Sądzę, że każdy kto spojrzy na powyższe zdjęcie, zgodzi się ze mną, iż jest to naprawdę przepiękne miejsce...Uwielbiałam tę okolicę od chwili, kiedy ujrzałam ją po raz pierwszy i ten widok nigdy mnie nie zawiódł. Wąska rynna jeziora Como wije się kręto pomiędzy zalesionymi zboczami Prealp, stromo schodzącymi do wody. To sprawia, że niejednokrotnie wyrasta przed naszymi oczami pasmo gór na pozór zamykające horyzont, co jednak jest jedynie złudzeniem, gdyż po chwili statek zmienia kurs i okazuje się, że ku naszej radości rejs trwa dalej. Tak się dzieje, kiedy przepływamy na wysokości miejscowości Torno, leżącej u podnóża wzniesienia Monte Piatto, sprawiającego wrażenie tarasu przyklejonego do zbocza wyższego łańcucha górskiego zwanego Monte Bolettone. Jego nazwa znaczy dosłownie "Płaska góra" co jak widać na powyższym zdjęciu dobrze oddaje jego charakter, gdyż istotnie wygląda ono jakby jego wierzchołek odcięto ostrym nożem. Na szczyt wiedzie mulatiera z kamiennymi stopniami, prowadząca wprost do niewielkiego kościółka; obok niego jest ładny placyk z miejscem piknikowym, gdzie można odpocząć przed dalszą wędrówką.
Ciekawe ukształtowanie terenu to zasługa lodowca, jaki tu się przemieszczał oraz wielowiekowej erozji gruntu. Obecnie Prealpy porastają kasztanowe lasy; jednak podobno nie zawsze tak było, więc mróz, deszcze i wiatr miały większe pole do działania. Wszystko to sprawiło, że wędrując po lombardzkich, górskich lasach można napotkać ogromne głazy, przywleczone tu przez przesuwający się lodowiec. Ich kształty i wielkość są doprawdy imponujące, z niektórymi związane są lokalne opowiastki i legendy, w innych wykuto charakterystyczne niecki, prawdopodobnie niegdyś służące jako miejsca pochówku (o czym pisałam w poprzednim poście tutaj). Część tych interesujących pomników natury w obrębie Triangolo Lariano jest celem wycieczek i prowadzą do nich oznakowane ścieżki, inne leżą samotnie, zagubione w lesie, niedostępne dla oczu turysty. Wiele takich głazów, rozproszonych w masywie Corni di Canzo, można obejrzeć podążając geologiczną ścieżką dydaktyczną.
Tym razem chciałabym napisać jedynie o tych pierwszych, gdyż ścieżka geologiczna jest dość długa, zawiera liczne elementy i z całą pewnością zasługuje na osobny wpis. Chodząc po górskich szlakach w okolicy Torno i Blevio, również napotykamy wiele takich głazów. Jeden z nich jest doprawdy wyjątkowy, gdyż ma formę ogromnego grzyba. Znajduje się nieopodal niewielkiej osady na zboczu Monte Piatto. Nadano mu nazwę "Pietra Pendula" co można byłoby przetłumaczyć jako "wiszący" lub "bujający się" kamień Jest to ogromna, granitowa bryła, ważąca prawdopodobnie około 60 ton, wsparta na swego rodzaju postumencie z wapienia, więc całość wygląda niczym wielki borowik o fantazyjnie wywiniętym kapeluszu. Powszechnie uważa się, iż "efekt końcowy" jest dziełem rąk ludzkich i baza, czy też nóżka grzyba, została celowo ociosana, aby całości nadać ten bardzo szczególny kształt. Donosi o tym tablica umieszczona na postumencie, jednak nie znalazłam żadnej informacji mówiącej o tym kto i kiedy miałby tego dokonać.
Jeśli tak było istotnie, to wszelkie informacje na ten temat chyba nikną w pomroce dziejów, gdyż żadna z lokalnych legend nic nie wspomina na ten temat. Nie można wykluczyć, że jest to dzieło tych samych rąk, które w zamierzchłych czasach wykuły grobowce w ogromnych kamieniach zwanych tu "massi avelli" jakie również można napotkać w tej okolicy. (Osobiście zastanawia mnie, w jakim celu miano by to robić, zważywszy, że nasi praszczurowie chyba mieli pilniejsze zajęcia związane z walką o byt, niż tworzenie podobnie bezużytecznych monumentów (bo jeśli chodzi o grobowce, kult zmarłych zapewne jest dostatecznie ważną motywacją). Pomyślałam sobie (może naiwnie, bo absolutnie nie znam się na geologii) iż być może skała wapienna, na której wspiera się granitowa bryła, jako bardziej miękka i narażona na erozję, po prostu wypłukała się w ciągu tego w końcu niezmiernie długiego okresu, od czasu kiedy wędrował tędy lodowiec przesuwający ów głaz. Taka refleksja nasunęła mi się na widok "nóżki" skalnego grzyba która jest o wiele lepiej wypracowana od strony, gdzie w czasie opadów spływa woda, natomiast ze strony przeciwnej wygląda na zdecydowanie bardziej masywną. Tak, czy inaczej, ów skalny twór faktycznie robi ogromne wrażenie; zresztą cały szlak jest bardzo interesujący, również ze względu na możliwość podziwiania przepięknej panoramy Jeziora Como.
