poniedziałek, 24 czerwca 2013

Lombardia. Gardone Riviera Vittoriale degli Italiani. "D'Annunzio segreto"czyli dandys i jego kobiety.


Jak już pisałam w poprzednim poście, zaintrygowały mnie piękne buty poety, które swego czasu widziałam w Muzeum Obuwia w Vigevano. Moja wiedza na jego temat nie była wtedy zbyt obszerna; co prawda, wspominało się o nim w szkole podczas lekcji języka polskiego i historii, lecz były to informacje dość szczątkowe. Najczęściej mówiono o tym, że był przykładem dekadenta i libertyna oraz jednym z twórców faszystowskiej ideologii. Ponieważ zawsze lubiłam oglądać historyczne programy edukacyjne, niejednokrotnie zdarzyło mi się widzieć (zwłaszcza podczas pobytu we Włoszech) filmy dokumentalne z okresu I Wojny Światowej.

Oczywiście nie mogło w nich zabraknąć d'Annunzia, który odegrał wówczas dość znaczącą rolę i otaczała go fama bohatera. Szczerze mówiąc, zanim pogłębiłam moją wiedzę na jego temat, dziwiło mnie, co też miał tam do roboty ten mały człowieczek cieszący się zasłużoną sławą gorszyciela maluczkich i hołdujący rozwiązłym obyczajom. Widziałam go podczas pełnych swady przemówień (z których początkowo niewiele rozumiałam) lub kiedy wsiadał do samolotu ubrany w pilotkę i lotnicze okulary, a także w innych sytuacjach, raczej niecodziennych dla pisarza czy poety. Nie ukrywam też, że wtedy wydawał mi się nieco śmieszny i nie do końca na swoim miejscu.
  Kilka lat temu wybrałam się do Vigevano, gdzie w centrum znajduje się wspaniały plac, uważany za najpiękniejszy we Włoszech. Faktycznie jest on bardzo piękny a nieopodal można zobaczyć wielki zamek z czerwonej cegły, wzniesiony przez Sforzów. W jednym z jego skrzydeł mieści się  Muzeum Obuwia (miasto od wieków słynie z jego produkcji)  które posiada bardzo ładną kolekcję  butów współczesnych a także pochodzących z różnych okresów historycznych, w tym również buty gwiazd filmowych i wielu sławnych osób (gorąco polecam, naprawdę warto zobaczyć owe zbiory, jeśli ktoś będzie w okolicy).
 
Pamiętam, że widziałam wtedy długie, brązowe buty do konnej jazdy oraz kilka par trzewików, niegdyś należących do d'Annunzia. Wszystkie były robione ręcznie "na miarę" w bardzo dobrym stanie i świetnie utrzymane. Zwracał uwagę ich mały rozmiar (nr 38) co nie jest niczym dziwnym, zważywszy że poeta miał zaledwie 158 cm wzrostu. Muszę przyznać, że ich widok naprawdę zrobił na mnie duże wrażenie, gdyż bez trudu można było zauważyć, że musiały być nie tylko drogie, lecz z całą pewnością należały do bardzo eleganckiego mężczyzny. Świadczył o tym ich doskonały stan i wyrafinowany, choć absolutnie klasyczny fason a także wysoka jakość wykonania. Być może, na tym zakończyła by się moja przygoda z poetą i jego obuwiem, gdyby nie wspaniała wystawa obrazów Tamary Łempickiej w mediolańskim Palazzo Reale, którą mogłam zobaczyć kilka miesięcy później.

Przy tej okazji dowiedziałam się sporo interesujących rzeczy na temat osobistych związków poety i malarki, wtedy też po raz pierwszy usłyszałam o "locie archanioła" czyli upadku d'Annunzia z okna willi w Gardone Riviera. Co prawda, ta wersja zdarzenia (jak się później okazało) nie miała nic wspólnego z prawdziwym (czy też uznanym za prawdziwy) przebiegiem wypadków, ale pomyślałam wtedy, że zapewne warto byłoby zobaczyć dom tak niebanalnej osobistości.
Kiedy wraz z Federicą udałyśmy się na zwiedzanie Vittoriale, miałam jakąś wiedzę na temat prywatności poety, lecz jak się okazało, był to zaledwie jej maleńki okruszek... Podczas zwiedzania domu d'Annunzia, kiedy patrzyłam na  wystrój pokoi i słuchałam opowieści bardzo dobrze przygotowanej przewodniczki, po części zrozumiałam, jak to się stało, że poeta zasłużył sobie na miano geniusza swojej epoki.

