wtorek, 11 listopada 2025

Mazurskie historie. Mój "Everest" – marsz z okazji Święta Niepodległości w pojedynkę.

 

W poprzednim poście na temat miasta Lodi wspominałam o włoskim Risorgimento, natomiast tym razem chciałabym nawiązać do naszego Święta Niepodległości, które obchodzimy w dniu dzisiejszym. Tak się złożyło, że podczas kolejnych rocznic nigdy nie uczestniczyłam w marszach czy manifestacjach, a moje świętowanie zwykle miało charakter najzupełniej prywatny.

Szczerze mówiąc, od pewnego czasu mam wrażenie, a nawet przekonanie, że tę rocznicę w pewnym sensie mi zagrabiono, ponieważ dla zbyt wielu ludzi jest to okazja do wiecu, na którym robi się bieżącą politykę. Zamiast refleksji oraz zadumy nad naszą historią są race i wrzaski; tam, gdzie potrzeba prostych, szczerych słów płynących wprost z serca, używa się wyświechtanych sloganów, a zamiast atmosfery wspólnoty i braterstwa jest agresja i napastliwe oskarżenia.

Nie wiem, czy dożyję dnia, w którym to się zmieni, więc postanowiłam, że w tym roku sama dla siebie, 11 listopada zrobię coś wyjątkowego — coś, co zapamiętam na długo.







Jak wiadomo, wiele dobrych pomysłów rodzi się przypadkiem — ten przyszedł mi do głowy dzięki mojej córce. Marta, dla utrzymania formy, jeździ na rowerze, a żeby wzmocnić swoją motywację, korzysta z aplikacji, w której deklaruje chęć podjęcia jednego z proponowanych wyzwań. Aplikacja jest płatna; w zamian ma się mapkę do odznaczania aktywności, a po zakończeniu wyzwania uczestnik otrzymuje pamiątkowy medal.

Oprócz wersji dla rowerzystów jest też druga — dla biegaczy, chodziarzy oraz osób uprawiających nordic walking. Pomyślałam, że  to coś w sam raz dla mnie, tym bardziej że po ostatniej kilkutygodniowej chorobie przyszedł czas by wznowić moje treningi na stadionie.
Lista proponowanych tras jest bardzo obszerna, a w zależności od liczby kilometrów, jaką ma się do przebycia, są wyznaczane odpowiednie limity czasowe. Dla tych naprawdę długich — jak dotarcie do Rzymu czy przejście Camino di Santiago — jest to kilka miesięcy, a nawet rok.

Ja postanowiłam, że na początek ma to być coś spektakularnego, ale co będę mogła zrealizować w miarę szybko. Marta zaproponowała mi, ni mniej, ni więcej, tylko symboliczne wejście na Mount Everest — co brzmi jak dobry żart, bo wyzwanie polega na tym, że podczas jednego treningu należy przejść 8849 m, co nijak się nie ma do rzeczywistych trudów takiej wyprawy.

Pomyślałam, że jest to świetna propozycja, bo jak wiadomo, każdy ma swoje "Everesty" — dla jednego jest to najwyższy szczyt świata, a dla kogoś innego przetrwanie kolejnego dnia lub wejście na pierwsze piętro...







Na szczęście czasy, kiedy marzyłam o tym, by samodzielnie zawiązać buty i wyjść z domu, od kilku miesięcy są już przeszłością. W tej chwili nie przeraża mnie wizja przejścia kilkunastu kilometrów w ciągu dnia, i bez problemu zrobiłam to podczas zwiedzania Lidzbarka Warmińskiego. Jednak z doświadczenia wiem, że chodzenie z kijkami jest dużo bardziej wymagające niż spokojny spacer po mieście.

Zwykle na stadionie robiłam 3–4 km, z tej perspektywy przejście trzykrotnie dłuższego dystansu było dla mnie może nie Everestem, ale z pewnością wyzwaniem. Mimo wszystko postanowiłam chwycić byka za rogi i zmierzyć się z tym projektem.

