Dach Katedry okazał się jedną z najmilszych niespodzianek, jakie Mediolan kryje w swoim zanadrzu. Kiedy zaczęłam poznawać miasto, nie miałam pojęcia o tej atrakcji, gdyż oglądając kościół z zewnątrz, skupiałam się przede wszystkim na jego niezliczonych detalach architektonicznych. Mediolańska katedra swój obecny kształt przybrała (zważywszy na jej długą historię) w zasadzie niedawno i chyba bije rekord pod względem ilości posągów, płaskorzeźb, pinakli i ażurowych attyk. Patrząc na to niezmierzone bogactwo, nie zastanawiałam się nad obecnością niewielkiej, brzydkiej budki przyklejonej do bocznej ściany i napis „salita” czyli wejście na górę.
Jednak pewnego razu, zupełnie przypadkowo patrząc z większej odległości na katedrę, pomiędzy pinaklami zobaczyłam ludzkie sylwetki. Zapytałam jakiegoś przechodnia, co robią te osoby na dachu? Otrzymałam bardzo wyczerpującą odpowiedź i dzięki temu dowiedziałam się, że dach jest dostępny dla zwiedzających, można się tam dostać windą albo po schodach (wejście to była właśnie owa tajemnicza budka) i że warto się tam pofatygować. Oczywiście, nie trzeba było mi tego powtarzać dwa razy. Przekonałam się na własne oczy, iż warto było pokonać 201 stopni schodów (stromych, wąskich i pełnych zakrętów) żeby znaleźć się na dachu. Jest on zupełnie inny niż można by oczekiwać - pokryty nie dachówką lub miedzianą blachą, lecz płytami z marmuru, tego samego, którym oblicowano całą Katedrę. Dla przeciętnie sprawnej osoby wejście na dach nie jest szczególnym wyczynem a stopnie pokonuje się nadspodziewanie szybko. Jedynym utrudnieniem jest wymijanie innych ludzi, zwłaszcza na licznych zakrętach, gdyż chwilami robi się tu naprawdę tłoczno.
Natomiast po dotarciu do celu, przed zwiedzającym otwierają się doprawdy nieoczekiwane i zaskakujące perspektywy. Jest to niesamowite uczucie, kiedy można zobaczyć z bliska te wszystkie detale, subtelne niczym koronka, posągi świętych, męczenników i fantastyczne w formie rzygacze. Dach składa się z ułożonych piętrowo tarasów, gdzie przy dobrej pogodzie krążą tłumy zachwyconych turystów. Nad prezbiterium znajduje się dodatkowa konstrukcja w kształcie misternej wieży, zwieńczona pozłacaną figurą Madonny. Mieszkańcy Mediolanu są z niej bardzo dumni i nadali jej pieszczotliwą nazwę „Madonnina”.
Z góry rozciąga się przepiękny widok na dachy miasta, Plac Duomo i pobliską Galerię Wiktora Emanuela. Podczas mojej pierwszej wizyty miałam to szczęście, że dzień był pogodny i mogłam podziwiać łańcuch ośnieżonych Alp na horyzoncie. Jednak największe wrażenie zrobiły na mnie ażurowe przypory, ciągnące się na kształt tuneli wzdłuż głównego korpusu Duomo, na wysokości pierwszego tarasu. Krążąc po dachu i podziwiając ogrom pracy architektów i rzeźbiarzy, nabrałam szacunku dla mieszkańców Mediolanu i ich determinacji w chęci uczynienia ze swojej katedry czegoś niepowtarzalnego, chociaż muszę przyznać, że osobiście nie do końca mi się ona podoba, ponieważ mojemu sercu bliższe są budowle w innym stylu. Po tej pierwszej przechadzce jeszcze kilkakrotnie byłam na dachu Duomo, aby popatrzeć z góry na miasto i po raz kolejny szukać interesujących detali, jakie być może umknęły moim oczom.
Dzięki temu, mogłam go zobaczyć w delikatnym błękicie letniego dnia, wydobywającego naturalny, biało-różowy kolor marmuru i później, podczas przepięknego, jesiennego popołudnia (było to niezapomnianym przeżyciem) gdy pomarańczowy blask zachodzącego słońca nasycał marmur barwą miodu a niebu dawał odcień ultramaryny. Jednak najbardziej fascynowało mnie to, że miałam wrażenie, iż architektura i zwiedzający stanowią w pewnym sensie odrębny świat, małą próbkę społeczności, zawieszoną w przestworzach. Podobnie jak na placu u stóp Katedry, również na dachu można zobaczyć zarówno karne wycieczki z przewodnikiem, zadumanych samotników, flirtujące pary i wygłupiające się dzieciaki. Ludzie jedzą, opalają się i robią zdjęcia a wszystko to dzieje się w milczącej asyście niezliczonych posągów i wszędobylskich gołębi...
