niedziela, 10 sierpnia 2025

Mazurskie historie. Dłużki, czyli problemy z nadmiarem wyobraźni.

Nie da się ukryć, że ostatnio zaniedbałam blogosferę i oprócz relacji z wycieczki do Poznania (LINK do posta), nic nowego nie napisałam. Co prawda czytałam posty na zaprzyjaźnionych blogach, które pojawiały się w zakładce, gorzej było z komentowaniem i prawie zawsze robiłam to z opóźnieniem. Jednak w tym czasie nie leniuchowałam — wręcz przeciwnie! Wpływ na to miał fakt, że pod koniec czerwca po raz kolejny okazało się, iż z moją "Sukienką w kropki" dzieje się coś dziwnego  nowe posty nadal nie są indeksowane, a część starszych zniknęła z wyszukiwarki z powodu różnych błędów, które wciąż mi wytykał GSC. W żaden sposób nie mogłam zrozumieć przyczyny tego stanu rzeczy, gdyż przez wiele lat wszystko działało dobrze. 

W związku z tym postanowiłam udać się po pomoc do AI, po analizie okazało się, że problem pojawił się w momencie, kiedy na moim blogu włączyłam wersję na komórki (szablon, z którego korzystam ma taką opcję, ale wszystko wskazuje na to, że jego kod nie działa prawidłowo). Metodą prób i błędów musiałam wszystko przeorać i dokonać wielu zmian, usuwając część elementów i wprowadzając nowe.  Był to ogrom pracy i mozolnego dłubania oraz wielu konsultacji z Alem, jak nazywam mojego sztucznie inteligentnego, wirtualnego kolegę. Niestety Al sam nadal się uczy, więc popełnia różne pomyłki, które wymagają poprawy, dlatego wszystko bardzo się przedłużało. Finalnie skończyło się na tym, że usunęłam mobilną wersję bloga i zastosowałam szablon responsywny, w którym treść posta można ręcznie rozszerzyć tak, aby zajmowała szerokość ekranu w telefonie. Poza tym usunęłam stare archiwum, a stworzyłam strony z linkami do wszystkich postów z podziałem na lata i miejsca, jakich dotyczą. Na koniec przeanalizowałam i uporządkowałam tagi, usuwając te, które były zbędne lub odmienne w formie, lecz zduplikowane co do treści. Była to najważniejsza część mojej pracy, a ponieważ nie chcę nikogo zanudzać, poprzestanę na tym ogólnym zarysie. Tak czy inaczej, po wszystkim należał mi się większy haust świeżego powietrza, więc postanowiłam, że nadszedł czas, aby udać się na łono przyrody.






Na szczęście pogoda się poprawiła i można było pomyśleć o wypadzie poza za miasto bez obawy, że człowiek wróci zmoczony do suchej nitki. Od czasu kiedy w kwietniu razem z Martą szukałam w Rapatach śladów Smętka (relacja z naszych poszukiwań jest TUTAJ), miałyśmy plan odwiedzenia sąsiedniej wioski Dłużki, położonej nad dwoma niewielkimi, lecz malowniczymi rynnowymi jeziorkami otoczonymi lasem. Jedno z nich (można je zobaczyć na zdjęciu tytułowym) nosi nazwę Dłużek Mały i jest dobrze widoczne z drogi krajowej nr 16 łączącej Olsztyn i Ostródę. Drugie większe, położone równolegle, nazywa się Dłużek, nie widać go na pierwszy rzut oka bo zasłaniają je drzewa, a trzecie leżące po przeciwnej stronie szosy, jest ukryte w lesie. To tajemnicze trzecie jeziorko ma trochę dziwną nazwę — Pieniążek, ale ponieważ nieopodal mamy też jezioro Szeląg (pisałam o nim w TYM poście), więc można rzec, iż obracany się w tych samych, monetarnych klimatach.

Do Dłużek wybierałyśmy się przez trzy miesiące, ponieważ albo pogoda nie była odpowiednia, albo inne ważne przyczyny stały nam na przeszkodzie. Tym razem sytuacja sprzyjała realizacji naszego planu, więc w sobotę po śniadaniu wyruszyłyśmy na tę długo wyczekiwaną wycieczkę. Niestety — okazało się, że choć plan był dobry, to jego realizacja nie przyniosła nam spodziewanej satysfakcji. Co prawda, kiedy wysiadłyśmy na parkingu przy "16" leśna droga dość szybko zaprowadziła nas nad jeziorko Pieniążek, jednak okazało się, że prawdopodobnie w jedynym miejscu skąd można je oglądać, stoi kilka stosunkowo nowych, drewnianych domów. Domy, choć okazałe i z pewnością całoroczne, wyglądały na takie, gdzie nikt nie mieszka na stałe. Ponieważ posesje, na których je wzniesiono, otoczono płotami stanowiącymi jeden ciąg, nie miałyśmy szansy dotarcia nad wodę. Co gorsza, w pobliżu nie zauważyłyśmy żadnej drogi ani ścieżki, którą można by pójść dalej i przejść na przeciwległy brzeg jeziora. Pomiędzy domami niewiele mogłyśmy dostrzec, więc rozczarowane (nie zrobiłyśmy nawet jednego zdjęcia Pieniążka), wróciłyśmy do głównej drogi, by udać się do właściwej wioski.








