niedziela, 3 lutego 2013

Włochy - Szwajcaria, czyli Monte Generoso.



Ten tytuł nie nawiązuje do międzynarodowych zawodów sportowych, lecz do jednej z pierwszych i chyba piękniejszych wycieczek, jakie zrobiłam w okolicy Como. Monte Generoso wznosi się na wysokość 1704 metrów ponad poziom morza i zalicza się do najwyższych gór w okolicyLeży w szwajcarskim Kantonie Ticino; pomiędzy nią i niedaleką Monte Bisbino przebiega włosko-szwajcarska granica. To bardzo piękna góra a jej charakterystyczną sylwetkę o dwóch szczytach widać nawet z dużej odległości. Podobnie jak inne góry w tym rejonie, mogłam ją widzieć z okien, kiedy byłam w pracy.


Ta piękna panorama niezbyt odległych gór zawsze mnie nastrajała bardzo optymistycznie, choć z drugiej strony, budziło to moją nieprzepartą tęsknotę do zielonych stoków i górskich ścieżek. Zresztą podobnie było w okresie zimowym, wtedy widok jej wierzchołka pobielonego śniegiem sprawiał, że nie mogłam się doczekać wiosny i dnia, kiedy znów podejmę moje włóczęgi... Nazwę tej góry zna chyba każde dziecko mieszkające na północ od Mediolanu, ponieważ większość szkół organizuje wycieczki do wzniesionego tam obserwatorium astronomicznego. Dostęp do niego jest bardzo łatwy, gdyż z miejscowości Capolago kursuje kolejka górska, docierająca prawie na sam szczyt. Kiedy zamieszkałam w Lombardii, niejednokrotnie słyszałam o Monte Generoso od moich znajomych, jednak początkowo nie myślałam o wycieczkach z Włoch na teren Szwajcarii a tym bardziej o górskich wyprawach, choć pomiędzy przygranicznymi rejonami tych dwóch państw obowiązuje układ o swobodnym przekraczaniu granicy, obejmujący również cudzoziemskich rezydentów posiadających stałe zameldowanie.


Po wstąpieniu Polski do UE wielokrotnie bez przeszkód korzystałam z tego przywileju, jednak byłam też świadkiem bardzo drobiazgowych kontroli osób, które z jakiegoś powodu zwróciły uwagę pograniczników. Jak już wspominałam w pierwszym okresie pobytu we Włoszech skupiłam się na zwiedzaniu Mediolanu i najbliższej okolicy. Nieco później mój wolny czas zaczęłam poświęcać na wyprawy do dalszych miejscowości, aż wreszcie przyszedł dzień, że postanowiłam wyruszyć "na szwajcarską stronę". Pierwszym celem mojej podróży miało być właśnie Monte Generoso. Co prawda nieco mnie zbiła z tropu opowieść Michele (jednego z moich kolegów z pracy) który stwierdził, że cena biletu jest nieadekwatna do atrakcyjności podróży i że nigdy nie zapłacił tak dużo za nic. Nie była to najlepsza rekomendacja, ale ponieważ lubię sobie wyrabiać własny osąd, na przekór tej opinii, pewnego pięknego, czerwcowego dnia, wsiadłam do pociągu jadącego w kierunku Lugano. Po wyjeździe z Como i przekroczeniu granicy, przejechaliśmy jeszcze kilkanaście kilometrów, aż do chwili, gdy pociąg zatrzymał się w niedużej miejscowości Capolago.

