Jak już wspominałam, moja włoska emigracja trwała w sumie ponad dziesięć lat, z czego większość, bo prawie osiem, spędziłam mieszkając w Limbiate, niewielkim mieście nieopodal Mediolanu.
Podobnie jak w innych miejscowościach we Włoszech, można tam znaleźć świadectwa przeszłości o dużej wartości artystycznej i historycznej, kilkusetletnie domostwa z wewnętrznym podwórkiem, zwanym tu "cortile" czy interesujące wille. Kiedy tam przybyłam, nie wiedziałam, iż w gminie Limbiate (a właściwie jednej z frakcji, zwanej Mombello) miały miejsce epizody z życia ludzi, o których uczyłam się na lekcjach historii... Tę wiedzę zdobyłam z czasem, częściowo dzięki mojej pasji do zbierania informacji, lecz w przeważającej mierze zawdzięczam ją po prostu szczęśliwym zbiegom okoliczności.
Kiedy wychodziłam z domu by zrobić zakupy w centrum Carrefour ( podobno w chwili, gdy to piszę, jest ono największe w Europie) w głębi ulicy widziałam długi, szary mur a za nim, na niewielkim, zadrzewionym wzgórzu, piękną willę w stylu lombardzkiego baroku. Jest to willa Crivelli - Pusterla w Mombello, budynek, który na przestrzeni kilkuset lat swego istnienia przechodził niespotykane koleje losu. Prawdopodobnie powstała ona w okresie późnego średniowiecza, aby po wielokrotnej zmianie właścicieli przejść w drodze kupna w ręce rodziny Crivelli.
Był to ród o wielkim znaczeniu, wydał wielu książąt kościoła a nawet jednego papieża - Urbana III. Z jego weneckiej gałęzi pochodzą dwaj sławni malarze doby Renesansu, bracia Carlo i Vittorio, których dzieła można oglądać między innymi w muzeum Brera w Mediolanie (jeden z moich ulubionych obrazów - ,,Zwiastowanie" Carla Crivelli, wisi w National Gallery w Londynie).
W XVIII wieku willa została gruntownie przebudowana według projektu Francesca Croce, zaś tereny na tyłach budynku przeznaczono na wspaniały ogród w stylu włoskim. Niestety, dziś można go obejrzeć jedynie na starych ilustracjach i litografiach, gdyż z ogrodu pozostały tylko schody i piękny, rozległy, dwupoziomowy taras. Kiedyś można było stąd podziwiać piękną panoramę Brianzy, obecnie nieco w tym przeszkadzają okoliczne budynki, ale i tak w pogodne dni na horyzoncie widać zielony łańcuch Prealp i skaliste szczyty gór w okolicy Lecco. Ogród włoski już nie istnieje, natomiast pozostał angielski park położony po drugiej stronie willi, od strony głównego wejścia, co prawda nieco zaniedbany, ale nadal dający pojęcie o jego poprzedniej wspaniałości.
Willa w swoich murach gościła min. Ferdynanda IV Habsburga a przeszło sto lat później Napoleona Bonaparte, który właśnie tu założył swój sztab w okresie, kiedy tworzył Republikę Cisalpińską. Co ciekawe, miał podobno do wyboru właśnie willę Crivelli i o wiele większą, nazywaną małym Wersalem, wspaniałą Willę Reale w niedalekiej Monzie. Trudno dziś dociekać, co zaważyło na jego decyzji, być może był to lepszy mikroklimat, tak ważny dla mieszkańców upalnej, mglistej i słabo wentylowanej Doliny Padu? Tak, czy inaczej, wraz z nim w willi zamieszkał cały dwór, w tym matka Letycja oraz siostry, Eliza i Paulina. Z ich obecnością wiąże się pewna interesująca anegdota, którą chcę tu przytoczyć.
