Torno to śliczne miasteczko położone na prawym brzegu jeziora Como, graniczące z Blevio, o którym pisałam w jednym z poprzednich postów. Niejasna jest etymologia jego nazwy, która po włosku oznacza "wrócę" jedną z hipotez jest to, że ma ona związek z dość ostrym zakrętem, jaki jezioro wykonuje w tym miejscu. Podobnie jak Moltrasio leżące na przeciwległym brzegu, Torno zajmuje uprzywilejowaną pozycję na cyplu półwyspu wrzynającego się w wody jeziora, które w tym miejscu staje się wyraźnie węższe. Jego kręta linia brzegowa i ściana gór zamykająca horyzont sprawiają, że ma się wrażenie, iż w tym miejscu akwen kończy się definitywnie. Jednak jest to tylko złudzenie, ponieważ Como niczym wąż wije się pomiędzy górami, na przemian zacieśnia i rozszerza, więc kiedy statek pokonuje jego następny zakręt, znów otwiera się przed nami szeroka panorama okolicy. Te meandry jeziora możemy podziwiać z pokładu statku a także podczas spaceru w góry, gdy staniemy na jednym z wielu punktów widokowych, skąd można zobaczyć łańcuchy okolicznych wzniesień a pomiędzy nimi turkusowe i błękitne połacie wody.
Torno podobnie jak większość miejscowości w obrębie jeziora, ma starożytne przedrzymskie korzenie. Po upadku cesarstwa zachodniego zaczęły tu napływać celtyckie ludy zaalpejskie i inne barbarzyńskie plemiona; uważa się, że świadectwem obecności któregoś z nich są massi avelli, starożytne grobowce, wykute w wielkich głazach narzutowych. W wiekach średnich Torno było świetnie działającym ośrodkiem wyrobu tkanin wełnianych a jako pięciotysięczne miasto skutecznie konkurowało z nieco większym Como. Tak było aż do 1522 roku, kiedy podczas wojny pomiędzy Mediolanem i Francją mieszkańcy Torno sprzymierzyli się z Francuzami. Ta decyzja miała wysoką cenę, gdyż spowodowała karną ekspedycję mediolańskich najemników pod wodzą stronnika księcia Sforzy, Domenica del Matto. Był to wielki cios dla miejscowości, którą w przeważającej części zniszczono a następnie siłą włączono do terytorium Como. Upadek gospodarczy i dodatkowe ciężary finansowe z tym związane spowodowały odpływ ludności, początkowo do Bergamo i Lugano a w późniejszych wiekach do Francji i Niemiec.
Wspomniałam już, że jest to bardzo malownicza i pełna kwiatów miejscowość, gdzie widać rękę dobrego gospodarza i staranie mieszkańców. Torno nie udaje modnego kurortu, nadal pozostaje miasteczkiem, które oferuje przybyszom spokojny wypoczynek w przyjaznej atmosferze. Znajdziemy tu niewielkie placyki i wąskie uliczki, gdzie otwierają się przed nami nieoczekiwane perspektywy z widokiem na jezioro a w innych miejscach nasze oczy przyciągają urocze detale budynków. Mnie szczególnie zainteresował współczesny, choć ładnie wystylizowany fresk w zabytkowym portyku, przedstawiający scenę zniszczenia Torno podczas wojny w 1522 roku. Lewa strona tego malowidła przedstawia sceny walki na tle płonącego miasta, natomiast po prawej widoczni są protagoniści tego zdarzenia, wśród których prawdopodobnie znajduje się dowódca obrońców, Giovanni Malacrida. Niestety, nie udało mi się znaleźć żadnej informacji na jego temat, oprócz tego, że w miasteczku ma ulicę swego imienia i pochodził z rodu, który przez jakiś czas z ramienia Viscontich posiadał lenno w niedalekim Musso. Potomkowie tej rodziny nadal żyją w Como i okolicy a co więcej jeden z nich Rino Malacrida, od dziesięciu lat jest burmistrzem Torno i przewodniczącym związku okolicznych gmin.