Leży ona na krańcu jednej z licznych odnóg polodowcowego jeziora Lugano, którego dziwny i pokrętny kształt determinują otaczające je góry. Kiedy wysiadłam z pociągu i stanęłam na peronie było już prawie południe, po klimatyzowanym pociągu uderzyła mnie fala upału i oślepił mocny blask słońca. Nie miałam pojęcia skąd odjeżdża kolejka, więc zapytałam panią kasjerkę; pani ta powiedziała mi, że przystanek jest tuż przed budynkiem dworca a jej odjazd nastąpi niebawem. Zakupiłam bilet z opcją „tam i z powrotem” i wyszłam na zewnątrz. Istotnie, nieopodal stały dwa niezbyt okazałe czerwono - niebieskie wagoniki przypominające tramwaj z kilkunastoma osobami wewnątrz. W samą porę wsiadłam i zajęłam miejsce przy oknie, bo po chwili ruszyliśmy w drogę. Już od pierwszego momentu jazda sprawiła mi przyjemną niespodziankę. Początkowy etap trasy prowadził po wiadukcie i estakadach wznoszących się serpentynami, co nieco przypomina jazdę kolejką górską w lunaparku z tą różnicą, że tu jedzie się wciąż wyżej. Po chwili wagoniki wjechały na tor biegnący po stoku wzniesienia i muszę przyznać, że w tej chwili skóra nieco mi ścierpła…Zbocze w tym miejscu jest bardzo strome i sprawia wrażenie niemal pionowego urwiska. Tory są ułożone na bardzo wąskim chodniku, co sprawia, że po jednej stronie widzimy skalną ścianę a z drugiej przepaść porośniętą drzewami i krzewami, które wczepiają się korzeniami w większe i mniejsze rozpadliny. Mimo tego mrożącego krew w żyłach wrażenia, kolejka oczywiście jest zupełnie bezpieczna, (porusza się na podobnej zasadzie jak ta na zakopiańskiej Gubałówce). Zresztą ten emocjonujący odcinek nie trwa zbyt długo i po kilku minutach wjeżdża się na dość rozległą połoninę; tu tory łagodnie wznoszą się w kierunku szczytu wśród zielonych łąk i świerkowych lasów. Mniej więcej w połowie drogi znajduje się stacyjka Bellavista, skąd jest wspaniały widok na jezioro Lugano i gdzie można zatrzymać się na piknik lub wyruszyć pieszo na jeden z górskich szlaków. Muszę przyznać, że od pierwszej chwili oczarował mnie widok tej okolicy, wprost nie mogłam się doczekać chwili, kiedy dotrzemy na miejsce i będę mogła wyjść z wagonika. Stacja końcowa mieści się nieopodal jednego z bliźniaczych szczytów Monte Generoso i nie wyróżnia  szczególną urodą. W klockowatym budynku mieści się również schronisko oraz restauracja, ale ja myślałam jedynie o tym aby jak najszybciej pójść przed siebie jedną ze ścieżek. 


Choć we Włoszech byłam już od kilku lat, po raz pierwszy znalazłam się tak wysoko w górach. Do tej pory miałam  okazję oglądać je podczas wycieczki do leżącego na wysokości 1000 metrów miasteczka Brunate, spacerów po okolicy Canzo oraz rejsów statkiem po jeziorze Como. Jednak tym razem dotarłam dużo wyżej, znalazłam się na otwartej przestrzeni a do tego pogoda była po prostu wspaniała. Nieco później przekonałam się, że nie zawsze tak bywa, gdyż foschia niejednokrotnie uniemożliwia nacieszenie się pięknem tej wspaniałej okolicy. Miałam to szczęście, że powietrze było kryształowo czyste, więc patrząc w stronę północy widziałam w głębi dalekie łańcuchy Alp, pobielone śniegiem. Kiedy dotarłam na szczyt skąd jest niczym niezakłócony widok w promieniu 360 stopni, mój zachwyt sięgnął zenitu. Przede mną na południu leżała lombardzka równina skąpana w błękitnej poświacie a poza mną oraz po mojej prawej i lewej ręce wznosiły się zielone Prealpy. Mimo woli pomyślałam o moim koledze, na którym podobna wycieczka nie zrobiła żadnego wrażenia a nawet uważał ją za stratę czasu i pieniędzy. W tym okresie już nie pracowaliśmy razem i nie miałam okazji aby z nim porozmawiać na ten temat, więc nie wiem, czy po prostu jak większość Włochów był zblazowany podobnymi widokami wśród których wyrastał, czy też pogoda mu nie dopisała? Za to mnie ogarnęło uczucie prawdziwej euforii, kiedy patrzyłam na ten pejzaż pełen nieopisanej urody. Jak już wspominałam przy innych okazjach, Lombardia widziana w słoneczny dzień z dużej wysokości ma kolor zielono-błękitny i najczęściej otula ją delikatny welon wilgoci, drgający od rozproszonego światła. Choć bywałam w naszych przepięknych, polskich górach, nigdy dotąd nie oglądałam podobnego widoku, gdyż to, co tu zobaczyłam, było zupełnie odmienne od znanej mi panoramy Tatr i Karkonoszy.