Oglądnęłam na picasie zdjęcia, musiałam już je przecież widzieć, ale jednak nie pamiętałam, warto było powtórzyć;)
OdpowiedzUsuńa teraz idę nadrobić zaległości w czytaniu;)
Bardzo ciekawie opisalas dach tej mediolanskiej katedry, coz za urok te koronkowe, azurowe czy jak je tam zwac zwienczenia katedry. Mam nadzieje kiedys wrocic do Wloch i Mediolan to jedno z miast obok Florencji, ktore chcialabym zobaczyc!
OdpowiedzUsuńNiezwykłe wrażenia!Co za bogactwo form. Rozumiem i podzielam Twój zachwyt. BBM
OdpowiedzUsuńIkroopka- może rzeczywiście nie widziałaś, bo choć to stary wpis to kiedy go zamieszczałam nie miałam albumu na Picasie tylko na fotoforum i było ich dużo mniej. Chciałabym napisać coś nowego, ale mój ogródek wysysa ze mnie całą energię!Za to Ty zrobiłaś wspaniałe wycieczki, widziałam i gratuluję!
OdpowiedzUsuńWildrose, warto zwiedzć Mediolan, ale nie zapomnij o Jeziorze Como!
BBM Pozdrawiam Babciu! Mimo iż mnie kręci styl romański, to faktycznie nie sposób pozostać obojętnym!Jak widzisz jeszcze Cię nie ma z zakladkach ale to nie przez zapomnienie, tylko robię to na raty bo ulubionych blogów nazbierało mi się co nieco a przenoszenie linków trochę trwa.
Ogródki tak mają, nie daj się;)
UsuńTak właśnie mają, potwierdzam ;) Ogródki, ogrody, mniejsze i większe, to prawdziwa stugłowa hydra! Prace nigdy się nie kończą. Thoreau powiadał, że to nie ty posiadasz farmę, ale farma ciebie i właściwie odziedziczenie ziemi nie różni się niczym od pobytu w więzieniu stanowym ;) Właśnie czytam "Walden" na pocieszenie, stąd ta dygresja. Ze zmęczenia myśli mi się plączą, więc napiszę trochę chaotycznie:
Usuń- zdjęcia Twoje przepiękne i żadnych zniekształceń czy innej "pikselozy" na nich nie widać. W ogóle się tym nie martw, bo problem jest najprawdopodobniej właśnie po stronie karty graficznej Twojego laptopa. Ja odbieram je idealnie, podobnie jak na blogu przyrodniczym, który wskazałaś.
- podobno Berlusconi kiedyś został zaatakowany (?) - rzucono w niego... modelem katedry mediolańskiej ;) Nie powinnam się śmiać, ale to przekomiczne :) Te wszystkie spiczastości, iglice, pinakle, wimpergi... ona przypomina mi takie baśniowe morskie stworzenie, całe kolczaste.
PS - i ja najbardziej ze wszystkich lubię styl romański. Piękno w prostocie, funkcjonalność, wielkość na miarę człowieka, lokalne materiały - u nas na południu piaskowiec, kostka wapienna, na północy, gdzie morenowe głazy narzutowe - budowano z polnego kamienia. Właśnie mam w planach małą wyprawę do jednego z takich romańskich kościołów.
Serdeczności :)
Ada. Dzięki za uwagi co do zdjęć. Natomiast co do stylu romańskiego, wiem nie od dziś, że podzielasz mój entuzjazm dla niego i bardzo mnie to cieszy. W związku z tym postanowiłam, że w najbliższym czasie zrobię wpis o pewnym opactwie, który zapewne Cię zainteresuje. W sprawie Berlusconiego: to fakt, że otrzymał niezły cios, ale przyznam, że w tym wypadku moje współczucie dla cierpień bliźniego usnęło snem kamiennym. Organicznie nie znoszę tego człowieka, to dwulicowy pajac pozbawiony moralności, grający na najgorszych cechach swojego narodu. Myślę, że gdyby żył w innych czasach i uwarunkowaniach politycznych, wyprowadziłby Włochy na manowce bardziej niż to zrobił Duce (zresztą jak sądzę jest to jego idol, choć nie mówi tego głośno). A ja "dla odprężenia" (ha,ha) czytam "Millenium" i właśnie mi przypomniałaś, jak to włoskie feministki manifestujące przeciwko Silvio i jego poczynaniom obnosiły hasło " Lisbeth Salander zajmij sie tym"! Ja też bym się nim chętnie zajęła i osadziła w loszku o chlebie i wodzie na wiązce słomy. Co do ogródka, prawdą jest że to co najbardziej kochamy, posiada nas w stopniu nieograniczonym. Pozdrowienia i pracujmy póki sił, bo nie ma słodszego stanu, niż zmęczone ciało i wolny umysł!