Siostry Napoleona nigdy nie miały zbyt surowych obyczajów i przyszły cesarz nie raz je strofował z tego powodu. Pewnego razu, kiedy niespodziewanie wrócił w domowe pielesze, podobno zastał Paulinę z kochankiem "in flagranti" co więcej, jak głosi plotka, akt ten nie miał miejsca w sypialni, lecz na schodach! Aby uniknąć skandalu, Bonaparte postanowił natychmiast wydać ją za mąż a niejako "przy okazji" potwierdzić rytem katolickim świeckie małżeństwo Elizy, zawarte kilka miesięcy wcześniej. W środku nocy wezwano miejscowego proboszcza, ten jednak nie mógł udzielić ślubu w prywatnej kaplicy bez odpowiedniej dyspensy, więc aby ją uzyskać, Napoleon wysłał konny oddział do biskupa w Mediolanie. Oddział wyruszył "co koń wyskoczy "( jeżeli jechał z szybkością lokalnego pociągu, z jakiego zwykle korzystałam, to jazda w obie strony nie trwała dłużej niż półtorej godziny) i jeszcze tej samej nocy, z 13 na 14 czerwca 1797 roku, podobno około trzeciej nad ranem, w należącej do willi kaplicy świętego Franciszka odbył się podwójny ślub. Małżeństwo Elizy przetrwało, zaś Paulina wkrótce została wdową, po czym ponownie wyszła za mąż, tym razem za księcia Borghese (to właśnie ją sportretował Antonio Canova w swojej sławnej rzeźbie przedstawiającej Wenus Zwycięską).
Wraz z upadkiem Napoleona skończył się dla willi okres świetności. Kiedy rządy w Lombardii przeszły w ręce Habsburgów, została odkupiona przez państwo a w 1863 utworzono tu szpital psychiatryczny. Z tego okresu pochodzą liczne pawilony, jakie zbudowano, aby pomieścić ogromne rzesze pacjentów. Byli to zarówno ludzie z niedorozwojem umysłowym i chorzy psychicznie, lecz również alkoholicy i ofiary syfilisu, który nieskutecznie leczony, w ostatnim stadium choroby prowadził do nieuchronnego szaleństwa. Zdarzały się też przypadki, że w takich miejscach umieszczano ludzi niewygodnych, niesłusznie przypinając im łatkę chorych umysłowo.
Również szpital w Mombello miał w swoich murach takie ofiary. Jednym z internowanych był Gino Sandri, bardzo zdolny rysownik, absolwent akademii Brera. Po raz pierwszy trafił do zakładu zamkniętego w 1924 roku, podobno z powodów politycznych. Zmarł w 1959 roku w Mombello, mając 67 lat. Pozostawił po sobie spuściznę artystyczną w postaci wielu rysunków wykonanych z niezwykłą starannością i w różnorodnych technikach. Przedstawiają one osoby, które go otaczały w tym okresie jego życia, pacjentów oraz personel medyczny. Miałam okazję widzieć jego prace, rzeczywiście trudno jest uwierzyć, aby człowiek nie panujący nad swoim umysłem mógł za pomocą rysunku dokonać tak subtelnej analizy duszy swojego modela... Innym nieszczęśnikiem, który tu dokonał żywota, był pewien młodzieniec o imieniu Benito Albino, prawdopodobnie pochowany na maleńkim cmentarzu w Limbiate. Za życia kilkakrotnie zmieniał nazwisko, kolejno nazywał się Mussolini po ojcu, Dalser po matce a zakończył życie jako Bernardi, pod nazwiskiem swego adopcyjnego ojca... Jest to historia niezwykle tragiczna, dzieje dwóch odrzuconych osób, które nie chciały dać za wygraną, ani zaprzeć się swojej tożsamości. Historia matki i syna, stojących na drodze do kariery człowieka nie mającego skrupułów, aby ze swoimi przeciwnikami rozprawić się z całą bezwzględnością i okrucieństwem.
Ida Dalser, młoda, wyemancypowana i dość atrakcyjna kobieta, pochodziła z mieszczańskiej rodziny z prowincji Trento. Początkowo pracowała jako opiekunka i dama do towarzystwa a kiedy odłożyła nieco pieniędzy wyjechała na studia do Paryża. Po powrocie do Włoch, założyła Instytut Piękności w mediolańskiej galerii Wiktora Emanuela; w tym samym czasie poznała Benito Mussoliniego a ich znajomość szybko przerodziła się w romans. Był rok 1913 i przyszły dyktator dopiero przygotowywał się do roli swojego życia. Żeby propagować własne idee założył pismo " Il Popolo d'Italia ". Jednak jego interesy nie szły dobrze, kiedy stanął na progu bankructwa, lepiej sytuowana kochanka wspomogła go znaczną sumą pieniędzy. Prawdopodobnie w 1914 roku przyszły Duce zawarł ślub kościelny z Idą, która do końca życia twierdziła, że jest jego prawnie poślubioną małżonką. Niestety, nie ma na to żadnych dokumentów a jeżeli były takowe, z całą pewnością zostały zniszczone. Problem polegał na tym, że ślub kościelny nie rodził skutków prawnych, jeśli w przepisanym czasie nie został zgłoszony w odpowiednim urzędzie. W tym wypadku tego obowiązku nie dopełniono a dziś nie wiadomo, czy stało się tak przypadkiem, czy też było to celowe działanie... Mussolini, który zawsze miał bardzo nieuregulowane życie seksualne, w tym samym czasie żył też z Rachele Guidi, matką jego córki Eddy, urodzonej w 1910 roku. Z Rachele Mussolini zawarł ślub cywilny dopiero w roku 1915 a następnie kościelny w 1925. Jeśli istotnie wcześniej ożenił się z Idą, był po prostu bigamistą i nic dziwnego, że starał się o zatarcie wszelkich śladów tego związku.
