sobota, 1 września 2012

Lombardia. Miasto Como.



W ostatnich postach pisałam o Świętych Górach w Varallo i Varese, następnym miejscem tego rodzaju, jakie niegdyś widziałam i o którym chciałabym napisać, jest Ossuccio leżące nad jeziorem Como. Jednak uprzednio należałoby (jak sądzę) wspomnieć o najważniejszej miejscowości tego regionu, czyli o Como - mieście. Śmiało można powiedzieć, że jest ono jedną z największych atrakcji w północnych Włoszech, choć właściwie trudno tworzyć w tym względzie jakieś rankingi, gdyż ten kraj cieszy się tak ogromną ilością miejsc wartych, aby je zobaczyć, że chyba  nie starczyłoby na to całego życia. 
Podczas mojego wieloletniego pobytu na terenie Lombardii większość wolnych dni poświęcałam na wędrówki i zwiedzanie; oczywiście widziałam małe co nieco, lecz nie ośmieliłabym się powiedzieć, że posiadłam naprawdę dobrą znajomość regionu i ciągle jest wiele miejsc, do których nie dotarłam z różnych powodów.

Oczywiście, miał na to wpływ również fakt, iż niektóre polubiłam tak bardzo, że nie mogłam się oprzeć chęci, aby odwiedzać je po wielokroć. Również Como było jednym z nich, tym bardziej, że  stało się dla mnie bazą wypadową wielu górskich wędrówek. Pisząc o jeziorze Como nie wspomniałam nic o mieście, ponieważ jest ono warte tego, aby mu poświęcić osobną notatkę. Niezbyt odległe od Mediolanu (godzina jazdy pociągiem lokalnym) pełni rolę swoistej bramy pomiędzy Równiną Padańską i Alpami. Do Szwajcarii jest stąd przysłowiowy rzut kamieniem zaś spoza łańcucha łagodnych stoków Prealp widać te właściwe Alpy, skalne, pokryte śniegiem olbrzymy z przepięknym masywem Monte Rosa na czele. Miasto leży w dolinie otwierającej się na jezioro, pomiędzy dwoma łańcuchami zielonych wzniesień. To położenie sprawia, że można oglądać jego panoramę zarówno z okolicznych wzgórz, jak i podczas rejsu statkiem lub łodzią. Wzdłuż brzegu jeziora biegnie kilkukilometrowy bulwar a spacer po nim również dostarcza niezapomnianych widoków. Como to spore i bardzo interesujące miasto. Posiada piękną starówkę, gdzie można podziwiać Katedrę - na pierwszy rzut oka skromniejszą niż mediolańska, która jednak po  dokładnym obejrzeniu zachwyca swoją elegancją i misternymi ornamentami. Jest bardzo wysmakowana architektonicznie i zdobi ją o wiele mniejsza ilość detali (co w moich oczach jest raczej zaletą niż wadą). Niedaleko Duomo można też zobaczyć romańską bazylikę San Fedele i również romański, przepiękny kościół San Abbondio z niezapomnianymi freskami pokrywającymi wnętrze absydy. Starsza część miasta ze swoimi malowniczymi uliczkami i przytulnymi placami zachęca do odpoczynku przy jednym z wielu  stolików, wystawionych na zewnątrz z okolicznych barów i kawiarni.



Mimo licznej rzeszy turystów miasto emanuje spokojem, nie ma tu tłumów ludzi na ulicach i rozgardiaszu, jaki spotyka się w Mediolanie. Como od stuleci ma ustaloną turystyczną markę i w związku z tym, jest tu wiele hoteli, również  bardzo ekskluzywnych. W samym centrum miasta znajduje się przystań dla statków, można też wynająć rower wodny lub motorówkę. 
Jednak podobnie jak w Wenecji, to co jest największą atrakcją, bywa też dużym utrapieniem... Nierzadko wody jeziora podnoszą się na tyle, iż zalewają ulicę wzdłuż bulwaru i sąsiadujący z przystanią centralny Plac Cavour. Pewnego lata miałam okazję widzieć miasto podczas takiego zalania; stało się to po wyjątkowo mokrej wiośnie, kiedy przez kilka tygodni deszcz padał prawie codziennie. W Como ludzie przemieszczali się po pomostach z desek a wejścia do okolicznych domów zabezpieczono workami z piaskiem.