Kościół św. Jana Chrzciciela w obecnej postaci prawdopodobnie jest wynikiem XV wiecznej przebudowy pierwotnej, romańskiej świątyni. Z tego okresu pochodzi piękny marmurowy portal i rozeta a także niektóre elementy wewnętrznego wystroju, natomiast okazała, smukła dzwonnica z XII wieku pozostała w stanie niemal niezmienionym (w XVIII wieku dodano jej hełm i nowe dzwony). Jednonawowe wnętrze kościoła jest podzielone na sześć przęseł za pomocą łuków z dekoracją naśladującą czarno - białe kamienne ciosy, nad jednym z nich umieszczono datę przebudowy - 1494 rok. Prezbiterium jest podzielone na trzy kaplice, ozdobione ładnymi XVII wiecznym freskami, wykonanymi przez malarzy z pracowni braci della Rovere. Oprócz tego w świątyni zobaczymy wiele ciekawych elementów z różnych epok, miedzy innymi elegancką, renesansową kropielnicę, ładny XIX wieczny marmurowy nagrobek Giuseppe Croffa, rzeźbiarza zmarłego w Torno i ciekawy renesansowy fresk, wyobrażający Madonnę z Dzieciątkiem i św. Janem Chrzcicielem.
Po lewej stronie bryły kościoła znajduje się pięcioarkadowy portyk, gdzie umieszczono liczne cenotafy i epitafia. Za portykiem rozciąga się Parco delle Rimembranze (park pamięci) zabytkowa część cmentarza, poświęcona dawnym mieszkańcom zasłużonym dla Torno, ze szczególnym uwzględnieniem patriotów walczących o zjednoczenie Włoch w czasach Risorgimento i żołnierzy poległych na wojennych frontach. Znajdziemy tu cyprysową aleję, gdzie pod drzewami ustawiono słupki z kutego żelaza z militarnymi symbolami i imiennymi tabliczkami przypominającymi o poległych a także pomniki i pamiątkowe stele, na których wyryto ich nazwiska. Są tu monumenty garibaldczyków, żołnierzy walczących na frontach pierwszej i drugiej wojny światowej a także pomnik w kształcie złamanej kolumny, poświęcony pamięci księdza Tomaso Bianchi poety i patrioty, który w 1934 roku zmarł w faszystowskim więzieniu. Szczerze powiem, że zawsze mnie wzruszały te dowody zbiorowej pamięci i szacunku dla tych, którzy o nic nie pytani zostali wyrwani ze swych rodzinnych domów i złożyli życie w ofierze za idee, o jakich często nie mieli pojęcia. Podczas moich wędrówek w każdej, nawet najmniejszej lombardzkiej miejscowości widziałam podobne pamiątki; W zależności od zamożności mieszkańców jest to okazały pomnik, stela albo po prostu skromna, marmurowa tablica z imionami i nazwiskami poległych oraz ich stopniem wojskowym. Czasem na takich tablicach można też zobaczyć zdjęcia tych ludzi, najczęściej są to bardzo młodzi chłopcy, choć zdarza się, że wizerunek przedstawia mężczyznę w sile wieku, zwłaszcza w grupie oficerów i podoficerów. W zjednoczonym państwie włoskim ta pamięć o zmarłych była bardzo ważnym aspektem życia społecznego o czym swego czasu pisałam w moim poście o pomnikach poległych.
Na początku tego posta wspomniałam już, że okolica Torno jet bardzo atrakcyjna dla osób, które lubią wypoczywać w ruchu a przy okazji odwiedzać ciekawe miejsca. Okazję do połączenia tych dwóch rzeczy daje Monte Piatto, to niezbyt wysokie wzniesienie ( niecałe 400 m przewyższenia, licząc od brzegu jeziora) jest fantastycznym punktem widokowym i piękną trasą spacerową. W zależności od tego, czy wybierzemy drogę biegnącą po jego po lewej, czy po prawej stronie, będziemy mieli widok na północną lub południową część jeziora. Na szczycie wzgórza znajduje się niewielki kościół pod wezwaniem św. Elżbiety i przyległy do niego dawny budynek klasztorny. W XVI wieku mieszkały w nim siostry zakonne, jednak pod koniec stulecia z powodu szerzącej się epidemii biskup Karol Boromeusz (przyszły święty) zalecił, by całe zgromadzenie przeniosło się na stałe do Varese. Kompleks nie ma wielkich walorów architektonicznych, ponadto w 1975 roku padł ofiarą pożaru, jednak ze względu na jego wartość historyczną został odbudowany z zachowaniem pierwotnej formy.
