W Ostródzie jest pięć zabytkowych cmentarzy, dwa z nich to pochówki żołnierzy z czasów I i II Wojny Światowej, a pozostałe trzy to cmentarze cywilne. Niegdyś były zlokalizowane na obrzeżach miasta, dzisiaj znajdują się w jego granicach, jednak tylko jeden mieści się w ścisłym centrum, przy ulicy Stefana Czarnieckiego. Po jej drugiej stronie jest pasaż składający się z kolorowych stylizowanych kamieniczek i niewielki, ładnie zagospodarowany park (pisałam o nim w poście o zimowym spacerze). Park i zadrzewiony cmentarz stanowią zieloną enklawę w środku miasta, a jednocześnie są ważną pamiątką jego bardzo odległych dziejów. Jeśli ktoś czytał posta o Ostródzie i jej okolicach, być może pamięta, że jej najstarsza część leżała na wyspie w widłach Drwęcy, gdyż w owych czasach dwie odnogi rzeki wpadały do jeziora, które od niej bierze swą nazwę. Nowsza, południowa część Ostródy, powstała w XIX wieku na niewielkim wzniesieniu, gdzie niegdyś były gminne łąki. Po wielkim pożarze, który spustoszył miasto w 1788 roku, część mieszkańców na ich terenie wzniosła swoje nowe domy i od tego czasu to miejsce zaczęto nazywać górnym przedmieściem.
Z biegiem czasu, kiedy usunięto skutki pożaru i odbudowano większość zniszczonych, domów miasto znów ożyło, a przedmieście straciło na znaczeniu. Ten stan uległ zmianie za panowania Fryderyka Wilhelma III, pruskiego króla - reformatora, który zrezygnował z zasady "cuius regio eius religio". Władca wychodził z założenia, że nie ma znaczenia jaką religię wyznają poddani, ważne jest żeby w terminie płacili należne podatki. To sprawiło, że do Ostródy zaczęli przybywać Żydzi oraz Polacy z sąsiedniej Warmii i Ziemi Chełmińskiej. Był to okres prosperity dla pracowników najemnych, związany z rozpoczęciem prac przy budowie Kanału Oberlandzkiego (Ostródzko- Elbląskiego). Jako przykład może służyć fakt, że człowiek stawiający się do pracy z własnym koniem i wozem za tygodniowy zarobek mógł kupić krowę. Z biegiem czasu część pracowników sezonowych postanowiła zostać w Ostródzie na stałe i osiedlić się na górnym przedmieściu, gdzie było najwięcej wolnych parceli pod budowę domu. Nowych przybyszów było tak dużo, że latach 1856-1875 powstała świątynia dla parafii katolickiej, a ponieważ nie było zgody co do pochówków w obrębie ewangelickiego cmentarza, przydzielono im również teren, gdzie mogli grzebać swoich zmarłych.
Tu dotarliśmy do sedna tej opowieści, czyli dziejów najstarszego katolickiego cmentarza w Ostródzie. Jak wspomniałam powyżej, podobnie jak inne nekropolie, niegdyś znajdował się na skraju miasta, które od czasu jego założenia bardzo się rozrosło. Ulica Stefana Czarnieckiego, przy której leży ten zabytkowy cmentarz, ma ponad trzy kilometry i obecnie jest jedną z najdłuższych w mieście. Zaczyna się u stóp pagórka, gdzie kiedyś znajdowały się podmiejskie łąki, a później zabudowania górnego przedmieścia i biegnie dalej, aż do podostródzkiej wioski Kajkowo. Dodam tu jeszcze pewną ciekawostkę - otóż śródmiejski park leżący po drugiej stronie ulicy, niegdyś był wzorcowym ogrodem doświadczalnym, należącym do Zimowej Szkoły Rolniczej, gdzie dziewczęta uczyły się ogrodnictwa i prowadzenia gospodarstwa domowego. Na cmentarzu pochowano wielu mieszkańców o polskich korzeniach, na niektórych tablicach nagrobnych nadal można odczytać ich swojsko brzmiące nazwiska, zapisane w zniekształconej, zniemczonej wersji. Większość najstarszych nagrobków z biegiem lat uległa znacznej destrukcji, czasem z ręki człowieka, a innym razem skutkiem upływu czasu i rozrastających się korzeni drzew. W tym miejscu muszę dodać ważną uwagę, dotyczącą stosunków narodowościowych w przedwojennej Ostródzie. Otóż mimo zachowania wiary przodków, katoliccy przybysze chyba dość szybko wtopili się w lokalną społeczność, gdyż podczas plebiscytu w 1920 roku z 8676 głosujących jedynie 17 osób opowiedziało się za przyłączeniem miasta do Polski. Oczywiście można dywagować co do przyczyn tego wyniku, nie wykluczone, że była to niepewność co do przyszłości nowopowstałego państwa polskiego lub względy ekonomiczne. Mówiło się również o fałszerstwach, groźbach i zastraszaniu, jednak tak czy inaczej, wygrana Niemiec stała się faktem.