Stali mieszkańcy biadali, turyści mieli dodatkową atrakcję a najwięcej zyskały kaczki i łabędzie, które szybko próbowały zasiedlić nowe tereny. Nie było to pierwsze zdarzenie tego typu, więc Zarząd Miasta podjął decyzję o rozpoczęciu budowy „Piccolo Mosè”, tamy na wzór tej, którą zaprojektowano dla Wenecji. Kiedy widziałam Como po raz ostatni ( w 2011 roku) oddano do użytku część poszerzonego nabrzeża a w pozostałej, zasłoniętej płotem z desek, nadal toczyły się  prace. 
W płocie umieszczono małe okienka, przez które można było zobaczyć, jak postępuje budowa. Po jej zakończeniu bulwar w centralnej części miasta zostanie poszerzony i nieco podniesiony co również ułatwi walkę z żywiołem ( w Biurze Informacji Turystycznej udostępniono wirtualny projekt całości).



Mimo oczywistych korzyści i tzw. siły wyższej, stojącej za tymi zmianami, było mi szkoda dawnego bulwaru z jego staroświeckim wdziękiem. Na szczęście, po rozbudowie podobno mają wrócić na swoje miejsce urocze, metalowe balustrady w stylu „Liberty” z motywem koła sterowego. Wzdłuż bulwaru, szczególnie po zachodniej stronie jeziora, znajduje się wiele pięknych, historycznych willi. Część z nich jest nadal własnością prywatną, w innych mieszczą się  biura i urzędy  Zarządu Miasta oraz Prowincji.  Bulwar kończy się w parku przylegającym do willi Olmo. Willa, bardzo okazała, z frontonem ozdobionym wspaniałą kolumnadą, zamyka panoramę lewej strony miasta. Obecnie jest ona miejscem reprezentacyjnych spotkań, zdarzeń kulturalnych oraz wystaw.



Patrząc z otaczającego ją parku, po drugiej stronie zatoki wśród parasolowatych pinii widzimy niewielką, lecz bardzo elegancką białą sylwetkę klasycystycznej willi Geno a przed nią fontannę tryskającą z wód jeziora (jeśli mam być szczera, kiedy funkcjonuje wygląda naprawdę pięknie, jednak wyłączona, zwłaszcza przy niskim stanie wody w jeziorze, robi wrażenie dość koszmarne, gdyż przypomina wielką beczkę pokrytą warstwą smoły). Za nimi rozciąga się wzgórze, na którym leży miejscowość Brunate. Można tam wjechać samochodem lecz są też inne sposoby, ambitny - pieszo korzystając z oznaczonego szlaku lub najbardziej ekscytujący, kolejką szynowo linową, działającą na zasadzie przeciwwagi (wagonik zjeżdżający w dół wciąga ten, który jedzie w górę). Kolejka powstała ponad sto lat temu, lecz nadal funkcjonuje bez zarzutu a dystans ok. 1 km pokonuje w ciągu niespełna siedmiu minut.


Wzgórze, po którym się przemieszcza od strony miasta ma bardzo stromy stok, więc podczas jazdy niejednej osobie trochę cierpnie skóra na myśl o ewentualnej awarii... Jednak gdy się podziwia widok, jaki nam oferuje, jedyne co może przyjść do głowy to wszystkim znane przysłowie o Neapolu, po zobaczeniu którego można spokojnie umrzeć...  W miarę jak kolejka wjeżdża na górę nasz wzrok ogarnia coraz większą przestrzeń, miasto w dole i panoramę jeziora z pobielonymi śniegiem masywami alpejskich trzy - i czterotysięczników na horyzoncie (oczywiście, jeśli mamy szczęście i powietrze jest dostatecznie przejrzyste). Tuż obok stacyjki w Brunate znajdują się dwa piękne, duże budynki. Kiedyś były to dobrze prosperujące hotele, obecnie  jeden z nich  przerobiono na apartamentowiec, zaś drugi, w którym niegdyś mieściło się również kasyno, jest zamknięty i niestety idzie w ruinę. Brunate jest nazywane balkonem Alp i rzeczywiście oferuje widok nie tylko na Alpy, ale również na lombardzką równinę oraz jej nieco wyżej położoną część zwaną Brianza z jeziorami Montorfano, Puisiano i Alserio.