Nieopodal kościoła jest ścieżka prowadząca do bardzo ciekawej formacji skalnej mającej kształt ogromnego grzyba zwanej Pietra Pendula, o której pisałam na moim blogu jakiś czas temu. Z tego co wiem są osoby, które uważają go za dzieło rąk ludzkich, co moim zdaniem jest mocno naciągane. Tak czy inaczej, grzyb jest naprawdę bardzo duży, na tyle, że pod jego kapeluszem spokojnie może stanąć kilka dorosłych osób. Ogromnych głazów o dziwnych formach jest tu więcej, są one nieźle opisane a ich położenie oznaczono na turystycznych mapach, więc ktoś zainteresowany raczej nie będzie miał problemów z trafieniem we właściwe miejsce. Na Monte Piatto jest jeszcze jedna atrakcja (niestety znana mi tylko ze słyszenia) a mianowicie Castel d'Ardona. Choć z nazwy można sądzić, że mamy do czynienia z zamkiem, w istocie jest to willa w kształcie gotyckiego kasztelu zbudowana w 1894, która w czasach świetności słynęła z pięknego widoku na jezioro. Do naszych czasów zachowały się jedynie jej mizerne resztki, gdyż po śmierci właściciela opuszczony budynek podupadł i z biegiem czasu zmienił się w ruinę. Miałam wielką ochotę na wycieczkę do "zamku" ale powstrzymała mnie jego fatalna opina miejsca pełnego zagrożeń. Ruiny są niezabezpieczone, więc w takiej sytuacji zawsze coś może człowiekowi spaść na głowę, poza tym teren jest porośnięty zdziczałą roślinnością, pełen wyrw i zapadlisk, niewidocznych pośród chaszczy. Jednak dla mnie koronnym argumentem za zaniechaniem tego planu była informacja, że bardzo często można tam spotkać żmije, które budzą we mnie paniczny lęk, więc byłoby to ostatnie miejsce, gdzie poszłabym z własnej i nieprzymuszonej woli.
Jednak kamienny grzyb i zrujnowany zamek ze żmijami to nie jedyne ciekawostki, jakie można zobaczyć wędrując po Monte Piatto. Pisząc o historii Torno wspomniałam o barbarzyńskich plemionach, które przewinęły sie przez te ziemie i ich grobowcach, znanych jako massi avelli. Nie ma zgody co do tego, kiedy powstały ani kto je pozostawił, co więcej, można je spotkać jedynie na niewielkim obszarze w północnej części Lombardii i przyległego do niej kantonu Ticino. Jest to sprawa tak niezwykła i zagadkowa, że nie mogłam przepuścić okazji, aby te grobowce zobaczyć na własne oczy, więc pewnego dnia pojechałam do Torno specjalnie w tym celu, o czym pisałam tutaj. Była to bardzo ciekawa wycieczka, gdyż okazało się, że po drodze drodze do grobowców można również zobaczyć antyczną bramę z czasów rzymskich, która prawdopodobnie stanowiła część fortyfikacji otaczających ten teren. Co prawda pod względem architektonicznym brama prezentuje się dość skromnie, jednak wielkie wrażenie robi jej wiek i niezwykle precyzyjne wykonanie kamiennych ciosów, z których ją zbudowano. Do bramy prowadzi brukowana droga o nadzwyczaj równej nawierzchni, więc na tym odcinku szlaku idzie się bardzo wygodnie. Ponieważ biegnie on stromym zboczem, ponad drzewami można zobaczyć sporą część jeziora Como, otoczoną łańcuchami gór. Te wszystkie niezwykłe elementy sprawiają, że wycieczka na Monte Piatto to jedna z ładniejszych tras, jakie oferuje okolica jeziora Como a do tego pełna zaskakujących, geologicznych i historycznych niespodzianek.