Rachele, kobieta rozsądna, uparta i o dużym życiowym sprycie, potrafiła przystosować się do tej niezręcznej sytuacji, lecz Ida była jej zupełnym przeciwieństwem. Wyemancypowana, o zdecydowanym i wręcz histerycznym charakterze, szybko stała się balastem dla przyszłego Duce. I choć z tego związku narodził się syn, żywy portret ojca, Mussolini w niedługim czasie postanowił usunąć ich oboje na margines swego życia. Zostali przymusowo wysłani do prowincji Trento, gdzie nadal mieszkała rodzina Idy. Małemu Benito Albino (mimo iż został prawnie uznany przez ojca) sądownie zakazano nosić nazwisko Mussolini, więc odtąd nosił nazwisko matki - Dalser. Jedynymi osobami, które troszczyły się o nich, byli siostra i szwagier Idy oraz Arnaldo Mussolini, brat Benita, który z jego polecenia dbał o ich byt materialny i miał do chłopca dość ciepły stosunek. Mussolini początkowo nie wypierał się ojcostwa dziecka, jednak żądał, aby obydwoje trzymali się o niego jak najdalej i nie obnosili z historią, o której chciał zapomnieć. Ida Dalser nigdy nie pogodziła się z tym, że zepchnięto ją do roli przelotnej kochanki, czy konkubiny a syna uznano za bękarta. Niestety, ta walka o własną godność miała dla niej tragiczne skutki; kiedy Benito Albino miał osiem lat, została przemocą umieszczona w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, gdzie umarła w 1937 roku. Podobno niemal do ostatnich dni swego życia wspinała się na okno celi i wykrzykiwała, że to ona jest jedyną prawną żoną Mussoliniego... Panuje zgodna opinia, potwierdzona dokumentacją medyczną, że była osobą jak najbardziej zdrową na umyśle, jednak organicznie niezdolną do zaakceptowania niesprawiedliwości, która ją spotkała.
Mimo starań jej rodziny i ewidentnego braku choroby psychicznej, wola dyktatora została spełniona a Ida pozostała w zakładzie. To spowodowało, iż jej postępowanie chwilami istotnie miało zewnętrzne pozory szaleństwa, jednak prawdopodobnie było reakcją na stres a nie wynikiem choroby. Te same cechy charakteru prowadzące do autodestrukcji, przejawiał również jej syn. Nieszczęśliwe dziecko, pozbawione opieki kochającej matki, dla której było całym życiem, od najmłodszych lat tułało się po szkołach z internatem a kiedy niespodziewanie zmarł Arnaldo Mussolini, prawnym opiekunem chłopca został faszystowski komisarz Trento, Giulio Bernardi, który na polecenie Duce zaadoptował chłopca, co miało ostatecznie zerwać wszelkie związki (również prawne) z jego prawdziwym ojcem. Jedyną rzeczą, jakiej nie udało się zatrzeć, było ich niezwykłe podobieństwo fizyczne, które potwierdzają fotografie...Benito Albino, po ukończeniu szkoły został wysłany na Morze Chińskie jako marynarz, w towarzystwie "anioła stróża" w postaci kuzyna ze strony przybranego ojca. O ile wyglądem do złudzenia przypominał Benita, tak charakter odziedziczył po Idzie a wraz z nim jej idee fixe, żeby zostać prawnie uznanym przez tego, który dał mu życie, więc nie trzeba było długo czekać, aby również jego spotkał ten sam los co matkę... Został umieszczony w zakładzie psychiatrycznym w Mombello, gdzie poddawano go niesłychanie wyczerpującym terapiom, między innymi śpiączkom insulinowym, które w owym czasie były jedną z metod leczenia. Wyniszczony fizycznie, kompletnie zrujnowany psychicznie, nieszczęsny chłopak zmarł w 1942 roku, nie doczekawszy śmierci ojca, ani końca wojny...
