środa, 3 lipca 2024

Lombardia. Inverigo, czyli "Perła Brianzy" i jej wspaniałe wille.



Witam wszystkich po niezamierzonej przerwie, niestety, moja rehabilitacja idzie dość opornie, do niedawna miałam spory problem z dłuższym pozostawaniem w postawie siedzącej, co skutecznie mi utrudniało korzystanie z laptopa. Na szczęście wygląda na to, że sprawy idą ku lepszemu, więc chciałabym zakończyć moją opowieść na temat zabytków gminy Inverigo. Postanowiłam, że tym razem oprócz własnych zdjęć zamieszczę także kilka krótkich, amatorskich filmów na ten temat, które znalazłam na You Tube. Wydały mi się dość interesujące a ponieważ  nakręcono je za pomocą drona, pokazują rzeczywistość w zupełnie innym wymiarze.

W dwóch poprzednich postach pisałam o tym, że gmina Inverigo składa się z kilku niewielkich miejscowości, przepięknie usytuowanych na malowniczej, pofalowanej wyżynie u podnóża Prealp. To uprzywilejowane położenie i korzystny mikroklimat sprawiły, że mediolańska arystokracja chętnie tu budowała swe okazałe wille, w których podczas upalnego lata można było przyjemnie spędzić wakacyjne miesiące. Na terenie Inverigo znajdziemy aż pięć takich zabytkowych posiadłości. Co prawda część z nich obecnie pełni inną funkcję, jednak nadal cieszą oczy swą piękną architekturą. Pisząc o Czerwonym Kościółku wspominałam o willi, która jak na to wskazuje jej nazwa, nadal jest prywatną własnością rodziny Sormani. W trakcie akcji "Ville aperte" corocznie organizowanej przez FAI*, można zwiedzać z przewodnikiem różne ciekawe zakątki dóbr Pomelasca, jednak z tego co wiem, właściciele chronią swoją prywatność, więc zarówno willę Sormani jak i Czerwony Kościółek nadal można oglądać jedynie z zewnątrz. Nieco inaczej jest w przypadku leżącej nieopodal lecz po drugiej stronie torów willi Sormani Andreani Verri, wzniesionej w okresie późnego baroku przez hrabiego Alessandro Sormani, która swą skomplikowaną nazwę zawdzięcza równie skomplikowanym koligacjom rodziny właścicieli. Również ona pozostaje własnością prywatną, jednak od 2021 roku część pomieszczeń przeznaczonych do przyjmowania gości, potocznie zwanych honorowymi, można oglądać przy okazji dni otwartych FAIWilla ma prostą lecz mimo to bardzo piękną sylwetkę z dwoma portykami i monumentalnymi schodami od strony ogrodu. Szkoda, że na dwóch pierwszych zdjęciach niezbyt wyraźnie widać detale budynku, jednak chcąc pokazać go w całości wraz z otoczeniem, robiłam je ze sporej odległości za pomocą funkcji zoom a na dodatek słońce świeciło mi prosto w obiektyw, co siłą rzeczy odbiło się na ich jakości. Na You Tube znalazłam króciutki filmik nakręcony za pomocą drona, przedstawiający willę na tle wspaniałej panoramy Brianzy. Szkoda, że widać jedynie jej front, gdyż jak można się zorientować ze zdjęć zamieszczonych powyżej, jej fasada od strony ogrodu również jest bardzo ciekawa. Ponieważ mnie z kolei nie udało się sfotografować jej od frontu, zdjęcia i i film dają lepsze pojęcie o całości.






Żeby przejść do opowieści o następnej willi zwanej La Rotonda, muszę sięgnąć głębiej do historii architektury, bo choć ta budowla nie jest szczególnie wiekowa, to już idea towarzysząca jej powstaniu pochodzi z  zupełnie innej epoki. Osobom, które dobrze znają weneckie kościoły lub zabytki Vicenzy, zapewne znane jest nazwisko Andrei Palladio, genialnego architekta i wybitnego teoretyka, który w dobie renesansu zaczerpnął ze źródeł starożytnej Grecji i antycznego Rzymu, przywracając ich złote zasady w dziedzinie architektury. Wielkim admiratorem Palladia i w pewnym sensie naśladowcą, choć może lepiej byłoby rzec wyznawcą jego ideałów, był Luigi Cagnola (1762-1833), markiz z urodzenia, z wykształcenia prawnik (zgodnie z życzeniem ojca miał się poświęcić karierze dyplomatycznej) a z zamiłowania architekt. Dla tej pasji zrezygnował z prawa i dyplomacji, ponieważ zdobył także solidne wykształcenie w dziedzinie archeologii, architektury i budownictwa, po śmierci ojca mógł zacząć realizować swoje życiowe plany. Pozostawił po sobie znaczący dorobek, wystarczy powiedzieć, że jego dzieła nadal możemy oglądać w Mediolanie, dla którego zaprojektował Arco della Pace w Parco Sempione i bramę  Porta Ticinese, poza tym na życzenie Napoleona wykonał projekt renowacji fasady Duomo (zrealizowano go tylko częściowo a następnie kilkakrotnie został zmodernizowany do stanu, jaki widzimy współcześnie). Niejednokrotnie zarzucano mu że szafuje publicznym groszem projektując bardzo kosztowne budowle, więc okazała willa w Inverigo miała być dla niego  nie tylko letnią siedzibą, ale prawdopodobnie także realizacją jego palladiańskich fascynacji lecz tym razem stworzoną na własny koszt.

