piątek, 17 kwietnia 2015

Mediolan, znaki szczególne. Część III - Castello Sforzesco.






W poprzednich postach pisałam o mediolańskiej katedrze i Dworcu Centralnym, dwóch miejscach na mapie Mediolanu, które były dla mnie swoistymi punktami odniesienia. Jak wspominałam, moje uczucia z nimi związane były raczej mieszane - zarówno ze względu na ich walory architektoniczne, jak i skojarzenia, które we mnie wywoływały. Natomiast z Castello Sforzesco nigdy nie miałam podobnych problemów; od pierwszej chwili polubiłam to miejsce bez zastrzeżeń i ta sympatia trwała niezmiennie, aż do czasu, kiedy definitywnie pożegnałam lombardzką ziemię. Dobrze pamiętam dzień, gdy po raz pierwszy pojechałam do Mediolanu, aby bliżej zapoznać się z tym miastem. Miałam wtedy do dyspozycji mapkę, na której były zaznaczone ważniejsze zabytki.  Wynikało z niej, że zamek Sforzów znajduje się niedaleko końcowej stacji kolei TreNord, zwanej Stazione Cadorna, gdzie zatrzymują się podmiejskie pociągi. Patrząc na ową mapkę nie spodziewałam się, że odległość od dworca jest aż tak niewielka; byłam bardzo zaskoczona, kiedy skręciłam w najbliższą ulicę i praktycznie tuż przed sobą zobaczyłam sylwetkę zamku. Z bliska robi naprawdę kolosalne wrażenie swoimi wysokimi murami i potężnymi wieżami a nad całością góruje wieża bramna, zwana zegarową albo del Filarete, od przydomka architekta, który ją stworzył (właściwie stworzył jej pierwowzór, który uległ destrukcji a wersja obecna jest zrekonstruowana). Wieża przyciąga wzrok nie tylko z racji wysokości, ale także ze względu na swoją bardzo ciekawą i wysmakowaną architekturę.

Spacerując w okolicy Duomo mogłam ją oglądać w perspektywie via Dante, którą zwykle zmierzałam do centrum, kiedy przyjeżdżałam do Mediolanu. Uwielbiałam ten widok, jej majestatyczna bryła ze swoimi czterema kondygnacjami zdawała się niemal unosić w powietrzu;  to wrażenie było szczególnie wyraźne, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi a powietrze nabierało różowo- liliowej barwy. Wieża Filareta, mimo swojego ogromu nawet  widziana z bliska, zachwyca lekkością i strzelistością, tym bardziej, że w narożnikach zamku posadowiły się jej dwie siostrzyce swego czasu służące za więzienie, ciężkie i przysadziste, zbudowane na planie okręgu. Mediolański zamek wzniesiono z cegły i zalicza się on do największych w Europie. Budowę rozpoczęto za czasów Viscontich w połowie XIV wieku, natomiast zakończenie prac przypada dopiero na koniec XV, czyli czas, kiedy w Lombardii panowali książęta z rodu Sforzów. Zresztą na przestrzeni wieków zmieniał on swój wygląd w sposób zasadniczy, zgodnie z zasadami sztuki inżynierskiej i militarnej, jaka panowała w danej epoce. Castello Sforzesco w czasach swojej świetności było nie tylko strukturą obronną ale również siedzibą władcy i jego  dworu, co miało oczywisty wpływ na jego konstrukcję i wygląd.