Przede wszystkim posiadał naprawdę nieopisanie bogatą osobowość; dał temu wyraz poprzez wybitne dzieła literackie oraz czyny, które umieściły go na kartach historii ale także liczne ekscesy obyczajowe. Jednym z haseł jego życia było "Genio et voluptati" - takie motto można do dziś oglądać nad jednymi z drzwi w jego domu. D'Annunzio jako typowy egotyk chyba nigdy nie miał najmniejszych wątpliwości co do swojego geniuszu oraz tego, że jest kimś niezwykłym i udowadniał to całym swoim życiem. Wyznawał zasadę wszystkich dandysów, że należy żyć tak, aby życie stało się dziełem sztuki samo w sobie. Oczywiście, do tego było niezbędne wiele czynników: piękne uczucia, piękne czyny, piękne przedmioty, no i oczywiście, na poczesnym miejscu, piękne kobiety...

Tu drobna uwaga - nie chodziło mu jedynie o banalne piękno przemawiające do "pospólstwa" lecz o to, aby je dostrzec tam, gdzie inni go nie widzą, żeby tworzyć własne kanony i wychodzić poza ogólnie przyjęte ramy, gdyż dandys nie jest pierwszym z tłumu, on stoi ponad tłumem... Taki punkt widzenia chyba był w zgodzie z charakterem poety i  sposobem, w jaki widział swoją rolę w społeczeństwie. Abstrahując od oceny jego twórczości literackiej (która może się podobać lub nie, w zależności od światopoglądu, ale trudno jej odmówić wyrafinowanego stylu, głębi i oryginalności) d'Annunzio był z całą pewnością fascynującym, niebanalnym człowiekiem i mężczyzną. Jako chłopiec i bardzo młody człowiek - ładniutki, choć "mizernego wzrostu" pomimo iż niewysoki, był bardzo harmonijnie zbudowany i nieźle umięśniony (że o innych walorach nie wspomnę). Chyba nie miał w tym względzie żadnych kompleksów (nawiasem mówiąc nie musiał - gdyż tu natura obeszła się z nim bardzo łaskawie) o czym świadczy fakt, iż bez oporów fotografował się nago, jak go Bóg stworzył i wzorem starożytnych greckich efebów  w "stroju adamowym" uprawiał jazdy konne po plaży.

Zdarzyło się kiedyś, że podczas takiej przejażdżki został zatrzymany przez patrol karabinierów pod zarzutem obrazy dobrych obyczajów. Zgorszonym stróżom prawa zaserwował klasyczną frazę "czy wy wiecie, kim ja jestem?!"-  zresztą z dobrym skutkiem, bo sprawa zakończyła się bez konsekwencji. Bardzo wcześnie stracił włosy, co jednak w niczym nie umniejszyło jego uroku osobistego. To, co zwracało uwagę i co potwierdzają zdjęcia to piękne oczy, o szczerym, "czystym" spojrzeniu, jakie zachował nawet wtedy, gdy był już w dojrzałym wieku. Jest to doprawdy niezwykłe u człowieka, który używał życia na wszelkie możliwe sposoby, a mimo to, na jego twarzy nie ma zwykłych oznak zblazowania ani rozpusty. Co prawda, bardzo się zmienił na niekorzyść pod koniec życia, gdyż stracił większość zębów (nie wykluczone, że z powodu częstego używania kokainy). Swoją drogą, to ciekawe - dlaczego taki esteta nie starał się czegoś zrobić w tym względzie? W końcu sztuka protetyczna stała na wystarczająco wysokim poziomie aby temu zaradzić, więc być może bohater Wielkiej Wojny po prostu bał się kleszczy i wiertła dentysty? Sądzę, że człowiek, który tak jak on cenił piękno, w tym również piękno ciała, miał problemy z pogodzeniem się z własną starością i związanymi z nią zmianami fizycznymi. Co ciekawe, dał temu wyraz już we wczesnej młodości, kiedy pisał jedno ze swych sztandarowych dzieł "Tryumf śmierci". Być może to nie fotofobia, na którą się powoływał, co swego rodzaju uczucie skrępowania kazały mu żyć w półmroku?

