sobota, 29 czerwca 2013

Gabriele d'Annunzio. "Lot archanioła".

"Lot archanioła" to ciekawe określenie, na równie ciekawy (choć niewątpliwe przykry) epizod w życiu poety, kiedy to 13 sierpnia 1922 roku, około godziny dwudziestej trzeciej, Gabriel d'Annunzio wypadł z okna pokoju muzycznego swojej willi w Gardone Riviera. Jak dotąd nie ma pewności co do rzeczywistego przebiegu wydarzeń, więc siłą rzeczy, nagromadziło się wokół tej historii wiele plotek i pomówień z teorią spiskową na czele. Po raz pierwszy o owym wypadku usłyszałam w wersji mówiącej o tym, iż d'Annunzio, będąc pod wpływem kokainy wyskoczył z okna willi, łamiąc przy tym nogę. Później w żadnym ze źródeł nie trafiłam na podobną informację, natomiast większość z nich wspomina o locie archanioła (to aluzja do  imienia poety, którego patronem był Archanioł Gabriel). Tego określenia używał zresztą sam d'Annunzio w korespondencji ze swoją długoletnią kochanką (a właściwie konkubiną) Luizą Baccara. Oficjalna wersja wydarzeń mówi, że był to nieszczęśliwy wypadek. Podobno tego wieczoru Luiza dawała koncert, grając domownikom i gościom na fortepianie w pokoju muzycznym "Priorii". W tym czasie jej młodsza siostra, Jolanda rozmawiała z panem domu, stojąc wraz z nim przy otwartym oknie. Musiała to być dość szczególna rozmowa, bo w pewnym momencie kobieta odepchnęła go gwałtownie, co spowodowało, że Gabriele stracił równowagę i wypadł na zewnątrz. Pokój muzyczny znajduje się na pierwszym piętrze willi a okno od ziemi dzieli odległość kilku metrów. Mimo to, podobno poeta odniósł dość poważne obrażenia głowy, co spowodowało utratę przytomności. Z nosa miał mu wypływać płyn mózgowo - rdzeniowy (co z reguły świadczy o złamaniu podstawy czaszki) lecz wezwany lekarz stwierdził, że kontuzja spowodowała jedynie niezbyt groźny wstrząs mózgu. Prawdopodobnie jest w tym zajściu jakaś tajemnica, o której jego uczestnicy i świadkowie nie powiedzieli całej prawdy. Według osób zajmujących się tą sprawą, było kilka punktów zdecydowanie nie pasujących do całości. Pierwsza rzecz, to fakt, iż lekarz wezwany na miejsce wypadku, zastał d'Annunzia ubranego w pidżamę, szlafrok i domowe pantofle. Wszyscy, którzy znali poetę, zgodnie twierdzą, że ktoś, kto tak jak on odznaczał się doskonałymi manierami i był nieposzlakowanie elegancki, nigdy by sobie nie pozwolił na taki strój podczas koncertu, nawet we własnym domu, zarówno przez szacunek dla obecnych osób, jak i muzyki, którą wielbił. Wątpliwości budził też fakt, że dwaj przyjaciele poety obecni wtedy w willi, nigdy nie zabrali głosu w tej sprawie, nie potwierdzając przebiegu zajścia, ani nie zaprzeczając ogólnie przyjętej wersji.

