czwartek, 17 września 2015

Święta Lipka, mazurskie sanktuarium.



Poniższy wpis dedykuję Ewie, autorce bloga "Moje klimaty" w którym opisuje ona Polskę nie tylko wielkomiejską, czy zabytkową, ale również gminną i powiatową; jej bezdroża, górskie szlaki, pejzaże, to wszystko co w niej ładne i warte zobaczenia, lecz także to, co pomału idzie w zapomnienie i ruinę...
Wszystkim zainteresowanym ciekawymi miejscami, jakie widziałam we Włoszech, śpieszę donieść, że mam zamiar kontynuować moje relacje na ten temat, który nadal nie został wyczerpany.
Jednak tym razem nie będę pisała o moich włoskich wycieczkach, lecz po raz kolejny o miejscu leżącym o wiele bliżej bo na moich rodzimych Mazurach, więc w zasadzie po sąsiedzku.

Tym miejscem jest sanktuarium w Świętej Lipce, maleńkiej miejscowości, położonej pomiędzy Reszlem i Kętrzynem. Po raz pierwszy wiele lat temu byłam tam na wycieczce z moimi rodzicami; mimo upływu czasu w mojej pamięci zachował się obraz okazałej bazyliki, wzniesionej na wąskim przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami, podmokłej łąki i chaszczy rosnących nieopodal. Kiedy po latach spędzonych we Włoszech wróciłam do Polski na stałe, to wspomnienie niespodziewanie obudziło się w mojej głowie i od czasu do czasu myślałam o tym, że chętnie bym się tam wybrała, więc zaczęłam namawiać Martę na wspólną wycieczkę. Pewnego letniego dnia udało się nam wprowadzić ów zamiar w czyn i po krótkiej wizycie w Kętrzynie dotarłyśmy do Świętej Lipki. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że obecny stan sanktuarium dość daleko odbiega od tego, jaki widziałam, kiedy byłam tam po raz pierwszy. Dawna podmokła łąka zamieniła się w spory parking a najbliższe otoczenie zostało uporządkowane i przystosowane do przyjęcia dużej ilości turystów oraz pielgrzymów, przybywających tam każdego dnia. Jak to zwykle bywa, na widok podobnych zmian miałam mieszane uczucia, bo to miejsce całkowicie zmieniło swój charakter; dawne odludzie, będące w kontraście z imponującą bryłą bogato zdobionej bazyliki zostało ucywilizowane, podmokły teren odwodniony a ścieżki utwardzone. Trochę wbrew naszym oczekiwaniom znalazłyśmy się w sporym tłumie; osobiście taka sytuacja niezbyt mi odpowiada, gdyż podobne miejsca lubię zwiedzać w pojedynkę albo w niewielkiej grupie, nie tylko dlatego, że chciałabym się skupić na interesujących mnie detalach architektonicznych oraz elementach wystroju, ale także z wewnętrznej potrzeby paru momentów zadumy i kontemplacji. W sytuacji, kiedy po sanktuarium kręcili się pasażerowie bodajże czterech, czy pięciu autokarów, nie mogło być mowy nawet o chwili samotności, jednak miało to tę dobrą stronę, że mogłyśmy skorzystać ze źródła wiedzy, jakim była świetnie przygotowana pani przewodnik, ze swadą opowiadająca fascynującą historię tego miejsca.