Es un bello lugar. Te mando un beso.
OdpowiedzUsuńGrazie, un baccio per te!!
UsuńZ Dalmacją mi się kojarzą te widoki, architektura. Cudnie. Jesteś prawdziwą skarbnicą wiedzy o tej okolicy 😉🙂✌️
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa, podczas moich wycieczek korzystałam z książki z opisem szlaków wokół Como. Była nieoceniona jako źródło informacji. Dostałam ją od rodziny jednego z pacjentów na zachętę, żebym się nie bała chodzić po górach w pojedynkę i zadziałało 👍🥰🙂
UsuńDroga Elu!
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty uwielbiam rejsy i zawsze korzystam z okazji, by podziwiać miasto i jego architekturę z pokładu statku. Dla mnie taki rejs jest zawsze niezapomnianą atrakcją. Miasteczko Torno położone nad jeziorem Como jest przepiękne, zachwyca urokiem ale też historią, architekturą i średniowiecznymi kościołami. Ciekawostką tego miasteczka są Święte gwoździe, relikwie związane z męką i śmiercią Jezusa Chrystusa. My Polacy też możemy się jednym pochwalić. Sporo ich się w świecie uzbierało. Piszesz, że korzystałaś z książki z opisem szlaków wokół jeziora Como ale jak przypuszczam, że tam było kilka zdań. Ty zaś napisałaś przepiękny, długi elaborat.
Serdecznie pozdrawiam:)
Kochana Lusiu, faktycznie rejs wzdłuż brzegu to cudowny sposób żeby zawrzeć znajomość z okolicą a później przychodzi pragnienie zobaczenia wszystkiego z bliska. Jeśli chodzi o gwoździe to trudno powiedzieć jak się sprawy mają, ale myślę, że dla ludzi najważniejsze jest to w co wierzą bo w takim wypadku trudno o niezbite dowody. Jeśli chodzi o książkę to zrobiła m wspaniałą robotę, gdyby nie ona to pewnie nie zobaczyłabym połowy tego co widziałam, gdybym sama musiała wymyślać sobie wycieczki, szukać mapek i opisów szlaku. Tu miałam wszystko bardzo dokładnie podane, jakie ścieżki, gdzie jest ujęcie wody, schronisko, kapliczka, zabytkowy budynek czy ciekawe formacje geologiczne. Wystarczyło tylko iść i oglądać na własne oczy albo nie iść ze względu na zagrożenia, jak w przypadku castello d'Ardona. Gdyby nie informacje z tego przewodnika to pewnie by minie tam poniosło a to mogłoby się źle skończyć. Posty raczej piszę z głowy bo dziwnym trafem wszystko bardzo dobrze pamiętam, pewnie dlatego, że wtedy była to jedyna rzecz, którą miałam tylko dla siebie a poza tym zdjęcia świetnie odświeżają wrażenia. Dużo informacji nazbierałam od miejscowych ludzi albo podczas przypadkowych rozmów ze znajomymi a także z lokalnej telewizji, która pod tym względem była naprawdę super. Oczywiście jeśli chodzi o ścisłe dane typu daty, czy wysokości gór i tym podobne, korzystam ze źródeł, bo takie rzeczy trudno pamiętać ale generalnie mam wszystko w głowie i w sercu a to najpojemniejsze szufladki! Przesyłam serdeczności i miłego weekendu życzę!
UsuńJezioro Como i miejscowości, które opisujesz to niewyczerpane źródło inspiracji. Ich cudowne położenie, gra świateł na tafli jeziora i spływające do niego stoki gór czy wodospadów nigdy się nie znudzą. Do tego ciekawe historycznie i architektonicznie miejscowości, które chciałoby się zobaczyć na żywo, a przecież wiem że nie zobaczę tego wszystkiego jedynie kilka wybrznych miejsc.