Nie ukrywam, że miało to dla mnie również wymiar symboliczny — przejścia ze stanu marazmu, jaki wiązał się z chorobą, do pełnej aktywności, a nawet więcej: wejście o stopień wyżej i zrobienie czegoś ponad to, co robiłam dotychczas. Przyszło mi do głowy, że wspaniałą okazją do realizacji tego planu będzie Dzień Niepodległości, gdyż po pierwsze, przez określenie konkretnej daty da mi to podwójną motywację, a poza tym w ten sposób w ciszy i spokoju sam na sam ze swoimi myślami, będę mogła celebrować mój zupełnie prywatny marsz dla uczczenia tego dnia. Do świętowania odrodzonej Ojczyzny nie są konieczne transparenty, okrzyki i race —  ja przez 11 lat żyłam ex patriae, w obcym kraju, lecz Polskę zawsze nosiłam w sercu i nigdy nie zapomniałam, skąd jestem.

Marta bardzo słusznie zauważyła, że zrobienie dwudziestu okrążeń stadionu może być trudne z powodu przytłaczającej monotonii i że prawdopodobnie będzie mi dużo łatwiej pokonać ten dystans na otwartym, urozmaiconym terenie. Stanęło na tym, że zrobimy to razem, lecz będziemy poruszać się w odwrotnych kierunkach i każda w swoim tempie — Marta na rowerze, a ja pieszo, co pozwoli nam kilka razy spotkać się na trasie.









Na miejsce realizacji naszego projektu wybrałyśmy okolicę niewielkiego jeziora Sajmino, leżącego na obrzeżach Ostródy. Ma ono około 4 km w obwodzie, a wokół niego biegnie ścieżka pieszo-rowerowa.

Obliczyłyśmy, że jeśli obejdę je dwa razy i dodam do tego dystans dzielący mnie od domu, da mi to około 10 km, a może nawet więcej. Ponieważ Marta chwilowo nie realizuje żadnego projektu, postanowiła, że oprócz kilku okrążeń jeziora na rowerze zainauguruje sezon na morsowanie. Nie ukrywam, że dwukrotne przejście wokół jeziora nie wzbudziło mojego entuzjazmu, gdyż ta trasa, choć bezpieczna, łatwo dostępna i dość wygodna, nie należy do moich ulubionych. Mimo to zdecydowałyśmy się na nią, ponieważ w najbliższej okolicy jest to jedyne miejsce spacerowe tego rodzaju, przy którym znajduje się kąpielisko.

Kiedyś ta okolica była raczej dzika — wokół jeziora prowadziła wąska, gruntowa ścieżka, która w niżej położonych miejscach, gdzie są cieki wodne, zmieniała się w błotniste bajoro. 
Jakiś czas temu ścieżkę poszerzono i utwardzono, a nad strumykami przerzucono mostki, jednak po tych zmianach jej dawny, naturalny urok zniknął bezpowrotnie.

Oprócz samej ścieżki zmieniła się też jej najbliższa okolica — powstało wiele różnego rodzaju inwestycji, osiedle mieszkaniowe, a nawet węzeł drogowy. Na szczęście na brzegu jeziora pozostał szeroki pas zieleni, więc nadal jest to miejsce dość spokojne i nawet przy niezbyt sprzyjającej pogodzie spotyka się tam spacerowiczów, biegaczy i rowerzystów.










Chociaż mamy już listopad oraz nie najlepszą pogodę, jesień na Mazurach w dalszym ciągu jest kolorowa i wciąż oferuje ładne widoki. Uwielbiam złotobrązowe barwy opadających liści, więc malownicza sceneria była niewątpliwie jeszcze jednym plusem tego wyzwania.