Właśnie takiego sposobu od zawsze używały starzejące się piękności aby utrzymać złudzenie, że ich uroda jeszcze nie przeminęła - lustra przesłonięte muślinem i przyćmione lampy...Ten wniosek nasunął mi się, gdy w gabinecie (gdzie pracował w samotności) zobaczyłam jasne firanki i dużo dziennego światła. Kiedy oglądałam zdjęcia z wcześniejszych etapów życia poety, uderzyła mnie jego szlachetna elegancja; naturalność, z jaką pozował sprawia wrażenie, że są to zdjęcia robione z ukrycia, nie zobaczymy na nich żadnych wymyślnych póz, nadętych czy pretensjonalnych min, jakie były w modzie w tamtej epoce. Jedynie zdjęcia z jego młodości mogą dziś nieco śmieszyć, z racji kokieteryjnego wąsika w stylu "huzar z operetki" jednak z czasem zmienił styl, co zdecydowanie wyszło na dobre jego fizjonomii. Wracając zaś do mocnych punktów jego męskiego wdzięku - jednym z nich był  głos, jasny, czysty i metaliczny, którym umiał bardzo dobrze operować.

Potrafił mówić nie tylko pięknie, ale i bez wysiłku, nawet przez trzy godziny. Lecz jak ktoś słusznie zauważył, najistotniejszym organem seksualnym człowieka jest mózg, a przypadek d'Annunzia zdaje się to potwierdzać. Kim bowiem byłby, gdyby nie miał talentu, fascynującej, oryginalnej inteligencji i nieodpartej chęci smakowania życia we wszystkich jego przejawach? Niskim mężczyzną o dużym nosie, który stracił włosy, oko, a na koniec zęby, i niczym więcej... A przecież pomimo tych braków w aparycji do końca otaczał się niezliczonymi kobietami, zazdrosnymi o jego względy. Do kresu życia pozostał też wierny swej bezprzykładnej elegancji. Po jego śmierci wszystkie osobiste rzeczy, w tym bielizna i ubrania, zostały zabezpieczone, obecnie można je zobaczyć w gablotach muzeum znajdującego się pod amfiteatrem Vittoriale. Jest to zaledwie ich niewielka część, ale i tak jest na co popatrzeć... Długi szereg butów na wszelkie okazje (ogółem posiadał trzysta par) bielizna z czystego jedwabiu  (samych tzw. "niewymownych" czyli po prostu majtek, miał siedemdziesiąt trzy pary) oprócz tego koszule dzienne i nocne (w tym jedna bardzo szczególna, jest jej zdjęcie w albumie) kapelusze, krawaty, szlafroki, bonżurki, jedwabne pidżamy, stroje wyjściowe oraz sportowe, a  wszystko to osobiście zaprojektowane i w najlepszym gatunku.

D'Annunzio projektował ubrania nie tylko dla siebie ale również dla swoich licznych kobiet, jednak nie były to suknie wyjściowe, lecz luksusowa bielizna, używana podczas intymnych spotkań. Wykonana z przejrzystego, jedwabnego szyfonu lub koronki, bardzo często miała formę seksownej mini - halki. A pięknych kobiet nigdy nie brakowało w jego życiu, mimo iż ożenił się wcześnie mając zaledwie dwadzieścia lat, z księżniczką Marią Hardouin di Gallese, właściwie wbrew woli jej rodziny. Zgodę na małżeństwo wymusił uciekając z panienką do Florencji, gdzie szybko skonsumowali swój związek. Mimo iż niebawem stał się ojcem trzech synów którzy przyszli na świat z tego małżeństwa, nie ustawał w podbojach seksualnych. Miał też wiele  związków dość poważnych, trwających po kilka lat. Z jednego z nich, z księżną Gravina, urodziła się jego ukochana córka, Renata, nazwana przez niego pieszczotliwie  "Sirenetta" czyli Syrenka. Inną  jego kochanką była sławna aktorka Eleonora Duse, związek z nią poskutkował tym, że zaczął współpracować z teatrem i pisać sztuki sceniczne. W jego haremie nie brakowało kobiet wyróżniających się talentem, urodą i uznaną pozycją w tzw. "wielkim świecie". Jedną z nich była sławna "kobieta fatalna" owej epoki, markiza Luisa Casati Stampa, miłośniczka egzotycznych zwierząt (ofiarodawczyni żółwia, o którym pisałam w poprzednim poście).