O funkcji obronnej świadczy Rochetta, gdzie w razie niebezpieczeństwa mógł się schronić panujący ze swymi najbliższymi, będąca najbardziej umocnioną częścią zamku, posiadającą własny wewnętrzny dziedziniec oraz masywna wieża obronna zwana też wieżą Bony (swe powstanie zawdzięcza Bonie di Savoia, babce ze strony ojca naszej królowej Bony). Oprócz Rochetty i ogromnego dziedzińca o przeznaczeniu militarnym, na terenie zamku można zobaczyć tzw. Corte Ducale, część reprezentacyjną, gdzie w komnatach przyległych do znacznie mniejszego dziedzińca rezydował książę, wraz ze swoim dworem. Za czasów Ludovica zwanego il Moro, do tego dworu zaliczał się również Leonardo da Vinci, który pracował dla księcia przede wszystkim jako inżynier, w wolnych chwilach parający się również malarstwem. Do dziś możemy oglądać jedną z sal pokrytą freskami o motywach roślinnych które wyszły spod pędzla Leonarda. Wtedy też powstała słynna "Dama z łasiczką"(pisałam o niej  TUTAJ) zaś w jednym z zamkowych muzeów można zobaczyć księgę ze szkicami i rysunkami, odręcznie pisaną przez tego artystę, zwaną Codice Trivulziano. Jak wspominałam, zamek przechodził burzliwe koleje losu, początkowo modernizowany i rozbudowywany, z biegiem czasu stracił na znaczeniu a w XVIII wieku podupadł do tego stopnia, że za czasów Napoleona noszono się z myślą o jego zburzeniu i wzniesieniu na tym terenie innej budowli w stylu epoki. Jednak do realizacji tego pomysłu nigdy nie doszło, choć podobne zakusy miały miejsce ponownie pod koniec wieku XIX, gdy w okolicy zamku powstało prestiżowe Foro Bonaparte z ogromnymi kamienicami zwanymi palazzi a działki budowlane w tej okolicy znacznie zyskały na wartości.

Wtedy w obronie historycznego i kulturalnego 
dziedzictwa miasta stanął Luca Beltrami, wspaniały człowiek, architekt i historyk sztuki, do tego będący osobą wpływową z racji piastowania funkcji parlamentarzysty i senatora. Dzięki niemu nie tylko zarzucono pomysł zrównania zamku z ziemią, ale także podjęto niemały trud jego odbudowy i restauracji, gdyż upływ czasu odcisnął na swe piętno. Między innymi, w  XVI wieku skutkiem wybuchu uległa zniszczeniu wieża Filareta, którą dzięki Beltramiemu odbudowano w poprzedniej postaci na podstawie rysunków i innej dokumentacji o potwierdzonej autentyczności. Luca Beltrami był wyznawcą zasady, że prace restauracyjne powinno się prowadzić zgodnie z duchem epoki w jakiej powstawała budowla, bez romantycznych "wariacji na temat". Dzięki niemu zamek odzyskał dawną świetność, nie stając się przy tym jeszcze jednym koszmarnym zlepkiem stylów a elementy dodane, jak płaskorzeźba przedstawiająca króla Umberta I, sensownie wpisują się w całość. Drugi etap prac restauracyjnych podjęto już w trakcie mojego pobytu we Włoszech, w latach 2000, więc bywając tam oswoiłam się z widokiem rusztowań i pracujących na nich ludzi. Jednak efekt końcowy chyba jest wart tych niedogodności, gdyż odrestaurowana część zamku przedstawia się naprawdę wspaniale (choć nieco patyny, jakiej nabędzie z biegiem czasu z pewnością nieźle mu zrobi) a odnowiony dziedziniec główny ze swoimi sgraffiti i freskami nieco przypomina przepiękny plac w Vigevano. Ja osobiście bardzo lubię jego lewą stronę, gdzie można zobaczyć niewielkie lapidarium a w nim zniszczone elementy dawnego wystroju, które mimo swojego okaleczenia nadal cieszą oko miłośnika sztuki kamieniarskiej.

Jest to także ulubione miejsce zamkowych kotów a ponieważ w podziemiach, fosach i licznych niedostępnych zakamarkach mieszka ich bardzo liczna kolonia, widok tych zwierząt różnej maści i wzrostu wygrzewających się w promieniach słońca, jest tu na porządku dziennym. Nieopodal lapidarium znajduje się jedna z zamkowych bram, zwana Porta dei Carmini, prowadząca na ulicę poprzez most ponad głęboką, suchą fosą. Po jej lewej stronie znajduje się ciekawa budowla, niczym macka wysunięta z zasadniczej bryły budynku, posadowiona na dwuarkadowym moście. To Ponticella di Ludovico il Moro, struktura, jaka niegdyś łączyła apartamenty książęce z nieistniejącymi obecnie murami zewnętrznymi. Jest to niski pawilon z portykiem wspartym na smukłych kolumnach, jego powstanie przypisuje się Bramantemu, który istotnie przez pewien czas pracował na książęcym dworze. Dokumenty z epoki Ludovica mówią też o tym, że komnaty tego pawilonu książę wybrał na swe odosobnienie w okresie żałoby po śmierci żony, zmarłej w młodym wieku Beatrice d'Este .

