sobota, 7 marca 2015

Dzień mimozy - 8 marca we Włoszech











We Włoszech mimoza jest  kwiatem, jaki tradycyjnie ofiarowuje się dziewczynom i kobietom w ósmym dniu marca. Jednak panie, których nikt nią nie obdarował, niejednokrotnie same kupują sobie choć małą gałązkę, aby podkreślić świąteczny charakter tego dnia. Myślę, że w tej mimozowej symbolice jest głęboki sens (który postaram się przybliżyć moim czytelnikom) może niezbyt jasny, jeśli ktoś nie miał okazji widzieć jej rosnącej w naturze.

Mimoza to dość spory, zdrewniały krzew, osiągający wysokość 2-3 metrów, przypominający wielkością i pokrojem młode drzewko jarzębiny. Jest to roślina bardzo delikatna, lecz w żadnym razie nie cieplarniana. Chyba też nie ma zbyt wysokich wymagań, bo w cieplejszych rejonach Włoch można zobaczyć całe zagajniki mimozy porastające zbocza gór, gdzie czepiają się nawet najmniejszej odrobiny gleby w szczelinach skał. W tychże rejonach zakwita ona bardzo wcześnie, często już pod koniec lutego a najpóźniej na początku marca. Ma pierzaste listki i śliczne, żółte, puszyste kwiatki w kształcie maleńkich kuleczek. Jest z natury silna i wytrzymała, lecz traci te cechy po zerwaniu. Delikatność jej kwiatów jest przysłowiowa, zerwana gałązka szybko traci swój wdzięk a żółte kuleczki puszystość; niemal w oczach ciemnieją i opadają. Zasuszona, jest zaledwie cieniem swego piękna, niczym twarz staruszki, w której z trudem doszukujemy się śladów jej młodzieńczej urody... Dlatego ściętą gałązkę najlepiej szybko wstawić do wody i unikać bezpośredniego dotykania a wtedy można się nią cieszyć nieco dłużej. Zazwyczaj jest sprzedawana w celofanowych torebkach, co także przedłuża jej krótkie życie. 
Pamiętam, jak niedługo po przyjeździe do Włoch, otrzymałam moją pierwszą  mimozę. Zajmowałam się wtedy pewną obłożnie chorą osobą; w Dniu Kobiet jej córka obdarowała mnie tą śliczną gałązką. Byłam nieco zaskoczona, ale przyznam, że był to bardzo miły gest. 
Przy tej okazji dowiedziałam się, że 8 marca Włoszki noszą maleńkie gałązki mimozy we włosach lub przy ubraniu na piersi, aby każdy kto na nie spojrzy pamiętał, iż jest to wyjątkowy dzień. Wybierałam się wtedy do Mediolanu, więc przypięłam mały fragment gałązki do klapy mojego czarnego płaszcza.



Było piękne, prawie wiosenne popołudnie, bez duszącej czapy smogu nad miastem. Powietrze rześkie i nieco ostre sprawiało, że czuło się, iż wiosna jest tuż tuż. Kiedy znalazłam się na mojej ulubionej via Dante, otoczyła mnie nadzwyczajna aura tego dnia. Chylił się on ku końcowi zaś słońce ku zachodowi; wszystko wokół nabierało różowo - fiołkowej barwy a monumentalne kamienice rzucały długie cienie. W tym wielkomiejskim otoczeniu co parę kroków można było spotkać uliczne stragany, gdzie sprzedawano gałązki mimozy; niosły ją obdarowane kobiety i dziewczyny a także mężczyźni, zapewne chcący ją ofiarować swym paniom na wieczornej randce lub po powrocie do domu. Widziało się mimozę we włosach kobiet, przy ich płaszczach i kurtkach. Ludzie uśmiechali się sympatycznie, nie czuło się powszechnego o tej porze dnia pośpiechu i napięcia. Muzyka ulicznych grajków też brzmiała jakoś inaczej, bardziej słodko i romantycznie...Nazwałam ten dzień Dniem Mimozy i takim już na zawsze zostanie w mojej pamięci, najpiękniejszy, bo niezapowiedziany i nieoczekiwany. W następnych latach rzadko zastanawiałam się nad tym, jaka jest data, czy dzień tygodnia, gdyż rytm mojego życia wyznaczały dyżury i dni wolne od pracy, podczas których mogłam robić to, co najbardziej kochałam, czyli wybrać się "w nieznane". Pewnego roku, w takim właśnie dniu, postanowiłam pojechać do Pavii, żeby zobaczyć to miasto, interesujące zarówno z punktu widzenia historii, jak i architektury. Wyruszyłam pierwszym porannym pociągiem, zupełnie nie myśląc o tym, że jest Dzień Kobiet. Kiedy dojechałam na miejsce i zagłębiłam się w śliczną, barokową uliczkę, nagle, na balkonie z kutego żelaza ujrzałam sporą gałąź mimozy. Doznałam olśnienia, przecież dziś jest Moje Święto! Zdecydowałam, że zrobię sobie z tej okazji słodki prezent i wprowadzę w odpowiedni nastrój za pomocą kawy z pianką i pysznego ciastka. 