W II połowie XVI wieku nieopodal Vicenzy, w malowniczej okolicy nad rzeką Brenta z inicjatywy lokalnej arystokracji powstało wiele pięknych, letnich siedzib. Również Palladio zrealizował tu kilka swoich projektów, min. wzniósł dla rodziny Capra willę, znaną jako Villa Rotonda, która w przyszłości miała poruszyć wyobraźnię Luigiego Cagnoli. Oczywiście architekt nie wykonał dla siebie duplikatu, stworzył własny, oryginalny projekt, ściśle związany z okolicznym pejzażem. Jednak w tej pracy bez wątpienia przyświecał mu duch Palladia a dzięki tej inspiracji powstała piękna siedziba, którą zachwycił się Stendhal, człowiek o wyrafinowanym guście i wyjątkowo wrażliwy na piękno.





Jak widać na powyższych zdjęciach, willę wzniesiono w stylu klasycystycznym; są tu wszystkie konieczne elementy, monumentalne schody, eleganckie portyki z jońskimi kolumnami i lekko spłaszczona kopuła niczym na rzymskim Panteonie. Nie ma w tym niczego dziwnego, budowę willi rozpoczęto w 1813 roku, czyli w czasie, gdy kwitła moda na starożytność. Budowa trwała  długie dwadzieścia lat, w tym czasie zmarł Luigi Cagnola a nad zakończeniem prac czuwał jego uczeń i współpracownik, Francesco Peverelli. Aż do wybuchu II wojny światowej  willa była letnią siedzibą potomków architekta a kiedy działania wojenne przeniosły się na teren Włoch, oddano tam na przechowanie zbiory muzealne mediolańskiej opery La Scala. W 1949 roku spadkobiercy rodziny ofiarowali willę fundacji Don Carlo Gnocchi**, która zajmowała się opieką nad dziećmi okaleczonymi podczas wojny oraz niepełnosprawnymi ofiarami polio. Ten status nadal pozostaje aktualny, budynek w dalszym ciągu jest własnością fundacji a w jego murach funkcjonuje zakład opiekuńczy i terapeutyczny dla dzieci. Z tego powodu wnętrze willi w zasadzie jest niedostępne dla zwiedzających, chociaż podobnie jak w obiektach, które opisywałam powyżej, część pomieszczeń można oglądać z przewodnikiem podczas akcji "Ville aperte". Z tego co wiem, zwiedzającym udostępnia się pomieszczenia na parterze głównego budynku, w tym gabinet Luigiego Cagnoli, kaplicę prywatną i wspaniały ogromny salon  ze ścianami, które zdobią kolorowe marmury, przykryty piękną kasetonową kopułą z centralnie umieszczonym świetlikiem, wzorowany na rzymskim Panteonie.




Willę wzniesiono w najwyższym punkcie miasteczka, na wzgórzu liczącym 376 m n.p.m. Oczywiście nie jest to wysokość rzeczywista, ponieważ cała Brianza jest wyżyną, więc faktyczna wysokość wzgórza to jedynie ułamek tej liczby. Jak widać na zdjęciach z zewnątrz budynek jest niezwykle dekoracyjny, jednak to co go wyróżnia, to niezwykła południowo wschodnia fasada, zwrócona w stronę doliny leżącej poniżej Inverigo. W tym miejscu architekt zaprojektował zewnętrzne schody prowadzące na ogromny taras, wsparty na sześciu telamonach, czyli męskich odpowiednikach kariatyd, będących dziełem rzeźbiarza Pompeo Marchesi. Ktoś, kto przyjrzy im się z uwagą zauważy, jak ciekawie rzeźbiarz rozprawił się z z monotonią, nieuchronną w przypadku kilku powtarzalnych sylwetek; w tym celu należy zwrócić uwagę na szczególny układ ramion i dłoni telamonów; dzięki zastosowanemu zabiegowi, każdy z nich jest lustrzanym odbiciem figury stojącej obok. Szczerze mówiąc, ich postacie i twarze bardzo mi się kojarzą z Leonardem da Vinci uwiecznionym na pomniku, jaki możemy zobaczyć na placu przed mediolańską La Scalą  (największa widoczna różnica to długość włosów i brody). O ile jednak Leonardo ma wyraz twarzy dobrotliwy i zadumany, to twarze telamonów raczej pałają świętym oburzeniem, jakby chcieli zapytać o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego tu stoimy z ciężarem na głowie? 