Sytuacja Ostródy i jej mieszkańców zmieniła się radykalnie w styczniu 1945 roku, kiedy do miasta weszli żołnierze Armii Czerwonej. Duża część ludności uciekła przed nadchodzącym frontem, pozostali jedynie nieliczni Mazurzy i osoby poczuwające się do polskości. Jak potoczyły się wypadki związane z przejęciem miasta, trudno dziś powiedzieć, ponieważ dostępne źródła przedstawiają je w sposób krańcowo różny. Przez lata mówiło się o ciężkich bojach i ostrzale artyleryjskim, co miało doprowadzić do zniszczenia Ostródy. W latach 80-tych zaczęto upowszechniać odmienną wersję, podobno opartą na relacjach naocznych świadków. Mówili oni, że miasto zajęto bez walki, a dopiero w następnych dniach, skutkiem gwałtów i morderstw, jakich dopuszczali się zdobywcy, doszło do strzelaniny pomiędzy czerwonoarmistami i dużą grupą zmilitaryzowanych pracowników Służby Ochrony Kolei (Ostróda była węzłem komunikacyjnym i miejscem naprawy taboru kolejowego) a następnie podpalenia miasta. Nie wykluczone, że obydwie wersje mają w sobie elementy prawdy, jednak zastanawiające jest to, że o ile na cmentarzu wojennym przy ulicy Jagiełły pochowano 575 poległych należących do armii radzieckiej, to nie ma żadnego śladu pochówków żołnierzy niemieckich.
Z chwilą zakończenia wojny, Ostróda nie bez problemów przeszła pod zarząd cywilny strony polskiej. Jednocześnie rozpoczęła się pierwsza akcja repatriacyjna, trwająca do roku 1948, podczas której do miasta przybyła duża grupa przesiedleńców z Wileńszczyzny i uciekinierów z Wołynia. Tu ponownie wracamy do historii zabytkowego cmentarza, gdyż trudne powojenne czasy zbierały śmiertelne żniwo w społeczności osłabionej kilkutygodniową podróżą, brakiem żywności i leków. Mówią o tym liczne tabliczki na grobach osób pochowanych w 1945 roku i latach następnych, wśród których przeważały dzieci i ludzie w podeszłym wieku. Mimo upływu czasu, stan większości nagrobków wskazuje na to, że nadal są członkowie rodziny lub przyjaciele, którzy kultywują pamięć o tych co odeszli, zapalają znicze i przynoszą kwiaty. O wiele gorzej wyglądają kwatery pochodzące z okresu przedwojennego, gdzie jest wiele zapadniętych grobów, a tablice z nazwiskami zmarłych zniknęły, lub pospadały na ziemię w sposób uniemożliwiający ich identyfikację. Większość dawnych mieszkańców Ostródy zmarła albo wyjechała do Niemiec, a nawet jeśli nadal żyją jacyś ich krewni, to po tylu latach zapewne również oni nie są w stanie powiedzieć czegoś pewnego w tej sprawie. Mimo wszystko, nie można powiedzieć, że jest to cmentarz zaniedbany i opuszczony. Ponieważ jest w rejestrze zabytków, nie grozi mu likwidacja, jak to miało miejsce w przypadku innych, mazurskich miast (swego czasu również w Ostródzie był taki projekt, jednak upadł z powodu oporu lokalnej społeczności). W 2009 roku cmentarz otrzymał ładne a jednocześnie solidne ogrodzenie, odnowiono centralne brukowane alejki i postawiono nowy krzyż. W tym samym czasie w jego północnej części ustawiono duży, pamiątkowy kamień z napisem w języku polskim i niemieckim z prośbą o modlitwę za zmarłych mieszkańców Ostródy, a w następnym roku na murze przy bramie umieszczono tablicę poświęconą pamięci ofiar rzezi wołyńskiej. W ten sposób cmentarz stał się świadectwem historii, która wciąż się toczy, miejscem spotkania kultur i przeszłości z teraźniejszością.
