim przystankiem na trasie Milano - Laveno ( o Laveno pisałam tutaj ). Jeśli nie mamy auta a brak nam ochoty na pięciokilometrowy spacer, możemy dotrzeć do willi korzystając z lokalnego autobusu, który odjeżdża sprzed dworca w Laveno. Droga do Casalzuigno wiedzie pomiędzy zielonymi wzniesieniami, po prawej stronie jest to masyw Monte Campo dei Fiori a po lewej Sasso di Ferro, Pizzo di Cuvignone i Monte Nudo, tworzące długi łańcuch niewysokich gór, oddzielających te tereny od Lago Maggiore i gminy Castelveccana o której pisałam tutaj.





Casalzuigno to niewielka wioska, obecnie  mająca niewiele wspólnego z rolnictwem. Ze swoimi ładnymi domkami i zadbanymi ogrodami jest raczej sypialnią dla osób, które dużą część dnia spędzają w większych miejscowościach, gdzie uczą się lub pracują. Willa leży u stóp Monte Borghe' na skraju wioski, od której oddziela ją pas zieleni i wysokich drzew oraz  mur z ładną bramą z kutego żelaza. Aczkolwiek willa Porta Bozzolo przez dłuższy czas pełniła rolę głównej rodzinnej rezydencji, nigdy nie była domostwem przeznaczonym jedynie do reprezentacji i wypoczynku. Dowodzą tego liczne oficyny i przybudówki w obrębie kompleksu (co prawda dyskretnie odsunięte od głównego korpusu) świadczące o ich rustykalnym i przemysłowym przeznaczeniu. Pierwszym właścicielem dóbr i niezbyt wówczas okazałego domu był Giroldino della Porta, bogaty notariusz z aspiracjami do stanu szlacheckiego. Jego ambitni spadkobiercy również piastowali wysokie stanowiska prawnicze, dzięki czemu rodzina systematycznie zwiększała swój stan posiadania, co miało wpływ na rozbudowę folwarku a także części mieszkalnej przeznaczonej dla właścicieli. Szczególne zasługi na tym polu miał Gian Girolamo I, który znacznie powiększył ogród a także zadysponował wiele zmian w wystroju domu. Stan obecny willi datuje się na początek XVIIII wieku, kiedy właścicielem dóbr został jego syn, młody Gian Angelo III della Porta. Chociaż był dzieckiem z nieprawego łoża, Gian Girolamo legitymizował jego synowski status i pozostawił mu cały, bardzo znaczny majątek. Gian Angelo po zakończeniu edukacji zaczął bywać w wyższych sferach Mediolanu a mając dwadzieścia jeden lat ożenił się z hrabianką Izabelą Giulini. Nowy właściciel kontynuował dzieło ojca, dzięki czemu powstała piękna wiejska willa ze wspaniałym, tarasowym ogrodem, godna siedziba zamożnego właściciela i jego arystokratycznej małżonki.





Ostatnim przedstawicielem rodziny był Giuseppe della Porta, który zmarł bezdzietnie w 1817 roku. Ogromny majątek zgromadzony na przestrzeni trzech wieków przypadł wdowie Mariannie Ferrari, która bardzo szybko ponownie wyszła za mąż. Ponieważ również to małżeństwo pozostało bezdzietne, wszystkie dobra przeszły na dalszych krewnych jej drugiego męża. W 1877 willę w Casalzuigno odziedziczył senator Camillo Bozzolo, patriota i zasłużony lekarz, mający duże osiągnięcia naukowe w dziedzinie patologii. Camillo Bozzolo zadysponował remont w nieco zaniedbanym domu a także zlecił wzniesienie kilku budynków gospodarczych, zgromadził też kolekcję pamiątek rodzinnych i bogatą bibliotekę. Po śmierci senatora willa była używana jedynie okazjonalnie, nikt w niej nie mieszkał na stałe, więc znaczna część wyposażenia uległa rozproszeniu. W 1989 roku spadkobiercy senatora przekazali cały kompleks FAI, dzięki czemuś obiekt powoli odzyskał dawną świetność. Cały proces restrukturyzacji trwał ponad dwanaście lat, w tym czasie przeprowadzono prace rekonstrukcyjne i konserwatorskie, odzyskano część pamiątek a utracone wyposażenie stopniowo uzupełniono z depozytów magazynowych fundacji.












