sobota, 28 grudnia 2013

Lombardia. Wokół jeziora Lugano - "Piccolo mondo antico".



Jak pisałam w pierwszym poście na temat jeziora Lugano, jest on bardzo kręte i składa się z kilku odnóg. Starałam się chociaż w niewielkim zakresie pokazać ich urodę, więc długo wędrowaliśmy  wspólnie wzdłuż jego brzegów, aby na koniec znów dotrzeć do tej części, którą po raz pierwszy zobaczyłam kiedy popłynęłam statkiem z Lugano. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że obszar leżący na północnym brzegu, pomiędzy włoskim miastem Porlezza i szwajcarską Gandrią, nosi nazwę Valsolda. Ograniczają go szczyty Monte Boglia, Monte Fiorina i Monte dei Pizzoni, a  na zboczach i nad wodami jeziora znajdziemy dziesięć niewielkich, malowniczych wiosek. Pewnego lata dotarłam tam ponownie, tym razem od strony lądu - od tej pory to miejsce stało się dla mnie nie tylko celem częstych wycieczek, lecz przede wszystkim moją ulubioną okolicą, gdzie przeżyłam najpiękniejsze momenty wzruszeń, oczarowanie pejzażem i historią tej ziemi. Te moje wędrówki spowodowały, że nieco później sięgnęłam po kilka książek; ich przeczytanie zaowocowało dalszymi poszukiwaniami i lekturami, a następnie przyszedł czas na zastanowienie się nad wieloma istotnymi tematami... Znalazło się tu miejsce nie tylko dla refleksji nad podobieństwem dziejów Galicji i Lombardii, które przez długi czas wchodziły w skład Austro-Węgier, lecz przede wszystkim nad znaczeniem zasad moralnych w życiu człowieka a także wartości, jakim jest cierpienie oraz poświęcenie, niejednokrotnie tak ważne dla przejścia na wyższy stopień rozwoju duchowego. To wszystko wiązało się odkryciem pewnej przepięknej książki, opisującej dzieje Valsoldy i niewielkiej grupy mieszkających tam ludzi, których uczucia oraz problemy mimo nieco staroświeckiego anturażu nic nie straciły na aktualności. Co więcej, mimo iż od tamtych czasów minęło sto pięćdziesiąt lat, miejsca, jakie autor w niej opisuje, również prawie się nie zmieniły, więc mogłoby się zdawać, że za chwilę za zakrętem wąskiej uliczki zobaczymy rąbek czarnej sukni Luizy a na balkonie z widokiem na jezioro usiądzie Franco ze swoją popołudniową kawą...

Jednak najbardziej zadziwiający jest sposób, w jaki odkryłam Valsoldę oraz to, jak długą drogę przebyłam w przenośni i dosłownie, zanim tam dotarłam. Być może, właśnie owa droga dała taki walor mojemu spotkaniu z tą ziemią, leżącą nieco na uboczu, która nie wystawia swoich uroków na pokaz, lecz strzeże ich zazdrośnie dla tych, co zadadzą sobie trud jej odkrycia i pokochają bez zastrzeżeń. Zaczęło się to wszystko dawno temu, kiedy po przyjeździe do Włoch przez krótkie trzy miesiące mieszkałam w Bari. W owym  czasie moja znajomość włoskiego  była bardzo mizerna; jednak mimo to, nie stroniłam od oglądania telewizji, zarówno dla zabicia czasu, jak również  szybkiego osłuchania się z językiem. Pewnego razu miałam okazję obejrzeć film "Piccolo mondo antico" nakręcony (jak się później dowiedziałam) na podstawie powieści Antonio Fogazzaro. Nie mam pojęcia, co sprawiło, że historia wydała mi się znajoma, niewykluczone, że po prostu bardzo dawno temu czytałam tę książkę, bo chociaż nie znałam wielu słów, miałam wrażenie, że doskonale rozumiem o co w chodzi w filmie. Być może, było to również zasługą aktorów - Claudii Pandolfi i Alessandro Gassmana, którzy stworzyli bardzo wyraziste postacie? Kilka lat później przeczytałam ową powieść po włosku (co było dość istotnym wyzwaniem ze względu na styl i słownictwo) a na koniec Marta kupiła mi na Allegro jej  polskie tłumaczenie. Tak czy inaczej, ta historia niezwykle mnie zafascynowała, więc spróbuję ją pokrótce streścić, tym bardziej,  że ma ona istotne znaczenie dla dalszego rozwoju wypadków.