OdpowiedzUsuńNiestety jest to gorzka prawda, że zawsze zobaczy się jedynie jakąś cząstkę...Ja też ciągle myślę dlaczego nie poszłam tam albo nie pojechałam, przecież powinnam, szkoda i tak dalej. Niestety pięknych i ciekawych miejsc w okolicy było mnóstwo a ja zasadniczo pojechałam do Włoch żeby pracować a co więcej prawie cały czas robiłam tyle dyżurów co na półtora etatu. Zawsze się pocieszałam tym, że i tak zobaczyłam sporo a poza tym miejscowi też wszędzie nie byli chociaż tam się urodzili i mieszkają przez całe życie. Życzę Tobie i sobie powrotu w tamte strony, byłoby super, oby tylko zdrowie nam dopisało. Serdecznie pozdrawiam, mam nadzieję, że u Twojej żony sprawy idą w dobrą stronę, bo u mnie jakby trochę lepiej (tfu, tfu na psa urok).
UsuńDroga Sukienko w Kropki! Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem o Twoich wędrówkach po miejscowości Torno nad jeziorem Como. To niesamowite przebywać w miejscach, które związane są z tyloma historiami. Ciekawe, że miejscowi są przywiązani do tradycji i szanują pamięć przodków. Nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Cieszę się, że tu zajrzałam i mogę zwiedzać razem z Tobą. Pozdrawiam serdecznie 🤗
OdpowiedzUsuńJa również się cieszę bo dzięki temu trafiłam na Twoje blogi. Na razie sięgnęłam do archiwum z okruszkami ciekawe, bardzo ciekawe i ładnie napisane! Co do moich wycieczek miałam dużo szczęścia że mieszkałam w takiej okolicy bogatej w zabytki wszelkiego rodzaju a do tego góry i jeziora wszystko pod ręką, grzechem byłoby nie wykorzystać okazji. Pozdrawiam wzajemnie 🙂🐈
UsuńSukienko w kropki najserdeczniejsze życzenia urodzinowe. Podążaj za swymi marzeniami, opowiadaj nam o tym cudne historie. Wszystkiego najlepszego!🤗
UsuńDzięki za te śliczne życzenia, marzę żeby ruszyć na wycieczkowy szlak, ale to chyba jeszcze musi poczekać. Tymczasem oddaję się wspomnieniom i relacjom z przeszłości a ponieważ to "głęboka studzienka" więc zanim się wyczerpie minie jeszcze trochę czasu. Serdeczności przesyłam!
UsuńElu, piszesz w tak ciekawy sposób o swoich ulubionych miejscach, że nawet bez tych pięknych zdjęć, post byłby bardzo ciekawy. Generalnie - świetna, bardzo dobra, pełna szczegółów i detali całość. Zaczynam tęsknić do gór... Uściski, wpadłam w wir roboty. Nie wiem, w co włożyć ręce.
OdpowiedzUsuńDzięki Joasiu! Życzę powodzenia w ogarnianiu spraw no a jak się da to jeszcze pięknego wypadu w góry. Też bym się chętnie wybrała pod warunkiem, że na szlaku spotkam max 10 osób. Buziaki przesyłam 🥰🙂
UsuńMuszę się wybrać nad jezioro Como, bo jeszcze nigdy tam nie byłam, a nie jest to daleko od miejsca zamieszkania mojej ciotki i włoskiego wuja. Byłaby to miła odmiana od wycieczek skierowanych na architekturę i kulturę w kierunku natury. Choć z tego co piszesz to i w tych małych miejscowościach i można znaleźć wiele śladów przeszłości i sporo dzieł kultury (zauroczyło mnie wnętrze świątyni na 29 zdjęciu). Ciekawa historia o gwoździu z krzyża świętego. A tablice upamiętniające poległych w walkach o wolność spotkałam też w Saint Vincent malutkiej miejscowości, w której mieszka moja rodzina- stoi na głównym placyku i wyszczególnia nazwiska poległych. Też lubię spotykać takie przypadkowe freski na ścianach domów, które jak się okazuje mają swoją historię i były dla mieszkańców lata temu niezwykle znaczące, dziś są śladem pamięci i okruchem epoki, w której powstały. Jak czytam twój obszerny