Budowla ze względu na swoją architekturę wygląda bardzo wdzięcznie, jednak jak widać pilnie potrzebuje restauracji, która mogłaby jej przywrócić dawny blask. Wspominałam już o murach zewnętrznych, niegdyś otaczających cały zamek; dziś ich resztki możemy zobaczyć po lewej stronie dziedzińca, przy bocznej bramie zwanej Porta di Santo Spirito lub spacerując po terenie przyległego Parco Sempione. Na terenie zamku mieści się muzeum o bogatych zbiorach, posiadające wiele sekcji: pinakotekę, zbiory instrumentów muzycznych, sztuki użytkowej, przedmiotów pochodzących ze starożytnego Egiptu oraz wartościową bibliotekę. Jednak najcenniejszym zabytkiem, jakim się ono może poszczycić jest bez wątpienia Pieta Rondanini, ostatnie dzieło Michała Anioła, nad którym artysta pracował tuż przed śmiercią. W muzeum byłam kilkakrotnie, za pierwszym razem widziałam Pietę jeszcze przed restauracją, której została poddana w 2004 roku. Była wtedy w stanie naprawdę opłakanym, pokryta warstwą dziwnych substancji i patyną czasu, co sprawiło, że biały marmur przyjął szarawo- żółto-brązowy kolor. Był to dla mnie spory szok, gdyż nie spodziewałam się, że dzieło tej rangi może być wystawiane na widok publiczny w stanie urągającym jego znaczeniu dla ogólnoludzkiej kultury, tym bardziej, że zostało nabyte do zamkowych zbiorów dość dawno, bo w 1952 roku, czyli przed całym półwieczem...Muszę tu powiedzieć, że to nieprzyjemne uczucie żalu i rozgoryczenia zdominowało moje pierwsze spotkanie z tą rzeźbą. Później zniknęła ona na jakiś czas, aby powrócić i zaprezentować całe swoje piękno, tak wymowne, mino iż widzimy tylko zarys dzieła, jakie rzeźbiarz miał zamiar przedstawić. W głębi serca czuję, że właśnie to stanowi o jego szczególnym znaczeniu dla naszej wrażliwości, ponieważ każdemu z nas daje możliwość wpisania własnej wizji w marmur Piety, gdzie piękne męskie ciało z twarzą zaledwie naszkicowaną, jest złączone w uścisku z ledwie zaznaczonym ciałem matki, z którego zdaje się wyłaniać. Jest w tym matczynym objęciu jakaś nieziemska lekkość, nie widać żadnego wysiłku ani napięcia, jakby ciało martwego syna nic nie ważyło w ramionach jego rodzicielki, jakby była ona nie jego podporą, lecz pomostem do zmartwychwstania... Większa część rzeźby to zaledwie zapowiedź skończonej formy, kamień, na którym dłuto rzeźbiarza zostawiło swe ślady, lecz mimo to, widzimy w tym nieśmiertelną ideę, jaka jest zawarta w tej formie. Być może, podpowiada nam ją nasza indywidualna wyobraźnia a piękno, jakie przed nami odkrywa, to boski pierwiastek uwięziony w naszym sercu i umyśle, zaś kamienna bryła, gdy przed nią stajemy jest jedynie katalizatorem prowadzącym do wybuchu emocji, które gdyby nie ona, pozostałyby w uśpieniu? Podobne doznania miałam zwiedzając Sacro Monte w Varallo, LINK również tam dotarła do mnie jakaś część ponadczasowej prawdy o ludzkiej i boskiej naturze... 
W oplutym i umęczonym Chrystusie zobaczyłam wtedy nie tylko ideę boskości, jaką przedstawia kościół, lecz także personifikację wszystkich sponiewieranych, zamęczonych i zabitych ludzi; chciałabym też mieć nadzieję, że nie zapomnę tego, co wtedy przeżyłam a pamięć tamtych emocji pozwoli mi być lepszym człowiekiem.

