poniedziałek, 2 grudnia 2013

Lombardia. Prezenty, prezenty, czyli Mediolan w przededniu Bożego Narodzenia.



W okolicy Święta Zmarłych w Mediolanie zaczęły się pojawiać pierwsze dekoracje zwiastujące Gwiazdkę. Pod koniec listopada na placu przed Katedrą ustawiono wysoką choinkę, a w ciągu kilku następnych dni podobne dekoracje i przedświąteczna gorączka zapanowały niepodzielnie. Wszędzie widzi się światełka, bombki, stroiki i szopki we wszystkich rozmiarach; powszechnie pada też podstawowe pytanie- jakie prezenty ? Dla kogo ? I za ile ? Ten temat zdominował życie publiczne, prawie na równi z votum zaufania dla rządu Berlusconiego.

W większości dzienników co i rusz zamieszcza się sondy uliczne na ten temat. Wiele osób z zażenowanym uśmiechem wyznaje, że tego roku może być problem z zakupem podarków, bo ich portfel nie jest tak zasobny, jak jeszcze kilka lat temu. Więc może jedynie prezenty dla dzieci? Część śmiało wyznaje, że uprawia "recykling" czyli obdarowuje innych prezentami otrzymanymi w poprzednim roku. Ale tak, czy inaczej, świąteczne podarki pozostają  w centrum zainteresowania. Nie udało mi się usłyszeć ani słowa na temat powodu całej tej gorączki, ani słowa o tradycji świątecznej, nie mówiąc już o duchowym wymiarze Świąt... Prezent stał się głównym punktem odniesienia. W sklepach i centrach handlowych spocone, oszołomione tłumy ludzi szukają czegoś na swoją kieszeń. Zastanawiałam się, jaki film na ten temat stworzyłby Fellini, gdyby nadal żył ?
W epoce narastającego  konsumizmu Ferreri nakręcił "Wielkie żarcie" do jakich metafor musiałby się posunąć dzisiaj, aby oddać ducha epoki ? Szczerze mówiąc, czuję się zniesmaczona tą dewaluacją Bożego Narodzenia. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że również dla mnie te Święta nie są tym, czym były dla moich rodziców i dziadków a moje dzieci i wnuki patrzą na to z innej perspektywy niż ja...

Jednak mimo wszystko, budzi się we mnie głęboki opór przeciwko tak przedmiotowemu traktowaniu tego wydarzenia. Ani słowa o Nowo Narodzonym, o odnowie i pojednaniu. Jezus stał się Jezuskiem z szopki, czymś na kształt staroświeckiej lalki. Mam nieodparte wrażenie, że mało kto zastanawia się nad duchowym sensem tych Świąt, zaś miejsce idei zajęły świąteczne dekoracje. A może po prostu nie wypada w dzisiejszych czasach mówić o czymś tak intymnym jak wiara ?
Tak, czy inaczej, dekoracji mamy w tym roku pod dostatkiem. Galerię Wiktora Emanuela odświętnie przystrojono; chyba już nie tysiącami, lecz dziesiątkami tysięcy światełek. Cała ogromna kopuła nad centralną częścią budynku została nimi dokładnie pokryta od wewnątrz. Kilka dni temu, wisiały tam jeszcze dodatkowo dekoracje, będące reklamą firmy Swarowski pokryte sławetnymi kryształami. Niestety, jedna z nich, w kształcie wielkiego serca, urwała się i spadła na głowę przechodzącej pod nimi kobiety, raniąc ją poważnie. Po tym przykrym wypadku reklamę natychmiast usunięto, lecz przykre wrażenie pozostało. Świetlne dekoracje spotyka się na każdym kroku. Oświetlono co ciekawsze budynki, pomniki, fontanny i bezlistne drzewka. Oprócz maleńkich lampek zainstalowano również punktowe reflektory o światłach zmieniających kolory a po mieście jeździ zabytkowy tramwaj, którego całą powierzchnię pokrywają niezliczone, małe lampki. Aby uprzedzić ewentualne ataki i posądzenie o rozrzutność, Zarząd Miasta nie omieszkał zaznaczyć, że te wszystkie światełka konsumują niewiele energii elektrycznej ponieważ do oświetlenia użyto żarówek typu LED.