Tak, jak pisałam, ex-szpital w Mombello składał się z dużej ilości pawilonów. Obecnie część stoi opuszczona i idzie w ruinę, inne zostały przekształcone w obiekty użyteczności publicznej - centra rehabilitacyjne oraz urzędy a w budynku willi Crivelli mieści się odpowiednik naszego Technikum Rolniczego. Próbowałam dociekać, w którym z pawilonów umieszczono Benita Albina, jednak nic się nie mówi na ten temat. Próby dowiedzenia się czegoś o miejscu jego pochówku, również spełzły na niczym. W Limbiate są trzy cmentarze z czego dwa raczej powojenne, więc chyba nie wchodzą w grę. Jest też trzeci, mały cmentarz zwany historycznym, lecz i tam nie znalazłam grobu Benita Albina Bernardi. Większość nagrobków ma zatarte napisy a część rozkruszył czas, więc chyba zaginęły fizyczne ślady po człowieku, który narodził się w efekcie miłosnej awantury a umarł jako wyzuty ze wszystkiego, pensjonariusz zakładu dla obłąkanych...
O tragicznej historii Idy i Benita Albina, po raz pierwszy dowiedziałam się z artykułu w popularnym magazynie "Oggi". Ponownie usłyszałam o tej sprawie w nieocenionym dla mnie programie, nadawanym przez telewizyjną stację Rai 3, "La storia siamo noi" (Historia to my), gdzie dociekliwy dziennikarz Giovanni Minoli, wraz z grupą współpracowników tropi zawikłane i mniej znane fakty z najnowszej historii Włoch. Później miałam okazję odwiedzić willę Pusterla- Crivelli w trakcie Dni Otwartych a przy tej okazji mogłam wysłuchać ciekawej prelekcji, świetnie przygotowanej przewodniczki -wolontariuszki (która jednak nie potrafiła a może nie chciała, odpowiedzieć na moje pytania o syna Duce). Na koniec, dzięki moim włoskim przyjaciołom, weszłam w posiadanie kilku interesujących książek, które również poszerzyły moją wiedzę na ten temat i pozwoliły dodać kilka kawałeczków do obrazka, w jaki ułożyły się te historyczne puzzle...
Osoby zainteresowane tematem śmierci Benita Mussoliniego, zapraszam do przeczytania jednego ze starszych postów, jaki zamieściłam na moim blogu>
Więcej zdjęć z Limbiate znajduje się w albumie>
No i znowu czytałam, jak arcyciekawy kryminał. Stare powiedzenie, że życie pisze najlepsze scenariusze jest tu jak najbardziej na miejscu. A wydawało mi się, że Napoleona i Musolliniego trudno połączyć, a jednak się myliłam, a im więcej na tym myślę, tym widzę, jak bardzo. Niestety polecany wpis na drugim blogu mi się nie otwiera. Coś szaleją blogi, dwa dni temu nawet mi znikł na chwilę, a teraz często otrzymuję e-maile o treści, iż nie udało się dostarczyć poczty do adresata (a chodzi o komentarze zamieszczane na blogach). Mam nadzieję, że jednak są widoczne :)
OdpowiedzUsuńZ tymi scenariuszami masz rację, ja też przez kilka lat mieszkałam nieopodal nie wiedząc jakie ciekawe historie wiążą się z tym miejscem...Osobiście nie jestem wielbicielką N.B. gdyż po początkowych sukcesach w wojnie obronnej zachciało mu się grać rolę zbawcy Europy co niestety nie wszystkim wyszło na dobre. I tu masz rację że miał coś wspólnego z Duce, który też zaczynał jako socjalista wrażliwy na ludzkie potrzeby a skończył jako krwawy dyktator... Link poprawiłam bo to jednak był błąd w zapisie. Pozdrawiam!
UsuńJa także po pierwszym, młodzieńczym zachwycie Napoleonem, sklęsłam w uwielbieniu a nawet znielubiłam, bo w końcu okazał się dyktatorem prowadzącym tysiące na śmierć w imię własnych, politycznych celów. Teraz mam stosunek neutralny. Link się otwiera i nawet przypomniałam sobie, że czytałam, na co jest dowód w komentarzu:).