Moja wizyta w willi odbyła się spontanicznie i nieco na wariackich papierach, wiedziałam, że jest tam ośrodek opiekuńczy dla dzieci z ciężkimi niepełnosprawnościami, więc sytuacja była delikatna, jednak postanowiłam, że przynajmniej spróbuję obejrzeć willę z bliska. Tak jak pisałam w poprzednim akapicie, wzniesiono ją w najwyższym punkcie okolicy, na obrzeżach miasta; można tam dotrzeć autem pokonując dość długą ulicę, jednak osoba poruszająca się na piechotę ma szansę znacznie skrócić sobie drogę pokonując wysokie, monumentalne schody, łączące dwie ulice. Wspinałam się po nich z mozołem, widząc przed sobą willę niemal na wyciągnięcie ręki, jednak gdy doszłam do ich końca, okazało się, że mam jeszcze do pokonania dość rozległy trawnik a właściwie łąkę. Ku mojej radości nie było tam żadnego ogrodzenia uniemożliwiającego podejście do willi, co dobrze wróżyło moim zamiarom. Raźno pomaszerowałam cienistą alejką, po drodze minęłam pomnik z białego marmuru upamiętniający dzieło Don Carla Gnocchi, wzniesiony nieopodal wejścia  do ośrodka. Tu okazało się, że  boczne skrzydła willi i dziedziniec pomiędzy nimi stanowią odrębną enklawę przeznaczoną tylko dla pacjentów. Od reszty terenu odgrodzono ją ziemnym tarasem i  murem, natomiast główny korpus oraz park nadal są dostępne bez ograniczeń. Dzięki temu mogłam swobodnie i bez przeszkód obejrzeć willę z pozostałych trzech stron, weszłam też na schody pomiędzy dwoma portykami. Jak się okazało, w jednym z nich urządzono skromną kaplicę, nieco później dowiedziałam się, że powstała z inicjatywy Don Carla z przeznaczeniem dla pacjentów i osób odwiedzających. Było to jedyne otwarte pomieszczenie, żałowałam, że nie mogę zobaczyć ani głównej sali pod kopułą ani prywatnej kaplicy, gdzie podobno jest pamiątkowy cenotaf Luigiego Cagnoli (jego ciało spoczywa w Famedio mediolańskiego Cimitero Monumentale).  Niestety, piękny park, jaki niegdyś otaczał willę uległ częściowej degradacji, jednak mimo to nadal widać jego tarasowe założenie. Choć z dawnych czasów pozostało też sporo pięknych, starych drzew, w tym cedry libańskie oraz okazałe cyprysy, to prawdopodobnie jest on jedynie nikłym echem swej pierwotnej wspaniałości.
Na koniec zgodnie z zapowiedzią zamieszczam niedługi film, na którym można zobaczyć Inverigo i jego zabytki z lotu ptaka (z ich identyfikacją nie będzie problemu, ponieważ autor umieścił odpowiednie napisy) w tym willę La Rotonda  i inne obiekty znane z tego i dwóch poprzednich postów a wraz z nimi przepiękny okoliczny pejzaż.


Mam nadzieję, że nawet w pochmurny dzień widok Brianzy z pasmem Prealp na horyzoncie  jest dobrym usprawiedliwieniem dla moich zachwytów nad tą okolicą. Jednak przy tej okazji można się też przekonać, że Villa La Rotonda choć piękna, jest tylko jednym z wielu cennych zabytków "Perły Brianzy" jak  często się mówi o gminie Inverigo.





