środa, 26 listopada 2025

Lombardia. Sanktuarium dell'Incoronata - renesansowy skarb Lodi.


W poprzednim poście o położonym nad rzeką Adda mieście Lodi, wspomniałam o jego pięknych kościołach. Początkowo miałam zamiar poświęcić im wspólny wpis, lecz zmieniłam zdanie, ponieważ jeden z nich jest tak niezwykły, że zasługuje na to, aby potraktować go w sposób szczególny. Tą świątynią jest Santuario dell'Incoronata, wspaniały zabytek wzniesiony w stylu renesansu lombardzkiego. Jego pełna nazwa to Tempio Civico Beata Vergine Incoronata (Świątynia Miejska Błogosławionej Dziewicy Ukoronowanej), co bezpośrednio wiąże się z jej statusem i historią powstania. 

Sanktuarium wzniesiono przy wąskiej uliczce, dwa kroki od centralnego Piazza della Vittoria i katedry. Historia mówi, że niegdyś w tym miejscu znajdował się budynek tawerny ozdobiony freskiem przedstawiającym Madonnę z Dzieciątkiem w towarzystwie św. Katarzyny. Niestety, domostwo to było przybytkiem pijaństwa, rozpusty i zgorszenia dla dużej części mieszkańców, którzy byli oburzeni faktem, że dzieje się to tuż obok świątyni tak szacownej, jak duomo. Podobno nawet wizerunek Matki Boskiej zapłakał nad tą bulwersującą sytuacją, co uznano za cud – wiele osób przybywało tam, aby się modlić, a ich wiarę umocniły niewytłumaczalne uzdrowienia, które przypisano wstawiennictwu Madonny.

Z tej przyczyny władze Lodi postanowiły, że osoby uprawiające niemoralny proceder zostaną usunięte na obrzeża miasta, a dla przebłagania Boga za popełnione grzechy w tym miejscu stanie świątynia poświęcona Niepokalanej Dziewicy. Ten zamiar zrealizowano w latach 1488–93, przy jej projektowaniu pracował utalentowany lombardzki architekt, urodzony w Lodi uczeń Bramantego Giovanni Battagio. Pracami budowlanymi kierował Gian Giacomo Dolcebuono – o jego randze świadczy fakt, iż miał swój udział przy wznoszeniu mediolańskiej katedry i wspaniałej Certosy nieopodal Pavii (o Certosie pisałam tu Lombardia. Certosa di Pavia, czyli pustelnia nieopodal Pavii.). Ponieważ sanktuarium powstało dzięki decyzji i nakładom obywateli, ówczesny biskup Lodi, Carlo Pallavicino, zadecydował, że po wsze czasy pozostanie ono własnością gminy, czego widomym znakiem są tarcze herbowe miasta, jakie można zobaczyć wśród dekoracji.

Cudowny fresk umieszczono w ołtarzu głównym nowopowstałego kościoła, który konsekrowano już w 1501 roku, lecz prace nad jego upiększeniem ostatecznie zakończono dopiero w latach 60. XVI wieku.

Jak wspomniałam, sanktuarium wzniesiono  przy wąskiej uliczce – patrząc w jej stronę z centralnego placu ponad dachami domów możemy dostrzec jego kopułę i spiczastą wieżę. Ponieważ przylegają do niego budynki mieszkalne, bardzo łatwo jest przeoczyć wejście, które znajduje się pod niewielkim portykiem zamkniętym ozdobną, barokową kratą z furtą pośrodku. W portyku jest dwoje niepozornych drzwi prowadzących do wnętrza świątyni, a obok nich widnieją freski pochodzące z pierwszej połowy XX wieku. Jeden z nich przedstawia legendę o cudownym wizerunku, a drugi położenie kamienia węgielnego pod przyszły kościół, lecz one absolutnie nie zapowiadają tego, co zobaczymy, kiedy wejdziemy do środka.

Budowla swym kształtem miała nawiązywać do opisów świątyni Salomona w Jerozolimie, dlatego wzniesiono ją na planie ośmiokąta i nakryto ośmiopołaciową kopułą. Ponieważ liczba osiem symbolizuje nieskończoność, taki model architektoniczny był przez budowniczych uznawany za najlepiej oddający istotę boskości. Jednak w średniowieczu ta forma nie była wykorzystywana – kościoły zwykle wznoszono na planie krzyża, a sanktuarium w Lodi było pierwszą budowlą tego typu w północnych Włoszech.

