czwartek, 1 sierpnia 2013

Lombardia. Triangolo Lariano, Madonna di Ghisallo czyli Sanktuarium Matki Boskiej Opiekunki Cyklistów.



Na pięknych drogach górzystego i zalesionego obszaru Triangolo Lariano, oprócz ludzi używających roweru, jako środka lokomocji, często można spotkać cyklistów z prawdziwego zdarzenia, zarówno amatorów, jak i zawodowców. Właściwie trudno ich odróżnić, ponieważ obydwie grupy są równie dobrze przygotowane do uprawiania kolarstwa, jeżdżą w stosownych, markowych strojach z najlepszych materiałów i na świetnych, wysokiej klasy, rowerach. Nierzadko są to ludzie w dojrzałym, a niekiedy wręcz podeszłym wieku lecz nadal we wspaniałej formie fizycznej. Sport rowerowy jest tu bardzo popularny, choć oczywiście we Włoszech prym wiedzie piłka nożna, jednak ta ostatnia chyba ma więcej kibiców, niż osób oddających się jej aktywnie.

Natomiast jeśli chodzi o jazdę na rowerze, to w prawie każdej lombardzkiej miejscowości jest stowarzyszenie cyklistów a jego członkowie uprawiają wspólne, wielogodzinne treningi. Niektóre grupy mieszkające nieco dalej, wsiadają do lokalnego pociągu i jadą w stronę gór (weekendowe pociągi są przystosowane do przewożenia większej ilości rowerów). Mogą w ten sposób uniknąć niebezpiecznych tras w pobliżu Mediolanu i wdychania smogu wszechobecnego na Równinie Padańskiej.

Ze względu na czyste powietrze oraz odpowiednie drogi, Triangolo Lariano (a przede wszystkim jego część zwana Valassina) jest jednym z popularnych i preferowanych miejsc do uprawiania sportu rowerowego. Należy też wspomnieć o tym, że to tu odbywają się etapy wyścigu "Wokół Lombardii", między innymi "Superghisallo" i "Muro di Sormano". Nic więc dziwnego, że właśnie w miejscowości Magreglio, przy drodze prowadzącej z Asso do Bellagio znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Cyklistów, czyli Madonna di Ghisallo. Jest to niewielka świątynia, gdzie zamiast srebrnych i złotych wotów wiszą koszulki kolarzy i klubowe proporczyki, zaś pod sufitem umieszczono rowery, niegdyś należące do mistrzów tego sportu. Są też pamiątkowe tablice z licznymi zdjęciami rowerzystów, którzy już odeszli ze świata żywych. Niektórzy polegli na wojnie, część umarła śmiercią naturalną, lecz są też wśród nich ci, co zginęli w wypadkach podczas zawodów lub treningów, jak znany kolarz pochodzący z tych stron, Fabio Casartelli.

Wśród nazwisk i fotografii zawodników jest również miejsce dla organizatorów i zasłużonych sponsorów. Centralne miejsce niewielkiego kościółka zajmuje płyta pamiątkowa, poświęcona pamięci księdza Don Ermelindo Vigano' a tuż przy niej stoi wieczna lampa w kształcie wielkiej pochodni wykonana z brązu. Jak już wspomniałam, Sanktuarium jest położone w niezwykle pięknym miejscu, tuż przy asfaltowej drodze wiodącej z Asso do Bellagio. Z lewej strony znajdują się zielone wzniesienia sąsiadujące z masywem San Primo, zaś po prawej w dole widać część jeziora Lario, zwaną Lago di Lecco, jego przeciwległy brzeg i górskie pasma otaczające dolinę Valsassina. Miejsce, gdzie zbudowano kościół to swego rodzaju naturalny taras, lezący na wysokości 745 m n.p.m. więc w pogodny dzień można stąd ogarnąć wzrokiem ogromną przestrzeń z łańcuchami Alp na horyzoncie. Oprócz walorów krajobrazowych to miejsce ma również wielowiekową, ciekawą historię a także interesującą legendę.