Z okazji Świąt sprawiono mieszkańcom jeszcze jedną, miłą niespodziankę, związaną z Duomo, tak ukochanym przez wszystkich mediolańczyków. Szczyci się ono (i słusznie !) swoimi imponującymi witrażami. Przewodniki mówią, że ich powierzchnia wynosi 1700 metrów kwadratowych i przedstawia 3600 postaci ze Starego i Nowego Testamentu. Niestety, rzadko można obejrzeć je w całej krasie, ponieważ okna są bardzo wysokie; do tego niedostateczna ilość wpadającego tam światła dziennego, siłą rzeczy pozwala je obejrzeć jedynie częściowo i tylko od wewnątrz. W tym roku jednak przedsiębiorstwo odpowiedzialne za oświetlenie miasta zainstalowało na własny koszt dodatkowe oświetlenie, które pozwala również z zewnątrz podziwiać ich całe piękno.


Dowiedziałam się o tym z lokalnego dziennika telewizyjnego, więc postanowiłam wziąć udział w tym nadzwyczajnym zdarzeniu. Rzeczywiście, spektakl zasługiwał aby go nie przeoczyć. Po zapadnięciu ciemności  punktualne o godzinie 19:00 zgasły latarnie na placu w pobliżu Katedry a jej okna rozbłysły wszystkimi barwami tęczy. Był to istotnie wspaniały widok, gdyż witraże są ogromne, przepiękne, o nasyconych kolorach. Setki małych fragmentów przestawiają sceny ze Starego i Nowego Testamentu, a ich szczyty wieńczą imponujące rozety. Bardzo się cieszyłam, że miałam niepowtarzalną okazję aby to zobaczyć, co w pewnej części umniejszyło moje wcześniejsze rozgoryczenie spowodowane świąteczną atmosferą Mediolanu.


Oprócz tego spotkało mnie jeszcze inne, miłe zaskoczenie. Pod arkadami "Rinascente" natknęłam się na muzykujących Cyganów, których gra kiedyś wywołała na mnie piorunujące wrażenie, gdy po raz pierwszy usłyszałam ich w podziemiach metra. (Dla zainteresowanych: jeden ze starszych wpisów > "Muzyka"). Teraz zobaczyłam ich ponownie, grali we czterech gdyż pojawił się jeszcze jeden skrzypek, pozostali też nieco się zmienili na przestrzeni tych kilku lat, lecz grają nadal ten sam repertuar z tym samym co kiedyś zapałem.

Postanowiłam, że czas zakończyć to popołudnie, bez żalu zsiadłam do metra i pojechałam na dworzec.
Kiedy siedziałam w zatłoczonym pociągu, pośród ludzi ściskających na kolanach papierowe torby z zakupami, znowu ogarnęło mnie poczucie, że wbrew mojej woli znalazłam się na karuzeli, która kręci się, jak oszalała. W ciągu mojego  pobytu we Włoszech, kilkakrotnie musiałam spędzić Boże Narodzenie z dala od domu i mojej rodziny. W takiej sytuacji świąteczne dyżury nie były dla mnie żadnym dopustem, wolałam pracować jak najwięcej, gdyż wtedy miałam mniej czasu na rozważania. Dotychczas broniłam się przed wspominaniem moich pierwszych Świąt we Włoszech, może nawet więcej, chyba chciałam je wymazać z pamięci... Dzisiaj, kiedy tu jestem (jak to się potocznie mówi) jedną nogą i właściwie z wolnego wyboru, mogę sobie pozwolić na ten luksus i spojrzeć wstecz bez obawy, jakie uczucia wywoła we mnie to wspomnienie.