Jak to już zostało powiedziane, akcja powieści toczy się na pograniczu szwajcarsko - lombardzkim, w spokojnym zakątku nad jeziorem Lugano, zwanym Valsolda. Jest rok 1850 a w Europie jeszcze pobrzmiewają echa Wiosny Ludów. Lombardia nadal pozostaje pod władaniem Austrii co powoduje, że lokalne społeczeństwo jest mocno podzielone na stronnictwo patriotyczne i pro- habsburskie, nie brakuje również osób pracujących na rządowych posadach po prostu dla chleba, choć w duchu żywią antypatię dla okupantów. Stosunki pomiędzy Włochami i Austriakami są bardzo napięte, chyba bardziej niż w ówczesnej Galicji gdzie cieszono się znaczną autonomią i przypominają raczej te, jakie panowały w tej części Polski, która się znajdowała pod zaborem rosyjskim. Austriacy mieli świadomość, że nadal prowadzone są konspiracyjne działania, mające na celu przyłączenie Lombardii do Królestwa Sardynii ( w jego skład wchodził sąsiedni Piemont) więc nie wahali się przed ostrymi represjami wobec podejrzanych. Częste były rewizje w domach osób znanych ze swoich  patriotycznych przekonań;  w efekcie nawet z pozornie zupełnie błahego powodu można było trafić do więzienia. Wystarczyło jakieś niezbyt oględne zdanie w przechowywanym liście, stara szabla, pamiątka po dziadku, zagraniczna książka lub gazeta, aby podejrzany stawał się przestępcą, winnym spisku zmierzającego do obalenia istniejącego porządku.
 

W takiej sytuacji geopolitycznej rozkwita miłość Franca Maironi i Luizy Rigey. Franco należy do miejscowej arystokracji, jest to młodzieniec o gorącym sercu i otwartej głowie, kochający poezję i muzykę, zagorzały patriota. Wraz z babką, markizą Orsolą Maironi swą jedyną krewną, mieszka w Cerssogno, w willi nad brzegiem jeziora.  Luiza pochodzi z burżuazji, jej ojciec, który był profesorem uniwersytetu już nie żyje, natomiast matka  ciężko choruje i nie opuszcza swego domu w małej, górskiej wiosce Castello, gdzie mieszkają obie panie. Panienka jest dobrze wychowana, równie piękna jak mądra, oprócz tego odznacza się nieugiętym charakterem. Mimo jej osobistych zalet babka Franca absolutnie nie godzi się na ten nierówny związek i oznajmia wnukowi, że go wydziedziczy jeśli nie ożeni się w obrębie swojej sfery z osobą, którą ona zaakceptuje. Pomiędzy babką i wnukiem istnieje także otwarty konflikt na tle politycznym, ponieważ markiza jest znana ze swych pro - austriackich sympatii.

