Jak pisałam w poprzednim poście, pierwsza wizyta w Bellagio zrobiła na mnie ogromne wrażenie; nigdy dotąd nie byłam w miejscu tak malowniczym a do tego wspaniała pogoda podnosiła walory pięknego pejzażu. Jego ukoronowanie stanowił widok prześlicznego bulwaru i wąskich uliczek, pnących się w górę, pomiędzy stylowymi budynkami w żywych, pastelowych kolorach. Pokochałam to miasteczko od pierwszego wejrzenia i co jakiś czas czułam wewnętrzny przymus, aby znowu zobaczyć jego śliczne zakątki.
Bellagio, chociaż od dawna było miejscem, gdzie licznie przybywali turyści z całej Europy, swą dzisiejszą postać zaczęło przybierać dopiero w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to dla wygody znamienitych gości, powstały liczne, dobrze wyposażone hotele. Wcześniej było to po prostu zbiorowisko raczej skromnych domostw, poprzetykanych nieco bardziej okazałymi kamieniczkami i willami należącymi do miejscowych patrycjuszy, gdzie ulewne deszcze spłukiwały rynsztoki a w miejscu, w którym obecnie jest przystań dla łódek i statków, pędzono krowy do wodopoju. Mimo to, turyści chyba cenili sobie te skromne uroki; liczni przybysze znajdowali lokum w domach stałych mieszkańców, którzy w owych czasach niewiele mogli im zaoferować - pokoje pozbawione wygód, świeże mleko, jaja i kurczaki, kuchnię prostą i niewymyślną. Kiedy trafił się gość bardziej wymagający i żądny luksusu, gospodarz udawał się do kogoś z lokalnych wyższych sfer, aby pożyczyć porcelanową zastawę i srebrne sztućce.
Jednak z biegiem czasu znalazło się kilku prężnych przedsiębiorców, którzy postanowili czerpać zyski z goszczenia turystów, to zaś zaowocowało powstaniem odpowiedniej bazy hotelowej. Sama nigdy nie nocowałam w żadnym z tamtejszych hoteli, gdyż mieszkając w okolicy nie miałam takiej potrzeby, dlatego nic nie mogę powiedzieć o wnętrzach, jednak patrząc na ich piękne bryły i zadbane otoczenie, nietrudno sobie wyobrazić, że ilość gwiazdek jakie im przynależą z pewnością jest większa niż dwie. Oczywiście, to nie oznacza, że w Bellagio panuje pogoda jedynie dla bogaczy, osoby o mniej zasobnych portfelach mają do dyspozycji pensjonaty, apartamenty i pokoje na wynajem oraz pole campingowe. Ale wróćmy do uroków Bellagio - jak już pisałam, jest tu długi, zabytkowy bulwar, prowadzący z centrum miasteczka w stronę willi Melzi, ozdobiony oleandrami, platanami, palmami i kolorowymi klombami pełnymi kwiatów.
Szkoda jedynie, że kiedy tam byłam ten piękny widok tracił nieco przez sąsiedztwo opuszczonego hotelu Grande Bretagne; niegdyś był to wspaniały przybytek, w którym, jak wskazuje na to jego nazwa, lubili gościć przybysze z Wysp Brytyjskich.
Niestety, błędy w zarządzaniu sprawiły, że podupadł i na koniec został zamknięty; jednak z tego co wiem, odkupiła go pewna spółka, która ma mu przywrócić dawną świetność, więc nie wykluczone, że niebawem znów zawitają do niego goście. (W internecie znalazłam wiadomość, że ma się to stać w tym roku, ciekawa jestem czy dotrzymano terminu?) Spacerując po bulwarze możemy popatrzeć na górującą nad Bellagio Willę Serbelloni albo panoramę przeciwległego brzegu jeziora, z zielonymi pasmami gór dotykających nieboskłonu i miasteczkami schodzącymi tuż na skraj lazurowej wody. Możemy też dostrzec półwysep Balbianello z willą tej samej nazwy oraz elegancką, białą sylwetkę Willi Carlotta w pobliskiej Cadenabbi. Kiedy nasycimy oczy barwami kwiatów, zielenią drzew, błękitem nieba i wody, możemy pójść w przeciwną stronę, przejść przez centralny plac w pobliżu przystani, drogą, która zaprowadzi nas na kraniec półwyspu.