wpis i przypominam sobie twoje komentarze u mnie, iż piszę szczegółowo to zastanawiam się czy nie ma w tym pewnej uszczypliwości (żart oczywiście), bowiem w porównaniu z twoimi wpisami moje są zaledwie liźnięciem tematu :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, nie zgodzę się co do liźnięcia, ale w sumie człowiek pisze co mu duszy gra i to chyba dobrze. Ja czasem próbuję się streszczać, ale zwykle nic mi z tego nie wychodzi. Bardzo polecam Como i okolice ale odradzam lato bo za gorąco i ludzi dużo. Lepiej w kwietniu- maju albo złotą jesienią. Te obyczaje odnośnie honorowania zmarłych zwłaszcza żołnierzy to chyba ogólnonarodowy obyczaj tak sadzę, chociaż moje obserwacje dotyczą północnych regionów. Freski w San Giovanni podobno malował ktoś z pracowni braci della Rovere zwanych Fiammenghini (Flamandowie). Było ich dwóch, Giovanni Battista i Giovanni Mauro, nie byli spokrewnieni z papieżem Juliuszem, rodzina przybyła z Flandrii, stad przydomek. W wielu kościołach Lombardi i w Piemoncie można zobaczyć ich freski, byli bardzo pracowici i oczywiście zatrudniali pomocników. Znowu mam problem z laptopem, gadzina wciąż się zawiesza, co i rusz znika mi to co napiszę, chyba muszę pomyśleć o nowym. Pozdrowionka przesyłam!
UsuńOdpowiedziałaś mi nawet na niezadane pytanie (przyszło mi to do głowy), czy malarze spokrewnienie byli z rodem papieskim della Rovere, zwłaszcza moim ulubionym papa terribile. :) Oj ze sprzętem tak to bywa, ze często płata psikusa. A co do pisania to ja z reguły najpierw piszę a potem usuwam to co wydaje mi się w nadmiarze (ale moje wpisy nigdy nie są tak obszerne, jak Twoje nawet przed korektą, bo też nie mam tak ogromnej wiedzy. Ale to racja, że każdy pisze co mu tam gra w duszy i tak jak lubi. I w końcu zrozumiałam i pogodziłam się z tym, że głównie dla siebie, a dopiero w drugiej kolejności dla innych. Długo nie chciałam w to wierzyć, ani tego przyznać. Ba, pamiętam, jak na jakimś spotkaniu autorskim obraziłam się na pisarkę za te słowa uważając je za brak szacunku dla czytelników, skoro siebie stawia przed nimi. Ale teraz zmądrzałam i przyznaję rację. Piszemy z potrzeby serca, dla zachowania w pamięci a dopiero potem dla podzielenia się z innymi wrażeniami, odczuciami, pięknem, jakiego doświadczamy, czy mądrością, jaką wyczytamy z książek. :) Spokojnego i dobrego weekendu
OdpowiedzUsuńCo do pisania mam dokładnie taką samą motywację, też uważam, że piszemy dla siebie w tym dobrym sensie, bo dzięki temu jest to szczere. Siebie nie okłamujemy, sobie nie musimy koloryzować ani dodawać tego, czego nie ma albo się nie wydarzyło, to trochę jak dziennik naszego życia. Jeśli ktoś z czytelników nadaje na tych samych falach to wychodzi z tego fajne spotkanie, niejednokrotnie bardzo konstruktywne i rozwijające. Natomiast co do pisarstwa to już mnie ta teoria trochę dziwi, ponieważ literatura z zasady jest fikcją, więc tworzenie fikcji na własny użytek a w drugiej kolejności dla czytelnika wydaje mi się nieco bez sensu, tym bardziej, że nikt przy zdrowych zmysłach nie pisze książek do szuflady tylko w celach komercyjnych. Co do braci della Rovere znam Cię na tyle, że byłam pewna, iż takie pytanie zrodzi się w Twojej głowie, dlatego odpowiedziałam z wyprzedzeniem. Poza tym swego czasu kiedy o nich usłyszałam po raz pierwszy też mnie to nurtowało (podobnie jak z Carlo Crivellim) więc sięgnęłam do źródeł. Jeszcze raz pozdrawiam!