Czwarta willa o której chcę teraz napisać to willa Perego, leżąca na terenie frakcji zwanej Cremnago; również ona nadal jest własnością prywatną i należy do rodziny hrabiów Perego di Cremnago, potomków pierwszych właścicieli. Jest bardzo dobrze zachowana a od 1912 roku zalicza się do narodowych dóbr kultury. Wzniesiono ją w II połowie XVIII wieku, jako letnią rezydencję dla dla mediolańskiego kanonika Giovaniego Perego i jego krewnych zaliczających się do lombardzkiej arystokracji. Przy projektowaniu i budowie pracował Carlo Giuseppe Merlo, uznany architekt tej epoki a po jego śmierci ostateczny wygląd nadał jej Giuseppe Piermarini, ten sam, który był głównym architektem Palazzo Reale i opery La Scala w Mediolanie oraz Villi Reale w Monzie. Choć obiekt jest nazywany willą w istocie jest to świetnie zachowany kompleks, składający się z dwupiętrowego budynku mieszkalnego z okazałym tarasem, pod którym jest obszerne przyziemie, stajni, oranżerii, niewielkiego, rustykalnego kościółka i zabudowań dawnego folwarku. Wszystko to  otacza pięknie utrzymany ogród włoski z tarasem widokowymi, posągami i fontannami oraz cennym starodrzewem.





Oprócz imponujacego wyglądu zewnętrznego, willa Perego posiada także wspaniałe wnętrza z pięknymi freskami, cennymi obrazami i zabytkowym wyposażeniem. Tak wielki obiekt o dużej wartości artystycznej i historycznej a do tego zabytek narodowy, dla należytego utrzymania wymaga od właścicieli ogromnego starania i znacznych nakładów finansowych. Koszty rosną też z tego powodu, że wszystkie remonty muszą przebiegać pod ścisłym nadzorem konserwatora a wykonać je mogą jedynie wyspecjalizowane firmy z odpowiednim certyfikatem. Z tego względu w latach 70 - tych ubiegłego wieku, członkowie rodziny wzorem wielu angielskich i francuskich arystokratów, postanowili wynajmować willę na szczególne okazje a zdobyte fundusze przeznaczać na jej konserwację oraz bieżące utrzymanie budynków i ogrodu. W latach 80-tych tę działalność wzbogacono o nowe pomysły i w chwili obecnej chyba nie ma uroczystości czy imprezy, której właściciele nie potrafiliby sprostać. Oferta jest bardzo bogata, począwszy od wesel, poprzez konferencje, uroczystości rodzinne i korporacyjne, aż po organizację planów filmowych i usługi hotelowe. Osoba zamawiająca organizację imprezy może wynająć dowolną część ogrodu, pomieszczenia w oranżerii albo w budynku głównym. Ponieważ na terenie posiadłości jest niewielki kościółek, istnieje  możliwość nie tylko zorganizowania wyjątkowego wesela lecz również zawarcia ślubu przed kapłanem. 










Do willi Perego udałam się nie mając pewności co tam zastanę, jednak zupełnym przypadkiem okazało się, że miałam dużo szczęścia. Do kompleksu prowadzi prywatna, choć ogólnodostępna droga, która biegnie wzdłuż muru otaczającego posiadłość i kończy się przy ładnej bramie z kutego żelaza. Miałam fart, bo nieco wcześniej ktoś ją otworzył żeby wpuścić samochód dostawczy, który mijał mnie po drodze a później pozostawił bramę otwartą. Postanowiłam, że wejdę na teren posesji, gdzie prawdopodobnie spotkam kogoś, pracownika lub właściciela, kogo będę mogła poprosić o pozwolenie na obejrzenie willi. Odwagi dodał mi fakt, że jak się niejednokrotnie przekonałam, Włosi w takich sytuacjach są dość tolerancyjni i z reguły nie odmawiają, gdy widzą pojedynczego turystę, zwłaszcza jeśli grzecznie poprosi, stara się nie naprzykrzać i zachowuje w miarę dyskretnie. Tak było i tym razem, kiedy przystanęłam na dziedzińcu, jakaś pani wyjrzała rzez okno i zapytała czego sobie życzę. Wytłumaczyłam jej, że przyjechałam specjalnie aby zobaczyć zabytki Inverigo i czy wobec tego mogłabym pozostać przez jakiś czas na terenie posiadłości, obejrzeć kompleks i ogród oraz zrobić parę zdjęć. Zgodnie z moimi przewidywaniami otrzymałam zezwolenie, więc spokojnie mogłam oddać się zwiedzaniu. Nie wykluczone, że podobnie by się stało, gdybym poprosiła o możliwość szybkiego rzucenia na okiem na wnętrze willi, jednak uważałam, że dłuższa dyskusja w tej sytuacji byłaby nadużyciem  uprzejmości, więc postanowiłam, że zadowolę się programem minimum.