Po drodze mija się Grand Hotel Villa Serbelloni (najbardziej luksusowy hotel w Bellagio) leżący tuż nad brzegiem jeziora u stóp wzgórza, gdzie znajduje się właściwa willa Serbelloni, o której wspominałam powyżej. Willa ma bardzo bogatą historię - niegdyś należała do Viscontich (w owych czasach była raczej niewielkim zameczkiem) później przeszła w ręce rodziny Serbelloni, od której wzięła swą nazwę. Willa swoich murach gościła wielu książąt i królów a nawet samego Leonarda da Vinci. Jej ostatnią właścicielką była Ella Walker, potomkini sławnych gorzelników, którzy stworzyli markę "Johny Walker" (po mężu księżna Thurn und Taxis albo jak mówią Włosi - Torre e Tasso). Księżna była osobą o wielkich zaletach charakteru i szerokim geście o czym świadczy fakt, że w testamencie zapisała willę fundacji Rockefellera; dziś służy ona za miejsce wypoczynku i pracy twórczej uczonym oraz artystom. Idąc drogą wiodącą między wzgórzem i ogrodem przylegającym do hotelu, dotrzemy do przylądka zwanego La Punta, Jest to miejsce, skąd mamy wspaniały widok na trzy odnogi jeziora, skaliste pasma gór w głębi, eleganckie Menaggio po lewej stronie i śliczną Varennę z Willą Monastero po prawej.
Choć będąc tam zrobiłam wiele zdjęć, to z ręką na sercu wyznaję, że absolutnie nie oddają one urody tego miejsca...To, co na zdjęciu jest po prostu nieostrym drugim i trzecim planem, w rzeczywistości jest uroczą mgiełką spowijającą pejzaż, w której majaczą odległe brzegi i zarysy gór. Jezioro w tym miejscu jest najszersze, przy upalnej pogodzie cały akwen paruje oddając wielką ilość wilgoci, więc zdarza się, że kiedy ciśnienie atmosferyczne spada a wiatr idzie spać, nie ma mowy o podziwianiu widoków i można ich się jedynie domyślać. Na szczęście pogoda zmienia się często, letnie burze oraz wiatr wiejący od gór oczyszczają atmosferę a wtedy znowu można się zachwycać tą piękną okolicą.
Niezależnie od pogody, bardzo lubiłam odpoczywać na cyplu w cieniu platanów nieopodal falochronu i patrzeć na jezioro; czułam się wtedy niczym na dziobie statku a widok falującej wody sprawiał, że zapadałam w stan doskonałego relaksu. Chętnie tam siadywałam, ale jeszcze bardziej ciągnęło mnie miasteczko, ze swoimi stromymi uliczkami, uroczymi podwórkami i tarasami pomiędzy domami. Lubiłam zaglądać do sklepików z ceramiką i artystyczną biżuterią oraz butików, gdzie można kupić unikatową odzież, niepowtarzalne szale, kapelusze i torebki. Czasem wstępowałam do cukierni na pyszne lody lub smakowite ciastko, albo wypijałam aromatyczne espresso w jednym ze stylowych barów, gdzie prostota i wyrafinowanie wystroju splatają się w jedną całość.
Żeby było jeszcze ładniej, stare mury domów porastają pnącza a w oknach i przed drzwiami stawia się donice pełne kwitnących roślin. Uwielbiałam patrzeć na śliczne balkony z kutego żelaza splecionego w misterne arabeski, kaskady petunii i pelargonii, kryte galeryjki, niczym mostki łączące budynki po dwóch stronach uliczki, markizy z płótna w pasy i cieniste portyki z arkadami, gdzie w lecie opuszcza się portiery chroniące od nadmiaru słońca.
Jak wspominałam, w Bellagio wypoczywało wielu znakomitych gości- pisarzy, kompozytorów, aktorów i polityków, jednak mnie szczególnie zainteresowała pamiątkowa tablica, którą znalazłam na jednym z budynków. Tablica mówi o tym, że w 1837 roku w tym domu mieszkał Franciszek Liszt z hrabiną Marią d'Agoult, która dla niego pozostawiła swego męża i dwójkę dzieci. Ich długoletni, burzliwy romans sprawił, że przez wiele lat ta niekonwencjonalna para była obiektem powszechnego zainteresowania i licznych plotek. Nie było w tym niczego dziwnego, ponieważ Franciszek mimo młodego wieku cieszył się zasłużoną sławą niezwykle utalentowanego wirtuoza i kompozytora (a przy tym atrakcyjnego mężczyzny) zaś dama jego serca była arystokratką o literackich ambicjach (po rozstaniu z Lisztem powróciła do Paryża, gdzie z powodzeniem publikowała swe prace pod pseudonimem Daniel Stern).
