wtorek, 15 maja 2012

Lombardia. Civate, opactwo San Pietro al Monte.



Jadąc drogą z Como do Lecco, po lewej stronie mijamy ciąg zielonych wzniesień, które stanowią pierwszy łańcuch Prealp. Jest tu wiele ciekawych miejsc i interesujących pieszych szlaków turystycznych. To pasmo często jest nazywane naturalnym balkonem Lombardii, ze względu na piękne widoki, roztaczające się z górskich szczytów w większości liczących ponad 1000 m n.p.m. W pobliżu Lecco znajdują się dwa z nich: Monte Cornizzolo i Monte Rai, tu też zaczynają się liczne ścieżki, prowadzące na okoliczne wzniesienia oddzielające płaską dolinę Padu od alpejskich olbrzymów.

W pogodne dni, Lombardia widziana z góry, wygląda bardzo pięknie. Błękitno -zielona, na ogół jest spowita leciutkim oparem wilgoci, sławetną lombardzką mgiełką, zwaną "foschia", która opalizuje w słońcu i sprawia, że okoliczne wzniesienia i miejscowości wyglądają niczym urocza fatamorgana. Na stoku Monte Cornizzolo znajduje się obiekt o niezwykłej wartości z punktu widzenia historii i architektury, romańska bazylika San Pietro al Monte. O jej istnieniu dowiedziałam się przez przypadek, kiedy pewnej jesieni wybrałam się do Cantu, małego miasteczka położonego w pobliżu Como, gdzie we frakcji zwanej Galliano, znajduje się jeden z najcenniejszych zabytków Lombardii, romański kościół San Vincenzo, bardzo piękna bazylika z cennymi freskami i stojącym obok baptysterium o kształcie rotundy. Podczas rozmowy z oprowadzającym mnie wolontariuszem dowiedziałam się, że w niedalekim Civate (a właściwie na stoku pobliskiej góry Monte Cornizzolo) znajduje się prawdziwa perła romańskiego stylu, kompleks noszący nazwę San Pietro al Monte. 


Bardzo mnie zainteresowała ta wiadomość a moją ciekawość podsyciła entuzjastyczna opowieść przewodnika, ponieważ jak już pisałam, styl romański jest mi szczególnie bliski. Podczas moich wędrówek miałam okazję zobaczyć wiele pięknych, tysiącletnich kościołów, gdyż Lombardia i sąsiednie Ticino już w VI w były kolebką mistrzów, którzy na przestrzeni kilkuset lat rozsławiali lombardzki styl nie tylko we Włoszech, lecz również w wielu krajach Północnej Europy. Stąd wywodzą się artyści i rzemieślnicy znani w historii sztuki, jako "magistri comacini"  "luganesi" i "antelami". Zadziwiającym zbiegiem okoliczności jest to, iż w małych miejscowościach położonych na zielonych wzniesieniach Valle d'Intelvi oraz w okolicy Como i Lugano, urodziło się tak wielu uzdolnionych kamieniarzy i architektów. To właśnie oni, tworząc wędrowne grupy, przemieszczające się po Europie z jednej wielkiej budowy na drugą, byli zaczątkiem późniejszych organizacji masońskich. 


Na wzniesionych przez siebie budowlach zostawiali swoisty podpis - wykutą w kamieniu różę o sześciu płatkach, starożytny symbol, niekiedy nazywany też "alpejskim słońcem". Kiedy nadeszła wiosna a wraz z nią czas sprzyjający wypadom w góry, wybrałam się lokalnym autobusem do Civate. Po ponad godzinnym marszu ścieżką prowadzącą na szczyt Monte Cornizzolo, dotarłam do  opactwa, leżącego na wysokości ponad 662 m n.p.m. Istotnie, mój informator miał stuprocentową rację zachęcając mnie do odwiedzenia tego miejsca. San Pietro al Monte to rzeczywiście przepiękny, imponujący zespół budynków, wykonanych z szarego, lokalnego kamienia. Z jego powstaniem wiąże się interesujący przekaz na pograniczu historii i legendy. Mówi on, iż w tym miejscu w roku 772 Adelchi (Adalgiso) syn Dezyderiusza, ostatniego króla Longobardów, w trakcie polowania został zraniony przez rozsierdzonego dzika.