Zwiedzając miasto, wciąż natrafiłam na liczne stoiska sprzedające większe i mniejsze gałązki mimozy w celofanowych torebkach. Jednak najładniejszy upominek w tym dniu zrobił kobietom Zarząd Miasta, bowiem wszystkim chętnym płci żeńskiej, zafundowano darmowy wstęp do zamku Viscontich, gdzie znajduje się  Muzeum Miejskie i Pinakoteka. Przyznam, że był to wspaniałomyślny gest, z którego panie licznie i chętnie skorzystały. Przy wejściu zastałam ich sporą gromadkę, wszystkie otrzymałyśmy pamiątkowy bilet wstępu, co mi się bardzo spodobało, tym bardziej, że muzeum jest interesujące a zamek piękny i dobrze zachowany.

Bardzo polubiłam mimozę, nauczyłam się corocznego oczekiwania na jej śliczne kwiatki, które w okolicy Mediolanu (gdzie wtedy mieszkałam) nieraz bardzo długo nie mogły ukazać się w całej swej krasie, z powodu panującego zimna i deszczowej pogody. Kiedy nareszcie przychodziła wyczekiwana wiosna i słońce, mimozy kwitnące w ogrodach cieszyły moje oczy swymi delikatnymi gałązkami, obsypanymi mnóstwem żółtych, puchatych kuleczek.


    
Innego roku, w połowie lutego, kompletnie wykończona pracą i niepogodą panującą w Lombardii, postanowiłam pojechać do Sestri Levante, miejscowości na wybrzeżu liguryjskim znanej ze swej urody. Po wyjściu z pociągu rozejrzałam się wokół a wtedy na stoku góry po drugiej stronie dworca, zobaczyłam zagajnik kwitnącej mimozy. Pomyślałam, iż byłoby świetnie wybrać się tam na spacer, lecz byłam tak zmęczona, że pragnęłam jedynie jak najszybciej znaleźć się na plaży, usiąść na  ławce i słuchać szumu fal, nie ruszając się z stamtąd jak najdłużej. Trochę mi było szkoda niepowtarzalnej i utraconej okazji, aby znaleźć się wśród tych kwitnących drzewek w ich naturalnym środowisku, ale niestety, tym razem moje nogi powiedziały mi "nie" i była to ostateczna i nieodwołalna decyzja...


Włoski obyczaj obdarowywania kobiet mimozą narodził się w Rzymie w 1946 roku. Skończyła się wojna, więc był to nie tylko okres radości, ale także powszechnego niedostatku. Mimo to, w Dniu Kobiet dzieci i mężczyźni przynosili do domów kwitnące gałęzie mimozy, które kobiety stawiały w oknach, aby podkreślić jego świąteczny charakter. Ta wcześnie zakwitająca roślina symbolizuje bowiem zarówno zwycięstwo życia nad śmiercią, jak i wiosennego, słonecznego blasku nad martwotą zimy, jest też wymowną alegorią kobiecości, jako siły połączonej z delikatnością i pięknem.
Jednak to radosne święto  ma w swojej genezie bardzo tragiczne momenty, które dopiero niedawno znalazły znalazły swój epilog. Pierwszy Narodowy Dzień Kobiet obchodzono w 28 lutego w 1909 w Stanach Zjednoczonych, aby upamiętnić tragiczne zdarzenie mające miejsce rok wcześniej, kiedy 126 strajkujących robotnic szwalni, zostało zamkniętych w zakładzie przez jej właściciela. Wybuchł wtedy pożar, w którym wszystkie zginęły. Kilka lat później, 25 maja 1911 roku, następny pożar w fabryce pochłonął życie tym razem 140 robotnic. Były to biedne emigrantki, w większości Włoszki i Żydówki, niektóre bardzo młode, prawie dzieci. Ponieważ wiele pracowało na czarno, trudno było stworzyć wiarygodną listę ofiar. Nazwisko ostatniej z nich ustalono kilka lat temu (mówiono o tym we włoskiej telewizji). Obchody ku ich pamięci początkowo miały miejsce 28 lutego, lecz związku ze zmianą kalendarza święto przesunięto na 8 marca i w tym dniu jest obchodzone do dziś.