Ten oktagonalny plan wymusił wiele innych ciekawych rozwiązań – wnętrze ma trzy poziomy: na pierwszym są nisze, gdzie umieszczono wejścia i kaplice oraz apsyda z ołtarzem głównym. Z tego powodu w kościele nie ma tradycyjnych, wysokich okien a światło dzienne wpada jedynie z góry przez okulus w kopule, mniejsze okulusy u jej podstawy i niewielkie, półprzezroczyste okna w galerii oraz apsydzie. Są jeszcze okrągłe okienka w niszach, lecz one pełnią funkcję typowo ozdobną, gdyż ich szyby przypominające masę perłową przepuszczają niewiele światła. Drugi poziom to empora, gdzie znajduje się wyżej wspomniana galeria przeznaczona dla kobiet, natomiast trzeci stanowi kopuła.

Kiedy tam weszłam, doznałam niesamowitego uczucia, że cała ta przestrzeń wiruje wokół mnie; potrzebowałam dłuższej chwili, aby się z nią oswoić i zrozumieć, czym jest to, na co patrzę. Wnętrze kościoła sprawia wręcz hipnotyzujące wrażenie dzięki rytmicznej powtarzalności kaplic poprzedzielanych pilastrami oraz niewiarygodnej ilości wszelkiego rodzaju ornamentów, wśród których dominuje kolor niebieski i złoty. Jest to prawdziwy horror vacui – nie znajdziemy tu ani jednego skrawka ściany pozbawionej polichromii, obrazów lub złoceń. 

Na przestrzeni wieków wystrój sanktuarium przeszedł pewne zmiany – sklepienie, które (podobnie jak to ma miejsce w galerii) było pomalowane na niebiesko ze złotymi gwiazdami, przemalowano w pierwszej połowie XIX wieku. Była to konieczność, ponieważ wskutek nieszczelności zewnętrznego poszycia kopuły doszło do infiltracji wody deszczowej i jej częściowego zniszczenia. Po zakończeniu remontu malarz Enrico Scuri na zlecenie miasta pokrył sklepienie freskami, przedstawiającymi świętych związanych z Lodi oraz wniebowstąpienie Matki Boskiej co prawdopodobnie bardziej odpowiadało ówczesnym gustom.

Tempio dell’Incoronata jest uważane za przykład doskonałej architektonicznej harmonii, która działa  na tych samych zasadach, jakie mają zastosowanie podczas komponowania muzyki. Ma to potwierdzenie we współczesnych badaniach, które wykazały, że istotnie proporcje świątyni i zachodzące w niej relacje przestrzenne można porównać z muzycznymi interwałami. 

Nie ma w tym niczego zaskakującego – już starożytni Grecy uważali, że matematyka, na której opiera się architektura, ma bardzo ścisły związek również z muzyką. Co więcej, twórca projektu Giovanni Battaggio i współczesny mu wybitny teoretyk muzyki Franchino Gaffurio (wspominałam o nim w poprzednim poście) pochodzili z Lodi i dobrze się znali. Bardzo możliwe, że Battaggio konsultował z nim swoją wizję, co może tłumaczyć niezwykłe oddziaływanie wnętrza sanktuarium na ludzkie zmysły.

Powyżej pisałam o kształcie i wielkości okien – ich rozmieszczenie również może kryć głęboki zamysł mający swe źródło w nauce Pitagorasa i zasadach Akademii Platońskiej, do których tak chętnie odwoływali się artyści Odrodzenia. Uważa się, że wibracje przestrzeni, koloru i światła oddziałują w ten sam sposób co fale dźwiękowe. Jeśli architekt potrafi należycie zastosować zasady, jakie nimi rządzą, jego dzieło sprawia wrażenie podobne do pięknej muzyki; w przeciwnym razie wywołuje uczucie nieprzyjemnego dysonansu.

Nie wykluczone, że zawrót głowy jakiego doświadczyłam po wejściu do wnętrza świątyni, był w pewnym sensie efektem zamierzonym przez jego twórców. Gdy minęło pierwsze oszołomienie, ogarnął mnie nieopisany spokój, który sprawił, że przebywanie w tym miejscu było dla mnie niezwykłym doznaniem nie tylko wizualnym, lecz przede wszystkim duchowym.