Spokojnie obejrzałam i sfotografowałam ogród oraz budynki kompleksu, miałam też okazję zajrzeć do kościółka, co bardzo mnie ucieszyło, ponieważ mogłam tam zobaczyć piękny obraz przedstawiający Madonnę z Dzieciątkiem, przypisywany jednemu z moich ulubionych malarzy, Ambrogio da Fossano powszechnie znanego jako Bergognone. Choć nie zobaczyłam wnętrza willi byłam bardzo zadowolona z wizyty, ponieważ kompleks bardzo mi się podobał. Nie przeszkadzało mi absolutnie, że główny budynek nie lśni nowością, gdyż według mnie widok pociemniałych tynków świadczący o upływie czasu stanowi walor dodatni zabytku, tym bardziej, że piękny, wyżwirowany dziedziniec i takież ścieżki oraz zadbane trawniki i klomby pełne kwiatów, świadczyły o trosce właścicieli o ten piękny obiekt. Zresztą jeśli chodzi o wygląd willi chyba coś się zmieniło jakiś czas temu, ponieważ na filmiku, który zamieszczam poniżej, widać że wszystkie persjany są wymienione a front odświeżony, jednak część od strony tarasu chyba nadal czeka na swoją kolej. Film jest króciutką "zajawką" znalazłam go na stronie willi, założonej przez właścicieli na potrzeby marketingu, więc w pewnym sensie jest to produkt reklamowy, jednak zdecydowałam się go użyć ponieważ widać na nim również niektóre wnętrza. Dowiedziałam się też, że od pewnego czasu w pierwszą niedzielę miesiąca  willa otwiera się dla zwiedzających, jednak taka wizyta jest możliwa po poprzednim uzgodnieniu i pod warunkiem, że zbierze się przynajmniej piętnastu chętnych. Odwiedzających oprowadza właścicielka (to z nią rozmawiałam przez okno), podobno jest to bardzo atrakcyjna wycieczka, gdyż w pomieszczeniach zachowano oryginalny wystrój w stylu rokoko a oprócz części honorowej na parterze można zobaczyć również pomieszczenia na piętrze, w tym także sypialnie a w nich miedzy innymi zabytkowe łoża z baldachimami (niestety, nie ma ich na filmie).
 

Po wizycie w willi Perego w Lambu żergo musiałam znów wrócić do Inverigo, gdzie pozostało mi do obejrzenia jeszcze jedno ciekawe miejsce a mianowicie willa a właściwie castello (czyli zamek) Crivelli o którym już wspominałam w poprzednim poście na temat  sanktuarium Santa Maria della Noce. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że ten w sumie najcenniejszy zabytek Inverigo, który w zasadzie dał początek wiosce, na przestrzeni wieków w największym stopniu uległ destrukcji i mimo wieloletnich starań z trudem odzyskuje swą dawną świetność. Pisałam poprzednio, że ród Crivelli jest bardzo rozgałęzioną arystokratyczną rodziną o starożytnych korzeniach. Choć sami Crivelli szukają swoich przodków w czasach rzymskich, to wielu historyków uważa, że byli potomkami Franków, na co by wskazywał fakt, że przestrzegali frankońskiego prawa salickiego. Legenda mówi o żyjącym w VI stuleciu św. Ausano, arcybiskupie Mediolanu, który podobno nosił miano Crivelli, jednak pierwsza pewna i udokumentowana wzmianka na temat rodziny, pochodzi dopiero z 1050 roku. Tak czy inaczej, już w XIII wieku była to najpotężniejsza rodzina w Lombardii, która z biegiem lat niewiele straciła na znaczeniu. Do Inverigo przybyli w XVI wieku, kiedy to Flaminio Crivelli objął te ziemie jako lenno. Zastał w tym miejscu osadę i niewielki zamek założony w średniowieczu a następnie wzbogacony o część renesansową. Nowy właściciel zastane domostwo rozbudował w stylu manierystycznym przekształcając je we wspaniałą i wygodną willę. Również jego następcy wprowadzali swoje innowacje i upiększenia, dzięki czemu powstała okazała rezydencja ozdobiona pięknymi barokowymi i rokokowymi freskami, teatr dworski oraz obszerny ogród w stylu francuskim i włoskim. Swoje zasługi miał tu również znany z poprzedniego posta markiz Giovanni Battista Crivelli, dobroczyńca sanktuarium i fundator cyprysowej alei oraz jego bratanek i następca Flaminio. W 1805 roku dziedziniec centralny zamknięto pięknym portykiem wg. projektu Leopolda Pollacka, co nadało budowli kształt, który widzimy na zdjęciu poniżej. (Jest to obraz stanu willi z lat 80 XX wieku, autor nieznany)