Dla ścisłości wypada jeszcze dodać, że roślina, o której tu piszę, powszechnie nazywana mimozą, w rzeczywiści jest jedną z odmian akacji (rodzina mimozowate). Właściwa mimoza, zwana wstydliwą, jest znacznie mniejsza i ma kwiaty fioletowo - różowe.

Inspiracją do zamieszczenia tego wpisu (nota bene ukazał się kiedyś w nieco innej formie na moim starym blogu) był post Ani mieszkającej w Japonii


i jej zdjęcia z pięknymi, wiosennymi kwiatami. Polecam, jeśli ktoś jeszcze nie widział.

25 komentarzy:

  1. Jak sie ciesze ze znowu mozna cie tu spotkac :) Bardzo pieknie napisalas o mimozowatej tradycji, nic nie wspominajac o nieladnym zapachu tej rosliny :) Ja dostalam tylko kilka razy mimoze w dzien kobiet, moj Camillo bojkotuje to swieto. Zreszta we Wloszech i tu w Ticino gdzie teraz mieszkam kobiety najczescie swietuja we wlasnym gronie, wychodza na kolacje do kina etc.. Ja dzis wlasnie wybieram sie do centrum Mediolanu po dlugiej nieobecnosci, chyba zatensknilam za wielkim miastem i moze tez sobie kupie mimoze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja witam bratnią duszę i cieszę się że nadal do mnie zaglądasz! Osobiście mam mieszane uczucia co do tego święta, raczej mnie nie cieszą zdawkowe życzenia i "symboliczny kwiatek". Natomiast geneza tych obchodów i wloska tradycja zarówno ta powojenna jak i ta tragiczna z poczatku wieku wydaje mi się bardzo poruszajaca i ważna, dlatego te wspomnienia o Dniu Mimozy mają dla mnie szczególną wartość. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Camilla.

      Usuń
  2. Z ogromną przyjemnością przeczytałam Twoje przeżycia związane z mimozą.
    To wyjątkowo piękna roślina. Tylko dwa razy miałam ją na wyciągnięcie ręki.
    Jeden z parkingów w Grecji obsadzony był krzaczkami mimozy. Wyglądał zjawiskowo. Drugi raz siedziałam pod drzewem (mimozy) nad Jeziorem Genezaret.
    Miałam nadzieję, że wyhoduję sadzonkę mimozy. Kupiłam nasiona. Niestety, nie wykiełkowało ani jedno ziarenko. W ubiegłym roku przywiozłam strąki Albicji jedwabistej. (Należy do podrodziny mimozowatych) Posadzę wiosną. Mam nadzieję, że jakieś roślinki wyrosną.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję że Ci się uda z mimozą, z tego co wiem to można u nas uprawiać w doniczce tę prawdziwą z liliowymi kwiatkami ale to nie to samo....a może spróbuj posadzić te ziarenka w doniczkach a później do ogrodu? Podobno dobrze jest je namoczyć w wodzie przed posadzeniem. Mojej mamie udało się w ten sposób wychodować pinię z nasonka pochodzącego ze starej szyszki, która do tego była spryskana lakierem. Co prawda pinia nie przeżyła zainteresowania ze strony psa ale nie mniej wyrosła. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Witaj bardzo !!!
    Bardzo ciekawe tradycje z mimozami. Jak widać, że te nasze polskie mimozy, (nawłoć) o których śpiewał Niemen trochę się różnią ;) Po za tym te zwiastują wiosnę, a tamte z kolei jesień.
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham je obydwie, może tę naszą trochę bardziej bo jestem jesienną dziewczyną a piosenkę Niemena wprost uwielbiam. Równiez pozdrawiam.