W świątyni znajduje się pięć kaplic umieszczonych w bogato dekorowanych niszach: Kaplica Męki Pańskiej, św. Pawła, św. Antoniego Opata, św. Jana Chrzciciela oraz kaplica organowa. W tej ostatniej znajduje się instrument zamknięty w przepięknej szafie z przełomu XV i XVI wieku, będącej jednym z najstarszych zachowanych elementów wyposażenia.

Całe sanktuarium jest nadzwyczaj bogato udekorowane – jednak z pierwotnego renesansowego wystroju do naszych czasów dotrwała jedynie część elementów. Możemy je zobaczyć w postaci złotych ornamentów na pięknym, niebieskim tle zdobiących pilastry i gzymsy wokół ołtarza głównego, na balustradzie kaplicy organowej, w niektórych ołtarzach bocznych i na poziomie galerii.  Wykonano je techniką polegającą na pokrywaniu sztukaterii i drewnianej snycerki złotem, na które nakładano warstwę błękitnej farby. Wypukłe elementy przecierano, odsłaniając złoto, natomiast na płaskich grawerowano wzory metodą graffito, co pozwalało uzyskać efekt lśniących, złotych linii.

Była to technika nie tylko pracochłonna, ale również bardzo kosztowna ze względu na użycie złota, i drożej od niego niebieskiej farby, którą uzyskiwano z lapis-lazuli — minerału trudno dostępnego, a przez to bardzo drogiego. Mimo to już w 1529 roku zdecydowano o radykalnej zmianie wyglądu wnętrza. Inicjatorem prac był książę Mediolanu Francesco II Sforza – dzięki niemu nowy wystrój świątyni powierzono miejscowej pracowni prowadzonej przez dwóch braci Piazza: Martino i Alberto (dziełem tego ostatniego jest piękny poliptyk w kaplicy św. Antoniego).

Talent w rodzinie Piazza przechodził z ojca na syna, dlatego aż trzy pokolenia malarzy o tym nazwisku przez ponad czterdzieści lat pracowały przy dekorowaniu sanktuarium. Najsłynniejszym z nich był Callisto, syn Martina, którego wspierali jego bracia Scipione i Cesare, a później także synowie Muzio i Fulvio. Z przekazów wiadomo, że Callisto nie tylko wykonywał malowidła, lecz także odpowiadał za projekty paneli ołtarzowych i ornamentów, w których wykazał się znakomitą znajomością perspektywy i niezwykłą wyobraźnią.












Przemalowania, jakich dokonano w XVI i XIX wieku, to nie jedyne modyfikacje pierwotnego projektu. Już w XVII stuleciu usunięto niszę, w której mieścił się renesansowy ołtarz główny, a w jej miejscu dobudowano apsydę z dodatkowym balkonem dla chórzystów. Decyzję o tej modernizacji podjął miejscowy arystokrata, a jednocześnie członek miejskiej Rady Dziesięciu, urodzony w Lodi Francesco de Lemene — humanista z wykształcenia, poeta z zawodu, cieszący się wielkim poważaniem współmieszkańców.

Przebudowę przeprowadził Carlo Fontana, architekt pracujący dla papieskiego dworu. (Fontana urodził się nieopodal Como; jak wielokrotnie wspominałam na blogu, była to okolica, z której wywodziło się wielu utalentowanych budowniczych i artystów znanych jako komaskowie lub magistri comacini). Natomiast polichromie w apsydzie wykonał pochodzący z Mediolanu Andrea Lanzani — notabene przyjaciel zleceniodawcy.

Zabytkowy fresk z cudownym wizerunkiem umieszczono w nowej barokowej nastawie. Na szczęście ze starego ołtarza ocalały piękne tablice ze scenami z życia Marii namalowane przez Ambrogia da Fossano zwanego Bergognone (Burgundczyk). W istocie malarz ten urodził się w Piemoncie, a przydomek zawdzięczał faktowi, że w swym malarstwie hołdował wzorcom pochodzącym ze szkoły burgundzkiej. Czasem mówi się o nim, że był współtwórcą lombardzkiego renesansu, jednak jego twórczość zalicza raczej do okresu quattrocenta. 

Kocham malarstwo tej epoki; jeszcze nieco sztywne, lecz w którym wyraźnie czuje się powiew popychający sztukę w stronę antycznych inspiracji. Jest w nim wielki wdzięk oraz słodycz, styl bywa nieco naiwny i nie tak doskonały, jak to, co już czeka za progiem, ale nosi w sobie świeżość poranka i kropli rosy na płatkach kwiatów. 