Przez wiele lat zamek i willa doskonale funkcjonowały, jako prężny ośrodek lokalnej władzy na obszarze lenna zarządzanego przez kolejnych markizów, którzy mieli tu pełnię praw fiskalnych i sądowych. W starszej części posiadłości nadal mającej charakter zamku, mieściło się więzienie i siedziba strażników, w części folwarcznej mieszkali pracownicy rolni a w willowej wygodnie rezydował markiz, który w pięknym otoczeniu mógł cieszyć się życiem wraz z rodziną i odwiedzającymi go gośćmi. Dzięki prężnej gospodarce kolejnych członków rodziny Crivelli, rozwijała się również cała miejscowość Inverigo. Ta sytuacja trwała aż do roku 1939, kiedy  wprowadzono różnorakie ograniczenia ekologiczne a także nowe ustawy dotyczące utrzymania zabytkowych obiektów. Te restrykcyjne zasady spowodowały, że dotychczasowi właściciele nie byli w stanie skutecznie zarządzać posiadłością. W związku z tym sprzedali obiekt firmie zajmującej się nieruchomościami, która planowała jego przystosowanie do celów mieszkaniowych i hotelowych. Niestety, zamiast podjęcia prac restrukturyzacyjnych willę pozbawiono obrazów, mebli i całego cennego wyposażenia, pozostawiając gołe mury, które z biegiem czasu popadały w coraz większą  ruinę. 






Przez te wszystkie lata niejednokrotne widziałam zamek z okien jadącego pociągu i zawsze miałam wrażenie, że mimo wszystko jest w dość przyzwoitym stanie, jednak rzeczywistość w owym czasie była zupełnie inna. Na szczęście kiedy tam wreszcie dotarłam, okazało się, że po wieloletnich przepychankach, zmianach planów i właścicieli w części willowej trwają prace budowlane, położono nowy dach a całość otynkowano i pomalowano na ładny kremowy kolor z żółtymi ornamentami. Niestety, wygląd pozostałych części kompleksu nadal budził lęk swoim stanem koszmarnego zaniedbania. Przymierzałam się do robienia zdjęć, jednak wszechobecny bałagan, sterty gruzu i rupieci a także różnego rodzaju płoty i prowizoryczne ogrodzenia, skutecznie to uniemożliwiały. Szczerze mówiąc, na ten widok ogarnęło mnie ogromne zniechęcenie i uznałam, że byłoby głupotą szwendanie się po tym terenie, gdzie czyhało mnóstwo niebezpieczeństw. Podobnie rzecz się miała z niegdyś pięknym parkiem, jaki widziałam na starych pocztówkach, położonym na kilku tarasach połączonych schodami, ozdobionym fontannami i posągami. Mogłam go zobaczyć poprzez wysoki płot z pomarańczowej, plastikowej siatki, przez którą prezentował się jako skłębione i zdziczałe zarośla. Mimo wszystko ucieszyłam się, że choć częściowo odremontowano dawną siedzibę markizów i piękny portyk Pollacka, miałam też nadzieję, że niebawem przyjdzie kolej na pozostałe budynki, zwłaszcza dawny zamek o wspaniałych a co więcej dobrze zachowanych, renesansowych elementach. Niestety, mimo entuzjastycznych zapowiedzi cały obiekt czekał następny kryzys spowodowany bankructwem właściciela a to poskutkowało dalszymi  latami stagnacji. Na szczęście po długim oczekiwaniu w 2023 roku zyskał on nowego inwestora i został kupiony za 1/3 pierwotnej ceny. Nowy właściciel ma zamiar stworzyć w nim trzydzieści apartamentów z dostępem do własnego SPA, restauracją, podziemnym parkingiem i wieloma innymi udogodnieniami. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć efekty prac restrukturyzacyjnych, proponuję obejrzenie filmu reklamowego, zachęcającego do kupna takiego lokalu. Co prawda z tego co widać materiał poddano intensywnej obróbce komputerowej a także  zamieszczono w nim niewielkie plansze, mówiące o zaletach obiektu, jednak mimo wszystko można na nim dostrzec piękne wnętrza z oryginalnymi drewnianymi belkowaniami a także wspaniałe freski. 
     