Okazało się, że mimo kilku tygodni przerwy w stadionowych treningach moja forma fizyczna jest zupełnie przyzwoita, a dwukrotne obejście jeziora nie sprawiło mi większych problemów.
Z pewnością byłoby lepiej, gdybym szła w jednym tempie, jednak pokusa upamiętnienia tego dnia na zdjęciach wzięła górę, w związku z tym wielokrotnie przystawałam, żeby sfotografować poszczególne etapy mojej trasy.
Kiedy po pierwszym okrążeniu dotarłam do plaży, okazało się, że Marta już tam jest i szykuje się do morsowania (przy okazji zrobiła mi zdjęcie, które umieściłam jako tytułowe).
Przez jakiś czas spacerowałam po pomoście, żeby ze względów bezpieczeństwa mieć na nią oko podczas pływania, i dopiero gdy wyszła z wody, poszłam kontynuować drugie okrążenie.

Po dotarciu do domu okazało się, że w sumie pokonałam prawie dwanaście kilometrów, czyli więcej, niż zakładałam.
Oczywiście nie obeszło się bez pewnej dozy zmęczenia, jednak nie było to nic takiego, co odebrałoby mi ochotę na dalsze wyzwania.

Mam plan, żeby pociągnąć ten pomysł i zrealizować Koronę Himalajów i Karakorum — polega to na czternastokrotnym przejściu dystansu ponad 8 km, w zależności od wysokości poszczególnych szczytów „do zdobycia”. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, rozłożę to na poszczególne miesiące — Everest już mam zaliczony, więc w grudniu przyszłego roku miałabym szansę na zakończenie projektu i czternaście pamiątkowych medali.

Nie mam zamiaru ograniczać mojej aktywności tylko do tego wyzwania; niewykluczone, że podejmę jeszcze jedno, większe, które można realizować poprzez wiele krótszych etapów — co mogłabym robić na stadionie. Oczywiście jest to tylko zabawa, a kiedy się pomyśli o wysiłku prawdziwych himalaistów, takie projekty mogą się wydawać nieco śmieszne i bardzo na wyrost. Jednak mimo wszystko, nawet w tym wypadku, potrzebna jest dyscyplina, determinacja i chęć pokonywania własnych ograniczeń.

Poniżej zamieszczam zrzut ekranu — widać na nim mapkę z trasą, jaką się poruszałam, przebyty dystans i moje dane. Obok mapki jest zdjęcie medalu, jaki otrzymałam na pamiątkę ukończonego wyzwania, kurier przywiózł mi go przed chwilą (aktualizacja 14.11.2025 godz. 13:20).




40 komentarzy:

  1. Kapitalna notka. Znakomity pomysł. Przepiękne zdjęcia jesiennych pejzaży. I- masz wspaniałą córę! Ukłony dla Was obu!👍🏻👏👏👏

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana BBM, bardzo Ci dziękuję, za miłe słowa i za to, że jesteś! Byłam bardzo szczęśliwa, że przyszedł mi do głowy ten pomysł, że podjęłam wyzwanie i dałam radę. Dzięki także w imieniu Marty, nie chwaląc się, bo w końcu to moje dziecko, jest z niej przyzwoity człowiek (i wytrwały mors). Przesyłam uściski 😘😘💙

      Usuń
  2. You chose a magnificent place to explore. Beautiful ❤️ photos and lovely scenery and reflections. Gorgeous Autumn 🍂 captures.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you so much, Linda! I’m really glad you enjoyed the photos. It’s been a bit grey and rainy lately, but autumn still has its little moments of magic 🍂🫶🌞

      Usuń
  3. Wspaniały i oryginalny pomysł na uczczenie Dnia Niepodległości. Piękna trasa, cudowna barwna jesień i imponujący dystans. Świetne zdjęcia. Gratuluję i serdecznie pozdrawiam🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, jestem naprawdę zadowolona, że to zrobiłam, i właśnie zastanawiam się nad następnym wyzwaniem, które mogłabym pociągnąć oprócz Himalajów. Barwy jesieni bardzo mi uprzyjemniły ten spacer chociaż dzień był raczej ponury. Również pozdrawiam najserdeczniej! 🌞🫶