Zielona Dolina Padu z licznymi miasteczkami i widocznym w oddali Mediolanem, poprzetykana błękitem jezior, lśniła w słońcu. Wokół mnie ciągnął się pofalowany obszar Valle d'Intelvi, zamknięty pomiędzy jeziorami Como i Lugano z białymi kreskami dróg i ścieżek, szmaragdowymi plamami lasów i wioskami o czerwonawych dachach. Jeszcze dalej na horyzoncie. widać było szczyty alpejskich czterotysięczników w śniegowych czapach. Dość długo stałam na niewielkim tarasie widokowym, gdzie dla wygody turystów ustawiono cztery fotograficzne panoramy z nazwami poszczególnych gór. Dzięki nim można lepiej poznać najbliższą okolicę a także odszukać charakterystyczne sylwetki Matterhornu, Monte Rosa, Grigni, Berniny, czy Monte Disgrazia. Po zejściu z tarasu udałam się na drugi szczyt góry, wznoszący się nieopodal. Wąska ścieżka poprowadziła mnie wśród traw i kwitnących ziół, tak bujnych, że owce pasące się na zboczu nurkowały w nich niczym pływacy w morskich odmętach i chwilami widać było jedynie ich białe grzbiety. Jednak mój entuzjazm dopełnił się na widok orła bujającego w błękicie; wydawał on ostre, ostrzegawcze krzyki, gdyż w jego przestrzeń niespodziewanie wdarł się człowiek na paralotni...Nieco niżej fruwały chmary jaskółek, które niespodziewanie zapadały w trawie, żeby po chwili znów wzbić się w powietrze.

Bez końca krążyłam po licznych ścieżkach, oglądając panoramę okolicy z różnych miejsc. Szczególnie zafascynowała mnie ta część, gdzie w dole widać było meandry jeziora Lugano i długi most
przerzucony nad jego wodami u podnóża Monte San SalvatorePodziwiałam piękne kształty wzniesień porośniętych gęstym lasem, które wyglądały niczym spowite fałdami szmaragdowego aksamitu. Na wschodnim stoku góry napotkałam dziwne skalne formacje, wyglądające niczym młode grzyby o masywnej nóżce i małym, przylegającym kapeluszu. Wszystko to sprawiło, że ta pierwsza wycieczka bardzo mi zapadła w pamięć, co więcej, chyba właśnie wtedy poczułam, że jest to miejsce, gdzie zechcę wrócić gdyż zawsze będę pragnęła tego widoku, kolorów i przestrzeni. Tak się złożyło, że nigdy więcej nie stanęłam na Monte Generoso, jednak ilekroć widziałam ją w oddali, niezmiennie wracałam pamięcią do tego czerwcowego dnia.