Po raz pierwszy przyjechałam do Włoch na początku grudnia. Pamiętam moją podróż autobusem z Rzymu do Bari; po lewej stronie autostrady mogłam podziwiać zielone Apeniny, które powoli czerniały na tle różowej zorzy zachodzącego słońca. Na ich zboczach widniały ogromne, świetlne napisy: "Auguri", "Buon Natale" oraz świąteczne motywy - gwiazdy, dzwonki, choinki...Autobus połykał kolejne kilometry drogi a ja patrzyłam przez okno na odległe miejscowości, gdzie zapalały się światełka w oknach ciepłych, ludzkich siedzib, podczas gdy ja jechałam w nieznane, do nowego życia. Kiedy późnym wieczorem przybyłam na miejsce i wysiadłam z autobusu, uderzyła mnie fala ciepłego, prawie letniego powietrza i zapach laurowych drzewek z pobliskiego parku. Nieco później, bliżej Świąt, te drzewka i palmy na deptaku ozdobiono choinkowymi lampkami. Pamiętam, jakim smutkiem napawał mnie ten widok, tak odmienny od tych, które dotychczas widywałam w Polsce. Były to pierwsze Święta w moim życiu spędzone poza domem. Kiedy podchodziłam do okna w moim ówczesnym  mieszkaniu, w budynku naprzeciwko widziałam jasno oświetlone mieszkania a w nich pięknie przybrane choinki. Nieco dalej był luksusowy hotel, gdzie wejście przystrojono zielonymi  gałęziami jedliny i czerwonymi świecami.
Pamiętam też, że na ten widok nie mogłam powstrzymać łez.
Później była Wigilia przy przypadkowym, włoskim stole, gdzie zaproszonym gościom podano cztery rodzaje pizzy, orzeszki, słodycze i kawę, a na koniec po kieliszku szampana. Po spełnieniu toastu wymknęłam się po angielsku i przez parę godzin samotnie włóczyłam się po mieście.
 
Czułam się wtedy niczym postać ze smutnej bajki Andersena. Dziś, gdy to wspominam i patrzę na przebytą drogę, na zmiany, jakie nastąpiły w moim życiu i we mnie samej, mam wrażenie, że to wszystko było udziałem innej osoby lub złym snem, z którego się budzimy, lecz na cały dzień pozostaje w nas osad smutku... Te wspomnienia, obecnie tak odległe, a których kiedyś tak się obawiałam, nadal śpią gdzieś na dnie mojego umysłu. To chyba z nich bierze się uczucie niedosytu, gdy widzę tłumy kłębiące się w pogoni za prezentami, które obdarowany za chwilę odłoży znudzony albo przeznaczy do okolicznościowego "recyklingu"...


Więcej zdjęć z przedświątecznego Mediolanu w albumie 

4 komentarze:

  1. Nie wiem czemu ale tu mi się zdjęcia nie wyświetlają a szkoda 😟 bo pewnie piękne są. Może mi jakiejś wtyczki brakuje albo co.

    OdpowiedzUsuń
  2. Minęło bardzo dużo czasu od kiedy opublikowałaś ostatni post. Cieszę się, że do nas wróciłaś. U mnie też nie wyświetlają się zdjęcia.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdopodobnie linki prowadza do dawnej picassy i dlatego zdjec nie widac.

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawdopodobnie chodzi o to, że Google + zlikwidowało konta prywatnych użytkowników, więc wszystkie zdjęcia, które tam były, również obecnie się nie wyświetlają i nie działają linki do albumów. Ja wzięłam się do pracy, przywracam zdjęcia z poziomu komputera i dodaję linki do Zdjęć Google ale
    to sporo pracy i ogromna strata czasu, więc jestem wściekła, bo uważam, że taka zmiana reguł w środku gry jest po prostu lekceważeniem użytkowników. Prawdopodobnie wrócę do pisania kiedy się z tym uporam, na razie wszystkich serdecznie pozdrawiam i życzę wspaniałych wycieczek i fajnych zdjęć (Tylko gdzie je opublikować żeby znowu nie zginęły?. Zdjęcia Google działają ale jak długo? Zniknęły albumy na Picasie, teraz Google + ciekawe co będzie następne?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.