Franco postanawia, że nie wyrzeknie się swych uczuć oraz poglądów za cenę majątku i potajemnie żeni się z Luizą. Małżeństwo zostaje zawarte pod osłoną nocy, w kościele w Castello. Kilka godzin po tej ceremonii  przyjaciel Franca profesor Gilardoni wyznaje mu, że jakiś czas temu porządkując dokumenty swego zmarłego ojca będącego plenipotentem dziadka Franca, markiza Maironi, odkrył kopię testamentu, z którego wynika, że cały majątek zapisał on nie żonie, lecz wnukowi. Profesor milczał o tym fakcie, gdyż nie chciał wywoływać rodzinnych niesnasek mając też na względzie to, że Franco tak czy inaczej odziedziczy wszystko po babce. Potajemny ślub i groźba wydziedziczenia sprawiły, że wyjawił tę dotąd skrzętnie skrywaną tajemnicę.
Jednak Franco nie chce zrobić użytku z dokumentu, ponieważ wejście w prawa do spadku wymagałoby procesu sądowego i udowodnienia babce, że jest oszustką co jego zdaniem okryłoby hańbą całą rodzinę. Zabrania przyjacielowi wspominać o tym komukolwiek a zwłaszcza babce i Luizie, prosi go też o spalenie testamentu, lecz mimo danej obietnicy profesor nie spełnia jego życzenia. Markiza, będąca osobą małoduszną i pozbawioną skrupułów wyrzeka się wnuka, kiedy dowiaduje się o jego potajemnym małżeństwie. Młodzi zamieszkują u Piera Ribeiry, wuja Luizy, który posiada dom w niedalekiej Orii. Wuj pracuje jako inżynier w Como, więc przebywa z nimi jedynie okazjonalnie. Wkrótce umiera matka Luizy, młoda para żyje z niewielkiego funduszu, jaki Franco ma po matce i dzięki finansowej pomocy wuja. Pomiędzy małżonkami coraz bardziej uwidaczniają się różnice charakteru i światopoglądu, Luiza jest bowiem osobą bardzo zasadniczą,  w duchu skłania się do filozoficznych poglądów swego ojca, zagorzałego materialisty; natomiast Franco żarliwie wierzy w Boga a jego podejście do życia jest pełne ideałów; cechuje go ogromne zamiłowanie do sztuki i pracy w ogrodzie, gdzie każdą roślinę traktuje jak równą sobie istotę. Wszystko to nieco drażni Luizę i powoduje, że w pewnym sensie ma ona do męża ukrytą pretensję, iż żyje w swojej wieży z kości słoniowej, kiedy ona i wuj troszczą się o byt materialny. Mimo tych różnic nadal łączy ich głęboka i namiętna miłość. Przychodzi na świat córka Franca i Luizy, Maria, zwana Ombrettą. Kiedy dziecko ma trzy lata zdarza się coś, co sprawia, że egzystencja rodziny chwieje się w posadach... Okazuje się, że babka Franca nie zaprzestaje swoich intryg z austriacką policją skierowanych przeciwko wnukowi. Przybierają one na sile, gdy markiza dowiaduje się od profesora Gilardoni, że Francowi jest znana historia testamentu. Zresztą Franco i bez tego jest dla Austriaków osobą wysoce  podejrzaną, gdyż powszechnie wiadomo, iż potajemnie spotyka się on z liberałami i emisariuszami pracującymi na rzecz zjednoczenia.
 
Dochodzi do nocnej rewizji domu wuja Piera i ostrzegawczego aresztowania Franca, który dość szybko zostaje zwolniony, ponieważ tym razem babce zależało jedynie na jego zastraszeniu. Wkrótce markiza powoduje, że wuj Piero zostaje odprawiony na emeryturę, skutkiem czego jego zasoby pieniężne znacznie się kurczą a rodzinie zaczyna brakować środków na godziwe życie. W tej sytuacji Franco z bólem serca podejmuje decyzję o rozstaniu z bliskimi. Przekracza zieloną granicę ucieka z Lombardii i udaje się do Turynu, gdzie podejmuje pracę w redakcji gazety. Ten wyjazd jest istotny także dla jego bezpieczeństwa, ponieważ policja nadal żywo się nim interesuje. W Turynie przyłącza się do grupy miejscowych radykałów, którzy nie przestają pracować na rzecz zjednoczenia Włoch i wyrugowania Austriaków z Lombardii oraz Veneto.