Jej widok zawsze napełniał mnie optymizmem i nieodpartą ochotą aby ruszyć przed siebie, samotnie stanąć gdzieś wysoko i odetchnąć pełną piersią, ze świadomością, że jestem tylko ja i nieogarniona przestrzeń wokoło mnie... Jeszcze wiele razy otwierała się przede mną ta panorama, co prawda widziana z innych miejsc i innych szczytów, ale tego dnia chyba nigdy nie zapomnę…Jeśli ktoś będąc w Lombardii miałby ochotę na podobną wyprawę, to bardzo ją polecam jednak po warunkiem, że powietrze będzie dość przejrzyste, gdyż w przeciwnym razie można mieć niedosyt wrażeń, chyba że jest się miłośnikiem dłuższego trekkingu, za to niekoniecznie nastawionym  na fotografowanie. W takim wypadku co prawda trudno zobaczyć odległe, alpejskie szczyty, ale wyprawa w góry i tak zawsze daje mnóstwo pozytywnych wrażeń. Warto też się zastanowić nad kupnem biletu w jedną stronę i zejść do którejś z wiosek na terenie Włoch a stamtąd autobusem wrócić do domu. Jest to z pewnością wyprawa na cały dzień, więc należy wyruszyć dość wcześnie. Można też zrobić trasę odwrotną, wejść na górę pieszo i zjechać w dół kolejką do Capolago a później pojechać pociągiem do Como. Miałam kiedyś taki plan, ale ponieważ od Como dzielił mnie jeszcze spory kawałek drogi, trudno mi było zgrać wszystkie środki komunikacji; innym razem pogoda nie była odpowiednia albo ciągnęło mnie w strony, gdzie jeszcze nie byłam, więc ostatecznie mój zamiar spalił na panewce. W letnich miesiącach zdarza się, że foschia bardzo ogranicza widoczność a wtedy (jeśli komuś zależy na fotografowaniu lub pięknych widokach) nie warto robić podobnych wycieczek ani rejsów statkiem. Najlepsza widoczność zwykle jest w dniach, kiedy po burzy przychodzi ładna pogoda a wiatr przegania chmury i oczyszcza powietrze. Jednak w okolicy jest wiele innych atrakcji, więc czas można spożytkować na zwiedzanie jednej z historycznych willi rozrzuconych wokół jeziora Como, muzeum w Como lub Mediolanie, że nie wspomnę o zakupach mediolańskich sklepach.


Kiedy wracałam do Capolago, w kolejce zauważyłam pewnego pana z trójką dzieci, które chyba podobnie jak ja nie miały ochoty rozstawać się z tym miejscem, gdyż tęsknie wyglądały przez okno, rzucając ostatnie spojrzenia na ten piękny zakątek świata. Ukradkiem zrobiłam im zdjęcie, które zaliczam do moich ulubionych a może nawet najbardziej udanych w sensie przekazu, choć nie widać ich twarzyczek. W  sylwetkach dzieci i w przechyleniu ich głów jest tęsknota za uciekającym krajobrazem, jaka chyba towarzyszyła  nam wszystkim ...

Jak zwykle podaję link do albumu, gdzie można obejrzeć więcej zdjęć z tej wycieczki >


23 komentarze:

  1. Piękne zdjęcia :) I ta zieleń... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też, jak jestem w jakimś wyjątkowym miejscu, to za każdym razem obiecuję sobie,że tam wrócę, a potem wciągają mnie kolejne wyprawy i już nie ma na to czasu. Zwiedziłaś niezwykłe miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Ewuniu, dzięki za odwiedziny. Niezmiernie żałuję że tam nie wróciłam. Ale może kiedyś odwiedzę moich przyjaciół w Limbiate więc kto wie...A jak zdrówko? Czy to była grypa?

      Usuń
    2. Witam serdecznie. Tak, to podobno była grypa, chociaż mam nadzieję,ze nic więcej, bo nadal męczę się z kaszlem.Mnie się tak bardzo po cichu marzy wyjazd do Szwajcarii... Najcieplejsze pozdrowienia zasyłam:)