Malarstwo Bergognone przypadło mi do serca od chwili, kiedy podczas zwiedzania Certosy koło Pawii, zobaczyłam jego fresk przedstawiający przepiękną Madonnę z Dzieciątkiem. W pierwszej chwili zwróciłam uwagę na płaszcz Marii w kolorze intensywnego, nasyconego błękitu – Bergognone, jak każdy malarz tej epoki, sam sporządzał farby, a ta szczególna niebieska barwa była jego znakiem rozpoznawczym. Jednak kiedy moje oczy ogarnęły całość malowidła, szczególnie wrażenie wywarła na mnie twarz Matki Boskiej – nie była to wyidealizowana twarz wybitnej piękności, raczej urocze oblicze młodej kobiety o subtelnych rysach i nieskończenie smutnych oczach. Miałam wrażenie, że choć trzyma na kolanach małe dziecko, te oczy już widzą mękę dorosłego syna, więc na jej ustach nie gości nawet cień uśmiechu… 

Od tamtej pory na terenie Lombardii widziałam wiele dzieł tego płodnego malarza, który przez wiele lat cieszył się dużym uznaniem, co skutkowało licznymi zamówieniami. Porównując jego obrazy, doszłam do wniosku, że postać, którą zobaczyłam na fresku w Certosie, była jego archetypem Madonny, ponieważ można ją odnaleźć na wielu innych wizerunkach. Nie wykluczone, że była to jego ulubiona modelka, a może pewnego razu zauważył w niej wyraz, o jaki mu chodziło, i później korzystał ze szkiców – jak Botticelli, który niezliczonym kobiecym postaciom nadawał rysy nieżyjącej Simonetty Vespucci?

W sanktuarium można zobaczyć cztery panele Bergognone, które pierwotnie zdobiły ołtarz główny, a po XVII-wiecznej modernizacji zostały przeniesione do kaplicy św. Pawła. Po raz kolejny zachwycił mnie kunszt tego artysty – nie tylko w warstwie wizualnej, lecz przede wszystkim z powodu głębi psychologicznej, jaką nadał swoim postaciom.

Zwiastowaniu widzimy Marię jako wiotką, młodziutką dziewczynę, która unosi rękę, broniąc się przed przyjęciem tego, o czym mówi jej anioł, choć jej los już został przesądzony. To ona jest wybranką,  nad jej głową unosi się Duch Święty pod postacią gołębicy, dzięki któremu słowo stanie się ciałem. W Nawiedzeniu Maria pełna powagi i świadoma swego macierzyństwa, zdecydowanym gestem ujmuje ramię również ciężarnej Elżbiety, która niebawem urodzi przyszłego Jana Chrzciciela. Jest w tym obrazie ogromny ładunek emocji – oto spotykają się dwie krewne, dwie przyszłe matki, a ich synowie kiedyś złożą ofiarę ze swego życia i dadzą początek nowej erze w dziejach ludzkości.

Pokłon Trzech Króli to piękna, pełna ciepła scena, w której młoda matka o pulchnych, niemal dziecięcych policzkach, bez zdziwienia czy zaskoczenia, przyjmuje królewskie dary dla swojego maleństwa, które trzyma na kolanach. Jednak najpiękniejsza i najbardziej wymowna jest scena Ofiarowania w świątyni, gdzie widzimy Marię taką, jaką malarz namalował w Certosie i na wielu innych obrazach. Jest to ta sama znana mi smukła postać i smutna twarz, otoczona delikatnymi, ciemnymi włosami. Na obrazie Maria w obecności krewnych podaje swe dziecko kapłanowi gestem, jakim składa się ofiarę. Patrząc na to, co się dzieje, mamy wrażenie, iż tylko ona wie, że w tym momencie zaczyna się wypełniać przeznaczenie jej syna – jeszcze odległe, lecz nieuniknione. 

Cała świątynia i jej niezwykła historia zrobiły na mnie wielkie i niezapomniane wrażenie. Jednak nawet gdyby tak nie było, chętnie pojechałabym do Lodi, żeby zobaczyć te wspaniałe obrazy mojego ulubionego malarza. 