Dla Luizy i jej wuja nastają bardzo ciężkie czasy, młoda kobieta nie tylko rezygnuje z wielu rzeczy, aby ograniczyć wydatki na utrzymanie domu, podejmuje również pracę przy przepisywaniu tekstów. Wtedy niespodziewanie ponownie wychodzi na światło dzienne sprawa testamentu. Luiza, która przez przypadek się o nim dowiaduje, przeżywa ogromną rozterkę duchową, gdyż ma świadomość, że  jej pogląd  na tę sprawę jest w niezgodzie z decyzją Franca, natomiast osobiście uważa, iż nie należy tolerować podobnego oszustwa. Postanawia spotkać się z markizą i powiedzieć jej to prosto w oczy a ponieważ wie, że ma ona przybyć do sąsiedniego Albogasio, idzie tam by poczekać na jej przybycie. Jednak  do rozmowy nie dochodzi, gdyż nadbiegają kobiety z Orii wołając, że coś złego przydarzyło się małej Ombretcie. Okazuje się, że choć w domu było kilka dorosłych osób, dziewczynka sama zeszła do darseny, gdzie cumowano łódkę, żeby pobawić się małym stateczkiem i wpadła do wody. Luiza biegnie o domu, gdzie zastaje nieprzytomną córeczkę; niestety, mimo całonocnych wysiłków miejscowego lekarza dziecko umiera. Franco potajemnie przybywa do domu i chociaż stara się wesprzeć żonę, ten dramatyczny wypadek stawia między nim i Luizą barierę nie do przebycia. Franco ponownie wyjeżdża do Turynu a jego głęboka, żarliwa wiara w Boga pozwala mu przetrwać i pogodzić się ze stratą dziecka. Natomiast Luiza pogrąża się w rozpaczy graniczącej z szaleństwem, nie tylko codziennie chodzi na cmentarz i rozmawia tam z córką, jakby dziecko nadal żyło, ale zaczyna uczestniczyć w seansach spirytystycznych, gdzie próbuje przywoływać jej ducha. Wuj Piero stara się jej pomóc w tym trudnym okresie, lecz otwarcie potępia takie postępowanie, mówiąc, że jest to wbrew rozsądkowi i naturze. Wspomina również, że powinna urodzić drugie dziecko, co dla Luizy jest czymś absolutnie nie do pomyślenia. Tymczasem nadchodzą wielkie zmiany polityczne, jakie przynosi rok 1959. Królestwo Sardynii przy pomocy Francji szykuje się do wojny z Austrią, więc Franco, wierny swym ideałom zaciąga się w szeregi armii. Pisze do żony list, prosząc ją, aby spotkała się z nim na Isola Bella, wyspie leżącej na Lago Maggiore. Luiza nie chce tego spotkania, ponieważ uważa, że jej miłość do męża umarła i obawia się, że będzie on oczekiwał fizycznego zbliżenia, na jakie ona nie potrafi się zdobyć. Kiedy wuj Piero dowiaduje się o liście, grozi Luizie, że pomimo słabego zdrowia sam pojedzie a na wyspę, aby spotkać się z Frankiem i wyjawi mu brutalną prawdę o stanie jej ducha i umysłu. Luiza rozumie,  że mąż może umrzeć na polu bitwy ze świadomością, iż kobieta, z którą związał się na dobre i na złe po raz drugi opuściła go w decydującej chwili życia, więc również postanawia pojechać na wyspę by pożegnać się z mężem, choć dzieje się to niejako pod przymusem i wbrew jej chęciom.

Dla obojga jest to bardzo trudne spotkanie ze względu lata rozłąki i cierpienie będące ich udziałem, jednak Franco, człowiek otwarty i prostolinijny, nie pozwala, żeby ten zły nastrój ich rozdzielił. 
Mówi żonie o swoich uczuciach, o tym, jak mu było ciężko żyć po śmierci dziecka ze świadomością, iż nie jest w stanie wspierać jej  w trudnych momentach, kiedy tak bardzo była im  potrzebna wzajemna bliskość i zrozumienie.
Przypomina Luizie początek ich miłości i prosi, aby powtórzyła słowa, jakimi przed laty wyznała mu, że go kocha. Ta prośba oraz inne wspomnienia powodują, że w Luizie budzą się wszystkie dobre uczucia, jakie nadal ma dla męża i spędzają razem noc w hotelu na wyspie. Następnego dnia Luiza i Piero żegnają Franca, który wsiada na statek płynący na piemoncki brzeg, skąd wyruszy na wojnę. Wuj idzie na taras, żeby jeszcze raz popatrzeć na piękne widoki roztaczające się wokół i niespodziewanie umiera na serce. Luiza jeszcze nie wie, że w jej łonie już kiełkuje nowe życie...