UsuńBiegnę z opoznkeiem ale biegne
OdpowiedzUsuń:) jestem ajirat na wyjeździe ale mam internet i chwile dla siebie i nadrabiam zaległości :) Świetnie opisałaś Torno! Aż mam ochotę spakować plecak i ruszyć na wędrówkę po tych malowniczych szlakach, tym bardziej ze znamy Como jak wiesz :) Twoje opisy są tak sugestywne, że czuję, jakbym już tam była :) Szczególnie podoba mi się, jak ujęłaś zmieniające się barwy miasteczka w ciągu dnia - to musi być niesamowity widok! Dzięki za tak inspirującą podróż przez historię i krajobrazy Torno. Postaram się o nim pamiętać będąc następnym razem nad Como :)
Dzięki za odwiedziny, mam nadzieję, że wypad należy do udanych a pogoda dopisała. Torno jest miasteczkiem wartym odwiedzenia podobnie jak Monte Piatto, gdzie w sumie można wejść z prawej strony a na dół zejść lewym zboczem po drodze zobaczyć kamienny jeszcze 🍄 czyli Pietra Pendula i massi avell a do tego wspaniałe widoki na jezioro. Serdecznie pozdrawiam 🙂!
UsuńDzień dobry :) oj tak, wyjazd udał się i to bardzo... Za rok też chcemy tam jechać a nie bawem pierwszy wpis z tego nowego dla nas miejsca :) a w wolnej chwili zapraszam na najniższy wpis też na włoska ziemię ")
UsuńWitam Aniu cieszę się że podróż się udała i z radością przeczytam Twoją relację! Kompletnie zaniedbałam blogosferę ponieważ ostatni tydzień był dla mnie bardzo trudny ale też przyniósł mi dużo satysfakcji. Najgorsze poza mną teraz będzie czas na odpoczynek i relaks w tym oczywiście nadrobienie blogowych zaległości 🥰👍😊
UsuńUrokliwe miasto ładnie pokazane przez Ciebie. Fantastycznie wkomponowane w krajobraz z jednej strony woda, z drugiej góry i mnóstwo kwiatów. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTak, to prawda położenie miasteczka jest fantastyczne dzięki temu jego panorama zyskuje piękne tło. Pozdrawiam wzajemnie!🦋
UsuńWielkie dzięki Elu za całe mnóstwo ciekawostek z okolic Como. Piszesz tak doskonale, że mogłabyś stworzyć całą fascynującą powieść o tym rejonie. Tych widoków i klimatów nigdy dość, przynajmniej dla mnie. Jeszcze tam się pojawię, jak się człowiek zakocha...
OdpowiedzUsuńUlu dzięki za odwiedziny i miłe słowa! To prawda, że trudno się znudzić tą okolicą. Też mam nadzieję, że jeszcze tam zawitasz i podzielisz się wrażeniami. 🥰
UsuńPrzyszłam raz jeszcze obejrzeć Twoje piękne zdjęcia, ale też zapytać, czy wszystko u Ciebie w porządku? Mam nadzieję, że tak, że po prostu jesteś szczęśliwa i zdrowa w realu!
OdpowiedzUsuńI chciałam Ci życzyć wszystkiego najpiękniej spełnionego z milej okazji twoich Urodzin. Uściski i moc serdeczności posyłam do Ciebie, Elu.
Joasiu dzięki za pamięć o moich urodzinach miałam bardzo pracowity tydzień po którym dopiero zaczynam dochodzić do siebie. Miałam zupełnie inny plan, ale życie poszło innym torem i sprawiło mi niespodziankę a ja postanowiłam że nie będę się opierać a co dziwne impulsem był mój sen z gatunku wróżebnych więc nie zostało mi nic innego jak poddać się bez szemrania. Niestety poskutkowało to wielkim zmęczeniem i totalnym brakiem czasu i mocy do ogarnięcia innych spraw. Mam nadzieję, że przeznaczę na to dzisiejsze popołudnie 🥰👍
Usuń