 
Ten post jest nieco inny niż zwykle, jednak mimo to mam nadzieję, że Ci, którzy tu zajrzą, zaakceptują tę formę. Oczywiście to nie znaczy, że od tej pory zamierzam w każdym poście zamieszczać cudze filmy, jednak sądzę, że od czasu do czasu sięgnę do zasobów You Tube, jeśli będzie to z pożytkiem dla mojej relacji. Poza tym być może kogoś zaskoczy fakt, że choć od wielu lat nie mieszkam we Włoszech, nadal interesuje mnie to, co tam się dzieje i śledzę medialne doniesienia na pewne tematy. W istocie  nie ma w tym nic dziwnego, w końcu przez jedenaście lat, jakie tam spędziłam, ten region i jego kultura stały mi się bardzo bliskie. Było to moje małe miejsce na ziemi w czasie, kiedy w Ojczyźnie byłam tylko rzadkim gościem. Teraz w centrum moich zainteresowań jest Polska i wszystkie sprawy, jakie jej dotyczą, jednak choć ten trudny czas emigracji wiele mi zabrał, to równie dużo mi ofiarował. Cieszę się, że miałam odwagę z tego czerpać, bo dzięki temu bilans tych lat i moich doświadczeń pozostał w równowadze. 


*FAI - Fondo Ambiente Italiano,  czyli Włoski Fundusz na rzecz Środowiska. Fundacja non profit założona w 1975 roku w celu ochrony i wzmacniania włoskiego dziedzictwa historycznego, artystycznego i krajobrazowego. Niezwykle prężna organizacja, współpracująca z mnóstwem świetnie wyszkolonych wolontariuszy, która wypromowała i ocaliła wiele wspaniałych zabytków. Fundacja co roku  organizuje tzw. Dni Otwarte FAI oraz akcję "Ville aperte" w tym czasie można oglądać wiele zabytkowych obiektów, zwykle niedostępnych dla publiczności w tym również wille, pałace i zamki będące własnością prywatną, które z tej okazji otwierają się dla zwiedzających. Niejednokrotnie korzystałam z tej możliwości a jedynym moim problemem było to, na jaki obiekt się zdecydować, ponieważ wybór był ogromny a  lista zabytków w okolicy zawsze liczyła kilkadziesiąt pozycji.

**Don Carlo Gnocchi (1902-1956) duchowny katolicki o prawicowych poglądach, w czasie II wojny światowej zaciągnął się na ochotnika jako kapelan strzelców alpejskich. Niemal cudem ocalał po klęsce włoskich oddziałów na froncie wschodnim. Po powrocie do Włoch przyłączył się do chadeckiego odłamu antyfaszystowskiego ruchu oporu, min. zajmował się  przerzucaniem na terytorium Szwajcarii osób poszukiwanych przez Gestapo. Po roku 1945 poświęcił się pracy na rzecz ofiar wojny, zwłaszcza sierot i osób okaleczonych. Zmarł na raka, przed śmiercią wyraził wolę, aby jego rogówki przeszczepiono dwojgu niewidomym dzieciom. Był to pierwszy przeszczep w historii włoskiej medycyny, który w następstwie pomógł stworzyć podstawy transplantologii, dzięki odpowiedniej ustawie, przyjętej  przez parlament. Jego czyn spotkał się z poparciem kościoła katolickiego, który także zajął pozytywne stanowisko w tej sprawie. Beatyfikowany w 2009 roku przez papieża Benedykta XVI.

10 komentarzy:

  1. Mam nadzieje, ze rehabilitacja przyniesie szybka poprawe. Format jak najbardziej, tyle informacji. Zaczelam czytac ksiazke o Botticelli I naszedl mnie dziwny smutek i zal, ze bylam w tych okolicach tak krotko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, też mam taką nadzieję! Twój smutek i żal bardzo dobrze rozumiem ponieważ też zawsze cierpiałam z tego powodu i zawsze mi było za mało albo po powrocie z wycieczki okazywało się że gdzieś nie byłam i coś mnie ominęło. Później starałam sobie wytłumaczyć że nie da się zobaczyć wszystkiego bo życie jest za krótkie, ale żal pozostaje🙂🙂🙂

      Usuń
  2. Wspaniała relacja, mnóstwo informacji i piękne kadry. To naturalne, że Włochy mają swoje miejsce w Twoim sercu. I piękne, że się tym dzielisz. Z ciekawością czytam i oglądam 🙂👍✌️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i że Ci się podobało cieszę się że mnie rozumiesz!🥰🙂☀️🐈