Ostatni panel jest ciekawy również z tego względu, że miejsce, gdzie rozgrywa się scena Ofiarowania jest wiernym przedstawianiem Tempio dell'Incoronata w jego najwcześniejszej postaci. Może trudno to dostrzec na niezbyt wyraźnym zdjęciu, jednak tak jest w istocie. Na obrazie widzimy pierwotny wystój sanktuarium – napisy i błękitno-złote dekoracje – inna jest podłoga, lecz to nie jest dowolność ani błąd malarza, ponieważ obecna posadzka powstała dopiero około 1543 roku. 


Na koniec chciałam jeszcze wspomnieć o trzech interesujących obrazach, które umieszczono na mniej poczesnych miejscach – na ścianach pod organami i pod chórem (zdjęcia niezbyt oddają ich wygląd, ponieważ chroni je szkło, w którym odbija się otoczenie). Dwa z nich przedstawiają Madonnę z Dzieciątkiem; styl, w jakim je namalowano, świadczy o tym, że prawdopodobnie pochodzą z XV wieku. Szukałam jakiejś wzmianki na ich temat, lecz niczego nie znalazłam. Być może namalowali je nieznani malarze, których dzieła nie cieszyły się wielką renomą?

Ja zwróciłam na nie uwagę, ponieważ mimo prostoty warsztatu wydały mi się pełne wyrazu. Zwłaszcza ten, na którym stojąca Matka Boska otula Jezusa połą swego płaszcza, odznacza się dużym wdziękiem i realizmem przedstawianych postaci. 

Moją uwagę przykuł również obraz, na którym Jan i Maria Magdalena podtrzymują martwego Chrystusa. Twórca wspaniale uporał się z tym trudnym tematem – jego Jan ujmujący dłoń zmarłego jest pogrążony w obezwładniającym smutku, natomiast Maria Magdalena rozpacz zmienia w działanie i delikatnym, a jednocześnie pewnym ruchem obnażonego ramienia wspiera jego ciało na swojej piersi.

Wydało mi się to bardzo piękne i wymowne, tym bardziej że muskularny tors Jezusa, dzięki umiejętnie zastosowanemu skrótowi, wygląda, jakby niemal unosił się w powietrzu. Mimo bólu, malującego się na twarzy Jana, ta dziwna lekkość każe zapomnieć o męce, a przypomina o zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu.

Mam wrażenie, że rolę protagonistki na tym obrazie pełni Maria Magdalena – o ile Jan jest raczej bierny, to na niej spoczywa ciężar martwego ciała, które obejmuje gestem niemal macierzyńskim. Cierpienie nie odbiera jej sił, a raczej je wzmaga, by mogła wypełnić swą powinność. Dlatego to ona, jako jedna z pierwszych, podąża do Grobu Pańskiego, gdzie będzie świadkiem zmartwychwstania a później zwiastunką dobrej nowiny. 

Opuszczając kaplicę organową, pomyślałam, że w tej świątyni nic nie jest przypadkowe i nawet obraz schowany w półmroku potrafi przemówić z niezwykłą siłą... Chętnie bym się dowiedziała, kto go namalował, lecz i na jego temat brak informacji. Raczej nie był to Callisto ani inny malarz z rodziny Piazza, bo nie ma tu żadnych podobieństw z ich dziełami, które można oglądać w sanktuarium.   

W poprzednim poście Lombardia. Powrót nad Addę - z wizytą w sławnym mieście Lodi pisałam o zabytkach i bogatej tradycji historycznej tej miejscowości. Jednak nawet na tym tle Tempio Civico Beata Vergine Incoronata okazało się czymś naprawdę wyjątkowym, choć nie będę ukrywać, że przed wycieczką niewiele o nim wiedziałam. Zaskoczyło mnie niesłychane bogactwo jego wystroju, tym bardziej że, jak wspomniałam na wstępie, jest to kościół będący własnością miasta, więc od początku jego istnienia wszystkie ciężary finansowe ponoszą obywatele.

Faktem jest, że świątyni nigdy nie brakowało ofiarnych darczyńców – portrety tych najbardziej znamienitych i zasłużonych można zobaczyć w korytarzu prowadzącym do zakrystii. Sama zakrystia również jest warta uwagi ze względu na bogato rzeźbione XVIII-wieczne meble i wspaniałe rokokowe freski na suficie. To pomieszczenie stylistycznie nieco odbiega od reszty sanktuarium, ale mimo to wygląda pięknie i niezwykle interesująco.