Podobno w bardzo pogodny dzień można stąd  przez lunetę zobaczyć Mediolan a nawet Madonninę na dachu Dumo. Jednak jest to informacja, której nie mogę potwierdzić i jak sądzę, jest to dość trudne do realizacji, gdyż zwykle nad Mediolanem unosi się chmura smogu lub foschia a ponieważ leży on na południe od Como, dodatkowo oślepia nas rozproszone światło słoneczne. Brunate ma jeszcze inną atrakcję, jest to Faro Voltiano, wieża w kształcie latarni morskiej, wzniesiona dla upamiętnienia Aleksandra Volty. Ten wielki fizyk, powszechnie znany uczony i wynalazca, urodził się właśnie w Como, w miejscowej rodzinie, należącej do lombardzkiej arystokracji.  Z powodu wątłego zdrowia pierwsze lata życia spędził w Brunate, u swojej mamki (nota bene, początkowo uważano go za upośledzonego umysłowo, gdyż podobno nie mówił aż do piątego roku życia). Na kościele parafialnym w Brunate jest tablica upamiętniająca ten fakt, zaś w sąsiedniej uliczce znajduje się mały, bardzo skromny domek, w którym mieszkał mały Aleksander wraz ze swoją karmicielką i jej rodziną.  


Podobno to właśnie mąż owej kobiety, który był rzemieślnikiem wytwarzającym barometry, zaszczepił mu ciekawość do fizyki. W najwyższym punkcie wzgórza, ok. 2 km od stacji kolejki, znajduje się wieża widokowa, nazwana na cześć wielkiego uczonego jego imieniem.  Od wiosny do jesieni jest ona otwarta dla zwiedzających a z jej szczytu widać z jednej strony miasto Como, dużą część jeziora i wioski nieopodal włosko -szwajcarskiej granicy, zaś z drugiej  góry San Primo, Palanzone i Boletto w obszarze zwanym Triangolo Lariano, gdzie znajduje się  bardzo uczęszczany szlak turystyczny i kilka schronisk. Pokonując tę trasę na piechotę lub rowerem górskim można dotrzeć do Bellagio, miejscowości również cieszącej się wielką renomą. Samo "Faro" ma kształt ośmiobocznej latarni morskiej, która w sezonie turystycznym od zmierzchu do świtu emituje pulsującą wiązkę światła w kolorach włoskiej flagi.

Zdarzyło mi się widzieć ten piękny spektakl podczas wieczornego rejsu po jeziorze i muszę przyznać, że naprawdę robi wrażenie! Mieszkańcy Como są bardzo dumni z Aleksandra Volty, swego wielkiego krajana; w mieście wzniesiono mu okazały pomnik, jest tu także interesujące muzeum poświęcone jego pamięci. Ma ono kształt antycznej rzymskiej świątyni a w jej wnętrzu można obejrzeć ekspozycję, na którą składają się plansze obrazujące życie i postęp prac uczonego, jak również ogromna ilość instrumentów z których korzystał. 
Są to eksponaty zarówno oryginalne, jak i zrekonstruowane, gdyż kilkadziesiąt lat temu część z nich uległa zniszczeniu podczas pożaru pawilonu wystawowego (przyczyną pożaru było podobno zwarcie instalacji elektrycznej). Ciekawostkę stanowi fakt, iż w muzeum nie ma sztucznego oświetlenia i w związku z tym, jest ono zamykane przed zapadnięciem zmroku. Aleksander Volta został pochowany w mauzoleum  w rodzinnej posiadłości nieopodal Como, w niewielkiej miejscowości Camnago - Volta.
Podczas moich wędrówek jeszcze niejednokrotnie natrafiłam na miejsca związane z Voltą. Również w Bellagio a także w bardziej na północ położonej miejscowości Gravedona, znalazłam tablice upamiętniające jego pobyt w zaprzyjaźnionych, arystokratycznych domach.
Inni wybitni ludzie związani z Como to dwaj Pliniusze - Starszy i Młodszy, doskonale znani miłośnikom historii starożytnej. Obydwaj urodzili się w rzymskiej osadzie Comum Novum (dzisiejsze Como), stąd też wiele miejsc, które tradycja wiąże z ich osobami nosi w swej nazwie przymiotnik „Plinio” lub  „Pliniana”.


Niegdyś okoliczna ludność nieźle żyła z hodowli jedwabników a samo Como przez długi czas było prężnym ośrodkiem jedwabnictwa; dziś miłośnicy ciekawostek związanych z włókiennictwem mogą obejrzeć w Como Muzeum Jedwabiu a w nim zapoznać się z procesem jego produkcji na przestrzeni dziejów oraz obejrzeć starsze i nowsze maszyny służące do tego celu. Również obecnie ta gałąź przemysłu jest tu kultywowana (choć na mniejszą skalę) a w sklepach można kupić piękny włoski jedwab; natomiast osoby lubiące polować na okazje zachęcam do pobuszowania na rynkowych straganach, gdzie można znaleźć tzw. resztki, czyli mniejsze i większe kupony tkanin jedwabnych i nie tylko.