Ta książka, którą tu dość pobieżnie streściłam, jest pierwszą z czterech części tetralogii, gdzie  Antonio Fogazzaro, uważany za wybitnego pisarza owej epoki (był kandydatem do Nagrody Nobla) zawarł swe poglądy i idee. Z pozostałych tomów ( ich akcja toczy się w okolicy Vicenzy i Rzymu) dowiadujemy się, że Franco wrócił do domu, lecz zmarł skutkiem rany, jaką odniósł w walce a Luiza także odeszła na zawsze niedługo po narodzinach drugiego dziecka. Protagonistą staje się ich syn poczęty na Isola Bella, który po wujecznym dziadku otrzymał imię Piero. Splatają się w nim dominujące cechy obojga rodziców, co sprawia, że jest on postacią naprawdę nieprzeciętną. Piero pod wpływem okoliczności życiowych przechodzi istotną przemianę duchową i niczym święty Franciszek bez reszty poświęca się  idei odnowy kościoła katolickiego, który sam Fogazzaro uważał za instytucję skostniałą i daleką od prawdziwie chrześcijańskiego ducha. 
Jednak mimo tych szczytnych celów, jakie sobie postawił autor, pozostałe części cyklu  pod względem literackim nieco słabsze od pierwszej,  brakuje im dramatycznego napięcia i dyskretnego humoru, które sprawiają, że w pierwszej powieści widzimy kawałek prawdziwego życia. Są one bardziej wyrozumowane niż odczute i przeżyte, jakby autor tworzył szereg scen, będących nie tyle zwierciadłem życia, co ilustracją jego tezy filozoficznej. To sprawia, że postacie bohaterów nie przemawiają do czytelnika z tą siłą prawdy, jaka cechowała pierwszą część. Natomiast "Piccolo mondo antico"  to nie tylko piękna, choć bolesna historia dwojga ludzi, którym przypadła w udziale trudna miłość w trudnych czasach, to również historia miejsca, gdzie żyją pokazująca jego niewątpliwe, choć surowe piękno. Całość jest wspaniale opowiedziana, z głęboką analizą psychologiczną wszystkich postaci, zarówno głównych bohaterów, jak i całej galerii pomniejszych (o których tu nie wspominałam) dzięki czemu powieść jest również ciekawym przyczynkiem do poznania realiów owej epoki. 
W następnych postach chciałabym opisać moje wędrówki śladami Antonia Fogazzaro oraz jego bohaterów o tym, jak poznawałam Valsoldę, gdzie toczy się akcja powieści i emocje, jakie temu towarzyszyły...Zapraszam na ciąg dalszy.

Zdjęcia z Valsoldy można zobaczyć  w albumie >



20 komentarzy:

  1. Bardzo mi się spodobało Twoje piękne zdanie, które w pełni potwierdzę, że najpiękniej jest tam, gdzie chyba jest najmniej ludzi. Za to satysfakcja,ze odkryłem sos nowego :)))
    Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia :)

    Być może właśnie owa droga dała taki walor mojemu spotkaniu z tą ziemią leżącą nieco na uboczu, która nie wystawia swoich uroków na pokaz, lecz strzeże ich zazdrośnie dla tych, co zadadzą sobie trud jej odkrycia i pokochają bez zastrzeżeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że pod tym względem mamy wiele spólnego...Nadmiar turystów z pewnością przeszkadza w kontemplacji, czy to pejzażu czy zabytku. Tu mi się przypominaj moja wycieczka do Piony, o której pisałam w jednym z pierwszych postów, gdzie w opactwie były tłumy jak na niedzielnej mszy, ludzie z małymi dziećmi, psami pod pachą i tak dalej, po prostu cudem udało mi się zrobić parę zdjęć "bezludnych". W Valsoldzie było zupełnie inaczej i mam nadzieję, że uda mi się opisać te wszystkie ulotne wrażenia, a także przypadkowe spotkania z ludźmi, które w pewnym sensie spotęgowały niezwykłą atmosferę tej okolicy.
      Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do dalszego czytania!

      Usuń
  2. Kompletnie nie znam tego autora, pierwszy raz słyszę to nazwisko.
    Myslę, że fajnie odkrywac miejsca, które zauroczyły nas w literaturze, co też czynisz... wielu moich znajomych w tym bloggerow właśnie tak zwiedza Tokio, choćby śladami Murakamiego, który mnie nie zauroczył i nie polubiłam jego powieści więc swoimi ścieżkami tu bładze.. ale to tak na marginesie.