Z tej wysokości wygląda ono bardzo malowniczo, zwłaszcza kiedy powoli kończy się lato i kasztanowce porastające góry zaczynają zmieniać barwę z zielonej na złotawą, powietrze staje się bardziej przejrzyste a cały pejzaż nabiera wspaniałych, nasyconych kolorów, zapowiadających nadchodzącą jesień. W lasach zaczyna się unosić nieco gorzkawy zapach kasztanowych liści, które niedługo zaczną opadać; wody jeziora, zmarszczone pod wpływem lekkiego wiatru pokrywają się delikatną falą, przystrojoną leciutką koronką piany. Widziałam ten pejzaż we wszystkich jego szatach, jednak ta pora nastraja mnie najbardziej sentymentalnie, budząc we mnie uczucie, które Jarosław Iwaszkiewicz nazywał "serenite" - to spokój z lekką nutką melancholii, świadomość przełomu i przemijania, połączonego z poczuciem zawieszenia w czasie. Uwielbiam tę porę i kocham to uczucie. W końcu urodziłam się 5 września, pod znakiem Panny, więc jest to mój czas. Czas refleksji, przedostatnich kwiatów, spadających kasztanów, złotych liści i babiego lata...
Więcej zdjęć można zobaczyć w albumie>
Piękne zdjęcia, fantastyczny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWspaniale te glazy nie dziwie sie, ze po to aby je obejrzec ludzie wspinaja sie po tych gorkach!
OdpowiedzUsuńJesien takze lubie bo jestem Wagą, ale chyba osobiscie wole wiosne!
Pozdrawiam :)
Ja też lubię wiosnę kidy świat się budzi i wszystko takie piękne i cieszy oczy, ale okres babiego lata chyba najbardziej odpowiada mojemu usposobieniu.Pozdrawiam!
UsuńPrzepiękne widoki. Lubie takie formy skalne, dlatego często bywam w naszych Górach Stołowych, gdzie tez występują podobne twory.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie piękny skalny grzyb. Czy odpoczęłaś sobie pod jego kapeluszem.
OdpowiedzUsuńDzięki za miły komentarz na moim blogu.
Jestem we Włoszech ze względu na pracę, wyjechałam na dwa albo trzy lata a zostałam i jestem ponad dziesięć. Pracuję jako pomoc domowa zawsze u tej samej rodziny. Cały tydzień zasuwam ale niedziele i święta w tygodniu mam wolne więc mogę coś zwiedzić. Jeżdzę po całej północnej Italii od Rzymu w górę. Rzym, Florencję, Wenecję i inne miasta zwiedzam sama, w Alpy, do Szwajcarii i Francjii z Agencją Turys.
Chciałabyś tu przyjechać na kilka tygodni. No cóż, można i tak. Ale Italia to wyśmienite danie czy nie lepiej delektować się nią wiele razy czyli po tygogniu albo dwa a nie wszystko naraz?
W Polsce mieszkam w Beskidach niedaleko Wadowic. Mieszkam sama. A Ty sukienko gdzie sadzisz kwiaty, na Mazurach, na Sląsku czy może w Bieszczadach.
Na moim blogu, pod profilem jest mój adres mail, tam możesz zapytać o wszysko co Cię interesuje. Pozdrawiam Alina.
Pod grzybem nie siedziałam bo otoczenie nie zachęcało. Napisałam do Ciebie e-maila za Twoim pozwoleniem!
UsuńBardziej przychylam się do Twojej interpretacji wodnych rzeźbień korzenia grzyba. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić człowieka, który wyłupuje odpryski kamienia, mając nad głową taki gigantyczny nawis skalny. BBM
OdpowiedzUsuńBBM widzę że jesteśmy zgodne w tym względzie. A po drugie: po co ktoś miałby się w ten sposób zabawiać? Sądzę że ludzie wiele setek lat temu mieli dość zajęć i trosk żeby nie imać się zajęć tego typu. Bo ani to obiekt kultu, ani użyteczności...
OdpowiedzUsuńPięknie... Zarówno główny temat postu (Pietra Pendula) jak i krajobrazy lombardzkich Pre-Alp (i jeziora Como) - super!
OdpowiedzUsuńJa również najbardziej lubię jesień, ale oczywiście tę złotą (słoneczną)głównie dzięki kolorom jakie przynosi ze sobą. :-)
Pozdr.
spojrzałem na mapę. całkiem spore to jezioro
OdpowiedzUsuńMeble ogrodowe to nie tylko wygoda, ale również styl. Dzięki nim możemy stworzyć prawdziwą oazę w naszym ogrodzie. Jeśli szukasz inspiracji, koniecznie odwiedź stronę https://ogrodolandia.pl/meble-ogrodowe.
OdpowiedzUsuń