Osoby odwiedzające sanktuarium w sobotę lub niedzielę mogą zwiedzić niewielkie Museo dell’Incoronata, w którym przechowuje się zabytkowe krucyfiksy, naczynia liturgiczne, meble, świeczniki i cenne inkunabuły. Niestety, ponieważ w Lodi byłam w dzień powszedni, ominęła mnie ta możliwość podobnie jak w przypadku muzeum przy katedrze – jednak to, co zobaczyłam, wystarczyło, by Incoronata na długo została w mojej pamięci.



26 komentarzy:

  1. Oh, żeby mieć szansę zobaczyć te cudownosci, lista długa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, najlepiej byłoby zamieszkać w Włoszech i zająć się tylko zwiedzaniem...

      Usuń
  2. No, wielkie wrażenie robią te freski, obrazy i organy. Piękne sanktuarium, niesamowita świątynia.
    Mnie się wydaje, że Maria Magdalena przez wielu artystów była postrzegana inaczej, niż chciał tego Kościół katolicki.
    Pozdrawiam serdecznie Elu. Nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie pada śnieg. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też nieźle śnieży w związku z tym boli mnie głowa, więc pisanie posta szło mi jak z kamienia. Na szczęście udało mi się doprowadzić go do końca, teraz wezmę się za czytanie innych blogów, bo widzę mnóstwo nowości w zakładkach. co do Marii Magdaleny też uważam tak jak Ty, że wolni duchem malarze nieco inaczej patrzyli na kobiety w ogólności. 👍🙂🫶

      Usuń
  3. Jestem pod ogromnym wrażeniem, przepiękna świątynia i wszystko w niej jest niesamowite...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, jest to wyjątkowe miejsce, chociaż zdjęcia tego nie pokazują co widzi oko, bo siłą rzeczy są to tylko małe wycinki. Poza tym wyszły słabo z powodu niedostatku światła a z flesza nie wolno używać.

      Usuń
  4. Niesamowite jest to, że powstanie tak pięknej świątyni zawdzięczamy nieobyczajnej karczmie i oburzeniu mieszkańców. Kto by dzisiaj wspominał taki przybytek? Nietuzinkowy kształt świątyni i jej bogate wyposażenie oraz kolory niebieski i złoty robią ogromne wrażenie. Nie ma miejsca bez zdobień, więc wzrok szuka detalu lub obrazu na którym można skupić się w pierwszej kolejności. Pewnie długo siedziałbym w tej świątyni. Prawdziwa uczta. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że historia jest dość niezwykła, jak i fakt że pijaństwo, bójki a także ruja i porubstwo miały miejsce w domostwie, na którym był wizerunek Madonny. Sanktuarium jest faktycznie wspaniałe i trzeba tam spędzić sporo czasu, żeby je obejrzeć jak należy, ale naprawdę warto. Również serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  5. Beautiful photos, dear friend! Thank you so much for sharing this amazing tour!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you so much, my dear friend! I’m really glad you enjoyed the photos.🫶

      Usuń
  6. Es una bella iglesia. te mando un beso.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gracias por la visita, también te saludo y te envío besos.😘

      Usuń
  7. Wotqj Elu, ależ piękny wpis! 😍
    Naprawdę czyta się to jak opowieść kogoś, kto nie tylko ogląda architekturę, ale ją czuje – i to całą sobą. Masz niesamowity dar przekazywania wrażeń tak, że człowiek ma wrażenie, jakby sam wszedł do środka tego sanktuarium i dostał tego samego „zawrotu głowy”, o którym piszesz.

    I wiesz co? Właśnie za to uwielbiam Twoje posty – za ten miks wiedzy, pasji, emocji i takich drobnych osobistych obserwacji, które sprawiają, że historia i sztuka ożywają. Po prostu wow.

    Aż chce się wsiąść w pociąg i pojechać tam, żeby zobaczyć to cudo na własne oczy. Dzięki, że zabierasz czytelników w takie niezwykłe miejsca i pokazujesz je tak… po ludzku, a jednocześnie z ogromnym znawstwem.