Moja wycieczka do Casalzuigno wiązała się z Dniami Otwartymi FAI, kiedy to można oglądać różne zabytkowe obiekty w towarzystwie przewodników - wolontariuszy, którzy oprowadzają grupy zwiedzających, sprzedają gadżety i materiały informacyjne oraz zbierają datki na działalność fundacji. Te imprezy zawsze cieszą się ogromnym powodzeniem a ludzie niejednokrotnie przyjeżdżają z naprawdę odległych miejscowości. Wtedy po raz pierwszy miałam okazję uczestniczyć w takim wydarzeniu, więc zaskoczyła  mnie jego doskonała organizacja a przede wszystkim świetne przygotowanie sympatycznych wolontariuszy. Dłuższą chwilę rozmawiałam z chłopakiem i dziewczyną ze stoiska z materiałami informacyjnymi, którzy bardzo chętnie odpowiadali na wszystkie moje pytania dotyczące fundacji i specyfiki ich pracy. Powiem szczerze, że byłam pod wrażeniem tego, czego się dowiedziałam, ale przede wszystkim powagi i zapału w podejściu do tego dodatkowego zajęcia. Zresztą nie był to odosobniony przypadek, bo generalne wolontariat we Włoszech ma się dobrze, przynajmniej w tym regionie, który miałam okazję lepiej poznać.








Pomysłodawcą upiększeń, które obecnie możemy oglądać w willi  a częściowo również ich  projektantem,  był wyżej wspomniany Gian Angelo III, światły i dobrze wykształcony młodzieniec, który dużo podróżował, więc przy tej okazji mógł widzieć wiele pięknych obiektów tego rodzaju. Pomocą oraz wykonawstwem służyli mu dwaj inżynierowie, Antonio Maria Porani i Cesare Pelegatta. Ogród willi z jest bardzo ładnie rozplanowany na wielopiętrowych tarasach, wzmocnionych murkami z porowatego kamienia, pozyskanego w lokalnych kamieniołomach w Viggiù. Całość zdobią barokowe balustrady o bogatej formie, nisze z fontannami, wazy, szyszki piniowe i rzeźby figuratywne. Jednak największe wrażenie robią niezliczone różane krzewy o oszałamiającym zapachu, zdobiące monumentalne schody łączące tę część ogrodu w spójną całość. Oprócz głównego, tarasowego ogrodu jest tu jeszcze "giardino segreto", sekretny ogród, stworzony na życzenie ojca Gian Angela. Wiedzie do niego boczna alejka prowadząca do wykwintnego edykułu, ozdobionego pięknym freskiem przedstawiającym Apollina w otoczeniu Muz. 




Idea jaka przyświecała architektowi zakładającemu ogród  w pewnym sensie jest inspirowana wspaniałym parkiem, jaki możemy oglądać na Isola Bella, jednej z trzech wysp w obrębie Lago Maggiore, należącej do rodziny Boromeuszy. Oczywiście nie ma tu mowy o kopiowaniu pomysłów, czy dosłownym podobieństwie, gdyż obydwa założenia są ściśle związane z terenem na jakim powstały i którego ukształtowanie determinowało ich formę. Ogród na wyspie ma kształt piramidy, natomiast w Casalzuigno opiera się o zbocze wzgórza, jednak jest tu pewne podobieństwo stylistyczne i zbliżony tarasowy układ. Łączy je także obecność "amfiteatru" czyli wydzielonego miejsca, gdzie na tle parkowej architektury wykwintne towarzystwo mogło urządzać zabawy na świeżym powietrzu. Na Isola Bella to tło ma charakter pięknej teatralnej dekoracji, natomiast willa Porta Bozzolo oferuje przestrzeń o podobnym przeznaczeniu, jednak w większym stopniu opartą o walory naturalne tego miejsca. W tym celu powyżej tarasów, na lekko nachylonym zboczu pozostawiono obszerny trawnik, otoczony niczym ramionami półkolistymi murkami, ozdobionymi wazami i posągami. W głębi u ich zbiegu zobaczymy jeszcze jeden taras ze scenograficznym frontowym murem, ozdobionym kolumnami i fontanną, której wody spływają do obszernego basenu, gdzie pluskają się ryby. Na szczyt tarasu po prawej i lewej stronie biegną schody a całość wieńczy balustrada. Oczywiście ogród jaki widzimy obecnie nie jest taki sam jak ten, który można było oglądać w XVIII wieku, kiedy był on pełen pięknych roślin, po których nie został nawet ślad, zniknęły też winnice, niegdyś porastające zbocze wzgórza. W chwili przejęcia obiektu przez FAI z całego założenia pozostała jedynie część architektoniczna, więc  rośliny trzeba było posadzić na nowo. Również z tego względu trudno go porównywać ze wspaniale wypielęgnowanym ogrodem na Isola Bella, wciąż pozostającymi we władaniu rodziny Borromeo, która bardzo pieczołowicie dba o swoje dziedzictwo.