Po wypadku do Gardone Riviera przybyła Renata, ukochana córka d'Annunzia i jego najstarszy syn Mario. Kiedy próbowali dociekać prawdy, insynuując bezpośredni udział Luizy w zajściu (krążyły słuchy, że to nie Jolanda, lecz Luiza powodowana zazdrością o siostrę, podczas kłótni wypchnęła d'Annunzia przez okno) rozjuszony poeta po prostu wypędził ich z domu, zabraniając pokazywania mu się na oczy i dopiero po upływie pięciu lat doszło do zgody pomiędzy nimi. Ale najbardziej istotnym elementem było to, że wypadek miał miejsce zaledwie dwa dni przed planowanym spotkaniem poety z Mussolinim i Francesco Nittim. Nitti, uchodzący za liberała, sprawował funkcję szefa włoskiego rządu w czasie, gdy d'Annunzio powołał do życia swoją Republikę Carnaro na terenie miasta Fiume. Był on politykiem ostrożnym i zachowawczym, więc wówczas nie udzielił rebeliantom wsparcia, co (jak już wspominałam w innym poście) skończyło się wysłaniem wojska i tragicznymi wydarzeniami Krwawego Bożego Narodzenia.  W związku z tym, trudno byłoby oczekiwać, żeby mógł on liczyć na szczególną sympatię Commandante. Jeśli chodzi o stosunki z Mussolinim, sprawa miała się niewiele lepiej, choć "Il mascheraio" prawdopodobnie miał wielką ochotę na wykorzystanie do swoich celów powszechnego szacunku, jakim cieszył się Vate wśród swoich rodaków. Przeprowadził zresztą taką próbę w lecie 1922 roku, kiedy to związki zawodowe przygotowywały się do strajku generalnego. Ówczesny rząd postawił związkowcom ultimatum w sprawie odstąpienia od strajku a w razie braku konsensusu, zagroził rozpędzeniem robotników przy pomocy faszystowskich bojówek. D'Annunzio przebywał wtedy w Mediolanie, gdzie miał się spotkać z Eleonorą Duse. Mussolini zwrócił się do poety z propozycją, aby z balkonu Palazzo Marino przemówił do faszystów zgromadzonych na Placu della Scala i wsparł ich swoim autorytetem. D'Annunzio bardzo niechętnie spełnił prośbę, lecz wbrew swoim obyczajom (jak pisałam poprzednio, był świetnym mówcą, miał dźwięczny głos i doskonale potrafił zapanować nad tłumem) zrobił to w sposób absolutnie niezgodny z oczekiwaniami Duce, mówiąc cicho i niezrozumiale, co Mussoliniego bardzo rozczarowało, gdyż owo przemówienie nie odniosło spodziewanego efektu. Miało to miejsce 3 sierpnia, kilka dni później  padła wyżej wspomniana propozycja, podobno zawarta w liście, którego autorem był Nitti a dotycząca trój-osobowego spotkania w dniu 15 sierpnia, celem wspólnego utworzenia rządu "szerokiego oddechu". Zagadką jest także to, kto naprawdę stał za inicjatywą tego spotkania. Zdania są podzielone - powszechnie uważa się, że był to Mussolini, choć sporadycznie mówi się również, iż mógł to być d'Annunzio. Jeśli istotnie nie był to projekt Vate, jest  mało prawdopodobne, żeby odniósł się on do tej propozycji z wielkim entuzjazmem.

Sądzę raczej, że zbyt sobie cenił własną sztukę i niezależność intelektualną, aby narażać swój autorytet bohatera narodowego poprzez uczestnictwo w przedsięwzięciu, które mogło zakończyć się następną porażką,
tym bardziej, że miał za sobą bolesne doświadczenie związane z Regencją w Fiume. Z całą pewnością nigdy nie brakowało mu zapału i chęci do dokonywania epickich czynów, lecz nie był typem polityka, który dobrze się czuje za rządowym biurkiem. Ze swojego (w zasadzie dobrowolnego) odosobnienia, jako żołnierz - poeta sprawował rząd dusz, nie narażając się na konfrontację z pokrętnymi prawami politycznej codzienności. Prawdopodobnie nie miał również ochoty na rolę figuranta i firmowanie swoim nazwiskiem poczynań dwóch pozostałych panów, z którymi wiele go dzieliło. Jeśli o mnie chodzi, to nie zdziwiłabym się, gdyby fingując wypadek, próbował wycofać się z niewygodnego triumwiratu. Jest to moja własna teoria, która może wydać się nieco dziwna, lecz jak sądzę, nie jest to nieprawdopodobne. D'Annunzio podczas wojny niejednokrotnie dowiódł, że nie brakuje mu ani odwagi ani determinacji, co zgodnie potwierdzają wszyscy jego współcześni. Dowodzi tego chociażby fakt, iż w czasie wojny wstąpił do armii jako ochotnik i niejednokrotnie dobrowolnie wystawiał się na niebezpieczeństwo. W czasach, gdy samolot był ósmym cudem świata i nie tylko brał udział w licznych lotach jako obserwator, lecz przeżył również przymusowe lądowanie. Wtedy to odniósł ranę, która w przyszłości poskutkowała częściową utratą wzroku i otarł się o śmierć, ale to nie zraziło go do lotnictwa. Czym wobec tego zdarzenia byłby skok z niewielkiej wysokości? Sytuacja, w jakiej się znalazł w 1922 roku, była istotnie kłopotliwa. Czy chciałby narażać swój mit stworzony w czasie wojny, aby uczestniczyć w przedsięwzięciu politycznym, do którego nie miał przekonania? Jawne przeciwstawienie się Mussoliniemu też niosło spore ryzyko, więc ucieczka w chorobę byłaby w tym wypadku dobrym rozwiązaniem a d'Annunzio mógłby się zdobyć na taki ekstremalny gest. W młodości, posłując do parlamentu z ramienia prawicy, gdy za pomocą ustawy próbowano założyć knebel wolnej prasie, podczas głosowania przeszedł na lewą stronę sali, mówiąc: "idę w stronę życia". Poza tym zawsze dążył do tego, aby być kategorią sam dla siebie a o jego stosunku do przyszłego dyktatora może świadczyć wiersz, który umieścił w poczekalni dla niemiłych gości, gdzie porównuje Mussoliniego do szkła a siebie do stali. W pierwszej chwili można by pomyśleć, że dało tu znać o sobie przerośnięte ego poety, lecz według mnie, jest w tym inny, dużo głębszy sens. Sądzę, że porównując Duce do szkła, poeta miał na myśli nie tylko kruchość, lecz przede wszystkim przejrzystość tego materiału.