OdpowiedzUsuńPięknie napisane o tym "odrębnym świecie" na dachu katedry. :-)
OdpowiedzUsuńJa w Mediolanie nigdy nie byłem, chociaż Włochy już parę razy odwiedziłem. Nigdy mnie jakoś nie ciągnęło do tego wielkiego miasta. Ale katedrę Duomo muszę kiedyś zobaczyć, rzeczywiście powala swoim ogromem detali, ozdobień itd...
Pozdr.
P.S. Piękne ta Twoja Italia, u mnie na razie klimaty polsko-czesko-słowackie, ale Włochy tez niedługo się pojawią. :-)
Witam na moim blogu i dziękuję za sympatyczny komentarz. Mediolan rzeczywiście jest nieco na uboczu głównych szlaków turystycznych ale istotnie warto tam wdepnąć, tym bardziej że niedaleko są przepiękne jeziora Como i Maggiore (a może już tam byłeś?)ktore trzeba zobaczyć koniecznie!
OdpowiedzUsuńNapisałam długi komentarz pod jednym z poprzednich wpisów, ale mi go pożarło :(. Z ciekawością czytam twoje wpisy na temat Mediolanu, które dla mnie jest tabula rasa. Od rodzimych Włochów słyszałam - Mediolan- nic ciekawego, ale albo to lokalne patriotyzmy, albo sami nie wiedzą co posiadają. Przyznam, że ja także myśląc Mediolan- myślę Katedra i Ostatnia Wieczerza Leonardo, którą bardzo chciałabym obejrzeć, ale wiem, że to nie takie proste; umawianie się dużo wcześniej a potem i tak można się nie "załapać". Zdjęcia z dachu i na dachu Katedry są fantastyczne. Mamy coś w siebie, że zazdrościmy ptakom i lubimy spoglądać z góry. No i te cudowne architektoniczne szczegóły. Marzy mi się zdobycie pewnej Katedry od "góry", ale z powodu tego wspinania się po dużej ilości schodów - na razie odpuściłam. Natomiast wspinałam się na Bazylikę Św. Piotra w Rzymie- przeżycie niesamowite (nawet, jeśli pewien odcinek trasy pokonuje winda). Podczytuję twoje wpisy - zwłaszcza te o Mediolanie, szukając kolejnych podróżniczych inspiracji. Pozdrawiam Małgosia (guciamal)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, bardzo Ci dziękuję za komentarz. Kiedy opisuję moje wrażenia, zawsze mi się marzy że ktoś to przeczyta i zechce dane miejsce zobaczyć na własne oczy... Mediolan (na co zwracałam uwagę w jednym ze wpisów) stanowi chyba odrębną kategorię we włoskim pejzażu, gdyż w niczym nie przypomina innych miast. Jednak jest tu wiele ciekawych rzeczy do zobaczenia nie licząc Tych, o których wspomniałaś, są też bardzo interesujące muzea i przepiękne kościoły. Do tego nie sposób (będąc tak blisko ) nie zajrzeć nad jezioro Como i Maggiore. Najlepszym rozwiązaniem było by zakwaterowanie się gdzieś nad Como na kilka dni (np we wrześniu, kiedy jest mniej turystów) aby stamtąd urządzać wypady. Natomiast wspinanie po licznych schodach o dziwo, nie jest takie straszne jak by się mogło wydawać. Anna, blogerka która pisze "Moje spotkania z historią" (zakładka na miom blogu, polecam) pokonała 700 schodów na wieży w Cremonie a ja sama wdrapałam się na podobną w Veronie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUsuń
gdzieś mnie wcięło i nie umiałem się znaleźć, ale już teraz szybko wracam na wycieczkę po italii...
OdpowiedzUsuńW takim razie witam ponownie i pozdrawiam wiosennie!
Usuń