Mimo to willa Porta Bozzolo ma jeden atut nie do pobicia, jednak aby ocenić jego urodę należy tam przyjechać w porze kwitnienia krokusów. Otóż fundacja Zegna współpracująca z FAI, zakupiła w Holandii pięćset tysięcy cebulek krokusów we wszystkich kolorach, które wolontariusze posadzili pomiędzy murkami okalającym amfiteatr. Widziałam jedynie zdjęcia tego wspaniałego spektaklu przyrody, ale nawet one robią niesamowite wrażenie, więc na żywo ten widok musi być oszałamiający. Za tarasem usytuowanym powyżej amfiteatru, znajduje się piękna perspektywiczna aleja, która biegnie na szczyt wzgórza pomiędzy dwoma rzędami cyprysów. Pierwsze drzewa, niegdyś posadzone w tym miejscu obumarły, lecz na szczęście aleja została odtworzona. Wygląda ona bardzo malowniczo a ponieważ intrygowało mnie pytanie o to co jest na górze  (poza tym nałam cichą nadzieję, że być może widać stamtąd Lago Maggiore) zaczęłam wspinać się po zboczu ścieżką biegnącą pomiędzy cyprysami. Dróżka nie wiedzie prosto w górę, lecz prowadzi zygzakiem od drzewa do drzewa, ponieważ są one posadzone nie naprzeciw siebie a "na mijankę" to cały spacer znacznie się wydłuża. Być może, był to świetny pomysł dla XVIII wiecznych dam i kawalerów, który do niczego się nie spieszyli, za to uwielbiali powolne spacery połączone z wykwintną konwersacją, jednak ja po przejściu jednej czwartej zbocza byłam u kresu wytrzymałości. Na szczęście odkryłam "ścieżkę techniczną" biegnącą równolegle do rzędu drzew, co prawda z racji znacznej stromizny była ona dość wymagająca, ale przynajmniej nie zmuszała mnie do kluczenia od drzewa do drzewa, niczym zając umykający przed myśliwym. Na górze (jak w głębi ducha podejrzewałam) nie było niczego ciekawego, znalazłam tam jedynie niewielki, ziemny taras, odgrodzony od reszty terenu murem a za nim roślinność podobną do tej, która porastała zbocze. Jednym słowem przesieka pomiędzy cyprysami zdająca się być drogą do nieba albo przynajmniej na szczyt wzniesienia, okazała się doskonałym złudzeniem optycznym, stworzonym przez architekta zarządzającego przestrzenią.






Willa ma dwa bardzo ładne dziedzińce wewnętrzne, zaskakująco ozdobne przy skromnej i niewymyślnej fasadzie, rzecz bardzo częsta w budynkach tego typu, gdzie niewiele robi się na pokaz, to co najlepsze zachowując dla siebie i miłych gości. Na większym z nich zwanym honorowym, znajdziemy elegancki portyk i piękne przykłady malarstwa iluzjonistycznego naśladujące detale architektoniczne, natomiast drugi ozdabia duży fresk ze sceną mitologiczną. Tego dnia na stoiskach pod portykiem urządzono kiermasz, więc przy okazji zwiedzania willi  można było kupić miody, konfitury, słodycze oraz inne lokalne produkty, wytwarzane rzemieślniczo w okolicznych rodzinnych firmach. Jak już wspomniałam, willa nigdy nie była jedynie rezydencją, gdzie przybywa się na wypoczynek, lecz niemal samowystarczalnym przedsiębiorstwem rolnym. Podobnie jak w innych posiadłościach tego rodzaju, uprawiano tu oliwki, winorośl oraz warzywa i inne płody rolne na potrzeby domu a także na sprzedaż. W XIX i w pierwszej połowie XX wieku w Lombardii bardzo się rozwinęła produkcja jedwabiu, stąd też powstało wielkie zapotrzebowanie na jedwabne nici. To poskutkowało rozwojem hodowli jedwabników a wiele gospodarstw rolnych w tym również folwark w Casalzuigno, we własnym zakresie przerabiało je na przędzę. 