      Usuń
  4. Wielkie gratulacje Elu! Zdecydowanie podoba mi się takie Twoje świętowanie. A w tych mazurskich kolorowych okolicznościach przyrody taki spacer to podwójna przyjemność. Nigdy nie słyszałam o takich internetowych wyzwaniach, ale popieram. Ja co roku 11 listopada świętuję na gminnych obchodach, bowiem składam wiązankę w imieniu naszego klubu seniora. Bardzo to lubię.
    Trzymam kciuki za dalsze wyzwania i pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulu, bardzo dziękuję a trzymanie kciuków, bardzo się przyda, bo mój apetyt na wyzwania jest duży! Wczorajszy dzień był wspaniały, chociaż trochę siąpiło i naprawdę zapamiętam go na długo. Macie piękny sposób na uczczenie święta, poza tym chyba tylko w Warszawie są takie sceny, bo w innych dużych miejscowościach podobno jest spokój i kultura. Dzisiaj słyszałam w TV jak jakiś konfederata mówił, że nie ma niczego złego w odpalaniu rac na marszu, bo to piękny widok i wspaniale wygląda na zdjęciach, oby ten "patriotyczny" obyczaj się nie rozplenił bo niestety, durnie są wszędzie. Przesyłam uściski! 💙💙💙💙

      Usuń
    2. U nas rzeczywiście spokojnie. Po prostu nie ma polityków. Świętujemy w jedności:)))

      Usuń
  5. A ja widziałam kupę radosnego świętowania. Byłam w Krakowie, na pokazie multimedialnym Korona i Państwo - 1000 lat Królestwa. Odkrywam w sobie patriotyzm, wydaje mi się, że w obecnych czasach to ważne. Nie mam nic przeciwko racom. Nawet chciałam pomaszerować w takim marszu. Niestety, za daleko. Zobaczyć jak to wygląda na własne oczy. Bo różne przekazy, zwłaszcza propagandowe telewizyjne, mocno zniekształcają i nadają swój ton. 🇵🇱✌️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem za patriotyzmem i radosnym świętowaniem bo to jest jak najbardziej na miejscu, ale do tego race nie są potrzebne. Zdarzyło mi się widzieć z bliska taki tłum, gdzie były race i fajerwerki, wierz mi, nie ma w tym nic miłego ani radosnego i nie chciałabym tego powtórzyć. Natomiast do co pokazywania różnych manifestacji w TV - wiadomo nie od dziś, że materiał zawsze można zmontować wg. zapotrzebowania. Jednak nikt tam nie wklei wielkich banerów i transparentów z hasłami, które z tej okazji nie powinny się pojawiać, bo deprecjonują rangę takiego święta jak rocznica odzyskania niepodległości i z patriotyzmem nie mają nic wspólnego. Z pewnością nie jest to też prowokacja, bo dokładnie te same teksty powtarzają niektórzy politycy.

      Usuń
  6. Witaj Elu,
    Znakomity pomysł na uczczenie takiego dnia. Samemu może było by troszkę smutno tak "świętować" a z Koleżanką zawsze raźniej i godniej, tym bardziej że każda taka mijanka była pewnie wielkim momentem radości i mobilizacji. Jestem pod wrażeniem takiego dystansu jaki przebyłaś, ale w takiej scenerii i w takim dniu na pewno ma to sens.
    Masz rację też tak uważam Święto Niepodległości jest obecnie zakrzyczane przez wrogich dla siebie ludzi, a przecież takie dni powinny szczególnie nas jednoczyć. Dla mnie to dziś wspomnień, uświadomienia sobie dawnych trudnych lat wojny i niewoli, a zarazem szacunku i pamięci dla tych którzy dali od siebie najwięcej, zdrowie i życie co dla niektórych obecnie jest trudne do wyobrażenia, a co dopiero do ich choćby w części naśladowania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości! To święto powinniśmy traktować z szacunkiem, może być na poważnie albo na wesoło, nie ważne czy to będzie akademia, czy festyn, ale trzeba świętować ze świadomością że ten dzień jest jednym z najważniejszych w naszej historii, a nie uprawiać agresywne politykierstwo. Może nieskromnie powiem, że jestem zadowolona z mojego pomysłu na prywatny marsz a jeszcze bardziej bo mi się udało. Bogusiu, dzięki i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  7. Oh zawstydziłas mnie, tyle razy obiecuję sobie zacząć i nic, oewnie dlatego, że nie ma w okolicy takich ładnych miejsc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze, że moje kijki stały nieużywane chyba z dziesięć lat. Marta mi je kupiła, kiedy jeszcze pracowałam i byłam w dobrej formie, chociaż spróbowałam z nimi chodzić jakoś nie bardzo się w tym odnalazłam. Teraz jest zupełnie inaczej, z początku traktowałam to jako część rehabilitacji a teraz jako sposób na utrzymanie kondycji, pretekst żeby wyjść z domu i zrobić coś dla siebie. Okolica jest ważna podobnie jak podłoże, po którym się chodzi Na stadionie jest specjalny pas sztucznej murawy, więc jest super, natomiast wokół jeziora beton, gdzie kijki odbijają albo zaczepiają. co jest dość słabe. Ale za to jesienne widoki dodawały mi energii więc się zrównoważyło.