Rany były na tyle poważne, że strapiony ojciec ślubował zbudować kaplicę w intencji ocalenia potomka. Adelchi istotnie wyzdrowiał, podobno za sprawą wody z miejscowego źródła, którą obmywano jego rany. Inna wersja legendy mówi, iż ścigany dzik wpadł do maleńkiej, górskiej kaplicy, którą opiekował się pewien mnich. Zwierzę schroniło się przy ołtarzu a ścigający je królewicz w tym momencie stracił wzrok, lecz podobno odzyskał go dzięki wodzie z cudownego źródła i modlitwie zakonnika. Po uzdrowieniu syna król Dezyderiusz przyjął wiarę chrześcijańską, dotrzymał też ślubowania i z jego rozkazu na stoku góry zbudowano kaplicę wotywną. W drugiej połowie IX wieku, na jej miejscu powstało obecne opactwo, które na przestrzeni następnych dwóch stuleci znacznie rozbudowano. Niestety, w XII wieku mnisi weszli w układy z wrogiem Mediolanu, Fryderykiem Barbarossą, co po zwycięstwie nad cesarzem stało się przyczyną ich wygnania. W kwitnącym niegdyś klasztorze zostało zaledwie kilku braci - pustelników a w XVI wieku opactwo przejął zakon oliwetanów. 

Kiedy Napoleon utworzył w Lombardii Republikę Cisalpińską, opustoszało ono definitywnie, jednak na szczęście nie popadło w kompletną ruinę a obecnie jest pod dobrą opieką. 
W okresie, kiedy  się tam wybrałam, wewnątrz świątyni trwały prace renowacyjne. Zważywszy na jej tysiącletnią, burzliwą historię i długie okresy opuszczenia, jest ona naprawdę bardzo dobrze zachowana. W znacznym stopniu odzyskała też swój pierwotny splendor, dzięki pracom konserwatorskim podjętym w 1927 roku i trwającym do dziś. Kompleks składa się z właściwego kościoła, przylegającego do niego budynku klasztornego i niewielkiego oratorium, pod wezwaniem San Benedetto. Interesujący jest fakt, iż budowli tak skonstruowanych we Włoszech praktycznie się nie spotyka, choć podobne opactwa można zobaczyć we Francji. Ma ono niezwykły, nietypowy kształt - kościół posiada tylko jedną nawę (w przeciwieństwie do większości  romańskich bazylik z reguły trójnawowych) i swego rodzaju atrium z monumentalnymi schodami. Wnętrze zdobią piękne, dobrze zachowane freski i wspaniałe cyborium, pod którym mieści się ołtarz. 


Z nawy kościelnej można zejść do podziemnej krypty, najstarszej części świątyni. Byłam pod ogromnym wrażeniem tej niezwykłej architektury, jak i wspaniale ozdobionego wnętrza. Wprost nie mogłam oderwać oczu od  fresku przedstawiającego Apokalipsę, na którym zasęp aniołów włóczniami spycha w otchłań Szatana, mającego postać ogromnego smoka. W jego centralnej części wyobrażono Chrystusa siedzącego na tronie, lecz z niewiadomych przyczyn czyjaś ręka usunęła część malowidła i w miejscu jego głowy widzimy jedynie szarą plamę tynku. O dziwo, podobny brak ma miejsce na fresku w oratorium, którego jednak nie widziałam, gdyż w czasie mojej wizyty było zamknięte z powodu toczących się prac. Mimo upływu czasu freski są bardzo dobrze zachowane, ich rysunek nadal jest wyraźny a kolory żywe.   

W okolicy Como, mimo obecności Longobardów, dość długo utrzymywały się wpływy Cesarstwa Wschodniego, co prawdopodobnie spowodowało stylistyczne podobieństwa pomiędzy mozaikami bizantyjskimi  i lombardzkimi freskami. Widzimy tu podobne hieratyczne pozy, postacie stojące ciasno jedna przy drugiej oraz ręce z otwartymi dłońmi wzniesione w  geście błogosławieństwa. W świątyni możemy też podziwiać wspaniałe kolumny pokryte stiukiem i ozdobione motywami roślinnymi, zadziwiające swoją delikatnością a także dwa wyobrażenia ze świata mitycznego: chimerę i gryfa. Umieszczono je na  płytach po obu stronach niewielkiego korytarzyka, prowadzącego do krypty. Stanowią one niezwykły kontrast z surowym, kamiennym wnętrzem kościoła, zarówno ze względu na subtelny rysunek przywodzący na myśl wschodnie arabeski, jak i delikatny kolor terakoty, w której je wykonano. Mimo swego odosobnionego położenia, San Pietro al Monte to miejsce nadal żywe i uczęszczane; ludzie przybywają tu zarówno od strony Civate, jak i drogą prowadzącą ze szczytu Monte Cornizzolo.