Każdemu, kto jest zainteresowany kulturą i sztuką, polecałabym wizytę w mediolańskim Castello,
jednak oprócz roli poznawczej, ma ono też swoją funkcję czysto rekreacyjną, bywa popularnym miejscem spacerów i jest tym chętniej odwiedzane, że na jego tyłach znajduje się piękny, śródmiejski park, zwany Parco Sempione. Po stronie przeciwnej do Castello zamyka go Łuk Pokoju, wzorowany na antycznych łukach triumfalnych. Park ma charakter ogrodu angielskiego, jest ogrodzony i zamykany na noc a w jego obrębie znajduje się wiele pomniejszych obiektów, służących do rozrywki i rekreacji. Jednym z nich jest Torre Branca, wieża widokowa, z której możemy oglądać Mediolan z lotu ptaka (na górę wjeżdża się windą). Nieopodal, po lewej stronie do parku przylega budynek Triennale di Milano, miejsce w którym można obejrzeć wystawy sztuki współczesnej, przedstawienia teatralne a także uczestniczyć w ciekawych przedsięwzięciach kulturalno-społecznych. Natomiast po prawej stronie parkowych terenów znajduje się budynek Akwarium, gdzie można zobaczyć ciekawe egzemplarze wodnej fauny i flory.

Okolice zamku i park, nieodmiennie kojarzą mi się z pierwszomajowym świętem, W Mediolanie ma ono nadzwyczaj interesujący charakter a jego naprawdę huczny i spektakularny przebieg był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Zainteresowanych zapraszam TUTAJ do jednego ze starszych postów, gdzie piszę o różnych interesujących aspektach pierwszomajowego święta, które jak już  wspominałam, w Mediolanie obchodzi się gremialnie a oprócz czysto festynowych elementów ma ono też głęboki wydźwięk społeczny. Pochody zwykle rozwiązuje się właśnie na placu przed zamkiem a wieczorem na terenie parku rozpoczyna się masowy piknik z koncertami i licznymi atrakcjami. Kilkakrotnie miałam okazję obserwować te manifestacje i muszę przyznać, że było to dla mnie niezapomniane doznanie oraz pole do ciekawych obserwacji zachowań włoskiego społeczeństwa i nastrojów, jakie nim rządzą.

Więcej zdjęć z Castello można zobaczyć w albumie>

29 komentarzy:

  1. Jak dla mnie to ten zamek wcale zamku nie przypomina, w Lublinie to jest zamek a ten w Mediolanie to taki rozciągnięty :) jak guma w gaciach. Jak tam byłam pierwszy raz to nie mogłam zrozumieć gdzie on jest, bo wydawało mi sie ze to wszystko to tylko mury obronne:) w moich oczach to była dziwna budowla, teraz juz sie przyzwyczaiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to dopiero! Dla mnie z kolei wzorcem zamku jest Malbork, ten mediolański jednak w niczym go nie przypomina ale faktem jest że spora jego część tzn. bastiony i zewnętrzne mury już nie istnieje więc wygląda inaczej niż za czasów Sforzów. Zresztą z murami masz chyba rację, na tym prawdopodobnie polegała jego potęga, że mógł pomieścić sporo wojska, dla którego był przeznaczony duży dziedziniec. Ja lubiłam na niego patrzeć od strony via Dante, poza tym od czasu do czasu zaglądałam do muzeów i sklepu z pamiątkami.

      Usuń
    2. Dla mnie zamek Sforzow to wlasciwie pierwsze Mediolanskie wspomnienie, bo pod nim zatrzymywaly sie autobusy z Polski. Plac zamkowy to byl pierwszy jaki widzialam :)

      Usuń
    3. Faktycznie, ja co prawda przyjechałam inną drogą bo z Bari, ale pamiętam, że był tam kiedyś przystanek a obok w agencji kupowało się bilety, jednak dość szybko po moim przyjeździe wszystko to przeniosło się na dworzec Garibaldi i ja już jeździłam z tamtąd.

      Usuń
  2. Przyznam, że zaintrygowana komentarzem mojej imienniczki, poleciałam na picasę oglądać zdjęcia i - sama nie wiem, co powiedziec;)
    Dla mnie wzorem zamku, jeśli taki istnieje, jest oczywiście Wawel, ale tez inne, pomniejsze... ruiny, których sie w życiu naogladałam.
    Tu podobaja mi sie bardzo kolory i cała ta ornamentyka, tak rózna od tej spotykanej u nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Ewuniu, zamek, jak to zamek, w zasadzie jego uroda podobnie jak w przypadku Duomo czy Dworca nie była dla mnie rzeczą najbardziej istotną, raczej miejsce jako takie, to wszystko co budzi skojarzenia i tworzy klimat. Nasze zamki są zupełnie inne, w sumie chyba bardziej mi się podobają takie jak Czocha czy Bolków, choć jak pisałam architektonicznym wzorcem zamku zbudowanego z cegły jest dla mnie Malbork, imponujący, przepiękny choć niezupełnie nasz...W Castello ornamenty są fantastyczne choć niezupełnie autentyczne bo zaprojektowane przez Lucę Beltrami w stylu epoki.