O najdawniejszych dziejach sanktuarium donoszą nam ustne przekazy, natomiast pierwsze dokumenty pisane pochodzą z XVI wieku. Legenda mówi, że w XIV wieku w lochach kętrzyńskiego zamku przebywał pewien człowiek oczekujący na proces. Wszystko wskazywało na to, że zostanie skazany na śmierć; w nocy poprzedzającej wydanie wyroku przyśniła mu się Matka Boska, która powiedziała, żeby wyrzeźbił jej wizerunek z Dzieciątkiem. Kiedy się obudził, znalazł w swej celi kawałek drewna oraz narzędzia snycerskie, więc wziął się do pracy i stworzył rzeźbę tak piękną i wymowną, że sędziowie darowali mu życie a następnie uwolnili go z zamkowego lochu. Niedoszły skazaniec postanowił wrócić do rodzimego Reszla, po drodze, na wąskim przesmyku pomiędzy jeziorem Wirowym i Dejnowo napotkał rozłożystą lipę, więc umieścił na niej rzeźbę, aby wędrowcy mogli się tam pomodlić i poprosić Matkę Boską o opiekę. Wkrótce to miejsce stało się celem pielgrzymek a wizerunek uznano za cudowny. Aby go należycie zabezpieczyć, wokół lipy zbudowano kaplicę, do której przybywało wiele osób, nawet z bardzo odległych stron; jednym z pielgrzymów był wielki mistrz Albrecht Hohenzollern, ten sam, który po przejściu na luteranizm stał się pierwszym księciem Prus i wasalem Polski. Niestety, kiedy książę zmienił wiarę, postępujący rozkwit religii luterańskiej sprawił, że nastały niepomyślne czasy dla katolików a z biegiem czasu, doszło też do rozlicznych prześladowań ze strony protestantów. Przyszedł dzień, kiedy rzeźbę utopiono w jeziorze Wirowym, kaplicę zrównano z ziemią a lipę ścięto. Legenda mówi, że z jej drewna zbudowano szubienicę, która stanęła na dawnym miejscu kultu. Dopiero w XVII wieku Stefan Sandorski, sekretarz królewski i właściciel dóbr w Prusach, wykupił owe tereny i spowodował, że powstała tam nowa kaplica a zaginioną rzeźbę zastąpił obraz Madonny z Dzieciątkiem. Pod koniec XVII wieku na miejscu owej kaplicy z inicjatywy zakonu jezuitów wzniesiono obecną bazylikę, która jest uznawana za jeden najwspanialszych przykładów architektury późnobarokowej w północnej Polsce.


Aby ustabilizować grząski grunt gdzie miała stanąć świątynia, w ziemię wbito aż  10000 pali, podobnie jak to czyniono w Wenecji. Budowę rozpoczęto w 1688 roku a większość prac ukończono na przestrzeni pięciu lat, jednak fasada kościoła przybrała swój obecny kształt dopiero w roku 1730. Historia nic nie mówi na temat architekta, który zaprojektował sanktuarium, w dokumentach przechowało się jedynie nazwisko Jerzego Ertli z Wilna, budowniczego nadzorującego prace. Fasada bazyliki, mimo wszystkich cech baroku, jest raczej wyważona i nie przytłacza nadmiarem zbędnych detali. Zdobią ją dwie piękne wieże a nad portalem głównego wejścia umieszczono rzeźbę, nawiązującą do legendarnego wizerunku Madonny, niegdyś umieszczonego na lipie przez niedoszłego skazańca. Przestrzeń wokół kościoła zamyka czworoboczny krużganek z czterema kaplicami narożnymi, który dawniej dawał schronienie pielgrzymom odwiedzającym to miejsce; całość zamyka ażurowa kuta brama, gdzie również umieszczono elementy nawiązujące do legendy. Wewnątrz kościoła, przy jednej z kolumn, ponownie możemy zobaczyć symboliczne lipowe drzewo a na nim pokrytą srebrem płaskorzeźbę przedstawiającą Matkę Boską z Dzieciątkiem; wizerunek stworzony na kształt tego, który uległ zniszczeniu z rąk innowierców. Kościół jest bogato zdobiony freskami w subtelnych, pastelowych kolorach. Równie pięknie prezentuje się główny ołtarz, wykonany przez Krzysztofa Peuckera, zdolnego snycerza  z niedalekiego Reszla, wypełniający niemal całą przestrzeń absydy. 

Ponad nim znajduje się okno skąd spływa łagodne światło, oświetlające wizerunek  Marii z Dzieciątkiem na rękach. Obraz jest przykryty srebrną, barokową sukienką a spod niej wyłania się kobieca twarz o wielkich, ciemnych oczach. To co zwróciło moją szczególną uwagę, to fakt, że nie jest to twarz wyidealizowana, której pędzel mistrza dał rysy ponadczasowej piękności, lecz mimo to, chwyta za serce swoim ciepłem i skupionym spojrzeniem pełnym smutku. Zastanawiałam się, kim była modelka - czy malarz znalazł ją po długich poszukiwaniach a może była to osoba mu bliska, jego żona lub córka?
Obraz namalowany przez Bartłomieja Pensa z pochodzenia Belga, który początkowo zamieszkał w Elblągu a później w Wilnie, jest wzorowany ikonie z rzymskiego kościoła Santa Maria Maggiore, jednak to  podobieństwo dotyczy jedynie układu postaci. Na wprost ołtarza znajdują się bogato zdobione organy, przyciągające wzrok nie tylko wieloma figurami, ale także świetlistym, kobaltowym kolorem i bogatymi złoceniami oraz swą formą, przypominającą falującą zasłonę. Twórcą prospektu jest również Krzysztof Peucker, snycerz, który wykonał główny ołtarz. Organy posiadają skomplikowany mechanizm; podczas koncertu wprawia on figury w ruch a dzięki temu słuchacz staje się także widzem. Podobnie jak w przypadku ołtarza, również i na organy spływa światło z dwóch okien o szybkach w kolorze bursztynu, położonych  powyżej, tuż obok siebie, co  wspaniale modeluje cały instrument i podkreśla blask złoceń. Jednak z uwagi na fakt, że kościół był pełen ludzi zarówno podczas koncertu jak i zwiedzania, trudno było o chwilę skupienia, co nieco mnie rozczarowało, ponieważ jak już wspomniałam, wolę atmosferę nieco bardziej spokojną i sprzyjającą chwilom refleksji.