Kochankowie przybyli do Bellagio w sierpniu (Maria była wówczas w zaawansowanej ciąży) i pozostali do grudnia, kiedy to urodziła się Cosima, ich druga córka, przyszła żona Ryszarda Wagnera. (Swoją drogą, Cosima poszła w ślady matki, gdyż aby związać się z Wagnerem zostawiła swego pierwszego męża, dyrygenta Hansa von Bülow, z którym miała dwie córki.) Liszt, mimo swej skomplikowanej sytuacji życiowej chyba nie narzekał na brak weny twórczej. Z różnych przekazów wiadomo, że chętnie bywał w ogrodach willi Melzi, gdzie lubił siadywać w mauretańskiej altanie z widokiem na rzeźbę przedstawiającą Dantego i Beatrycze; ten widok oraz lektura "Boskiej komedii" natchnęły młodego kompozytora do napisania sonaty "Dante". Jak wspominałam wcześniej, Bellagio w owych czasach nie było tym eleganckim miasteczkiem, jakie widzimy współcześnie, jednak jego niezrównane położenie i wspaniały klimat sprawiły, że Liszt pisał o nim, iż jest to miejsce pobłogosławione przez niebo i stworzone, aby być scenerią życia dla miłości. Z pewnością, pobyt w tym miejscu u boku ukochanej osoby ma szczególny urok; ja bywałam tam w pojedynkę, ale wcale mi to nie przeszkadzało w cieszeniu się jego szczególną atmosferą, mogłam bez przeszkód i do woli snuć się znajomymi zaułkami, przysiadać na parkowych ławkach albo w chłodnym wnętrzu jednego z kościołów. Lubiłam mały, skromy, antyczny kościółek San Giorgio, gdzie pod dzwonnicą jest sklepione przejście, tworzące bramę pomiędzy salitą Genazzini (to przy niej znajduje się dom, gdzie mieszkał Liszt ze swą ukochaną) a głównym placem, przy którym mieści się Municipio, jak i okazałą, romańską bazylikę San Giacomo, której wyniosła wieża góruje ponad miastem.
Wewnątrz bazyliki możemy zobaczyć obrazy pędzla takich malarzy jak Perugino i Foppa oraz wspaniałe mozaiki szkoły weneckiej; ich złocisty kolor potęguje blask bijący od pięknie podświetlonego ołtarza z pozłacanego drewna co rozjaśnia surowe wnętrze świątyni. Na placu przed kościołem znajduje się fontanna, gdzie na wysokiej kolumnie umieszczono rzeźbę przedstawiającą Madonnę z Dzieciątkiem, szkoda jedynie, że plac jest jednocześnie parkingiem, w sezonie jest tam zawsze mnóstwo samochodów i motocykli, co zdecydowanie psuje nastrój tego zakątka. Swoją drogą, dziwi mnie, że do tej pory nie ograniczono ruchu kołowego na terenie tej części miasta, chociaż nie od dziś mówi się o potrzebie stworzenia parkingów poza ścisłym centrum (były nawet głosy mówiące, że przymierzano się do stworzenia jednego na terenie ogrodów hotelu Grande Bretagne, co mam nadzieję, nigdy nie dojdzie do skutku). Letnie Bellagio to miejsce, gdzie przebywa wielu gości, zarówno takich, którzy przyjeżdżają na dłuższy wypoczynek, jak i przelotnych ptaków, mimo to, nie sprawia wrażenia zatłoczonego, dla wszystkich jest dość miejsca na bulwarze, w parkach i restauracyjnych ogródkach.
Na szczęście jest tu tyle interesujących miejsc i możliwości zorganizowania sobie odpowiednich rozrywek, że każdy znajdzie coś dla siebie; można oddać się zwiedzaniu zabytków, popłynąć w rejs po jeziorze, odwiedzić inne malownicze miejscowości w okolicy, uprawiać sporty wodne, plażować, udać się w góry pieszo albo na rowerze, czy po prostu korzystać z chwili relaksu na jednej z licznych ławek nieopodal brzegu jeziora i możliwości podziwiania wspaniałego widoku, jaki się przed nami roztacza.
Zachęcam do obejrzenia pozostałych zdjęć z Bellagio >
Piękne miejsce, a przy takiej pogodzie to już w ogóle. Mogłabym spacerować bez końca.
OdpowiedzUsuńZ pewnością miałabyś tam co robić z Twoim zacięciem nałogowego piechura!
UsuńJejku, jak ja tęsknię za wakacjami, jak ja dawno nie byłam w mojej kochanej Italii. Sprawdziłam, to już trzy lata, od czasu, kiedy po raz ostatni przemierzałam tę cudną krainę. Moja siostra całkiem niedawno odwiedzała okolice Bergamo, wróciła zachwycona. A widoczki takie na tych twoich zdjęciach, że mentalnie już przeniosłam się na ławeczkę nad wodą w cieniu drzewka.
OdpowiedzUsuńJa też tęsknię czasami, jednak o dłuższym urlopie nie mam co marzyć. Nie dziwię się Twojej siostrze bo Alpy Bergamaskie są prześliczne a i samo miasto też cudne. Życzę Ci powrotu na Italii łono a może tym razem na łono natury? Choć wiem że ciągną Cię muzea...