    Czekam na cd Twoich opowieści i serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, wcale mnie to nie dziwi, obecnie nie jest to popularny autor w Polsce, Włosi go znają bo to klasyk niczym nasz Sienkiewicz, przerabia się go w szkole ale nikt już nie żyje tymi książkami tak jak kiedyś Ja być może czytałam "Piccolo mondo..." jako nastolatka, bo skąd by mi się wzięło wrażenie, że znam tę historię, ale nie mam pewności. Też bym na niego nie wpadła gdyby nie film... Jedak cieszę się z tego splotu przypadków bo to była wspaniała przygoda.
      Po takiej zachęcie jaką tu otrzymałam za kilka dni biorę się do roboty! Również gorąco pozdrawiam!

      Usuń
  3. Wspaniale streściłaś tę opowieść, budując fundamenty twoich kolejnych wypraw śladami Franco i Luizy. Napisałaś, że te tereny są ukryte przed turystami, mam nadzieję, że je nam pokażesz tak wspaniale, jak dotąd to czyniłaś na swoim blogu.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, postaram się sprostać zadaniu, choć wiem, że nie będzie to łatwe...Valsolda istotnie w porównaniu z okolicą jezior Como, Garda czy Maggiore jest właściwie nieznana, co prawda są tam pokoje do wynajęcia i kilka niewielkich hoteli, ale ci co przybywają w te strony zwykle szukają ciszy i spokoju więc nie rzucają się w oczy, albo po prostu idą w góry bo jest tam wiele pięknych szlaków.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ale wredna babka! ;( Za to jak mocno urozmaiciła fabułę! ;)) Oczywiście żartuję a historia faktycznie bardzo interesująca! Wszystkiego dobrego na Nowy Rok! Niech będzie udany i szczęśliwy! :) BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babka miała wybitnie paskudny charakter ale była tez swego rodzaju spiritus movens tej historii. Nawzajem życzę wszystkiego najlepszego!

      Usuń
  5. Wszystkiego najlepszego w Nowym 2014 Roku.
    Życzę dużo, dużo zdrowia, radości i wszelkiej pomyślności.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pozdrawiam w nowym roku, gdzie sie podziewasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pamięć, Ewuniu! Tak się złożyło że oprócz oczu daje mi się we znaki rwa kulszowa, nie mogę długo siedzieć przy komputerze. Mam nadzieję, że te wszystkie pechowe przypadki z ubiegłego roku pomału odejdą w zapomnienie. Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
    2. Cos sie przedluza?
      Zdrowiej i wracaj!

      Usuń
    3. Dzięki za pamięć! Już prawie, prawie jestem na chodzie, nawet coś tam szykuję ale idzie mi kulawo oprócz tego nam takie zaległości na każdym polu że strach....Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  8. Wspaniała jest taka podróż śladami literackich bohaterów. Mam nadzieję, że ze zdrowiem ok, a cisza na blogu to jedynie przejściowe zniechęcenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to była wspaniała przygoda, chciałabym ją ładnie opisać, ale jak dotąd mam spory problem...Z oczami jeszcze nie jest dobrze, do tego połamała mnie rwa kulszowa i o pisaniu mowy nie ma, bo siedzenie przy komputerze to dla mnie tortura. Na szczęście widzę pewną poprawę więc może powoli wyjdę na prostą. Dzięki za pamięć i gorąco pozdrawiam!

      Usuń
    2. Napisałam do Ciebie maila, życzę zdrówka i trzymam kciuki, aby rwa przestała rwać :)

      Usuń
    3. Dzięki Małgosiu za pamięć, rwa niestety odpuszcza powoli ale kupiłam sobie dwa udogodnienia (podkładkę pod laptop i stołeczek pod nogi więc może będzie mi łatwiej pisać. niestety maila nie otrzymałam do teraz...komentarz widziałam wczoraj wieczorem ale czekałam że może jeszcze się pokaże, ale nie. Zapewne masz zapisany w wysłanych więc powtórz jeśli możesz. Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Dużo wody i wyżynne tereny - idealne połączenie na podziwianie widoków.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, będzie on widoczny po zatwierdzeniu.