      Usuń
  3. Sama nie wiem, czy bardziej mi się podobała Rotonda, czy Perego (choćby z uwagi na otoczenie parkowe). Zamek Crivellich na filmiku też wygląda imponująco. I to prawda, że zawsze po powrocie dostrzegamy, jak wiele rzeczy umknęło naszej uwadze. A przecież jesteśmy szczęściarami, bo i tak mogłyśmy zobaczyć wiele, co nie wszystkim jest dane. Nazwisko Palladia jest mi znane, często słuchając audycji o włoskich miastach pada ono. Natomiast o Luigi Cagnoli chyba nie słyszałam wcześniej, ale wcale mu się nie dziwię, że porzucił zajęcie prawnika na rzecz architektury (gdybym miała takie umiejętności też bym to zrobiła). Podobnie nie znałam wcześniej męskich odpowiedników kariatyd. Chyba częściej spotyka się kobiety, które podtrzymują coś na głowie (choć kiedy to piszę od razu przypominam sobie atlanty w portalach budowli spotykane w Warszawie, Gdańsku, czy Poznaniu, a pewnie i w większej ilości miejsc). Właśnie wczoraj myślałam o Tobie, że dawno nie było wpisu, nie odpisałaś mi też na maila i trochę się martwiłam, ale widzę, że idzie ku lepszemu. Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu przede wszystkim chcę przeprosić za to że nie odpowiedziałam na Twojego maiła. Bóg mi świadkiem że nie miałam pojęcia że do mnie pisałaś. Bo choć miałam problem z pisaniem to maile czytam i odpisuję podobnie zresztą z komentarzami. Oczywiście przeszukam pocztę bo może gdzieś się zawieruszyl i zaraz odpiszę. co do willi faktycznie wybór jest trudny jednak Perego to nadal dom właścicielka tam chyba mieszka natomiast Rotonda choć klasycznie piękna jest zimna i zdaje się bez życia bo dzieci nie widać poza tym większość jest w bardzo ciężkim stanie. Nie ukrywam że o telamonach też dowiedziałam się przy tej okazji bo o ile atlantów spotyka się często to chłopaków stojących sztywno niczym wojsko nigdy przedtem nie widziałam ale trzeba przyznać że wyglądają bardzo malowniczo. Nieszczęsna willa Crivelli zasługuje na lepszy los mam nadzieję że wreszcie ta restrukturyzacja dojdzie do skutku.🥰🙂☀️

      Usuń
  4. Poczułem się wyróżniony, że zaprosiłaś nas na spacer po bardzo ciekawych miejscach. Przeciętny turysta nie ma o nich pojęcia a są równie ciekawe jak te z pierwszych stron przewodników. Podobnie jak Gosi podobały mi się szczególnie willa Rotonda i Perego. Utrzymanie takich obiektów jest wyjątkowo kosztowne i udostępnianie ich do zwiedzania czy też jako obiekty użyteczności nie dziwi. Sam spotkałem się z takimi rozwiązaniami w kilku obiektach w Niemczech czy też Czechach. Pozdrawiam serdecznie i wracaj szybko do formy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Wiesiu za życzenia, ja też jestem zaszczycona, że moje wycieczki dalekie od utartych szlaków znajdują uznanie! Tak jak napisały dziewczyny powyżej, jest świetnie, że człowiekowi było to dane i zobaczył coś ciekawego a jeszcze piękniejsze jest to, że może się tym podzielić i komuś też się podoba. Ja się cieszę, że w sumie mamy takie nieduże kółko blogerów - wycieczkowiczów, którzy nie jeżdżą dla szpanu a z zamiłowania i pasji do pięknych miejsc i dzielą się swoimi wrażeniami. To prawda, że w tych czasach utrzymanie willi, pałacu, czy zamku to trudna sprawa i wiele stoi zamkniętych na głucho albo szuka nowych rozwiązań. Pani Perego jest wybitnie kreatywna w tej dziedzinie i chyba jest to mniejsze zło, podzielić się tym z ludźmi i zarobić na tym, niż patrzeć jak majątek po przodkach idzie w ruinę jak to się stało z nieszczęsną willą Crivelli.

      Usuń
  5. Może na wstępie napiszę, że bardzo mi przykro... z powodu Twojego stanu zdrowia, mam nadzieje, że będzie dobrze, nie poddajesz się, a to najważniejsze! Piękne zdjęcia, jak zawsze ciekawe historie ... niestety filmików nie otworze, bo na mojej wsi internet jest jaki jest, raz lepszy, raz gorszy, a w pracy zupełnie nie mam czasu na sprawy prywatne... trzymaj się, pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Aniu, muszę się trzymać bo nic więcej mi nie pozostało... Dobrze, że siedząc bezczynnie mogę przynajmniej sobie powspominać pisząc bloga, lepsze to niż nic. U mnie też jest ciągły problem z internetem przez większość czasu mam zrobiony hotspot z telefonem bo ciągle się rwie, chociaż mieszkam w samym środku miasta i siedzę naprzeciwko routera. Mam wrażenie, że mój dostawca próbuje mnie zmusić do zmiany taryfy, bo ciągle dzwonią i wciskają mi jakieś kosmiczne prędkości. Buziaki przesyłam i pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.