Jego żona dość szybko wystąpiła o separację, jednak mimo to, po okresie wzajemnej urazy ich stosunki ułożyły się na tyle dobrze, że poeta wynajął dla niej willę tuż obok swego domu w Gardone Riwiera, gdzie Maria zamieszkała na stałe. D'Annunzio, mimo iż zakochiwał się często a jego miłości nie były długotrwałe, we wcześniejszym okresie życia nie traktował swoich podbojów jedynie instrumentalnie. Kiedy jego kochanka Alessandra di Rudini poważnie zachorowała, bardzo się o nią troszczył, dopóki nie wyzdrowiała. (Co prawda później zerwał z nią z powodu narkomanii, w którą popadła zażywając morfinę w czasie choroby). Powszechnie panuje opinia, że mimo tych licznych podbojów jedyną prawdziwą miłością jego życia była Barbara Leoni, którą nazywał Barbarellą a jej postać uwiecznił w swoich powieściach. Znaczącą rolę w jego życiu odegrała jedna z jego służących, Aelis Mazoyer, będąca także jego kochanką i "zarządzającą domem" oraz "zasobami ludzkimi" czyli, inaczej mówiąc, dostarczycielką dziewczyn na jedną noc spośród mieszkanek okolicznych miejscowości.

Była ona  bezgranicznie oddana poecie i przekonana, że należy mu się wszystko, czego zapragnie. Jednak ostatnią stałą towarzyszką jego życia została kobieta, która sama była uznaną artystką. Nazywała się  Luiza Baccara, uważano ją za bardzo zdolną pianistkę i była nie tylko piękna, lecz również młodsza od d'Annunzia o trzydzieści lat. Poeta poznał ją w Wenecji (była przyjaciółką jego ówczesnej kochanki). Związał się z nią przed wyruszeniem do Fiume, gdzie mu towarzyszyła w trakcie Regencji; po wojnie zamieszkali razem w nowo zakupionej willi w Gardone Riviera. Luiza została przy nim aż do jego śmierci, co nie przeszkodziło mu korzystać z wdzięków innych kobiet. Faktem jest, że jeśli miał w planie coś więcej niż przygodę na jedną noc, aby nie drażnić ambicji Luizy wysyłał ją "na odpoczynek" do jej ulubionej Cortiny, co chyba zdarzało się dość często, bowiem D'Annunzio pod koniec życia stał się po prostu seksoholikiem. Czy był to sposób na zabicie lęku przed nadchodzącą śmiercią, o której tak często medytował i na którą się przygotowywał urządzając sobie w domu "Pokój trędowatego", przejaw choroby, czy też wynik zażywania kokainy, dziś trudno tego dociec... Nie wykluczone, że była to reakcja na fakt, iż został odsunięty (za własnym przyzwoleniem) na boczny tor przez Mussoliniego, skutkiem czego żył w złotej klatce swej wspaniałej posiadłości.

Zapewne w młodości i w wieku dojrzałym uparcie szukał miłości, jak to napisał w swej powieści, z której cytat przytoczyłam we wprowadzeniu. Kiedy to poszukiwanie przeszło w mechanizm i w zwykłą rozpustę, tego chyba się nie dowiemy, mimo iż zostały po nim dotąd nieopublikowane wynurzenia, dotyczące również tej sfery, jakie zawarł w swoim ostatnim, sekretnym dziele, będącym podsumowaniem jego życia. Tak, czy inaczej, faktem jest, iż w Priorii "Sancta Sanctorum" Vittoriale degli Italiani, odbywały się podobno nie tylko "różowe balety", ale wręcz orgie, połączone z zażywaniem kokainy. D'Annunzio nie tylko nie miał nigdy (z małymi wyjątkami) problemów ze zdobyciem upatrzonej kobiety, lecz mimo upływu lat udało mu się zachować opinię wspaniałego kochanka. Zapewne po części był to dar natury, ale prawdopodobnie również efekt kokainy i różne wyrafinowane techniki, jakie stosował. 
W albumach są zdjęcia z wystawy "D'Annunzio segreto" jaką można obejrzeć w salach po amfiteatrem. Zaznaczam, że trzy z nich z nich są dla osób pełnoletnich!
Więcej zdjęć w albumie>