Obok kościoła jest rozległa łąka, gdzie można odpocząć podziwiając ten przepiękny kompleks, na tle skalistego grzbietu Monte Rai i soczystej zieleni lasu, porastającego dolne partie zbocza. Zabytek od 1975 roku ma swoją grupę wolontariuszy, która zajmuje się obsługą logistyczną, oprowadzaniem turystów, pomocą w pozyskiwaniu funduszy na prace konserwatorskie oraz opracowaniem i wydawaniem materiałów wizualnych.

Do wioski schodziłam w towarzystwie jednego z tych niezwykłych ludzi. Nawiązaliśmy bardzo sympatyczną rozmowę a przy tej okazji ów pan opowiedział mi historię powstania  koła "Przyjaciół San Pietro al Monte". Usłyszałam wtedy zdanie, które chyba zapamiętam na zawsze.

"Proszę pani, ten kościół stoi tysiąc lat, dlatego my musimy zrobić wszystko, żeby stał nadal".


Niestety, ostatni rok przyniósł realne zagrożenie, nie tylko dla środowiska naturalnego Monte Cornizzolo, lecz także dla samego opactwa. Otóż międzynarodowa spółka "Holcim" mająca jeden ze swych zakładów w niedalekim Merate, snuje projekty pozyskiwania surowca do produkcji cementu w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Planuje się stworzenie tunelu i wydobywanie kruszywa z wnętrza góry w odległości ok 400 metrów od tego zabytku! Ten pomysł spotkał się z dużym sprzeciwem lokalnych władz i mieszkańców okolicy, co pozwala mieć nadzieję, że tym razem rozsądek, szacunek dla historii oraz dorobku kulturalnego Lombardii, przeważą nad żądzą pieniądza.

P.S. Jak pisałam, ta sprawa bardzo mi leżała na sercu, więc nawet po powrocie do Polski, co jakiś czas śledziłam doniesienia na ten temat, zamieszczane we włoskim internecie. Obecnie wszystko wskazuje na to, że opór społeczny, który przerodził się w wieloletnią batalię na argumenty, przeważył szalę i spółka Holcim ostatecznie zrezygnowała ze swego pomysłu.

Więcej zdjęć  w albumie >


10 komentarzy:

  1. Piękna wycieczka, fantastycznie jest podziwiać z bliska obrazy przeszłości. Kocham historię i oczywiście piękne widoki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo interesujące miejsca i historie. Siadam i czytam......Alina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co bardziej podziwiać...
    Czy piękne krajobrazy, czy rzeczywiście śliczny kościółek....
    Bardzo interesujące okolice...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zielona Mila, Alina, Jacek.
    Bardzo Wam dziękuję za odwiedziny i komentarze. Dla mnie jako osoby próbującej na swój subiektywny i niedoskonały sposób oddać to, co widziała, jest to wielka satysfakcja jeśli ktoś poczuje się zainteresowany a może w przyszłości sam zechce odwiedzone przeze mnie miejsca zobaczyć na własne oczy? Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy19/5/12 07:25

    Surowy styl robi często większe wrażenie niż bogactwo barw a tu jest jedno i drugie; szarość na zewnątrz i kolor w środku. Niezwykłe! BBM

    OdpowiedzUsuń
  6. Prawda? Piękne są te freski a z trudno uwierzyć że powstały wiele setek lat temu...

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy13/3/14 00:36

    Tak się wczytałem w szczegóły że zostawiłem godzinę jak nic:)

    My blog :: promuj strone

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny, cieszę się że się podobało, miejsce jest naprawdę nadzwyczajne.

      Usuń
  8. gdybym wybierał się w tamte strony, to z pewnością Twój blog posłużyłby mi za przewodnik. myślę, że lepszego trudno by było znaleźć.
    obejrzałem właśnie zdjęcia i jak zawsze oczarowany jestem pięknem Italii. ten szlak prowadzący gdzieś pomiędzy skalistymi zboczami z potokiem płynącym w dole ...marzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo miłe, myślę że nie byłbyś zawiedziony, bo to wspaniała okolica do robienia jednodniowych wycieczek. Staram się jak mogę żeby pokazać urodę tej ziemi, która może nie jest tak znana jak inne regiony Włoch, ale z pewnością zasługuje na uwagę. Mnie tam zawsze ciągnęło jak wilka do lasu!

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.