19 komentarzy:

  1. Elu, pozwól, że teraz tylko 'zaznaczę swoją obecność', nie odniosę się 'ad meritum';)
    dopiero wróciłam, nadrabiam zaległości w czytaniu, a Twoje wpisy wymagają skupienia i uwagi, nie da się ich ot tak, przelecieć wzrokiem.
    Idę czytać i oglądać, a po przemyśleniu wrócę;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewuniu, odpoczywaj i porządkuj wrażenia, na inne rzeczy przyjdzie czas!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając twoje wpisy na temat północnych rejonów Włoch myślę sobie, że koniecznie muszę odwiedzić niektóre z opisywanych przez Ciebie miejsc. Włochy odwiedzam dość często (przynajmniej raz do roku), z tym, że bazą wypadową jest dla mnie Roma (z prozaicznej przyczyny - komunikacyjnej). Jak patrzę na twoje zdjęcia-góry, woda i architektura to coś mnie tam woła. Pozdrawiam niedzielnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywasz zawodowo czy turystycznie? Jeśli to drugie, to są też dogodne loty do Mediolanu...a stąd wszystkie te uroki są w zasięgu ręki, więc może zmienisz opcję? Natomiast jeśli w związku z pracą, to zmienia postać rzeczy, ale może mimo wszystko się uda? Chociaż na trzy dni? Również pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Tylko prywatnie i dla przyjemności. Zawodowo to nie byłaby żadna atrakcja. Wydawało mi się, że lotnisko jest dość daleko od Mediolanu (Bergamo), ale pewnie musi być jakieś połączenie autobusowe :) Czasami jest tak, że się zafiksujemy na coś i nawet nie przyjdzie nam do głowy, że można to zmienić.

      Usuń
    3. Są również samoloty które latają na lotnisko Malpensa z którego do Mediolanu zawiezie Cię autobus lotniskowy lub specjalny pociąg. A gdybyś chciała to można z niego wysiąść w Saronno, które jest węzłem kolejowym i tu przesiąść się na jeden z pociągów lokalnych Le Nord, który dowiezie Cię bezpośrednio nad jezioro Como lub Maggiore. Albo możesz skorzystać z opcji Bergamo o której poniżej pisze w swoim komentarzu Alina. Jeśli chodzi o porę roku to polecam wrzesień a nawet początek października lub maj. Z reguły pogoda wtedy sprzyja a ceny są nieco niższe i przede wszystkim jest mniej turystów więc są też lepsze warunki do zwiedzania.

      Usuń
    4. Gdybyś kiedyś potrzebowała informacji to służę wszelką pomocą!

      Usuń
    5. Bardzo Wam dziękuję, I Tobie i Alinie i nie omieszkam się do Ciebie zgłosić w razie co. A urlop tradycyjnie biorę we wrześniu, bo nie lubię upałów oraz parę dni w kwietniu-maju (z tego samego względu)

      Usuń
  4. Anonimowy2/9/12 11:06

    Trochę tak, jak by się znaleźć w labiryncie cudów. Każdy zakręt, każda nowa droga prowadzi do kolejnego miejsca odkrywającego urocze zakątki. Dobrze, że chociaż ze zdjęciami mogę z Tobą pokonywać tę drogę. :)BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babciu, to prawdziwa przyjemność służyć za przewodnika takiemu wrażliwemu i wiernemu czytelnikowi jak Ty! Moc pozdrowień!