20 komentarzy:

  1. koniecznie muszę wrócić tu wieczorem, mam u
    Ciebie wielkie zaległości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zapraszam i mam nadzieję że temat Cię zainteresuje!

      Usuń
  2. Po raz kolejny jest pod ogromnym warzenie Twoich inspiracji . :) Same tuzy jak z rękawa. Bardzo ciekawe wiadomości z pogranicza sensacji i romansu. :)
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że posłuchałam podszeptu intuicji bo w sumie było to bardzo interesujące doświadczenie. Mam nadzieję że zainteresują Cię również następne posty. Nawzajem pozdrawiam i życzę ciekawych wypadów bo pogoda sprzyja!

      Usuń
  3. Przeczytałam całą serię za jednym zamachem... Widzę, że d'Annunzio nie przestaje czarować i jeśli się nie mylę Sukienko, i na Ciebie on działa? :) Cóż, ja tam idę... pastować buty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam! Nawet przeczytałam "Alcyone" i "Il piacere" w oryginale... ale o Gabriele będzie ciąg dalszy a następny wpis na temat jego przygody z Tamarą! Rozbawiłaś mnie setnie tą uwagą o pastowaniu butów a swoją drogą to dziwne, jakimi pokrętnymi dróżkami zmierzamy do wiedzy...muszę Ci powiedzieć że miałam jeszcze inne "bliskie spotkania" tego rodzaju o czym będzie w przyszłości. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Sukienko .. podziwiam Twoje pióro .. tak pomyślałem, czy Twoje opowieści nie znalazłby miejsca poza Twoimi blogiem ?..
    Nie miałem pojęcia, że d'Annuzio był uzależniony od kokainy .. 'shooting up' jest znanym środkiem na fenomenalną 'potencję' o której piszesz .. ale efekty kokainy są psychologicznie dewastujące .. pomiędzy stanami eufori i depresji .. puszczam, że żywot z d'Annunzio to było raczej niezłe piekłeko :^)
    słoneczne pozdrowienia i mam nadzieję, że czujesz się już dużo lepiej i nadgarstek zdrowieje

    OdpowiedzUsuń
  5. Piotrze to co napisałeś jest bardzo miłe, tym bardziej, że jako dyslektyczka muszę ostro pracować nad każdym postem a do tego wiele lat spędzonych we Włoszech źle wpłynęło na moje wyczucie składni więc ciągle coś poprawiam...Zaś co do meritum, też dowiedziałam się o tym przypadkiem i sądzę że narkomania d'Annunzia miała większy wpływ na jego poczynania niż początkowo myślałam, kiedy mniej wiedziałam o jego życiu. Będę jeszcze pisać na ten temat ale uprzedzając fakty mogę powiedzieć, że chyba był w tym względzie wręcz klinicznym przypadkiem. Ogół Włochów chyba nie zdaje sobie z tego sprawy choć różne źródła o tym mówią. Ale współcześni Włosi też są miłośnikami "Białej Damy" która jest plagą społeczną, więc nie sądzę żeby mieli mu to za złe...
    Ręka mnie boli choć gips mi ogromie przeszkadza. "Serdeczne pozdro" z mokrych Mazur (pada)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sukieneczko, po pierwsze ... nie wiedziałam, że złamałaś rękę :(
      (może pisałaś wcześniej, ale miałam trochę roboty z przenosinami bloga, jeszcze zresztą nieskończonymi, że musiało mi to umknąć). Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje, choć muszę przyznać, że ... po długości Twoich wpisów nigdy bym się nie domyśliła :)))
      Tak samo, jak bym się nigdy nie domyśliła, że masz dysleksję (choć wspominałaś kiedyś)
      Niektórzy twierdzą, że nie ma czegoś takiego, jak dysleksja :))), ale jeśli Ty ją masz, to naprawdę w jakiejś mocno ukrytej formie. A Twoje starania (które też w ogóle nie wyglądają na starania, ze względu na swobodę, z jaką piszesz) przynoszą niesamowite efekty.