      Usuń
    2. Ja napisałam o Lublinie, bo to moje rodzinne strony i ten zamek pokazano mi jako pierwszy :)

      Usuń
    3. Więc nie dziwię się, że darzysz go sentymentem....

      Usuń
    4. A czy wiecie, jakie miałam pierwsze skojarzenie, gdy spojrzałam na drugie zdjęcie ilustrujące ten wpis? Może Ewa-Ikroopka będzie się domyślać, a jeśli nie, to uznam, że to już chorobliwe, że mi się tak wszystko z Krakowem kojarzy ;-)
      Otóż przez ułamek sekundy pomyślałam, że to jest widok na Barbakan z Placu Matejki... Wszystko się zgadzało: fasady kamienic na pierwszym planie, pomnik konny na wysokim cokole i zamykający ujęcie ciąg ceglanych murów. I tylko Brama Floriańska jakaś wyższa... I nie jest to chwilowe wrażenie, podobnie widziałam wczoraj, gdy pierwszy raz czytałam tę opowieść i podobnie jest dziś - tylko bez tego elementu zaskoczenia. Ewo, w Tobie nadzieja - widzisz to tak jak ja?

      A skoro już zaczęłam pisać w tym miejscu, to nie będę przenosić się dalej i powiem tylko, że to kolejny z Twoich, Elu, wpisów, które odkrywają przede mną Italię, jakiej nie znam. To znaczy nie znam jej tak czy inaczej, mam wiedzę wyłącznie z drugiej ręki, ale czytając Twoje opowieści zawsze mam wrażenie, jakbym to wszystko na własne oczy widziała. I tyle bliskich wątków - babka Bony, Ludovico il Moro i nawet szanowny pan Beltrami nieco przypominał mi naszego Matejkę z tą tylko różnicą, że jego starania nie zakończyły się klęską, a Matejko nie zdołał uratować zabytkowych budynków Duchaków.
      Niezwykle podobało mi się lapidarium.
      I to, jak piszesz o Piecie Rondanini - pamiętam, gdy czytałam o niej po raz pierwszy, bodaj w "Sztuce cenniejszej niż złoto" i wrażenie, jakie wywarła wtedy na mnie i jakie odżyło teraz pod wpływem Twojego tekstu. Czy nie ma racji Julia Hartwig - "najpiękniejsze jest to, co jeszcze nieskończone"?

      Usuń
    5. Wiesz Ado, faktycznie na tym zdjęciu jest pewne podobieństwo do Krakowa, przynajmniej w tym ujęciu, bo na żywo to nieco inaczej wygląda. Zresztą chyba nie ma w tym nic dziwnego, bo zasady sztuki inżynierskiej w zakresie budowania umocnień były zapewne jednolite w całej Europie? Mediolańskie Castello wyróżnia właśnie piękna wieża Filareta, bez której zamek wyglądałby dość pospolicie. Co do Piety sadzę, że wspaniale udowadnia prawdę wiersza Julii Hartwig. Pisząc tego posta myślałam o tym, jak by wyglądała rzeźba po ukończeniu. Sądzę, że byłaby równie doskonała i skończenie piękna jak watykańska, ale chyba wolę ją w takim kształcie, pozostawiającym pole mojej imaginacji. Dobrze, że mi przypomniałaś "Sztukę..." poczytam sobie o Piecie, bo choć książkę mam w domu to muszę przyznać, że dawno do niej nie zaglądałam. Zresztą może to i dobrze, bo pisząc wolę jednak polegać na własnym wrażeniu.