Dla człowieka takiego jak on, o przenikliwej, nieprzeciętnej inteligencji, manewry i zamysły brutalnego, bezwzględnego polityka, jakim był Mussolini, zapewne były przewidywalne, czyli przezroczyste niczym szkło, a tym samym dające sposobność do należytej reakcji. A co do stali - każdy, kto próbował kiedykolwiek zgiąć nawet najcieńszy, stalowy pręt wie, jak trudne to zadanie... Czym większej siły używamy, aby go odkształcić, z tym większą energią wraca do pierwotnej postaci (co może skutkować bolesną nauczką). Reasumując, według mnie, ten wiersz mówi jasno - "przejrzałem cię, wiem kim jesteś i dlatego nie możesz mnie złamać". Kontuzja, jakiej uległ d'Annunzio spowodowała, iż upadł projekt triumwiratu. Niestety, Włochom nie wyszło to na dobre; Mussolini wziął sprawy w swoje ręce i w ciągu kilku miesięcy z przywódcy partii stał się premierem i dyktatorem. Można dziś zastanawiać się i dywagować, w którą stronę potoczyłoby się koło historii, gdyby wieczorem 13 sierpnia 1922 roku poeta nie stanął przy otwartym oknie... Jeśli był to jedynie ślepy traf, być może zmieniłoby to bieg wypadków w Europie, jeśli celowe działanie na jego szkodę, zapewne znaleziono by inną okazję do dokonania zamachu. Tak, czy inaczej, wątpliwości w tej sprawie chyba były powszechne, bowiem w willi pojawił się agent policji pod przykrywką, udający uchodźcę politycznego z Czech. Jego tożsamość została odkryta przez poetę, który pozbył się nieproszonego gościa, lecz agent zdążył przedtem sporządzić odpowiedni raport. Jednak najbardziej zagadkowy jest sam fakt jego przybycia. Nie wiadomo właściwie, dlaczego  się tam zjawił i na czyje zlecenie, gdyż nie wpłynęło żadne doniesienie o ewentualnym przestępstwie. Raport, jaki sporządził ów agent, podobno potwierdził wersję o nieszczęśliwym wypadku, lecz jak dotąd jego oryginał  jest niedostępny i spoczywa w policyjnym archiwum. Wszyscy domownicy obecni wtedy w willi nabrali w tej sprawie wody w usta. Lekarz, który kurował poetę, stwierdził, że odniósł on ciężkie obrażenia głowy, w tym również poważne rany zewnętrzne. Jednak już w trzy tygodnie później na łysej głowie d'Annunzia nie było po nich żadnego śladu, co potwierdza obiektywny świadek. Wersja z "ucieczką w chorobę" to moja prywatna opinia, jaka mi się nasunęła po zaznajomieniu z dostępnymi faktami. Według mnie, przybycie agenta  mogło by wskazywać, iż ktoś inny również miał podejrzenia co do tego, czy wypadek istotnie miał miejsce. Są też (co prawda nieliczne) głosy w tej sprawie, mówiące o tym, że inicjatywa trójstronnego spotkania wyszła od poety, który być może chciał wyhamować zapędy coraz bardziej niebezpiecznego Mussoliniego, na co ten odpowiedział zorganizowaniem zamachu. Według tej teorii miała to być próba usunięcia poety z życia politycznego raz na zawsze (lub skutecznego zastraszenia, gdyby przeżył) a użyto do tego celu sióstr Baccara. Luizę niejednokrotnie pomawiano o to, że była wtyczką faszystów a jej obecność w willi miała ułatwić trzymanie poety pod kontrolą. Oczywiście, jest to również bardzo prawdopodobny scenariusz. Mussolini zapewne zdawał sobie sprawę z tego, że d'Annunzio nie pozwoli sobą manipulować i ich drogi prędzej czy później się rozejdą. Chyba nie był mu też na rękę otwarty konflikt z człowiekiem otoczonym powszechnym szacunkiem ani dzielenie się z nim władzą. W tej sytuacji, proponowanie spotkania mogło być swego rodzaju zasłoną dymną dla planowanego zamachu. Czy istotnie Luiza Baccara lub jej siostra, były zamieszane w próbę zabójstwa? To pytanie chyba pozostanie bez odpowiedzi, jeśli nie wypłyną jakieś nowe, wiarygodne materiały na ten temat. Faktem jest, iż oficjalna towarzyszka Commandante nie była lubiana przez jego ex- towarzyszy broni, którzy mieli jej za złe to, że zbytnio się szarogęsi, dopuszcza do niego ludzi na podstawie własnego widzimisię i kontroluje jego korespondencję.

