wtorek, 27 sierpnia 2013

Lombardia. Monza i jej uroki.


Monza to miasto, które ma wiele niezaprzeczalnego uroku; mimo to, nigdy nie zdobyła mojego serca w całości i choć przez wiele lat mieszkałam w pobliżu, byłam tam zaledwie kilka razy. Niejednokrotnie myślałam o tym, że warto byłoby zobaczyć jeszcze to i owo, ale skończyło się jedynie na tych pobożnych życzeniach... Zastanawiałam się nie raz, co mi przeszkadza w polubieniu tego miasta, czy to nieprzyjemne, suche powietrze pełne spalin i kurzu, a może zbiorowy charakter mieszkańców, przejawiający się w raczej mało sympatycznym sposobie bycia?

Monza, czwarta co do wielkości w Lombardii po Mediolanie, Brescii i Bergamo, jest jednocześnie największym miastem Brianzy. Brianza zaś to kraina leżąca u podnóża Prealp, od południa  graniczy  z Mediolanem, zaś na północny sięga Triangolo Lariano. Jej pozostałe granice wyznaczają dwie rzeki: Adda na wschodzie i Seveso na zachodzie. W przeciwieństwie do Doliny Padu, jej nieco wyżej położony teren jest wyraźnie pagórkowaty. Kiedy znajdziemy się na otwartej przestrzeni, możemy dostrzec, że horyzont od strony północy zamyka piękny łańcuch wysokich, zielonych wzgórz porośniętych lasem. Poza nimi w pogodny dzień widać trójkątne, skaliste szczyty Grigni i Resegone w okolicy Lecco. Jednak tym, co wyróżnia tę krainę, jest nie tylko jej pejzaż, lecz przede wszystkim  żyjący tu ludzie, którzy mają własny dialekt i odrębną kulturę. Sami o sobie mówią "Brianzole" i z dumą podkreślają fakt, iż pod wieloma względami bardziej przypominają "kwadratowych" Szwajcarów, niż typowych Włochów. Coś w tym jest, bo z całą pewnością cechuje ich większe zamiłowanie do porządku i kult pracy, dość rzadki, w tym skądinąd sympatycznym społeczeństwie. Niestety, jak to bywa w życiu, z tymi pozytywami wiąże się też ich  twardy, zasadniczy i nieustępliwy charakter...

Mieszkańcy Monzy, mimo iż leży ona w bezpośrednim sąsiedztwie Mediolanu, zawsze bardzo podkreślali swą odmienność i przez wiele lat zajadle walczyli o to, aby powstała tu odrębna prowincja. Mediolan bronił się przed tymi separatystycznymi ciągotami niczym przysłowiowy lew, bo (jak zwykle) chodziło o pieniądze, czyli w tym wypadku o niemałe wpływy z podatków. Bowiem właśnie w obrębie Brianzy produkuje się sławne włoskie meble, dobrze znane również w Polsce. Jest tu niezliczona ilość mniejszych i większych firm, często z dużymi tradycjami, a jak wiadomo, jeśli jest dobrze prosperujący przemysł, są też dochody. W związku z tym Monzie  niełatwo  było wyrwać się z orbity Mediolanu, jednak w 2004 roku stworzono odpowiednią podstawę prawną, a w 2009 nowa prowincja stała się rzeczywistością. Od tej pory Monza została jej stolicą i dodała jeszcze jeden listek do swojego laurowego wieńca. Długa historia tego miasta zaczyna się w czasach rzymskich, później rozkwitło ono w epoce Longobardów, a po upadku ich królestwa weszło w skład  Świętego Cesarstwa Rzymskiego. W XIV wieku należało dominium Viscontich,  następnie przeszło w ręce Hiszpanów i austriackich Habsburgów, aby  w XIX wieku stać się częścią Królestwa Włoch.