      Co do samego d'Annunzio, to ... świetnie się czyta, ale spotkać tego pana to bym raczej nie chciała. I nie wiem, czy by mnie nawet butami ujął ;))

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Miło mi że do mnie zajrzałaś, ja zaglądałam do Ciebie po Twoich przenosinach ale się nie odzywałam bo nie wiedziałam co napisać. Z jednej strony cieszę się bo w sumie poszłaś w moje ślady, nowa szata też nie powiem, fajnie wygląda ale z drugiej miałam ogromny sentyment do Twojego starego bloga...więc siedziałam cicho. Rękę złamałam w ubiegłym tygodniu, na szczęście lewą! Z tą dysleksją to od zawsze borykałam się z różnymi problemami, które mnie dołowały. Robiłam specjalne testy dla dorosłych i wypadły pozytywnie. Również słyszałam opinie że dysleksja to tylko wymysły ale sama na moim własnym przykładzie wiem że są rzeczy których nie jestem w stanie przeskoczyć. Tym bardziej się cieszę, że moje wymęczone posty sprawiają w miarę dobre wrażenie. Jeśli chodzi o Gabriela to chyba też nie chciałabym go poznać osobiście choć jego książki zrobiły na mnie duże wrażenie i uważam je za niezwykle wnikliwe. Wzajemnie pozdrawiam!

      Usuń
    3. Sukienko, Ty lepiej u mnie nic nie pisz, tylko na razie oszczędzaj rękę. Powiem Ci, że mam też ogromny sentyment do mojego szarego szablonu z Bloxa i w ogóle do całego bloga (nawet nie wiedziałam, że tak duży :))
      Widzę, że część osób - przynajmniej na razie - się nie przeniosło w moje nowe miejsce (a część osób raczej dobitnie dała znać, że im się u mnie niezbyt podoba), ale cóż mogę zrobić. Siłą nie zaciągnę :)

      Co do Gabriela, to ściągnęłam sobie jedną książkę po angielsku (The Child of Pleasure), ale nie wiem, czy mi się uda przez nią przebrnąć, bo nie jestem przyzwyczajona do czytania książek na ekranie komputera.

      Usuń
    4. Ja własnie się przeniosłam bo jak mogłabym nie...w końcu to wciąż jesteś Ty, Fidrygauko! Co do Gabriela to pewnie jest to"Il Piacere" czyli "Rozkosz" którą czytałam po włosku i po polsku. Ciekawa jestem Twojej opinii, więc daj znać nawet jeśli okaże się nie w Twoim guście albo postanowisz nie kontynuować lektury. Pozdrawiam!

      Usuń
    5. Sukienko w Kropki .. tym bardziej podziwiam Twoje opowieści . czyta sie jak najlepszą książkę .. Twój język jest piękny .. wiesz czasem tak bywa, że przebywanie poza krajem daję wieksza miłość do języka niż gdyby mieszkać w kraju .. słonecznie pozdrawiam

      kokaina jest straszna w uzeleżnianiu .. czytałem, że była często używana do 'wzamcniania' orgi .. no cóż żałosne
      nie życzę narkomani nikomu straszny los

      Usuń
  6. Od dawna walę się po łapach, żeby nie pisać kontrowersyjnych komentarzy. Onegdaj, jedna z moich propozycji skończyła się prawie internetowym "puczem".
    Faszyzm, kokaina, loty nad Wiedeń, jakiś dziwne i "wąskie" rozmowy o historii... Istria, Wilno, Etiopia (a dlaczego nie Panama 1989?)...
    Nie zgadzam się!!!
    To też jest moja Sukienka!!!
    To,że Sukienka zauroczyła się postacią Gabriele D'Annunzio świadczyć może jedynie, że jest kobietą "nietuzinkową". Pani Walewska też traciła czas (dużo czasu) na "takie niby coś" o wzroście 158 cm.