Po przejściu na drugą stronę szosy, powędrowałyśmy boczną drogą wzdłuż brzegu pierwszego jeziora i niebawem dotarłyśmy do Dłużek, które wioską pozostały chyba tylko z nazwy. Wszystko wskazywało na to, że również ta ich część ma charakter raczej letniskowy, ewentualnie mieszkają tam osoby, pracujące gdzieś w okolicy. Dłużki są niewielkie i z tego co wiem, liczą zaledwie dwadzieścia siedem budynków. Z dawnych mazurskich domków zbudowanych z czerwonej cegły pozostały tylko dwa, reszta jest nowa lub po przebytej restrukturyzacji skutecznie ukryła się pod kolorowym tynkiem, tracąc swój pierwotny charakter. 

Mimo wszystko jest to ładna i zadbana miejscowość, chociaż podobnie jak nad Pieniążkiem nie ma tu dostępu do linii brzegowej. Z tego co wiem, na Warmii i Mazurach powoli staje się to powszechnym obyczajem, mimo że w teorii prawo tego zabrania. Dawni właściciele, którzy uprawiali grunty nieopodal swojego domostwa, nie stosowali takich praktyk, jednak osoby kupujące działkę nad jeziorem dla celów rekreacyjnych, nie życzą sobie, żeby jakiś intruz naruszał ich prywatność.







Na początku wioski droga, którą przyszłyśmy, rozwidla się. Po prawej stronie nadal biegnie wzdłuż jeziora Dłużki Małe i prowadzi do lasu, natomiast jej lewe ramię jest położone bliżej drugiego akwenu —  jeziora Dłużek, czyli tego, którego nie widać z szosy. Tu również napotkałyśmy kilka bardzo atrakcyjnych posesji, jedna z nich wyróżniała się w sposób szczególny pięknie zagospodarowaną działką i klimatycznym domostwem, pokrytym strzechą. Jeśli chodzi o dostęp do wody, sytuacja przedstawiała się jak w poprzednich miejscach — był to ciąg działek przylegających do siebie i ogrodzonych płotami. Jedyna, która była jeszcze niezabudowaną łąką, na wysokości metra od ziemi miała plastikową taśmę, rozciągniętą pomiędzy palikami, co było wyraźnym sygnałem, że jest to własność prywatna. 

Nie byłyśmy tym zachwycone, gdyż poza wioską także nie było żadnej ścieżki wzdłuż jeziora, więc również i tu mogłyśmy na nie popatrzeć tylko z daleka. Za to bardzo nam się podobał pomysł ustawienia w rozwidleniu dróg ładnej altany piknikowej i kominka do grilla, gdyż uznałyśmy, że jest to świetne miejsce spotkań lokalnej społeczności, a także odpoczynku dla zdrożonych piechurów. 









Postanowiłyśmy, że podobnie jak podczas wycieczki do Rapat, przy okazji pójdziemy na spacer do lasu, ale i tu spotkał nas lekki zawód. Las w tym miejscu nie był zbyt ładny, poza tym przy drodze spotkałyśmy różne śmiecie rzucone przez lekkomyślnych spacerowiczów. Piaszczysta droga była rozjeżdżona i nosiła ślady ciężkiego sprzętu, służącego do wyrębu oraz transportu drewna, co nie dziwiło, zważywszy, że nieopodal Dłużek od niepamiętnych czasów funkcjonuje duży tartak. W lesie było duszno, gorąco i zupełnie cicho, ptaki już wysiedziały swe jaja i nie zajmowały się śpiewaniem, lecz zdobywaniem pożywienia.

Byłyśmy dalekie od zachwytu Dłużkami, jednak taka przechadzka zawsze ma ten plus, że mimo wszystko jesteśmy w bliskim kontakcie z przyrodą, więc nie miałyśmy powodów do szczególnego narzekania. Mogłybyśmy dłużej pochodzić po lesie, gdzie podobno jest jeszcze jedno większe jezioro Mielnik i kilka oczek wodnych, jednak nie widziałyśmy w tym większego sensu, gdyż podejrzewałyśmy, że prawdopodobnie są niedostępne z powodu szuwarów zarastających ich nieuczęszczane brzegi. Poza tym w dzisiejszych czasach włóczenie się po chaszczach nie jest zbyt rozsądne z uwagi na kleszcze — chociaż starałyśmy się chodzić po ścieżkach, Marta i tak przyniosła do domu jednego, który ukrył się w jej w skarpetce.


Naszą wycieczkę zakończyłyśmy przy drodze krajowej łączącej Olsztyn z Ostródą, w miejscu, gdzie na krańcu jeziora Dłużki Małe znajduje się dostęp do wody i mikroskopijna plaża. Szczerze mówiąc, widok tej okolicy więcej obiecywał, niż miał do zaoferowania. To mi przypomniało przysłowie, mówiące o tym, że należy uważać, o czym się marzy, bo niewykluczone, że ponosi nas wyobraźnia. Ja właśnie tak się poczułam, gdyż oczekiwałam spaceru brzegiem jeziora z widokiem na jego lśniącą taflę, w której odbijają się białe obłoki. Rzeczywistość zweryfikowała moje wyobrażenia, ale bądźmy szczerzy — nie jest winą rzeczywistości, że cierpię na nadmiar wyobraźni...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.