W związku z tym, oprócz samej willi i ogrodu można tu zobaczyć tzw. "rustici" czyli część zabudowań służących do celów gospodarczych. Jest tu tłocznia oliwy "czarna kuchnia", gdzie gotowano posiłki dla najemnego personelu, pralnia, stajnie a także zabudowania przeznaczone do hodowli jedwabników i dawna przędzalnia. Podobnie jak wyposażenie willi również i tu dobytek ruchomy uległ rozproszeniu, jednak za pomocą licznych darów otrzymanych od osób prywatnych  oraz przedmiotów pochodzących z depozytów FAI, doposażono również i tę część kompleksu, co razem wzięte, daje niezłe pojęcie o poziomie życia dawnej lombardzkiej wsi, zarówno jeśli chodzi o właścicieli posiadłości jak i ich pracowników. 

Porta Bozzolo nie ma tak wspaniałego położenia, jak wille leżące w bezpośrednim sąsiedztwie jeziora Como czy Maggiore, jednak mimo to jest miejscem wartym odwiedzenia, gdyż stanowi piękny przykład historycznego, lombardzkiego domostwa. Ta pierwsza wycieczka w czasie Dni Otwartych FAI była dla mnie bardzo pouczającą przygodą a ponieważ miała swoją kontynuację, mogłam z tej okazji zobaczyć jeszcze wiele wspaniałych i niezapomnianych miejsc.  

14 komentarzy:

  1. Piękne miejsce opisałaś! Jestem oczarowana! Dobrze, że żyli kiedyś ludzie światli, dzięki którym wciąż istnieją takie perełki. Bardzo bym chciała zobaczyć to "morze" krokusów! To musi być spektakularny widok. Podobnie jak ten spacer między drzewami czy raczej od drzewa do drzewa - chciałabym go zaznać, jednak jestem wręcz pewna, że podobnie jak Ty - szukałabym innej drogi.
    Kotek uroczy - pewnie pomagał wolontariuszom!
    Pozdrawiam najserdeczniej, dobrego, udanego weekendu życzę Tobie i trójce Twoich kociaków! Będę mieć od jutra kota córki u siebie, bo ona jedzie ze swoją przyjaciółką, kolegą i tatą do Gdańska... Będzie się działo, gdyż on gryzie Niczka i Balbinę i jest czarny. :) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasiu, dzięki za komentarz i odwiedziny mimo, że jesteś chora! Mam tylko nadzieję, że czytałaś na komputerze a nie na telefonie ponieważ jeszcze grzebałam w szkicu, gdyż jak zwykle w telefonie wszystko się porozjeżdżało (nie mam pojęcia ki diabeł to powoduje) ale już to wyprostowałam. Krokusy wyglądają tak oczywiście to tylko niewielki fragment https://www.flickr.com/photos/29918047@N05/4443388035/in/photostream/
      Co do chodzenia od drzewa do drzewa to chyba trzeba być szczególnym miłośnikiem tego rodzaju spacerów bo inaczej można zwariować idąc tak kilkaset metrów. Kotek o ile pamiętam był z wolontariuszką, której kawałek widać na zdjęciu i bardzo pomagał, bo wszyscy piali nad nim z zachwytu i wrzucali podwójne datki do puszki. Co do czarnych kotków moja Buffy zwana Misią chociaż jest kotem mikroskopijnych rozmiarów też ma charakterek i tresuje chłopaków, zwłaszcza Baribalka. Współczuję Ci mediacji pomiędzy zwierzaczkami bo z praktyki wiem, że skutek jest znikomy. Życzę zdrówka, odpoczywaj pijąc smaczną uzdrawiającą herbatkę, przesyłam uściski!