      Usuń
  3. Podobnie, jak Ty zamek, czy pałac, czy też ruiny traktuję, jak miejsce, które ma dla mnie/ albo nie ma wartości sentymentalnej, którą tworzy historia albo jego wnętrze- głównie zbiory, jeśli takowe posiada. A tutaj dla tej jednej, jedynej Piety mojego Michała gotowa bym była go odwiedzić. I cieszę się, że jak piszesz została ona odrestaurowana i bardziej przypomina to, co stworzył geniusz Michała. Miałam szczęście oglądać niemal wszystkie jego dzieła, a to wciąż na mnie czeka, czyli kolejny powód do odwiedzin w Milano (obok Ostatniej wieczerzy, o której od dawna marzę, aby obejrzeć).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu, pisząc tego posta a zwłaszcza fragment o Piecie myślałam właśnie o Tobie, mając w pamięci Twoje uwielbienie dla M.A. Jeśli pojedziesz do Mediolanu (czego Ci szczerze życzę) na szczęście zobaczysz tę rzeźbę w dobrym stanie!

      Usuń
  4. Castello w Mediolanie.... Ile godzin tam przesiedziałam...
    Na początku, kiedy jeszcze niebardzo wiedziałam gdzie pojechać, to najczęściej jechałam do Mediolanu, pogadac po polsku, pochodzić po mieście.
    Latem wylegiwałam się na trawniku pod murami, obserwowam koty, albo konie, tam po prawej stronie są chyba jakieś stajnie, umundurowani przyjeżdzali na koniach albo wyjeżdali. Przyprowadzałam też Polki co chciały zwiedzić Mediolan. Chodziłyśmy zawsze do zamku i na Duomo.
    Jeśli chodzi o sam zamek to jest potężny, masywny jakby ciężki. Służył nie tylko do mieszkania ale przede wszystkim do obrony a wrogów rodzinie Viscotich nie brakowało przez całe stulecia. Jest na płaskim terenie i kojarzył mi się nie z pięknym zamkiem jak w Krumlovie ale z potężną fortecą, bastionem i wydaje mi się że w tamtych wiekach budując zamek myślana najpierw o obronie a nie o wygodnych komnatach. W powiecie Parma jest takich zamczysków 14. Podobne są Torrechiara albo Fotanellatto.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nie wykluczone, że mijałyśmy się kiedyś koło Castello...O zamkach parmeńskich słyszałam a nawet czytałam i ciągnęło mnie w tamte strony, ale bez samochodu sama wiesz jak jest. Również pozdrawiam!

      Usuń
  5. Hmm,
    kiedy zobaczyłam Castello w Mediolanie to od razu się w nim zakochałam. Taka już jestem zamki, pałace, dworki to moja po katedrach gotyckich ogromna miłość. Leniwym krokiem spacerowałam wokół zamku, gdybym tylko mogła to tuliłabym go do siebie za to co skrywa w swoim wnętrzu. Mam na myśli Pietę, kolejne cudo M.A.
    Och Sukienko, nawet nie wiesz jak bardzo lubię rozczytywać się w Twoich pięknych postach. Ostatnio rozczytuję się o Bonie. Jej herb gości nie tylko na Wawelu ale i zdobi mury tej ogromnej fortecy.
    Pozdrawiam serdecznie:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZięki Lusiu, zawsze się bardzo cieszę kiedy mogę wymienić wrażenia z kimś kto też widział miejsca, o których piszę, tym bardziej, że niejednokrotnie czyjś komentarz dodaje szczegóły, jakie mi umknęły, bo przeciez wszystkiego nie sposób ogarnąć. Ja też lubiłam zamek do zawsze dobrze się tam czułam w tej leniwej atmosferze kiedy czas się jakoś dziwnie rozciągał a jedno popołudnie stawało się wiekiem. Nie biegałam tam codziennie ani nawtet co tydzień bo w okolicy miałam niezliczone miejsca, które chciałam zobaczyć ale chętnie zaglądałam od czasu, do czasu. Nawzajem pozdrawiam.

      Usuń
  6. Idealnie wkomponowany zarówno w część zabudowaną jak i rekreacyjną, jak to określiłaś. Jest w nim powaga i potęga. BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to miejsce jedyne w swoim rodzaju i każdy znajdzie tam coś dla siebie.

      Usuń
  7. Tyle pięknych miejsc, a ja tam będę tak krótko, ledwie jeden dzień. Mam nadzieję, że najważniejsze miejsca jednak zobaczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zapewne niedługo przeczytamy Twoją relację z Mediolanu! Już się cieszę, gdyż zapewne mnie zaskoczysz ( bo przecież, jak dwie osoby patrzą na to samo, to nie jest to samo). Ciekawa jestem czy to wyjazd zorganizowany czy na własną rękę i jaki jest punkt docelowy? Co do zobaczenia czegokolwiek to oczywiście w ciągu jednego dnia można niejedno obejrzeć i poczuć atmosferę miasta, choć o dokładnym zwiedzeniu nie może być mowy, nie mówiąc o muzeach.