      Usuń
  8. I enjoyed every moment of looking at these photos.What an inspiring way to celebrate Independence Day. I love how you turned the day into a personal challenge, making it meaningful beyond the usual marches and politics. Covering almost twelve kilometers solo, with your daughter cycling alongside and winter swimming thrown in now that’s dedication. www.melodyjacob.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dear Melody, thank you very much for your visit and your comment!
      I’m glad I took on this challenge, and completing it was a great pleasure for me as well as a test of my endurance. I think this celebration is worth it.
      Warm regards!

      Usuń
  9. Gratuluję pokonania pięknej jesiennej trasy . Powodzenia w realizacji planów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, mam nadzieję że się uda, oby tylko zdrowie dopisało, o resztę jestem spokojna.

      Usuń
  10. W piękny sposób uczciłaś to święto. W dodatku wymagało to nie tylko obecności na jakiś obchodach ale było to pewnym wyzwaniem. Gratuluję zdobycia Everestu i dodatkowych kilometrów. Trasa wyglądała uroczo w otoczeniu jesiennych drzew i jeziora a towarzystwo córki było bardzo miłym dopełnieniem tego wyzwania. Powodzenia w następnych zadaniach. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Wiesiu, faktycznie było to wyzwanie, bo zwykle przejście z kijkami 4 km to była dla mnie taka odległość w sam raz, poza tym rehabilitant nie zalecał mi robienia czegoś ponad to, a tu miałam ten wysiłek potroić. Jednak byłam bardzo zmotywowana i być może dlatego się udało, poza tym masz rację - spotkania na trasie z Martą też robiły swoje i dzięki nim było mi dużo raźniej. Pozdrawiam wzajemnie!

      Usuń
  11. Wspaniale Elu! Tak trzymaj! A ja trzymam za ciebie kciuki! Ja chodzę już kilka lat. Mieszkam w Beskidach, w pięknej dolinie i tras 10-20km mamy tu pod dostatkiem, a na niektórych są nawet sklepiki i kawiarenki. Co prawda nie zdobywam Everestu, ale zaliczam piękne polany, bukowe lasy, pastwiska z bacówkami i owieczkami i prawie z każdej zdobytej góry patrzę na Babią Górę. Pozdrawiam.Alina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu, bardzo się cieszę, że się odezwałaś! Mam szczery zamiar zdobyć wszystkie czternaście medali za "Himalaje" bo chodzenie w tej chwili przestało mi sprawiać problemy a to fajna motywacja. Jedyna rzecz, jaka mnie martwi to skoki ciśnienia, nie wiadomo dlaczego odporne na leki, które mi zmieniano wiele razy i na nic to się zdało. Bardzo Ci zazdroszczę, że masz takie ładne tereny wokoło, gdzie możesz chodzić, bo u nas jest z tym słabo, chociaż na zdjęciach tego nie widać. Ścieżka wokoło jeziora jest niezbyt przyjazna bo betonowa, dlatego zwykle chodzę na stadionie. Serdecznie Cię pozdrawiam i po cichu mam nadzieję ze kiedyś napiszesz o swoich trasach 😘😘😘💙