      Usuń
    2. No właśnie dlatego, że jestem chora mogę na spokojnie poczytać z laptopa i odpisać. Z telefonu nie mogę się zalogować na konto Google.
      Moja Balbi też jest malutka, zawsze była, zaś Bazyli jest wielki, waży 9 kg, 2 kg więcej niż mój psiak. Uwielbiam kociaki, mają charrrakterrr! Ale będzie OK, byleby mnie nie zżarła to grypa, dam radę.
      Jeszcze dodam a propos postu, że te komnaty też są niesamowite i pięknie pomalowane oraz wyposażone, a biblioteki uwielbiam! Jednak zawsze się zastanawiam, czy ogrzewanie w tamtych czasach "dawało radę"? Może też dlatego, że okropny ze mnie zmarzluch. Jeszcze raz: dobrego czasu!

      Usuń
    3. Co do malunków w komnatach są faktycznie piękne i bardzo szczególne zwłaszcza drzwi no i te delikatne kolory " sfumato" jak mówią Włosi czyli przydymione. Co do ogrzewania to widziałam tylko kominki ale zwiedza się jedynie pomieszczenia reprezentacyjne może w bocznych prywatnych pokojach było coś jeszcze jakieś piece. Powiem Ci że tak jak się wymarzyłam we Włoszech to chyba nigdzie nawet w Szwecji! Kiedy spędzałam pierwsza zimę w Bari które w końcu jest na południu w nocy było tak zimno że nie mogłam zasnąć. Brałam do łóżka trzy butelki wypełnione wrzątkiem i kładłam koło siebie jak woda przestygla nad ranem budziło mnie zimno. W całym prawie 100 metrowym apartamencie w jednym pomieszczeniu był kaloryfer o 6 żeberkach a centralne włączano 2x na dobę na 2 godziny. Wyobraź sobie że miejscowi jakoś z tym żyli. Ja uciekam do Lombardii gdzie przynajmniej każdy ma w mieszkaniu ogrzewanie gazowe też słabo do mieszkania są przewiewne i dużo to kosztuje ale coś jest.Mam nadzieję że Cię nie znudzilam ale to taki koloryt lokalny .🥰🙂☀️

      Usuń
  2. Swietny wpis, cudowna okolica I willa, na gore ciezkoby bylo, tez szukalabym skrotow

    OdpowiedzUsuń
  3. Exploring both Lago Maggiore and Lago Como must provide a fascinating glimpse into the region's natural beauty and cultural heritage. I hope your readers enjoy this new adventure as much as they did your posts on Lake Como!

    I wish you a lovely weekend. You are invited to read my new blog post: https://www.melodyjacob.com/2022/10/how-to-break-out-of-nzu-addiction.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne miejsca opisujesz. Chciałoby się być tam w tej chwili. Willa zachwyca pięknym i eleganckim wystrojem, stonowanymi kolorami i niesamowitymi sufitami. Park trochę mi przypomina ten, który widziałem w Niemczech w Linderhof też był niezwykły. Wiem, że miejsce które opisujesz znajduje się na jeziorem Magiore , ale mamy już na oku nocleg i termin żeby pojechać nad Como wszystko zależy tylko od nogi mojej żony, która po zabiegu ciągle boli i puchnie. mam nadzieję, że do wiosny będzie ok. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie, że wybieracie się nad Como, będę niecierpliwie czekać na Twoją relację. Mam nadzieję, że do tej pory noga Twojej żony przestanie się dawać we znaki, jak by nie było to jeszcze ładnych parę miesięcy. Jeśli chodzi o Maggiore to też jest piękne, zwłaszcza wyspy Boromejskie są nie do ominięcia, ale wszystko zależy od czasu, jaki zamierzacie spędzić we Włoszech i środka transportu, bo w linii prostej jest to niezbyt daleko, więc jeśli czas pozwoli można to pogodzić a z tego co wiem jest pociąg z Como San Giovanni do Laveno- Mombello nad Lago Maggiore i nawet krótko jedzie. Oczywiście do niczego nie namawiam, ani nie próbuję Wam organizować wycieczki, piszę na wszelki wypadek. Życzę miłego dnia a Twojej żonie poprawy zdrowia.