Jednak jak to zwykle bywa, tam gdzie z czasem zawodzi ludzka pamięć i staranie, do głosu dochodzi sprawiedliwa matka natura. Dzięki niej cała ta zabytkowa nekropolia u progu wiosny pokrywa się przepięknym kobiercem, jaki tworzą niebieskie cebulice syberyjskie poprzetykane żółtymi złociami. Kwiatów z roku na rok jest coraz więcej, ich widok jest nie tylko symbolem nadziei i odrodzenia, lecz również przypomnieniem o kruchości ludzkiego bytu. Ten piękny widok przyciąga oczy przechodniów, przypominając dzieje Ostródy i jej dawnych mieszkańców, a sam cmentarz jest symbolem pojednania i pomnikiem pamięci, która poprzez miłość i szacunek dla historii kształtuje naszą tożsamość.
Do napisania tego posta zainspirowała mnie autorka bloga "Kaprysy JoAnny czyli rozgardiasz po wierszach", ( pozdrawiam Joasiu ! ) która wspomniała o łanach kwitnących cebulic, jakie może oglądać w miejskim parku. Pomyślałam, że jest to świetna okazja do utrwalenia kawałka historii Ostródy i podzielenia się podobnym, pięknym widokiem.
Pamiętam wojenne opowieści babki o morderczych gwałcicielach Armi Czerwonej. Tutejszej historii nie da się porównać do europejskiej, a i tak nikt o to tutaj nie dba. Właśnie przeczytałam, że w starej dzielnicy zburzono historyczną szkołę robiąc miejsce dla brzydkich bloków. Miasto nie poinformowało o sprzedaży lokalnych polityków unikając protestów.
OdpowiedzUsuńJa miałam okazję poznać kobietę, Włoszkę z Trento, która padła ofiarą rosyjskich gwałcicieli a na dodatek została jeszcze okaleczona. Historia Ostródy jest pełna dwuznaczności i niedomówień, bo przez lata szerzono na ten temat agresywną propagandę. Natomiast co do relacji naocznych świadków jak wiadomo każdy ma swoje doświadczenia i swoją prawdę, a ludzka pamięć bywa zawodna. Co do niszczenia zabytków jest to bardzo przykre, kiedy wałkowano sprawę cmentarza byłam we Włoszech, ale bardzo się cieszę, że tak to się skończyło i ocalał.
UsuńTemat trudny i trochę podobny do historii Śląska, gdzie żyli przed wojną zarówno Niemcy i Polacy ale także Czesi (Śląsk Cieszyński). Do tego wyzwoliciele z Armii Czerwonej o których lepiej zapomnieć. Natomiast cmentarz pogodził wszystkich i niech odpoczywają w pokoju. Ten niebieski dywan kwiatowy jest piękny i daje taką wiosenną nadzieję. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, jest to odwieczny dylemat czy należy pielęgnować pamięć o tym co było złe, czy zapomnieć i iść dalej. Kiedy przyjechaliśmy do Ostródy panowały tu straszne animozje między mieszkańcami. Chociaż byłam małym krasnalem pamiętam jak moja mama reagowała, kiedy słyszała, że ktoś mówi po niemiecku a później w pierwszej klasie szkoły podstawowej niesnaski i wyzwiska pomiędzy dziećmi polskimi i mazurskimi. Dobrze, że to minęło i należy do przeszłości, przynajmniej w naszym mieście. Pozdrawiam wzajemnie!
UsuńNigdy nie byłam w Ostródzie, zresztą jak w wielu innych miastach naszego kraju i tego bardzo żałuję. Nie sposób byłoby zobaczyć tyle ciekawych miejsc. A widok tylu cebulic robi niesamowite wrażenie. Kolor kojarzy się z pokojem, pojednaniem wszystkich tam leżących jak i ludzi żyjących. Każde niemal miasto, wieś niesie ze sobą jakąś historię. Mam wrażenie, że kolejne pokolenia będą zapominać chociażby historii swojego miejsca zamieszkania, kiedy świat jest jak na razie otworem dla nich. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo prawda w Polsce jest mnóstwo pięknych i fascynujących miasteczek wartych zobaczenia. Znam jedną blogerkę, która w wakacje wyruszała autem z koleżankami na włóczęgę po jakimś regionie, żeby go gruntownie poznać. Też bym tak chciała, ale nie każdemu jest to dane. Nasz stary cmentarz na szczęście ocalał, to bardzo symboliczne miejsce a wiosną wygląda przepięknie, podobnie jak jesienią pod kołderką złotych liści. Co do historii nie wszystkich to interesuje, ale mam wrażenie, że w niektórych kręgach młodzieży jest zdrowa moda na odkrywanie swojej małej ojczyzny, więc może jednak ta pamięć przetrwa. Również serdecznie pozdrawiam!