      Usuń
  8. Pięknie przybliżyłaś nam miejsce ważne dla mieszkańców Mediolanu, zdjęcia ciekawe, nijak się nie odniosę bo nie byłam i nie widziałam, a w kwestii zamku i jego ideału to jako mieszkanka miejscowości pokrzyżackiej, za ideał zamku uznaję tylko zamek krzyżacki :) Więc Malbork i tym podobne :)

    To żart oczywiście, bo każdy zamek to inna historia, nieco inna rola, ale pewne cechy są dla wszystkich wspólne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widzę, w sprawie zmków mamy podobny gust, choć zamki śląskie też są niczego sobie. Ale tak jak piszesz archiektura jest wypadkową funkcji, epoki, miejsca, no i materiałów, jakie były do dyspozycji budowniczych. Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Wybieram się w czerwcu do Toskanii i mam nadzieję, że te wszystkie cuda uda mi się zobaczyć. Jak czytam wcześniejsze komentarze wszyscy są zachwyceni, to myślę, że i mi się tam bardzo będzie podobało. Fajna relacja, miło tak przed wyjazdem zapoznać się z tym co będę mogła zobaczyć. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Z pewnością będziesz zachwycona, jest tam wiele wspaniałych miejsc do zwiedzania poza obowiązkową Florencją. Już się cieszę na myśl o Twojej relacji z wycieczki. Pozdrawiam i życzę udanych wakacji.

      Usuń
  10. Dobrze, że pokazujesz tyle piękna, którego na świecie jest tak dużo. Opisy i cudne ujęcia wywołują tylko westchnienia. Szkoda, że nie da się wszystkiego zobaczyć. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Twój wpis przypomniał mi moją wizytę w Castello sprzed kilku lat, chyba trzeba tą wycieczkę powtórzyć, bo to miejsce jest naprawdę piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Elu, znowu wciągnęło Cię życie domowe? Mam nadzieję, że wszystko w porządku i odezwiesz się niebawem...?
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuniu, jak widzisz Twój komentarz i post jaki zamieściłam (co prawda nie nowy a jedynie odświeżony) zbiegły się w czasie. Co do życia to faktycznie mnie wciągnęło jak bagno...Właśnie skończyłyśmy z Martą przerabianie półek na książki i ich zagospodarowanie, a przed nami jeszcze inne prace, które być może nareszcie pozwolą nam ostatecznie urządzić się w nowym mieszkaniu. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  13. Witam!! W Castello Sforzesco bylam kilka lat temu i uwazam go za piekny zamek. Nigdy nie odwazylabym sie powiedziec, ze polskie zamki sa piekniejsze. I nie chce im nic ujmowac. Uwazam jednak, ze kazdy zamek na swiecie ma swoja i tylko swoja historie i styl. Jasne jest, ze tego typu zamki budowane byly przede wszystkim do celow obronnych (jak juz wczesniej powiedziano). Mieszkam w Toskanii od wielu lat i widzialam wiekszosc tutejszych zamkow (zapewniam, ze nie jest ich malo). Kazdy jest inny, choc wspolna ich cecha jest to, ze sa usytuowane wysoko. Chodzilo o to, by moc dostrzec wroga z daleka i moc przygotowac odpowiednie "przyjecie" ;) Podobnie mozna powiedziec o polskich zamkach. Roznica sa moze typowe zamki krolewskie. Wszystkie inne, oprocz tego, ze byly zamieszkale, sprawialy role obronna. Podobnie jak zamki w Szkocji czy Anglii.
    Zamek w Mediolanie, jesli moge tak powiedziec, "rozczarowal" mnie tylko tym, ze w jego salach znajduja sie roznego rodzaju muzea, a ja spodziewalam sie zobaczyc komnaty pozostawione tak, jak wtedy, gdy zamieszkany byl przez moznych tamtych czasow. Rozumiem jednak, ze przez wiele stuleci, zmian nastapilo tez wiele, a i II w.sw. nie oszczedzila go prawdopodobnie.
    Ogolnie, jest to narawde piekny i wart zobaczenia monument architektury dawnych czasow.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.