Mówi ona o hrabim Ghisallo, który polował w okolicznych lasach, gdzie został zauważony przez rozbójników grasujących w tej okolicy. Złoczyńcy zaczęli go ścigać prawdopodobnie z zamiarem ograbienia i pozbawienia życia, więc przerażony hrabia schronił się w małej kapliczce; nie widząc szans na ucieczkę, prosił Madonnę o opiekę. Modlitwa została wysłuchana, dziwnym trafem zbójcy zniknęli tak, jak się pojawili, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Aby upamiętnić swoje cudowne ocalenie, hrabia zbudował w tym miejscu niewielki kościół, nazwany później od jego imienia Madonna di Ghisallo. Znajdujący się tu obraz Matki Boskiej uznano za cudowny a Madonnę di Ghisallo za opiekunkę podróżnych. Pierwszy kościół padł pastwą pożaru, więc na jego miejscu  w XVII wieku powstał nowy,  który dziś możemy oglądać.
Zniszczeniu uległ również pierwotny wizerunek Madonny, obecny to jego późniejsza kopia. Jest to bardzo powszechne we Włoszech wyobrażenie Marii, jako Matki Boskiej karmiącej Dzieciątko, zwane tutaj "Madonna del latte". Kiedy byłam w Ghisallo po raz pierwszy sporo lat temu, świątynia prezentowała się o wiele skromniej a obok niej był tajemniczo wyglądający plac budowy. Po jakimś czasie dowiedziałam się od znajomych, że zaszły tam wielkie zmiany, w związku z tym, korzystając z dnia wolnego i pięknej, przedwiosennej pogody, wybrałam się aby osobiście skontrolować sytuację.

Oczywiście, ciągnął mnie w te strony również widok gór, gdzie z powodu zimy nie byłam od kilku miesięcy i chęć odetchnięcia świeżym powietrzem, gdyż nad Mediolanem zalegała chmura smogu, powodująca, że wielokrotnie przekroczyło ono wszelkie limity pyłów i substancji szkodliwych dla zdrowia.
Kiedy dojechałam do Magreglio i wysiadłam z autobusu, pierwsza rzecz, która wprawiła mnie w euforię, to wspaniałe, właściwie wiosenne słońce, zielone stoki gór i cudowny zapach świerkowych igieł, kojarzący mi się z lasami Świeradowa, czy Karpacza. Celowo wysiadłam nieco wcześniej, aby przy okazji zrobić sobie mały spacer. Kiedy dotarłam do Sanktuarium, okazało się, że zmiany, które tam się dokonały, przeszły moje wyobrażenie. Nie tylko odnowiono sam kościół ozdabiając jego fronton mozaiką, obecnie pojawiło się przed nim także kilka pamiątkowych monumentów (z tego co wiem, planuje się postawienie następnych). Tajemniczy plac budowy zamienił się w budynek Muzeum Cyklizmu a w centralnym miejscu pustego niegdyś placu, stoi obecnie pomnik poświęcony rowerzystom. Ponieważ  z natury jestem istotą dość sentymentalną, patrząc na niego bardzo się wzruszyłam i szczerze mówiąc, łza mi się zakręciła w oku...

Pomnik przedstawia dwóch zawodników -  zwycięzcę z ręką wysoko uniesioną w triumfalnym geście oraz przegranego siedzącego na ziemi, patrzącego ze zbolałą twarzą na połamany rower... Napis na cokole oddaje hołd wszystkim, którzy pokonując własną słabość zmierzają do mety. Przed kościołem, po lewej stronie, ustawiono popiersia dwóch sławnych, włoskich cyklistów, Gino Bartali * i Fausto Coppi. Mimo iż stoją razem, ich podejście do życia i sportu było zupełnie odmienne (znaczące jest to, że o ile pierwszy był bardzo wierzącym, praktykującym katolikiem i swoje zwycięstwa przypisywał boskiej interwencji, to drugi uchodził za wielkiego racjonalistę). Obok jest tablica pamiątkowa ku pamięci Vincenzo Torriani (patrz poprzedni post>Muro di Sormano). Po przeciwnej stronie wejścia umieszczono nieco mniejsze popiersie Don Ermelinda Vigano'. To właśnie Don Ermelindo, proboszcz Magreglio i zapalony kibic wyścigów kolarskich, był autorem pomysłu, aby ten niewielki kościółek, gdzie często modlili się zawodnicy startujący w "Giro di Lombardia" stał się ich Sanktuarium. W 1948 do Watykanu udała się z oficjalną prośbą sztafeta rowerowa z Gino Bartali i Fausto Coppi na czele. W odpowiedzi na tę prośbę w 1949 roku papież Pius XII oficjalnie ogłosił Madonnę di Ghisallo Patronką Cyklistów i podarował Sanktuarium pobłogosławioną przez siebie wieczną lampę (tę w kształcie pochodni) którą  również dziś możemy tam oglądać. Ma ona symbolizować nie tylko światło wiary i nadzieję na wieczne zbawienie, lecz również zapał zawodników i siłę  ich ducha.