    Sukienko, opowiadaj ty lepiej o swoich tajemnicach z północnych Włoch. Pisz co ci ślina na język... Chłoniemy to wszystko jak bajki niejakiego Andersena.
    Jest nawet trochę lepiej, bo zawsze możemy tam pojechać.

    Wniosek:
    Ty piszesz, my czytamy!!!
    Klub dyskusyjny, jeden blog dalej...

    Ps. Jak ty jesteś dyslektyczką, to 99% Polaków jest analfabetami!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Lolku jesteś moim ulubionym rycerzem! O d'Annunziu będzie jeszcze trochę, bo ze wszystkimi swoimi błędami, śmiesznostkami, dziwactwami, wybujałym ego- i erotyzmem z pewnością był dzieckiem swojej epoki więc myślę że jest wart zainteresowania potomnych nawet jeśli jego ideologia jest nam zupełnie obca. Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
    2. A napisz mi o tym "puczu" gdzie miał miejsce?

      Usuń
    3. aluzja do 1989 dobrze zrozumiana .. ale nie wiem Lolku czy byłeś w Panamie bo ja owszem :^) .. rozmumiem, że masz estymę dla mafiosów narkotykowych
      158 cm skończył tam gdzie karma go dopadła w dziupli na St Helens po tym jak dostał mantko od Wellingtona .. gwałty i morderstwa, które jego 'cysorzowanie' przyniosło można 'podziwiać' na przykład w Zaragoza w Hiszpani .. zwyczajny krwawy tyran jaki wiele przed i po

      Usuń
    4. Sprawy chyba zaszły za daleko więc bardzo proszę o zaprzestanie dalszych wycieczek osobistych! Ja mam akurat podobne zdanie na temat "cysorza" który zasadniczo w Polsce ma niezłą prasę bo przyniósł nam kaleką wolność w swoim czasie lecz widzę ciężką hipokryzję w stawianiu na piedestał Legionistów zważywszy jaką rolę odegrali w Hiszpanii i na Santo Domingo...To świetny przykład na dobre intencje którymi jest wybrukowane piekło. Jednak co by tu nie powiedzieć, przeciwnicy Napoleona też byli nie mniejszymi tyranami. Jestem zwolenniczką tezy, że na minionych protagonistów i ich czasy należy patrzeć "szkiełkiem i okiem" gdyż tak już jest, że pewne słabości i błędy jednostek odzwierciedlają braki i słabości epoki w jakiej żyją. W związku z tym, chyba lepiej skupić się nad rozważaniem jak to się stało i co doprowadziło do tego, że właśnie ci ludzie znaleźli takie poparcie i odzew dla swoich idei? Żaden z nich nie działał w próżni i mimo tego, że to my tworzymy historię, czasami jest ona splotem okoliczności oraz wzajemnych oddziaływań, które dają niezamierzone (początkowo) efekty. W historii nie brakuje kontrowersyjnych osobowości a raczej rzec można, to one ją tworzą i nawet Waszyngtonowi Gandhiemu czy Mandeli uważanym przez ogół za postacie świetlane wyciągano zza pazuchy jakieś grzeszki. Wzorowa na swoje czasy demokracja ateńska też się rozsypała i wiadomo, że nie stało się tak z czystego przypadku. Żaden ustrój ani system nie ma szans stać się doskonałym gdyż musiałby mieć doskonałych wykonawców co jest jak dotąd utopią bo zawsze są luki w prawie i gry interesów, które wielu sprowadzają na manowce. Bardzo bym chciała, żeby ta refleksja pozwoliła na obniżenie temperatury dyskusji bez zakładania komukolwiek knebla! Serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników i informuję, że następny post o D'Annunziu będzie dotyczył jego związku z Tamarą więc nie powinien dać powodu do sporów. Jeszcze raz pozdrawiam!

      Usuń
    5. Dobrze Sukienko ..przepraszam za moją alergiczną reakcję na tyranię i faszyzm .. masz rację to nie ma sensu spierać się o przeszłość choć ona zawsze ma wpływ na przyszłość .. te postacie, które wspomniałaś powyżej są w 'moim' panteonie w innym wszechświecie od planet tyranów .. Pokój zatem i biegnę do Tamary :^)

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.