      Usuń
  12. Eluniu! przepięknie uczciłaś 11 listopada. To bardzo piękne Narodowe Święto Niepodległości zostało przywłaszczone w pewien sposób i przestało być świętem Polaków, a stało się świętem określonej grupy. Gratuluję zdobycia zdobycia Everestu i dodatkowych kilometrów w którejś z baz. Zachwyciła mnie też piękna jesień nad jeziorem i w Twoim mieście.
    Ściskam Cię mocno i serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lusiu czuję to tak samo jak Ty i dlatego poszłam niejako w kontrze. Cieszę się że mi się udało, dobrze jest zmierzyć się ze sobą i wyjść z tego zwycięsko. Co do "okoliczności przyrody" faktycznie wyglądało to ładnie, chociaż dzień był pochmurny, a nawet chwilami kropiło. Ja również przesyła Ci uściski i pozdrowienia!

      Usuń
  13. Mam podobnie jak Ty odczucia. Od kilku czy nawet kilkunastu lat, od czasu, jak jadąc do Warszawy na jakieś służbowe spotkanie miałam nieprzyjemność mieć za towarzyszy podróży grupkę młodzieży brunatnej która huczała krzyczała, przeklinała, była agresywna i niebezpieczna dla każdego, kto nie był z nimi. Od tego czasu obawiam się uczestniczyć w manifestacjach z okazji rocznicy odzyskania niepodległości. A czerwone race kojarzą mi się wyłącznie z kibolskimi zachowaniami i nie widzę w nich nic radosnego. Głoszone zaś przez ich uczestników hasła przyprawiają o gęsią skórkę i przerażenie, bo tak są podobne do tych, które zapoczątkowały największy kataklizm XX wieku. Dlatego bardzo podoba mi się twój pomysł na świętowanie odzyskania niepodległości. Ja przez lata z obawy wplatania się przypadkiem w taki nacjonalistyczny marsz unikałam centrum miasta, a pójście pod prąd w innym kierunku to dobry pomysł, a jeszcze jaki prozdrowotny. Podziwiam twój zapał i konsekwencję, ja co prawda też przeszłam około 13 km dwa dni temu, ale nie było to żadne wyzwanie, jedynie spotkanie połączone ze spacerem :)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też unikam jak ognia takich sytuacji, kiedyś miałam taką (nie}przyjemność i wystarczy mi to jedno doświadczenie. Ludzie którzy z narodowego święta robią zadymę to nie moja bajka. Najgorsze jest to że nie znają historii albo jej nie rozumieją bo przecież nasi "Ojcowie Założyciele" reprezentowali różne orientacje polityczne i gdyby nie to że się dogadali bo potrafili stanąć ponad to, Polska mogłaby w ogóle nie powstać. Do sytuacji jaką teraz mamy bardzo pasuje to co powiedział Naczelnik - "Dla Polaków można coś zrobić z Polakami nigdy" teraz każdy ciągnie obrus w swoją stronę tylko zapominają, że jak zastawa spadnie to nie będzie obiadu. Co do chodzenia to jak widać też nie brakuje Ci kondycji 13 km to naprawdę ładny spacer! Również pozdrawiam.

      Usuń
  14. Elu Twoja opowieść naprawdę mnie poruszyła. Masz niezwykły dar przekuwania zwykłego spaceru w piękny, symboliczny rytuał — taki, który ma więcej sensu niż niejedna oficjalna manifestacja. Bardzo Cię podziwiam za determinację, za sposób, w jaki odzyskałaś dla siebie ten dzień, i za to, że potrafisz świętować Niepodległość w ciszy, ale z ogromną świadomością i sercem.

    Twoje „wejście na Everest” to nie tylko sportowy wynik — to dowód siły po trudnym czasie i piękny gest wobec samej siebie. A opis Jeziora Sajmino i całej trasy aż chce się czytać oddechem, tak to spokojne i prawdziwe.