      Usuń
  4. Szkoda, ze u nas Dzień Kobiet jest , jaki jest.;(
    Życzę, aby ten dzień był dla Ciebie baaaaaaaardzo miły! :) BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ja go odbieram jako nijaki i wymuszony przynajmniej w wykonaniu wielu panów ale oczywiście za życzenia dziękuję i nawzajem życzę wszystkiego najsłodszego!
      Babciu jeśli to przeczytasz to donoszę, że nie mogę się u Ciebie zalogować bo automat mi pisze że mój login jest nieprawidłowy?????...Próbowałam różnych kombinacji, bez skutku. Może dałoby się coś z tym zrobić?

      Usuń

      Usuń
    2. Przykro mi! Nie mam pojęcia, Sukieneczko! Kompletnie się na tym nie znam i nie bardzo wiem, jak przeciwdziałać. :( BBM

      Usuń
  5. Pamietam te piekne włoskie mimozy, kojarzyły mi sie zawsze z wiosną albo ze Świętami Wielkanocnymi, nie wiedziałam że to kwiaty na Dzien Kobiet. pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczyłaś mnie! A może w stronach gdzie mieszkałaś nie kultywuje się tego mimozowego obyczaju tak bardzo jak w Lombardii? Również serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  6. Mimoza kojarzyć mi się zawsze już będzie z. Tuwimem i Niemenem, nie poradzę;
    ale muszę też dodac, że w związku z tym, wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej, bardziej... poetycko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm...coś źle ze mną, dwa razy pisałam odpowiedź dla Ciebie ale gdzie ona jest? Co do polskiej mimozy jest dla mnie najpiękniejsza a piosenka piosenką wszechczasów. Tę włoską polubiłam za to, że mi zwiastowała wiosnę po zimowych szarosciach i przypominała małe kurczaczki albo puchate żółte kaczuszki ale poezji w niej nie za wiele, to fakt. chyba nasza jarzębina ma jej więcej.

      Usuń
  7. Przypominam sobie taką śródziemnomorską wczesną wiosnę, był dopiero luty i właśnie wtedy zobaczyłam pierwszy raz mimozy, skaliste wzgórza pokryte ciernistymi zaroślami, całe wtedy żółte, cytrynowo żółte od kwitnących mimoz.
    Nie znałam tej włoskiej tradycji i dopiero u Ciebie przeczytałam o niej kiedyś (na dawnym blogu). Tu podoba mi się ujęcie tej tradycji w powiązaniu z genezą święta kobiet. Dla mnie początki robotniczego ruchu (który dla mnie oznacza walkę o godność człowieka, godne warunki pracy, równouprawnienie społeczne nie tylko kobiet, ale właśnie wszystkich najbiedniejszych ludzi, dzięki którym, za sprawą ich wyzysku, powstawały i dotąd powstają piękne pałace i dzieła sztuki) zawsze będą się jakoś wiązać z nazwiskami Sacco i Vanzetti, kolejny włoski trop.
    U nas to święto kobiet działa na mnie deprymująco, naprawdę. Tyle pań widziałam wczoraj w Krakowie, każda ze zwiędniętym tulipanem w ręku... Jakieś to wszystko takie płaskie i mocno na przymus. Zaznaczam, że moja opinia subiektywna, etc., etc.

    Widzę jak sobie spacerujesz z gałązką mimozy przypiętą do czarnego płaszcza :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to był wspaniały dzień, wciąż mam w pamięci jego nastrój...zresztą jak widzę, Ty też masz piękne wspomienie związane z mimozami. Co do aspektu święta, o którym piszesz to zgadzam się w 100%, szkoda, że tak mało wiemy o jego genezie, ja o tych strasznych wypadkach dowiedziałam się z włoskiej TV, która oprócz zalewu niezbyt mądrych programów potrafi czasem wyemitować coś naprawdę na poziomie, szczególnie jeśli chodzi o najnowszą historię. Można by długo dywagować na temat dewaluacji takich świąt jak to wczorajsze czy nieszczęsny 1 maja, o których dziś się mówi, że to relikt komunizmu, nie myśląc o tym, jaką cenę kiedyś za nie zapłacono. Czasem mu się wydaje że to efekt dzikiego kapitalizmu jaki dziś się panoszy jakby ostatnie 100 lat się wogóle nie wydarzyło, a może po prostu koło historii przesunęło się o 360 stopni. Natomiast co do Dnia Kobiet w polskim wydaniu to naprawdę mogłabym bez niego żyć...