    Piszesz tak, że człowiek od razu przysiada z kubkiem herbaty i przepada. 💛 pozdrawiam serdecznie z bardzo deszczowej Norwegii 😉🌧

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, Twój komentarz sprawił mi wielką przyjemność, cieszę się, że udało mi się choć częściowo pokazać piękno Incoronaty i jej niezwykłą historie i podzielić się emocjami, jakie mi towarzyszyły. Rodzina Piazza wykonała tam ogrom pracy, a jej efekt jest znakomity, ale ja bardzo chętnie zobaczyłabym ten kościół w pierwotnej postaci, nie wykluczone, że efekt byłby jeszcze bardziej piorunujący, jeśli projektant i muzyk osiągnęli swój cel w zharmonizowaniu przestrzeni. We Włoszech problem jest z nadmiarem możliwości, jest tam tyle wspaniałych miejsc i pięknych zabytków, że nie wiadomo gdzie skierować swe kroki, bo wybór jest bardzo trudny. Przesyłam uciski i pozdrowienia, w Ostródzie napadało sporo śniegu, ale wygląda na to że zaraz zniknie....💙🌞😘

      Usuń
  8. Ojaciekręcę, ale wnętrze, jaką kolorystyka 💙🧡... Ostatnimi czasu polubiłam zaglądanie do kościołów (najlepiej, kiedy nikogo w nich nie ma). Pięknie odpisałaś wrażenie z tego miejsca 👍🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, wnętrze po prostu oszałamia. Ja też lubię zwiedzać kościoły w samotności bo wtedy można poczuć ich atmosferę ( a może to są te czysto fizyczne wibracje zaplanowane przez architekta na podstawie matematyki?). Cieszę się, że Ci się podobało, bo z jednej strony chciałabym się podzielić pewnymi wrażeniami, ale czasem trudno mi znaleźć odpowiednie słowa. 💙🌞🫶

      Usuń
  9. Powiem, że to co pokazałaś, wywołało u mnie burzę uczuć: od zdumienia, poprzez podziw aż po coś na kształt żalu, że nie dane mi było obejrzeć te cuda w oryginale- równocześnie połączonego z wdzięcznością, że przybliżyłaś mi to bogactwo doznań. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za te piękne słowa, cieszę się, że udało mi się choć w części pokazać to co sama widziałam. Często myślę jaką szczęściarą jestem, że mogłam zobaczyć to wszystko. Przez pewien czas wynajmowałam mieszkanie z pewną Polką, która wręcz mi powiedziała, że jej szkoda byłoby pieniędzy na wycieczki i zwiedzanie, bo przyjechała zarabiać, a nie wydawać. Jest w tym jakiś sens, ale ja nie żałuję, wspomnień nie można kupić za żadne pieniądze. Serdeczie pozdrawiam 💙😘

      Usuń
  10. Elu!
    Uwielbiam odwiedzać miejsca kultu religijnego i w czasie swoich podróży też je odwiedzam. Oprócz duchowości, traktuję je jako muzea w których mogę przebywać godzinami. Zaprezentowałaś nam prawdziwa perłę renesansu lombardzkiego. Jestem nią oczarowana. Niewiele jest świątyń zbudowanych na planie ośmioboku, o kulistym sklepieniu. Wystrój tego sanktuarium jest niesamowity i cechuje się manifestacyjnym przepychem. Jego wnętrze ozdobiono wybitnymi dziełami sztuki.
    Serdecznie Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Lusiu, to prawda, że zabytkowe świątynie przemawiają do nas na wielu poziomach, jeśli tylko chcemy wsłuchać się w ich głos. Sanktuarium jest naprawdę niezwykłe, a chociaż wolę skromniejsze przybytki to muszę przyznać, że tu nadmiar ornamentów nie budził mojego sprzeciwu. Dobrze, że było tam niewiele osób więc można było skupić się na kontemplacji tego miejsca. Serdecznie pozdrawiam i życzę miłej niedzieli 🫶🫶🫶🌞

      Usuń
  11. Przepiękny przykład architektury sakralnej. Prawdziwa perełka. Rzadko spotykana bryła budowli z niezwykłym sklepieniem, pełen przepychu wystrój, wspaniała kolorystyka... Nic dziwnego, że można tam doznać zawrotu głowy. Jestem wielką wielbicielką architektury religijnej, jej wartości kulturowej, historycznej i architektonicznej. Cudowne zdjęcia, wspaniały post.
    Pozdrawiam serdecznie i dołączam miziaki dla kotków:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i komentarz, ja z tych samych powodów bardzo cenię architekturę sakralną, mojej naturze najbliższy jest styl romański, jednak potrafię się zachwycić budowlami z innych epok. Sanktuarium mnie urzekło, ponieważ mimo wielkiego natłoku dekoracji czuje się w nim szczerość artystów i darczyńców, jakby w ten sposób nie tyle chcieli dodać jej blichtru co składali swe wyznanie wiary. Dziękujemy za mszanianki i pozdrowienia i oczywiście z wzajemnością ! 💙🐈🐈‍⬛🐈‍⬛