Muszę też powiedzieć, że zaskoczyła mnie barwa, jaką sanktuarium otrzymało podczas ostatniego remontu. Ponieważ przyzwyczaiłam się do tego, że barokowe budowle zwykle są koloru jasno- żółtego a poza tym pamiętałam, że tak właśnie prezentowała się bazylika, kiedy byłam tam po raz pierwszy, bardzo się zdziwiłam, widząc ją pomalowaną na ciemno - różowo, z białymi elementami. Mam wrażenie, że wcześniej wyglądała bardziej stylowo, jednak trzeba przyznać, że obecnie zyskała na wyrazie; poza tym, konserwatorzy twierdzą, że jest to jej pierwotny kolor. Żałowałam, że nie miałyśmy czasu, żeby dokładniej obejrzeć okolicę i popatrzeć na jeziora a także przejść szlakiem stacji Drogi Krzyżowej, jaki prowadzi w stronę Reszla. Jednak byłyśmy zdeterminowane godziną powrotu, w związku z tym nie miałyśmy większego wyboru. Ta wizyta pozostawiła mi nieco niedosytu, więc nie wykluczone, że za jakiś czas wybiorę się tam ponownie...

Pierwsze zdjęcie zrobione z lotu ptaka pochodzi z zasobów internetu. Zamieściłam je, ponieważ pokazuje całość sanktuarium a także najbliższe otoczenie. Jak widać mury mają jeszcze tradycyjny, żółty kolor. 

Można też obejrzeć więcej zdjęć w albumie
&gt 

12 komentarzy:

  1. To wyjątkowe sanktuarium i jeśli jesteśmy w pobliżu, zaglądamy..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc tego posta utwierdziłam się w przekoniu, że muszę tam jechać jeszcze raz, bo naprawdę warto zobaczyć kościół i posłuchać koncertu.

      Usuń
  2. Pięknie dziękuje za dedykację, za wpis "i w ogóle";) Dopiero wróciłam do domu, więc przeczytam i oglądnę dokładniej troszkę później, i, oczywiście, podzielę się wrażeniami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że udało mi się zrobić Ci niespodziankę. Mam nadzieję że post i miejsce też Ci się spodoba. Pomyślałam sobie że może Cię pociągnę na Mazury? Tu jest fajnie!

      Usuń
  3. Pamietam ze jeździła tam moja prababcia i opowiadała nam historie tego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło że mogłam Ci przypomnieć coś co się wiąże z Twoją rodziną. Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Byłam, widziałam. Dzięki za przywołanie wspomnień. BBM

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam tam wiele lat temu i pamiętam kościół pomalowany na żółto, trochę mnie ten kolor zdziwił, ale widocznie tak musi być, pamiętam jeszcze koncert organowy. Dzięki za przywołanie wspomnieć. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy tam nie byłam ale wiele o tym miejscu słyszałam (bo prawie wszyscy kiedyś byli) podobają mi się takie ciekawe miejsca. Wyjątkowo piękne organy, przypominają mi te z katedry w Oliwie.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja te oliwskie widziałam dawno, prawie nie pamietam, Nawet miałam w tym roku pomysł na odwiedzenie Oliwy i katedry ale nie wyszło...Również pozdrawiam!

      Usuń
  7. Tyle mamy jeszcze miejsc do odkrycia w Polsce. Piekny wpis:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, to prawda, mino wojennych i powojennych zniszczeń nadal mamy wiele do zaoferowania.

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.