UsuńWygląda to niesamowicie. Natura i przyroda dba o tutaj spoczywających. Historia Ostródy wielce interesująca. Jak to historia ;) Swoją drogą, w mijającym tygodniu zdarzyło mi się kilkukrotnie pojechać w rejon Kędzierzyna-Koźla, gdzie po drodze mijaliśmy wioski o podwójnych nazwach: polskich i niemieckich. Żartowaliśmy sobie, że jedziemy do Niemców. A tak serio, to bardzo mnie ciekawią dzieje tak doświadczonych terenów i ludzi, którym przyszło na nich żyć. Kiedyś i obecnie.
OdpowiedzUsuńOdkrywanie historii jest fascynujące, chociaż czasem wymaga sporo odwagi jeśli rosło się w ustroju, który historię pisał wedle swego zapotrzebowania. Ale cmentarz w kwiatach wygląda naprawdę pięknie, nie wyobrażam sobie miasta bez niego, tym bardziej, że tak niewiele zostało z dawnej Ostródy.
UsuńDobrze, że ten cmentarz w ogóle jeszcze jest. Tutaj z cmentarzy robi się parki lub zajmuje się nimi deweloper. :((((
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie widziałam aż takiej połaci cebulicy - coś pięknego, zwłaszcza w tym miejscu.
W ogóle fascynujący post, pełen - momentami smutnej - historii, choć pamiętam, jak mi babcia opowiadała o ruskiej swołoczy gwałcącej kobiety, zabierającej czy raczej kradnącej wszystko, co było do zabrania (na Podlasiu, w Radzyniu).
Dziękuję za te posty, bo naprawdę dużo się z nich dowiaduję. Uściski i serdeczności Elu. ♥️
Właśnie, gdyby nie determinacja mieszkańców u nas byłoby tak samo, bo były zakusy żeby z cmentarza zrobić park z przejściem na basen. Na szczęście ludzie się temu oparli, sadzę że decydujący był głos repatriantów z Litwy i Wołynia, których krewni tam leżą. Ci ludzie zaznali tyle krzywdy, że jeszcze tego by brakowało, żeby im w ojczyźnie groby krewnych polikwidowali. Joasiu również pozdrawiam serdecznie! 😘
UsuńPiękna opowieść Elu :) aż chce się iść na spacer tą trasą z Twoim tekstem jako przewodnikiem! Masz niesamowity dar snucia historii – tak obrazowo, że człowiek wręcz czuje zapach tych cebulic i słyszy szelest liści pod stopami. Dzięki za przypomnienie, jak ważne są te miejsca, nie tylko jako zabytki, ale jako ciche świadectwa losów ludzi, którzy byli tu przed nami. No i ogromny szacunek za ten balans między faktami a refleksją – świetna robota ;) pozdrawiam serdecznie z wiosennej juz Norwegii ale dzisiaj zimnej :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten komentarz, jest mi niezwykle miło, że moja praca może komuś przybliżyć ten niewielki wycinek historii Mazur i jej mieszkańców. Mieszkam w Ostródzie już tak długo, że stałam się zagorzałą lokalna patriotką, chociaż urodziłam się w małej miejscowości pod Warszawą, która teraz jest jedną z dzielnic naszej stolicy. Chciałam jeszcze dodać, że mam taki plan, żeby dodać na blogu posty o innych miejscowościach naszego regionu. Jakiś czas temu pisałam o Fromborku i Świętej Lipce, ale jest jeszcze mnóstwo innych wartych uwagi. Mam nadzieję, że coś z tego będzie, chodzi mi się coraz lepiej, więc jest nadzieja. U nas po paru niemal letnich dniach także przyszła zima i nawet padał śnieg. Przesyłam pozdrowienia i uściski!
Usuń