      Usuń
  12. Bardzo lubię oktagonalne kształty, niemal tak bardzo jak wszelkiego rodzaju rotundy. Może to jakaś ukryta obawa przed kątem ostrym. Bardzo też lubię kolor niebieski. Miałabym co podziwiać w owej świątyni, choć to horror vacui z jednej strony zachwyca i wprawia oko w pląs i sama już nie wiesz, na czym skupić wzrok, z drugi powoduje pewną nerwowość, bo chciałoby się złapać po powieki tak wiele na raz. Od razu przypomniała mi się Mediolańska Kaplica sykstyńska u Św. Maurycego. Oczywiście nazywanie czegoś drugą Sykstyną czy kolejną Wenecją to przesada, ale też świadczy o tym, iż coś jest tak fantastyczne, że przez samo przyrównanie innego dzieła nabiera ono większej wartości.
    Fantastycznie jest odnajdować nowego malarza, poznawać jego dzieje a potem trafiać na kolejne jego obrazy. Przyznam, że mnie nie był on znany. Zajrzałam zatem na stronę internetową aby obejrzeć parę obrazów. Bardzo ładne. Wyczytałam też, iż najwięcej jego dzieł znajduje się w Muzeum w Bergamo. Może kiedyś uda mi się tam dotrzeć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, ja też uwielbiam rotundy i oktagony, myślę, że w tym, co mówi teoria architektury na temat tego specyficznego kształtu i tego, że kryje się niej harmonia mundi, może być dużo racji. Pisali o tym Pitagoras i Platon a najważniejsze świątynie jak choćby panteon, budowano na planie okręgu. Co do reszty to wrażenie z sanktuarium przypominało mi V symfonię Beethovena gdzie pierwsze dźwięki niemal zwalają człowieka z nóg a później głosy wszystkich instrumentów po kolei wyśpiewują swą melodię w prawdziwie niebiańskiej harmonii. Tak samo i w sanktuarium — kiedy pobędzie się tam chwilę, ogarnia człowieka spokój i można smakować poszczególne detale. Niebieski kolor działa bardzo kojąco, a ponieważ światło pada z góry, ma się wrażenie, że ten błękit nie tyle jest na ścianach, ile po prostu wypełnia całą przestrzeń, niczym dym, czy mgła. Przywołałaś w komentarzu św. Maurycego, wiem, że nie byłaś nim zachwycona, szczerze mówiąc ja też nie, chyba ze względu na rozmiary, bo brakowało mi tam harmonii, czułam się trochę jak na wystawie, gdzie się chodzi od obrazu do obrazu. O wiele bardziej przemawia do mnie Incoronata albo Cappella degli Scrovegni, w której mimo nieciekawej przestrzeni ogarnia człowieka niemal niebiański spokój, w czym być może ma swój udział właśnie paleta kolorów. W Bergamo warto się zatrzymać na dzień czy dwa, bo miasto ma sporo do zaoferowania, z Gdańska na Orio al Serio dolecisz tak samo dobrze, jak na lotnisko Malpensa a dojazd do Mediolanu jest zupełnie bezproblemowy. Dzięki za komentarz i pozdrawiam, wieczorem zajrzę do Ciebie, bo zauważyłam nowego posta.

      Usuń
  13. Nie jestem tak wrażliwa na sztukę jak ty Elu, ale i na mnie wnętrze i wystrój świątyni zrobił ogromne wrażenie. No i ciekawa historia jej powstania. Zawsze też jestem pod wrażeniem pomysłowości i zdolności dawnych mistrzów, którzy nie dysponowali takimi środkami jak dziś, a powstałe dzieła są wybitne i zachowały się przez wiele wieków.
    Dzięki za to piękno! Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulu, dzięki za komentarz, ja jestem wzrokowcem i pewnie dlatego bardzo lubię malarstwo. Lodi niesamowicie mnie zaskoczyło, nie spodziewałam się tego co tam zobaczyłam, tym bardziej, że nie jest zbytnio rozreklamowane. To prawda, że architekci i artyści mieli niesamowitą wiedzę, dzięki której pozostawili nam taki wspaniałe dziedzictwo. Ja również pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.