      Usuń
  3. To po raz kolejny potwierdza, że nie można się sugerować zdaniem innych. Michael twierdził, że nigdy nie zapłacił tak wiele za nic, a Tobie żal było opuszczać to piękne miejsce. Moja koleżanka twierdzi, że Wenecja jej się nie podobała, a dla mnie to jedno z najurokliwszych zakątków na ziemi. Jej cuchnie i jest zbyt tłoczna, ja nie czuję kanałów, a ludzie... są wszędzie, gdzie jest ładnie. No może poza pewnymi partiami wysokich gór :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie zaprezentowany post. Aż się chce od razu gdzieś wyruszyć, pomimo zimy. Po za tym przeurocze miejsce. Całą nasza ziemia jest pełna cudów. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie. Od razu rzuciły mi się w oczy ośnieżone alpejskie szczyty... A ta zieleń jest faktycznie niezrównana... Ehhh, się rozmarzyłam znowu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że tak krążysz wokół Como, bo takie te góry piękne. Ja zawsze chcę do góry, czy kolejką czy na nogach, właśnie dla tych widoków których się nigdy nie zapomina,które zawsze się pamięta, których nigdy dość i zawsze kusi do nich wracać. Pozdrawiam. Alia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy6/2/13 10:53

    Czasem wydaje się, że to już było, że góry to góry... a przecież nie ma dwóch jednakowych gór, dwóch takich samych kamyczków na ścieżce... Każdy pejzaż jest inny i niepowtarzalny. Różni się od innych i... od siebie samego- w zależności od pory roku, pory dnia, czy nawet samopoczucia i nastroju piechura. Piękna wycieczka, Kropeczko! :)BBM

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś pięknego, takich widoków nie spotyka się często. Trafiłaś na idealną pogodę, a te alpejskie szczyty w oddali to jak bita śmietana na ulubionych lodach. Masz wspaniałe wspomnienia, dobrze, że potrafisz tak pięknie je opisać i pokazać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ależ to się ogląda, kiedy za oknem szaro i śnieg na ulicy pomieszany z błotem!

    OdpowiedzUsuń
  10. Guciamal, Karola, Alina, Kris, BBM, Wkraj, Ikroopka - Kochani, bardzo Wam dziękuję za odwiedziny i komentarze, jak zwykle sprawiliscie mi ogromną przyjemność pisząc te wszystkie mile słowa! Cieszę się też że miejsca które pokochałam i wspominam z sentymentem znalazły uznanie również w Waszych oczach. Przepraszam że nie odezwałam się wcześniej ale do dzisiaj nie miałam internetu. do tego u mnie zaszły ogromne zmiany, pracuję intensywnie zawodowo (tym razem w Polsce), a do tego w sobotę i niedzielę idę do "szkółki" więc czasu brak totalny i siły witalne dość mizerne. Pozdrawiam Wszystkich serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobre wiadomości, jak sądzę?!
      w każdym razie - powodzenia życzę, ale też mam nadzieję, że nie zabraknie Ci czasu ni energii na 'spotkania blogowe':)

      Usuń
  11. Widoki o jakich można pomarzyć, masz co wspominać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspominam często i chętnie ale mimo wszystko w domu jest najlepiej!

      Usuń
  12. To niezapomniane doznanie, wyjść gdzieś wysoko i mieć przed sobą morze szczytów, coraz dalej, coraz wyżej ... pięknie opisujesz swoje odczucia; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak własnie jest, dla tego momentu warto się potrudzić...Również pozdrawiam!

      Usuń
  13. Wspaniały opis niezwykle udanej wycieczki.... Wspaniałe zdjęcia...
    Krajobrazy dla mnie wręcz bajkowe...
    Specjalnie napisałem "dla mnie" bo jak też wynika z Twojej opowieści wszystko jest względne, subiektywne...
    Aczkolwiek czasami aż trudno uwierzyć, że komuś mogą sią takie widoki nie podobać. :-)
    Pzdr. serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Jacku, chyba zależy czego człowiek szuka i co go kręci. Cieszę się że Ci się podobał mój opis, ja byłam po prostu zauroczona i nie watpię że ktoś inny kto kocha góry i przestrzeń też byłby oczarowany. Miki mnie zawiódł w tym względzie, ale cóż, to jego strata, a ja cieszę się że mu nie uwierzyłam. Pozdrawiam wzajemnie!

      Usuń
  14. Bardzo ciekawy tekst i świetne zdjęcia. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. O jak wysoko bylas, prawie w chmurach :) Widoki pieknie, chyba ladniejszych od tych gorskich nie ma.
    Pozdrawam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.