    Trzymam kciuki za całą „Koronę Himalajów i Karakorum” — patrząc na Twoją konsekwencję, wierzę, że zdobędziesz wszystkie szczyty. I te na mapie, i te w życiu. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, to bardzo piękne co napisałaś. Z całego serca dziękuję za życzenia, mam nadzieję, że mi się uda zrealizować moje plany, co z pewnością wyjdzie mi na dobre zarówno w sferze fizycznej jak i mentalnej. Z determinacją nie mam problemu, bo zawsze wyznawałam zasadę, że należy dotrzymywać słowa, a podejmowanie postanowienia uważam za coś porównywalnego. W moim rodzinnym domu słowa takie jak Ojczyzna czy patriotyzm miały tak wielką wagę, że używano ich tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, a na co dzień mówiło się o uczciwości, rzetelnej pracy, szacunku dla siebie i innych. Może to geny poznańskich przodków, ale uważam, że są to zdrowe zasady, które zawsze warto stosować. Również pozdrawiam bardzo serdecznie!

      Usuń
    2. Elu, dziękuję Ci za te piękne słowa. Przy takim podejściu i wartościach Twoje plany na pewno przyniosą dobre owoce – i dla ciała, i dla ducha. Masz w sobie ogromną siłę i spójność, więc trzymam mocno kciuki za każdy krok. Ściskam serdecznie!

      Usuń
  15. Pięknie uczciłaś nasze Święto.
    Są wartości, które dla nas są ważne i niezmienne od lat i nie polegają tylko na zewnętrznym szafowaniu i tylko w ten dzień hasłami. Robi się z tego nie święto, które jednoczy w dzieli. Przykre to jest.
    Tym bardziej podziwiam Twoją determinację w postanowieniach. Trzymam mocno kciuki, by się udało :)
    Pozdrawiam bardzo serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bogusiu, bardzo Ci dziękuję za to podsumowanie, dokładnie o to chodzi, żeby szanować swoje powinności Ojczyzny na co dzień a nie przy okazji. To święto powinno skłaniać do wspominania tego co nas kiedyś połączyło i dzięki czemu odnieśliśmy sukces a nie dezawuowania przeciwników politycznych. Już się zapisałam na następne wyzwanie, mam nadzieję, że będzie dobrze. Tymczasem również najserdeczniej pozdrawiam !

      Usuń
  16. Moc serdecznych pozdrowień i dużo dobrych, pozytywnych myśli posyłam do Ciebie droga Elu! Dużo ciepła i zdrowia! 🍁🍂🦋🌻🌹
    PS wrócę, na razie nie mam siły na nic więcej. 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i życzenia. Wszystko rozumiem, trzymaj się!😘🌹

      Usuń
  17. Elu, na moim turystycznym blogu ,,Idę sobie zielonym szlakiem,, napisałam krótki post o moich ścieżkach trekkingowych, tak jak mi zasugerowałaś. Mam nadzieję, że ci się spodobają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu, byłam, widziałam i jestem zachwycona! Dzięki za tę relację, serdecznie Cię pozdrawiam!

      Usuń
  18. Wspaniały pomysł na uczczenie 11 listopada i fajny plan na kolejny rok. Trzymam kciuki za radosną i prozdrowotną realizację. O Twoim świetnym oku do kadrowania rzeczywistości chyba już pisałam... Przedostatnie zdjęcie jest... bajeczne (patrz Stanisław Baj:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że mój pomysł na prywatny marsz podobał się wielu osobom. Myślę, że fajnie jest zrobić w tym dniu coś innego niż zwykle co zapamięta się na długo. Dzięki za życzenia bardzo mi się przydadzą bo sporo wyzwań przede mną a nie chciałabym zawieść sama siebie. Dzięki za miłe słowa o moim zdjęciu, nigdy nie myślałam, że będę się parać fotografią a określenie "bajeczne" w kontekście obrazów pana Baja to podwójny komplement!

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.