Również Aelis Mazoyer, gospodyni poety, nienawidziła Luizy i źle się o niej wypowiadała. Aelis prawdopodobnie była dobrze poinformowana o prawdziwym przebiegu wydarzeń, lecz zabrała tę tajemnicę do grobu. W swoim pamiętniku sugeruje czynny i celowy udział Luizy, przytaczając tajemniczo i dwuznacznie brzmiące zdanie (podsłuchane) które ta ostatnia podobno wypowiedziała, a mogące sugerować jej winę. Jednak mimo to, sam wypadek w żaden sposób nie wpłynął na stosunki poety z siostrami Baccara i nadal pozostały one bardzo dobre. Zastanawiano się też niejednokrotnie, co trzymało tę młodą i piękną kobietę przy starzejącym się poecie, który na domiar ustawicznie ją zdradzał. Faktem jest, że Luiza była bardzo zazdrosna, pytanie tylko o co? O poetę, czy też o swoją pozycję przy nim? Przeszło osiemdziesięcioletnia Luiza, podczas wywiadu przeprowadzonego przez Giovanniego Minoli, dziennikarza zajmującego się problematyką historyczną, nie chciała odpowiedzieć na żadne pytania w kwestii wypadku. Choć mieszkała z poetą pod jednym dachem, często komunikowali się za pomocą listów. Luiza przekazała listy d'Annunzia muzeum w Vittoriale, lecz brak pomiędzy nimi korespondencji z okresu po wypadku oraz jakiejkolwiek wzmianki na ten temat, która mogła by wnieść coś nowego do sprawy. Wszystko wskazuje na to, że sam poszkodowany był jak najbardziej zainteresowany tym, aby cała sprawa pozostała nierozwiązaną zagadką. Być może, całe zdarzenie było misterną intrygą, zamachem, albo po prostu rzeczywiście nieszczęśliwym wypadkiem, spowodowanym emocjami, nie mającymi nic wspólnego z polityką. Protagoniści i świadkowie lotu archanioła śpią snem wiecznym, więc być może nigdy nie dowiemy się prawdy o kulisach tego zdarzenia...

Jako punkt wyjścia do tego wpisu, posłużyła mi niepotwierdzona informacja o  skoku poety z okna pod wpływem kokainy. A może jest w tym ziarno prawdy, która wyciekła mimo wszystkich starań, aby nie wyszła ona na jaw? Jedynie motyw tego skoku być może był o wiele bardziej istotny i dramatyczny, niż źle zakończony, narkotykowy seans.
Na czwartym zdjęciu, pierwsze okno z lewej strony, tuż przed balkonem, to właśnie to, z którego wypadł d'Annunzio. Jak widać, jego odległość od ziemi nie przeraża. Na dwóch czarno - białych zdjęciach Luiza a na środkowym poeta, jego przyjaciel i siostry Baccara.

4 komentarze:

  1. Anonimowy30/6/13 17:10

    Niejasności sporo a wysokość faktycznie nieszczególnie przerażająca, choć... przy fatalnym zbiegu okoliczności można się na prostej drodze zabić. ;(( BBM

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo bym dała aby się dowiedzieć jak to było naprawdę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dosc ciekawa historia, mysle, ze prawda tkwi gdzies mocno ukryta i nie wyjdzie na jaw prawdopodobnie nigdy, dlatego tyle domyslow i rozmaitych domyslow.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny! Mocno mnie zaintrygowała ta historia, ciekawe co się za tym kryje, że nikt na ten temat nie puścił pary z ust...Również pozdrawiam i mam nadzieję że przedwyjazdowa gorączka jeszcze Ci się nie daje we znaki!

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.