Ta niezwykle bogata historia zostawiła w Monzie wiele interesujących monumentów i pamiątek. Niestety,  zniknął pałac królowej Teodolindy oraz mury, niegdyś otaczające  miasto, a z zamku wzniesionego przez Viscontich pozostała zaledwie jedna  wieża. Mimo to, centrum miasta ma niebanalny charakter, jest tu wiele pięknych kościołów, ze wspaniałym Duomo na czele, piękny Pałac Rady Miejskiej  z XIII wieku zwany Arengario i wiele ślicznych kamieniczek, zarówno tych najstarszych, średniowiecznych, jak i tych zbudowanych w stylu barokowym i klasycystycznym. Oczywiście, nie brak też historycznych willi i pałaców; tu niewątpliwie najwspanialszym przykładem jest Willa Reale, której niebawem poświecę odrębną notkę. Jak już wspomniałam, Monza ma wiele miłych zakątków, ale ja szczególnie upodobałam sobie plac przylegający do Arengario, gdzie usytuowano "Fontannę żab". Włoskie fontanny to często wspaniałe dzieła architektury ozdobione pięknymi rzeźbami. "Fontanna żab" powstała stosunkowo niedawno  (w 1932 roku) a stworzył ją rzeźbiarz  Aurelio Mistruzzi pochodzący z Friuli.  Fontanna składa się z kamiennej sadzawki, gdzie ustawiono posąg z brązu przedstawiający młodą dziewczynę, z włosami obciętymi według ówczesnej mody na tzw. "garsonkę" o niezbyt ładnej buzi, lecz pełną wdzięku i radości życia.

Dziewczyna w wyciągniętej ręce trzyma schwytaną żabkę, inne żabki siedzą na obrzeżu kamiennego basenu. Z ich pyszczków tryska woda, która spryskuje postać dziewczyny. Bardzo lubiłam tę fontannę i chętnie odpoczywałam na jej ocembrowaniu w towarzystwie spadających kropel, patrząc przy tym na piękną bryłę Arengario i kolorowe kamieniczki wokół placu. Spod łuków Arengario jest wspaniała perspektywa na ulicę wiodącą do  mostu na rzece Lambro, który zdobią cztery leżące lwy. Kiedy spacerując po mieście skręcałam w lewo, aby dojść do placu Duomo, wchodziłam na malutką uliczkę, gdzie wznosi się kamieniczka ozdobiona zadziwiającymi rzeźbami. Znajdują się one na krokwiach podtrzymujących dach i przedstawiają męskie głowy. Nie są to piękne głowy przystojnych bohaterów, lecz dziwaczne maszkarony; głowa wisielca z wywieszonym językiem, bezzębnego, starego mieszczanina, czy księdza o wywiniętych wargach łakomczucha.

Wszyscy mają na twarzach wyraz cierpienia, jakby dźwiganie i podtrzymywanie dachu sprawiało im nieopisany ból. Jak już pisałam, w Monzie jest wiele miłych zakątków, ustronnych placyków i malowniczych uliczek. Jednak ten urok niweczą wszechobecne samochody parkujące gdzie się da i produkujące ogromną ilość spalin. W Monzie i jej historycznym centrum z wąziutkimi uliczkami daje się to we znaki jeszcze bardziej niż w Mediolanie, który bądź co bądź, ma ulice o wiele bardziej przestronne.  Chyba dlatego kilka godzin spędzonych w tym mieście sprawiało, że czułam się niesamowicie zmęczona, piekły mnie oczy a spuchnięte nogi odmawiały  posłuszeństwa. To wszystko sprawiało, że szybko zaczynałam marzyć o jak najszybszym powrocie do domu, chociaż z pewnością mogłabym tam odwiedzić jeszcze wiele ciekawych miejsc. Zmierzając na dworzec przechodziłam nieopodal skromnego, na wpół zrujnowanego domu, gdzie obok bramy umieszczono marmurową tablicę pamiątkową.