UsuńI owszem ciągną, ale z wiekiem coraz też bardziej zachwyca natura i czas swój zaczynam dzielić pomiędzy obojga :)
UsuńFotografie są magiczne, więc trudno sobie wyobrazić, żeby w rzeczywistości było tam jeszcze piękniej. :-) Historia Liszta i jego kochanki dodaje miejscu uroku - aż się chce tam jechać i zobaczyć wszystko na własne oczy. :-)
OdpowiedzUsuńDzięki za pochlebne słowa na temat fotek, jednak obraz to jedynie fragment rzeczywistości, do tego trzeba dodać dźwięki, zapachy, blask słońca i pieszczotę wiatru na twarzy...ach zapomniałabym o smakach (pyszne lody) co tu mówić, to były piękne dni!
UsuńTo muszę zapytać co wybrać w tym roku na rower: jezioro Garda czy jezioro Como? :)
OdpowiedzUsuńW pierwszym przypadku jechałbym przez Gargnano i Riva del Garda, w drugim przez Varennę, choć Bellagio też mogę rozważyć, ciekawe ile transport na drugi brzeg kosztuje...?
Mam też trzeci wariant: olać oba jeziora i ruszyć od razu na Bormio i przełęcz Gavię.
Jak rozumiem Twoim głównym celem jest Bormio i przełęcz Gavia więc może jednak Garda? Como jest urokliwe, ale wymaga wiecej czasu, jeśli chodzi o krótki pobyt przejazdem to optowałabym za Gardą, dla rowerzysty ta droga chyba jest bardziej przyjazdna. Ja swego czasu jechałam do Tirano przez Colico i Sondrio (musiałbyś chyba zrobić tę trasę jadąc przez Varennę do Bormio) i nie powiem żeby mnie tam coś szczególnie zachwyciło. Gdybyś się zawziął ma zwiedzanie, to w Gardone Riviera masz Vittoriale degli Italiani, o którym pisałam swego czasu. Przeprawa przez jezioro Como powinna się zamknąć w ok 5 euro człowiek + rower.
UsuńNiezwykle klimatyczna miejscowość. Idealna na uroczy romantyczny wypad z ukochaną osobą u boku. Można spacerować do woli za dnia, a wieczorami zwiedzać winiarnie. Twoje zdjęcia pięknie oddają urok tej miejscowości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Masz rację zapewne pobyt z ukochaną osobą w takim miejscu to bajka, więc zawsze spotykałam tam wiele zakochanych par...
UsuńNad jeziorem Como zawsze wydawało mi się dużo piękniej w realu. Zdjęcia rzeczywiście nie oddają uroku tych miejsc. Może o to chodzi, aby pojechać i zobaczyć to na własne oczy.
UsuńHmmm... coś zjadło moją odpowiedź....Podzielam Twoje zdanie, zdjęcia to tylko zajawka, sama wiele razy odwiedzałam miejsca, którymi się zachwyciłam na zdjęciu i rzadko byłam rozczarowana.
UsuńA mnie w Bellaggio najbardziej sie podobala fraz.San Giowanni.Daleko od utartych szlakow turystycznych ,wiec w miare ciche i spokojne.Bardzo harakterystyczne domki -termitiery stare i pomalowane na zywe kolory.Strome waskie uliczki ,kocie lby,zadbane ,ale bez tej ulizanej komerchy ,ktora wyczuwasz w Bellaggio wlasciwym.Nad tym wszystkim goroje piekny barokowy kosciol swietego Jana,polozony fantastycznie nad sama woda.Musiala go Pani widziec,jak np. plynela promem w strone Menaggio,bo to po willi Melzi chyba drugi tak okazaly obiekt po tej stronie miasta.Pozdrawiam A.W.
OdpowiedzUsuńWielokrotnie odwiedzałam wszystkie frakcje Bellagio, o nich będę pisała w następnych postach. Co do San Giovanni to także bardzo mi się podobało, szczególnie kościół. Dzięki za odwiedziny i pozdrawiam wzajemnie!
UsuńWłochy są zachwycające. Taki mały azyl, ta różnorodność. Tyle jeszcze do zobaczenia!
OdpowiedzUsuńWracam, oglądam, czytam i tak tam nastrojowo, pachnąco i pięknie,,,
OdpowiedzUsuńAż zamarzyłam by wrócić do Italii.
OdpowiedzUsuńNiestety fundusze nie pozwalają na to.
Także zwiedzam naszą piękną Polskę.
Pozdrawiam:)*
przepiękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńUroczo i kolorowo :) Widać wrażliwość i poezję w zamieszczonych fotografiach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)