Od tamtej pory wielokrotnie organizowano sztafety z Ghisallo do Watykanu, gdzie kolejni papieże dawali cyklistom swoje błogosławieństwo i dokonywali symbolicznego zapalenia lampy - pochodni.
Z biegiem lat maleńki kościółek zmienił się w prawdziwe muzeum, gdyż kolejni zwycięzcy Giro di Lombardia, tacy jak Gino Bartali, Fausto Coppi, Eddy Merckx i wielu, wielu innych, zostawiali tam swoje koszulki i rowery. Jest tam oddzielny kącik, gdzie umieszczono koszulki kobiet uprawiających ten sport, koszulki zawodników leżą również na ołtarzu pod wizerunkiem Błogosławionej Dziewicy. Obok niego, na ścianie, zauważyłam ikonę Matki Boskiej Częstochowskiej, niestety nie wiem, czy to dar Jana Pawła II, czy też polskich zawodników biorących udział w "Giro d'Italia"... Pomiędzy nawą świątyńki i ołtarzem umieszczono kratę z kutego żelaza a na niej również umocowano zdjęcia i pamiątki.

Jest tam jedno zdjęcie budzące smutne, wręcz tragiczne wspomnienie; zrujnowanej kariery i zmarnowanego życia człowieka, który wielokrotnie stał na najwyższym podium. To zdjęcie przedstawia Marco Pantani, zwanego Piratem, ze względu na niebezpieczny sposób jazdy, kolczyk w uchu oraz stylową bandankę, którą zawiązywał na głowie. Po latach triumfu, kiedy to odniósł wiele zwycięstw, został zdyskwalifikowany za doping; to na zawsze zniszczyło jego życie i karierę. Uzależniony od kokainy oraz leków psychotropowych, zmarł w hotelu w Rimini, w bardzo podejrzanych okolicznościach. Mimo to, ogromny talent i niepokorna osobowość zjednały mu ogromną rzeszę wielbicieli, którzy w liczbie 20 000 towarzyszyli mu w ostatniej drodze. Dobrze pamiętam tę sprawę, gdyż swego czasu media poświęciły jej wiele uwagi, więc jego zdjęcie zrobione na mecie, w różowej koszulce lidera, sprawiło, że poczułam skurcz w gardle... 
Na przestrzeni kilkudziesięciu lat zgromadzono tu tak wiele eksponatów, iż powzięto ideę, aby obok kościoła utworzyć muzeum, które mogłoby pomieścić wciąż rosnące zbiory.
Zostało ono otwarte w 2006 roku a ostatni symboliczny kamień - marmurową płytę z napisem "Omnia vincit Amor" (Miłość zwycięża wszystko) ofiarował i pobłogosławił papież Benedykt XVI.
Zarówno muzeum, jak i Sanktuarium są poświęcone nie tylko zawodnikom, lecz także wszystkim ludziom, dla których rower był i jest nadal zarówno środkiem lokomocji, jak i sposobem na utrzymanie sprawności fizycznej.

Niestety, nie udało mi się odwiedzić muzeum, ponieważ w miesiącach zimowych jest ono zamknięte. Tak, jak pisałam na wstępie, Sanktuarium bardzo się zmieniło od czasu, gdy widziałam je po raz pierwszy. Muszę powiedzieć, że trochę mi żal tego dawnego, tak skromnego w porównaniu z jego obecnym wyglądem. No ale cóż, to w końcu Sanktuarium Cyklistów i poświęcone ich pamięci a ja niestety, nawet nie jeżdżę na rowerze...


* Gino Bartali jest bardzo ciekawą postacią nie tylko ze względu na swe sportowe osiągnięcia. Jak już wspomniałam, był człowiekiem głęboko wierzącym i w związku z tym nadano mu przydomek "Il Pio" czyli Pobożny. Do jego przyjaciół zaliczał się arcybiskup Florencji Elia Dalla Costa, w czasie wojny czynnie pracujący w konspiracyjnej organizacji działającej na rzecz ocalenia Żydów. Organizacja potrzebowała sprawnego i wiarygodnego kuriera, więc arcybiskup zaproponował Gino Bartali, aby podjął się tej roli. Bartali pod pretekstem treningów udawał się w podróż na swoim rowerze, jadąc w jedną stronę w rurze pod siodełkiem ukrywał zdjęcia do dokumentów a w drodze powrotnej wiózł fałszywe dowody osobiste na aryjskie nazwiska, dzięki którym ocalono wiele setek osób narodowości żydowskiej (mówi się, że było ich sześćset a nawet osiemset). Po wojnie arcybiskup został uhonorowany tytułem "Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata" zaś Bartali z rąk rezydenta Włoch otrzymał Złoty Medal Zasługi.

 Więcej zdjęć jest w albumie>

22 komentarze:

  1. Chyba juz czytalam o tych cyklistach, i tamtym miejscu, ale nawet gdyby ... to bardzo ciekawa historia :)

    Pozdrawiam z Tokio :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Aniu, tym bardziej mi miło że znalazłaś chwilkę! To istotnie wpis, który był na bloxie jednak trochę go doszlifowałam.
      Widzę, że dotarliście szczęśliwie więc teraz czekam na post u Ciebie jak się sprawy mają. Najserdeczniej pozdrawiam!