Napis, jaki na niej wyryto, mówi o tym, że w owym budynku w latach 1886-1887 mieszkał Giacomo Puccini, który właśnie tutaj napisał operę "Edgar" i doczekał się narodzin syna. Ponieważ jestem zagorzałą admiratorką jego wspaniałych, melodyjnych dzieł, był to dla mnie bardzo interesujący akcent, mimo przykrego wrażenia, jakie robił fatalny stan budynku. Bardzo się ucieszyłam, kiedy podczas ostatniej bytności zauważam, że rozpoczęto w nim prace remontowe, które być może są pierwszym krokiem do stworzenia małego muzeum poświęconego kompozytorowi. 

Więcej zdjęć z Monzy, jak zwykle można zobaczyć w albumie > 

10 komentarzy:

  1. Mnie tak samo jak ciebie to miasto nie zachwyca ale zdjecia udalo ci sie piekne zrobic.Jedynie park ma swoj urok i tam jezdzilam ostatnio. Monza nie nabedzie sie dlugo prowincja podobno od nowego roku ma juz nia nie byc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc to nie tylko moje niekorzystne wrażenie! Park ma swój urok, tym bardziej, że willa przynajmniej częściowo odzyskała dawną świetność, chociaż widziałam że nowe tynki na zewnątrz zaczynają się łuszczyć...A tą likwidacją prowincji zaskoczyłaś mnie, ciekawa jestem co jest przyczyną, zapewne znowu pieniądze?

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy post. Przemyślane zdjecia i bardzo ciekawie opowiedziana historia Monzy i odmienności ludzi pomimo. :)

    Super architektura i klimat włoski. Oczami wyobraźni widzę te kawiarenki, lody wino i pizzę. :)

    Pozdrawiam gorąco :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą jeszcze inne historyjki związane z Monzą, mam nadzieję, że też Ci się spodobają. Włoskim lodom zawsze mówiłam "tak" dobre wino też nie jest złe, zaś co do pizzy to robiona na północy jest zupełnie inna niż ta jaką podaje się w Polsce. Placek najczęściej jest dość twardy i przypomina podpłomyk albo placek do kebaba, pewnie dlatego najlepszą pizzę w Mediolanie robią Egipcjanie. Również serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  3. Miasta nie znam, choć widziałam na mapie i w przewodniku. Widzę, że ciekawe, ba ładne :). Podziwiam zdjęcia i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest tam kilka ciekawych rzeczy, o czym będzie w następnych postach. Miasto miłe, można tam wpaść jeśli ktoś przebywa w okolicy Mediolanu, chociaż raczej nie może się równać z takim Bergamo, które będąc w Lombardii powinno się zobaczyć. Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ja również nie znam tego miasta. I chociaż go nie znam to już go polubiłam dzięki Twoim dokładnym opisom. Zachwyca mnie każde włoskie miasto. A co do potraw, to jestem zachwycona pastą, najwspanialszymi lodami, pizzą, niestety nie wszędzie, pomidorami, serami i...winem. Twoje zdjęcia zawsze są doskonałe.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włochy istotnie mają wiele uroku a włoskie lody to poemat! Cieszę się że Monza Ci się podobała, nie jest to miasto przy głównym szlaku turystycznym ale cóż, we Włoszech jest tyle interesujących miejsc, że nie wiadomo jak się uporać z tym nadmiarem...Serdecznie pozdrawiam z Mazur!

      Usuń
  5. Mnie włoskie klimaty zawsze się podobają, ale rzeczywiście często większe a nawet te średnie miasta męczą tym chałasem, smrodem motoryzacyjnym itd...
    No cóż, tak jak napisałaś... najlepiej wpaść tam tylko na parę godzin i uciekać w spokojniejsze miejsca...
    Pozdr.
    P.S. A zdjęcia - baaaardzo ładne! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Motoryzacja we Włoszech już dawno przekroczyła punkt krytyczny, co niestety wiąże się z wieloma niedogodnościami... Cieszę się że podobają Ci się moje zdjęcia, bo pochwała z Twoich ust to podwójny komplement! Jeszcze raz pozdrawiam i zapraszam na dalsze historyjki rodem z Monzy.

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.