      Usuń
  5. Jak zawsze niezwykle ciekawie opisujesz miejsca, które poznałaś. Pomijając wspaniały styl twoich wypowiedzi, zastanawia mnie fakt "nasycania" tych relacji rozbudowaną wiedzą faktograficzną. Czy ty udając się na jedną z wielu twoich wypraw, przygotowywałaś się do nich "teoretyczne"? Czy ta "wiedza" jest owocem tych właśnie wypadów, spotkań, rozmów, informacji muzealnych, itp.? Osobiście traktuję nasze wyjazdy jako jako "wieli ekran kinowy", który chłonę w całości jak niezwykle ciekawy film. Film niemy. Dopiero w domu, odszukuję widziane miejsca i staram się uzupełnić zebrane wrażenia minimalną ilością podstawowych informacji. Bez nauki, bez zapamiętywania, bez jakiegokolwiek obowiązku czy przymusu. Dla mnie najważniejsze jest doznanie estetyczne. Twoje opisy, cały twój blog (ten i poprzedni) wyjątkowo miło mi w tym pomagają.
    A Como? Cóż, to jedno z piękniejszych miejsc na Świecie. Podobnie jak tobie bardzo mi się tam podobało, o czym napisałem niedawno w swoim pierwszym komentarzu. Może napiszesz coś więcej o zachodnim brzegu jeziora? Pomijając wpisy, które już umieściłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Lolku! Miło mi że zdobyłam tak uważnego czytelnika, który na dodatek zna miejsca o których piszę, więc ma własny punkt odniesienia. Co do wiedzy faktograficznej to częściowo są to rzeczy zapamiętane podczas wizyt oraz informacje z ulotek i folderów, lecz w dużej mierze są też wynikiem rozmów z miejscowymi ludźmi, którzy zawsze byli wobec mnie bardzo otwarci i chętni do dzielenia się informacjami. I nie mówię tu jedynie o osobach związanych zawodowym obowiązkiem lecz zwykłych mieszkańcach, do których miałam wyjątkowe szczęście w tym względzie, bo często spotykałam prawdziwych pasjonatów zakochanych w swojej miejscowości. Wiele moich wycieczek było wynikiem tego, że wcześniej usłyszałam, przeczytałam czy zobaczyłam w lokalnej telewizji coś, co mnie zainteresowało. Ponieważ (jak być może wiesz) żyłam tam prawie dziesięć lat, miałam wiele takich okazji i również była to moja pasja, więc miałam ucho wyczulone na wychwytywanie informacji. Oczywiście,często zdarzało mi się jechać gdzieś ot, tak sobie, z takim nastawieniem jak Twoje a później szukałam informacji w różnych źródłach i niejednokrotnie wracałam ponownie żeby je zweryfikować (tak było w wypadku Sacro Monte w Varese i Varallo). O okolicy wokół jeziora Como będzie jeszcze wiele wpisów w tym następny lecz po nim chcę napisać o Orcie, która leży nieopodal ale już w Piemoncie. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Poproszę o kontakt: pawel@poczta.extranet.pl. Trochę się tu namieszało internetowych połączeń.

      Usuń
  6. Bardzo piękny i ciekawy opis. Czytałam kilka razy.

    Informacja dla guciamal> Z lotniska Milano-Bergamo jest bardzo dobre połączenie z dworcem głównym, kolejowym Milano Centrale. Kursują co 20 min autobusy lotniskowe, nie miejskie. Bilet kosztuje 5-10 euro. przejazd trwa godzinę, jeśli nie ma korków na obwodnicy. Z Milano Centrale godzina do Como kierunek Lecco.

    pozdrawiam. Alina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Mam nadzieję że zrobiłaś w międzyczasie jakąś ciekawą wycieczkę. Chętnie bym przeczytała u Ciebie o toskańskim Sacro Monte San Vivaldo di Montaione, sezon wycieczkowy jeszcze trwa więc może...co Ty na to?
      A co do pociągu w stronę Como to dobrze jest zwrócić uwagę czy to pociąg regionalny, czy jeden z tych ekspresowych z miejscówkami, dużo droższych, które przez Como jeżdżą do Szwajcarii i dalej. W tym drugim wypadku lepiej udać się metrem na dworzec Cadorna (zielona linia, dojazd bezpośredni z dworca na dworzec)i jechać pociągiem lokalnym (również godzina jazdy)który kosztuje znacznie taniej.

      Usuń
    2. Alino bardzo dziękuję za informację. Czasami działam jak koń z klapkami na oczach. Dotąd z reguły z lotniska Milano -Malpensa czy Milano -Bergamo odbierała mnie rodzina, dla której był to spory kawał drogi do przejechania z St.Vincent (ok. Aosty). Odkąd zaczęłam podróżować samodzielnie mogę przecież skorzystac z podanej przez ciebie opcji :)) Serdeczne dzięki

      Usuń
  7. Oj jak pięknie :) Zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzę że zawitał do mnie jakiś mały ptaszek! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. widziałem i Neapol i Florencję parę innych miast też (zawsze chciałem zobaczyć Pompeje i też je widziałem) czas mi zatem umierać.
    od rzucania kamieniami wolę jednak beret. jak zawsze pod wrażeniem wspaniałych widoków zaklętych na Twoich fotografiach...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.