UsuńNiezwykłe są te Twoje opowieści, dodatkowo ładnie pokazane. Tym razem próbując otworzyć galerię w albumie dostałem informację "poproś o dostęp" , a dalej była już kicha. Szkoda, bo zdjęcia na takim blogu jak Twój to nieocenione źródło informacji, pokazujące jak opisane miejsce wygląda w rzeczywistości. Myślę, że wina jest po stronie Google+. Już wiele osób nieopatrznie przyłączyło się do tego projektu i bardzo żałuje, a powrót niestety nie jest taki łatwy, często wiąże się z utratą publikowanych materiałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dzięki za poruszenie tego tematu, zwykle staram się podawać link do równoległego albumu na Picasie dla osób, które nie mają dostępu do Googli ale tym razem nie dopatrzyłam...będę o tym pamiętać na przyszłość tym bardziej, że generalnie ostatnio są jakieś hocki-klocki z logowaniem, znikaniem blogów i tak dalej. Link do Picasy zamieściłam, pozdrawiam i życzę udanej niedzieli!
UsuńWidzę kolejne ciekawe miejsce na tym blogu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dzięki, nawzajem serdecznie pozdrawiam i życzę miłego popołudnia!
UsuńNiby wiem, niby znam ale uwielbiam czytać Twoje posty i oglądać te wspaniałe zdjęcia! bo to niby wymaga uzupełnienia.
OdpowiedzUsuńTo bardzo miło mieć kogoś kto razem z nami chce wędrować w czasie i przestrzeni choćby wirtualnie.... Serdecznie pozdrawiam!
UsuńU Ciebie zawsze są ciekawe opowieści. Pozdrawiam. Alina.
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny i wzajemnie pozdrawiam!
UsuńNawet jesli bohater opowieści jest kontrowersyjny, opowieść czyta sie z zainteresowaniem, ba czasem im - tym;)
OdpowiedzUsuńTo a propos Twojej uwagi na temat NB w komentarzu powyżej;)
Ja juz siedzę na walizkach, przede mną Kraków, a potem kierunek Gorzowskie, więc jesli nie zawsze zdążę z komentarzem, to proszę o zrozumienie, zaglądac będe na pewno;)
Pozdrawiam.
Zgadzam się z Tobą że kontrowersyjni bohaterowie budzą zaciekawienie a z pewnością ich historia w pewnym sensie zmusza nas do myślenia niezależnie od sympatii i antypatii. Zresztą nie ma postaci tylko białych lub tylko czarnych a sedno tkwi raczej w tym co przeważa w ostatecznym rozrachunku...Życzę Ci udanej wyprawy, niech pogoda dopisuje, serdecznie pozdrawiam, szerokiej drogi!
UsuńA za każdą historią stoją sprawy damsko-męskie... BBM
OdpowiedzUsuńMussolini lubił niewiasty jak większość Włochów, Berlusconi chyba postanowił iść w jego ślady tylko o swoje dzieci dba lepiej.
UsuńU Ciebie zawsze ciekawe historie i to nieznane wiec tym bardziej interesujace... no i zdjecia z pieknych miejsc :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Dzięki za odwiedziny, mam nadzieję że u Ciebie wszystko na dobrej drodze? Wzajemnie pozdrawiam!
UsuńWczoraj znalazlam pani blog i pol nocy nie spalam :) dzis czytam dalej. Bardzo lubie czytac o miejscach, ktore znam. A znam dosyc dobrze przez kilka lat mieszkalm w Varedo a przez jakis czas pracowalam w Limbiate:) Mi tez podoba sie wsiasc w pociag i pojechac gdzies w poszukiwaniu pieknych miejsc. Teraz mieszkam w Szwajcarii u stop Monte Generoso i tu jest co ogladac bez wsiadania do pociagu. Wracam do lektury i pozdrawiam z Ticino
OdpowiedzUsuńTo dla mnie wspaniała wiadomość, że czyta to ktoś, kto zna "od podszewki" nie tylko te miejsca ale i wszystkie rozterki, lepsze i gorsze momenty jakie są udziałem emigrantów...Bardzo serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję że od czasu do czasu zostawi Pani komentarz na moim blogu!
Usuń