      Usuń
  2. Krajobrazy przecudne! Dobrze podążać z Tobą Twoimi szlakami. :) BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że ja tez oniemiałam na widok gór na wyciągnięcie ręki...było przepięknie!

      Usuń

  3. Piękny opis, jakie 5+, szóstka z plusem:)
    A muzeum na tle tych gór - bajka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ewuniu, faktycznie udało się Włochom to przedsięwzięcie, może i są sentymentalni ale to dobrze że potrafią pamiętać o takich rzeczach i stawiać pomniki sportowcom, także przegranym..

      Usuń
  4. Super post. Powiedz skąd Ty to wszytko bierzesz i tak precyzyjnie potrafisz opisać? .Jestem pod wrażeniem.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny, Kris i za miłe słowa. Te wspomnienia to dziesięć lat mojej włoskiej egzystencji a wycieczki w pewnym sensie "trzymały mnie przy życiu" (a z pewnością przy zdrowych zmysłach). Chyba mam pamięć wybiórczą bo zwykle pamiętam to co mnie interesuje, zbieram informacje jak wróbel okruszki a do tego mam jeszcze moje archiwum: przewodniki, mapki, ulotki itd. chociaż rzadko do nich zaglądam bo zdjęcia nieźle mi odświeżają pamięć. Wzajemnie serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
    2. Mnie zdjęcia wręcz pozwalają zachować pamięć:)
      Muszę przyznać, że i ja, podobnie jak Kris, jestem pełna podziwu dla Twojej wiedzy i pamięci, nie mówiąc już o umiejętności przekazania wiedzy w sposób tak interesujący!
      Masz talent gawędziarski, absolutnie:)

      Usuń
    3. Pozostaje mi tylko cieszyć się że trafiłam na czytelników, którzy też gustują w takich opowiastkach. Ja tak jak Ty patrząc na moje zdjęcia mam wrażenie że czas się zatrzymał, pamiętam jak je robiłam a nawet co wtedy czułam i myślałam...

      Usuń
  5. A mi Italia i rowery zle sie kojarza. Po pierwsze ze ci slynni niedzielni cyklisci skutecznie utrudniaja zycie innym uzytkownikom szos. Po drugie wlasnie we Wloszech ukradziono nam 5 rowerow. A po 3 przypomnial mi sie bardzo przykry incydent kiedy to spalono moj ulubiony sklep rowerowy w Limbiate. Bardzo mi bylo szkoda wlasciciela, bo byl swiezo po przeprowadzce w nowe miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się skojarzeniom, kradzież pięciu rowerów to faktycznie ciężka strata ...Co do utrudniania nie mam zdania bo ja ani samochodem ani rowerem(tylko państwowa komunikacja i własne nogi) ale generalnie myślę że rower to fajna rzecz i zazdroszczę mojej córce, która pomyka jak szatan. Natomiast spalenie sklepu to ostatnie świństwo i po prostu kryminał. Ja z kolei nie mogłam przeżyć kiedy widziałam rower przypięty na parkingu zdezelowany i skopany przez jakiegoś wandala.

      Usuń
  6. Widzę,że i u Ciebie wpis m.in. o Madonnie:)Takie legendy bardzo lubię. Jako fankę wyścigów kolarskich, poruszyła mnie historia Marco.A Twoja wiedza, jak zwykle zachwyca. Zadbałaś o każdy szczegół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ewuniu, będzie jeszcze jeden wpis na ten temat. Historia Marco smutna i pouczająca, szkoda że tak się zakończyła jego kariera...Teraz mieliśmy sprawę Amstronga i jak się okazało był to bardzo rozbudowany system. Pantani nie zniósł presji i nie potrafił wrócić do normalnego życia, szkoda...

      Usuń
  7. Pieknie tam, szkoda że zmiany zabijają czasem magię miejsca!

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękne jest to zdjęcie kościoła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! To miejsce jest naprawdę niezwykłej urody i bardzo się cieszę, że je odkryłam.

      Usuń
  9. Jak zawsze, zachwycający post. Piszesz bardzo interesująco i bardzo pięknie.
    Przychodziłam do Ciebie od Gosi (Guciamal.) Czytałam wszystkie posty. Byłam oczarowana Twoimi szczegółowymi opisami...A fantastyczne zdjęcia dopełniają wpisów.
    Przyznaję, że nie zostawiałam komentarzy. Nie miałam odwagi.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc tym bardziej mi miło że się ujawniłaś, tym bardziej, że sama też pięknie i ciekawie piszesz!

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.