      Usuń
  8. Do święta kobiet mam stosunek ambiwalentny. Nieodmiennie kojarzy mi się to święto z paczką rajstop i goździkiem, który wręczał przedstawiciel rady zakładowej kobietom, a one kwitowały odbiór prezentu. Nie lubię też otrzymywania jednego kwiatka typu goździk lub tulipan (te kwiaty powinno się jak już dawać w pęczkach), a otrzymanie takiego jednego często przywiędniętego jest dla mnie niczym policzek. Kobietą czuję się cały rok, a nie tego tylko dnia. Jednak zdając sobie sprawę, iż mogę sprawić przykrość ew. ofiarodawcy przyjmuję te kwiatki i grzecznie dziękuję. Może gałązka mimozy jest odpowiedniejsza na uczczenie tego dnia. :) Dziwne, że mimoza (kwiat tak delikatny, że zamyka się pod wpływem dotyku) stanowi też pejoratywne określenie osoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie...jeśli chodzi o tę delikatność to faktycznie zwykle mówi się o tym z przekąsem w stosunku do osoby jaką powszechnie uważa się za przesadnie wrażliwą. A przecież tak naprawdę żaden kwiat nie lubi żeby go bez potrzeby dotykać czy miętosić bo wtedy szybko więdnie, może różnica tkwi w tym, że śmierć mimozy jest bardziej spektakularna, gdyż po prostu umiera na naszych oczach. Jednak tak naprawdę jej symbolika jest nieco bardziej skomplikowana; jesli pozwolimy jej żyć zgodnie z własną naturą jest silna, wytrzymała, zadowala się byle czym i cieszy nasze oczy swoim pięknem. Jednak w rękach brutala szybko je traci zamieniając się poczerniałą suchą gałązkę i umiera, niczym niejedna z nas...

      Usuń
    2. Zostałam kiedyś przez polonistkę nazwana mimozą i odebrałam to jako "obelgę", a może miała na myśli moją nadmierną wrażliwość :)

      Usuń
    3. Zapewne Gosiu tak właśnie było ale żaden młody człowiek raczej nie lubi jak mu się wystawia "diagnozy". Natomiast jak widać Twoja wrażliwość zwracała uwagę od zawsze. Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Miło znów tu zajrzeć i zobaczyć nowy wpis.
    Dzień Minozy to bardzo fajna nazwa, a przy okazji dla Ciebie wiąże się z miłymi wspomnieniami jak darmowy wstęp do zamku czy obdarowanie kwiatami.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, witam i pozdrawiam! Tak to było miłe, bo spontaniczne.

      Usuń
  10. Elu bardzo mi miło, dziękuję pięknie :) A ja się ciesze, że znowu piszesz, nie zaglądam codziennie bo nie mam czasu (goście nas odwiedzili i oprócz pracy, biegamy i pokazujemy Tokio) jakie miłe zaskoczenie, że znalazłam Twój nowy wpis.
    Napisałaś piękny wpis o mimozie, która była takim zaskoczeniem dla mnie kiedy mieszkałam we Włoszech, z przyjemnością przeczytałam i zaraz po internecie polatam w poszukiwaniu zdjęc tej prawdziwej mimozy :)

    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie! A co do gości to fajnie być na tyle zadomowionym w obcym kraju żeby móc go prezentować innym...Również serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  11. Hm. Ciekawe, czy w każdym kraju jest inny kwiatek dopasowany do tego święta. We Włoszech mamy mimozy, w Polsce były goździki, ale (zupełnie pewnie wbrew swej woli) został symbolem systemu, więc zastąpiono go tulipanem... ciekawe co dostają Amerykanki albo Szwajcarki albo [wstawić jakikolwiek kraj]. Wcale bym się nie pogniewała gdyby kwiatkiem na Dzień Kobiet był mech albo mięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, ciekawe pytanie z Tym okolicznościowym kwiatem. Swoją drogą, poduszeczka mchu w doniczce byłaby z pewnością oryginalnym prezentem również parę gałazek pachnacej mięty nie do pogardzenia...

      Usuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.