      Usuń
  5. Wspaniałe miejsce, zadbane, zaopiekowanie. Włosi są świadomi piękna swoich zabytków. My się tego uczymy dopiero ostatnimi laty. Jak zawsze opisałaś miejsce należycie i z pasją. Dziękuję za tę wycieczkę i lekcję 😉✌️👌👍😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i komentarz, ja we Włoszech też dużo się dowiedziałam i nauczyłam. Zawsze miałam do tego pasję, nawet myślałam o studiach w dziedzinie historii sztuki albo konserwacji zabytków, ale wyszło inaczej. FAI robi niesamowitą robotę, w każdym ocalonym obiekcie można zobaczyć dokumentację fotograficzną stanu wyjściowego, więc widać co zostało zrobione. Nie raz jest wprost nie do wiary, jakie rudery odzyskały swoją świetność. Na szczęście u nas też coś się dzieje w tym temacie 👍🥰☀️

      Usuń
  6. Jestem zachwycona willą Porta Bozzolo. Muszę przyznać, że jest to wspaniała rezydencja z niezwykłymi wnętrzami w stylu rokoko, które emanują urokiem minionych czasów. Te piękne freski i zabytkowe meble też przykuwają uwagę. Jednak moje serce skradł monumentalny ogród włoski i schody ozdobione balustradami, kwiatami i posągami, które podobnie jak Wkraj'owi, mnie również swą architektura przypominają Park w Linderhof w Bawarii. Wyobrażam sobie ogród wiosną gdy zakwita te pół miliona krokusów. Z pewnością jest to niezapomniany widok.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że to miejsce się spodobało, miałam nawet co do tego pewne obawy, bo zdjęcia jakoś mi nie wyszły najlepiej, więc zastanawiałam się, czy w ogóle o tym pisać. Pogoda tego dnia nie była najlepsza a w pokojach też trudno było coś zwojować, bo ludzie się tłoczyli a trzeba było trzymać tempo i nie zostawać w tyle za grupą. Zerknęłam na park o którym piszesz, faktycznie jest pewne podobieństwo, natomiast mnie te tarasy skojarzyły się z Sans - Souci. W sumie cała posiadłość jest bardzo przytulna, nawet się dziwiłam, że Gian Angelo jeszcze niemal dzieciak, potrafił stworzyć taki dom i ogród dla swojej przyszłej żony, bo podobno wszystko to powstało przed jego ślubem. To fakt, że miał środki, ale w końcu to pomysł jest najważniejszy. Bardzo żałuję, że nie widziałam kwitnących krokusów, nawet myślałam o powrocie do Casalzuigno, ale mając kilka dni wolnych w miesiącu musiałabym się multiplikować, żeby wszędzie dotrzeć mając tyle wspaniałych miejsc do odwiedzenia. Przesyłam serdeczne pozdrowienia!

      Usuń
  7. Ta fundacja ochrony zabytków chyba działa tak prężnie przez ostatnie lata. Mam wrażenie, że rośnie świadomość ogromu odpowiedzialności, jaka spoczywa na nas w zachowaniu dziedzictwa kulturowego. Będąc w Dolinie Aosty trafiałyśmy na wiele odnawianych w ostatnich latach zamków, czasami przez lokalne władze, czasami przez różne fundacje. To bardzo dobra wiadomość. Mam wrażenie, że my nadal jesteśmy w tym zakresie daleko za .... żeby nie było niepoprawnie afro amerykanami :) Twoje wpisy uświadamiają mi jak słabo znam ten region Włoch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. FAI istnieje od 1975 roku w tym czasie przejęli wiele obiektów a niektóre podnieśli z okropnej ruiny jak np. opactwo San Fruttuoso, które było kompletna ruiną. Są to wieloletnie i bardzo kosztowne prace wymagające ogromnych nakładów a wszystko to ze składek. We Włoszech też nie było różowo, ale myślę, że dużo pieniędzy idzie z funduszy unijnych zresztą tak jak w Polsce. Jak będziesz w Aoście to jak będziesz miała ochotę możesz się wybrać do zamku Masino koło Turynu, który tez przejęło FAI. Jest zagospodarowany i wyposażony w meble do tego ma wspaniały ogród podobno to jeden z najciekawszych zamków we Włoszech. Niestety nie byłam znam tylko ze słyszenia. A co do znajomości regionu to ci szczęściarze mają tyle wszystkiego, że aby go poznać trzeba tam mieszkać od urodzenia i dużo chęci do zwiedzania. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.